Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197418.70 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Po secie (100 km plus)

Dystans całkowity:2870.95 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:97:07
Średnia prędkość:29.56 km/h
Maksymalna prędkość:63.10 km/h
Suma podjazdów:10411 m
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:110.42 km i 3h 44m
Więcej statystyk
  • DST 105.10km
  • Czas 03:48
  • VAVG 27.66km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 191m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sto, czyli Buk tak chciał :)

Środa, 3 maja 2023 · dodano: 03.05.2023 | Komentarze 13

Miało być dzisiaj o wiadukcie, ale znów nie będzie.

Za to jest stówa. To chyba uczciwa wymiana? :)

Mamy maj, a ja setki na koncie jeszcze nie miałem. Czas było nadrobić, choć gdy wyjeżdżałem, to jeszcze nie wiedziałem, czy to dzisiaj. Decyzję podjąłem po drodze. Ewidentnie Buk tak chciał, bo do tej miejscowości między innymi dotarłem :)

Trasa zachodnia: Poznań - Plewiska - Skórzewo - Wysogotowo - Dąbrowa - Sierosław - Drwęsa - Więckowice - Niepruszewo - Wygoda - Wielka Wieś - Buk - Zalesie - Sędziny - Duszniki - Młynkowo - Kunowo - Mieściska - Sarbia - Grzebienisko - Gaj Wielki - Rumianek - Tarnowo Podgórne - Sady - Swadzim - Batorowo - Wysogotowo - Skórzewo - Plewiska - Poznań.

Wiało z każdej możliwej strony, tylko nie w plecy, na szczęście niezbyt mocno. No i było słonecznie, choć niezbyt ciepło.

Na początek kilka widoczków z trasy, bo ładnie było.
Typowa majowa Wielkopolska
Mały lasek na trasie
Zielono mi gdzieś na trasie
Moczary z okolic Grzebieniska
Wśród moczarów
Hopka z okolic Rumianka
Buk, jak wspomniano, nawiedzony. A klimaty głównie cmentarne :)
Buk tak chciał :)
Na ryneczku w Buku
Urząd Miasta i Gminy w Buku
Drewniany kościół w Buku
Grobowiec Niegolewskich w Buku
Wnętrze grobowca
Przykuwała oko radosna twórczość rzeźbiarzy, ale - zapewniam - będzie ciekawiej :)
Ciekawy aniołek
Ale rzeźbiarz na pewno chciał dobrze :)
Te oczy hipnotyzują
W takich Dusznikach nawet całkiem z klasą...
Dworek-parafia w Dusznikach
Całkiem dobrze wyrzeźbiony Jezus, Duszniki
...ale to, na co natrafiłem w Grzebienisku, mnie rozwaliło. Tego nie ma sensu opisywać, trzeba zobaczyć. Tytuł najbardziej kartoflastowego JP2 zdobyty :) Ale przystanek klimatyczny, nie powiem :)
Całkiem klimatyczny przystanek w Grzebienisku
Jezus w wersji niezależnej :)
Chrystus nade mną :)
To chyba Maryja :)
Trochę przerażające :)
To Jezus i Maria. Naprawdę :)
Maryja z Grzebieniska
Jezus z Grzebieniska
Intrygujące wspomnienie o wizycie
Tak, tak, to zapewne JP2 :), Grzebienisko
Zbliżenie na JP2 :)))
Nie ma co, to zrobiło mi wyjazd, nawet bardziej niż domyślanie się, o co drogowcom chodziło w tej łamigłówce:
Co autor miał na myśli?
Byłem tylko pewien jednego: cokolwiek oznacza ta kombinacja, olewam ją :)

Jeszcze selfiak, na którym widać stan części dróg...
Chwila na selfiaka
...no i zwierzaki. Ciekawskie koziołki...
Ciekawskie koziołki
...dzierlatka...
Dzierlatka w wersji pofilowej
Dzierlatka na mnie zerka
...żuraw w trawie...
Żuraw wśród traw
...oraz dziwnie mały kruk. Być może czarnowron?
Dziwnie mały kruk. Być może to czarnowron
Dobrze się dzisiaj bawiłem. Nawet mimo awarii elektroniki, która solidarnie zastrajkowała gdzieś między Dusznikami a Grzebieniskiem. Czyżbym odkrył wielkopolski Trójkąt Bermudzki? :)


  • DST 113.00km
  • Czas 04:01
  • VAVG 28.13km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 244m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dębiec - Nowy Dębiec - Dębiec, czyli stówa 3D :)

Poniedziałek, 17 października 2022 · dodano: 17.10.2022 | Komentarze 11

Jeśli doda się do siebie dwa elementy: wolny dzień oraz zadziwiającą jak na drugą połowę października pogodę, mając w perspektywie kolejne dni, gdy ma padać, decyzja mogła być tylko jedna: czas zrobić jakąś stówę :)

To, że ruszę, podejrzewałem wczoraj, ale upewniłem się po zjedzeniu śniadania. To pomaga :)

Kwestią był wybór kierunku. Wiało z południa (jak się okazało, całkiem mocno), więc szybkie spojrzenie na mapy i... miałem cel. Ten z tytułu :) Z poznańskiego Dębca do Nowego Dębca i z powrotem.

Wyjazd w okolicach 10:30. Piękne słońce, na termometrze okolice 20 stopni, nawet ja nie mogłem narzekać. Więc tylko zacisnąłem zęby i walczyłem z paskudnym wiatrem na polach. A, i z nawigacją, bo kilka razy wprowadziła mnie w błąd i zawracałem. Niech w końcu wymyślą kategorię "rower szosowy", bo ten ich zwykły zbyt często prowadzi do lasu, a wybór samochodu kieruje na najbardziej ruchliwe drogi.

Trasa: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosno - Drużyna - Konstantynowo - Pecna - Iłówiec - Stare Tarnowo - Czempiń - Borowo - Stary Gołębin - Turew - Wyskoć - Mała Wyskoć - Katarzynin - Gryżyna - Nowy Dębiec - Gryżyna - Recot - Witkówki - Słonin - Czempiń - Stare Tarnowo - Iłówiec - Pecna - Konstantynowo - Drużyna - Krosno - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Zanim przejdę do zdjęć, jedna uwaga, zaskakująca nawet mnie. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak z głową w powiecie kościańskim zajętą się budową dróg rowerowych. Na odcinku na południe od Czempinia cieszyły piękne, asfaltowe DDR-ki, co prawda czasem przerywane na wsiach jakimiś potworkami z poprzednich czasów, jednak generalnie jest miodzio. Nawet jeśli trzeba przejechać z jednej strony drogi na drugą, to raz na kilka kilometrów, a nie metrów. No i najważniejsze: zachowano drzewa, dzięki czemu latem jest cień, a teraz piękne dywany z liści. Brawo, naprawdę. I teraz kij w szprychy podpoznańskich wioch: Mosina, Puszczykowo i Luboń - wstydźcie się i nauczcie, że można mieć coś porządnego, a nie syf i bubel, który proponujecie. Aha, oczywiście sam Kościan wciąż straszy (wygóglałem i wiem, że od czasu TEGO MOJEGO FILMIKU, który - nie z mojej winy - wywołał burzę w miasteczku, niewiele się zmieniło), więc olałem ten kierunek.

