Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197418.70 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2018

Dystans całkowity:1570.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:23
Średnia prędkość:27.37 km/h
Maksymalna prędkość:55.60 km/h
Suma podjazdów:6239 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:52.35 km i 1h 54m
Więcej statystyk
  • DST 55.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 27.50km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 221m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Brawo ja(ja)

Sobota, 31 marca 2018 · dodano: 31.03.2018 | Komentarze 8

O dziwo wpadło dziś te pięć dych. O dziwo, bo od rana miało padać (zaczęło dopiero po piętnastej), a tymczasem udało mi się przejechać całość o suchym kasku. Za to miało wiać. Wiało. I to jak!

Od kilku dni męczy mnie lekkie przeziębienie, a że nie potrafię siedzieć bezczynnie w domu, to po raz kolejny zapodałem sobie jedyną słuszną kurację: ruch. Od dawna działa, mam więc nadzieję, że i tak będzie teraz. Ja jedynie do obowiązkowego zestawu rowerowego dołożyłem dziś kilka paczek chusteczek higienicznych, cobym nie zasmarkał okolicy. Przydały się :)

Trasa dzisiejsza z założenia miała być prosta i opanowana, wschodnia. Przez dość puste miasto dostałem się do ronda Rataje, potem do Malty, która po tej ósmej rano była jeszcze cudownie przejezdna...



Następnie Atoninek, Swarzędz, Paczkowo, tam skręt na południe do Siekierek, gdzie przypomniałem sobie, że Gowarzewo jest rozkopane, więc warto by było je jakoś objechać. Problem w tym, że najczęściej mam swoją stałą trasę i tylko kilka razy zachciało mi się po tych polach jeździć gdzieś dalej, więc musiałem zaufać intuicji. Jakby ktoś na przyszłość usłyszał ode mnie na takie słowa, proszę mi przypomnieć, żebym jednak zajrzał do mapy :) Najpierw bowiem dotarłem do miejscowości Trzek (w sumie ładnie się rymuje z Trek), potem gdzieś na jakimś wiadukcie, z którego niemal mnie zwiało, więc wykoncypowałem, że jeśli miało być z wiatrem, to zdecydowanie nie ten kierunek, w związku z czym cofnąłem się do serwisówek, ronda, a finalnie wylądowałem na... wspomnianym remoncie w Gowarzewie. Tyle że wcześniej czekało mnie jeszcze jedno dodatkowe wahadło (więcej na Relive). Brawo ja - tak sobie zorganizować objazd, żeby wylądować w oku cyklonu, do tego trzeba mieć wyjątkowe zdolności :)

Końcówka przez Tulce, Żerniki, Krzesiny, Starołękę oraz Lasek Dębiński to kilkanaście kilometrów odpoczynku od wiatru - miła odmiana od rzeźni, którą mi zafundował wcześniej. Finalnie wynik żałosny, ale grunt, że powstał. Jutro za to od rana śniadanie u Teściowej i znów opady plus jeszcze mocniejsze podmuchy. Uroczy zestaw :) Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, iż kwietnia rowerowo nie zacznę.

Nie jestem hipokrytą, więc nie będę życzył wesołych świąt, za to rodzinnej atmosfery i smacznego ciasta - owszem. Natomiast warto wiedzieć, że dziś jest pogrzeb genialnego agnostyka Stephena Hawkinga. Przy tej okazji przypominam pewnego mema... Z którego jak sądzę i śp. bohater by się szczerze uśmiał :)




  • DST 51.80km
  • Czas 01:49
  • VAVG 28.51km/h
  • VMAX 55.60km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 218m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zmyła

Piątek, 30 marca 2018 · dodano: 30.03.2018 | Komentarze 7

Tytułowa zmyła to jednodniowa przerwa w pogodowej masakrze, która przed, a i częściowo za nami. Dzisiaj było nawet słonecznie, przyzwoicie jeśli chodzi o temperaturę (po ósmej rano, gdy ruszałem, około czterech stopni), wiatr silny na nieosłoniętych przestrzeniach, ale nie tak jak wczoraj. Dało się kręcić, nawet szosą, choć już walka z podmuchami szła momentami ciężko, więc wynik mocno średni.

