Info
Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 213051.35 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.74 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 711922 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń21 - 100
- 2024, Grudzień31 - 239
- 2024, Listopad30 - 201
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 208
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
Styczeń, 2021
Dystans całkowity: | 1430.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 54:35 |
Średnia prędkość: | 26.21 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.60 km/h |
Suma podjazdów: | 3733 m |
Liczba aktywności: | 29 |
Średnio na aktywność: | 49.33 km i 1h 52m |
Więcej statystyk |
- DST 51.85km
- Czas 01:51
- VAVG 28.03km/h
- VMAX 51.40km/h
- Temperatura -2.0°C
- Podjazdy 181m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Zoomując
Poniedziałek, 11 stycznia 2021 · dodano: 11.01.2021 | Komentarze 11
Wykonałem dzisiaj kombinację alpejską. Choć może to nie do końca na miejscu porównanie, bo cokolwiek, co się kojarzy z narciarstwem, grozi ostatnio jakimś obostrzeniem :)
Tak jak pisałem, od rana miałem szkolenie. Nie stacjonarne, tylko przez platformę Zoom, chyba ostatnią z popularnych tego typu, której jeszcze do tej pory nie testowałem. Nie powiem, ma spore możliwości, większość rzeczy, łącznie z notatkami pisanymi wspólnie przez różne osoby da się zrobić bez tracenia czasu na bezsensowne wyjazdy służbowe. To plus. Minusem są kamerki, listy obecności i takie tam. Tylko czekać, aż firmy będą mogły legalnie zwalniać w ten sposób :)
Spóźnić się więc nie mogłem, żeby cokolwiek pokręcić musiałem jak w czasach dwunastek wstać mega wcześnie i wykonać gluta, w klasycznej wersji: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Komorniki - Plewiska - Poznań.
W Luboniu jak zwykle światła miały tylko jeden kolor - czerwony. Masakra. No i jazda w temperaturze minus dwóch stopni do najbardziej komfortowych nie należy.
Jedno było fajne: choć na jeden dzień wróciło wschodzące słońce, w sprawdzonym miejscu z widokiem na WPN :)
Zdążyłem się zalogować, zrobiłem swoje, kilka godzin później byłem wolny i postanowiłem wykonać dokrętkę do pięciu dych, z Poznania przez Luboń, Wiry, Komorniki i znów Luboń do domu. W sumie wyszło tak, jak ma być :) Niestety, na jutro pogodynki jasno zapowiadają, iż takiej kombinacji nie powtórzę, bo od rana ma być śnieg :/
Skorzystała również Kropa, która czuje się na tyle dobrze, że mogła dziś legalnie polatać po Dębinie z kijkiem :)
Trafił się przy okazji duet: bogatka i modraszka w jednym żarły domku. A w sumie to obok niego, na płocie :)
- DST 52.70km
- Czas 01:52
- VAVG 28.23km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 128m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Trznadelsko :)
Niedziela, 10 stycznia 2021 · dodano: 10.01.2021 | Komentarze 14
Błeee... Jak paskudnie dziś było! A będzie jeszcze paskudniej.
W sumie trochę sam sobie jestem winny, bo spałem za długo, naiwnie sądząc, że suchość utrzyma się przez cały dzień. Tymczasem przez drugą (większą, hehe) połowę drogi towarzyszył mi zamiennie śnieg oraz śnieg z deszczem. A że miałem pod tyłkiem cienkie szosowe oponki, komforcik był zdecydowanie średni.
Trasa dokładnie taka sama jak wczoraj (Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewiec - Konarzewo -
Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie -
Gołuski - Plewiska - Poznań). Ale nie wynikało to z mojego widzimisię, lecz z faktu, iż zgubiłem pompkę, tanią bo tanią, jednak przydatną, i chciałem sprawdzić, czy gdzieś nie leży. Oczywiście nie leżała. W sumie ciekaw jestem, jak do tego doszło - widocznie musiała się poluzować tasiemka trzymająca. Że jednak tego nie zauważyłem? Ot, mój wewnętrzny fenomen :)
Pisać nie ma więcej o czym, tym bardziej focić, więc w zamian coś kolorowego - napotkany dziś na Dębinie trznadel. Oj, naczekałem się, aż wygrzebie się spod liści, do tego zrobiło się już ciemno, więc jakość taka sobie.
