Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197482.00 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2019

Dystans całkowity:1913.36 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:71:09
Średnia prędkość:26.89 km/h
Maksymalna prędkość:56.70 km/h
Suma podjazdów:6499 m
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:59.79 km i 2h 13m
Więcej statystyk
  • DST 53.05km
  • Czas 02:07
  • VAVG 25.06km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 277m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

WPN i pińcet+ na koniec roku

Wtorek, 31 grudnia 2019 · dodano: 31.12.2019 | Komentarze 19

Skoro rok 2019 był dość specyficzny, głównie przez osiągnięty rekord życiowy, także specyficznie (jak na mnie) było jego zakończenie. Czyli w terenie.

W sumie wybór był sumą oczywistości. Codzienna szosa jest nie do użytku, zimówka zasługuje na chuchanie i dmuchanie, zanim się całkowicie rozpadnie, a do tego wiało tak, że szkoda było tracić nerwy na zabawę w chorągiewkę.

Tym samym wykonałem fajną, w sumie to moją ulubioną, rundkę po Nadwarciańskim. Wyjechałem z Dębca, chcąc nie chcąc zaliczyłem Luboń i w Łęczycy wjechałem do lasu, wyjeżdżając w Puszczykowie. Stamtąd do Mosiny, za którą znów przez las pokręciłem nad Górecki, a następnie Greiserówką doczłapałem do Szreniawy i Komornik. Tam zaczęła się dopiero prawdziwa rzeź, gdyż odcinek przez Rosnówko, znów Komorniki oraz Plewiska to walka z huraganem. Po tym wszystkim mam tylko jeden postulat: oddać mi w te pędy lasy!

Kilka fotek, ostatnich w roku 2019:
Łabędzie w dole - Nadwarciańki, WPNSelfie na trasie - Nadwarciański, WPNLekkie wzburzenie - Nadwarciański, WPN
Moczary - Nadwarciański, WPN
Niemal wiosennie - Nadwarciański, WPN
Badylowość - Nadwarciański, WPN
Jeśli powalone drzewo, to tylko za sprawą natury - Nadwarciańki, WPN
Mosteczkowość - Nadwarciańki, WPN
Widok na Wartę - Nadwarciańki, WPN
Teren lepszy jakościowo od starego asfaltu - Wielkopolski Park Narodowy
Widok na Jezioro Góreckie - Wielkopolski Park Narodowy
Były bobery... :)
Bobery! :) - Nadwarciańki, WPN
...i męczarnie na Greiserówce. Debili tu nie zabrakło...
Greiserówka, koszmar drogowy - Wielkopolski Park Narodowy
Do tego zakazu się przyzwyczaiłem.
Zakaz rowerowania. Taki żarcik na koniec roku :) - Nadwarciańki, WPN
Jednak to samo nad Góreckim jest dla mnie nowością. Oczywiście obydwa zostały solidarnie olane :)
Z cyklu: kolejny abstrakcyjny żarcik :) - Wielkopolski Park Narodowy
Tym samym udało się zdobyć "pińcet plusa", czyli dostać gratulację od Stravy za zrobienie 500 kilosów od 24 do 31 grudnia. To się jakoś Rapha Cośtam nazywa, ciśnienia nie było, ale miło raz w życiu zaliczyć :)

Potem jeszcze bieganina, bo trzeba było kilka spraw pozałatwiać, i wybieganie Kropy na Dębinie, żeby choć trochę zmęczyła się przez zapewne koszmarnym dla niej wieczorem i nocą. Bo idiotów, którzy już od kilku dni za dobrą zabawę uważają pierdzenie petardami, strasząc głównie czworonogów, oczywiście nie brakuje.Wybieganie kurdupla przed erupcją petardowego debilizmu - Las Dębiński, PoznańKlasyka klasyk nawet w Sylwestra być musi - Las Dębiński, Poznań
Przy okazji - abstrahując od tego, że to "dzieło" to wynik bezmózgowia - znalazłem w tym jakieś przesłanie.
Prócz faktu usyfienia lasu, jakaś głębia w tym jest - Las Dębiński, Poznań
A ja w końcu mogę odpocząć... Uff :) Nie ma to jak rodzinnie, w domu :)

