Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 195776.30 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.90 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2016

Dystans całkowity:1650.37 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:56:44
Średnia prędkość:29.09 km/h
Maksymalna prędkość:61.00 km/h
Suma podjazdów:4138 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:56.91 km i 1h 57m
Więcej statystyk
  • DST 52.30km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.60km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 214m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień niewolny

Sobota, 30 kwietnia 2016 · dodano: 30.04.2016 | Komentarze 4

Długi weekend. Hm. U mnie odpada. Długów na szczęście póki co nie posiadam, weekendu jak na razie też nie, bo dziś gniję w robocie. Jutro na szczęście ustawowo wolne, więc uszczknę choć kawałeczek tego tortu.

Pogoda zrobiła się nawet... ładna. Choć wciąż wietrzna. Nieprzyzwyczajony, z niepokojem zerkałem na otoczenie w oczekiwaniu na choćby grad lub trzęsienie ziemi, ale nic takiego nie nastąpiło. No to kręciłem - przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę, Rogalinek, Rogalin i Radzewice, w których miałem spotkać się z rodzinką, ale nie miałem czasu czekać aż wykaraskają się znad Warty, gdzie trwała akcja polowania na ptaki (oczywiście za pomocą aparatu), więc zawróciłem. 

Rowerzystów - sporo. Korków w zadupiach typu Luboń - jeszcze więcej, do tego niedających się w żaden sposób objechać. Wiadomo - jutro CAŁY JEDEN DZIEŃ BEZ GALERII HANDLOWYCH, więc trzeba się zaopatrzyć jak na wojnę. Na trasie zdarzyła mi się też sytuacja wyjątkowa, gdyż przed mostem nad Wartą ciągnąłem za sobą jakiegoś dostawczaka, który ani myślał mnie wyprzedzić, tylko karnie dotrzymywał mi towarzystwa, mimo moich zachęt do przyspieszenia. A jak już to zrobił, przepisowo i kulturalnie, to zagadka się rozwiązała, bo zaraz za nim wyprzedził mnie radiowóz. Nie żebym widział w tym wszystkim jakikolwiek związek :)

Dziś do markowego licznika dołączył jako trup ten świeżo kupiony z Lidla - w pewnym momencie pojawiło się zero i prócz chwilowych czkawek utrzymywało się tak już do końca. Dżizas, jaki to jest szajs. Średnią wziąłem więc ze Stravy, korygując o standardowy błąd. Aktualnie mam więc na kierownicy dwa sprzęty - jeden pokazuje godzinę, a drugi temperaturę.


  • DST 51.50km
  • Czas 01:45
  • VAVG 29.43km/h
  • VMAX 49.70km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odniepoczyn: kontynuacja

Piątek, 29 kwietnia 2016 · dodano: 29.04.2016 | Komentarze 0

Po wczorajszym wpisie naiwnym byłby ktoś, kto by uważał, że sobie odpocznę, bo muszę iść do pracy. Tak to niestety nie działa. W robocie się pojawiłem, ale musiałem na jakiś czas z niej wyskoczyć, żeby zabawić się w miejskiego nawigatora i niczym Mojżesz przez Morze Czerwone poprowadzić samochód mojej rodziny (a w sumie to jej części) Morzem Korków, czyli miastem Poznań na dzień przed długim weekendem. Rzadko znajduję się w puszce i dziś jeszcze bardziej uświadomiłem sobie czemu. Pokonanie kilku kilometrów zajęło tyle, że spacer byłby bardziej efektywny, a gdybym nie znal objazdów to pewnie stalibyśmy jeszcze gdzieś do teraz. W każdym razie cel (Radzewice, agroturystyka) został osiągnięty, ale podobno za miastem wcale lepiej nie było. Brr. A ja do pracy wróciłem zmasakrowany.

