Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197482.00 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2017

Dystans całkowity:1650.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:59:00
Średnia prędkość:27.97 km/h
Maksymalna prędkość:64.80 km/h
Suma podjazdów:6571 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:55.00 km i 1h 58m
Więcej statystyk
  • DST 54.20km
  • Czas 02:10
  • VAVG 25.02km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 199m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po(d)wiat(r)y

Piątek, 30 czerwca 2017 · dodano: 30.06.2017 | Komentarze 9

Są tacy, którzy zbierają gminy (sam biorę w tym nieortodoksyjnie udział), niektórzy skupiają się na powiatach, a ja dziś odkryłem nowe możliwości w temacie kolekcjonowania tego i owego. Mimo że zupełnie nie chciałem. I mam nadzieję, że moja kolekcja za często nie będzie się powiększać :)

O czym mowa? Za chwilę. Najpierw jednak słówko o pogodzie, która w nocy sprawiała wrażenie, że Poznań nad ranem odpłynie gdzieś w dal. Na szczęście jednak nastąpiło teoretyczne uspokojenie, przynajmniej jeśli chodzi o opady, za to wiatr... Zresztą chyba akurat dziś nie muszę przekonywać nawet ekspertów od wielkopolskich powiewów rodem z lubuskiego, iż urywało łby, a miałem wrażenie, że i owo "coś" miało chrapkę na szprychy i wentyle. Ale jakby co przygotowałem dowody :)


No ale twardym trzeba być, nie "mjentkim", więc licząc na jakiś cud ruszyłem sobie crossem. Ruszyłem? Taaa... dobrze powiedziane.Tak jak nie padało, gdy byłem w domu, tak pięćset metrów od momentu ruszenia musiałem się zatrzymać pod daszkiem pobliskiej galerii. Po chwili przestało lać, więc pojechałem dalej, mając cichą nadzieję, że to koniec przystanków z tym związanych. Nadzieja matką naiwniaków :)

Po minięciu Wirów nastąpiło pierwsze zaliczenie wiaty, zaledwie na kilka minut. Tutaj model w stylu "skromny kibelek".

Komorniki, Szreniawa, Chomęcice, Konarzewo i... wiata numer dwa. Skromna kawalerka, również w stylu plastic fantastic, ale bardziej przewiewna. Tu upojne kilkanaście minut, bo ulewa zrobiła się całkiem spora. A ja podziwiałem to, co natura dawała. A dawała :)


Trzcielin, Dopiewo, Dopiewiec i... miejscówka trzecia. Prawdziwy wypas, przystankowe L-3 co najmniej, choć lekko cuchnące PRL-em. Krótkie przeczekanie, ale owocne, bo niedaleko znalazłem sklep i była okazja do nabycia i skonsumowania Snickersa. Na tym skończyłem na dziś zbieranie wiat. I tak jak napisałem - chciałbym już moją kolekcję na tym zamknąć :) Wróciłem przez Palędzie, Gołuski oraz Plewiska do domu, wprost w paszczę pralki.

A co poza tym? W Wirach skręciłem w końcu w jedną z bocznych uliczek, która kusiła mnie od dawna fajnym zjazdem. Jak się okazało, na jej końcu znajduje się początek... WPN-u. A na styku - przejazd kolejowy, przy którym zrobiłem focię pędzącego SA132...

...oraz wykonałem personifikację hasła "rowery na tory", choć jest ono zupełnie bez sensu :)

Podczas nawrotu wyhaczyłem fajną drogę, która prowadzi pewnie do Szreniawy - przy lepszej pogodzie (czyli bez nadciągających chmur) do przetestowania.

W sumie... tego mi było potrzeba. Wolny dzień, wolna przejażdżka, ulewa, wichura... No dobra, może bez tych dwóch ostatnich elementów :) Bawiłem się przednio, sam nie wiem czemu :)




  • DST 52.50km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.12km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 239m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uff...