Trafił się również tył dzięcioła średniego.
Na trasie zaś tylko spore stado saren...
...i generalnie taka paskudna szarość. I to jeszcze przed opadem śniegu.
Wodoszczelna Sigma nie działała tylko cztery razy. Powoli staję się ekspertem od przecierania styków w locie :)
Jutro nie poszaleję - co prawda pracuję/mam szkolenie z domu, ale w godzinach najbardziej kijowych, czyli od rana :/
- DST 51.85km
- Czas 01:51
- VAVG 28.03km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 128m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Prezentowo :)
Sobota, 9 stycznia 2021 · dodano: 09.01.2021 | Komentarze 5
Na rower miałem iść rano, ale z przyczyn niezależnych od operatora (dwóch kółek) plany się pokiełbasiły i najpierw musiałem polatać trochę po okolicy, a przy okazji skoczyć z Kropą na Dębinę. W sumie taka wersja dnia raz na jakiś czas jest ok, byle nie za często.
W końcu ruszyłem, do tego szosą, ale dopiero po trzynastej. Mega późno, jednak dobrze, że w ogóle.
Trasa nieskomplikowana: Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewiec - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.
Było zimno, o dziwo dość wietrznie na polach, ale przynajmniej sucho. Przynajmniej "na górze", bo drogi jeszcze miejscami usyfione.
Na początek jedyne dzisiejsze zdjęcie z rowerem, z okolic Lisówek, spod ulubionego drzewa.
Reszta natomiast to rezultat tego, co czekało mnie na odcinku między Konarzewem a Dopiewem. Czułem się jakbym rozpakowywał Kinder Niespodziankę, bowiem niczym na zawołanie zwierzaki zaczęły się pojawiać i przestać nie chciały. Super, szkoda tylko, że było tak szaro, bo jakość daje wiele do życzenia. Na początek spotkałem myszołowa pilnującego stada sarenek:
Te drugie potem przeleciały w oddali przez drogę, czymś spanikowane:
Kawałek dalej na polu pojawił się (prawdopodobnie) myszołów włochaty, ale po tej pikselozie ciężko być pewnym.
Z drugiej strony przyuważyłem lądowanie stada żurawi:
...a w Lisówkach pojawiło się jeszcze jedno, większe.
Co robi klasyczny szoszon na widok takiej drogi?
Jedzie, a nawet pędzi dalej. Co robię ja? Zauważam drapieżnika na drzewie, hamuję, chowam się za innym, wyciągam aparat i staram się nie spłoszyć kani rudej. Udało się jako tako. Byłem nawet świadkiem, jak chyba coś upolowała.
W sumie cały czas nie jestem pewien, czy to nie jednak myszołów włochaty, ale raczej stawiam na wspomnianą kanię.
EDIT: chyba jednak myszołów włochaty. Im dłużej je porównuję, tym bardziej wiarygodna wydaje mi się ta opcja. To ptak dość rzadko widywany w Polsce (w przeciwieństwie do myszołowa zwyczajnego), więc nie ma lekko :)
Na koniec jeszcze samotna sarenka.
Czemu takie kumulacje nie mogą się zdarzyć w jakiś słoneczny dzień, cholera jasna? :) No nic, lepszy rydz niż nic. Choć łapy mam wciąż zmarznięte.
Z Dębiny też mam kilka zdjęć, ale nie ma co przesadzać w jednym wpisie :)
- DST 52.40km
- Czas 01:53
- VAVG 27.82km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 187m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Zima marzeń :)
Piątek, 8 stycznia 2021 · dodano: 08.01.2021 | Komentarze 14
No proszę. Miał być koszmar, a było całkiem sympatycznie. Takie rzeczy tylko z naszymi wróżkami, wrrrrróććć, pogodynkami.