Trasa to nic odkrywczego, klasyczne "kondominium" w wersji: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Dymaczewo - Łódź - Stęszew - Szreniawa - Komorniki - Poznań. Oczywiście w Luboniu, Komornikach i Mosinie odcierpiałem swoje w korkach z powodu przedświątecznej sraczki zakupowej, no ale co z tym zrobić, polski klasyk :)

Widoki ze śmieszki w Łęczycy coraz bardziej łyse - dość fajny kiedyś zagajnik wygląda już powoli jak pustynia, za to z dogodnym widokiem na puszki. Supcio.

Z kolei na ddr-ce wzdłuż Świerczewa...

Ok, niech będzie, rolkarze w sumie nie za bardzo mają tam gdzie się rozwinąć, więc zacisnąłem zęby i spokojnie wyprzedziłem z prawej po części dla pieszych, ale gdy kilkaset metrów dalej prawie rozjechałem jakiegoś ćwoka idącego po pasie rowerowym, oddzielonym wyraźnie od chodnika zielenią, z pyskiem w telefonie, już mi się brzydko mówiąc ulało i równie brzydko zwerbalizowałem konieczność wykonania owej czynności. W tym kraju i za sto lat ludzie się nie nauczą odróżniać piktogramu z ludzikami od tego z niemechanicznym pojazdem o dwóch kołach...


  • DST 51.30km
  • Czas 02:03
  • VAVG 25.02km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 151m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ręce opadają

Czwartek, 29 marca 2018 · dodano: 29.03.2018 | Komentarze 3

Rozwinięcie tytułu: zimno, wiatr, mokro... Ile można? A przed nami podobno jeszcze białe święta...

Dobrze, że w ogóle dziś pokręciłem, bo od rana padał (tylko) deszcz. "Tylko", bo podobno w sporej części kraju nasypało białego gów... puszku, więc w sumie mogę uznać się za szczęściarza, około dziesiątej bowiem się lekko rozpogodziło i mogłem pomknąć w trasę.

Napisałem: pomknąć? Zgrywus ze mnie. Ledwo trzymałem pion, tak wiało. Nawet jadąc crossem miałem czasem wrażenie, że jakaś siła stara się mnie zepchnąć z drogi, a poruszanie się do przodu było niezłym wyzwaniem. Biorąc pod uwagę, że wczoraj mnie przewiało - co ciekawe, nie na rowerze, a przez częste wysiadanie i wsiadanie z/do puszki (nie chodzi o zakład zamknięty) - i czuję się tak sobie, nawet nie chce mi się drążyć tematu dzisiejszej rzezi.

Trasa to w tę i we wte na zachód: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Chomęcice - Głuchowo - Dąbrówka - Palędzie - Gołuski - Głuchowo - Komorniki - Plewiska - Poznań.

Pod koniec wjechałem sobie jeszcze na myjkę, przy okazji instruując pewnego starszego pana, o co kaman, bo pierwszy raz zawitał na ten wynalazek. W momencie, gdy już skończyłem pucować grata i ruszyłem, zaczął... padać deszcz. Ma się to szczęście w życiu :)


  • DST 53.10km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.70km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 228m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

A-dresik

Środa, 28 marca 2018 · dodano: 28.03.2018 | Komentarze 5

W sumie całkiem ładny ten grudzień - na granicy zera, póki co śnieżyce nie miażdżą, brakuje co prawda słońca, ale... Wrrróććć. Przecież mamy już prawie kwiecień. Ups, jakoś nie zauważyłem :)

Rano byłem pełen obaw przed spojrzeniem za okno, ale o dziwo przynajmniej pod względem opadów było czysto (ten szajs ma się zacząć od jutra), ruszyłem więc szosą. Pierwsze jednak, co mnie zatrzymało w miejscu, to wiatr, może nie mega mocny, ale znów zimny i przejmujący. Już wiedziałem, że będzie dziś pełzanie, a nie jazda. Ech.

