Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197418.70 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:1617.98 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:52:13
Średnia prędkość:30.99 km/h
Maksymalna prędkość:56.90 km/h
Suma podjazdów:5994 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:55.79 km i 1h 48m
Więcej statystyk
  • DST 56.20km
  • Czas 01:50
  • VAVG 30.65km/h
  • VMAX 43.40km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 219m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miejski koszmar powraca + podsumowanie czerwca

Poniedziałek, 30 czerwca 2014 · dodano: 30.06.2014 | Komentarze 0

No i moje marzenia o tym, że skoro zaczęły się wakacje to przez miasto będzie się jechało miło i sympatycznie legły w gruzach. Samochodów może i jest mniej, ale co z tego, skoro w zamian za to wykwitły jak grzyby po deszczu kolejne remonty i objazdy, przez które tworzą się koszmarne korki, nawet dłuższe niż te przy regularnym i dużo większym ruchu. Dziś wszystko przebił objazd na skrzyżowaniu Hetmańskiej z Arciszewskiego spowodowany remontem torowiska. Sznureczek za nim spowodował, że jedynym rozsądnym dla mnie kursem stał się ten między jakimiś śmietnikami i garażami, a potem spacerek po torach. Masakra.

No ale w końcu udało mi się wydostać z miasta i zrobiłem kursik na Murowaną i powrót przez Napachanie. Starałem się nie odpuszczać, ale po którymś z kolei zapalającym się mi przed pyskiem czerwonym w końcu się poddałem i jechałem bez spinki, byle trafić do celu. Wiedziałem, że z i tak to, co uda mi się wyciągnąć ze średniej i tak stracę w mieście, więc włączył mi się pełen chilloucik i skończyło się delikatnie powyżej trzech dych na godzinę.

Kończy się czerwiec, generalnie rowerowo dla mnie miesiąc raczej udany. Przejechałem, nie mając ani dnia urlopu, ponad tysiąc sześćset kilometrów, ze średnią 31 km/h. Musiałem odpuścić z powodu pogody tylko jeden dzień, resztę udało się ogarnąć. Lipiec to u mnie czas krótkich, raczej bezrowerowych wyjazdów turystycznych oraz praca, więc to chyba mój max w tym roku. W końcu nogi muszą kiedyś odpocząć, bo dziś poczułem coś na kształt małego skurczu. Mam nadzieję, że nie przerodzi się w jakiegoś wielkiego skurczybyka :)



  • DST 52.00km
  • Czas 01:39
  • VAVG 31.52km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Relaksik przed Teściowoarmageddonem :)

Niedziela, 29 czerwca 2014 · dodano: 29.06.2014 | Komentarze 2

Mimo wolnej niedzieli trzeba się było zwlec z łóżka dość wcześnie jeśli chciało się mieć chwilę relaksu przed uskutecznianą raz na jakiś czas wizytą teściowej. Ruszyłem więc po dziewiątej, w końcu mając w perspektywie, po tylu czerwcowych dniach z wałęsaniem się po mieście, ukochaną "kondomową" trasę przez Mosinę i Stęszew. O dziwo jeszcze nie padało, tu pochwalić muszę pogodę za wyrozumiałość, jeśli chodzi o wiatr było już gorzej, bo dmuchało nieźle. Droga do etapu wjazdu do Krosinka była bez przeszkód, niestety w samej wiosce remont czegoś co wymaga rozkopania połowy asfaltu trwa w najlepsze (oczywiście nie dziś, bo w polskim drogownictwie pracuje się pon-pt 8-16 z opcją wcześniejszego zwolnienia, bo żona czeka, puści mnie kiero, dziękuję, a nie tak żeby remont zakończyć jak najszybciej) i poczekałem sobie na mijance. Już wiem, że jechać w drugą stronę nie ma sensu, bo jeden cały pas, przeciwny od tego, którym dziś kursowałem to przepiękny szuter z ozdobami wulkanicznymi. No nic, aż tak specjalnie do domu pełnego teściowej mi się nie spieszyło :)