Zdjęcia chronologicznie. Łęczyca...
Mostek na DDR-ce w Łęczycy
Dywanik już całkiem solidny, Łęczyca
...Krosno, czyli jeszcze ta tragiczna wersja śmieszek...
Krosno - śmieszka z dywanem
...już nie wspominając o Pecnie...
Taaaaa, jeszcze więcej śmieszek :)
A tu już Czempiń. Można? Można. Oczywiście sobie nie dozwalałem :)
Można? Można. Brawo Czempiń!
W miasteczku sfociłem pałac...
Pałac w Czempiniu
...i ruszyłem dalej.
Malowniczo na trasie
Wielkie zaskoczenie: kwitnące słoneczniki! :)
Październikowe słoneczniki! :)
Tak dotarłem do Turwi, gdzie prawie przeoczyłem chyba największą dzisiejszą atrakcję - pałac rodziny Chłapowskich wraz z pięknym parkiem, aktualnie zarządzanym przez Polską Akademię Nauk. Akurat sympatyczni panowie tam kosili ale jeden chętnie się dzielił informacjami i wiem jedno: muszę tam ponownie zajrzeć w kwietniu, bo podobno jest genialnie. Co tu dużo pisać, wystarczy zerknąć.
Pałac Chłapowskich w Turwi
Inne spojrzenie na pałac w Turwi
Przejście do parku, Turew
Pod turewskimi krużgankami
Fresk ze świętym, Turew

Strażnik Turwi :)
W parku w Turwi
Kolejne prześwietlenie w Turwi
Jesienna zieleń w parku w Turwi
Bagno w Turwi
Zbliżenie na turewskie bagno
Piękny dąb w Turwi
Żal było odjeżdżać. Ale czas naglił. Wyskoć, mała, tej! :)
No Wyskoć Mała, tej! :)
Cel osiągnięty! :)
Cel osiągnięty :)
Z Dębca do Nowego Dębca - dowód dojechania :)
Plaża w Nowym Dębcu z daleka, wersja szerokokątna
Pomost w Nowym Dębcu
Szerokokątnie w Nowym Dębcu
Słońce nad plażą w Nowym Dębcu
Na tarasie w Nowym Dębcu
Odlatujące łabędzie
Faaaaajne miejsce. Dębiec, wiadomo :) Sporo czasu tam spędziłem.

Podczas powrotu uchwyciłem jeszcze Kanał Kościański na wysokości Gryżynki. Nie Grażynki :)
Kanał Kościański
Nie zabrakło konika.
Konik do mnie pędzi
Po pierwsze głaskanie
Po drugie dokarmianie :)
A tu wspomniane - przykładowe - ujęcia standardów drzewno-rowerowych. Super.
Tak się powinno robić DDR-ki: asfalt i z zachowaniem zieleni. Brawo
Szacun za zostawienie martwych części drzew
No i na 99.9% ostatnie w tym roku ujęcie na krótko.
No to chyba już ostatni raz w tym roku na krótko
Podsumowując: genialny dzionek. Wpadła setka, poznałem nowe, nieoczywiste miejsca, a przede wszystkim dopisała pogoda. Taka jesień może być przez cały rok :)


  • DST 102.60km
  • Czas 03:25
  • VAVG 30.03km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 281m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Płasko na 102 :)

Niedziela, 5 czerwca 2022 · dodano: 05.06.2022 | Komentarze 15

Wczoraj wieczorem zawitałem ponownie w Poznaniu. Kilka fajnych górskich dni za mną, czas wrócić na płaskie.

Jak to po wolnym, najpierw musiałem... odpocząć :) Czyli przede wszystkim się wyspać. Misja się udała. Żona bowiem została jeszcze na jeden dzień w Jeleniej, bo stamtąd łatwiej dojechać było do miejsca, w którym musiała być na początku tygodnia. A pies nie dokazywał.

Ruszyłem bardzo późno jak na mnie, bo lekko po jedenastej. Plan był jeden: nie mieć planów. Kręcić. Pierwotnie miało być jedynie pięć dych, ale na tyle dobrze (względnie, bo jednak trochę wiało oraz było zdecydowanie za ciepło) mi się jechało, że postanowiłem na trzydziestym kilometrze, że zrobię stówę. Wstyd przyznać, ale dopiero pierwszą w tym roku. Sam nie wiem, jak mogłem się tak rowerowo zapuścić :)

Trasa, w związku z brakiem wcześniejszych założeń, okazała się taką dookoła komina, a nawet kurnika :) Różnie pisanego. Czyli: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Czapury - Babki - Głuszyna - Sypniewo - Szczytniki - Koninko - Żerniki - Tulce - Krzyżowniki - Śródka - Szczodrzykowo - Dziećmierowo - Kórnik - Mościenica - Mieczewo - Świątniki - Rogalin - Rogalinek - Sasinowo - Wiórek - Czapury - Babki - Daszewice - Kamionki - Borówiec - Robakowo - Gądki - Koninko - Szczytniki - Sypniewo - Głuszyna - Starołęka - Las Dębiński - dom.

Walka o średnią była ciężka, ale chyba para jeszcze została w nogach po Sudetach i resztkami sił wyciągnąłem te trzy dychy. Aha, być może pomogły też pyszne lody z Borówca :)

Czas na fotki, bo późno :)

Na początek wielkie pole facelii koło Tulec.
Wielkie pole facelii
A na nim... ule! Po raz pierwszy widziałem je w tym miejscu. Oczywiście nie mogłem nie sfocić. Z daleka, żeby nie było, życie mi miłe :)
Ule na tle pola facelii
Nalot pszczół na ul
Kolejna eskadra doleciała :)
Tłoczno przy wejściu do ula
Kawałek dalej, w Szczodrzykowie, uchwyciłem gęgawy z młodymi, mniej lub bardziej.
Stadko gęgaw ze starszą młodzieżą
Czujna matka-gęgawa
Rodzice z pociechami
Dumna matka ze dwoma pociechami
Brzyyydaaal :) Ale już niedługo będzie piękną gęgawą :)
Dalsza część będzie już bardziej industrialna. Przeżyłem między innymi szturm emerytów na zamek w Kórniku...
Emeryci szturmują Kórnik :)
W końcu chwila spokoju pod zamkiem w Kórniku
...na promenadzie cudem znalazłem kawałek bez ludzi...
Na kórnickiej promenadzie
Nad Jeziorem Kórnickim
...a żeby odwiedzić panią Szymborską i kotka musiałem się postarać, bo nadchodziła parka ludzi, którzy Instagrama mieli w oczach. Byłem kilka sekund przed nimi :)
Pani Szymborska i kotek odwiedzeni, Kórnik
Pani Wisława patrzy krytycznym okiem na zapełniony parking
Pani Wisława z profilu

