Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 195829.40 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.90 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2016

Dystans całkowity:1531.97 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:51:41
Średnia prędkość:29.64 km/h
Maksymalna prędkość:56.80 km/h
Suma podjazdów:3315 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:51.07 km i 1h 43m
Więcej statystyk
  • DST 56.50km
  • Czas 01:53
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 56.80km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 132m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na klauna

Piątek, 30 września 2016 · dodano: 30.09.2016 | Komentarze 10

Ciepełko się utrzymuje, tak samo jak mocny wiatr. Jednak dziś nie narzekam, bo poszedłem (a w sumie pojechałem) po rozum do głowy i udało mi się częściowo objechać kawałek Lubonia koło outletu, dzięki czemu zaliczyłem kilka korków mniej. Człowiekowi od razu robi się weselej na siodle.

Chwilę po tym, gdy ruszyłem zauważyłem, iż założyłem dwie różne rękawiczki rowerowe. Skarpetki to męski standard, ale ten element garderoby udało mi pokićkać po raz pierwszy. Co prawda różniły się tylko detale, ale czerwone wykończenia średnio pasowały do niebieskich, więc nawet zaczęła w moim mózgu zakwitać myśl o nawrocie i wymianie. Szybko jednak ją skasowałem, bom nie jakiś Oliwier Janiak, do tego jestem hetero. I tak, radośnie jak klaun, kręciłem dalej.

Wykonałem kondomika, ale dziś od strony wspomnianego Lubonia, Puszczykowa, Mosiny, Dymaczewa, Stęszewa, Szreniawy, Gołusek i Plewisk. Tym samym informuję, iż pyknęło mi w tym roku ponad 13 tysi, już jakiś czas temu, ale przegapiłem. Zarobiony jestem :)

A skoro o pracy :) Wczoraj przeważali Białorusini i Turcy. Dziś zakwitło Bliskim Wschodem i Hiszpanią. To pierwsze o dziwo bardziej kumate. Udało mi się nawet porozmawiać z kilkoma Polakami! W czasach Erazmusa to jak trafić w totka... :/


  • DST 51.30km
  • Czas 01:44
  • VAVG 29.60km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

NieLubisie :)

Czwartek, 29 września 2016 · dodano: 29.09.2016 | Komentarze 4

Mocno dziś wiało i niech nikt mi nie wmawia, że nie! Wszystkie złośliwostki w temacie proszę zachować dla siebie :)

Ale za to z grubsza duło z zachodu, przynajmniej teoretycznie, z południowymi inklinacjami, no i zrobiło się tak jakoś wiosennie. Całkiem przyjemna temperatura zachęcała do kręcenia i miałem nawet parcie na jazdę. Pierwszy korek na Dębcu jakoś przełknąłem, ale w Luboniu dopadła mnie już wielka, ogromna zgaga. Nie dość, że samochód na samochodzie, to jeszcze - frontem do klienta - jaki plan na działanie w tematyce transportu mogą mieć władze owej miejscowości na godziny 7-9 rano? Autobusy TransLubu są oczywiście potrzebne, nawet mimo skrzętnie ukrywanej umiejętności wyprzedzania rowerzystów przez zatrudnionych tam kierowców, więc nie ma co gadać. Ale śmieciarki plus radośnie pełznące traktorki z jakimiś sprzętami do remontów plus jeszcze wolniej poruszające się monstra czyszczące ulice puszczone stadem na główną (hje hje) ulicę (hje hje) "miasta" (hje hje) - to musi skończyć się rzezią. I się skończyło - mimo wykorzystywania przeze mnie w desperacji nawet pustych chodników (wiem, sam to tępię, ale są momenty, gdy inaczej się nie da) za podłoże do wyprzedzania, pierwszym kawałkiem, na którym mogłem puścić hamulce była połowa Wirów - około dziewiątego kilometra. A miało być tak pięknie.

Potem już trwała walka z wiatrem o wywalczenie choć braku całkowitej kompromitacji. Komorniki, Szreniawa, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, Gołuski i Plewiska - oto poligon zmagań. Niestety poległem, choć i tak biorąc pod uwagę fakt, że przez jakąś 1/5 trasy stałem w miejscu - jestem w stanie się wytłumaczyć :)


  • DST 56.30km
  • Czas 01:56
  • VAVG 29.12km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 136m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szosa nostra

Środa, 28 września 2016 · dodano: 28.09.2016 | Komentarze 6

Kolejny upojny dzionek w pracy. Dziś koreańsko-hiszpańsko-chińsko-rosyjsko-ukraiński. Wielkie, ogromne nawałnice, stada i oceany nieogarów, dla których rozumienie czegoś, co dla nas jest oczywiste to Mount Everest kumatości. Mam dość.

