Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197482.00 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:1733.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:32
Średnia prędkość:30.13 km/h
Maksymalna prędkość:61.50 km/h
Suma podjazdów:5337 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:55.92 km i 1h 51m
Więcej statystyk
  • DST 54.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 52.70km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 127m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Standby

Poniedziałek, 31 sierpnia 2015 · dodano: 31.08.2015 | Komentarze 4

Okazało się, że wolne mi się przyczyn niezależnych ode mnie przedłużyło. Z tym że "wolne" w tym przypadku oznacza stan czuwania, bo co prawda nie muszę być w pracy, ale kolejnego dnia może się okazać, że jednak trzeba do niej iść. W sumie nie jest to złe rozwiązanie, bo zarobię i się nie narobię, ale też nie mogę sobie zaplanować żadnego turystycznego dłuższego wypadu. Mimo to narzekać nie będę :)

Jedyne na co dziś mogłem psioczyć to oczywiście temperatura, która jeszcze do jutra ma być istnym koszmarem na ziemi, czyli typowym latem 2015. Udało mi się zmobilizować na pięć dych przed dziesiątą, czyli niby jeszcze w nie najbardziej gorącym momencie, ale i tak dostałem po tyłku od milusieńkiego słoneczka (czytaj: mendy i gnoja). Rundkę zrobiłem wschodnią, przez Starołękę, Jaryszki, Gądki, Szczodrzykowo, Nagradowice, Tulce i powrót znów przez Jaryszki. Trzy dychy ze średniej ledwie wyciągnąłem, ale to normalne na tej rundce, która obfituje głównie w widoki pól, traktorów i TIR-ów.

Na samym początku ciśnienie podniosła mi paniusia (znów SUV), która w mini korku na Dolnej Wildzie postanowiła na chama najpierw zjechać mi przed pyskiem z lewego na prawy pas, oczywiście bez żadnej sygnalizacji, żeby chwilę potem wcisnąć się kilka samochodów dalej - tak samo na chama - znów na swój pierwotny. Gdybym nie zahamował znalazłbym się na karoserii. Po braku reakcji na mój komentarz wywnioskowałem, że znów trafiłem na białogłowę analizującą we łbie najnowsze trendy mody lub kolory podkładów. A miałem już komplet, gdy zobaczyłem rejestrację, z której aż krzyczało "jestem z Kościana" (czyli oznakowanie PKS)... O którym szerzej pisałem kilka dni temu, przy okazji stówki. Jak widać to miasteczko wysyła na mnie w zemście jeżdżące bezmózgowie :)


  • DST 53.40km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Podjazdy 220m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poweselnie

Niedziela, 30 sierpnia 2015 · dodano: 30.08.2015 | Komentarze 7

A jednak :) Po bardzo udanym weselu, na którym bawiliśmy się grubo do ponad czwartej, między innymi dzięki elementom obowiązkowym, czyli wujkom mającym w pewnym momencie zdecydowanie dość (sztuk dwie) i rozkręcającym imprezę aż do lotu koszącego w sałatce (wedle zasady: nie ma pijanego wuja - nie ma klimatu) udało się w pionie dotrzeć do domu spod okolic Środy Wlkp. w miarę wcześnie, bo koło trzynastej. Co najważniejsze - wyspani i już zupełnie traktujący ciężką noc jako pieśń przeszłości.

Udało mi się wynegocjować zgodę na swoje pięć dych - to się nazywa cud :) Niestety wrócił upał, więc startowałem przed czternastą w temperaturze 30+, co dla mnie oznacza zgon. Musiałem więc wybrać trasę możliwie leśną, czyli jedyną możliwą - najpierw na południe, do Puszczykowa, potem na wschód, przez Rogalin do Świątnik. Tak się cieszyłem, że kręcę mimo pierwotnego postu, że nawet ukrop mnie nie ruszał - jedyne co, to wiatr, który w 100% wiał mi w pysk, ale na szczęście nie był zbyt mocny, więc ten ewenement pogodowy jakoś przeżyłem.