Czwartek, 29 czerwca 2017 · dodano: 29.06.2017 | Komentarze 4

...jak gorąco. Uff... jak wietrznie... Fuj.

No ale przynajmniej burze skończyły się nad ranem, więc oszczędzono mi potencjalnej przyjemności randki z szalejącymi piorunami. Jeśli już mam szukać jakichś pozytywów. Generalnie wymęczyłem się solidnie, bo jako priorytet wybrałem na dziś omijanie DDR-ek, kwestie wietrzne kierując na dalszy plan. Nie tyle to błąd, ile konieczność, która skończyła się niezłymi chybotami na co bardziej konkretnych odcinkach - tak na przykład z górek osiągałem prędkości w okolicach kosmicznych 20 km/h max :)

Wykonałem kółeczko z Dębca przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę, Rogalinek, Wiórek, Babki, Daszewice, Kamionki, Koninko, Krzesiny i Starołęc... A nie, tu W KOŃCU nastąpiło światełko w tunelu w temacie tej cholernej ulicy. Oto ono:

Wreszcie otwarto wygodny, co prawda głównie szutrowy, wjazd na kładkę łączącą Starołękę z Laskiem Dębińskim, dzięki czemu omijam długaśny i koszmarny objazd w/w uliczną rzeźnią. Kosztem braku asfaltu, ale szosą (która znajduje się wbrew pozorom na fotce) jest to o wiele bardziej komfortowe niż jazda DDR-ką przy Hetmańskiej, która dopiero stanowi wyzwanie dla kół. 

Kolejny plusik dla Poznania. Jeszcze kilka lat temu kładka miała być w ogóle zlikwidowana, "bo się nie dało". No a jednak :)


  • DST 52.30km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.27km/h
  • VMAX 52.50km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 302m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ciepło-chłodna mięta :)

Środa, 28 czerwca 2017 · dodano: 28.06.2017 | Komentarze 34

Miało być od dziś mega ciepło, a wręcz upał, na szczęście w godzinach porannych niczego takiego nie zaobserwowałem, za co w tym miejscu dziękuję pogodzie, która chyba ostatnimi czasy upodobała sobie gnojenie meteorologów na poziomie porównywalnym z tym, na jakim wmordewind uwziął się na mnie :) Za to ja, jadąc dziś przez Poznań, zluzowany już częściowo przez wakacyjne wyjazdy, poczułem ponownie miętę do tego miasta. Ale o tym może później.

Najpierw jednak o celu dzisiejszego wyjazdu. Wschdnio-podobno-północny kierunek wiatru skierował mnie w okolice granic Puszczy Zielonka, czyli jakby nie było terytorium leżącego pod rowerową kuratelą bikestatsowego Grigora :) Lubię tam kręcić, bo co prawda do lasu szosą nie wjadę, ale co się nawdycham zieleni jadąc głównymi i bocznymi drogami, do tego jeszcze mykając hopkami, to moje. A że asfalty od jakiegoś czasu tam wypiękniały to szosowo jest całkiem sympatycznie. Zrobiłem więc kółeczko, wyjeżdżając z Poznania kierując się przez Koziegłowy, Kicin, Mielno do Wierzonki, tam kawałek w tę i we wte do Karłowic oraz powrót trasą na Kobylnicę i Bogucin do Poznania. Tak to prezentuje się "z rąsi":


No a teraz o samym Poznaniu. Ostatnio mój znajomy, który siedział masę czasu za granicą, zachwycił się klimatem tego miasta, co prawda w warunkach lekko odrealnionych, bo przy okazji Festiwalu Malta, ale był to tylko element. Podobały mu się zmiany, które się tu dzieją, uśmiechnięci (o dziwo!) ludzie i jeszcze wiele innych rzeczy. Co ważne - z perspektywy człowieka, który widzi różnice od swojego wyjazdu do teraz, czyli około dziesięciu lat, paradoksalnie brzmiało niedawno wyrzygiwana "Polska w ruinie", gdyż według niego jest dokładnie odwrotnie. No ale cóż, łatwiej podpalić stodołę niż ją ugasić, szczególnie gdy wie się o świecie i innych nacjach znacznie mniej niż o metodach czyszczenia obsikanej kociej kuwety :)