Aha, zapomniałem że to blog rowerowy :) Rano udało mi się zrobić obowiązkową pięćdziesiątkę, przy akompaniamencie niskiej temperatury, ale i o dziwo ładnie świecącego słoneczka. Za to wiatr (no nie odpuszczę sobie, sorry, póki gnój się nie uspokoi) jak zwykle mnie uwalił, w jedną stronę wiejąc w pysk, a w drugą z boku. Trasa: Dębiec - Luboń - Wiry - Puszczykowo - Mosina - Sowiniec - Krajkowo, tam nawrót przy krzyżu (jak rasowy miłośnik rządu) i powrót swoimi śladami. 

Licznik padł całkowicie, na szczęście mam ultra hiper pro rezerwowy z Lidla, więc ten mój właściwy służy mi jako zegarek. Choć to. Do tego chyba zarżnąłem już jedną z zębatek kasety, bo zaczyna przeskakiwać :/ 


  • DST 52.55km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.32km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 126m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odniepoczyn

Czwartek, 28 kwietnia 2016 · dodano: 28.04.2016 | Komentarze 9

Dzień dobry, dziś dzień wolny. To co, odpoczywamy.

Pobudka - godzina szósta, minut dwadzieścia. Żona przed siódmą do pracy, ja na rower. O nim później.

Przed dziewiątą w domu, szybkie ogarnięcie się i na Wildę, pomóc Teściowej przetransportować się do lekarza na Piątkowo. I z powrotem.

W okolicach południa znów w domu. Późne śniadanie i chwila odpoczynku od odpoczynku.

Potem wizyta w mieście i na chwilę do roboty, bo trzeba było jednej rzeczy dopilnować.

W domu (już finalnie) po szesnastej.

Czuję się wypoczęty jak cholera! :)

A sam rower - jak to zimą, łatwo nie było. Mróz, silny wiatr. ranne przymrozki. W końcu mamy koniec kwietnia, prawda? Zrobiłem "kondomik" od strony Lubonia, Puszczykowa do Mosiny, potem Stęszew, Komorniki i Poznań. Spieszyłem się, więc udało mi się w pewnym momencie rozpędzić koło Szacht do równiutkich sześciu dych. Alleluja. A jak, mimo że miażdżyło wiatrem i chłodem, udało się osiągnąć w końcu średnią ponad trzy dychy? Odpowiedź jest prosta - nie mam pojęcia :)


  • DST 52.75km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.31km/h
  • VMAX 50.30km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

BACH!

Środa, 27 kwietnia 2016 · dodano: 27.04.2016 | Komentarze 12

Uwaga! Nastąpiła chwilowa korekta pogodowa. Delikatna, bo wciąż jest zimno (znów jazda w zimowych rękawiczkach) i średnio przyjemnie, ale wyszło słońce i przede wszystkim ciut mniej wieje. "Ciut" oznacza, że podczas jazdy z górki pod wiatr nie muszę już pedałować z całej siły, żeby z niej zjechać. Wystarczy niewielki nacisk na pedały ;) 

Ruszyłem dziś na południe, bo tak mi kazały powiewy, do Żabna i z powrotem przez Luboń i Mosinę, ale postanowiłem wykonać pewien eksperyment, który z założenia miał mi pomóc w objechaniu znów reaktywowanego remontu przejazdu kolejowego w Mosinie. Istnieje co prawda jeden oficjalny objazd, ale ciągnie się on przez koszmarną (asfalt zmiksowany z kostką, dziurami, piachem i posesjami) ścieżkę prowadzącą do wiochy o nazwie Krosno, gdzie pojawia się skręt w interesującym mnie kierunku. Ostatnio koleżanka z pracy mieszkająca w tych okolicach powiedziała mi, że można ją ominąć, skręcając trochę wcześniej do Krosinka, a potem już fajną, nowo zbudowaną trasą wzdłuż jakiegoś świeżutkiego osiedla trafić do celu. No to próbujemy.