Przy "Tańczących" jak zwykle pustka. Na szczęście. Uwielbiam je.
Tańczące rzeźby z Kórnika
Spojrzenie na
Od Mościenicy do Mieczewa widać już zarys kolejnej debilnej DDR-ki. Zapewne również powstanie z asfaltu, ok, ale w weekendy podobne atrakcje, wlekące się 5 km/h i reagujące dopiero na piąty alert, będą normą...
Cały urok kretyńskich śmieszek antyrowerowych :/
Nad Wartą w(e?) Wiórku klasyk...
Nad Wartą w Wiórku
...oraz wspomniane lody z Borówca. Miałem smaka, naczekałem się dobre dziesięć minut, wydałem 11 zeta, ale zdecydowanie było warto. Miks szarlotki oraz pistacji z nutą mandarynki zrobił mi ostatnie trzydzieści kilometrów :)
Przerwa na siedemdziesiątym kilometrze. Pyszna ;)
Intensywny tydzień za mną. Jestem zadowolony :)


  • DST 102.50km
  • Czas 03:39
  • VAVG 28.08km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 346m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sto na czterdzieści

Niedziela, 10 października 2021 · dodano: 10.10.2021 | Komentarze 18

Mało stówek w tym roku wpadło. Do tej pory jedna, a że prognozy jakoś tak średnio pozwalają wierzyć na jakieś dobre warunki w kolejnych dniach, dzisiaj udało się wykonać drugą. Więcej pewnie w 2021 roku nie będzie.

Decyzję przyspieszył fakt, że akurat dzisiaj pyknęły mi cztery dychy. Średni to motyw do świętowania, ale lepszy niż żaden, a czterystu robić zamiaru nie miałem :)

Wyjazd przed dziesiątą. Najpierw jednak musiałem znaleźć... rękawiczki z długimi palcami, bo było niewiele powyżej zera. Udało się.

Planu nie miałem, postanowiłem, że będę rzeźbił na żywo. Założenie było jedno: pod wiatr i z powrotem. Oczywiście jak zwykle się nie udało, bo gdzie ruszyłem, tam było w pysk.

Finalnie zrobiłem taką kombinację: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Głuszyna - Sypniewo - Szczytniki - Koninko - Żerniki - Tulce - Krzyżowniki - Śródka - Szczodrzykowo - Dziećmierowo - Kórnik - Koszuty - Żabikowo - Środa Wielkopolska - Zaniemyśl - Łękno - Jeziory Małe - Jeziory Wielkie - Prusinowo - Bnin - Kórnik - Skrzynki - Borówiec - Kamionki - Daszewice - Babki - Głuszyna - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - dom.

W końcu miałem czas zatrzymać się na chwilę w Kórniku. To naprawdę fajne miejsce. Po raz pierwszy przyuważyłem "Tańczące", czyli rzeźby Agnieszki Ciszewskiej. Lepszej aury niż jesiennej chyba dla nich nie ma.
Jesienne barwy w tańcu, Kórnik
Jedna z tańczących, Kórnik

Zaraz obok stare rowery pomalowane na czerwono, dzięki czemu dostały nowe, już artystyczne życie.
Czerwone rowery w Kórniku
Zbliżenie na kórnickie czerwone rowery
Jest jeszcze "Melancholia"..
Rzeźba
Podświetlna
...oraz mój faworyt - "Polaków uśmiech własny" :)

Poza tym klasyki. Promenada...
Promenada w Kórniku
...oraz zamek. Tym razem również z perspektywy pająka :)
Zamek w Kórniku w szerokim kącie
Główna fasada zamku w Kórniku
Kórnicki zamek z perspektywy pajaką
Pajęczyna kórnicka
W Dziećmierowicach wpadła zapomniana dożynka...
Zapomniana dożynka w Dziećmierowicach
...a w Koszutach koźlaki.
Trzy koźlaki w Koszutach
Na a skoro Środa Wielkopolska, to wąskie tory. Udało się trafić na manewry.
Stacja Środa Wąskotorowa
Lokomotywa na wąskich, Środa Wielkopolska
Manewry na wąskim torze, Środa Wielkopolska
A wczoraj Żona mnie zaskoczyła (nie tylko zamówioną personalizowaną koszulką jako uzupełnienie giftu, który otrzymałem już wcześniej) organizując spotkanie wśród przyjaciół. Otrzymałem prezentowy zestaw marzeń, który starczy mi na dłuuuugo :)
Prezentowy zestaw marzeń :) Starczy na długo :)
Tyle - kolejna jesień pyknęła, po czterdziestce jednak się żyje i udaje zrobić stówę. Co prawda w tempie emeryckim, ale jednak :)


  • DST 110.20km
  • Czas 03:40
  • VAVG 30.05km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 406m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Drewniane sto

Piątek, 16 lipca 2021 · dodano: 16.07.2021 | Komentarze 23

Wstyd się przyznać, ale w tym roku to pierwsza seta. Wcześniej nie było ani czasu, ani specjalnej motywacji.

Tym razem się udało, choć motywacją była pewna tajemnicza misja na trasie. Ona została wykonana, o szczegółach sza, ale miejmy nadzieję, że jej skutki będą długotrwałe :)

Trasa została opracowana przez BUS-a, który ją zgrabnie wytyczył tak, żeby wyszło sto plus. Ja znałem pewne odcinki, jednak pośrodku było sporo dziur, które niniejszym zostały nadrobione. Przy okazji oczy cieszyły fajne widoczki i kilka hopek – dzięki za pomysł!