Jechałem sobie dziś tą nową Wartostradą, która może nie pozwala na uniknięcie późniejszych świateł oraz korków (bo były i jak zwykle mnie zmęczyły, ale miałem to gdzieś), minąłem sobie fajnie odnowioną i "odżywioną" Śródkę, dokręciłem do granic miasta w końcu przyjemną DDR-ką na Gnieźnieńskiej i... przyznaję kumplowi rację. Wybrałem sobie naprawdę fajne, nowoczesne miasto do życia, gdzie po pierwsze można skorzystać z dobroci kulturowych całkiem sporej aglomeracji, do tego położonej nad rzeką, może nie największą, ale wreszcie zaczynającą tętnić wodniackim życiem, las mam kilometr od domu, w odległości kilometrów piętnastu na południe zaczyna się park narodowy, a dwudziestu kilku na północ - zahaczona dziś puszcza. Czego brakuje? No oczywiście górek, ale to mam w rodzinnych stronach, dostępne w każdej wolnej chwili :)

O, takie właśnie ciepłe uczucia miałem do żywego-martwego tworu, jakim jest to miasto. A czemu o tym piszę? Skąd mam wiedzieć - nikt nie wymagał przy zakładaniu konta, żeby ten blog miał jakikolwiek sens :)


  • DST 55.30km
  • Czas 01:57
  • VAVG 28.36km/h
  • VMAX 52.80km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 264m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Smajl

Wtorek, 27 czerwca 2017 · dodano: 27.06.2017 | Komentarze 5

Dziś kurs pod znakiem walki z północno-zachodnim wiatrem, który w praktyce okazał się południowo-zachodni. Co przyjąłem zupełnie bez zdziwienia, niczym bite od małego dziecko, które zostało skonstruowane tylko z inspiracji spod znaku „pińcetplus”, z refleksją „widocznie tak musi być” :) Do tego doszła jeszcze rundka przez cały Poznań, co prawda leciutko już wakacyjnie zluzowanego, ale tak samo jak codziennie świetlisto czerwonego.

Trasa: z Dębca przez Grunwald na Golęcin, potem Strzeszynek, Kiekrz, Rogierówko, Sady, Lusówko (jeszcze mnie bolą zęby od tamtejszej DDR-ki), Zakrzewo, serwisówki, serwisówki, serwisówki, Plewiska i Poznań.

W sumie, mimo wiatru i wolnego tempa, jechało mi się tak:

:)

No i kolejny dowód, na to, że piktogramy i pismo obrazkowe to dla niektórych zbyt skomplikowana do ogarnięcia sprawa. Choć wyjątkowo dla osób starszych mam tolerancję i grzecznie ominąłem, bez grubszego komentarza :)



  • DST 51.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 27.57km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 162m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Troglopobudka

Poniedziałek, 26 czerwca 2017 · dodano: 26.06.2017 | Komentarze 42

6:45. To godzina, o której zostałem obudzony. Nie, to złe słowo. Brutalnie wyrwany ze snu na nogi przez dźwięk kosiarki, którą jakiś trogloimbecylokretynodebilopalant odpalił, jakby był środek dnia, a nie nocy. Zlokalizowanie trogloimbecylokretynodebilopalanta przez okno nie było możliwe, bo latał akurat gdzieś po drugiej stronie bloku, a szkoda, bo już zamierzałem wykonać rzut doniczką. I nie jest istotne, że akurat żadnej na stanie nie posiadamy, jakoś bym sobie z tym poradził. Pozostało jedynie zamknięcie okna, na szczęście upały jeszcze nie nadeszły i dało się przeżyć. 

Ja wiem, że rok temu już to wklejałem, ale cóż, raz w życiu można się powtórzyć :) NIE TĘSKNILIŚMY!