Potem szło już gładko, powiewało mi raz z boku, raz w pysk, raz nawet w plecy. Między jednym a drugim Dymaczewem znów wyhaczyłem bociana, tym razem żerującego i zatrzymałem się, żeby zrobić mu zdjęcie, ale chłopak się przestraszył i odleciał, zdążyłem więc tylko zrobić mu fotkę podczas startu. Kto wie, może dzięki mnie przeżyła jakaś niewinna żaba albo ryjówka? :)

Jako że zaczęły się z powodu wakacji częstsze kontrole drogowe to nie ryzykowałem i zamiast jechać "5"-tką, gdzie na odcinku między Stęszewem a Dębienkiem jest kretyński zakaz jazdy rowerem (a z drugiej strony klasyczna, kostkowo-krawężnikowa ścieżka) przejechałem przez centrum, gdzie o mało nie uszkodziłbym parki nieuznających pasów emerytów.

Średnia wyszła w końcu w miarę, w miarę, przyzwoita, z czego się cieszę, bo powoli zacząłem wątpić w swoją formę. A pobyt teściowej przebiegł bez większych szkód na psychice :)



  • DST 52.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 30.59km/h
  • VMAX 53.30km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 221m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Google-Spisek-View i ja ;)

Sobota, 28 czerwca 2014 · dodano: 28.06.2014 | Komentarze 2

Dobra. To teraz wszyscy, którzy widzieli we mnie Macierewicza lub innego schizola za każdym razem gdy pisałem o wszechogarniającym mnie spisku poproszeni są o karne klaskanie uszami albo skonsumowanie powideł z musztardą. Gdyż... gdyż... gdyż! Wczoraj wieczorem przeglądaliśmy sobie zdjęcia Dębca na Google Street View, jadąc ulica po ulicy. Nagle usłyszałem od Żony: "ej, to nie Ty?". E tam, no gdzie ja? No... jednak ja. Niezwykle niekorzystne fotki sprzed roku wiszą tam sobie i są ewidentnym DOWODEM, że ani wciąż przeciwny wiatr, ani permanentne korki, ani deszcz zacinający sekundę po starcie NIE SĄ PRZYPADKIEM. A to, że ma się zdiagnozowaną paranoję nie oznacza, że cię nie śledzą :)

Abstrahując od tego, że nikt mnie nie pytał o zgodę, to jeszcze - szczególnie dolne - zdjęcia wyszły mało profesjonalnie :) No cóż, chce się być celebrytą to się nie marudzi, że paparazzi nie domagają. Szkoda, że rok temu jeszcze nie posiadałem szosy, szkoda, bo byłoby może bardziej pro :)

Wracając do teraźniejszości - dziś znów tylko rundka przed pracą ze zmiennym wiatrem do Sulejewa i z powrotem. Generalnie mimo przelotnego deszczu jechałoby się w miarę ok, gdyby nie znów koszmarnie zakorkowana Mosina - sznureczek ciągnął się w obydwie strony praktycznie przez całą miasto-wieś, ja do tego jeszcze trafiłem na wężyk po traktorze, którego za cholerę nie dało się wyprzedzić, bo z naprzeciwka ani momentu przerwy. W końcu udało mi się to zrobić chodnikiem, a właściwie trzema, bo to bardziej rozwalone wysepki niż jeden ciąg. Ile na tym straciłem ze średniej nie wiem, ale nie było to mało. Wakacje się zaczęły, korki się na wsie przenoszą, zawsze za mną. I tu trzeba wrócić do pierwszego akapitu :)



  • DST 52.10km
  • Czas 01:41
  • VAVG 30.95km/h
  • VMAX 44.60km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Boćkiem :)

Piątek, 27 czerwca 2014 · dodano: 27.06.2014 | Komentarze 2

Jako że dziś podobno ostatni dzień szkoły to istnieje nadzieja, że od poniedziałku miasto się trochę wyludni i będzie można po nim jeździć w normalnych warunkach. Oby. Na to poczekamy, natomiast dziś w końcu udało mi się ruszyć w kierunku południowym, łudząc się, że skoro prognozy pokazują kierunek SE/S to taki będzie. Zupełnie niezaskakujące zaskoczenie - wcale nie był :)

Zrobiłem sobie klasyczną rundkę przez Luboń i Mosinę do Rogalina, potem zakręt na Radzewice i nawrót przez Wiórek i Czapury. Wiatr oczywiście wciąż w pysk, ale na szczęście nie był zbyt silny, więc jechałem praktycznie cały czas równiutko, miało być średnio 31 km/h, ale końcówka przez Starołękę spowodowała, że skończyłem z wynikiem na poziomie pierwszego poza podium.