W sumie może i było źle wczesnym rankiem, ale spałem. Trzeba korzystać z chwil wolnego. Ruszyłem natomiast po jedenastej, sam siebie zadziwiając wyborem szosy, a nie mtb-ka. Nie żałowałem, bo było bezpiecznie, a nawet ładnie. Oczywiście ostrożność została zachowana, między innymi przez to nie cisnąłem. A poza tym mi się nie chciało :)
Trasa to "kondominium", czyli w skrócie: Poznań - Luboń - Puszczykowo - Mosina - Łódź - Stęszew - Szreniawa - Komorniki - Luboń - Poznań.
O tak właśnie było:
To, co najlepsze zimą: słońce (latem go nienawidzę, teraz wielbię),
pagórki WPN-u, Jezioro Dymaczewskie, nawet ta DDR-ka na tym kawałku nie
wkurza (w przeciwieństwie do kostkowych fal Dunaju w Witoblu i
Stęszewie). Tak zresztą ona wygląda trochę wcześniej. Niepotrzebna, ale jest ok.
Dla kontrastu: oto gówniany szajs z Komornik. Tam mogło być tak pięknie, ale postawili wzdłuż zakaz jazdy rowerem, kilka razy widziałem tam przejeżdżające radiowozy, więc nawet ja się wolę przemęczyć niż ryzykować mandat. Jako bonus są tam kursujące z wózeczkami "madki". Tę dzisiejszą nawet potraktowałem z minimalną ironią, podczas wyprzedzania mówiąc głosem przedszkolanki (hm, czy jest męski odpowiednik?), że ta część, gdzie jest rysunek rowerka oznacza, iż jest ona dla rowerzystów. Lecz gdy spojrzała na mnie mało myślącymi ślipiami i powiedziała "aha, ok", to stwierdziłem, że chyba byłem nawet zbyt brutalny :)
Jeszcze sarenki, te same co wczoraj, ale dzisiaj w trawie, nie śniegu...
...oraz moja osobista perełka dnia, dla której dałem ostro po hamulcach. To ptaszek-ninja, czyli srokosz.
Jako ciekawostkę dodam, iż ten kurdupel jest naprawdę niezłym łowcą, a do tego ma dość specyficzne przyzwyczajenie - jeśli upolowana ofiara jest zbyt duża, żeby ją zjeść na raz, srokosze (i inne dzierzby) nabijają ją na ciernie lub druty niczym na pal. Tam sobie "czeka" na dalszą konsumpcję.
A co jutro? Cholera wie. Jedno jest pewne - będzie zimno.
- DST 32.10km
- Czas 01:16
- VAVG 25.34km/h
- VMAX 42.00km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 115m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Dziki glut
Czwartek, 7 stycznia 2021 · dodano: 07.01.2021 | Komentarze 14
Zgodnie z prognozami (w końcu, niestety, zdarzyło im się sprawdzić) od rano sypał śnieg z deszczem. Jeden wielki, dawno niewidziany syf.
Na szczęście miałem wolne, więc liczyłem na jakieś okienko pogodowe (jak łatwo się domyśleć, skoro jest dystans we wpisie, to się pojawiło), no i skorzystałem z okazji na porządne wyspanie, bez presji, że trzeba wstawać. Tu było wręcz przeciwnie: nawet nie należało :)
W związku z aurą postanowiłem lekko odwrócić cykl dnia i najpierw poszedłem z psem na spacer na Dębinę. Jako że jeszcze nie jest do końca zdrowy, to tym razem na smyczy, żeby nie załatwił się ponowie ganiając, a przede wszystkim łażąc z kijem. Jak się okazało, miało to swój dodatkowy plus. Bowiem stanęliśmy sobie oko w oko z taką oto parką:
I tak jak Kropa jest nauczona, żeby nie płoszyć ptaków, tak z dzikami doświadczenie miała do tej pory niewielkie (widziała może ze cztery razy w życiu), więc obszczekała od góry do dołu biedną parkę, która liczyła na spokojne żerowanie. A tu my. Tak więc w akompaniamencie lekkiego ujadania (na szczęście tylko przez chwilę) dostosowałem się do znanej reguły: "kto spotyka w lesie dzika, ten za aparat szybko chwyta" i wykonałem całą serię ujęć.