Niewyspany ruszyłem w trasę lekko po dziewiątej, czując się jakbym kręcił w warunkach idealnie skopiowanych z wczorajszych - chłodno (to akurat fajne), wietrznie (mocno, to akurat niefajnie) oraz pochmurno i deszczowo (skropiło mnie solidnie). Trasa zachodnia, z Poznania przez Luboń, Wiry, Komorniki, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Gołuski, Plewiska i do domu. Znów testowałem serwisówki i znów rozpędziłem się na tej samej górce do sześciu dych. Nuuuda :) Może to lepsze od zaskoczeń, takich jak na przykład włączenie wczoraj przypadkowo TVP2 i ujrzenia tam gali... disco polo. I Kurskiego w pierwszym rzędzie. Doczekałem się upadku tego, co upadło już dawno, wystarczyło te dwadzieścia parę lat czekać na Dobrą Zmianę :)


  • DST 52.25km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.50km/h
  • VMAX 61.10km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 226m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Suchy zaskok

Niedziela, 25 czerwca 2017 · dodano: 25.06.2017 | Komentarze 3

Wczoraj - zupełnie niespodziewanie - zapowiedział się w Poznaniu kumpel z wojska (bo przecież pięć lat uników od zajęć, okopów przed wykładowcami oraz potyczek na studenckim froncie to istne pole walki) i razem zaliczyliśmy część koncertu Laibach z okazji Malty. W ogóle to fenomen, że ten zespół ma w tym mieście nagle tyle fanów (bo ludzkości było mnóstwo), choć jeszcze z miesiąc temu (jestem gotów się założyć) mało kto o nim słyszał, prócz oczywiście miłośników muzy spoza ogólnoogłupiającego radiowego trendu :)

W każdym razie poranne wstawanie lekkie nie było :) Oczywiście bez przesady. Koło dziesiątej byłem już na rowerze, gdyż prognozy zapowiadały na okolice południa burze, deszcze i masakrę. W związku z tym przejechałem całość trasy z Poznania przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę, Łódź, Stęszew, Komorniki i do domu (czyli "kondomik") o... kompletnie suchej stopie. Za tę wersję braku profesjonalizmu wyjątkowo lubię speców od prognoz pogody ;)

A wiatr... dziś poszalał. Na tyle, że drzewa niemal mi się kłaniały podczas jazdy, a o jego sile niech świadczy fakt, że podczas jednego z wyjątkowych momentów, gdy pomagał (jakaś 1/10 z ogółu), przy zjeździe z niewielkiej górki przy Głogowskiej, rozpędziłem się do ponad 61 km/h. I tak to robi się górskie wyniki na meganudnych płaszczyznach :)


  • DST 52.40km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.11km/h
  • VMAX 52.10km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 177m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

NIE TEN

Sobota, 24 czerwca 2017 · dodano: 24.06.2017 | Komentarze 7

Dziś przez pierwsze kilka kilometrów od momentu wyruszenia z domu byłem przekonany, że jest to TEN dzień. Dokładnie TEN, wymarzony, gdy będzie w końcu bezwietrznie, sympatycznie, a do tego nie za gorąco. Jechało mi się bowiem po prostu fajnie, a mijane flagi ukazywały zerowy stopień powiewu. No ale jednak NIE. Okazało się, że po prostu gnój przeoczył mój wyjazd, nie wiem czy zaspał, czy zasiedział się gdzieś w tej swojej wietrznej kloace, ale niestety - szybko doznał olśnienia i przypomniał sobie, jaki w życiu ma cel i że jest nim utrudnianie mi egzystencji. I przestało być pięknie, zaczęło być standardowo.