Radosną, a jednocześnie smutną wiadomością jest ta, że skończyła się faza grupowa mistrzostw świata - może w końcu będzie mi dane dzięki temu bardziej się wysypiać i rano przed startami będę bardziej przytomny.

W Radzewicach miły widoczek - sfotografowane przeze mnie miesiąc temu gniazdo już staje się za małe z powodu powiększenia się bocianiej familii. Przy okazji znalazłem niedaleko dalej drugie, co świadczy o wyjątkowo korzystnej atmosferze w tej okolicy. A ja podążam w kierunku wręcz przeciwnym, czyli do pracy, rozmawiać z naszymi kochanymi rodakami.




  • DST 52.40km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 45.60km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 67m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Były sobie plany...

Czwartek, 26 czerwca 2014 · dodano: 26.06.2014 | Komentarze 0

Pierwotnie miałem dziś mieć wolny dzień i w planach być może jakąś dłuższą trasę, skoro pogoda dopisuje. Miałem.... Ale nie mam. Czemu? Bo: mieliśmy w naszym zespole w pracy przez jakieś cztery miesiące nową dziewczynę, oczko w głowie szefostwa i w ogóle och, ach, jaki to sprzedawca. I fakt, siedziała non stop jak na grzędzie w części sprzedażowej, niemal skakała wokół klientów, co niby się chwali, ale przez to nie robiła nic poza tym, bo nie miała czasu. Bo walczyła o sprzedaż. A zadań do wykonania na zapleczu poza tym jest naprawdę sporo, ogarnianie dokumentów, przeróżne specyfikacje, itp itd. Nic do niej w tym temacie nie docierało, więc po kilku scysjach z resztą z nas we wspomnianym temacie oraz niezrozumieniu o co chodzi we wzajemnej współpracy nasz pupilek złożył wypowiedzenie. Nikt specjalnie nie darł szat, tym bardziej, że miała dwa tygodnie wypowiedzenia, podczas którego miała dokończyć to, co po niej zostało. Niestety, zupełnym "przypadkiem" dzień po zrobieniu swojej części planu, za co miała dostać jeszcze kasę, biedactwo się nagle rozchorowało i zostało nas z sześciu osób do końca tygodnia w pracy cztery, bo jedna jest na zasłużonym urlopie na innym kontynencie, więc raczej ciężko by było ją z niego ściągnąć. I w ten oto sposób musieliśmy przerobić grafik, ja zamiast dłuższej wycieczki mam wygrzane miejsce w fotelu w pracy w ramach nadgodzin, a reszta robi po 12 h. Takie mamy skutki nagłej, typowo polskiej choroby masakrującej tak duże rzeszy naszych rodaków na wypowiedzeniu. A że my mamy teraz gnój? Przecież to nie jej sprawa.

Siłą rzeczy mogłem dziś więc zrobić max 50 kilometrów, wiatr w północy, więc mój wybór padł na Murowaną Goślinę. Biorąc pod uwagę, że czekała mnie przeprawa przez miasto, która zajmuje połowę z całej trasy, to już na start miałem palpitacje serca, ale jakoś udało mi się przebrnąć przez ten koszmar. Nawet zatrzymałem się specjalnie w jednym miejscu, które mnie od niedawna bardzo nurtuje, czyli na ulicy Hlonda, a konkretnie na wybudowanej tu nie tak daleko wstecz ścieżce. Ja wiem, że rowerzyści to pryszcz, który albo trzeba wycisnąć, albo jak już być musi to uwalić go z całej siły, ale - do cholery - kto zezwolił na budowę DDR z czegoś takiego:?