Za to ktoś "wybitny" zaplanował jakieś dożynki (które uwielbiam, ale tym razem mnie przerosły) w Łęczycy. A gdzie? Przy ścieżce pieszo-rowerowej. Niestety obowiązkowej. Ja na niej na szosie. Obok niedzielnych rowerzystów. I ich dzieci. I cioć. I znajomych. I wnuków. I babć. I stryjecznych kuzynów od strony dziadka. Kurde, przecież wesele zaliczałem kilkanaście godzin wcześniej! :) Odcinek dwóch kilometrów pokonałem w obie strony z prędkością średnią liczoną w wartościach minusowych. A, doszedł do tego jeszcze jeden smaczek - gdzie parkują nierowerowi miłośnicy dożynek? No gdzie? Ano - na ścieżce. Ma-sa-kra.

Jednak nie narzekam - znów pokonałem przeznaczenie. W senie pokręciłem!


  • DST 52.20km
  • Czas 01:40
  • VAVG 31.32km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 89m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Faster

Sobota, 29 sierpnia 2015 · dodano: 29.08.2015 | Komentarze 0

Dziś szybki wpis, bo jazda też dziś musiała być lekko podkręcona, żeby wyrobić się i nie zgarnąć na siebie łagodnych gromów autorstwa Żony. Wszystko przez wesele, na które się wybieramy na lekkie południe od Poznania, a co za tym idzie trzeba się było w temacie ogarnąć.

Trasa przez Plewiska, Gołuski, Dopiewo, Fiałkowo, Więckowice, Wysogotowo i Junikowo. Pogoda póki co rewelacyjna, bo jeszcze nie za gorąco, a do tego wiatr przyzwoity. Na drogach kontrast - wyjątkowo uśmiechający się praktycznie w 100% kolarze, z drugiej - dość często słyszany dźwięk klaksonu wśród puszkoaktywnych. Ale to przecież norma :)

Jutro powrót zaplanowany jest na czas nieokreślony, więc istnieje ryzyko graniczące z pewnością, że nie pokręcę.


  • DST 51.40km
  • Czas 01:42
  • VAVG 30.24km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 177m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bezzębna radość życia :)

Piątek, 28 sierpnia 2015 · dodano: 28.08.2015 | Komentarze 4

Łapiąc momenty przymusowego wolnego nadrabiam zaległości towarzyskie. Wczoraj wpadł do nas z szybką wizytą mój kumpel z woj..., ze studiów. I tak zeszło nam do później godziny na nocnych Polaków rozmowach, a jak się do tego jeszcze doda, że gdzie dwóch politologów tam miliard poglądów to poczynając od wojny anty i pro-kukizowej skończyliśmy na dyskusji o tym, ile procent krwi ugrofińskiej jest w Węgrach :)

Rano kumpel poleciał na pociąg, Żona pojechała do pracy, a ja odespałem co moje. Rzadko mi się zdarza zaliczyć takiego lenia i wylegiwać się do dziesiątej, ale kropiący za oknem deszcz nie motywował. W końcu wstałem, wypiłem kawę, w międzyczasie pogoda się uspokoiła, czyli zamiast opadów pojawił się mocniejszy wiatr. Na szczęście zachodni, więc ten lepszy dla mnie mentalnie :) Zrobiłem znaną rundkę przez Luboń, Wiry, Komorniki, Szreniawę, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, Gołuski i Plewiska. Jechało mi się naprawdę miło, co jednak jak się okazuje ma związek z wyspaniem się. Cóż, raz na milion lat można w praktyce potwierdzić tę teorię :)

A mój dzień został pozytywnie zrobiony, gdy dostałem samoistne pozdrowienia rowerowe od bezzębnego pana w wieku 60+ kręcącego z naprzeciwka na niemiłosiernie skrzypiącej kozie. Po raz kolejny się przekonałem, że im mniej pro tym radośniej na świecie ;)