Udanego roku 2020 życzę! :)
Kategoria Terenowo


  • DST 72.10km
  • Czas 02:40
  • VAVG 27.04km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 286m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

20 000 km! :)

Poniedziałek, 30 grudnia 2019 · dodano: 30.12.2019 | Komentarze 17

No i się udało :) Nawet na dzień przed końcem roku, do tego z małą dokładką.

Jedno jest pewne: nigdy więcej :) Końcówka roku tak mnie zmasakrowała, że oficjalnie rezygnuję z jakichkolwiek rekordów na przyszłość. Przynajmniej będę bardziej wyspany.

Dzisiejsza trasa nie mogła być niczym innym jak "kondominium", ale z okazji brakujących kilometrów wyszedł raczej "słonium": Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnówko - Trzebaw - Dębienko - Stęszew - Witobel - Łódź - Dymaczewo - Krosinko - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Relive TUTAJ.



Przy okazji - po raz ostatni w tym roku - wjechałem sobie na Osową Górę.

Gdzieś w tym momencie...

...byłem już po zdobyciu rekordu. Niestety, akurat znajdowałem się w Luboniu, co przyprawia mojemu zwycięstwu sporą łyżkę dziegciu :)

W tym miejscu chciałem podziękować wszystkim, którzy mi kibicowali. Szczególnie kolega BUS zasługuje na słówko, bo codziennie wysyłał mi info o tym, ile brakuje i jaką średnią mam dziennie do zrobienia :) Pewnie ja temat bym olał i obudził się jutro z brakującą stówą lub czymś takim. A tymczasem wpadło te dwadzieścia koła, będę mógł mówić o tym wnukom. Czyimś, oczywiście :)

Nie byłoby tego bez mojej wiernej dwukołowej armii. Oto ona:

Od górnej lewej:

- T-rek(s) - kompletnie zamordowany pod koniec, tak, że nie dało się nim zrobić więcej niż kilku kilometrów;
- Zombie - wierny, dwudziestoletni towarzysz górskich wypadów;
- Ventyl - z musu reaktywowany pod koniec grudnia na kilka wyjazdów;
- Czarnuch - ziomek od najgorszej roboty: teren, syf, błoto i... dojazdy do pracy :)
- STaRuszek - tylko i wyłącznie jako dojazdówka do roboty.

Cześć Wam i chwała :)

Dystans zawiera dokrętkę właśnie do roboty, dziś STR-em.


  • DST 68.20km
  • Czas 02:31
  • VAVG 27.10km/h
  • VMAX 50.30km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 256m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Retrooswajanie

Niedziela, 29 grudnia 2019 · dodano: 29.12.2019 | Komentarze 10

Retrooswajanie, czyli przypominanie sobie, jak to na Ventylu było, ma swój ciąg dalszy. Zapobiegliwie dziś słuchawki prawie na full, żeby nie stresować się co bardziej niepokojącymi dźwiękami "gdzieś tam na dole" i sruuu do przodu :)

Znów się jakoś udało. Komfort był co najwyżej średni, ale akurat aktualnie bardziej liczą się liczby niż doznania. Takie to nadeszły czasy.

Trasa zachodnia, dziś kombinowana: Poznań - Plewiska - serwisówki - Zakrzewo - Lusowo - Lusówko - Sierosław - Zakrzewo - serwisówki - Plewiska - Poznań.

Tym samym udało mi się to, co nie wyszło kilka dni temu, czyli dowiedzieć się, dokąd prowadzi końcówka drogi Sierosław - Lusówko. Oczywiście do Lusowa :) No i faktycznie, asfalty tam stały się godne.



