Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 195776.30 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.90 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2015

Dystans całkowity:1503.24 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:50:00
Średnia prędkość:30.06 km/h
Maksymalna prędkość:58.70 km/h
Suma podjazdów:5759 m
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:55.68 km i 1h 51m
Więcej statystyk

Ósemka Rudawsko-Janowicka

Czwartek, 30 kwietnia 2015 · dodano: 30.04.2015 | Komentarze 9

Dziś krótko: wcześnie rano (pobudka o 5:10 !!!!!!) wyjazd do Jeleniej Góry, gdzie wbrew zamierzeniom napotkaliśmy całkiem ładną, choć lekko zachmurzoną aurę. Spodziewałem się deszczu, więc do tematu ewentualnego roweru, wcześniej nieprzewidzianego, trzeba było podejść jak pies do jeża. Kołem ratunkowym okazało się to, że zombie, czyli stary, emerytowany góral, stał się ostatnio na moją prośbę obiektem wymiany tylnej piasty i trzeba było wypróbować czy wszystko jest ok. No cóż, musiałem się poświęcić :)

Ruszyłem lekko przed trzynastą i przyznać muszę, że jak mniej piszczy jakaś tam ilość rzeczy to jedzie się ciut przyjemniej. Wiatr był nieokreślony, wciąż się zmieniał, więc z chęci, a nie wyboru skierowałem się na wschód. Najpierw Łomnica, potem Karpniki i wspinanie się oraz zjazd przez tamtejszą przełęcz aż do Trzcińska. Następnie na Janowice Wielkie, tam dojazd do trasy JG-Wrocław, powrót do Jelonki, zaraz za granicą skręt pod górkę na Jasiową Dolinę, zjazd na Wojanów, dokręcenie do Mysłakowic, tam dopchanie się i powrót drogą z Karpacza. Wyszła koślawa rudawska ósemeczka.

Nie chciało mi się zatrzymywać na robienie zdjęć, więc tylko kilka z rąsi. Jaka będzie pogoda w najbliższych dniach? Najstarsi górale tego nie wiedzą, więc czy pokręcę - się okaże.




Kategoria Góry


  • DST 52.20km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.12km/h
  • VMAX 46.20km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 173m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ale szprycha! (znów)

Środa, 29 kwietnia 2015 · dodano: 29.04.2015 | Komentarze 2

Tym razem z przodu. W związku z tym skorygowałem dzisiejszą trasę, która w założeniu miała być ciut ambitniejsza wizualnie. Niepokojący metaliczny dźwięk usłyszałem jakoś na dwudziestym kilometrze, za Zakrzewem, po ogarnięciu o co kaman dokręciłem tylko do Drwęsy i zawróciłem swoimi śladami. Eh...

Albo faktycznie te zamontowane w Krossie koła to jeden wielki szajs, albo to jednak skutek mojej ostatniej kolizji (tu by pasowało, ale czemu sypnęły się też niedawno tylne?). Jest też trzecia opcja - codziennie żeby wyjechać z Dębca pokonuję swoje prywatne Paris-Roubaix po asfaltowych płytach i dziurach, które są zamontowane z powodu budowy tunelu pod przejazdem kolejowym. Po tyłku dostaję nie tylko ja, ale i rower, jakby nie patrzeć delikatny. Prawnika, który charytatywnie pomoże mi wywalczyć odszkodowanie chętnie poznam :) W każdym razie aktualnie koło zostało w zaprzyjaźnionym serwisie i mam je odebrać niedługo, przed pracą.