Mina mi zrzedła zaraz po skręcie. Zapomniałem o dwóch rzeczach: koleżanka jeździ na emtebe, a ja jestem w gminie Mosina, w której pojęcie "ruch rowerowy" oznacza "udupić rowerzystów". Kilka fotek z polski z w pigułce.

BACH!

BACH!

BACH!

I tak, żeby ominąć gównianą ścieżkę rowerową trafiłem na gównianą ścieżkę rowerową. Co prawda kostka aż taka zła tu nie była, ale do teraz boli mnie tyłek od krawężników, błędnik mi oszalał od przejeżdżania z jednej na drugą stronę drogi, a od znaków zakazu jazdy rowerem (myślę, że w sumie można by go wkomponować w polskie godło, będzie idealnie) mam biało-czerwono we łbie. No ale co mogę zrobić? Chce się człowiekowi kręcić to cierpienie jest gratis. Trzeciej wersji objazdu nie znam, chyba że przez Berlin :)


  • DST 52.25km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.03km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 213m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Deżawi

Wtorek, 26 kwietnia 2016 · dodano: 26.04.2016 | Komentarze 7

Myślę, że po przeczytaniu tytułu nie będzie wątpliwości o czym dziś napiszę. Bohaterami będą:

- zimno;
- fragmentami niemal huraganowy, przejmujący wiatr;
- chmury;
- wiszący nad głową potencjalny deszcz.

Czyli istne deja vu sięgające wstecz jakiś tydzień. Nawet średnia wychodzi mi ostatnio codziennie niemal tak samo słaba.

To co ja się będę rozpisywał? :) Mogę jedynie poinformować, że zmienił się kierunek podmuchów, dzięki czemu mogłem pojechać dziś na południowy-wschód a nie na zachód, zaliczając trasę przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę, Rogalinek, Rogalin i Radzewice, gdzie się zakręciłem na pięcie i wróciłem własnymi śladami.

W Łęczycy drogowcy zrobili mi psikusa. Człowiek chce czasem pokręcić zgodnie z prawem, dokonując nawet heroicznego czynu polegającego na wjechanie na ścieżkę znajdującą się przy przeciwnym pasie. I co? Dostaje po tyłku za karę:

Informacja "nie wjeżdżaj" znajdowała się oczywiście na widocznym w tle końcu. Z "mojej" nikt na to nie wpadł, więc czekał mnie mały spacerek. Jakiś plus z takiej sytuacji? Zobaczyć za darmo DDR-kę, po której nie tylko się nie da, się nie musi, ale nawet nie wolno kręcić :) Choć ta akurat nie była zła, bo z asfaltu.


  • DST 52.20km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.00km/h
  • VMAX 55.30km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 57m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niemarud teoretyczny

Poniedziałek, 25 kwietnia 2016 · dodano: 25.04.2016 | Komentarze 14

Pewnie i tak nikt mi nie uwierzy, ale przed dzisiejszym wyjazdem naprawdę nie miałem zamiaru marudzić. Na klatę przyjąłem fakt, że temperatura za oknem jest taka, że niektóre styczniowe dni wydawały się upalne. Że słońce co chwilę znika za chmurami, a gdzieś w domyśle jest deszcz. Że ta końcówka kwietnia to jakaś popierdółka, a nie wiosna. To jeszcze było do przełknięcia.

Ale - do cholery - gdy po przejechaniu 25 kilometrów pod silny, mroźny wiatr, zawróciłem, a ten wciąż dmuchał mi w pysk, tyle że mocniej, a do tego każdy kolejny skręt nic w temacie nie zmieniał - ręce mi opadły. A że i tak w celu zniwelowania strat własnych podczas walki z pogodą były już na samym dolnym dole kierownicy to mało brakowało a wkręciłyby mi się w szprychy :) Co ciekawe - flagi pokazywały, że wiatrzysko mi sprzyja. Wiatrzysko natomiast brutalnie pokazywało, że mnie nienawidzi. Jak żyć, panie mlaskający obleśnie prezesie?

