Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197028.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.89 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2017

Dystans całkowity:1621.43 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:16
Średnia prędkość:28.31 km/h
Maksymalna prędkość:60.40 km/h
Suma podjazdów:3888 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:52.30 km i 1h 50m
Więcej statystyk
  • DST 56.33km
  • Czas 01:49
  • VAVG 31.01km/h
  • VMAX 53.70km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 201m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

MDM

Piątek, 31 marca 2017 · dodano: 31.03.2017 | Komentarze 2

Czyli Mocniejsze Domknięcie Marca. W końcu, po wielu miesiącach znoju oraz upokorzeń, wiatr się zlitował i zamknął swój paskudny pysk. No, może nie do końca, bo wciąż serwował mi dziś kuksańce z boku oraz wychodził mi twardo na przeciw, ale już jakby opadł gnojek z sił. I tak ma zostać!

Odżyłem. Cała trasa, czyli lekko zmodyfikowany "kondomik" przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę, Dymaczewo, Stęszew, Szreniawę, Rosnowo oraz Plewiska to po prostu kręcenie. Tak mało, a tak wiele. Nie trzeba się trzymać kurczowo kierownicy, żeby człowieka nie zwiało, nie trzeba też zakładać miliarda warstw ciuchów. Tylko jechać. Już zapomniałem jakie to fajne.

Z wydarzeń dzisiejszych wymienić należy kolejne zapewne "przypadkowe" użycie na mojej wysokości spryskiwacza przez kuriera DHL (jeden z moich "ulubionych" segmentów kierowców) oraz chęć pomocy sympatycznej szosowej niewieście w całkiem konkretnym rynsztunku rowerowym, którą chciałem dżentelmeńsko poholować kawałek w Puszczykowie, ale chyba owym dżentelmenem byłem za bardzo, bo po jakimś kilometrze odpuściła :) W ogóle dziś rowerzystów jak na piątek rano widziałem sporo - wszyscy uśmiechnięci i pozdrawiający. Lanserzy wyjdą pewnie jutro na powierzchnię.

A, no i na wysokości Rosnówka dostałem smsa od kumpla, który kilka lat temu poczuł zew CHWDP (Chcemy Wstąpić Do Policji), w temacie weekendowego spotkania przy piwku. Jak zwykle po kilku wiadomościach nie omieszkał mnie poinformować jaki mandacik należy się za korzystanie z telefonu komórkowego podczas jazdy, a w momencie, gdy mu odpisywałem wyprzedził mnie... radiowóz :) Ale akurat bez kolegi w środku. Madaciku nie było.


  • DST 52.10km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.21km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 121m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stonehage wersja PL

Czwartek, 30 marca 2017 · dodano: 30.03.2017 | Komentarze 2

Z ręką na sercu - byłem dziś bliski stwierdzenia, że wiatr odpuścił. Gdy kręciłem sobie pierwszą połowę trasy nawet ze zdziwieniem odnotowałem, iż jedzie mi się całkiem przyjemnie i już miałem chrapkę na jakiś godny finalny wynik. Próżna nadzieja, daremny trud - okazało się, że cudów nie ma, a po prostu pomyliły się solidarnie cztery odwiedzone przeze mnie prognozy pogody co do kierunku podmuchów. Tym samym okazało się, że gdy już dotarłem przez Plewiska, Rosnowo, Chomęcice oraz Konarzewo do Trzcielina i zacząłem zawracać przez Dopiewo, Palędzie oraz Plewiska do domu to dopiero zaczęło wiać mi w pysk oraz z boku, zamiast jak dotychczas - tylko z boku. A że czynione to było o sile co najmniej umiarkowanej to... nic nowego u mnie się nie wydarzyło :)

Oczom mym, zaraz za Dopiewcem, ukazał się dziś kolejny przykład polskiej, dumnej, znanej w całej Europie, szkoły jazdy, czerpiącej garściami z tradycji husarii. Ostatnio smaczków znajduję coraz więcej, ale powoli kończą mi się pomysły na wyjaśnianie - jak to jest możliwe. Tak szczerze to chyba wolałbym zajmować się rozwikłaniem zagadki megalitu ze Stonehenge. Choć przyciemnione tylne szyby oraz długa prosta pozwalają mi wysnuć pewne domysły :)



  • DST 52.20km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.22km/h
  • VMAX 52.80km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 63m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pamiętam...