Start z Dębca przed dziewiątą, przez miasto na Zawady do punktu zbiórki i w drogę. Najpierw znaną i lubianą wojewódzką przez Kobylnicę do Pobiedzisk, gdzie nastąpiło odbicie w nieznane mi rejony. Fajne polne drogi, wiatr, który nie był upierdliwy, można jechać :) Oto kilka widoczków z odcinka do Kiszkowa:
Hopki przed Kiszkowem
Bociek na polu w okolicach Kiszkowa
Nazwy wsi jakieś takie się kojarzące – G(ł)ówienka i Srocko. Istny szlak fekalny :)
To
Jadąc szlakiem fekalnym... :)
Dobrze się jechało, człowiek nie wiadomo kiedy znalazł się w… Węgorzewie :)
Chyba trochę za dobrze się jechało... :)
Nad głową latał niewyraźny myszołów. W ogóle dziś światło do zdjęć koszmarne, sorry za jakość.
Niewyraźny myszołowa cień
We wspomnianym Kiszkowie chwila nad pierwszym z zaliczonych dziś trzech drewnianych kościołów. Ładny, do tego z ciekawym krzyżem. Bezkrzyżowym :) Za to z gołębiem.
Kościół w Kiszkowie pod światło
Tył kościołą w Kiszkowie
Krzyż... bez krzyża. Za to z gołębiem. Kiszkowo
Z górki rozpościera się widok na zakład o romantycznej nazwie Agrobud :)
Widok na zakłady w Kiszkowie
Jest tam też drugi kościół. Taki klasyczny. Po co dwa w małej miejscowości? Ciężkie pytanie.
Drugi z kościołów w Kiszkowie. Taki klasyczny
Kawałek dalej wyskoczyło centrum. W nim miś na zakrętki…
Miś na zakrętki :) Kiszkowo
...oraz, hmmm…, pizzeria. Jakoś nie wzbudziła mojego zaufania :)
Chyba bym nie ufał :) Kiszkowo
Kolejnym punktem był Rejowiec i… drewniany kościół. Też klimatyczny, choć analizując tablicę parafialną widać, że proboszcz ma ostro nasr… no, jest typowym proboszczem szukającym wszędzie szatana :)
Front kościoła w Rejowcu
Kościół w Rejowcu w pełnej krasie
Jest tam też Polska ze światełek. To na górze to chyba przekop Mierzei Wiślanej :)
Przykościelna Polska ze światełek :) Rejowiec
Tyłu świątyni pilnują trzy boćki.
Bociania straż :)
Aha, po drodze jeszcze znalazła się towarowa linia prowadząca do jednego z zakładów dystrybucji paliw.
Tory prowadzące do zakładu rozwążącego paliwa
Potem przez mniejsze i jeszcze mniejsze wioski dojazd do okolic Sławy Wielkopolskiej, a następnie Łopuchowa, zresztą siedziby jednego z nadleśnictw. Tam zjechałem sobie na chwilę nad jedno z jeziorek.
Jezioro w okolicach Łopuchowa
W planach było odbicie do Długiej Gośliny w celu zaliczenia trzeciego i ostatniego drewniaka. Tak też się stało. Reklamowany jest przez apostołkę apostołów. Cokolwiek to znaczy.
Kolejny drewniany kościół - Długa Goślina
Flaga apostołki apostołów, cokolwiek to znaczy
Obok straszy ciekawy... hm... dworek?
Ciekawy dworek, Długa Goślina
No a potem boczkiem do Kątów. Po drodze trafiła się piękna, stara stodoła. Pamiętam takie z wyjazdów do babci.
Piękna stara stodoła
No i cel. Mała niespodzianka. Gdybym wiedział, wziąłbym przenośną armatę :) Bowiem to siedziba gnoi, czyli skup dziczyzny. Obok domek myśliwski i pięknie leżące ambony. Niech na zawsze pozostaną w tej pozycji :)
Przy zakładzie dla mend, czyli pod punktem skupu dziczyzny
Domek myśliwski w Kątach
Ambony w jedynej słusznej pozycji
Oto najpiękniejszy moment trasy.
Najfajniejszy moment dzisiejszej trasy
Chcąc nie chcąc trzeba było zawitać w Murowanej Goślinie. Mam awersję do tej mieściny, głównie przez to:
Antystandardy rowerowe Murowanej Gośliny
Ale żeby nie było, w locie zrobiłem fotkę całkiem ładnych kamienic w rynku.
Uchwycone z rąsi kamienice, Murowana Goślina
No i odbicie na Biedrusko. Tam też nastąpił podział peletonu na pół – tematu nie ma co rozwijać, każdy ma swoje podejście do pewnych kwestii drogowych i na tym pozostańmy :) W sumie wyszło na to, że ostatnie 25 kilometrów jechałem solo, choć niekoniecznie, bo po czymkolwiek się jedzie, i tak w końcu wyląduje się w dupie, czyli na którymś ze świateł.

Fajna wycieczka, w końcu stówa, dzionek udany :) Na koniec jeszcze kibel z okolic Promna.



  • DST 103.40km
  • Czas 03:36
  • VAVG 28.72km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 282m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyciągnąć kopyta

Środa, 28 października 2020 · dodano: 28.10.2020 | Komentarze 13

Pierwotnie miał być dzisiaj zaledwie standard. No ale gdy już ruszyłem w ten wyjątkowo wolny dzionek, gdy zostałem pochlastany przez dość silny wiatr, a potem skropiony przez deszczyk, stwierdziłem, iż... muszę w końcu zrobić stówę.

Pewnie to już ostatnia szansa w tym roku. Wczoraj bowiem generał Kaczyński ogłosił Stan Kościelny na terenie całego kraju, niedługo wysłani na ulice kibole zaczną naparzać się z bezmyślnymi nieśmiertelnymi krzykaczkami (niestety, przykro to pisać, bo choć sens walki jest słuszny, ale tak forma, czyli prymitywizm słowny, jak i masowość mnie przeraża w czasach, w których raczej powinniśmy unikać tłumów. A partyjni propagandyści z TVP mają co robić), więc zamkną nas na bank. Na własne życzenie. Trafiła się więc ostatnia szansa.

Jak to spontan - trasę kroiłem na bieżąco. Finalnie wyszło kilka nawrotek, a całość przedstawia się tak: Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Żabinko - Żabno - Grzybno - Rogaczewo - Szołdry - Chaławy - Grabianowo - powrót do Grzybna z zaliczeniem Kopyt - Konstantynowo - Pecna - Iłówiec - Stare Tarnowo - Nowe Tarnowo - Czempiń - Piechanin - Głuchowo - Zamysłowo - Stęszew - Krąplewo - Drogosławiec - Joanka - Trzcielin - Konarzewo - Chomęcice - Rosnowo - Plewiska - Poznań. Ufff :) Relive o żywo nawet odżyło.
Świetlistość podtunelowa, Mosina
Kilka miejscówek poznałem po raz pierwszy, szczególnie na odcinku za Grzybnem. Samo ono jest całkiem sympatyczne...
Dworek w Grzybnie, aktualnie szkoła
Przystanek autobusowy w Grzybnie
...i co najważniejsze: przyuważyłem w jego okolicy kormorany! Co prawda ciężko je sfocić, bo wszędzie szuwary, a przy sobie miałem tylko kompakt, jednak ważne, że cokolwiek widać.
Stadko kormoranów
Kormoran czarny
Zresztą po drodze czułem się jak w jakimś zwierzęcym raju. Myszołowów widziałem z pięć...
Lecący gdzieś myszołów
...czaple ze trzy...
Uciekające cztery litery czapli
...również te białe...
Stadko czapli białych
...kanię rudą jedną...
Ledwo uchwycona kania ruda
...a saren nawet kilka.
Czujność to podstawa
Uciekamy!!!!
Sarny się w zające bawiące
Z innych motywów. Kopyta wyciągnąłem (tak, muszę wyprać buty)...
Tylko na chwilę, bo czas było ruszać z kopyta :)
Przynajmniej jedno kopyto udało się wyciągnąć
...nade łbem latały nie tylko ptaki...
Ptak, ale żelazny. Czy jakiś tam
...zieleń jeszcze póki co rządzi...
Łapiąc resztki zieleni
Wielkopolskie styki nieba z ziemią
...a buractwo wylądowało pod krzyżem. Hmm :)
Krzyż, rower i buractwo
O dziwo nie było źle pod względem śmieszek. Było kilka debilizmów, ale na przykład okolice Czempinia w większości ładnie się ucywilizowały. Dwa dowody:
Zacna DDR-ka do Czempinia
Mój rower, mój wybór! :) I o to chodzi!
To powyższe jest zdecydowanie na czasie: mój rower, mój wybór! :) Oczywiście nie skorzystałem z zaproszenia.