Standardowa była też trasa, z grubsza wedle schematu: Poznań - Plewiska - Zakrzewo - Więckowice - Dopiewo - Gołuski - Plewiska - Poznań. Jednak dokonałem dalszych "testów serwisowych", czyli objazdu dróg technicznych wzdłuż S11 oraz A2 i coraz więcej ogarniam. Jeszcze trochę i będę mógł oprowadzać po nich rowerowe wycieczki, oczywiście płatne, bo bez przewodnika lub bez lat prób i błędów nie ma się co tam zapuszczać :) Ja sam bym się bał, ale jednak remonty w Plewiskach sprawiły jedno - człowiek odkrył w sobie duszę odkrywcy, jako alternatywę do gazowania się w korkach i na światłach.


  • DST 52.40km
  • Czas 02:04
  • VAVG 25.35km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 183m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Minotaur ciężarny

Piątek, 23 czerwca 2017 · dodano: 23.06.2017 | Komentarze 11

Rano obudziła mnie burza. Lubię burze. A najbardziej lubię, jak jest burza, a ja akurat nie jestem na rowerze. Nie byłem :) A że burza ma magiczne właściwości, zmuszające potencjalnego rowerzystę do mocniejszej integracji z łóżkiem, to skorzystałem bez wahania :)

Kolejne budzenie się miało już owego wahania więcej. Ze zdziwieniem zobaczyłem, że chmury odpuściły swoje zdolności kropelkowe, więc postanowiłem zaryzykować i wyruszyć, ale oczywiście crossem i z perspektywą wcześniejszego powrotu. Kilometr później... zaczęło padać. Na szczęście na chwilę, bo przestało, a ja dzielnie walczyłem z wiatrem, który rozpędzał się dziś fragmentami do solidnych 40-50 km/h. Jako że środek transportu wybrałem zbliżony do czołgu, to pełzałem z prędkością ślimaka z zaburzeniami poruszania się, ale za to przetestowałem nowe serwisówki oraz boczne dróżki na odcinku Poznań - Komorniki - Gołuski - Palędzie. One chyba nigdy nie przestaną zaskakiwać, bo starożytne labirynty to przy nich Pikuś. Minotauruś.

Przed Dopiewcem z daleka zauważyłem grupę pojazdów na sygnałach oraz mini korek, który sprytnie minąłem, korzystając z faktu bycia rowerem, mimo że formalnie byłem człowiekiem :) Jak się okazało na zakręcie przewróciła się ciężarówka, co jest zadaniem niełatwym, ale nie niewykonalnym dla polskich kierowców. Pozwolono mi się przecisnąć przez środek owego zatoru, zdążyłem też cyknąć na szybko zdjęcie, niewyraźne, bo nie chciałem robić kłopotu. Potem okazało się, że kierowca trafił do szpitala, ale raczej nic poważnego mu się nie stało.

Cóż, długi prosty kawałek oraz zakręt, w połączeniu z rodzimą wrodzoną ostrożnością podczas jazdy nie po raz pierwszy okazuje się połączeniem wybuchowym.

Dokręciłem do Dopiewa, potem już standardowo skierowałem się na Trzcielin, Konarzewo, Chomęcice, Komorniki, Wiry oraz Luboń do domu. Czasem wiało mi nawet w plecy, ale głównie wciąż w pysk. Ale za to nie padało, więc nie zmokłem. Always look on the bright side of life :)


  • DST 52.30km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.02km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 198m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wypad na Babki

Czwartek, 22 czerwca 2017 · dodano: 22.06.2017 | Komentarze 8

Nadleśnictwo Babki, oczywiście. Żeby nie było niedomówień. Bowiem założenie kasku na głowę po zmasakrowaniu jej patelnią może być bolesne :)

