Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197418.70 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2019

Dystans całkowity:1614.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:56:44
Średnia prędkość:28.46 km/h
Maksymalna prędkość:58.40 km/h
Suma podjazdów:6418 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:53.82 km i 1h 53m
Więcej statystyk
  • DST 53.20km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.50km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 204m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gettoizacja

Wtorek, 30 kwietnia 2019 · dodano: 30.04.2019 | Komentarze 26

O dziwo pogoda zaczyna się klarować. Rzecz niespotykana, przecież idzie długi weekend :) Jednak chyba znam przyczynę - drugiego maja idę do pracy, więc aura może sobie pozwolić na szaleństwa (przecież mi nie da z nich skorzystać, więc luz). Jedyne co, to wiatr jest standardowy i gnoił mnie tak samo w jednym, jak i drugim kierunku, mimo że podczas powrotu niby wiał w plecy. Ale tylko niby.

Wiało wciąż z północy, znów więc ruszyłem w tym kierunku, trasą: Dębiec - Wartostrada - Bałtycka - Gdyńska - Koziegłowy - Czerwonak - Owińska - Bolechowo - Murowana Goślna, tam nawrotka i powrót z grubsza swoimi śladami, tak jak na Relive.

Z rzeczy pozytywnych: zostałem dziś kilkukrotnie zaskoczony postawą innych uczestników ruchu drogowego. Kolarze odpowiadali na pozdrowienia, niektórzy kierowcy wypuszczali mnie z podporządkowanych (mimo że nie musieli), nawet pan w samochodziku do czyszczenia pobocza ładnie mi podziękował, że lekko cofnąłem się z granicy chodnika i ulicy podczas czekania na przejeździe dla rowerów. Mam swoją teorię, że ta bardziej cebularska część narodu, od kiełbachy, grilla, wyklętych i wódki na litry, męczy już swą obecnością tubylców nad morzem, w Karpaczu lub zalega na Krupówkach, a zdrowe serce miasta pozostało na miejscu :)

Teraz do tytułu. Tak jak (paradoksalnie) cudowanie jechało się przez miasto dzięki Wartostradzie, tak już dalej był koszmar. Dość powiedzieć, że po raz pierwszy zatrzymałem się na dziesiątym (!) kilometrze, a do wysokości Owińsk jeszcze tylko raz, zaś na odcinku do Murowanej (jakieś pięć kilometrów)... razy sześć. Czemu? Niech zdjęcia opowiedzą wszystko:





I tak jest w Owisńkach od niepamiętnych czasów. Co z tego, że zakazy są stawiane - sorry za dosłowność - z dupy, bez zapewnienia choćby bezpiecznego przejazdu na drugą stronę drogi, żeby bez ryzykowania życia pojawić się na tej gównianej kostce? Są, bo są, nie do ruszenia. I tak z trasy, która jest naprawdę fajna do pomykania, bo mimo tylko dwóch pasów nie ma jakiegoś wielkiego ryzyka, jest rowerowe getto, na które nie ma mocnych. Można pisać, zgłaszać, mówić - nic. Masakra.

A przecież może być tak, jak w Poznaniu:

Wystarczy tylko chcieć, ale do tego potrzeba włodarza nie o mentalności sałatki buraczano-ziemniaczanej...

Żeby jednak nie było za różowo, to małe przypomnienie mojej ulubionej mikro abstrakcji poznańskiej, z ulicy Gdyńskiej. To na czerwono to to, co wymyślił sobie projektant w swojej zaparowanej od siedzenia za biureczkiem główce. A to, co na niebiesko, to dzieło praktyków, w tym moje. Tylko trawki szkoda, a i zimą bywa ślisko, jednak mimo wszystko bezpieczniej niż na wersji oficjalnej :)



  • DST 52.40km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.07km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 242m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moderus, ślimakus, podeszczus

Poniedziałek, 29 kwietnia 2019 · dodano: 29.04.2019 | Komentarze 4

Miało padać. I padało. W nocy oraz nad ranem. Na szczęście koło ósmej rano przestało i tak już zostało. Tak jak syf na drogach, który oczywiście od razu znalazł się na moim rowerze. A że oparłem się presji czyściocha i jednak wybrałem szosę do jazdy, pod koniec wyglądała ona jak jeden z żuli, których mijam w Parku Mazowieckiego. Tylko nie wydaje takiego odoru :)

Wiało z północy, wciąż silnie, więc czekała mnie przeprawa przez miasto, i to dwukrotnie. Co prawda Wartostrada zminimalizowała doznania, ale jednak co się nacierpiałem, to moje.