Na koniec lokowanie produktu. Zawitałem za Stęszewem do Żabki na... hot-doga. Tak, tak, nie ma tu pomyłki. Bowiem od jakiegoś czasu jest wersja wege, z "parówką" roślinną. Co najważniejsze: te bezmięsne, zgodnie z wytycznymi, powinny się kręcić na oddzielonym od reszty fragmencie, a sprzedawca posługiwać osobnymi szczypcami. Oczywiście zawsze zerkam i dopytuję, czy tak jest, dopiero potem kupując. Brawo Żaba! :)
No głodny! Cześć i chwała Żabce za bezmięsne hot-dogi ;)
Tyle. Stówa niespodziewana, lekko przemarznięta dzięki zimnym porywom i przelotnym deszczykom, jednak bym się pogryzł, gdybym jej nie wykręcił. Nie żałuję - spoko było.


  • DST 111.20km
  • Czas 03:54
  • VAVG 28.51km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 455m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

SSS-etka :)

Sobota, 28 marca 2020 · dodano: 28.03.2020 | Komentarze 17

Czyli spontaniczna sosnowiecka setka. A ja naprawdę planowałem dzisiaj zrobić tylko pięć dych. Ale... nie wyszło :)

Rano wstałem, zobaczyłem, że pogoda najgorsza nie jest, wypiłem kawę i ruszyłem. Zamierzałem wykonać klasyczne "kórełko", czyli pętelkę dookoła Kórnika, ale gdy z Dębca przez Luboń, Łęczycę, Puszczykowo, Mosinę, Rogalinek, Rogalin i Mieczewo dotarłem do Mościenicy, jakoś odechciało mi się wracać. Szybki sms do Żony, która dziś pracowała z domu (taki standard ostatnio), obiekcji nie zobaczyłem, postanowiłem więc kontynuować jazdę na ciut większym odcinku. Z tyłu głowy miałem oczywiście świadomość, iż aura od jutra ma się spieprzyć, a do tego nie wiadomo co dalej z zakazami. Żal było nie skorzystać.

Po chwili już żałowałem, bo co prawda do tej pory wiatru specjalnie nie czułem, lecz gdy znalazłem się na nieosłoniętej drodze wojewódzkiej, zostałem trafiony. No ale przecież miałem zamiar wracać swoimi śladami, więc zostanie mi to oddane, myślałem. Oczywiście się myliłem, bo w sumie wyszło prawie 100% niezbyt silnego, ale jednak wmordewindu. Życie :)

Nie za bardzo wiedziałem, dokąd jechać, prócz tego, że przede mną jest Śrem. Boczkiem minąłem Kórnik, ciesząc się, że będę kręcił lasem. No tak, dawno mnie tu nie było... Las jeszcze stoi, ale dziurawy jak ser szwajcarski. Cóż się dziwić, skoro i tam jest moje ukochane Nadleśnictwo Babki? :/

Minąłem Czmoń, a także boczkiem-boczkiem... Orkowo :) No nie mogłem nie zatrzymać się i nie pozdrowić ziomali :)

Na wysokości Śremu, do którego nie wjechałem (życie mi miłe, a to miasto jest wybitnie antyrowerowe), zatrzymałem się i otworzyłem mapę w telefonie, szukając inspiracji, bo zabrakło mi kilku kilometrów do nawrotki. Po chwili już wiedziałem :) Przejechałem przez Wartę i najpierw zawitałem do Pyszącej, słynnej z tego, że po głośnej akcji zamknięto tamtejszy pseudocyrk...


... by po chwili być u celu. W... Sosnowcu :)

Nie wiem o co chodzi, całkiem sympatyczna ta miejscowość - pusta, cicha... Nie rozumiem jej złej famy w Polsce, hehe :)

Powrót nastąpił z grubsza swoimi śladami, choć w Rogalinku odbiłem na Sasinowo, Wiórek, Czapury i Starołękę, a przez Las Dębiński wróciłem do domu. Żeby nie było, że ściemniam z wiatrem. Oto flagi, gdy jechałem w jedną stronę...

...a to to samo miejsce gdy jechałem w drugą. Oj, szły słowa powszechnie uznawane... :)

Z rzeczy przyjemniejszych - na wysokości Śremu trafiło mi się małe stadko saren, w tym ładny koziołek.
Widok na Śrem z sarnami na pierwszym planie
Jeszcze spokojne
Już zaniepokojone
Rowerzystów jak mrówków. Wiemy już jednak, iż jeździć możemy, jednak najlepiej solo, maksymalnie we dwójkę. I akurat na szosach w większości zasada ta była pilnowana. Nawet dwukrotnie miałem okazję pojeździć ze zmianami, ale postanowiłem odpuścić - mimo wszystko.

Trafił mi się za to widok niespodziewany w czasach zarazy - samotna grzybiarka. Bez maseczki, a zapewne bez obaw o akurat tego wirusa :)

Trochę wstyd, że pierwsza stówa wpadła dopiero pod koniec marca, ale naprawdę nie miałem kiedy. A i jakoś ochota na dłuższe dystanse jest średnia. Ważne, że z głowy :) TUTAJ Relive.

A po południu wyprowadziłem jeszcze psa po Dębinie. I tu mnie naprawdę szlag trafił. Czy, do cholery, tak ciężko zrozumieć, że zakaz łażenia w grupach jest po coś? Czy naprawdę trzeba brać ze sobą na rowery czy spacer całą rodzinę, od dzieci przez ciotki, wujków i babcie? Czy naprawdę trzeba mieć IQ jak z Mensy, żeby skojarzyć, że w lesie, gdy trafią na siebie po cztery osoby z jednej i cztery osoby z drugiej strony na wąskiej ścieżce, to siłą rzeczy nie da się zachować bezpiecznej odległości? Czy naprawdę nie da się zrozumieć, że zamknięcie parkingu jest po coś i nie parkuje się gdziekolwiek, byle się wepchać tam, gdzie wiadomo, że jest na pewno i tak sporo mieszkańców okolicy? Czy naprawdę... Ech, szkoda gadać. Poniżej mały kolaż z tego, co widziałem. I naprawdę, nie były tam same spokrewnione osoby, mogę się założyć. Polacy i Ukraińcy w radosnych kursach na rowerach miejskich (tam dopiero musi być syf), romantyczne randki ze smartfonami przy pyskach - oto rzeczywistość w Polsce. Jeśli po weekendzie ilość zakażeń nagle wzrośnie, nie będzie to przypadkiem. Sami sobie to zafundujemy. I nie piszę to jako osoba panikująca, bo raczej patrzę na tę zarazę z dystansem, ale to co się dzieje na świecie to nie ściema. Niestety.



  • DST 107.00km
  • Czas 03:29
  • VAVG 30.72km/h
  • VMAX 57.30km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 445m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Seta kościelna, czyli miś na dziś

Środa, 7 sierpnia 2019 · dodano: 07.08.2019 | Komentarze 19

Za zrobienie jakiegoś wspólnego dystansu z kolegą BUS-em wstępnie zbieraliśmy się od jakiegoś czasu, ale wciąż nie pasował któryś z terminów. W końcu jednak udało się zgrać i na wolną środę zaplanować wypad. To znaczy wrrróćć, ja tylko dałem znać, że mi pasuje, ustaliliśmy, że robimy stówę, mamy na nią ze wszystkim maks cztery godziny, a wybór szlaków zostawiłem towarzyszowi, który z natury nie rusza się z domu bez zamiaru zrobienia czegoś w granicach 100+.