Udało się spotkać (i usłyszeć!) trzy dorodne żurawie. Jak zwykle jednak były zbyt daleko, żeby je wyraźnie sfocić :(

No i na koniec skocznia, wrrrrróć, ciąg pieszo-rowerowy z Lusowa. Wjechałem na chwilę, żeby ukazać cały geniusz tego wynalazku. Chodzą pogłoski, że podobno jakiś kolarz kiedyś pojechał tym czymś z własnej nieprzymuszonej woli :)

Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 66.66km
  • Czas 02:28
  • VAVG 27.02km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 279m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ventyl: reaktywacja

Sobota, 28 grudnia 2019 · dodano: 28.12.2019 | Komentarze 15

Po wczorajszym względnym ogarnięciu szosy pod myjką i nasmarowaniu napędu miałem nadzieję, iż da się nią jeszcze kręcić. Niestety, wykonany poranny test, czyli krótki trzykilometrowy kurs po tabletki na odrobaczanie do weterynarza, uświadomiła mi, że to się nie uda. Każdy nacisk na pedały to stres, a próba podjazdu pod jakiekolwiek wzniesienie - niewykonalna.

Już miałem wybrać się Czarnuchem, ale przypomniałem sobie, że przecież w kącie stoi sobie moja pierwsza "kolarzówa", po zakupie której, sześć lat temu, założyłem sobie BS-a :) Z duszą na ramieniu zacząłem sprawdzać jej stan. Oczywiście zacząłem od napompowania - i ku memu zdziwieniu powietrze nie zeszło chwilę później. To już coś. Postanowiłem więc zaryzykować w wolnym dniu (jutro normalnie do pracy, więc bym się nie zdecydował) i zrobić test.

Tak oto na starcie prezentował się archaiczny już dziś Ventyl, czyli Kross Vento 1.0:

Z daleka nie za bardzo jest się do czego przyczepić, ale już po pierwszych minutach przypominania tego, jak się toto ujeżdża (te stare manetki ze zmianą przy kciuku były w sumie całkiem ok) powoli zaczęło mi świtać we łbie, czemu musiałem kupić nową szosę. I tak:

- kierownica jest lekko wygięta po kolizji z jednym zapuszkowanym nadgorliwcem w temacie DDR-ek;
- kaseta jest nowa, ale za to suport tak zapieczony, że nie da się go wymienić, przynajmniej siłami serwisów rowerowych. Więc co jakiś czas coś stuka tam i puka;
- w tylnym kole są chyba ze trzy nowe szprychy, bo szły one w nim seryjnie;
- owijka... jaka owijka? :)
- siodełko tak wysiedziane, że trzeba wstawać co kilka kilometrów;
- zmiana biegów to momentami loteria;
- hamulce... działają. Jakoś. Ale zapobiegliwe trzymanie butów blisko ziemi nie zaszkodzi :)
- no i coś obciera na odcinku tył-przód. To temat już nie do ogarnięcia.

Lecz po ponad 57 tysiącach kilometrów przejechanych pod moim tyłkiem, emeryt ma prawo niedomagać. Więc nie jechałem ze spokojną głową - wręcz przeciwnie, co chwilę zastanawiałem się, co i kiedy odpadnie. O dziwo, póki co, nic.

Wykręciłem Ventylem lekko ponad 63 kilosy, w zimnie, pod bardzo nieprzyjemny mocny wiatr i sporo po mieście, na trasie: Dębiec - Górczyn - Grunwald - Jeżyce - Obornicka - Suchy Las - Jelonek - Złotniki - Złotkowo - Sobota - Bytkowo - Rokietnica - Mrowino - Napachanie - Kobylniki - Rogierówko - Kiekrz - Baranowo - Przeźmierowo - Skórzewo - Junikowo - Kopanina - Dębiec. O takie coś.

Wyjątkowo trafiłem z terminem :)

W Rokietnicy zrobiono nową DDR-kę, o dziwo część rowerowa jest z asfaltu. Tubylcy, jakby nie patrzeć mieszkający na wsi, zadowoleni. Tyle miejsca do parkowania!