Trasa: Dębiec - Wartostrada - Hlonda - Bałtycka - Janikowo - Kobylnica - Wierzonka - Karłowice - Dębogóra - Mielno - Kliny - Kicin - Koziegłowy - Gdyńska - Wartostada - Dębiec. TUTAJ Relive.

Przygód nie było, bo kręcenie było wybitnie wolne, żmudne i nieciekawe, więc co... Może rzepak? :)

Poza tym: mój ulubiony trakt Kobylnica - Wierzonka wciąż się dobrze trzyma...

...w Dębogórze filozofowie życia przekazują swe prawdy... :)

...a na Wartostradzie dziś goście. Całkiem sympatyczni, tempem nieodbiegający od niedzielnych sezonowców. Tym dwóm pomogłem przetransportować się w wybranych kierunkach, bo coś średnio widziałem ich los :)

Z dalszych atrakcj: ślimak+:..

...oraz takie coś, czego nie mogłem pod wiatr dogonić (!):

Na koniec dwa piękne (urodzone w Poznaniu!) Moderusy Gamma. Jeden w barwach fabrycznych...

...drugi w barwach poznańskiego ZTM-u:

Z że to blog rowerowy, a nie tramwajowy? No to co? :)


  • DST 53.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.14km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 160m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po proszku :)

Niedziela, 28 kwietnia 2019 · dodano: 28.04.2019 | Komentarze 5

Jeśli chodzi o dzisiejszy wypad, to napisałbym, że był niczym powtórka z (wczorajszej) rozrywki, ale co to za rozrywka, która polega na gnojeniu "rozrywanego"? :)

Było tak samo zimno - kilkanaście stopni z niższej półki, tak samo (a może nawet bardziej?) wietrznie, tak samo pochmurnie. Tyle że dziś musiałem wyjechać wcześniej (bo trzeba było w południe pojawić się w pracy), więc jako bonus miałem jazdę na czczo. W sumie niewiele to zmieniło, bo ostatnio wlokłem się tak samo po śniadaniu, jak teraz bez niego.

Trasa to wariacja na zachód: Poznań - Luboń - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Sytuację ratował rzepak :) Na tyle, że nawet na chwilę do niego wlazłem, oczywiście uważając, żeby nie uszkodzić.

Jednak generalnie było szaro, buro i ponuro.


W Dopiewie - mając w głowie demony Prezesa, które wczoraj wyszły na jaw - zrobiłem fotkę przy akcencie antypolskim :)

Później (tu link) okazało się, że ten sam Prezes zna polskie drogi (i szosy!) lepiej niż niejeden kierowca TIR-a, więc może kiedyś nawiedził to miejsce i właśnie ono było jego inspiracją? :)


  • DST 52.40km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.07km/h
  • VMAX 52.10km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 126m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rz, Ż i Grom

Sobota, 27 kwietnia 2019 · dodano: 27.04.2019 | Komentarze 9

Jak zwykle rozwinięcie tytułu w tekście :)

Najpierw o pogodzie, która oczywiście nie może być normalna, a jak już taka przypadkiem bywa, to szybko się reflektuje i wraca do normy. I tak: wczoraj zdychałem od upałów, dziś marzłem, nawet w koszulce termo pod strojem (fakt, że letnim), do tego momentami marzyłem o rękawiczkach z długimi palcami. Punkty wspólne? W sumie jeden - wiatr, tyle że dzisiaj już konkret, co najmniej umiarkowany plus, z zapędami na silny, a do tego oczywiście przejmująco zimny. Ciężko o większe rowerowe demotywatory, co widać po średniej. Sorry, taki mamy klimat (w znacznej części na własne życzenie).