Jedzie się po tym koszmarnie, może użytkownicy MTB sobie chwalą taką nawierzchnię, ale ja jadąc szosą i nie mając alternatywy, bo ścieżki to u nas obowiązek karany prawnie, a nie udogodnienie, mam wrażenie, że gdyby wysypano tu piasek to byłoby mi wygodniej... No nic, to kolejny poznański potworek, pewnie za mało istotny dla jakiejś Masy Krytycznej, więc cierpieć będę w milczeniu i samotności :)

Jak już minąłem miasto to okazało się, że koleje zorganizowały mi dziś indywidualnie Dzień Podziwiania Szynobusów Zza Szlabanów. A w sumie to prawdziwy festiwal - trzy pod rząd - dwa razy na przejeździe przy Gdyńskiej, raz w Bolechowie.

Całą trasę w tę i we wte z przyczyn niezależnych zamknąłem słabą średnią, ale po prostu szybciej się nie dało. Nerwy puszczały mi jeszcze dwa razy na ścieżkach przed i za Owińskami, ale to historia na zupełnie osobną opowieść. A żeby zachować choć kawałek normalności i ładnego widoczku z dziś to jeszcze fotka pałacu we wspomnianych przed chwilą Owińskach, któy powoli chyba wraca do swej świetności.

Na koniec - z dedykacją dla naszej - na szczęście już zawodowo świętej pamięci - koleżanki. Być może odsłucha, jeśli tylko choroba na to pozwoli :) Generalnie hip hop to zdecydowanie nie moje klimaty, ale poniżej wybitny jego przedstawiciel z chyba znaną już przez wszystkich, jakże prawdziwą piosenką:




  • DST 57.30km
  • Czas 01:52
  • VAVG 30.70km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 127m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polactwo ze mnie wylazło

Środa, 25 czerwca 2014 · dodano: 25.06.2014 | Komentarze 2

Zacząłem się wpatrywać w kształt mojej dzisiejszej trasy i nurtowała mnie myśl: "cholera, z czym to mi się kojarzy?". Nie jestem naszym rodzimym politykiem, więc nie było to skojarzenie ani z seksem, ani z Murzynami, więc miałem lekko pod górkę. W końcu - bingo! Przecież to zarys granic Polski! Lekko spłaszczony, ale jednak. Polecam otworzyć wykres z GPS.

W tym momencie włączył mi się powiatowy filozof, jak na studiach przy piwku, i doszedłem do wniosku, że ma to głębszy sens, a całość jest emanacją polskości. Jadę przez centrum sporego miasta, mijam w niedalekiej odległości kolebkę państwowości - Ostrów Tumski z historyczną katedrą, gdzie leżą truchła pierwszych władców, mknę obok Malty - koszmarnie komercyjnego oczka wodnego ze świątynią próżności - kolejną galerią, pruję ulicą nazwaną od miasta stołecznego - Warszawską, a w połowie drogi wjeżdżam w świat pełen przaśności, uprawy ziemniaka i furmanek, gdzie słowo KRUS wywołuje drżenie serca, czyli w polskie wsie. Wszystko w takiej małej pigułce! Nieświadomie zadbałem nawet o szczegóły w południowo-zachodniej części :)

Dobra, koniec z filozofowaniem godnym przedszkolaka repetującego u starszaków. Jechało się dziś ciężko, bo wiatr wiał ze swojej ulubionej strony - każdej. Czuć było może tendencję wschodnią (znów skojarzenie polityczne), ale reszta - czysta (jak polska wódka) zagadka. Wykręciłem co mogłem, smak miałem na średnią ponad 31 km/h, ale standardowo Starołęka zrewidowała marzenia.