Trasę "rybkę" (Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań) pokonałem w tym kształcie po raz ostatni na długi czas. Jutro bowiem zaczyna się remont ulicy Grunwaldzkiej w Plewiskach, co oznacza, że drogowcy zorganizują objazdy. Co oznacza, że będzie gnój. Co oznacza, że trzeba będzie szukać tras alternatywnych. Remont przewidziany jest na pół roku, a ja znając realia mogę już się zakładać o jakiegoś zacnego winiacza z Biedronki o cenie nieprzekraczającej 3,99 brutto, że się przedłuży. Dodam tylko, że kawałek tej miejscowości jest rozkopany od drugiej połowy poprzedniego roku i póki co chyba tak zostanie, bo ostatniego robotnika widziałem tam jakoś za czasów narodzin pierwszego Tyranozaurusa Rexa. Lub niewiele później :)

Pyknęło mi w tym roku pięć tysiaków. I to już wczoraj, ale przeoczyłem ten fakt.




  • DST 52.15km
  • Czas 01:49
  • VAVG 28.71km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 53m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiosna pełną parą (z gęby)

Niedziela, 24 kwietnia 2016 · dodano: 24.04.2016 | Komentarze 13

Zacznę od pogodowego plusa - rano nie padało. A niby miało. Tyle optymizmu na początek :)

Reszta to standard znany z ostatnich dni - wiatr wcale nie odpuścił, a wręcz się jak na moje wzmógł, a do tego stał się jeszcze bardziej przejmujący. No i zimno - przed dziewiątą rano oszałamiające jak na drugą połowę kwietnia 6-7 stopni (dobrze, że na plusie). Zaraz po starcie zastanawiałem się nawet czy nie cofnąć się po zimowe rękawiczki, ale nie po raz pierwszy leń wygrał ze mną walkowerem i w sumie po rozgrzewce okazało się, że było to słuszne zwycięstwo.

Kierunek wiatru był (oczywiście w teorii) północno-zachodni, trasę dziś więc wymyśliłem jako walkę z nudą wobec wybieranych ostatnio dróg. Czyli jak już się wydostałem z Dębca i Górczyna to wzdłuż Bułgarskiej dotarłem do Bukowskiej, którą pokonałem tamtejszą DDR-ką, jak sądziłem już oswojoną. Może i owszem, ale jazda po niej crossem a szosą to jak wybrać się na bieg po rozwalonym szkle w butach lub bez. Niniejszym oświadczam, że jazda boso rowerem nie jest niczym przyjemnym.

Po wydostaniu się z miasta wystawiłem się na wietrzną rzeż na nieosłoniętym kilkunastokilometrowym odcinku DK 307 aż do Więckowic, gdzie skręciłem na Dopiewo i wróciłem przez Palędzie oraz Plewiska. Bez przygód, za to przemarznięty. W nagrodę dostałem lotną premię w postaci możliwości pójścia do pracy. Dziękuję.


  • DST 57.05km
  • Czas 01:58
  • VAVG 29.01km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 187m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Drezynowo

Sobota, 23 kwietnia 2016 · dodano: 23.04.2016 | Komentarze 21

Niby dziś wiatr miał osłabnąć, stać się umiarkowany, a było jak zwykle - kicha. Pozostał wciąż nieumiarkowany, szczególnie w tematyce uprzykrzania mi życia. Informację na ten temat umieszczam jedynie pro forma, bo to jakby napisać, że słońce dziś znów wstało :)

Trafił się jakimś cudem dzień wolny, z wyruszeniem nie musiałem się spieszyć, więc dokonałem owej czynności dopiero przed jedenastą. Towarzysza miałem zacnego, bo była nim nowa płyta Hey - na razie wrażenia mieszane, często zagłuszane przez szum wiatru w uszach, ale dwa utwory co najmniej godne. Zagłuszały mnie też watahy motocykli, które jechały z albo na jakiś ogólnopolski zlot odbywający się w Poznaniu.