Trasa to zachodni klasyk: Poznań - Plewiska - serwisówki - Zakrzewo - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań. TUTAJ Relive.

Pierwsz "rz" to oczywiście rzepak. Pięknie ożywia krajobraz, a kwestie zapachowe przemilczę :)


Drugie "ż" to żurawie. Spotkałem piękną parkę, dość daleko na polu, między WIęckowicami a Fiałkowem, a jak to bywa w takich sytuacjach, oczywiście nie miałem przy sobie dobrego aparatu, pozostało więc zrobić zdjęcie z komórki, o jakości godnej kalkulatora :(

No a grom? Przecież to słynny Grom Plewiska, który już raz tu uwieczniałem :)

Zatrzymałem się na chwilę, bo akurat trwał mecz (chyba) młodzików z (chyba) niemniej znanym zespołem Orkanu Chorzemin :) Emocji było jak na grzybach, ale przynajmniej pooglądałem sobie dokładnie tutejsze estadio :)



Plusik za dziś? Nie padało!

Na koniec przyuważone ogłoszenie:

Ja bym to lekko zmodyfikował - oddam całego bliźniaka, za darmo, byle ktoś go wziął, najlepiej daleko stąd :) I obowiązkowo z całą świtą, kot może zostać :)


  • DST 65.40km
  • Czas 02:15
  • VAVG 29.07km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 226m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

U Wisławy :)

Piątek, 26 kwietnia 2019 · dodano: 26.04.2019 | Komentarze 12

Ufff, dziś już było mi zdecydowanie za dużo. Oczywiście stopni na termometrze - w momencie powrotu smażyłem się, gdy było ich już 28, co o jakąś dychę było dla mnie za wiele. Łeb mi pękał, bo ostre słońce skumulowało się z wiatrem, średnio odczuwalnym w mieście, ale już na wielkopolskich polach dającym czadu. Jedyny plus z tego to to, że opaliłem się miesiąc wcześniej niż zwykle. Nie na rowerową zebrę, bo rękawiczek nie założyłem :)

Tempo przyjąłem emeryckie, łamane na turystyczne. Pewnie mógłbym szybciej, ale jak zwykle upał mnie zabija, więc poddałem się na starcie.

Głównym celem były ponownie Radzewice - osobisty Ojciec jutro wraca w moje rodzinne góry, trzeba się było więc pożegnać, a i dostarczyć towar, tym razem musztardę piekielną Pegaza, której zapomniał od nas wziąć, a jest jednym z fanów :)

Ruszyłem po dziewiątej, w temperaturze jeszcze przyzwoitej. Zacząłem od Lasu Dębińskiego...

...następnie Krzesiny i Jaryszki, gdzie zauważyłem kwitnący RzepMac :)...

...potem Gądki, Robakowo, Dachowa, Szczodrzykowo (rzepak właściwy na fotce)...

...a stamtąd skręt na Dziećmierowo, przez które dotarłem do Kórnika. Tam postanowiłem chwilę pobyć, bo od dawna chodziła mi po głowie wizyta u pewnej znanej persony, którą bardzo lubię, a nie miałem okazji jeszcze przy niej usiąść. Tym samym, zaliczając świetną promenadę...

...boczkiem zaś słynny zamek z Białą Damą...

...oraz przystań (dwie dyszki za prawie godzinny rejs nie wydaje się ceną wygórowaną)...

...przywitałem panią Wisławę Szymborską z niemniej ważnym tu uśmiechniętym kotem :)




Wydostanie się z Kórnika to zawsze koszmar, więc pod nosem poszło mało poetyckich słów, jednak w końcu się udało. Obrałem właściwy kurs, docierając główną drogą, przez Mieczewo oraz Świątniki do Radzewic.