Dziś, mimo prognoz wskazujących na wiatr zachodni, postanowiłem po raz kolejny sprawdzić co będzie jak postaram się go oszukać i pokręcić najpierw na wschód, licząc, że skoro zawsze zmienia kierunek przy moim nawrocie i takie tam bla bla bla, to tym razem... No cóż, liczyć to ja mogę. Dziury w asfalcie, których było na trasie sporo. Finalnie zafundowałem sobie większość drogi z mocnym wmordewindem, za to nawiedziłem dawno nie wykręcane rejony, w sumie to moje ulubione na południe od Poznania - Krzesiny, Koninko, Szczytniki, Babki, Czapury, Rogalinek, Puszczykowo i wyjątek od całości, czyli znienawidzony Luboń. W nim zaobserwowałem klasyczne zachowanie kierowcy autobusu nr 611, obsługiwanego przez TransLub, który ani myślał o dziękowaniu światłami kierowcom (i raz mi) za ułatwienie wyjazdu z zatoczek (niby nie obowiązek, ale w poznańskim MPK to już praktycznie miły standard), by na rondzie wymusić na chama pierwszeństwo, na zasadzie "duży może więcej". Człowiek ze wsi wyjedzie (przynajmniej na kilkanaście minut kursu), wieś z człowieka nigdy :)

Fotki z Babkami w tle:




Z dzisiejszych, a w sumie już kilkudniowych atrakcji: gnoje z dwóch infolinii uparły się, żeby skutecznie mi coś wcisnąć, a że na rowerze sobie nie pogadamy, to bombardują i bombardują, co najgorsze - zawsze w najciekawszym momencie audiobookowej akcji. Ja nawet chętnie bym ich spuścił na drzewo, ale nie mam jak, bo jak już jestem w trybie dostępności to jak na złość nie dzwonią. Choć mam nadzieję, że w końcu będę miał okazję :)



  • DST 52.50km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.12km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 242m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Od d...dr-ki strony

Środa, 21 czerwca 2017 · dodano: 21.06.2017 | Komentarze 3

W końcu na jeden dzień odżyłem, a może nawet i odoarciłem pod względem temperatury. Grzało bowiem całkiem rozsądnie, na poziomie dwudziestu stopni, które są moim optimum, choć już blisko maksimum. Z paskudztw pozostał jeszcze mocny wiatr, a także ciągnąca się za mną jak smród po gaciach emeryta wracającego z kolacji, na której głównym daniem była fasolka po bretońsku, jazda miastem. Generująca jak zwykle ostateczny, masakryczny wynik.

Wyruszyłem z Dębca przez Junikowo, potem Wysogotowo, Przeźmierowo, Baranowo, znów Poznań, Sady, Chyby, Napachanie, Rokietnica, Starzyny, Kiekrz, Słupska, Wola, Bułgarska, Górczyn i Dębiec, Trasa była skonstruowana odwrotnie niż zazwyczaj, gdyż chciałem przetestować procentową ilość omijanych DDR-ek w takiej wersji. Jest ich mniej, to znaczy tyle samo, ile w drugą stroną, ale położone są głównie nie w moim kierunku jazdy, więc i wada wzroku nie musi być aż tak duża jak w wersji "klasycznej" :) Za to z ciekawości wjechałem na jedną, która powstała tylko w celu objechania rowerem ronda w Skórzewie i... dwukrotnie bym wylądował pod kołami. Bo w przeciwieństwie do jazdy przez samo rondo, gdzie czułbym się bezpiecznie, tu jestem bardziej zagrożony. Dziwne, bo przecież ścieżki buduje się po to, żeby było nam bezpieczniej, prawda...?

No dobra, sam się roześmiałem jak to przeczytałem :))))

A tak poza tym to o dziwo dziś nawet z kierowcami się dogadywałem. Jeden gdy zobaczył mnie podczas wyjazdu ze stacji paliw przy Bułgasrkiej to nawet się cofnął, inny zrobił mi miejsce w korku, zjeżdżając bardziej w lewo... Fiu fiu. Starczy mi do końca roku tego szczęścia :) Aha, chciałem dziś końcówkę wykonać inaczej, ale przy wyjeździe z Kiekrza zatrzymała mnie tablica z informacją, że remont torowiska na Koszalińskiej, który miał się skończyć przedwczoraj, potrwa jeszcze dwa dni. I nawet mnie to nie zdziwiło, co  świadczy o fakcie, że mimo wewnętrznego oporu jestem chyba jednak rasowym Polakiem :/