To generalnie nie był mój dzień. Już wracając, wyjeżdżając z podporządkowanej w Dąbrówce, wpadłbym pod koła samochodu, który wyskoczył zza zakrętu. Ja go nie zauważyłem, bo widok przysłonił mi skręcający bus, ale generalnie wina w razie "w" byłaby oczywiście moja, więc grzecznie przeprosiłem kierowcę za swoje gapiostwo. Było mi zwyczajnie głupio. Z drugiej strony - przed Sierosławem popisał się dżentelmen w BMW (a jakże) wyprzedzając przed moim nosem inne samochody na trzeciego na podwójnej ciągłej. Aż chciało mu się ryknąć w ten łysy łeb z szerokim karkiem (a jakże), że kilka kilometrów dalej skończyła się na drzewie egzystencja jednego z jego kolegów "po marce", a tak jak ostatnio pisałem widok bardziej przypominał Smoleńsk niż kawałek gminnej drogi.

Jutro z samego rana wyjazd na długi weekend. Rower odpada, a na samym wyjeździe zależeć wszystko będzie od pogody, która zbyt sympatyczna się nie zapowiada.



  • DST 33.30km
  • Czas 01:11
  • VAVG 28.14km/h
  • VMAX 43.80km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 105m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut-robal

Wtorek, 28 kwietnia 2015 · dodano: 28.04.2015 | Komentarze 3

Psychicznie nastawiony byłem na to, ze dziś nie pojeżdżę, a odpowiedni komunikat do mózgu to potwierdzający został wysłany gdy otworzyłem oczy przed siódmą rano i usłyszałem (uszami, nie oczami) deszcz bębniący o parapet. Szybko je zamknąłem i obudziłem się dobrą godzinę później. Do pracy na dwunastą, więc trzeba się było zdecydować co i jak. Pijąc kawę zerkałem za okno i ujrzałem drzewa walczące z wiatrem i lekką mżawkę, już zanikającą. Paskudnie. Potem spojrzałem na chomika. Potem spojrzałem znów za okno. Potem na chomika. I za okno. No cóż, zadziwiające jak pojęcie "paskudnie" może nagle zamienić się we "w sumie tak źle nie jest" :)

Szybko się ubrałem i przygotowałem do jazdy crossa. Wiało z północy, ale wiedząc, że z racji deficytu czasu dziś zrobię tylko gluta nie miałem na tyle motywacji, żeby spędzić go w całości w mieście, więc ruszyłem na zachód - przez Plewiska, potem skręt na Gołuski i Palędzie oraz powrót przez Dąbrówkę i Skórzewo. Delikatnie zmokłem, bardzo niedelikatnie zostałem przewiany, ale robala zrobiłem - choć bardziej była to ucieczka przed chomiczymi zębami niż coś konkretnego:)



  • DST 121.20km
  • Czas 04:04
  • VAVG 29.80km/h
  • VMAX 56.70km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 477m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tomasz zDolska :)

Poniedziałek, 27 kwietnia 2015 · dodano: 27.04.2015 | Komentarze 8

Drugi i ostatni dzień spod znaku "szaleństwo", zwanego dalej "wolnym". Wczoraj czas rodzinny, poniedziałek za to postanowiłem spędzić lekko turystycznie. Żona rano do pracy, ja dospałem to, co mi należne (a w tym temacie uważam się za króla, jak nie za cesarza), potem kawka i chwila dla mediów. Nie, nie, nie zostałem gwiazdą TV, a jedynie sięgnąłem po dwa niezbędne narzędzia: prognozę pogody oraz Google Maps. Chwila analizy - gdzie to mnie jeszcze nie było oraz skąd w teorii wieje wiatr (o czym później) i kierunek został wybrany przez jednoosobową aklamację: Dolsk. Zdecydowała odległość (pięć dych w jedną stronę) oraz widok fajnego jeziorka na mapie. Wystarczyło.

Początek jazdy jednak trochę mnie zaniepokoił - w Luboniu przy Armii Poznań widziałem konwersację jakiegoś kolarza z policjantami stojącymi radiowozem na "ścieżce". Nie wiem o co chodziło, ale po ostatnich własnych przebojach raczej się domyślam :/ Miałem ochotę dołączyć się do dyskusji, ale biorąc pod uwagę, że sam jechałem szosą po drugiej stronie, ale z MO nic nie wiadomo, stwierdziłem, że w miesiącu kwietniu jeden mandat wystarczy i odpuściłem :) Mam nadzieję, że rowerzysta się wybronił.