Ale cóż było robić - wykonałem zrezygnowany "muminka": dom - Lasek Dębiński - Starołęka - Krzesiny - Jaryszki - Koninko - Głuszyna - Babki - Czapury - Wiórek - Rogalinek - Mosina - Puszczykowo - Luboń - dom. Pierwszy, środkowy i ostatni odcinek - pod wiatr. Choć nie, kłamię - czasem gnoił z boku, żeby mi ulżyć :/

Było już prawie świątecznie (ten motyw nad szyldem):

Na poznańskich Krzesinach "zauroczyła" mnie za to współczesna poezja. Jest to wiesz połowicznie biały, o treści:

BRS
Na glowie czapka
Na dupie dres.

Jak sądzę, porusza on temat podstawowych potrzeb egzystencjalnych anonimowego Poety. Może jest błaganiem, może wręcz przeciwnie - pełnym dumy potwierdzeniem (chęci) posiadania? Natomiast kompletny brak interpunkcji wskazuje, iż Autor prawdopodobnie jest młodym polskim patriotą z kręgów krzyżyka w kółeczku, w którym jak wiadomo do tej tematyki podchodzi się nieortodoksyjnie. Tu jednak pewności nie mam, gdyż tekst jest nie tylko krótki, że praktycznie nie jak w nim zrobić błędu.

Tyle pytań, tyle inspiracji! :)




  • DST 51.40km
  • Czas 01:54
  • VAVG 27.05km/h
  • VMAX 52.50km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 265m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jeden z pięciu

Wtorek, 27 marca 2018 · dodano: 27.03.2018 | Komentarze 9

Na pytanie: czy dziś padał deszcz, czy nie padał, odpowiem klasycznie - tak :) Bo rano obudziły mnie krople deszczu, a nieco ponad godzinę później już kręciłem o prawie suchym kole. Brakowało jeszcze tylko śniegu, ale spokojnie, to jeszcze przed nami.

Wybrałem się w związku z powyższym crossem - również dlatego, że z okazji północnego wiatru czekała mnie przeprawa przez calutkie miasto. Już samo to jest mordęgą, a wykonywane na szosie - epickim koszmarem. A tak? Spokojnie i powolutku zaliczyłem te miliardy czerwonych świateł, nawąchałem się smrodu z podobnej ilości puszek i postałem sobie w korkach. Ale za to pojawiła się nagroda, która zawsze czeka na mnie za Golęcinem, czyli skręt w Koszalińską, gdzie zaczyna się inny świat.

Nią właśnie doczłapałem się do dawno nieodwiedzanej miejscówki, której byt skojarzył mi się z powieścią "Gniew" Zygmunta Miłoszewskiego. Jej bohater, prokurator Szacki, wylądował z musu w Olsztynie, wedle jego oceny mieście koszmarnym pod każdym względem, czego jakby nie zauważali autochtoni-lokalni patrioci, jak jeden mąż informujący go za każdym razem, gdy przyznawał się, iż nie jest stąd;, że "nie wiem czy pan wie, ale na terenie miasta jest aż jedenaście jezior". W książce ten motyw pojawia się dobrych kilkanaście razy. 

No więc... Nie wiem, czy wiecie, ale na terenie miasta Poznania jest aż pięć jezior :) A wspomnianą miejscówką jest jedno z nich, czyli Strzeszyńskie. Trochę się działo tu podczas mojej nieobecności - wyremontowano pomost, dobudowano kolejne kawałek dalej, oznaczono drogi dla rowerów i pieszych, estetycznie zamontowano ławeczki... Fiu fiu :)



Po chwili kontemplacji ruszyłem w dalszą drogę, już trasą niemal klasyczną: przez Psarskie, Kiekrz, Rogierówko, Sady, Lusowo, Dąbrowę, Skórzewo i Plewiska do domu. O taką właśnie.

Całkiem spoko się jechało, jak na crossa wyszła ok średnia, zdążyłem do roboty...  Same plusy. Piszę o tym, bo od jutra wraca wietrzny, a może i deszczowy armagedon, więc będę marudził :)

Aha, co jeszcze dziś robiłem? Ano to... Bite piętnaście minut!


  • DST 52.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.36km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 139m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Barbarzyńsko

Poniedziałek, 26 marca 2018 · dodano: 26.03.2018 | Komentarze 14

Powoli kończy się już wiosna i nadchodzi zima – na środę oraz czwartek synoptycy zapowiadają deszcz ze… śniegiem. Bosko.
Póki co dzisiaj nastąpił okres przejściowy – rano, gdy wyruszałem, niebo było zachmurzone i istniało ryzyko opadów, jednak podjąłem męską, żeńską, a może i nijaką decyzję o zabraniu szosy. Nie żałowałem, bo gdzieś w połowie nawet się wypogodziło, o dziwo.