  • DST 54.40km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.67km/h
  • VMAX 56.80km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 185m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Schemacik

Czwartek, 27 sierpnia 2015 · dodano: 27.08.2015 | Komentarze 0

Obiecałem nie narzekać na wiatr póki było chłodno. Słowa dotrzymałem. Jako że znów zaczęła się parówa to mogę wrócić do schematu :) Czyli: dostałem dziś po tyłku od niego nie tyle z powodu siły, ale zmian kierunku. Maks jedna czwarta w plecy, reszta w pysk, co po wczorajszej stówce nie pomagało.

Kopsnąłem się spokojną rundką w te i we wte, czyli przez Starołękę i Czapury do Rogalinka, tam skręt na Mosinę, wjazd na Osową i dokręcenie do Krosinka, gdzie zawróciłem. Robi się zdecydowanie za ciepło, co ma przełożenie na wyniki. A jeszcze większe ma Starołęcka, która pokazała dzisiaj swoją zwykłą, najbardziej paskudną z paskudnych twarz. Momentami miałem wrażenie, że idąc piechotą bym siebie zdublował...


  • DST 104.50km
  • Czas 03:29
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 314m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

W stolicy absurdu. Kościan wita

Środa, 26 sierpnia 2015 · dodano: 26.08.2015 | Komentarze 6

Są takie miejsca na świecie, w których nie życzyłbym mieszkania największemu wrogowi, szczególnie jeśli raz na jakiś czas porusza się rowerem. Dziś do takiej listy dołączam oficjalnie Kościan, który zdeklasował nawet Luboń (!!!!!!). Prawdopodobnie pisałem już o tym przy poprzednim odwiedzeniu tej miejscowości, jednak oficjalna czara goryczy została przelana właśnie 26 sierpnia 2015 r.

Ale od początku. Korzystając z ciut dłuższego przymusowego wolnego (remont w moim zakładzie pracy chronionej) postanowiłem w końcu pyknąć coś ponad standard. Czyli stówkę. Ok, spojrzenie na mapę, na kierunek wiatru i o 10 rano ruszyłem. Początek "codzienny", przez Wiry do Komornik, stamtąd skok w bok do Rosnowa, a potem już powrót na "piątkę", z zaliczeniem przejazdu przez centrum Stęszewa. Wiało strasznie upierdliwie, może nie mocno, bardziej umiarkowanie, za to na otwartych przestrzeniach wystarczyło to na godne sponiewieranie mojej skromnej osoby. Gdzieś na trasie zachciało mi się pić - super, przecież całą noc mroziłem sobie izotonika w lodóweczce. Sięgam po bidon i... dziura. Spojrzenie w dół - korba zaczęła już nabierać barw denaturatu. Szybko się zatrzymałem, coby panowie mundurowi sobie nie pomyśleli, że się dopinguję napojami, które potrafią przegryźć plastik, dopiłem w panice to, co jeszcze było (czyli niewiele) i zostałem z perspektywą ponad siedmiu dych o suchym pysku. Nie ma co, cholerstwo miało kiedy wybrać sobie czas na rytualne seppuku :)

Nic, trzeba było kręcić. Więc kręciłem. Dotarłem do upragnionego ronda w Kiełczewie, które zapowiadało (oczywiście w teorii) szansę na powiew w plecy. Zatrzymałem się jeszcze na chwilę w sklepie, gdzie u sympatycznej pani nabyłem Oshee (różowe, a co!) oraz Snickersa (którego połowę zjadłem, a właściwie wypiłem, dopiero praktycznie pod domem) i wjechałem do MORDORU.