Zwierzęta się w końcu wycofały, my poszliśmy dalej, ale było jeszcze jedna interakcja - stały się już bardziej ciekawskie, zaczęły podchodzić, więc musiałem tupnięciem zmusić je do wycofania.
Fajna przygoda, kilkaset metrów od domu :) Oczywiście gdyby to była locha z mega młodymi, nawet bym nie ryzykował, tylko wziął dupę w troki, ale tu zagrożenia nie było, tym bardziej, iż pies nawet nie miał jak wpaść na jakiś głupi pomysł.
A na rower ruszyłem około wpół do drugiej, z góry wiedząc, że skończy się jedynie glutem, bo w ciemnościach wracać nie chciałem. Wykonałem kółeczko: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Komorniki - Plewiska - Poznań i znalazłem w domu.
Przy wczorajszej zmianie dętki przy okazji założyłem nowego-starego kapcia z przodu. Bowiem fabryczne Mitasy Ocelot okazały się zaskakująco solidne, a przy okazji tanie, więc kupiłem jakiś czas temu parę na zaś. Z tyłu jednak zamontowałem antyprzebicówki z Decathlonu.
Trafiły się odpoczywające w śniegu (to nie jest normalne, hehe) sarenki.
Na jutro zapowiadane jest ostrzeżenie przed oblodzeniami. I znów śnieg. Miodzio :/
- DST 52.10km
- Czas 02:00
- VAVG 26.05km/h
- VMAX 41.00km/h
- Temperatura 2.0°C
- Podjazdy 127m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Mglista szarość
Środa, 6 stycznia 2021 · dodano: 06.01.2021 | Komentarze 13
Wczoraj nad Poznaniem zaległy ciężkie chmury z paskudztwem. Znaczy się: sypnęło śniegiem oraz śniegiem z deszczem.
Na szczęście dzisiaj dzionek wolny, można więc było poczekać, aż biały szajs stopnieje. O dziwo tak się stało, a ja wyruszyłem na rower lekko po południu. Warunki, czego można się spodziewać, do idealnych nie należały. Co prawda nie padało, ale drogi były mokre, gdzieniegdzie zalegała breja, no i przede wszystkim widoczność była zdecydowanie średnia przez dość solidną mgłę.
Z trasą nie kombinowałem, tylko wykonałem opcję z tę i z powrotem: Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo Stare - Bolesławiec, a nawrotka wyszła z grubsza swoimi śladami.
Plusem - brak silniejszych powiewów. Fajnie by było na szosie, no ale jakoś lubię mieć suchą dupę, więc odpuściłem :) Choć przyznam, że z jednym odważnym szoszonem się mijałem. Minusem za to było przednie koło w Czarnuchu - od kilku dni schodziło mi powietrze, ale po dopompowaniu było ok, więc miałem nadzieję, że tylko wentyl się skopał. Niestety, dzisiaj okazało się, że jednak jest jakaś mała dziurka (wymiana dętki mnie dopiero czeka), przez którą musiałem trzy razy stawać i dopompowywać. I o dziwo dzięki temu udało się dojechać bez konieczności serwisowania po drodze.
Zdjęć bym w ogóle nie robił, bo było paskudnie. No ale obowiązek obowiązkiem, coś być musi :) Więc tutaj wjazd w Puszczykowskie Góry:
...a tu śmieszka w Łeczycy, częściowo zadbana, a częściowo nie. Hm.
Generalnie jednak widoki były... niewidoczne.
Mimo że na dobrą fotę przy braki światła szans nie było, myszołowowi odpuścić nie mogłem, wyszła więc taka oto pikseloza:
Zaciekawiła mnie też samotna dzika gęś.