Aha, na koniec - jechałem dziś w biało-czerwonym stroju. A myślałem, że nie ma we mnie krzty patriotyzmu :)



  • DST 52.35km
  • Czas 01:41
  • VAVG 31.10km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

-WO :)

Wtorek, 24 czerwca 2014 · dodano: 24.06.2014 | Komentarze 0

Chyba koleś od planowania wiatru czyta raz na jakiś czas Bikestats, bo od mojego wczorajszego wpisu podmuchy znacznie osłabły :) Kierunek się nie zmienił, zachodni z północnymi tendencjami, czyli jeszcze niedawno naturalnym azymutem było Tarnowo Podgórne. Było, bo aktualnie przez zamienienie "92"-tki w tarkę muszę kombinować inaczej. Przepchnąłem się przez Grunwald i rozpocząłem trasę "-WO". Czyli: WysogotoWO, ZakrzeWO, LusoWO no i w końcu TarnoWO. Zaliczyłem oczywiście też prezentowaną w ostatnim filmiku ścieżkę-slalom gigant w Lusowie, a przed samym Tarnowie czekało mnie coś na kształt tarki z "92"-tki, tylko że wcale nie czasowe tylko permanentne - płyty przykrywane wysepkami asfaltu, okraszone jeszcze kraterami z dziur. Nie wiem czy specjalnie czy nie, ale to tego miasteczka, które samo w sobie jest niezwykle przyjazne rowerzystom, najlepiej ostatnio dojeżdżać czołgiem. Mocno opancerzonym :)

Wróciłem tą samą trasą, testując po remoncie prawą stronę ulicy Grunwaldzkiej patrząc od Junikowa, gdzie jest już o wiele gorzej niż po przeciwnej, bo zrobiono tam zamiast asfaltowej wyodrębnionej ścieżki ciąg pieszo-rowerowy, oczywiście z kostki, choć przyznać trzeba, że mało inwazyjnej. Ciekawostka - jedna ulica, remontowana w tym samym czasie, a dwa różne światy. Polska.



  • DST 54.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.57km/h
  • VMAX 53.40km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 106m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na zachodzie bez zmian

Poniedziałek, 23 czerwca 2014 · dodano: 23.06.2014 | Komentarze 2

Nie chcę siać defetyzmu w temacie pogody, bo temperatura idealnie mi odpowiada, słońce na przemian z chmurami to też dla mnie wymarzone warunki do jazdy, ale ten wiatr... Co prawda już nie tak silny jak wczoraj, ale kilka dni walki z nim powoduje, że odechciewa się wyjeżdżać. Prosto za oknem mam kilka sporych drzew, więc pierwsze co widzę po podniesieniu rolety co rano to ostatnio widoczek uginających się gałęzi oraz latających w każdym kierunku liści. No nie motywuje to za bardzo do wyjścia :)

Ale twardym trzeba być, nie "miętkim", więc dziś znów zaliczyłem pięć dych przed pracą, z tym że bez kombinowania z jakimiś drogami alternatywnymi - po prostu jazda w jedną i powrót w drugą stronę tą samą trasą. Obowiązkowo musiały być na niej objazdy spowodowane remontami (Fabianowo od roku oraz Skórzewo - świeżutkie, potrwa pewnie też z rok), więc o szaleństwach mogłem pomarzyć. Minąłem Zakrzewo, dojechałem do Drwęsy, gdzie zawracając posłużyłem jeszcze jako informacja turystyczna jakiemuś państwu w samochodzie.

Średnia jak fatum, utrzymuje się od kilku dni taka sama i nie mogę jej przekroczyć. Tak się cieszyłem, że wiatr zachodni pozwoli mi uniknąć jazdy przez miasto, a tu proszę: pakiecik wiatr+objazdy spowodował, że jest ona gorsza niż gdy walczę o życie podczas przemieszczania się wzdłuż Poznania.



  • DST 53.40km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.51km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 70m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiuuu....

Niedziela, 22 czerwca 2014 · dodano: 22.06.2014 | Komentarze 3

Ło Jezu, jak dziś wiało! Dawno się tak nie wymęczyłem, momentami na trasie do Niepruszewa jechałem po 23-24 km/h i za cholerę nie dawało się szybciej. Jak na szosę to masakra, ale w końcu po to się człowiek męczy w jedną, żeby mieć przyjemność w drugą stronę i kawałkami ją miałem, bo na prostej między Zakrzewem a Wysogotowem nie było problemu, żeby na płaskim utrzymywać średnio 44-45 km/h. Zresztą wykres z Endomondo mówi sam za siebie. Ach, gdyby tak jak podczas nawrotu było zawsze to świat w końcu stałby się idealny :)