Zbiórka została ustalona na punkt dziewiątą rano i niczym w zegarku każdy z nas pojawił się o tej godzinie na Rondzie Śródka (dotarłem tam oczywiście głównie Wartostradą), z którego bez zbędnych formalności udaliśmy się na wschód, czyli ulicą Warszawską, a następnie wzdłuż DK92. I tu, jako że z BUS-em jechałem już któryś raz, dość intuicyjnie poszła nam synchronizacja sposobu jazdy - ja, który jednak wolę zatrzymywać się na czerwonym, chcąc nie chcąc stawałem, a kolega mający do tego tematu, hmm, bardziej luźne podejście, swoimi sposobami mijał skrzyżowania. I każdy był zadowolony, bo jeden mógł oszczędzać siły na dalszą drogę, a drugi (to ja!) z musu cisnąć na pedały, żeby nadrobić różnicę :)

Tak było przez jakieś trzydzieści kilometrów - w tym czasie udało się minąć Swarzędz, Jasin, Paczkowo, Kostrzyn, Siedlec i dotrzeć do Nekli, gdzie nastąpił pierwszy przystanek. I to... przy kościele. Ale za to jakim! Na tyle specyficznym, że aż żal było go dokładnie nie obejrzeć, bo bardziej przypomina cerkiew niż typowe katolickie świątynie.
Elementy lekko obce :) - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Po zaparkowaniu udało się wyhaczyć pewnego jegomościa koszącego trawę dookoła przybytku. A skoro już tam był, to nie omieszkałem zapytać, czy zamknięty kościół na pewno musi być zamknięty :) Okazało się, że niekoniecznie, owym jegomościem okazał się (sprawdziłem potem w necie, bo był w cywilu) proboszcz, który sam z siebie poleciał na plebanię po klucze i od strony zakrystii wprowadził nas do środka. A tam wiele smaczków, które naprawdę warto zobaczyć, zaczynając od rozet, przez bardziej klasyczne witraże, aż po zabytkowe obrazy, zawierające interesujące wschodnie motywy.
Zabytkowy ołtarz - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Rozeta cud-miód - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Zabytkowy obraz ze wschodnimi wpływami - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Czarno to widzę - kościół w Nekli
Kolejny przykład maestrii w tworzeniu witraży - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Co ciekawe, budynek nie jest specjalnie stary, bo budowany w latach 1899-1901, na miejscu drewnianej świątyni z XVIII wieku, jednak większość elementów pochodzi właśnie z tamtego okresu. Oprowadzający nas duchowny okazał się całkiem dobrze zorientowany, za co mu chwała, jak i za samą chęć pokazania tego, co najciekawsze. Rzadko chwalę za coś księży, więc tym bardziej brawa :)

Jedyne, co pozostało zagadką, to pytanie: skąd pomysł na taki bizantyjski wygląd?
Widok od wschodu - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Część pułudniowo-zachodnia - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Ukrzyżowanie - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Grobowiec przy kościele w Nekli
Trochę czasu zeszło, trzeba było więc lekko przyspieszyć - do kolekcji zdjęć doszedł jeszcze tylko zabytkowy sprzęt przy niekielskim OSP...
Sikawkowość zaawansowana - OSP Nekla
...a my świetną leśną drogą dotarliśmy do Czerniejewa, gdzie oczywiście nie zamierzaliśmy korzystać z polskiej myśli technicznej.
Polska myśl techniczna :/ - Czerniejewo
Zabawy kątomierzem - Czerniejewo
Całkiem imponujący kościół Jana Chrzciciela został tym razem ominięty...
Kośćiół Jana Chrzciciela w Czerniejewie
...lecz pałacu w Czerniejewie olać się, co zrozumiałe, nie dało. Przepiękny kompleks budynków, które powstawały od 1771 roku, wciąż robi wrażenie, choć ostra renowacja by się przydała, nie ma co ukrywać :)
Zabytkowa brama wjazdowa - Pałac w Czerniejewie
Wozownia, teraz restauracja - Pałac w Czerniejewie
Schody by się przydało odnowić - Pałac w Czerniejewie
Jednak i tak najbardziej urzekł mnie zagadkowo brzmiący Szlak Misiów, który odkryłem za mostkiem, sugerując się podróbą Uszatka :)
Mostek dla misiów :) - Czerniejewo
Zagadkowo brzmiący Szlak Misiów - Czerniejewo
Z daleka jak Uszatek :) - Czerniejewo
Dalsza część trasy to znów znakomity asfalt oraz wynalazki, których się wystrzegaliśmy.
Dalszy ciąg złego zła :) - trasa do Pobiedzisk
Przez Wierzycę i wieś idealną dla propagandystów pewnej rządzącej partii...
Wieś idealna dla wieców pewnej partii :)
...dojechaliśmy do Pobiedzisk, w których nakarmione zostały żappsy, do tego w cenach promocyjnych :) A dalej już świetna trasa przez Puszczę Zielonkę do Tuczna. Tamże zobaczyłem jedne z piękniejszych koni, jakie zdarzyło mi się "upolować".
Przepiękne konie - Puszcza Zielonka
Końcówka, czyli ostatnie 25 kilometrów, to już dobrze objeżdżone rejony - Karłowice, Wierzonka, Kobylnica, Janikowo, Bałtycka, Główna i do Śródki, gdzie nastąpił rozjazd - mnie czekał jeszcze kawałek po bruku i potem Wartostradą do domu.

BUS - dzięki za walkę, motywację do sety oraz za pomysł na trasę, było ciekawie, do tego udało się zdobyć "bonusa" w postaci kompleksowego odwiedzenia kościoła w Nekli, pustego, czyli najciekawszego. Wiatr momentami był upierdliwy, ale jakoś udało się wycisnąć przyzwoitą średnią. Szkoda tylko, że pod koniec już łeb mi pękał, bo zrobiło się dla mnie zdecydowanie za ciepło. Na całe szczęście udało się przejechać bez zagrożenia burzami - te przyszły do Poznania dopiero po południu.

Zdecydowanie pozytywny wyjazd :)

Poniżej trasa, a Relive TUTAJ.



  • DST 103.70km
  • Czas 03:33
  • VAVG 29.21km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czyściec na spontanie

Niedziela, 16 czerwca 2019 · dodano: 16.06.2019 | Komentarze 13

Gdy dziś między dziesiątą a jedenastą zbierałem się na rower, nawet przez myśl nie przechodził mi pomysł na setkę. Po pierwsze było dość ciepło, po drugie wciąż solidnie wiało, więc po co się męczyć? Ale gdy już ruszyłem tyłek, przepchałem się z Dębca przez miliard czerwonych świateł, od Górczyna przez Grunwald i Jeżyce do Golęcina i Lutyckiej, a następnie po odczekaniu swojego na Woli i wydostaniu się na wolność - czyli DK92 do Tarnowa Podgórnego, coś mi wskoczyło na właściwy tor. Przypomniałem sobie, że przecież mamy już czerwiec, a ja sto miałem w tym roku na koncie do tej pory tylko raz, więc... czas nadrobić.