Do roboty to w ogóle się spóźniłem, bo o tym, że muszę w niej być o dwunastej, a nie o trzynastej, zauważyłem o jedenastej trzydzieści. Ups :) A że chwilę wcześniej zsiadłem z roweru to wyrobić się nie dało. Trasę wykonałem dziś klasyczną, czyli "kondomik" w wersji od Poznania przez Plewiska, Komorniki, Rosnowo, Stęszew, Dymaczewo, Mosinę, Puszczykowo, Luboń do Poznania.

Za Szreniawą minął mnie o włos... w sumie włosek... na odnóżu muchy... w sumie muszki... jakiś imbecyl w powiększonej wersji dostawczaka, z rejestracją POB, czyli Oborniki. Szkoda, że była ona taka krótka, bo jak na moje między drugą a trzecią literą brakowało jeszcze dwóch, z czego jedna to "j" i "e". A kilka kilosów dalej, ma granicy Dębienka ze Stęszewem, gdy czekałem na skrzyżowaniu zatrzymał się koło mnie czarny, smutny samochód, w którym siedzieli dwaj ubrani na czarno smutni panowie, intensywnie się we mnie wpatrując. Głupio się poczułem z męskim wzrokiem na sobie, nie chcę wnikać, czy z powodu niezwykle atrakcyjnego wdzianka rowerowego czy z innych względów, ale z natury jeśli ktoś się na mnie gapi to ja robię to samo. I tak sobie patrzyliśmy dobry moment, aż w końcu wskazałem głową kierowcy, że ma zielone, na co ten o dziwo podziękował i odjechał. Jednak nie podpadłem żądnej mafii, ufff... :)

Na temat poznańsko-lubońskich korków, wiatru i średniej się dziś nie wypowiadam :)


  • DST 52.40km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.11km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Podjazdy 91m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na niepoziomie :)

Wtorek, 27 września 2016 · dodano: 27.09.2016 | Komentarze 15

Dziś prawie powtórka z niedzieli, tylko że... prawie i bez niedzieli :) Wtedy to bowiem, wyruszając na wschód, ku mojemu zdziwieniu udało mi się wykręcić średnią 30+. Dzisiaj - na trasie z Dębca przez Maltę, Antoninek, Swarzędz, Paczkowo, Siekierki, Gowarzewo, Tulce, Żerniki, Jaryszki, Koninko i Starołękę do domu - nie było już na to szans. Najpierw na Drodze Dębińskiej po raz kolejny musiałem zjechać na na drogę pieszo-rowerową (skandal!), bo z powodu wywrotki motocyklisty ruchem sterowała policja, potem jechałem przez zakorkowane miasto, potem przez zakorkowane miasto, a w końcu przez zakorkowany Swarzędz. Jak już wydostałem się na jako-takie przejezdne warunki, grubo po dziesiątym kilometrze, na liczniku miałem oszałamiające 25 km/h, których za cholerę nie dało się odrobić. Walczyłem więc jak Legia dziś o najmniejszy wymiar kary. Czyli wiedziałem, że będzie masakra, ale mimo wszystko się łudziłem. Jako że do przerwy jest 0:2 to myślę, że nie zawiodłem :)


  • DST 53.10km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.50km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 214m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Opethany i wyspany

Poniedziałek, 26 września 2016 · dodano: 26.09.2016 | Komentarze 8

Oj, wyszło dziś ze mnie zmęczenie ostatnich dwóch-trzech tygodni. Szalone wrześniowe tempo, najpierw podczas remontu, który zaczynał się wstawaniem o szóstej rano, a kończył w okolicach godziny dwudziestej drugiej, potem nadrabianie zaległości w pracy, bo niestety u mnie premia to druga pensja, a do tego jeszcze poranny rower.... Wszystko to finalnie skończyło się tym, że dziś, w moim pierwszym od dawna naprawdę wolnym dniu wolnym spałem jak zabity do dziesiątej. Rzecz u mnie praktycznie niespotykana, choć na tyle przyjemna, że myślę o zmianie pasji. Tylko nie do końca wiem jakiego bloga miałbym w tej tematyce założyć? SchlafStats?