Z trasą nie kombinowałem i zrobiłem "kondomika" od strony Komornik (korki!!!!!!) i Szreniawy, w Stęszewie zakręt na Dymaczewo oraz Mosinę, końcówka klasycznie, przez Puszczykowo i centrum Lubonia, bo jak zwykle przejazd w Łęczycy był zamknięty. W Mosinie spędziłem dziś trochę więcej czasu niż zazwyczaj, gdyż zatrzymałem się na chwilę na półzawodowe ploty w rowerowym, a wcześniej w ramach zdrowego sadomasochizmu wjechałem sobie na Osową Górę. Zjazd był ciut przyjemniejszy niż wjazd (60+ zamiast 20-), ale w pewnym jego momencie się zatrzymałem, żeby poobserwować odjazd drezyny


Zrobiło się pusto, a mnie zagadał pan widoczny na drugiej fotce, pytając czy chcę ulotkę. Odpowiedziałem, że nie, dziękuję, bo temat znam od bezpośredniej organizatorki tej fantastycznej inicjatywy i tak od słowa do słowa nastąpiła kilkuminutowa dyskusja. Niestety dość smutna, bo okazało się, że niewiadome są przyszłoroczne losy tej kolejki (dla niewtajemniczonych link) i jak zwykle plany PKP Cargo wobec parowozowni w Wolsztynie (co oznacza, że kontynuowane będzie jej powolne zarzynanie). Mimo wszystko pożegnaliśmy się w duchu optymistycznym, ja życząc panu wąskich, szerokich, a przede wszystkim normalnych torów, a on mi bezpiecznej drogi. Eh, jak fajnie spotkać w korpoczasach prawdziwego pasjonata...


  • DST 57.30km
  • Czas 01:58
  • VAVG 29.14km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 165m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dość spory wpis o niczym konkretnym :)

Piątek, 22 kwietnia 2016 · dodano: 22.04.2016 | Komentarze 8

Dobra. Ja się poddaję. Nie mam już inwektywów na wiatr, których nie użyłbym w ciągu ostatnich kilku dni. A że nie lubię się z zasady powtarzać to napiszę tylko - masakra spod znaku CTR-C+CTRL-V trwa, a do tego nie zamierza chyba się skończyć. Zmienił się jedynie nieznacznie kierunek podmuchów, które rzeźbiły dziś moje niezwykle atrakcyjne cztery litery od północnego-zachodu. A oznacza to zazwyczaj jedno: kursik przez całe miasto. Dziś wyjątkowo przyjąłem to ze spokojem, bo przynajmniej jest na co zwalić słabą średnią :)

Aktualnie jazda przez Poznań to jak odkrywanie nowych terenów w XV wieku przez Kolumba. Nie przewidzisz co cię czeka, gdzie zabraknie asfaltu, gdzie zakwitnie objazd.

Na samym początku zatrzymał mnie zamknięty przejazd kolejowy.

Jakoś dopchałem się w całości do wysokości remontowanego od miliarda lat skrzyżowania Dąbrowskiego z Przybyszewskiego, w sumie z pewną ciekawością. Doszły mnie bowiem plotki, że jest tam już lepiej. Zgadza się. To plotki :) Jest co prawda już ciut więcej asfaltu niż ostatnio, ale korki są praktycznie takie same.

Jak już dotarłem do Golęcina to zatrzymał mnie zamknięty przejazd kolejowy.