Potem już trasa standardowa - Puszczykowo, Mosina (tam mtb po remontowanym torowisku), Żabno, Brodnica. I w końcu jedna z obowiązkowych atrakcji - słynne Manieczki (umc umc umc!!!)! Niestety (sorry, "niestety") skończyła się epoka klubu Ekwador, jest jego następca, pod którym jak zwykle odbyłem egzorcyzm, czyli zgodnie z tradycją puściłem sobie Behemotha na empetrójce :)

Opuściłem owo magiczne miejsce i skierowałem się na Śrem. Tam oczywiście oznakowanie dróg klasyczne. Czyli swoi wiedzą co i jak. Chwilka skupienia i na smartfonie udało się wytyczyć dalszą trasę. W miasteczku straszyły jakieś chodniki z niebieskimi znakami rowerów, ale na szczęście po drugiej stronie, więc w miarę zgrabnie przepchnąłem się poza jego granicę.

Tu zaczął się zarówno najfajniejszy, jak i najcięższy kawałek trasy. Najcięższy, bo trafiłem na odkryty teren, gdzie silny wiatr pomiatał mną jak Pan Edzio z klatki obok swoją konkubiną. Najfajniejszy, bo pojawiły się całkiem zacne, długaśne hopki. Generalnie to ja je bardzo lubię, ale dziś przy tym podmuchu w pysk dały mi ostro w kość. Jednak udało się w końcu dojechać do Dolska, który najpierw postanowiłem "dojeździć" do końca, a zwiedzić po nawrocie. Pierwsze, co mnie zainteresowało to oczywiście kupa drewna, czyli kościół św Ducha z 1618 r. Zrobiłem zdjęcie - niestety pod światło - które może byłoby i ładne, gdyby nie pełne metafizyki Eko-Groszki za 700 i Orzechy-Grube za 680. Biznes jest biznes :)

Gdy już zawróciłem z objazdówki (po górkach, hurra) skręciłem w ryneczek, zupełnie nie wiedząc czego się spodziewać, prócz napisu z nazwą miasteczka. Pomysł nieskomplikowany, a wykonanie całkiem fajne.

Z tyłu zainteresowała mnie bryła kolejnego kościoła, więc azymut wybrałem właśnie tam. Okazało się, że to późnogotycki budynek pod wezwaniem św. Michała Archanioła, z interesującą dzwonnicą. A leżąca naprzeciw późnobarokowa plebania to cacuszko nad cacuszkami.


W dół od kościoła zamigotała mi woda i w ten sposób odkryłem Jezioro Dolskie Wielkie, gdzie w te pędy zjechałem. Och, jak tam mi było dobrze. Wjechałem na molo, ukoiłem się dźwiękiem fal, zamoczyłem łapy w wodzie - tak, tego mi było potrzeba.


Trzeba było niestety wracać, bo czas z gumy nie jest. Objechałem raz jeszcze starówkę, wersja mini-mini, ale z bardzo pasującym mi klimatem. To lekkie nadużycie, ale całość, z tymi pagórkami, z ciekawą zabudową, a przede wszystkim z jeziorem, skojarzyło mi się ze Skandynawią z tych najbardziej jej zapomnianych rejonów.