Środa, 29 marca 2017 · dodano: 29.03.2017 | Komentarze 5

...choć jak przez mglę. Ale pamiętam.

Był kiedyś taki dzień, kiedy się obudziłem, spojrzałem na zewnątrz, wystawiłem lewą lub prawą górną kończynę za okno i nie poczułem, że z powodu silnego podmuchu ląduje ona na na zewnętrznej elewacji budynku.

Tak, to było piękne. Nie jestem w stanie stwierdzić jak dawno to było oraz czy nie był to przypadkiem sen, ale łezka w oku się kręci.

Dość wspominków. Wróćmy do rzeczywistości.

No, kurde, dziś wiało i co nieco urywało. Ja wiem, że to stan permanentny i wspominam o tym, mówiąc dosłownie, do wyrzygania, ale takie są fakty. Autentyczne, w dodatku :) Zrobiłem kółeczko z Dębca przez Plewiska, Gołuski, Palędzie, Dopiewo, Więckowice, Zakrzewo, Plewiska i do domu. Najfajniej było na serwisówce przy S11, kiedy spodziewając się, iż podczas zjazdu z wiaduktu choć na chwilę odczuję pomoc w postaci powiewu w plecy, otrzymałem silny cios w pysk, dzięki któremu znalazłem się prawie na drugim pasie. Rower - emocje, zabawa, przygoda, uśmiech :)

Znów przegapiłem kolejnego tegorocznego tysiaka. Niniejszym nadrabiam, informując, iż mam ich cztery.


  • DST 52.00km
  • Czas 01:49
  • VAVG 28.62km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 56m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cisza

Wtorek, 28 marca 2017 · dodano: 28.03.2017 | Komentarze 14

Ostatnie dni to jazda z muzyką rozkręconą na full, do tego im więcej szatana w niej było, tym lepiej. Wszystko z powodu dźwięków z przodu roweru, które zagłuszyć mogły jedynie deathmetalowe balladki o zarzynaniu świnek morskich. Opcje były dwie - albo kolo, abo stery. Jako że kręcenie tymi drugimi nic nie dało to postanowiłem w końcu wymienić to pierwsze. Bingo! Okazało się, że szprychy były już w takim stanie, że śpiewały i trzeszczały w agonii. Niniejszym - po prawie 45 tysiącach kilometrów - odeszło na łono Manitou. Cześć jego pamięci :)

Nowe koło jest budżetowe, więc założyłem do niego tak samo niewysublimowaną oponę oraz całkiem rozsądną dętkę. To ostatnie dla zachowania pozorów. No i nastała cisza... Fajna rzecz. Minus jest jeden - będę chyba musiał zamontować sobie dzwonek, bo szprychy załatwiały temat wyposażenia w "inny sygnał ostrzegawczy o nieprzeraźliwym dźwięku". Do tego ciągły. Choć z tym nieprzeraźliwym mogłyby być wątpliwości :)

Wykręciłem kółeczko z Dębca przez Luboń, Wiry, Szreniawę, Chomęcice, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, Dąbrówkę, Plewiska i do domu. Wszystko byłoby fajnie, gdyby wiatr chciał współpracować, ale jak zwykle nie chciał. Cóż, życie. Pod koniec trasy okazało się, że zapomniałem dokręcić stery i poznałem jeszcze inne dźwięki, których nie znałem. Z duszą na ramieniu dotarłem do celu, ale po raz kolejny przekonałem się, że ze mnie dupa, a nie serwisant.

Na deser podjechałem sobie do piekarni, alternatywnej wobec mojej standardowej, po chlebek. Ale tak mnie urzekła etykieta, że nabyłem również drożdżówkę "ZE" serem :)



  • DST 53.20km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 122m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wschód na zachód

Poniedziałek, 27 marca 2017 · dodano: 27.03.2017 | Komentarze 14

Dziś z pewnych, niezależnych ode mnie i w sumie od nikogo (chyba, że ktoś potrafi zrozumieć i logicznie wytłumaczyć koleje ludzkiego losu) przyczyn, jeśli chciałem pokręcić musiałem zrobić to mega wcześnie. Tym samym nadludzkim wysiłkiem wyruszyłem o siódmej, czyli (i niech nikt nie mówi mi, że czarne jest czarne!) o szóstej. Bo zmiany czasu nie uznaję, nie toleruję, a w ogóle to w nią nie wierzę.