Wpadłem też zerknąć do "znajomych" danieli w Bolesławcu. Stadko ładnie się prezentuje, choć zmartwił mnie brak albinosa, którego ostatnio widziałem. Boję się myśleć, co się z nim stało, bo w końcu zwierzaki są pod ludzką "opieką"...
Znów latał w okolicy królik, zresztą niejeden. Ciekawostka, bo nie sądzę, żeby te sprytne kurduple nie były w stanie się przekopać gdzieś poza ogrodzenie. Widocznie dobrze im tam.
A jutro? Prognozy znów zapowiadają opady śniegu. Się zobaczy.
Aha, zapomniałem napisać o lekkiej mżawce. Była ona zbyt wielkim wyzwaniem dla wodoszczelnego licznika Sigma. Z dziesięć razy musiałem go wypinać, przecierać, przypinać. Nic nowego.
- DST 52.10km
- Czas 02:02
- VAVG 25.62km/h
- VMAX 44.00km/h
- Temperatura 2.0°C
- Podjazdy 146m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Raniuszko
Wtorek, 5 stycznia 2021 · dodano: 05.01.2021 | Komentarze 15
Ku mojemu zdziwieniu zapowiadane ranne opady zostały przełożone na popołudnie. Ale dopiero rano, bo oczywiście pogodynki aktualnie nie ogarniają nawet czasu rzeczywistego, więc najlepiej pogodę sprawdzać poprzez spoglądanie za okno oraz uskuteczniać później modlitwę (na przykład do Latającego Potwora Spaghetti lub jakiegoś bardziej popularnego w Polsce bohatera religijnych bajek) w intencji braku nagłego Armaggedonu.
Dzisiaj się znów/jeszcze udało. Wykonałem dzięki temu kółeczko: Dębiec - Wartostrada - Malta - Warszawska - Miłostowo - Antoninek - Swarzędz - Jasin - Paczkowo - Siekierki - Gowarzewo - Tulce - Jaryszki - Krzesiny - Minikowo - Starołęka - Dębina - dom.
Było mokro, ale bez śniegu. Ten, do tego sztuczny, widziałem tylko na Malta Ski. I o dziwo narciarzy na nim, ale to chyba jakieś półkolonie, czy jakkolwiek się toto teraz nazywa,
Samo jezioro aktualnie jest czyszczone, co wygląda dość średnio.
Za to pewne rzeczy się nie zmieniają, o czym piszę za każdym razem. Biegacz na części dla rowerów jest tam oczywistą oczywistością.
A na to wszystko patrzy z vlepki na jednym ze znaków Krzysiu :)
Prócz tego, że przewiało mnie srogo, jechało się nawet przezwoicie. Bo w ogóle się jechać dało :) A że pod sam koniec zabrakło mi dwóch kilometrów do pięciu dych, to pokręciłem się jeszcze po Dębinie, tak samo szarej jak wszystko dookoła.
Ma to swój plus - było pusto. Dzięki temu udało mi się przyuważyć raniuszka, tak solo...
...jak i w towarzystwie bogatki, grzecznie czekającej na swoją kolejkę na śniadanie :)\
Do pracy nie pojechałem rowerem, bo nie chciałem ryzykować powrotu w śniegu i lodzie, przed czym ostrzegano. A co będzie w kolejnych dniach? Jak zwykle pozostaje znak zapytania.
- DST 62.10km
- Czas 02:26
- VAVG 25.52km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 137m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Jakaś nijakość
Poniedziałek, 4 stycznia 2021 · dodano: 04.01.2021 | Komentarze 17
Dzisiaj jednak się udało coś wykręcić, nawet w wersji full. Prognozy mówiły o opadach śniegu, na szczęście padał tylko deszcz, do tego w nocy. Nad ranem co prawda niebo było szare i paskudne, ale nic z niego już nie kapało i można było ponownie osiodłać Czarnucha. Tak też oczywiście zrobiłem.
Najfajniejsze było to, że nie musiałem - jak w przypadku dwunastek - wstawać skoro świt, tylko spokojnie odespałem swoje, z niemałym trudem się zwlokłem i dopiero myślałem o wyruszeniu. Jeszcze tydzień temu pewnie gniłbym już w robocie.