Tam herbatka (ostudzona, bo samobójcą nie jestem), coś słodkiego i do domu, zaliczając jeszcze obowiązkowy port.

Końcówka to Rogalin, Rogalinek, Puszczykowo, Łęczyca, Luboń i w końcu Poznań. Czacha dymiła :)

TUTAJ Relive.

Na koniec quiz. Co zrobił w Robakowie kierowca z lewej, widząc mnie, mającego pierwszeństwo?

a) gadał dalej przez komórkę;
b) wymusił pierwszeństwo;
c) prawie by mnie skasował, gdybym nie zachował ostrożności, bo żyjąc w Polsce muszę mieć radar w głowie;
d) odpowiedzi a, b i c są prawidłowe;
e) grzecznie poczekał, aż przejadę, uśmiechnął się, pozdrowił i dopiero ruszył.


  • DST 52.40km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.52km/h
  • VMAX 58.40km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 182m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kondominium, WPN oraz Szachty

Czwartek, 25 kwietnia 2019 · dodano: 25.04.2019 | Komentarze 17

Rowerowy wyjazd nastąpił w miarę wcześnie rano (po ósmej), bo mimo wolnego dnia musiałem po jedenastej pojawić się w Pewnym Miejscu i załatwić Ważną Sprawę. Mam już odruch wymiotny od pojawiania się w takich PM w temacie WS, no ale samo się nie zrobi :)

Dzięki temu udało mi się pokręcić jeszcze przed skokiem temperatury. Te niecałe dwadzieścia stopni było wartością optymalną, a nawet wiatr już osłabł, czyli wiał solidnie, jednak bez tragedii. W sumie rewela - co pewnie oznacza, że szybko się spieprzy.

Wykonałem tytułowe "kondominium", w wersji klasycznej: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Dębno - Szreniawa - Komorniki - Poznań. Co tu dużo pisać: znów można było cieszyć się jazdą, a nie walczyć o życie :)


A po południu, gdy już byłem wolny, znów wycieczka krajoznawcza, w miejsca znane i lubiane - najpierw kawałek Nadwarciańskim (Wielkopolski Park Narodowy), a potem jeszcze poznańskie Szachty. Było już zdecydowanie za ciepło, ale wycieczka udana, nawet udało się "upolować" padalca, jednak chłopaka (?) nie chcieliśmy stresować, bo ten gatunek jaszczurek lubi gubić ogony, a szkoda by było :)

Kilka(naście) fotek.

WPN:

Warta zza winkla - WPN
Kąpiel bez kijka odpada - WPN
Prosto? - WPN
Większych nie było, nie ma co marudzić :) - WPN
Zapachem czeremchy można się naćpać - WPN
Padalec - WPN
Przez bagna i moczary - WPN
Tu zostać... - WPN

Szachty:

Wieża z daleka - Szachty
Q goorze - Szachty
Instrukcja obsługi - Szachty
Widok na codzienność - WPN
Poznań mniej typowo - Szachty
Cztery ptice (F16) :) - Szachty
Dwie ptice (mewy śmieszki) :) - Szachty


  • DST 51.60km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.15km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 201m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mumin wietrzny kolejny oraz Krajkowo piechotą

Środa, 24 kwietnia 2019 · dodano: 24.04.2019 | Komentarze 12

Wiatr dziś był ciut słabszy niż wczoraj - czyli zwiewał mnie nie na przeciwny pas, ale tylko na środek drogi :) Poza tym niewiele zmian - temperatura przyzwoita, przyroda kwitnie, prócz powiewów ujdzie więc jako całokształt.

Wykonałem "muminka", ale w wersji odwrotnej niż zazwyczaj: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Rogalinek - Sasinowo - Wiórek - Czapury - Babki - Głuszyna - Koninko - Jaryszki - Krzesiny - Starołęka - Las Dębiński - dom.