Najpierw w Kościanie (bo o nim mowa) stałem w korkach. Potem zrobiłem rundkę koło rynku, głównie w korkach. Potem znalazłem się w korkach. Następnie przed zamkniętym przejazdem kolejowym. Gdy już go pokonałem znalazłem się przy jakimś rondzie, na którym nie wierzyłem własnym oczom, że tak jawnie można napluć w twarz rowerzystom i jeszcze mówić, że pada. O czym piszę? Skręt na Racot, który na mapie wyglądał całkiem normalnie, przywitał mnie... zakazem jazdy jednośladem. Ok, dobra, czyli pewnie gdzieś jest jakaś fajna, asfaltowa ścieżka, skoro aż tak dbają o moje bezpieczeństwo. O ja naiwny... Oto na czym się znalazłem (obowiązkowo po drugiej stronie drogi, bo po mojej był tylko zakaz):

Stary, zdezelowany chodnik, na którym jeszcze bezczelnie śmieli na krawężnikach wylać fragmenty asfaltu, zamiast to coś wyremontować w całości... Opadło mi wszystko - ręce, nogi, zęby, a w gratisie również licznik, który zaczął szwankować na tych wertepach (średnia wzięta jest ze Stravy, która ostatnio raz zaniża, raz zawyża, więc cholera wie czy wiarygodna). Na tym kawałku wykrzyczałem chyba wszystkie znane ludzkości przekleństwa. Oczywiście, mogłem olać temat i jechać asfaltem - biorąc jednak pod uwagę, że będąc na tej wiosce jakieś 15 minut widziałem dwa radiowozy, trzy samochody Straży Miejskiej i jednego ciecia od nich łażącego na piechotę postanowiłem nie ryzykować. Jak się okazało - dobrze zrobiłem, bo chwilę później minął mnie właśnie radiowóz...

Myślałem, że wyjeżdżając z tego koszmaru będę mógł już dalej poruszać się w cywilizowanych warunkach. Gdzie tam! Najpierw zamiast chodnika pojawiła się kostka, oczywiście zdezelowana. Następnie, tuż przed Kurzą Górą (wszystko to praktycznie w granicach Kościana) pojawił się jeszcze lepszy widok - kolejny zakaz jazdy drogą, a po prawej... leśna, nieutwardzona ścieżynka! Tego już mi było za dużo - stwierdziłem, że ryzykuję mandat, ale moje zdrowie psychiczne jest ważniejsze. Myślicie, że koniec radosnej twórczości tutejszych speców od udupiania kolarzy? W Racocie, obok imponującego kompleksu jeździeckiego wyskoczył kolejny smaczek:

Jakbyście mieli wątpliwości to po prawej była ścieżka - widzicie ten wydzielony pas dla rowerów? Słusznie - ja też nie :) Po lewej jest ciąg pieszo-rowerowy... szutrowy. A jak się wpatrzycie kawałek za znak przejścia dla pieszych to zobaczycie... kolejny zakaz jazdy rowerem. Zignorowałem.

Cała trasa powrotna to dochodzenie do siebie. Wiatr pomagać nie chciał, drogi były koszmarne i tak praktycznie już do Czempinia, gdzie już dobrze znaną trasą przez Iłówiec, Grzybowo, Żabno i Mosinę dotarłem do domu. Zmasakrowany mentalnie całkowicie. Jak można takie absurdy zatwierdzać i jeszcze karać za ich olewanie? Bo przeglądając w afekcie net po powrocie do domu natrafiłem na  TAKIE INFO z 2013 roku... No kurna... I jeszcze przekopiowany jeden z komentarzy: "Mają wytyczone miejsce i obowiązek jeżdzić po chodniku ale nie środkiem drogi. Jadąc na Racot tak samo, ścieżka zrobione ale po co drogą wygodniej. Karać i jeszcze raz karać to się nauczą, że tak samo ich obowiązują znaki"...