Powrót zacząłem swoimi śladami i to był ten jeden jedyny moment, gdy odczułem, że wiatr może wiać w plecy. Jadąc trasą na Śrem lekko udało mi się przekroczyć 56 km/h i miałem chrapkę na sześć dych, ale w tym momencie kierunek powiewu się zmienił i się nie udało. Zresztą od tej pory pomoc się skończyła - w najlepszych chwilach wiało mi z boku. Postanowiłem pojechać naokoło, tym razem Śrem omijając i kierując się na Kórnik, który też objechałem bokiem i wyjechałem na trasie do Mosiny. W Mieczewie na stacji musiałem się zatrzymać, bo ciepło zrobiło swoje, picie mi się skończyło, a poza tym miałem już dość tego upierdliwego wiatrzyska, który na całej trasie sprzyjał mi może przez 40 kilometrów. Pozostałe 80 było standardowe :)

Mimo wszystko dobrze mi się dziś kręciło. Poznałem fajne tereny, zrobiłem miły dla oka kilometraż (choć średnia "taka se"), a do tego spaliłem się (24 stopnie!!!) jak studenciak na imprezie reggae. Jestem na tak :) Niestety teraz za oknem już deszcz, słychać burzę... Chyba jutro (co najmniej) przerwa :/

P.S. Rowerowy Poznań postanowił wkleić mój ostatni filmik o DDR-ce wzdłuż Dębca na fejsową tablicę. Miło mi.



  • DST 52.20km
  • Czas 01:41
  • VAVG 31.01km/h
  • VMAX 49.70km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 221m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ryjek właściwy

Niedziela, 26 kwietnia 2015 · dodano: 26.04.2015 | Komentarze 5

Trochę już ze mnie zeszły emocje postkorporacyjne, tym bardziej, że dziś w końcu wolny dzionek i można się skupić na realnym życiu, a nie tym sztucznie wykreowanym, spod znaku słupków. No ale rower obowiązkowo musi być, więc dość wcześnie jak na niedzielę wyjechałem na klasyczne pięć dyszek.

Wiać miało z południowego zachodu, co w praktyce oznaczało wszystko, tylko nie właśnie ten kierunek. Praktycznie cały czas powiewało mi więc z boku, na szczęście maks umiarkowanie, więc marudził nie będę. Pokręciłem sobie przez Puszczykowo, potem Mosinę, skręt na Krosinko, nawrót i podróż powrotna przez Rogalinek i Wiórek. Tym samym na mapie ryjek zyskał ogonek we właściwym miejscu, nie jak zwykle z drugiej strony :)

Rowerzystów tylu, że ręka mnie bolała od machania. Większość o dziwo kulturalnie również pozdrawiała, choć było i kilku zagubionych nowicjuszy, w widocznie świeżo nabytych rumakach i strojach, którzy bardziej skupiali się na nauce jazdy i trudnościach w pokonaniu tych jednych z pierwszych kilkunastu kilometrów w tym "sezonie". U nich puszczenie kierownicy zapewne było zbyt skomplikowane, choć przyznać trzeba, że część próbowała kiwnąć głową i się nie przewrócić. Stwierdzam, że rowerowe świeżaki są jak małe szczeniaczki i kotki - potrafią poprawić humor. Różnią się tylko rozmiarami brzuchów :)




  • DST 53.34km
  • Czas 01:40
  • VAVG 32.00km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 207m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Korpoagresor

Sobota, 25 kwietnia 2015 · dodano: 25.04.2015 | Komentarze 11

Dziś miałem ochotę lekko pocisnąć, bo raz że pogoda się fajnie wyklarowała i nawet wiatr spasował, dwa - buzuje we mnie wściekłość na to, co dzieje się w "mojej" firmie. Podczas ostatniego tygodnia z sześcioosobowego zespołu poleciały dwie jednostki, kierownik (którego specjalnie udało mi się wypchnąć na to stanowisko - bo ja nauczony czym to pachnie w jednej z poprzednich prac już takich stanowisk świadomie nie przyjmuję - i super się dogadywaliśmy) został zdegradowany. Powód? Po ostatniej kontroli z centrali zarzucono niektórym za małe zaangażowanie w "priorytety". Czyli po ludzku - nie myśl, rób, słupki to słupki. Aż się dziwię, że ja nie poleciałem w pierwszej kolejności, bo korpoideały kwestionuję codziennie, ale widocznie te magiczne słupkowe cyferki mnie nieświadomie bronią. Maskara. Mieliśmy komunę, mamy KORPOmunę,