Byłem łagodny - nie urwałem ani lusterka, ani drzwi.

Tu jednak - czyli na rondzie w Przeźmierowie - poszła ostra wiązanka wobec jakiegoś frustrata (tego z prawej) siedzącego w przedłużeniu męskiego organu płciowego. Aż żałowałem, że się nie zatrzymał, jedynie skupiając się na klaksonie, którym chciał coś przekazać, ale co? Nie mam pojęcia.

Test reaktywacyjny uznaję za... odbyty. Nie napiszę, że udany, ale wróciłem cały, a to już coś. Biorąc pod uwagę, że serwisy wrócą do pracy dopiero gdzieś w drugim tygodniu stycznia (niestety, T-rek(s) padł w najgorszym możliwym momencie), pewnie jeszcze jakieś kolejne się odbędą. A ja w sumie się cieszę, że dziadka jeszcze nie wywiozłem do Jeleniej, bo się zdecydowanie przydał.

Jak mawiają sekciarze na swoich spotkaniach: dobrze, że jesteś :)

Dystans łączny zawiera tylko o jedną szóstkę za dużo :)


  • DST 80.50km
  • Czas 02:58
  • VAVG 27.13km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 256m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ośmiodychowo

Piątek, 27 grudnia 2019 · dodano: 27.12.2019 | Komentarze 7

Dziwny ten dzisiejszy dystans, ale składa się z trzech elementów: szosowania porannego, wypadu na mtb do miasta (urząd) oraz wizyty na myjce. To po kolei.

Jazda szosą to była tragedia. Napęd jest już w takim stanie, że każde mocniejsze tąpnięcie powoduje przeskoczenie łańcucha, nieważne na jakiej kombinacji. Podjazdy wykonane w tempie rozsądnym? Można zapomnieć, bo dusza na ramieniu. Przyspieszenie podczas zjazdu? Obawa o zęby. Ruszanie na światłach? Stres nieziemski. Do tego jeszcze zaczęło coś chrobotać w okolicach bębenka... Masakra. Pokłosie tego roku i jazdy za wszelką cenę, niezależnie od warunków. A okres działania serwisów mamy jaki mamy. Czyli nie mamy. Już nie mówiąc o zamawianiu części.

No ale nic. Prawie 66 kilometrów jakoś wykręciłem, na trasie: Dębiec - Hetmańska - Grunwald - Jeżyce - Golęcin - Strzeszyn - Kiekrz - Starzyny - Rokietnica - Mrowino - Napachanie - Kobylniki - Sady - Swadzim - Batorowo - Lusowo - Dąbrowa - Plewiska - Poznań.

Syfu jeszcze trochę było.

Wczesnym popołudniem misja: pomóc Teściowej w nieciekawej sytuacji, w jakiej się ostatnio znalazła. W tym celu wizyta w jednym z urzędów, oczywiście rowerem, w ramach dokrętki. Udało się to, że... nic się nie udało, bo jak się okazuje w tym kraju lepiej dawać pięć stów miesięcznie za urodzenie dziecka nie tylko osobom naprawdę potrzebującym, ale też tym zarabiającym krocie, niż zorganizować jakieś sensowne dofinansowanie dla emerytów potrafiących udokumentować to, że pomocy potrzebują. Trzeba będzie wymyślić coś innego :/ W każdym razie 11 kilometrów doszło do dystansu.

No i na koniec wizyta z szosą na myjce - w sumie nie wiem po co, bo i tak już raczej nie będzie z niej pożytku przez najbliższe dni, póki nie zabierze się za nią jakiś serwis.

Łącznie wykręciłem dziś lekko ponad 80 kilometrów. To jedyny plus tego dnia, więc wstawiam samotny emotikon :)

Poznań i Wielkopolska świętowały 101. rocznicę wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Wygranego, oddolnego, lecz mało znanego w Polsce.



  • DST 66.60km
  • Czas 02:28
  • VAVG 27.00km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 194m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Błeee...