Trasa dzisiejsza… hm. Napisać, że na własne życzenie zafundowałem sobie jakiegoś wizualnego potworka plus korki, to mało napisać. Zachciało mi się przetestować nowy wariant zachodni i mam za swoje. Nie dość, że na odcinku między Poznaniem, Luboniem, Plewiskami a Komornikami więcej stałem niż jechałem, to jeszcze co moja zmiana kierunku, to gnój wiaterek mi leciał naprzeciw. Finalnie wynik więc nie powala, a na mapie wyszła jakaś przeżarta w kilku fragmentach gąsienica. W szczegółach składa się ona ze wspomnianej rzeźni Poznań – Komorniki, następnie z wkładki: Gołuski, Głuchowo, Palędzie, Dopiewiec, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, znów Dopiewiec, Palędzie, Gołuski oraz Plewiska do domu.

W Konarzewie chciałem zrobić zdjęcie tamtejszego pałacyku, po w końcu chyba dokończonej renowacji dachu, ale jak się okazało wstępu na jego teren już ogólnodostępnego nie ma. Od tych Napoleonów odwiedzających te mury w 1806 się widocznie w czterech literach przewraca :)

A kawałek dalej, za Trzcielinem, ponownie opadły mi witki na kierę i tak już zostały.

Wiem, jestem nudny w tym temacie, ale wciąż nie potrafię się uodpornić na tę masakrę, która odbywa się od jakiegoś czasu. I ok, stare drzewa trzeba wycinać, ale czy ktoś jest mi w stanie racjonalnie wytłumaczyć konieczność dokonania tego?

Spoko, zamieńmy wszystko w pustynię, niech na tych polach jeszcze bardziej hula wiatr, tłumaczmy barbarzyństwo kornikami i innymi bajkami. Wszystko, żeby nie powiedzieć wprost, o co chodzi: kasa, kasa, kasa...


  • DST 52.85km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.20km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 225m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Motywatory

Niedziela, 25 marca 2018 · dodano: 25.03.2018 | Komentarze 13

Planując grafik na ten miesiąc zrobiłem jeden poważny błąd - zabukowałem siebie tę niedzielę, kompletnie nieświadomy, iż to TEN dzień. Jeden z najbardziej traumatycznych w roku, niemal na poziomie sylwestrowego poranka :) Niestety nie dało się już nic z tym zrobić, więc ukradzioną godzinę musiałem wziąć na klatę, choć wstawanie o siódmej (czyli szóstej!) to przyjemność wątpliwa. A w ogóle to jestem za zmianą czasu (już kiedyś chyba o tym pisałem), jedynie w tę drugą stronę - za 24 lata wrócimy do punktu wyjścia, a za lat 12 będzie sytuacja idealna: cały dzień na jazdę rowerem, a noce pracujące :)

Wróćmy na ziemię - ruszyłem, gdy dzionek się jeszcze nie rozpoczął na dobre, a co za tym idzie temperatura oscylowała na zaledwie małym plusie. Jednak i tak już było blisko tego, o co mi chodzi: nie za zimno, nie za ciepło, klimat po prostu umiarkowany. Pierwotnie planowałem wykonać trasę na wschód, bo taki kierunek wiatru pokazywały pogodynki, ale już podczas jazdy okazało się, że to ściema - duło jak chciało, a że chciało głównie w pysk (ale niespecjalnie mocno), to stwierdziłem, iż z koniem kopał się nie będę i wykonam "kondominium" (Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Dymaczewo - Łódź - Stęszew - Szreniawa - Komorniki - Poznań) świadom, że cokolwiek zrobię i tak łatwo nie będzie. Sprawdziło się :)

W Łodzi (tej "naszej") chwilka zadumy przy świętym (a w sumie to dzisiaj - śniętym). Jakim? Pewny nie jestem - mijamy się dość często i wygląda mi na Nepomucena, ale daleko mi do eksperta w "tych" sprawach.