Trasa: Dębiec - Hetmańska - Starołęcka - Czapury - Babki - Daszewice - Kamionki - Borówiec - Gądki - Robakowo - Koninko - Szczytniki - Sypniewo - Głuszyna - Minikowo - Starołęka - Hetmańska - Dębiec.
Było zimno, paskudnie i nijako. Nic nowego w tym roku :) Ważne jednak, iż jakieś tam kilosy wpadły.
Z fotek dzisiaj jedynie dwa napotkane na poznańskim Sypniewie żurawie, zaraz obok kasztanowej alei (martwią mnie oznaczenia na sporej części drzew, ale faktycznie, na zdrowe one nie wyglądają).
Widoku martwej sarny i dzika oszczędzę. Zapewne kompletnym przypadkiem jest to, że trafiły pod koła akurat blisko miejsc, gdzie prowadzona jest wycinka, a zwierzęta tracą miejsca, w których do tej pory się mogły czuć bezpiecznie.
Skoro jesteśmy przy ludzkiej aktywności, to jak zwykle w Robakowie czekał na mnie - słyszalny mimo słuchawek w uszach - świński kwik. Bowiem pan świata wszelakiego, czyli człowiek, właśnie rozpakowywał kolejny transport śmierci do rzeźni marki Sokołów. Towarzyszyło temu radosne "hejaaaa" oraz gwizdy motywujące przywiezione tu z nie wiadomo skąd przerażone nogi, uszy, oczy i pyski do szybszego poderżnięcia gardła. W kolejce bowiem czekał już kolejny TIR, z którego wydobywały się jedynie mniej zaniepokojone dźwięki. A nad wszystkim unosił się śmierdzący dym z komina.
Prawda, że człowiek brzmi dumnie? A jakie ma bogate doświadczenie w powyższym...
Żeby nie było tak smętnie, na koniec Kropa. Zdążyłem jeszcze z nią do weterynarza, a że pies miał przez ostatnie dni zakaz bawienia się kijkiem w obawie o gardło, co zniesione zostało bohatersko, dziś w ramach nagrody na chwilę mogła otworzyć paszczę na badyl w wersji mikro :)
Co będzie jutro - cholera jedna wie. Znów zapowiadają paskudną pogodę, się okaże. Boję się, że kiedyś prognozy się jednak ziszczą :/
- DST 31.70km
- Czas 01:16
- VAVG 25.03km/h
- VMAX 50.40km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 92m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Glut poopadowo-poznański
Niedziela, 3 stycznia 2021 · dodano: 03.01.2021 | Komentarze 13
Od rana padał deszcz, potem doszedł do tego śnieg. Czy ja już kiedyś pisałem, że nienawidzę tego białego %$#*? Tysiąc razy? Aha, jeszcze jeden nie zaszkodzi :)
Dobrze, że była niedziela, pojawiła się więc nadzieja na wykonanie chociaż gluta. Najpierw jednak spacer z psem, połączony z wizytą u weterynarza, który specjalnie dziś podjechał do gabinetu, żeby dać Kropie drugi z czterech zastrzyków. Miło, tym bardziej, że pomagają, przynajmniej póki co.
Potem weekendowe lenistwo, a w końcu grubo po trzynastej opady ustały i można się było szykować. Oczywiście Czarnuchem, bo co prawda śnieg stopniał, ale syf pozostał. Czasu miałem jedynie na 30+, bo nie chciałem wracać w ciemnościach bez dobrej lampki. No i w sumie mi się nie chciało spędzać więcej czasu w tych warunkach :)
Trasa w większości po Poznaniu: Dębiec - Wartostrada - Ostrów Tumski - Śródka - Hlonda - Bałtycka - Bogucin - Janikowo - Bogucin - Miłostowo - Główna - Jana Pawła - Wartostrada - Dębiec.
Trochę ów Poznań pofociłem. Szarość paskudna, więc klimacik średni. Na początek Śródka, gdzie przy Bramie Poznania pojawiły się nowe instalacje.