Czwartek, 26 grudnia 2019 · dodano: 26.12.2019 | Komentarze 10

Dokładnie tak jak w tytule - bardziej konkretnie nie jestem w stanie opisać wrażeń z dzisiejszej walki. Bo przyjemności w tym było niewiele.

Rano, na sam początek... zmiana dętki. Bo jak się okazało ta, którą zamontowałem pod nową oponą zachorowała na dziurowatość małą i powietrze przez noc zeszło. W związku z tym oraz z leniem świątecznym ruszyłem dopiero lekko po jedenastej. Koszt? Deszcz, którego miało nie być, a był, przez co najmniej kilkanaście kilometrów. No i jeszcze większe usyfienie napędu, co w sumie przypomina już jedynie antypudrowanie trupa. Nie można zapominać o wietrze, który zrobił swoje. Prawdziwe błeee... :)

Trasa? Oj, to ciekawe zagadnienie. Finalnie powstało takie coś, co  wersji mapowej przypomina pso-mrówkojada, a na Relive jakieś tampono-strzałkowo-barachło: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnówko - Komorniki - Plewiska - serwisówki - Zakrzewo - Sierosław - Lusówko, tam nawrotka - Sierosław - Zakrzewo - Dąbrowa - Skórzewo - Plewiska - Poznań.

Przy okazji przetestowałem nowy asfalt na odcinku Sierosław - Lusówko. I byłoby nawet ok, gdybym nie jechał w ciemno, co kosztowało mnie błądzenie oraz konieczność kilku nawrotek. No nie jest to najbardziej intuicyjna droga jaką znam :)

Poza tym spotkałem starych znajomych, którzy trzymają się dzielnie. Brawo.

Z rzeczy mniej optymistycznych. Pomysłowość wycinaczy znów mnie zadziwiła, tym razem przy rondzie przed Zakrzewem.

Boję się, co będzie dalej... :/ Dodam, że te skrawki lasu to oaza na zachodniej pustyni. A kawałek dalej, przed Sierosławiem, leżała sobie przy drodze martwa sarna, zaraz przy przecince (ta akurat miała na celu położenie słupów). Nie wiem czy wpadła pod samochód "klasycznie" przebiegając przez szosę szukając pożywienia między jedną a drugą stroną, czy nie mogła się odnaleźć po zmasakrowaniu jej kawałka naturalnego środowiska i zgłupiała...

Dystans wyszedł zaiste świąteczny :)


  • DST 63.10km
  • Czas 02:28
  • VAVG 25.58km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 201m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wodowanie

Środa, 25 grudnia 2019 · dodano: 25.12.2019 | Komentarze 16

Z okazji specyficznego okresu postaram się dziś powstrzymać od dosadnego określenia tego, w jakich warunkach przyszło mi kręcić :)

Ruszyłem po śniadaniu, podczas którego zerkałem za okno. A tam pochmurno i mokro. No i bez większych nadziei na poprawę. Jednak ruszyć kiedyś było trzeba. I ruszyłem. Czarnuchem oczywiście. Chwilę później lunęło. I tak zostało przez większość mojej jazdy.

Cofać się jednak nie zamierzałem. Zagryzłem zęby i przed siebie. Gdzieś na piątym kilometrze miałem już buty pełne wody, a potem było już tylko ciekawiej, bo zaczęła ona zamieniać mi stopy w coś na kształt sztywnego zimnego elementu, zwanego w Czechach fachowo jako "zmrzlina". Do zestawu doszedł jeszcze wiatr, nie tylko zimny, ale i dość silny oraz upierdliwy tak, jak najczęściej miewam na szosie, czyli w najlepszym wypadku wiejący z boku, ani razu w plecy. Wszystko to mógłbym opisać krócej i dosadniej, ale przecież na początku obiecałem, że się powstrzymam :)

Trasa to poszerzone kółeczko wschodnie: Dębiec - Wartostrada - Malta - Miłostowo - Antoninek - Swarzędz - Jasin - Paczkowo - Kościan - Skałowo - Siekierki - Gowarzewo - Tulce - Żerniki - Koninko - Szczytniki - Sypniewo - Głuszyna - Starołęcka - Las Dębiński - Poznań.