Jedyny plus to motywator do dzisiejszego wyżycia się przed robotą. Trasa - po prostu w tę i z powrotem: przez Szreniawę, Stęszew, dojazd do Zamysłowa i nawrót. Udało się wycisnąć przyzwoitą średnią, choć lekko mnie początkowo zirytował jakiś kolarz, który na sprzęcie na oko za gruuuuuubą kasę, wciśnięty w lemondkę, wyprzedził mnie robiąc jakąś czasówkę bez żadnego cześć ani pocałuj mnie w tyłek (choć to ostatnio fizycznie było możliwe, ale nie chciało mi się gonić) :) Jednak widziałem go potem jak wracał, tym razem pozdrowił, więc grzech wybaczam.

A w słuchawkach dziś jedyny słuszny song Hasioka:





  • DST 54.40km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.22km/h
  • VMAX 58.70km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 269m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po "górkach"

Piątek, 24 kwietnia 2015 · dodano: 24.04.2015 | Komentarze 3

Wiatr wrócił w miarę do normalności, do tego zrobił się zachodni (hip hip hura!), więc i ja powoli odżywam. Dziś pewnie byłby jakiś przyzwoity wynik, ale coś mi palnęło do łba, żeby pokręcić po tych naszych podpoznańskich górkach. Sorki. "Górkach". Najpierw kursik po hopkach w Starym Puszczykowie, potem podjazd pod Osową Górę od strony Szosy Poznańskiej, a następnie już klasycznie, ulicą Spacerową (podczas zjazdu niewiele zabrakło do 60 km/h). Czyli jak na wielkopolskie warunki hardkor nad hardkory. W moich rodzinnych stronach - jedna uliczka:)

No ale, no ale. Coś tam pewnie wytrenowałem, choć nie wiem czy siłę, moc czy wytrzymałość, bo bym musiał otworzyć jakiś pro-podręcznik. A nie otworzę nie tylko dlatego, że takowego nie mam :) Za to zrobiłem galeryjkę tych dzisiejszych Mount Everestów:

Jak już się "wygórowałem" to zabrakło mi jeszcze trochę kilosów, więc poleciałem kółeczko przez Dymaczewo, Bolesławiec i Drużynę. Potelepało mnie po dziurach, potelepało mnie do koszmarnej ddr-ce w Mosinie, a na końcu czekała mnie niespodzianka. Bo coś nie pasuje w poniższym zdjęciu, prawda? Po prawej ciąg pieszo-rowerowy, po środku ja, po lewej Straż Miejska (chyba mosińska) i...? No właśnie nic. Minęli mnie bez komentarza. Świat się kończy :)



  • DST 53.05km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.31km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 207m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kondom policyjny

Czwartek, 23 kwietnia 2015 · dodano: 23.04.2015 | Komentarze 5

Co prawda lekko post factum, ale jakby ktoś miał możliwości cofnięcia się w czasie i planował jakieś rabunki, gwałty, morderstwa czy zbieranie podatków to idealną porą było dziś lekko po 9 rano. Wtedy to bowiem na wysokości Komornik minęły mnie chyba wszystkie istniejące w Wielkopolsce jednostki policji - jednym ciurkiem, na sygnale, tamując ruch i dwukrotnie zatrzymując mnie w celu udostępnienia przejazdu. O co chodziło - nie mam pojęcia. Co nie zmienia faktu, że Poznań pewnie był wtedy pusty od tejże jakże niezbędnej służby :)

Nic mi jednak nie było w stanie zepsuć radości, że znów udało się uniknąć jazdy przez miasto. Nawet to, że w Dębnie, chcąc urozmaicić sobie trasę wylądowałem niechcący dokładnie za wlokącym się i niemożliwym do wyprzedzenia traktorem, wiozącym gów..., nawóz. A reszta to zwykły, klasyczny "kondomik" przez Stęszew i Mosinę, bez historii.