Przygód w sumie brak, nawet żaden kretyn w puszce nie chciał mnie zabić - nuuuuuda :)

A nie, jeden kierowca TIR-a zrobiłby ze mnie marmoladę podczas wyprzedzania, zapominając, że ma dwie naczepy, a nie tylko jedną, lecz przecież to banał, bo skoro można jechać czymś takim ekspresówką z 2,5 promilami (tu podano, że było ich prawie sześć, ale ja dziś słyszałem skromniejszą wersję) gorzały we krwi, to przecież moje zdarzenie jest jak pieszczota.


Po południu pojechaliśmy sobie w okolice Krajkowa (zadupie kompletne, koniec świata itp.), szukając tamtejszego rezerwatu przyrody. Lekko się pogubiliśmy i nawet nie liznęliśmy właściwego miejsca, ale i tak jest tam klimat, jaki uwielbiam: mokradła, lasy, ptactwo (ze trzy myszołowy, czaple, masa "drobnicy"), łąki, cisza, dzikość, a co najważniejsze - brak ludzi. Za to ostatnie daję najwięcej punktów :) Szkoda, że było pochmurne i zdjęcia wyszły dość średnio... :/
Zawijamy - Rezerwat Krajkowo
Chodzenie po bagnach wciąga - Rezerwat Krajkowo
Wielkopolski spokój - Rezerwat Krajkowo
Gdzie jest krzyż? :) - Rezerwat Krajkowo
W końcu u siebie - Rezerwat Krajkowo
Pan i władca - Rezerwat Krajkowo
Warto puszczać kijek? :) - Rezerwat Krajkowo
Classico - Rezerwat Krajkowo
Trup, a jako żywy - Rezerwat Krajkowo
Z wiatrem marsz! - Rezerwat Krajkowo
Bagnistości ciąg dalszy - Rezerwat Krajkowo


  • DST 61.45km
  • Czas 02:16
  • VAVG 27.11km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 252m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Misja "piwo"

Wtorek, 23 kwietnia 2019 · dodano: 23.04.2019 | Komentarze 27

Zanim do sedna, kilka milusich słówek w kierunku wiatru. O takich: Ty %#@$8!!!!

No, lekko mi ulżyło :) To, co ten gnój robił dziś ze mną i resztą ludzkości, przekroczyło granice przyzwoitości, brutalnie je zmiażdżyło i pomaszerowało z wojenną pieśnią na ustach. Były bowiem momenty, gdy mimo jazdy szosą maksymalne prędkości oscylowały koło 17-20 km/h, a wyciągnięta dziś żałosna średnia i tak była szczytem mojego samozaparcia. Do tego co chwilę z pól zawiewało mi piaskiem, a na drogach pojawiały się dziwne obiekty, takie jak kartony czy kawałki gałęzi. Jednym słowem masakra. Zresztą każdy, kto dziś odważył się wyściubić nos z domu i ruszyć rowerem, miał zapewne podobnie. Koniec tematu.

Teraz wytłumaczenie tytułu. Wczoraj po południu zawitał w Wielkopolsce (i na chwilę w Poznaniu) mój Ojciec, jak zwykle wybierając do relaksu sprawdzoną agroturystykę w Radzewicach. Przy okazji kontaktu z naturą zaplanował rzucanie palenia, za co trzymam kciuki. Jednak zrobił podstawowy błąd, nie zaopatrując się w wystarczającą liczbę zamienników na ten trudny okres, a mówiąc wprost - przywożąc ze sobą na kilka dni "aż" trzy piwa. Postanowiłem - przy okazji odwiedzin - pomóc. Coś tam bowiem było kiedyś o podawaniu szklanki na "starość" :)

W tym celu, niczym rasowy żul, pojawiłem się koło dziewiątej rano w Żabce i nabyłem dwa browary :) Specyficzne (proszę się nie śmiać), bo Tata ma zdiagnozowaną nietolerancję glutenu, takie też muszą być wspomniane napoje - na szczęście ktoś i takie wymyślił, choć o beznadziejnej pojemności 0,33 l. Lepsze to niż nic :) Więcej by mi się zresztą nie zmieściło do rowerowego plecaka.