Trzeba było tylko wykonać telefon do Żony, z zapytaniem czy da się ustalenia na wczesne popołudnie lekko nagiąć (wielkiej euforii nie było, ale się dało) i dalej w drogę. Kompletnie bez planu, bez chęci walki o średnią, ot, wprost przed siebie, czyli... pod wiatr. Nie powiem, nie motywował :) Gro dzisiejszej trasy to krajówka, na szczęście pusta (choć debili jak zwykle nie brakowało), do tego z kilkoma niewielkimi hopkami, które zawsze sobie cenię.

Problemem było tylko miejsce nawrotki - logiczne byłyby Pniewy, ale raz, że byłem tam już kilka razy, dwa - jest tam tak beznadziejnie, że po minięciu Rumianka, Gaju Wielkiego i Bytynia, a dotarciu do Sękowa, zmieniłem kierunek i ruszyłem na północ, przez Pólko (który zawsze mi się kojarzy z Romanem) docierając do granicy powiatów. Już miałem wracać, ale postanowiłem pokręcić jeszcze kawałek - tam czekała na mnie niespodzianka, zawarta w tytule :)

A skoro było tak blisko, to myk myk... do miejsca, które jako agnostyk śmiało mogę uznać za prawdopodobnie nieistniejące :) Już wiem, że droga do Czyśćca łatwa nie jest... :)


...i kto je zamieszkuje. Krowy...

...oraz bociany i rowerzyści :)

Zaliczone - mogłem wracać. Lekko skorygowałem drogę o objazd przez Piersko, a w Bytyniu zafundowałem sobie chwilę na "piwo" zero procent w tamtejszym ABC - ciekawe to miejsce, właściciel (chyba) patrzył na mnie jak na kosmitę, a na prośbę o otwieracz stwierdził, że niestety nie ma. Cóż, miał - w postaci kratownic, które mi pomogły w otwarciu butelki. I po co było kłamać? :)

Po wychlaniu towaru piwopodobnego jechało mi się jakoś lżej. A może to wiatr w końcu zaczął mi lekko pomagać? W każdym razie już znaną trasą, czyli w większości swoimi śladami, a potem od Tarnowa już skrótem przez Lusowo, Dąbrowę oraz Wysogotowo, dotarłem do Poznania, dobijając końcówkę przez Bułgarską oraz Górczyn.

W Tarnowie Podgórnym, na wysokości kościoła, zostałem zatrzymany przez... TVP. Na szczęście oddział regionalny, a nie centralę organu rządowego :) Miła pani dziennikarz z tak samo miłym operatorem zapytali mnie, czy nie zechciałbym kawałek się cofnąć i raz jeszcze przejechać odcinek DDR-ką (tam całkiem zacną), bo kręcą coś o lustrze mającym informować kierowców o rowerzystach. Się cofnąłem, przejechałem, dostałem podziękowania i tym samym znów gdzieś będę w TV. Co prawda zapomniałem, jak nazywa się program, ale podobno ma być puszczany w ostatnią niedzielę miesiąca. Cóż, śledzić nie zamierzam :)

Aha, nie mogę sobie odmówić wstawki z Gaju Wielkiego, bo zostałem rozwalony na łopatki (nie napiszę, że na krzyż, bo znów będzie, że jakiś atak) podsumowaniem polskiego ludycznego katolicyzmu w pigułce :)

Abstrahując od kiczu, który aż krzyczał sobą, ciekawe jest to, kto znajduje się w samym centrum - oczywiście Jan Paweł II, bo przecież innych papieży nie ma i nie było :) Ta mniejsza postać to Jezus. A orzełek jak na moje mógłby być przez ortodoksów zostać uznany za profanację symbolu narodowego :)


Z innych fotek: niewyraźny sokół, bo kręcony kalkulatorem (widziałem też żurawie)...

...granica gminy Szamotuły...

...przystanek w stylu góralsko-PRL-owskim z Pólka...

...oraz ten z typowym aktualnym przesłaniem w Bytyniu :)

No i zwyczajowy niedzielny widoczek - im bliżej Poznania, tym więcej tego typu "wyzwań" do ominięcia.

No to mam tę drugą stówę, o tyle fajniejszą, że wykonaną na kompletnym spontanie. Jechało się o tyle spoko, że wiatr chłodził, a nie grzał, więc nawet nie mam zamiaru na niego zbytnio narzekać, prócz tego, że nie pozwolił się za bardzo rozpędzić. Temperatura była też do przyjęcia - i niech taka już zostanie!

Relive TUTAJ.


  • DST 103.70km
  • Czas 03:42
  • VAVG 28.03km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 435m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Droga krzyżowa (Sieradz - Zduńska Wola - Łask - Piotrków - Sulejów)

Piątek, 22 marca 2019 · dodano: 22.03.2019 | Komentarze 11

Na ten weekend prognozy rowerowe miałem bardzo nieciekawe. Wszystko z powodu planowanego… chrztu. Nie, nie mojego, a syna kuzynki. Musiałem się na nim pojawić choćby ze względu na to, że z wiadomych (katolikiem nie jestem, więc byłoby to zdeka nieszczere) względów odmówiłem bycia chrzestnym, ale obiecałem za to pełnić nad nim pieczę mentalną. Nawet taką na granicy…

Gryzł mnie jednak temat pięknej pogody, którą zapowiadali synoptycy. Postanowiłem więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, co zostało mi ułatwione przez fakt, że Żona i tak w sobotę musiała pojawić się w pracy, stanowiłem więc solową delegację. Niestety w piątek na miejscu (a było nim niewielkie miasteczko Sulejów pod Piotrkowem Trybunalskim) musiałem być z kilku względów dość wcześnie, więc odpadało wykonanie całej trasy na dwóch kółkach. No ale część, według moich wyliczeń, była do zrobienia. Tym bardziej, że w dniu decyzji (wczoraj wieczorem) zapowiadano wiatr zachodni, czyli w plecy. A że już rano podczas odprawy okazało się, iż będzie jednak… północno-wschodni, to już zupełnie inna, klasycznie wmordewindowa bajka. Ale było postanowione, więc do dzieła.

Aha, kwestia techniczna. Przy jeździe samochodem, autobusem czy nawet pociągiem bez roweru, temat tego, jak przetransportować garnitur jest niezauważalny. W tym przypadku – może przyprawić o ból głowy. Chcą nie chcąc wziąłem więc ze sobą klasycznej wielkości plecak, gdzie załadowałem marynarkę, spodnie i koszulę, a buty wpakowałem do opisywanej wczoraj sakwy. Tym samym jeszcze przed startem wyglądałem jak połączenie wielbłąda z osą cierpiącą na przepuklinę. No i w sumie miejsce dla osła w tym zestawie też by się znalazło :)

Finalnie około 8:30 rano stawiłem się na stacyjce Poznań Dębina i wsiadłem do pociągu, którym z przesiadką w Ostrowie Wielkopolskim dostałem się do Sieradza, gdzie postanowiłem rozpocząć właściwą podróż. Pełen obaw o wiatr, ale też o jakość polskiej infrastruktury antyrowerowej, bo szybka przebieżka po mapach Google nie napawała optymizmem.