Gdy już wstałem i dowlokłem się do kuchni w celu sporządzenia kawy spojrzałem z ciekawości na termometr za oknem, gdzie zaskoczyło mnie, że kresce było bliżej stopni dwudziestu niż dziesięciu. Ale że sprzęt był kupiony za niewielkie pieniądze, do tego w popularnym markecie budowlanym, to jeszcze nie ma między nami chemii i zaufania, dlatego ubrałem się na wszelki wypadek jesiennie, co może błędem nie było, ale momentami czułem, że wożę na sobie mały, mobilny piekarnik. Podgrzewany naturalnie :)

Nie chciało mi się spieszyć, tym bardziej, że poniedziałek i bicie rekordów ma się do siebie jak wymaganie od aktualnie nam panującej władzy indywidualnego myślenia, sprzecznego z tym autorstwa najbardziej znamienitego przedstawiciela drobiu. Kręciłem więc powoli, zaczynając z Dębca, potem przez Luboń, Wiry, Puszczykowo, Mosinę, Rogalinek, Rogalin do Świątnik, za którymi zawróciłem swoimi śladami. Bez przygód, chyba że za takowe uznać powolne symptomy mówiące o konieczności zmiany napędu, może nie całego, ale choć jednego z tych bardziej istotnych elementów. Trzeba będzie się za to zabrać, ale jeszcze nie czas.

W słuchawkach nowy Opeth, zespół, który gdy wydaje kolejny album robi mi mentalnie małe święto. Nowa płyta co prawda tyłka nie urywa, bo "miszcze" poszli już chyba na stałe w kierunku progresywnego rocka, głęboko zakopując swoje rzeźnicze, metalowe korzenie, ale jak zwykle jest godnie.




  • DST 56.70km
  • Czas 01:53
  • VAVG 30.11km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 127m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Solo, ale niekoniecznie :)

Niedziela, 25 września 2016 · dodano: 25.09.2016 | Komentarze 2

Dziś w pracy dzień tajwański. Ostatnio czuję się jak na tygodniach tematycznych w Lidlu, tyle że przy wciąż aktywnej promocji ukraińskiej. Każda inna nacja jest jak rzadko spotykany nowy model na półce. Tak więc dzisiaj dominowały wariacje na tematy bliskowschodnie, o dziwo nawet przy wzajemnym zrozumieniu, przy użyciu języka w miarę komunikatywnego dla obydwu stron, choć upierdliwe toto koszmarnie. Mimo wszystko to jakaś odmiana, a co cywilizacja to cywilizacja. W przeciwieństwie do... a nieważne :)

Przed robotą rano udało mi się wykręcić jeszcze swoje pięć dych, nawet w fajnych warunkach, bo po porannym chłodku (około ośmiu na plusie) potem temperatura rozkręciła się do całych piętnastu. A że wiatr był do ogarnięcia, mimo wschodniego kierunku, to finalnie udało mi się na styk utrzymać średnią lekko ponad trzy dychy na niełatwej trasie - bo pełnej zakrętów, zmian kierunku i... Starołęckiej :) - od Dębca przez Głuszynę, Koninko, Robakowo, Śródkę, Tulce, Żerniki, Krzesiny do domu.

Ze znakomitej pogody korzystałem nie tylko ja, Prócz pojedynczych kolarzy trafiły się i "grubsze ryby" - najpierw w Krzyżownikach mijałem się z jakąś potężną, bo na oko ponad dwudziestoosobową uśmiechniętą i pędzącą grupą, z której nawet jeden rowerzysta gestami namawiał do nawrotu i pokręcania z nimi (mega sympatyczne zachowanie), a przed Krzesinami została pozdrowiona jeszcze słynna Zgrupka Luboń, którą po raz pierwszy (a może drugi?) widziałem w pełnym "ustrojeniu", całkiem fajnie się prezentującym.




  • DST 52.20km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.12km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 103m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

W kleszczach Manitou

Sobota, 24 września 2016 · dodano: 24.09.2016 | Komentarze 9

Weekendy w pracy, prócz tego, że zawsze były zmorą, ostatnio stały się zmorą jeszcze bardziej brzydką, niesympatyczną i paskudną. Od rozpoczęcia do końca jak nie szlifuję na sobie podstaw ukraińskiego - mówiąc po polsku, że go nie rozumiem i wypadałoby ruszając w świat opanować choćby w jakimś kompletnym minimum język angielski, bo o polskim nawet nie marzę - to mam do czynienia ze wcale nie lepszym polskim żywiołem ludzkim. A to, za co mi właściwie płacą zajmuje mi tylko tyle, ile szczeniak marki pinczer w skali wszechświata.