Nie mogłem pominąć pewnej miejscówki...

Stan powierzchni śniegowej na Stoku Maltańskim: równe zero. W sumie tam by mi ona akurat nie przeszkadzała.

Postanowiłem też się przekonać, jak idą prace budowlane na najbardziej skrajnym północno-zachodnim odcinku Wartostrady. Jest... ciekawie, bo nie dość, że wciąż straszy kawałek terenowo-brukowy (z tego co wiem, chodzi o jakieś kwestie prywatnego terenu, czyli postaw się, a zastaw się), to kończy się toto tak:


Przy okazji znalazłem lato :)

Cóż musiałem się cofnąć, wyjścia nie było. Za to dzięki temu zostałem dziewiątym oraz dziesiątym liczonym rowerzystą tego dnia :)

Na jutro znów zapowiadają opady :/


  • DST 62.70km
  • Czas 02:19
  • VAVG 27.06km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 213m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Oponując

Wtorek, 24 grudnia 2019 · dodano: 24.12.2019 | Komentarze 10

Wpis krótki, z powodów wiadomych.

Start na rower po dziesiątej, gdy przestało padać. Drogi mokre, ale zdecydowałem się na szosę, bo chciałem przetestować nowe opony. Wczoraj bowiem po zaliczeniu pany postanowiłem zmienić ogumienie z tyłu, po zerknięciu na stan dotychczasowego. Padło na Maxxis Re-Fuse, model sprawdzony i idealny na gorsze miesiące.

Trasa to "rybka": Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnówko - Trzebaw - Dębienko - Stęszew - Krąplewo - Joanka - Trzcielin - Lisówki - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Dąbrówka - serwisówki - Plewiska - Poznań.

Jazda powolna, bo wiało, momentami jeszcze padało, a napęd mówił "weź daj mi już w końcu umrzeć". No ale przejechane swoje, z małą dokładką.




Tu opona, wtedy JESZCZE czysta :)

Na najbliższe dni życzę wszystkim przede wszystkim odpoczynku. Oczywiście na dwóch kółkach :) Oby pogoda dopisała, oby był czas na aktywność, jednym słowem: niech pascha (choć to nie ten czas) nie wyklucza słowa pasja. No i nie można zapominać o paszy :) Smacznego więc!


  • DST 62.40km
  • Czas 02:16
  • VAVG 27.53km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 212m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zła-pana

Poniedziałek, 23 grudnia 2019 · dodano: 23.12.2019 | Komentarze 13

Za mną kolejny dzień grudniowej walki. Zaczynają się schodki, o dziwo nie pogodowe, bo akurat aura była przyzwoita (tylko dziś znów wiatr się wzmógł i w ogóle nie chciał pomóc), ale takie podchwytliwe, mniej oczywiste. O czym piszę? Ano o dętce, która podstępnie zawzięła się i bezczelnie pękła, na szczęście nie gdzieś w połowie dogi, tylko jakiś kilometr przed domem. Wymieniać jej nie było sensu, więc zabawiłem się w duathlon, człapiąc spacerkiem do domu.

Sama jazda to klasyczne "kondomiunium": Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Dębienko - Trzebaw - Rosnówko - Szreniawa - Komorniki - Poznań.

Byłem dziś mądrzejszy niż wczoraj i zabrałem ze sobą lampki na przód i tył. Przydały się połowicznie, bo solidna mgła trafiła się tylko przez kilka kilometrów, na odcinku Mosina - Łódź. 

Fotki nijakie, standardowe z tej trasy.


Korki wciąż solidne: w Mosinie oraz Luboniu normalnie jak w metropoliach. Oczywiście nie do ominięcia, bo gdzie by ktoś rowerzystę puścił robiąc miejsce...