*********************************************************************************************************************************************

Ta część wpisu powstała jeszcze w pociągu. Jako że nie zdążę już dziś dodać reszty, to opis masakry, która za mną, niech symbolizuje to zdjęcie.

Dziękuję, dobranoc :) Pełen wpis zamieszczę zapewne dopiero w niedzielę. Wtedy też nadrobię zaległości na BS.

Na pocieszenie Relive.

***************************************************************************************************************************************************

Jest niedziela, wróciłem już do Poznania, doszedłem w miarę do siebie, czas dokończyć wpis. Temat jest ciężki i boli do teraz, ale po kolei :)

Najpierw dokończę jeszcze wątek "pociągowy". Gdy ruszałem z poznańskiej Dębiny...

...i wsiadłem do nowoczesnego EZT-a...

...byłem pełen optymizmu. W Ostrowie wykonałem małą rundkę po tamtejszych uliczkach i zacząłem się pakować na właściwy peron. W momencie, gdy usłyszałem zapowiedź swojego pociągu, który finalnie wiózł ludzkość do Łodzi, poczułem się, jakbym wygrał zdrapkę z kolejnym losem na loterii. Okazało się bowiem, że w związku z remontami od Sieradza prowadzona jest autobusowa komunikacja zastępcza, o czym oczywiście nikt mnie nie informował wcześniej. Ale (to na plus) jeszcze przed odjazdem podeszła do mnie miła pani konduktor, z troską pytając, dokąd jadę. Gdy odpowiedziałem, że zaplanowałem sobie start właśnie w miejscu, gdzie kończy się kolejowy świat, widocznie jej ulżyło, bowiem podobno kierowca robi jakieś problemy. Co prawda ja byłem pewny, że w razie "w" i tak bym pojechał, nawet gdyby autobusiarz musiał trzymać rower w zębach, ale dzięki mojemu pomysłowi na wycieczkę nie trzeba się było denerwować, tylko zająć tył w ukochanym "kiblu" :)

Lekko przed południem stałem już na właściwej stacji.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to kostkowe DDR-ki. Wszędzie. Dosłownie wszędzie. Kilka ominąłem, ale w końcu na jednej się pojawiłem, żeby zapytać jakiegoś starszego pana, czy dobrze jadę w wybranym kierunku. Ten, pełen dumy ze swojego miasta, potwierdził, dodając jeszcze, iż przez cały czas jest tam taki dobry rowerowy... chodnik, taki jak tu. Mina mi zrzedła, ale była okazja do wygłoszenia pierwszego dwukołowego wykładu tego dnia. Widziałem zrozumienie na widok moich opon :)

Nie mając wyjścia, ruszyłem przed siebie, mając jeszcze nadzieję. Ale niestety. To była tytułowa droga krzyżowa.



Gdzieś w połowie zagadnąłem kolejną osobę, tym razem miłą panią, pytając, czy to coś się kiedyś skończy. Najpierw zapytała: a czemu pan pyta? Po chwili została moją drugą studentką w temacie polskich realiów tego dnia :) Niestety, nie miała dobrych wieści. Łącznie było tego szesnaście kilometrów. A to był dopiero początek koszmaru, gdyż w końcu dotarłem do miejsca, które sam sobie wybrałem ze względu na nazwę, czyli do Zduńskiej Woli :)


Miałem zamiar zamienić do zdjęcia palcami "ń" na "l", ale było za wysoko. Nie żałuję, bo bym się teraz tego wstydził. Co do walorów turystycznych - chciałem tu zobaczyć coś, co by można było uwiecznić, jednak nawet mój pogłębiony wywiad z kolejną (tu plus dla łódzkiego) uśmiechniętą osobą na rowerze skończył się na tym, że są kościoły, kościoły, do tego kościoły, a także coś na pamiątkę ojca Kolbego.

Nawet ratusz wygląda jak sztuka nowoczesna wykonana przez miłośnika PRL. Masakra.

Ale - co jasno widać po pierwszym dodanym zdjęciu - główne skrzypce na tym zadupiu (piszę to z pełną odpowiedzialnością) grały śmieszki antyrowerowe. Żeby się za bardzo nie traumatyzować wspomnieniami, jedynie jeszcze dwie fotki.


Tak jest tam WSZĘDZIE (wiem, bo się lekko pogubiłem dzięki genialnym oznaczeniom). Do tego kwitną zakazy jazdy rowerem po drogach, tak abstrakcyjne, że wniosek jest jeden: tam muszą szczerze nienawidzić rowerzystów. Gdybym miał tu mieszkać, pewnie z musu musiałbym oddać się jakiejś innej pasji, typu chlanie denaturatu na czas... A na tę chwilę, gdyby była prowadzona klasyfikacja na najgorszą gminę rowerową w Polsce, ta wygrywa w przedbiegach.

Gdy w końcu się wydostałem z tego gównianego miasta (jedyne, co mi się podobało, to szkielet parowozu na rogatkach)...

...miałem za sobą 23 kilometry rzezi, do tego z kokonem za tyłkiem. Miałem dość. Na szczęście drogowo zaczęło być lepiej, a mijany dalej Łask nawet wzbudził moją sympatię, bo nie natrafiłem na żadną śmieszkę - brawo :)

Niestety w międzyczasie wiatr zaczął robić to, czego się obawiałem - wiać albo z boku, albo w pysk. Cóż, wyjścia nie było, trzeba było jechać dalej, a kończąc ten wątek - pomógł mi dopiero na ostatnich kilku kilosach.

Jednak jakościowo miałem teraz przez sobą najlepszy odcinek. Cały czas prosta droga, prowadząca przez Aleksandrówek, Gucin, Kuźnicę, Chynów, Wadlew, Rusociny, Szydłów i jeszcze sporo mniejszych wiosek, z gładkim, choć wąskim asfaltem. Częściowo przez las, tam gdzie jeszcze był. A i z fajną akcją społeczną.

Tak w ogóle to przez kilkadziesiąt kilometrów co chwilę widziałem worki ze śmieciami. Chcę wierzyć, że to wynik sprzątania, a nie wręcz czegoś przeciwnego. Spotkałem też oryginalny słup ogłoszeniowy.

A także sporo ciekawych drewnianych domków.

W końcu doczłapałem się do Piotrkowa.


Miasto znam, więc bez problemu się przezeń przedarłem. Mam wrażenie, że trochę wyładniało ostatnimi czasy.


Jednak pewne rzeczy są tu niezmienne :/

A i szkoda takich budynków (dawna przędzalnia).

Przede mną jednak był jeszcze kurs tutejszym lokalnym przekleństwem, czyli kilkanaście kilosów wąską drogą bez pobocza, za to z korkami i tirami za plecami, oraz w końcu (na nic się nie przydał) powiewem w plecy.

Jakoś się jednak udało dotrzeć do celu.


Wpadła pierwsza (dopiero) w tym roku stówka, w założeniu mająca być lekka, a w praktyce - jak zawsze :) Jednak spotkanie z zawsze sympatyczną rodzinką warta była męczarni z wiatrem i ze Zduńską (i proszę nie przeinaczać) Wolą :)