Dziś więc szybko do konkretów, bo na rozpisywanie się nie mam ani czasu ani sił. 

Zgodnie z zachodnim (hurraaa) kierunkiem wiatru (już silniejszego niż wczoraj) pokręciłem klasyk z Dębca przez Luboń, Wiry, Komorniki, Szreniawę, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie. Dąbrówkę, Plewiska znów na Dębiec. Jako że sobota rano to czas, gdy zawsze zmysły mam wyostrzone podwójnie to najpierw uniknąłem w ostatniej chwili możliwości zostania plackiem za wydajną pomocą troglobaby mającej za nic znaki ukazujące pierwszeństwo na skrzyżowaniu, a następnie sam bym ów placek upiekł, ale na szczęście przyuważając w ostatniej sekundzie jakąś samobójczynię przebiegającą bez patrzenia dokoła na drogę. Potem nastąpiło kilkanaście kilometrów w miarę płynnej jazdy, by w końcu znaleźć się w kleszczach Manitou. I to jakże namacalnego! :)

Po raz kolejny na tej samej drodze zostałem zblokowany, bo samochody jadące z naprzeciwka nie dały szansy na wyprzedzenie, więc przez jakiś dobry kilometr podziwiałem dumne szamańskie cztery... koła. Jadąc powoli, a ze wzruszenia nawet robiąc kompletnie nieostre zdjęcie. 


  • DST 54.65km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.36km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 112m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Plusowo

Piątek, 23 września 2016 · dodano: 23.09.2016 | Komentarze 10

Czas oddechu od silnego wiatru w końcu nadszedł, znów można cieszyć się samą jazdą, a nie z tego, że udaje się utrzymać w pionie na rowerze. Do tego jest ciut cieplej, choć wciąż bez zestawu jesiennego ani rusz. Ogólny ogół jednak znajduję jako pozytywnie pozytywny :)

Plan był dziś na wykonanie "kondomika" bez żadnych wariacji, ale jak zwykle nie wyszło. Tym razem na drodze - dosłownie - stanął mi jakiś remont węzła autostradowego, przez który część ruchu krajową piątką był prowadzony wahadłem. Ja zdecydowałem się na objazd przez Komorniki, częściowo prowadzącym przez centra handlowe, częściowo przez magazyny, a w stu procentach przez zupełnie nieoznakowane dróżki. Jechałem więc na "czuja", a że od ostatniego wesela wciąż trzyma mnie jeszcze katar to prawie się zgubiłem. Dojechałem w końcu do któregoś ronda i już miałem skręcić w niewłaściwą stronę, ale poznałem znak, który zawsze przyprawia mnie o dreszcze, informujący o kostkowej DDR-ce i już wiedziałem gdzie jechać - nie tam :) I finalnie udało mi się wydobyć z labiryntu, kręcąc już spokojnie dalej przez Rosnowo, Stęszew, Dymaczewo, Łódź, Mosinę i Luboń.

Dobrze, że udało mi się wykręcić na trasie znaczną górkę ponad limit trzech dych średniej, bo jak zwykle Luboń też w korkach, ale tym razem spowodowanych intensyfikacją budowy wiaduktu na granicy z Łęczycą. Odpocząłem sobie tam od jazdy, głównie stojąc, choć i tak byłem w bardziej uprzywilejowanej sytuacji niż puszki, które poruszały się w jeszcze bardziej ślimaczym tempie (jeśli takowe w ogóle istnieje). Za to już na lubońskiej Armii Poznań spotkało mnie miłe zaskoczenie, bo gdy żal mi się zrobiło jadącego za mną TIR-a postanowiłem zjechać na ciąg pieszo-rowerowy, oczywiście z kostki, który częściowo został rozkopany, ale w znacznej części niestety pozostał. Otrzymałem za to najpierw radosne podwójne "klakśnięcie", a do tego jeszcze podziękowanie światłami. No proszę, po raz kolejny potwierdza się, że prowadzący TIR-y to inna, wyższa kategoria kierowców, szczególnie tych w polskim wydaniu. Miło mi się zrobiło, jak zwykle w takich sensacyjnych przypadkach :)


  • DST 56.00km
  • Czas 01:52
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 63m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wrześniowy Gwiazdor

Czwartek, 22 września 2016 · dodano: 22.09.2016 | Komentarze 5

Podobno dziś w Tatrach spadł pierwszy śnieg tego (jeszcze do dziś) lata. W Poznaniu co prawda aż tak wesoło nie było, choć widząc na termometrze za oknem radosne plus osiem odziałem się premierowo w zestaw na długo. Przydało się, choć już przy szalonych czternastu powyżej zera zacząłem się lekko gotować. Za to wiatr w końcu sobie odpuścił kierunek wschodni, dzięki czemu prócz kilku kilometrów na początku i końcu wycieczki mogłem skupić się na kręceniu, a nie interwałach w korkach.