Jako że dziś niedziela to postanowiłem z duszą na ramieniu przetestować poznańskie nowo wybudowane ścieżki: na Grunwaldzkiej, Bukowskiej i Bułgarskiej. No i tak: Grunwaldzka ok, jej część od strony cmentarza daje radę, chyba jednak za dużo świateł, które można by sobie darować. Bułgarską testowałem ostatnio, jest dobrze, a dziś nawet udało mi się przejechać bez zatrzymywania, choć jedno zielone światło musiałem sobie sam wymyślić :) No i jako łyżka dziegciu ta nieszczęsna Bukowska, którą niedawno prezentowałem na swoim filmiku (jakby co dostępnym w dziale "FILMY") - człowieka, który ją zaprojektował można na pewno pochwalić za wyobraźnię i poczucie humoru, ale na pewno nie za logikę. Co przyświecało autorowi w niektórych momentach, gdy ścieżka się kończy, za chwilę zaczyna, potem znów kończy - nie mam pojęcia. Ale generalna konstatacja jest taka, że chyba idzie ku dobremu. Już nie klnę co chwila, coraz mniej muszę wciskać guziczków na przejazdach, kostka w końcu zanika... Oby tak dalej.

Aha, jeszcze jedno - wraz z silnym wiatrem pojawiły się w Poznaniu imponujące gatunki chrabąszczy. Jednego z nich udało mi się przyłapać podczas żerowania na miejskim budżecie: :)




  • DST 52.18km
  • Czas 01:41
  • VAVG 31.00km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 245m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Norwegią w głowie

Sobota, 21 czerwca 2014 · dodano: 21.06.2014 | Komentarze 4

Wczoraj miałem dzień odwyku, w sumie specjalnie nie żałowałem, że w momencie gdy się zbierałem lunęło z nieba, bo 22 wyjazdy bez przerwy jednak zrobiły swoje i nogi już specjalnie chętne do współpracy nie były. Oczywiście, jak to ja, bez ruchu wytrzymać nie mogę, więc idąc do i z pracy oraz załatwiając swoje sprawy zrobiłem szybkim krokiem ponad 15 km.

Dziś już niespodzianek pogodowych nie było, co prawda niebo zachmurzone i drzewa aż się uginały od wiatru, ale mogłem przed robotą ruszyć. Co prawda koszmarnie niewyspany, bo te mistrzostwa świata masakrują mój cykl życiowy, no ale cóż, raz na cztery lata można się przemęczyć. Miałem wyjechać o 8, wyjechałem o 8:30 i czasu zrobiło się na styk, bo do pracy na 12-tą. Z tego powodu, jak również przez niezdecydowany wiatr, zrobiłem sobie kopię trasy z przedwczoraj ("rybka"). Ruch mały, genialna temperatura, więc nawet na podmuchy, bardzo mocne, nie narzekałem specjalnie. Wykręciłem swoje, do pracy zdążyłem - melduję wykonanie zadania. A o równiutką średnią walczyłem dosłownie do ostatnich metrów, czyli podjazdu na Dębiec od strony Lubonia.

Jadąc słuchałem w TOK FM wywiadu z dziennikarzem tej stacji oraz jego partnerką, którzy rok temu zrobili sobie trzytygodniową wycieczkę rowerami po Norwegii. Wiem, że dla znacznej części osób z Bikestats to żadna rewelacja, jednak urzekły mnie opisy trudów jazdy skandynawskimi tunelami ciągnącymi się kilometrami pod powierzchnią gór, relacje z samotnego (no, jeśli można tak nazwać dwie osoby) pokonywania opuszczonych przez ludzi terenów oraz choćby nocowanie w specjalnie wybudowanych dla zbłąkanych turystów symbolicznie płatnych domkach gdzieś w środku dziczy. Oj, rozmarzyłem się lekko, kiedyś miałem dziką chęć objechania całej Skandynawii rowerem, ale plany się rozmyły gdzieś w prozie życia :) Teraz już mogę tylko sobie powędrować palcem na mapie. Jakby ktoś chciał posłuchać audycji to polecam podkasty na stronie TOK-u.