Wykręciłem kondomika od strony Dębca, Komornik, Szreniawy, Stęszewa przez Łódź, Mosinę, Puszczykowo oraz Luboń. Świadomie nie przejmowałem się wiatrem i zamiast zwracać uwagę na jego kierunek ruszyłem tam, gdzie jak wydawało mi się, że nie utknę w korkach. Oczywiście się nie udało - zarówno wyjazd z Poznania, jak i przedzieranie się przez tłum PZ-tów szturmujących dojazd z Lubonia do cywilizacji, był koszmarem. Do tego stopnia, że nawet zmuszony byłem do skorzystania z DDR-ki! Wstyd... :)

Za to nie ma to jak spojrzeć sobie na wschodzące słońce. Nawet nad Szachtami.


  • DST 53.50km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 131m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zbrodnia zmiany czasu

Niedziela, 26 marca 2017 · dodano: 26.03.2017 | Komentarze 10

Jakby ktoś mnie pytał to winnego wymyślenia zmiany czasu w wiosennej wersji osobiście skazywałbym codziennie na karę dożywotniego więzienia lub jako alternatywę - posiadanie przez tydzień stanu umysłu Antoniego M. Ale że nikt mnie nie pyta to jedynie mogę puścić w eter ów pomysł, do głębokiego przemyślenia.

Do pracy miałem na dwunastą, więc żeby zdążyć musiałem wstać po siódmej rano. Czyli po szóstej. To jest chore. Oczywiście ów zamiar się nie udał, więc wyjechałem dopiero przed dziewiątą - czyli przed ósmą - przez co leciałem do roboty z wywieszonym jęzorem. Do tego jeszcze ktoś sobie wymyślił w Poznaniu jakiś półmaraton, więc planując dzisiejszy wypad musiałem pomimo północnego wiatru zacząć od kursu na południe, w kierunku Plewisk, żeby ominąć centrum. W sumie jednak nie ma tego złego - udało mi się dziś wykombinować nową wersję trasy, której kawałek podpatrzyłem na mapce u pewnego zupełnie anonimowego bajkstatowicza.

Po minięciu Plewisk wjechałem ponownie do Poznania, po to, żeby z niego wyjechać i mijając Skórzewo i Wysogotowo znaleźć się w Przeźmierowie, gdzie przez kolejny atak sklerozy wpakowałem się w okolice giełdy samochodowej, co kosztowało mnie trochę nerwów. Przez Baranówko wjechałem do Poznania i pomknąłem jednym z moich ulubionych duktów, czyli ulicą Slupską do Kiekrza, z którego skręciłem na Rogierówko, wstyd przyznać, ale hopką pokonywaną w tym kierunku po raz pierwszy. No i w końcu znalazłem się na rozstaju dróg w Kobylnikach, dokonując wiekopomnego czynu odkrycia nowego dojazdu do Sadów. Kiedyś ta droga była kartofliskiem przykrytym płytami, teraz o dziwo uzupełniono część ubytków asfaltowymi plombami, nad S11 zrobiono nawet kawałek asfaltowej DDR-ki i cywilizowanej drogi, więc da się jechać. Jak na Polskę w lub po runie (w sumie nie wiem kiedy prace były wykonywanie, przed czy po wyborach) - źle nie jest. A i nawet jakieś pojedyncze drzewa się ostały, szok :)

Potem już od Lusowa wszystko standardowo, czyli syfiasto :) Wróciłem na stare śmieci i przez Zakrzewo oraz Plewiska wróciłem do domu. Czuję się zadowolony pogodowo - było sympatycznie i miło, co oznacza, że pisząc te słowa oraz chwaląc warunki skazuję się jutro na jakąś masakrę :)

Aktualnie w pracy głównie szkolę ukraiński, bo nasi dumni przybysze wyruszyli na weekendowe łowy. Jak ja współczuję ludziom z zachodu, że musieli lub muszą to samo przerabiać w przypadku Polaków "ubogacających" ichniejsze społeczeństwa swoją obecnością...


  • DST 53.30km
  • Czas 01:54
  • VAVG 28.05km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 104m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niech rozdziobią go...

Sobota, 25 marca 2017 · dodano: 25.03.2017 | Komentarze 8

Jak to zwykle bywa - pochwaliłem pogodę i mam za swoje. Wczoraj było ładnie, ciepło i przyjemnie, dziś było może i wciąż ładnie, ale zimno, a przede wszystkim znów mega wietrznie. Ja, jak to ja - pamiętając o tym, że dzień wcześniej się zgrzałem, ubrałem się w lżejsze ciuchy. Dzięki czemu zmarzłem. Brawa, brawa!