Plan był dziś jeden: jadę gdziekolwiek, byle na zachód, a potem się pomyśli. Skierowałem się na Plewiska, potem Gołuski, Dąbrówkę, Palędzie, Dopiewo, Fiałkowo, Więckowice, Sierosław, Dąbrowę, w której - jako że to dzień premier - postanowiłem wykonać test i przejechać się kawałek serwisówkami przy ruchliwej DK307. Miałem już okazję zrobić to w kierunku na Buk, w tę stronę, mimo szczerych chęci... jednak mi się nie udało :) Bo praktycznie zaraz po wjechaniu na jedną z nich wypatrzyłem po przeciwnej stronie, czyli jakieś cztery pasy drogowe dalej, Dariusza, którego odblaskowe barwy nie dają mu szans na zostanie tajniakiem w "Gromie". A przynajmniej nie podczas jazdy rowerem. Krzyknąłem z odległości, szczerze mówiąc nie licząc na to, że zostanę usłyszany, ale po reakcji (nagłe rozglądanie się dokoła siebie) stwierdziłem, że jednak mam głos bardziej donośny niż sądziłem. Problem w tym, że bylem ciężki do zlokalizowania, więc postanowiłem wykonać szybki telefon. Tym samym zepsułem koledze średnią, która według jego relacji oscylowała wtedy w okolicach czterystu na godzinę, a ja nie mam żadnych racjonalnych podstaw, żeby mu nie wierzyć. Więc sorry :)

Obaj się cofnęliśmy, stwierdziliśmy, że jedziemy kawałek razem - przez Skórzewo do Plewisk. Niestety czasu nie miałem praktycznie w ogóle, bo w samo południe musiałem być w pracy, więc przejażdżka była krótka, za to obowiązkowo przy dźwięku klaksonów. W sumie jednego, ale odcinek za długi nie był. Finalnie zajechałem jeszcze na dosłownie moment do Dariusza w celu otrzymania obiecanych kiedyś gratisów - nieużywanego bidonu oraz koszyczka do niego. Przydadzą się, niniejszym jeszcze raz dzięki! Gwiazdor w tym roku przyjechał szybciej niż myślałem :)

Końcówkę wykonałem już solo, starając się dokręcić czas stracony na nawrotach serwisówkowych. I udało się wywalczyć żabim skokiem trzy dyszki średniej, choć kilku kierowców najwyraźniej nie życzyło sobie, żeby to się stało. Ale nie ze mną te numery! :)


  • DST 52.15km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.52km/h
  • VMAX 54.80km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 91m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Znów wschodząc

Środa, 21 września 2016 · dodano: 21.09.2016 | Komentarze 2

Po jednym dniu relaksu spod znaku "go west", dziś niestety znów kierunek wiatru od Ruskich. Co prawda jego siła trochę przygasła (jakiś kryzysik, panie Putin?), ale wciąż duł mocno i upierdliwie. Zresztą - przy kilkunastu kilometrach pełzania po mieście i tak to nie ma znaczenia :)

W sumie o dziwo w samym Poznaniu aż tak źle nie było, może to kwestia pory wyjazdu (dziewiąta), czyli już po kumulacji. Jak zwykle jednak nie brakowało niespodzianek, takich jak blokada drogi na części dla rowerów zaraz za "mostem Tylman" , zafundowana przez kolesi coś tam naprawiających przy słupach. Czemu postanowili wyładować cały asortyment na wąskim pasie rowerowym, a nie na szerokim chodniku pozostanie ich słodką tajemnicą, ale mi to o tyle pasowało, że na legalu mogłem pokręcić drogą. Always look on the bright side of life - a jak ktoś mi kasuje DDR-ki to ja widzę same brajtlajty :)

Trasa: Dębiec - Malta - Warszawska - Swarzędz - Paczkowo - Siekirki - Tulce - Jaryszki - Krzesiny - Starołęka - Dębiec. Na Starołęckiej na odcinku niecałych dwóch kilometrów uwaliła mi się cała średnia. Klasyk nad klasykami.