Gdzieś od tego momentu stwierdziłem, że jednak muszę lekko nadrobić średnią i zapodałem sobie sprawdzoną już w tym temacie Hańbę! :)... 

...natomiast koło godziny dziesiątej (czyli dziewiątej, grr!) przełączyłem się na TOK, gdzie jak co niedzielę bywają politycy większości opcji - i to był strzał w (nomen omen) dziesiątkę. Nic mnie bowiem tak nie motywuje jak oni - bo choć już lekko osłuchała i opatrzyła mi się bezczelność oraz cynizm PiS-u, amatorszczyzna oraz samooranie się PO i Nowoczesnej, czy bezradność PSL-u, to do tępoty Kukizowców przyzwyczaić się nie mogę. Chyba muszę ich sobie ponagrywać na zaś :)

Fajnie mi się jechało - a, i nawet do pracy zdążyłem.


  • DST 52.70km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.75km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 240m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wioooo!...sna?

Sobota, 24 marca 2018 · dodano: 24.03.2018 | Komentarze 10

Chyba jednak będzie wiosna. Swą teorię wynoszę z faktu, że dziś nie musiałem zakładać czterech par skarpet, tony ciuchów, a nawet kominiarki. To już jest jakiś znak :)

Mimo wolnego dnia znów z konieczności wyruszyłem rano, gdy jeszcze nie do końca wyschły drogi po wczorajszych opadach. Byłem jednak już na tyle stęskniony za szosą, że bez zastanowienia osiodłałem T-rek(s)a, który dzięki temu poznał, co to życie: błocko na ddr-ce w Łęczycy pewnie do teraz zaciera ręce (czy co tam ono ma) z satysfakcji. A dziadygów mijałem dziś dwóch, do tego patrzących na siebie z ukosa - czyżby rosła tam konkurencja w utrudnianiu życia szoszonom? :)

Trasa to typowe w tę i z powrotem: z Dębca przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę, Żabinko i nawrotka na hopce za Żabnem. O tym, że wraca normalność świadczy również fakt, że miało wiać z południa, tymczasem do połowy drogi z grubsza faktycznie tak było, ale już gdy wracałem kierunek zmienił się na wschodni, z północnymi inklinacjami, a momentami nawalało mi centralnie w pysk (niezbyt mocno, ale irytująco). Witaj, o rzeczywistości! :)

Nie rozwinąłem się specjalnie, stawiałem raczej na czerpanie przyjemności z jazdy w lepszych warunkach niż ostatnio. Pozwoliłem sobie nawet na chwilę pauzy na leśnym parkingu. Co ciekawe - oznaczonym jako teren monitorowany przez Lasy Państwowe. Czyżby bali się, że ktoś im zrobi konkurencję i ukradnie to, co w lasach zostać powinno?



  • DST 53.10km
  • Czas 02:02
  • VAVG 26.11km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 159m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Misja: pierdel :)

Piątek, 23 marca 2018 · dodano: 23.03.2018 | Komentarze 8

Kolejne pięć dyszek wykonane na zasadzie: chcę, ale muszę :) Pomimo paskudztwa o kryptonimie mżawica (ale lekka, trzeba przyznać uczciwie), które towarzyszyło mi przez większość jazdy, nie miałem nawet przez chwilę wątpliwości, że sprawia mi ten nałóg wciąż przyjemność. Dziwne? Chyba nie, choć dla sporej części ludzkości - niezrozumiałe.

Ruszyłem przed dziesiątą, czyli jak na siebie dość późno, ale wstawanie to wciąż słaby punkt na moim jestestwie. Jednak dzięki temu udało się uniknąć porannych korków, więc jedyne, co mi przeszkadzało to woda lecąca spod kół. Ruszyłem z Dębca w kierunku Plewisk, a gdy znalazłem się na ulicy Wołczyńskiej, przypomniało mi się, że kiedyś pewne sympatyczne starsze małżeństwo zapytało mnie o ulicę Nowosolską, a po moim dociekaniu o jakiś jej orientacyjny punkt, usłyszałem, że jest nim ich cel, czyli... zakład karny :) Postanowiłem w końcu to zweryfikować - oby tylko tak :)

No i... jest. Uroczy, nie ma co :)


W sumie może właśnie odkryłem u siebie nową pasję: zalicz pierdel (rowerem oczywiście). Hm :)

Potem już kręciłem klasycznie na zachód, z północnym odchyłem, z Plewisk do Skórzewa, tam chwila na kontestację dwukołowej polskości (to też oddane zostało w ostatnim roku do "użytku")...