Wykręciłem kółko z Dębca przez Plewiska, Skórzewo, Zakrzewo, Więckowice, Dopiewo, Palędzie, Dąbrówkę, znów Plewiska i do domu. Mimo że wiatr mnie miażdżył i gnoił, starałem się przyjmować to na wątłą klatę ze stoickim spokojem, myśląc sobie: tak musi być. Oazą owego stoicyzmu byłem aż do znalezienia się na DK307 pomiędzy Sierosławem a Więckowicami. Tam najpierw zacząłem kląć w myślach, by po chwili robić już to centralnie na głos. Chciałoby się napisać - im dalej w las... Ale tu było wręcz przeciwnie, bo... A zresztą, zdjęcia (sorry za jakość, ale większość robiłem jadąc) powiedzą za mnie: Szyszko - Ty gnoju...



Smutno mi się zrobiło, bo trasę pokonuję dość często, a te drzewa było jedyną osłoną od naprawdę napieprzającego na tym kawałku wiatru. Teraz będę latał. A to średnia przyjemność na tak ruchliwej drodze. Zaciekawiło mnie tez jedno - jest to droga krajowa, więc wycinka raczej nie była zlecona przez prywatnego właściciela. Więc skąd do cholery obok ciężkiego sprzętu służącego wycince wóz prywatnej firmy z szyldem "drewno kominkowe i opałowe"? Nie mam pojęcia czy jest jakakolwiek regulacja tego, kto zarabia na tej masówce i czemu nie biorą się za to organy państwowe, a prywaciarze? A najgorszym z newsów, które właśnie wyczytałem jest taki, iż  na stronie Wielkopolskiego Zarządu Dróg Wojewódzkich stoi jak byk, że rozpoczęta tu wycinka ma trwać aż do końca kwietnia. Pół drzewa tu nie ustanie, coś się obawiam.

Motywacji do jazdy po tym wszystkim nie miałem, więc zamiast cisnąć zacząłem kontemplować przyrodę i udało mi się wypatrzyć dość rzadkiego ptaka, jakim jest kruk. Żałowałem, że nie mam przy sobie jakiegoś dobrego sprzętu, bo aż się chłopak prosił o porządną sesję zdjęciową :)




  • DST 51.30km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.04km/h
  • VMAX 53.40km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 242m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po prośbie

Piątek, 24 marca 2017 · dodano: 24.03.2017 | Komentarze 5

Wygląda na to, że subtelna wiosna powoli zaczyna zamykać ohydny ryj paskudnej zimie. Tylko się cieszyć - dziś było całkiem ładnie, niespecjalnie wietrznie, a i bez upałów :)

Tylko znów ten Poznań od dołu do góry i z powrotem... No cóż, mój wybór, tak sobie wymyśliłem, że kręcę najpierw pod wiatr, a potem z nim. I mam. Trzydzieści kilosów z wisienką na kloace, czyli dwukrotnym pokonaniu zakorkowanej Obornickiej, masakruje mózg. Jednak pozostałe dwadzieścia to sama przyjemność - po opuszczeniu miasta dokręciłem przez Suchy Las do Złotkowa, które objechałem serwisówkami, a także zaliczyłem kilka podjazdów oraz zjazdów na morarskich hopkach, Skasować mi jedynie Poznań jako pojęcie komunikacyjne, a świat stanie się piękniejszy. Czy tak wiele wymagam? :)

Aha, i jeszcze żebym nie musiał chodzić do pracy, a pieniądze same się pojawiały na moim koncie. Ewentualnie mogę pójść na kompromis i warunkowo zgodzić się tylko na spełnienie jedynie tego drugiego marzenia :)


  • DST 52.20km
  • Czas 01:56
  • VAVG 27.00km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 154m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skleroza...