Ruszyłem oczywiście pod wiatr, z Dębca przez Las Dębiński...


...Starołękę, Krzesiny, Jaryszki, Koninko, Borówiec, adoflową masakrę płytową w Skrzynkach, Kórnik, Mieczewo. by w Świątnikach skręcić na Radzewice, w których najpierw zawitałem w moim ulubionym rzecznym porcie na standardową sesję. Dziś z rekwizytami i z obawą, czy rower mi nie odleci :)




Później zaś zaparkowałem pod agro...


...by przekazać skarby, zjeść ciasto i napić się - paradoksalnie - herbaty :) Tak zeszło kilkadziesiąt minut, a w końcu trzeba było wracać, choć jeszcze wykonałem rundkę po włościach.




Powrót - czasem nawet z wiatrem w plecy - wykonałem przez Rogalin, Rogalinek, Mosinę, Puszczykowo, Łęczycę, Wiórek oraz Luboń do domu.

Misja została wykonana! :) A ja w domu zauważyłem, że przywiozłem pasażera na gapę :)

TUTAJ Relive.


  • DST 51.80km
  • Czas 01:49
  • VAVG 28.51km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 164m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powrót do wietrzności

Poniedziałek, 22 kwietnia 2019 · dodano: 22.04.2019 | Komentarze 9

No i wiatr menda wrócił. Co najgorsze, ma z nami zostać jeszcze kilka dni... Trudno, było fajnie, skorzystałem, czas wrócić do (nie)normalności.

Ruszyłem między dziewiątą a dziesiątą, i już po pierwszych metrach wiedziałem, że będzie ciężko. I było. Cieszyłem się, że nie popełniłem błędu co do ubioru - wczoraj kręciłem w końcu na krótko, dziś zapobiegliwie założyłem zestaw jesienny, zdecydowanie potrzebny na wietrzne warunki. Sprawdził się.

Wykonałem klasyczną wizualnie "polską" trasę: Dębiec - Wartostrada - Malta - Warszawka - Swarzędz - Paczkowo - Siekierki - Gowarzewo - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Starołęka - Dębina - dom. TU Relive.

Gdy przejeżdżałem przez poznańskie Krzesiny, zauważyłem otwarte drzwi do tamtejszego kościoła w stylu norweskim, o którym już kiedyś pisałem - w tym stylu są tylko dwa w Polsce, ten drugi to oczywiście Wang w Karpaczu, co by nie pisać, "ciut" bardziej stylowy :) Postanowiłem wstąpić, ale najpierw cyknąć jego widok z zewnątrz.

Po chwili zmienił się jeden detal. Dzięki, wietrze. A byłem pewien, że oparłem w miarę stabilnie :/

Środek taki sobie:

Jak to w wolne dni, wysyp bezmózgów znaczny. O, na przykład takich:

Jak zwykle swoje pokazali też hulajnogowcy:

Tę parkę zresztą przy okazji oczekiwania na czerwonym poinstruowałem, iż właściwym dla nich miejscem jest chodnik widoczny po prawej, nie droga dla rowerów. Oczywiście kolega studenciak wyraził zdanie odrębne, więc wyłuszczyłem raz jeszcze co i jak. Spokojnie, bez nerwów, choć wewnętrznie już mnie szlag trafia, że w tym kraju ignorancja uznawana jest za normę. A hulajnogi najchętniej bym zlikwidował i wprowadził ponownie do Polski za jakieś sto lat, gdy społeczeństwo może dojrzeje.

Natomiast hitem nad hitami był ten, niedaleko mojego domu:

Czego nie widać między paniusią, pieskiem przy jej lewym kulasie, a pieskiem z prawej? Ano linki, za pomocą której ten ostatni był połączony ze swoją opiekunką o inteligencji ameby. Gdyby nie moja ostrożność, skończyłoby się nieciekawie, choć nie wiem w sumie dla kogo. W każdym razie po mojej słownej reakcji chyba już będzie wiedziała, że nawet mały mózg czasem powinien być używany.