Pamiętam, że kiedyś Remik mnie zapytał czemu jeżdżę głównymi drogami, zamiast bocznymi. Dziś mi się sama nasunęła odpowiedź. Niestety, są kawałki Polski, które zatrzymały się głęboko na przełomie lat 80. i 90. I do nich należy właśnie Kościan. Nigdy więcej - jeśli nie będę musiał - nie zamierzam pojawiać się na przejechanym dziś kawałku. Włodarzom tego miasteczka życzę, żeby kiedyś musieli się przesiąść na rowery i za karę jeździć przez rok czy dwa po tych wynalazkach, najlepiej bez opon i dętek, a dodatkowo ze sztycą bez siodełka. Osobiście obiecuję antyreklamę tego skansenu.

A ja chyba po raz pierwszy lepiej wspominam jazdę pod wiatr niż powrót.

Plusy są dwa. Pierwszy - jest stówka! :) Już za nimi tęskniłem, bo wciąż czasu brakowało.

Drugi - kolejny "dożynek", tym razem z Żabna :)


Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 54.35km
  • Czas 01:56
  • VAVG 28.11km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 129m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Its rejni dej...

Wtorek, 25 sierpnia 2015 · dodano: 25.08.2015 | Komentarze 11

O tym, że moje wolne od roboty z automatu powoduje w pogodowym łebku akcję-reakcję pod tytułem "deszcz" już pisałem. Dziś jednak Pan Pogodynek/Pani Pogodynka/Coś Pogodynek (w końcu mamy czasy poprawności politycznej) grubo się pomylił/-ła/-ło myśląc, że mi zaszkodzi. Wręcz przeciwnie - wyspałem się, doświadczony życiem po wstaniu wystawiłem łeb za okno oceniając sytuację, stwierdzając stoicko, że kiedyś musi przejść.

Przeszło lekko po 11-tej. W praktyce oznaczało to, że zanim uzbroiłem crossa, zebrałem się i minąłem pierwsze 500 metrów (zamknięty szlaban oraz dwa wahadła - 2015 zdecydowanie nie zostanie zapamiętany przez mieszkańców Dębca jako Rok Bez Bluzgów)... zaczęło kropić. No ale skoro powiedziało się "a" to trzeba też "ą", a do tego twardym trza być nie miętkim, więc kręciłem dalej. Kierunek zachód, pod bardzo silny wiatr, z mniej lub bardziej zacinającym deszczykiem, który na szczęście w końcu odpuścił.

W sumie jechało się sympatycznie. Każda przerwa od szosy o dziwo mnie cieszy (może to jakiś znak do zmian?), a kompletne olanie kwestii średniej oczyściło umysł. Trasa to kopia tych codziennych: do Dopiewa przez wahadło - a jakże - w Skórzewie oraz Palędzie i powrót przez Trzcielin, wyjątkowo po tarce w Walerianowie i już (dopiero) z wiatrem "piątką".

Po południu skoczyłem jeszcze do rowerowego, bo kupiona na szybko opona Vittoria Zaffiro zaczęła się dziwnie wybrzuszać i ostatnio czułem się jakbym jechał na permanentnej muldzie z tyłu :) Poszła na reklamację, nową dostałem od ręki i nawet doznałem zaszczytu skorzystania z haków do serwisu i wymieniłem ją sobie na miejscu.

Upolowałem dziś kolejną tegoroczną "dożynę". Tym razem w Rosnówku.

Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 53.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 195m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jechać, nie skręcać