...następnie Zakrzewo, Sierosław, Więckowice, gdzie z kolei coś mi przestało pasować na wysokości tamtejszego stawu, będącego z tego co zauważyłem również centrum kulturalnym wsi. W domu znalazłem zdjęcie, które robiłem w tym samym miejscu całkiem niedawno i... tu też zawitała zła zmiana. Na górze zdjęcie z grudnia 2017, na dole: z dziś. Zadanie: znajdź co najmniej dwie różnice w tle.

Trochę na siłę wyhaczyłem jednak jeden plus, na tabliczce widocznej zaraz za rowerem - znajduje się tam nakaz dla wędkarzy: używamy tylko haczyków bez zadziorów, a ryby wypuszczamy z powrotem do stawu.

Kolejne były: Fiałkowo, Dopiewo, Palędzie, Gołuski, Plewiska i dom. A tu moje rozwlekłe wynaturzenia w wersji short :)

Tym samym odfajkowuję wykonanie czterech tysiaków w 2018. I jeden zakład karny :)


  • DST 52.10km
  • Czas 02:03
  • VAVG 25.41km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 229m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niespodziewanka

Czwartek, 22 marca 2018 · dodano: 22.03.2018 | Komentarze 8

Wybuchu wiosny ciąg dalszy. W szczegółach oznacza to, że gdzieś do ósmej-dziewiątej rano można było mieć szansę na rowerowanie, a chwilę później wyjmować sanki i zamawiać renifery. Bosko.

Uprzedzając fakty - cieszyłem się, że miałem wolny dzień i za punkt honoru postawiłem sobie wyspanie się, bo gdybym zamiast tego wyruszył, to ci, którzy nazwali mnie kiedykolwiek bałwanem, niewiele mijaliby się z prawdą :) Ale że nienawidzę siedzieć bezproduktywnie w domu, po śniadaniu i obowiązkowej kawce postanowiłem zrobić sobie pięciokilometrowy spacer po moim ulubionym Lasku Dębińskim. A gdyby ktoś nie wierzył, że to fajne miejsce w Poznaniu, to Relivik proszę. Choć - codzienność w tym kraju ostatnio - i tu towarzyszył mi dźwięk pił :/

Podczas dreptania zauważyłem, że prószyło coraz słabiej, więc zerknąłem tylko ile mam czasu (bo wolny dzień czasem ma swoje ograniczenia) i zdecydowałem, że jednak spróbuję pokręcić ile się da. Myślałem, że skończy się na glucie, ale jednak finalnie udało się wykonać pełne " kondominium" w wersji z Dębca przez Luboń, Komorniki, Szreniawę, Stęszew, Łódź, Dymaczewo, Mosinę, Puszczykowo, znów Luboń i do domu. Wiało jak zwykle, czyli mocno, w drugiej części znów zaczęło sypać, ale gdy dostaje się niespodziewanego bonusa - nie ma co zbytnio narzekać.

Za Witobelem spotkałem solidne stado gęsi, wybitnie zagubionych. Szkoda, że nie zabrałem ze sobą porządnego aparatu.


Miałem za to ze sobą kamerkę, którą odkurzyłem po jakimś pół roku. Zamontowałem ją sobie głównie w celu przypomnienia sobie jak się nagrywa, ale też jako straszak wobec kierowców - sprawdziła się idealnie :) A ja przy okazji uwieczniłem polską myśl technologiczną w Dębienku...

...wyczyszczoną śmieszkę w Łęczycy...

...dobrą zmianę na niej... :/

...oraz dziadygę w naturalnym środowisku. Choć jego akurat lekko ocenzurowałem :)

Podsumowując: rano byłem pewien, że nie pokręcę. Miło się czasem pozytywnie zaskoczyć.

PS. Na szybko udało mi się skonstruować filmik ze słupkiem na głównym planie :)