Czwartek, 23 marca 2017 · dodano: 23.03.2017 | Komentarze 10

...nie boli. Wczoraj zostawiłem w robocie komplet dokumentów, bez których z przyzwyczajenia się nie ruszam. Dowiedziałem się o tym już zaledwie po jakichś dwunastu godzinach, gdy zadzwonił do mnie rano kolega z pracy uświadamiając mi, że nie mam ich ze sobą. Zdecydowanie już wiem skąd wzięła się ksywa "bystrzacha" :)

Jako że nie lubię jeździć bez dowodu, a tym bardziej karty do bankomatu, to sam sobie zadałem pokutę i przed regularnym kursem pyknąłem się po odbiór zgub do samego centrum Poznania. O ja głupi, a mogłem sobie wybrać kamieniowanie lub ukrzyżowanie :) W każdym razie po kilkunastu kilometrach, gdy po przejechaniu całej Głogowskiej, Jadwigi, Drogi Dębińskiej i Starołęckiej znalazłem się na wolnej przestrzeni poczułem się jakbym uciekł katowi spod topora. Tylko że zawisł nade mną kolejny, w postaci wiatru, który wrócił na wolnej przestrzeni do swojej klasycznej wersji działania - przez urywanie łbów. A że przy ośmiu stopniach dzięki niemu odczuwalna temperatura była gdzieś w okolicach zera to największym plusem było to... że mam przy sobie znów dokumenty. Skoro już mam szukać pozytywów dzisiejszego dzionka :)

Walczyłem jak tylko się dało, a że za wiele się nie dało to po prostu jechałem i jechałem, docierając przez Krzesiny i Robakowo do Gądek, a po minięciu Borówca doznałem chwilowej przyjemności otrzymania powiewu w plecy. Krótkiej, bo krótkiej, ale jednak. Wróciłem przez Daszewice oraz Głuszynę, gdzie przyuważyłem na cmentarzu niewidziany przeze mnie wcześniej pomnik poległych lotników z rozformowanego już ponad dwadzieścia lat temu 62. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego.

Powrót do domu to klasyczna rzeźnia na Starołęckiej. A skoro już wspomniałem... W Robakowie zadzwonił mi telefon akurat na wysokości pewnego zakładu, więc mam okazję zaprezentować mięsko w fazie pierwotnej, czekające grzecznie w kolejce na finał, czyli honor pojawienia się na ludzkim talerzu, zapakowane w zgrzebne hermetyczne opakowanie z uśmiechniętą świnką. A czemu o tym piszę? Sam nie wiem, ale po pierwsze zawsze ten widok tam mnie rozwala, a po drugie - na moje w szkołach i przedszkolach od tego powinno zaczynać się informowanie o tym, skąd się bierze żarcie na stołach.
`


  • DST 55.50km
  • Czas 01:57
  • VAVG 28.46km/h
  • VMAX 55.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiatrozmian

Środa, 22 marca 2017 · dodano: 22.03.2017 | Komentarze 18

A jednak. Wiatr się w końcu trochę uspokoił, ale jak wiadomo w przyrodzie nic nie ginie, więc w zamian zmienił się jego kierunek na północno-wschodni. Czyli: kursik z południa na północ Poznania, łącznie ponad 25 z dzisiaj wykręconych kilometrów. Nie narzekam jednak - z dwojga złego wybieram tę bramkę.

Jak już się wydostałem na wolność to w asyście centralnych oraz bocznych podmuszków pokręciłem przez Kobylnicę oraz Jerzykowo do miejscowości Promno-Stacja, gdzie zakręciłem się na pięcie i wróciłem swoimi śladami. Jechałem z głową lekko w chmurach, bo kończyłem audiobooka, o którym już wspomniałem, czyli "Drogę Królów" Brandona Sandersona. Jestem zachwycony, mimo że "przeczytałem" uszami prawie tysiąc stron (dokładnie 960) to nie nudziłem się w ogóle, co jest tym dziwniejsze, że autorem adaptacji "słuchowej" był amator, który wkleił kiedyś do sieci kilka swoich nagrań, a aktualnie został już przejęty przez Audiotekę. Brawa dla tego pana (Wojciech Masiak) za znakomity głos i zabawę, którą mi zafundował przez ostatni miesiąc. Powodzenia życzę.

No i obowiązkowo o wycince. Gdzie się nie ruszyć pojawiają się smaczki - tym razem na wysokości Miłostowa poszedł pod topór ponad kilometr uroczego pasa zieleni, otaczającego do tej pory nasyp kolejowy. Pewnie za chwilę usłyszę, że wszystko to dla bezpieczeństwa ludzkości, bo maszynista nagle może dostać ataku ślepej kiszki i wykoleić pociąg, ale jestem ciekawy co by było gorsze w razie "w" - zatrzymanie się lub nawet uderzenie w drzewo czy wylądowanie całym składem na widocznej tu ulicy. Mam swoją teorię, ale póki co ją przemilczę :)