Gdy zaczęło się robić ładniej i luźniej, czyli na Koszalińskiej, z niepokojem miałem okazje obserwować kolejne etapy budowy tamtejszej DDR-ki. Niby ma byś asfalt - super. Ale zadawałem sobie pytania, kręcąc jeszcze "na wolności", a nie po getcie: skoro tworzą ją tylko po jednej stronie drogi to oznaczać to będzie konieczność dwukrotnego przejazdu przez jej środek podczas jazdy z drugiej strony, czyż nie? Gdzie będą jej początki, bo na razie wygląda na to, że trzeba będzie dotrzeć na inną ściechę, a dopiero z niej na tę opisywaną? No i najważniejsze: jeśli już inwestują tyle środków to czemu do cholery nie poszerzyć drogi, zrobić po obydwu stronach wydzielonych pasów dla rowerów i wszyscy byliby szczęśliwi? Odpowiedzi na owe zagadnienia nie uzyskałem, może dlatego, że zadawałem je w myślach. Choć nie wiem czy jest to wystarczające wytłumaczenie :)

W Kiekrzu zatrzymał mnie zamknięty przejazd kolejowy.

Kolejny kawałek, czyli zapasy z wiatrem aż do Starzyn, Rokietnicy i Mrowina po prostu uznaję za odbyty. W końcu mogłem się odwrócić i liczyć na podmuchy w plecy. Ze dwa się zdarzyły, muszę przyznać. W Baranowie (nazwa nieprzypadkowa?) przyuważyłem u pewnej niewiasty wyjeżdżającej z posesji ciekawy kierunek skierowania głowy podczas wykonywania owego manewru - nie przed siebie, ale za siebie, bo to czy brama dokładnie się zamyka jest zapewne ciekawsze niż to czy nie wjedzie się połową maski na drogę.

Klamrę zamknąłem od strony poznańskich Ogrodów, ale tym razem - nie chcąc kusić losu, bo podobno nowobogackim szybko odwala - postanowiłem ominąć DDR-kę na Bułgarskiej, gdzie znalazłem ostatnio majątek w postaci 5 groszy i pokręciłem lekko naokoło. A jako że pozostanie miliarderem postanowiłem odwlec na później, ale grubą kasiorę miałem wciąż przed oczami, a do tego byłem gdzie byłem, zatrzymałem się na chwilę przy cmentarzu przy Nowinie, nawiedzając tym samym grób Kulczyka (a bardziej Kulczyków, bo leży tam cała familia). Nie ma co, skromnie (choć o dziwo jak na moje z klasą).

Ostatni kawałek podsumuję quizem. Ile procent czerwonych świateł można na swej drodze spotkać w sporym mieście w piątek?

a) 0% (hje, hje, hje);
b) 100%;
c) 110%.

Za łatwe? Tak, odpowiedź "c" jest właściwa, bo przez korki na kilku skrzyżowaniach zanim je minąłem zapalało się owo światło dwukrotnie :)

Przed domem błogosławieństwo - szlaban wyjątkowo nie zamknął mi się tak, jak lubi najbardziej - przed pyskiem.


  • DST 52.60km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.22km/h
  • VMAX 55.70km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 159m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pyskując

Czwartek, 21 kwietnia 2016 · dodano: 21.04.2016 | Komentarze 4

Jeżeli ktoś by się łudził, że wiatr po kilku dniach urywania łbów i innych członków raczył odpuścić to... by się łudził :) Jedne co to to, że urywało ciut słabiej, przy czym "ciut" można porównać do różnicy między pewnymi zupełnie anonimowymi bliźniakami. Więcej nie napiszę, bo znów mi zakręcą ciepłą wodę w kranie na dwa dni, bo taką sytuację miałem jakiś tydzień temu :)

Powtórzyłem dziś trasę, którą katuję ostatnio jakiś czas, czyli do Trzcielina i Dopiewa od strony Lubonia i Wirów, a powrót przez Dąbrówkę, serwisówkę przy S-11 oraz Plewiska. Droga pełna jest zakrętów i zmian kierunku, więc była w teorii jakaś nadzieja, że choć kawałek będzie wiało w plecy, ale life is brutal: jadę prosto: w pysk, w lewo: w pysk, nawracam: w pysk, prawo: w pysk. Czemu do cholery nie wpadłem na to, żeby jechać w przeciwnym kierunku? Zagadka filozoficzna nie do rozwiązania.

Zieleni się coraz bardziej. Piknie.