Poniedziałek, 24 sierpnia 2015 · dodano: 24.08.2015 | Komentarze 0

Chyba ostatni - mam szczerą nadzieję, bo ledwo powstrzymuję już odruchy wymiotne kręcąc wciąż z jednym azymutem - dzień z wiatrem wschodnim, oczywiście silnym. Obowiązkowo zaliczona Starołęka, gdzie jak się okazuje gdy ostatnio chwaliłem decyzję o wykonaniu remontu w tempie ekspresowym zdecydowanie przesadziłem z optymizmem, bo "fachowcy" co prawda może i szyny wymienili, ale uzupełnić i wyrównać przestrzeń między nimi już nie raczyli, więc tylko czekać na kolejną szprychę, która mi tam pójdzie. Potem już w ramach odpoczynku dla mojej pseudszosy trasa bez specjalnych wertepów, czyli odkryta niedawno asfaltowa poezja przez Daszewice do Borówca, a potem Gądek, gdzie zawróciłem. Cała ta droga przypomina mi ulicę Piotrkowską w Łodzi albo Półwiejską w Poznaniu - główna jest pięknie odrestaurowana i niemalże komfortowa, ale gdziekolwiek skręci się w bok - syf. Miałem bowiem chrapkę zabawić się dalej w odkrywcę i zachęciłem się kierunkowskazem na Mrowino - nic z tego, w pewnym momencie droga się kończy, a zaczyna leśna ścieżka, nie do przejechania na moich kółkach. Coś jak drzwi do lasu. Musiałem obejść się smakiem.

Pod domem zlał mnie zupełnie niespodziewanie lekki deszczyk. To ostatnio tak rzadko spotykane zjawisko pogodowe, że cieszyłem się jak niegdyś piłkarze upolowani gdzieś w Afryce na widok śniegu - gdy jeszcze ów w Polsce istniał, bo ostatnio z tym też krucho :)


  • DST 52.10km
  • Czas 01:42
  • VAVG 30.65km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 154m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wy%centowanie

Niedziela, 23 sierpnia 2015 · dodano: 23.08.2015 | Komentarze 10

Wczoraj bezpośrednio po pracy wylądowałem na kawalerskim kumpla (przy okazji zaliczając jeszcze na jego inaugurację dwudziestominutową wyciskającą siódme poty rundkę ganiania między wrakami i starymi oponami, mającą na celu wymordowanie pozostałych laserową giwerą, a następnie grilla nad Wartą), który mimo wewnętrznych samoograniczeń skończył się dość późno. Rano po obudzeniu zdecydowanie nie powinienem się ruszać czymkolwiek poza dwoma nogami (a i to z pewną dozą niepewności), w zamian za to się nawet wyspałem.

Miałem jeszcze jednak jeszcze w perspektywie zaniedbaną (ojej) wizytę u Teściowej w celach obiadowo-obowiązkowych, trzeba się było więc spiąć. To, co miało wyparować wyparowało, mogłem więc lekko przed południem ruszyć w trasę. Mój męczący towarzysz ostatnich dni, czyli wschodni wiatr stawał się coraz silniejszy, więc łatwo nie było, ale mimo zmęczenia materiału o dziwo nie było też jakiejś tragedii. Trasa - przez Głuszynę i Tulce do Gowarzewa, tam nawrót i podczas powrotu lekka korekta, bo przez Krzesiny ze skokiem w bok do granicy Gądek.

Ciężki wyjazd. Niekoniecznie z powodów sportowych :)


  • DST 53.40km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 202m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chrap

Sobota, 22 sierpnia 2015 · dodano: 22.08.2015 | Komentarze 0

Dziś musiałem wdrapać się na szczyty weekendowego absurdu i wstać o 6:30. Rano. Do pracy rodacy, cześć i chwała zawodowym bohaterom oraz takie tam pierdoły. Żeby zdążyć na 11-tą i zaliczyć pięć dyszek trzeba się było zmobilizować - nałóg to nałóg.

W półśnie pokręciłem przez jeszcze dość pustą Starołękę i Tulce do Krzyżownik, gdzie postanowiłem nie kombinować i zawrócić swoimi śladami. Na wszelki wypadek, żeby się nie zgubić gdybym się zdrzemnął podczas pedałowania. O dziwo, mimo wczesnej pory, towarzystwo kolarskie było już całkiem aktywne i co kilka minut w ramach budzika mogłem machnąć łapą z pozdrowieniami.

Jeśli w robocie nie zasnę to uznam to za skromne zwycięstwo silnej woli nad czynnikiem ludzkim.