Łapa już prawie nie boli - to tyle z pozytywów :) Wieczorem będę musiał obejrzeć przyczynę złapania pany - obawiam się, że opona może już dawać znać, że ma dość, po przejechaniu dobrych kilkunastu tysięcy kilometrów, jak nie więcej. Na wszelki wypadek kupiłem zastępczą.
 
Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 70.10km
  • Czas 02:28
  • VAVG 28.42km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 254m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ustawkowo w świat mgieł

Niedziela, 22 grudnia 2019 · dodano: 22.12.2019 | Komentarze 13

Dziś w planach miałem kolejny upojny dzionek w pracy. Życie chłoszcze, ale walczyć trzeba. Oczywiście na rowerze :)

Czasu dużo nie było, ale udało się zorganizować małą ustawkę z BUS-em. Na zasadzie: ja kręcę pisiont z minimalną dokładką, a kolega gdzieś na trasie skręca i leci swoje, czyli dystans plus minus zahaczający o stówę. 

Miejscem "zbiórki" był Orlen położony przy granicy Suchego Lasu, co oznaczało, że muszę przepchać się przez cały Poznań. Z czym to się je, wie każdy rowerzysta, na samą myśl o tym zmieniając usta w podkówkę :) Świadom byłem, że lekko nie będzie, jednak ilość czerwonych świateł jak na niedzielę przerosła moje obawy, do tego wyruszyłem ciut później niż planowałem (pies nie chciał załatwić się na zawołanie, skandal), więc przybyłem lekko spóźniony (o jakieś osiem minut). 

Krótkie przywitanie i w drogę. Najpierw jednak szok: z południa na północ jechałem pod takim oto niebem:

...natomiast zaraz po zjechaniu z widocznego wiaduktu nagle ktoś usunął kolor niebieski, zastępując go... kawą. Białą. Z ogromną ilością mleka.

Potem było jeszcze ciekawiej. Dodam, że zmyła była kompletna, ja miałem zamontowane jedynie słabiutkie mikrolampki, kolega jechał na zero w temacie oświetlenia. W związku z tym wziąłem na siebie - tam, gdzie nie było pobocza - całkiem wygodną misję trzymania tyłów i robienia za tanią chińską choinkę :) Na szczęście obyło się bez niebezpiecznych sytuacji, a im dalej, tym częściej mogłem jechać z przodu. 

W ten sposób minęliśmy kolejno: Jelonek, Złotniki, Złotkowo, Golęczewo, Sobotę, Bytkowo, Rokietnicę i Mrowino, gdzie BUS pognał w swoją dokrętkową stronę, ja zaś zacząłem powoli nawrotkę, zaliczając Napachanie, Kobylniki, Chyby, Baranowo, Przeźmierowo, Wysogotowo oraz Plewiska, skąd odbiłem w kierunku "piątki" i dotarłem do domu, mając na liczniku więcej niż zazwyczaj, czyli prawie 65 kilometrów.

Kilka kadrów z mało komfortowych warunków mgielnych (choć za to niemal bezwietrznych - szkoda, że takowe są tak rzadko).



Wczorajsze pranie ciuchów okazało się bezsensowne :)

TUTAJ Relive.

No i na koniec dwa polskie wątki. Dało się zauważyć na trasie, że dziś niedziela handlowa... :)

...jak również ująć smaczek z Przeźmierowa, typowej podpoznańskiej wiochy, która pojęcie "standardy rowerowe" od zawsze uznawała za powód do żartów. Specjalnie nawet na chwilę zjechałem na jeden z nich.

BUS, dzięki za spory kawałek wspólnej jazdy oraz pokazanie niedzielnego skrótu do Soboty :)

Ja jeszcze dojechałem sobie rowerem do pracy.

Aha, gleba się zdarzyła. Nie, nie na wąskich kołach podczas zakrętu na śliskiej drodze, tylko... Czarnuchem na parkingu podziemnym, gdy robiłem nawrotkę. Nic się nie stało, tylko ręka lekko pobolewa, rower cały. Przepraszam, zła kolejność: rower cały, ja też :)