Na koniec jeszcze jeden motyw przyuważony na Dębinie - miłość w czasach smartfonokalipsy :)



  • DST 54.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 31.15km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 227m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rzepak, Dębina oraz sssykacz :)

Niedziela, 21 kwietnia 2019 · dodano: 21.04.2019 | Komentarze 10

Dzisiaj mniej czytania, a więcej zdjęć. Limicik bowiem jakimś cudem się zachował, miejsca na PBS-ie nie brakuje, można szaleć :)

Ruszyłem na rower bardzo niespiesznie, po pysznym śniadanku pełnym między innymi parówek oraz wędlin. Wegetariańskich, oczywiście :) Proszę się nie śmiać, tak jak kiedyś konsumpcja takich wynalazków przypominała wcinanie trocin, tak teraz mają nawet smak, do tego całkiem przyzwoity. Gdyby tylko nie kosztowały tyle, ile cały tucznik przeznaczony do świniobicia... :)

Energii nabrałem, można było przycisnąć. Niestety północny wiatr znów skierował mnie w kierunku kursu przez calutkie miasto, z Dębca przez Górecką, Grunwald i Jeżyce na Golęcin. Ruch nie był duży, ale światła zostały ustawione jak w dzień roboczy, więc postałem sobie na czerwonym jak zawsze. Dopiero na Koszalińskiej odżyłem, bo sygnalizacji już nie było, za to pojawił się las. No i na szczęście jeszcze niewielu rodaków zdecydowało się ruszyć tak wcześnie, więc było całkiem przejezdnie. Tak właśnie minąłem Strzezyn, Psarskie, Kiekrz, Rogierówko, Kobylniki, dotarłem do SS-ki (Sady - Swadzim) i skierowałem się na Batorowo, Lusowo, Zakrzewo, serwisówki, by przez Plewiska dotrzeć do domu.

Temperatura była idealna (17 stopni), no i wiało jeszcze całkiem milusio (choć zmienne), więc średnia - mimo miasta - wyszła sympatyczna. Niestety, od jutra zapowiadają powrót gnoja w wersji hard :/

Jest już rzepak! :)

Koszalińska nabiera kolorów...

...a i selfie można było sobie zrobić z rowerem w oku :)


TUTAJ Relive.

Na deser krótka relacja ze spacerów po "mojej" Dębinie, czyli Lesie Dębińskim, z ostatnich trzech dni. I tak jak wczoraj i przedwczoraj można było tam chodzić całkiem na luzie, dzisiaj była już masakra - nie tylko tłumy spacerowiczów, ale w miejscach zazwyczaj dzikich i pustych zalęgły się stada polskich i ukraińskich (jeden pies, nie obrażając psa) grillowców. zasmradzających świeże powietrze i strasząc zwierzęta przez puszczanie muzyki. Wieś (nie obrażając wsi) się bawi, wieś szaleje :/

Jednak coś tam cyknąć się udało.
Mikro i makro - Dębina
Mleczna droga - Dębina
Octopus - Dębina
W końcu... - Dębina
Piaskarka - Dębina
Bonanza - Dębina
Las koncentracyjny - Dębina
Udało się też zrobić sesję jednemu z tutejszych wężowych ziomków, który wylegiwał się na środku drogi, ale na widok Kropy zaczął ssssssspieprzać niczym prawdziwy sprinter - by finalnie wrócić do swojej bazy. Widać po brzuchu, że niedawno coś zeżarł, więc po cyknięciu kilku fotek zostawiony został w spokoju, niech trawi bez stresu.
Szybka ewakuacja zaskrońca - Dębina
Jak zaskroniec w wodzie - Dębina
Nażarty, zrelaksowany - Dębina
Taki to mam klimacik w odległości plus minus kilometra marszu od domu, a czterech od centrum ponad półmilionowego miasta :) Szkoda tylko, że coraz więcej ludzi tu się pojawia - na szczęście jednak jeszcze (oby nigdy!) nie jest to Malta ani Rusałka.