  • DST 56.40km
  • Czas 01:52
  • VAVG 30.21km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 223m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na wschód. Plus filmik bez początku i końca

Środa, 22 kwietnia 2015 · dodano: 22.04.2015 | Komentarze 0

Wiatr się w końcu lekko uspokoił, więc postanowiłem wyjątkowo olać swoje dotychczasowe zasady, jednocześnie olewając jego kierunek. Oczywiście miało to związek z tym, że jeszcze jeden poranny kurs przez cały Poznań z południa na północ i z powrotem, a skończyłbym w czterech ścianach bez klamek, walcząc z wyimaginowanymi insektami i mrucząc do siebie coś w stylu: "hrrr hrrr hrrr". Pojechałem więc na wschód i lekko rowerowo odżyłem.

Co prawda Starołęka nie złagodziła obyczajów, a przez dwukrotne stanie na przejeździe kolejowym nie zaznałem może nirwany, ale za to na wolnej przestrzeni poza miastem mogłem trochę odpocząć. Zrobiłem mapowego pieska, jak zwykle bez nóżek, coby nie miał za dobrze, przez Głuszynę, Koninko, Krzyżowniki, Tulce i Krzesiny. Bez przygód, trzymając równe tempo, nie za duże, bo w końcu wracałem z podmuchem w pysk. Relaksując się takimi oto okolicznościami przyrody:

Na końcu, korzystając z faktu, że miałem kamerkę, nakręciłem... no właśnie co? To chyba jest (ma być?) ścieżka (pieszo) rowerowa. Problem tylko w tym, że kończy się na płocie i się... nie zaczyna. Za to jest z asfaltu. I z plaży :) Tereny praktycznie pod moim domem, bo wzdłuż Dębca. Zresztą, zobaczcie sami. Tym razem bez muzyczki, bo kroiłem na szybko.


  • DST 54.50km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.56km/h
  • VMAX 54.20km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 123m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień Puszkina

Wtorek, 21 kwietnia 2015 · dodano: 21.04.2015 | Komentarze 3

Wyruszyć musiałem dziś wcześnie rano (7:30), żeby zdążyć do pracy, więc startowałem jeszcze w lekkim letargu. Obudził mnie dopiero telefon od Żony o treści: "nie jedź przypadkiem Hetmańską, bo jest gnój". No i był, jak zwykle popisali się moi ukochani ostatnio puszkarze, z towarzyszeniem maszynisty. Nie lada sztuką jest wylądować na torach jeśli ma się trzy pasy prowadzące w jednym kierunku, ale co to dla naszych rodaków? Pół Poznania zablokowane, tramwaje stały, wstyd na całą Polskę, za to był z tego jeden plus, bo odpadł mi dylemat czy znów w związku z wiatrem pchać się na północ przez miasto.

Zamiast tego pokręciłem się "plemnikową" (niech już będzie ta wersja) trasą przez Skórzewo, Zakrzewo, Więckowice, Dopiewo i znów przez Skórzewo. O dziwo nikt mnie nie chciał dziś zabić samochodem, za to widziałem skutki niedawnego wypadku przed Fiałkowem, gdzie kierujący Porsche z całej siły uderzył w drzewo. Teraz tam stoją znicze, a sam teren wygląda jak w Smoleńsku - masakra.

Ups, chyba znów poruszyłem temat motorowy. Ostatnio mi tak siedzi na mózgu, zupełnie nie wiem czemu :) Dopiszę więc tylko, żeby nie być tendencyjnym, że zarejestrowałem też inne momenty, m.in. ten, gdy przebiegł mi przed kierownicą lekko zmutowany lis wielkości niemal spasionego wilka. Na wycieczkę do Czarnobyla już nie muszę jechać.

Wiało zacnie. Wyjątek ostatnimi czasy, prawda? :)