Przy Katedrze na Ostrowie Tumskim również straszą jakieś szkieletory :) Królowie to lub biskupi. Na jedno wychodzi - zaraza jakaś :)
Przy Moście Jordana oraz na samej Śródce przyuważyłem po raz pierwszy Meleksa, nawet w czasach pandemii.
Odwiedziłem też peryferyjną dzielnicę Główna. Dziwne to miejsce, zaniedbane, a szkoda, bo ma ona swój specyficzny, menelski sznyt. A jaka dzielnia, taki i Mikołaj :)
Po liczbie na liczniku widać, że dzisiaj szału z rowerzystami na północno-zachodnim odcinku Wartostrady nie było.
A ja znów miałem w bidonie tylko izotonika :)
Widziałem też "Ptaki" w wersji PL :)
Trochę tych szarych zdjęć dziś narobiłem, bo nie wiem, kiedy będę miał okazję na kolejne. Dzisiaj się udało, ale prognozy mówią nie tylko o mrozie, ale o śniegach, marznących opadach i takich tam atrakcjach. No nic, swoje w tamtym roku zrobiłem, być może przyjdzie teraz czas odpocząć od dwóch kółek.
- DST 62.50km
- Czas 02:27
- VAVG 25.51km/h
- VMAX 42.00km/h
- Temperatura -1.0°C
- Podjazdy 125m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Czarne minus białe
Sobota, 2 stycznia 2021 · dodano: 02.01.2021 | Komentarze 11
Dzisiaj będzie jeden plus, a poza tym sporo minusów. Jak w życiu :)
Ów plus jest taki, że póki co w robocie wycofano się z pomysłu dwunastek. Na jak długo? Tego nie wiadomo, jednak sam fakt cieszy.
No i zaczynają się minusy. Ten podstawowy - że dzisiaj miałem również dzionek pracujący, taki pośrodku niczego. Do tego musiałem o czwartej nad ranem (!) wyjść z psem, bo zachciało się opróżnić jelita. To nie koniec jednak tematu Kropy, bo jeszcze zaliczyłem wizytę u weterynarza - od kilku dni bowiem pojawiał się dziwny kaszel. Okazało się, że to zapalenia gardła, więc kilka dni pod rząd czeka ją trauma w postaci zastrzyków. Same one są bezbolesne, ale już droga do weta (całkiem sympatycznego, ale sterylizacji się nie zapomina) w jej oczach jest jak na szafot :)
Co do jazdy - miałem ruszyć szosą, ale się powstrzymałem, znów widząc zmożone drogi i połacie szronu na drogach. Czarnuch za to zapiał z zachwytu, wiedząc, iż po raz kolejny przyszła na niego kolej :)
Trasa: Dębiec - Las Dębiński - Minikowo - Krzesiny - Jaryszki - Koninko - Szczytniki - Sypniewo - Głuszyna - Babki - Daszewie - Kamionki - Boróowiec - Koninko - Szczytniki - Sypniewo - Głuszyna - Starołęcka - Las Dębiński - dom.
Świat w tym 2021 ma tylko dwie barwy: czarną i białą. No, może jakieś szarości jeszcze się pojawiają oraz to, co zielonego się miejscami przebije.
A w takich oto warunkach jechałem.
Równie dobrze mogę napisać, że byłem w górach lub nad morzem, nikt by mi nie udowodnił, że nie :) No i był lekki stresik - nowa tylna lampka do mnie jedzie dopiero, więc pod tyłkiem miałem tylko symbolicznego małego LED-a. Jak widać, o dziwo się sprawdził.
Aha, na Starołęckiej prawie bym został zabity przez jakiegoś bezmózga skręcającego na posesję. Mój błąd: byłem na śmieszce, bo jadąc MTB jakoś jestem je w stanie przeżyć, choć niełatwo. Jeleń ze mnie. Tym bardziej ucieszył mnie widoczek tamże, kawałek dalej. I jak tu nie lubić miasta Poznań? :)