Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197028.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.89 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2018

Dystans całkowity:1511.75 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:55
Średnia prędkość:26.10 km/h
Maksymalna prędkość:59.50 km/h
Suma podjazdów:5903 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:50.39 km i 1h 55m
Więcej statystyk
  • DST 18.60km
  • Czas 00:41
  • VAVG 27.22km/h
  • VMAX 56.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 130m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odbierając STaRuszka

Środa, 31 stycznia 2018 · dodano: 31.01.2018 | Komentarze 11

Po powrocie z szosowego wypadu pozostało jedynie odebrać rower z naprawy. Proste? Trochę mniej, jeśli weźmie się pod uwagę, że crossa zostawiłem w "szpitalu" kilkanaście kilometrów poza granicami Poznania, czyli w Mosinie. To kolejny zaufany serwis, któremu daję zarobić bez żadnych wątpliwości, że wynik będzie zdecydowanie godny. Oczywiście, mogłem wykonać próbę odbioru niecałą godzinę wcześniej, bo byłem w tej miejscowości, ale choć ogarnięcie czterech kółek jest banalne, to z dwoma kierownicami jednak ciężko sobie poradzić :) Stąd osobny wypad.

Wymyśliłem sobie więc, że pojadę do Mosiny pociągiem (zaledwie 10 minut spóźnienia, tyle co nic), przy okazji chcąc nie chcąc konwersując sobie z narąbanym Sebixem, który nie wiadomo czemu uznał mnie za ziomala, nie żądając nawet ode mnie ani złocisza za możliwość korzystania ze swojego upoj(o)nego towarzystwa (!). Po wyjściu z PolRegio od samego wchłoniętego oddechu czułem się jeszcze przez chwilę lekko pod procentem :)

Odebranie trupa poszło sprawnie - jeśli tak się da napisać o próbie reanimacji czegoś, co powinno już dawno wylądować na złomie, ale sentyment i takie tam, bla bla bla. Jak zwykle jednak odsyfianie nie było łatwe, bo mimo że w suporcie nie znaleziono nietoperza, skarbów, anie nawet Świętego Graala, to walka z jego wymianą wymagała podobno sporego wysiłku. Generalnie emeryt marki STR dostał na moje życzenie wersję "po kosztach" wszystkiego, od korby przez łańcuch po kasetę, bo inwestować w STaRuszka już nie ma sensu.

Plusem serwisowania rowerów w Mosinie jest test najlepszy z możliwych, jak na wielkopolskie warunki oczywiście, czyli wjazd na Osową Górę. Poszedł zdecydowanie na tak. A widok czystego napędu zostawiam sobie na pamiątkę, bo już się z nim nie spotkam :)

Chwilę jeszcze sobie posiedziałem w sklepie, byłem świadkiem niemalże łezki w oku jego właściciela, który sprzedawał znajomemu (przyjechał poń aż z Oleśnicy) swój ukochany karbonowy sprzęt do MTB (po raz pierwszy widziałem w tej klasie korbę z jednym blatem) i ruszyłem do domu. Trasa była wyjątkowo prosta i przyznam, że nawet fragmentami wiało w plecki.

Oglądałem ostatnio kilka odcinków na jutiubie Trójmiejskiego Rowerzysty, który często narzeka na nie do końca wyprofilowane krawężniki w Gdańsku. No to... zapraszam do Lubonia :)

Przy okazji cyknąłem - jak zwykle w tym miasteczku intuicyjny oraz prorowerowy - łącznik między dwoma fragmentami śmieszki , który powstał niedawno przy okazji tworzenia wiaduktu nad torami.

A finalnie i tak wyjdzie, że to ja się czepiam tej wiosk... tego miasteczka :)


  • DST 52.50km
  • Czas 01:54
  • VAVG 27.63km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 237m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kon(i)ając

Środa, 31 stycznia 2018 · dodano: 31.01.2018 | Komentarze 6

Miałem zamiar dziś się wyspać, bo wolny dzionek należy właściwie celebrować, ale grubo przed dziewiątą rano dostałem smsa z serwisu, że cross jest do odebrania wcześniej niż sądziłem (bo nastawiałem się na popołudnie) i postanowiłem sobie lekko przeorganizować plany. Szybka kawa, zerknięcie na termometr (znów zimno) i w drogę. Ale jeszcze nie po rower, a najpierw wykonać obowiązkowe pięć dych. Udało się - o dziwo - szosą.

Wiało skromniej niż wczoraj, co nie oznacza, że słabo (wręcz przeciwnie), ale za to bardziej przejmująco. Czyli po prostu zmarzłem. No nic, podobno wciąż mamy styczeń, jestem to jakoś w stanie zrozumieć :) Wykonałem "muminka" - z Dębca przez Lasek Dębiński, Starołękę, Koninko, Sypniewo, Głuszynę, Babki, Czapury, Wiórek, Rogalinek, Mosinę, Puszczykowo oraz Luboń do domu. Wolno, bo wolno, ważne, że zrobione. A na śmieszce w Łęczycy... znów dziadyga! Ale dziś bezstykowo. Coraz bardziej zaczyna mi się wydawać, że on tam gdzieś mieszka w krzakach i wyskakuje na widok kolarzy na DDR-kę niczym kundelki startujące zza płotów. Ten przynajmniej nie szczeka. Czy gryzie - nie wiem :)

Zrobiłem dziś szosie fotę na tle koniny. Zainteresowanie mną było umiarkowane, bo jak widać na górce w tle, zbliżają się walentynki :)



  • DST 51.65km
  • Czas 02:01
  • VAVG 25.61km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 154m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pomiot

Wtorek, 30 stycznia 2018 · dodano: 30.01.2018 | Komentarze 18

Pomiotem dziś byłem ja. Pomiatało mną bowiem w każdą stronę, z każdej strony, z przodu, z tyłu, z boku, od góry, z dołu i co tam jeszcze możliwe. Utrzymanie się na szczytach wiaduktów było porównywalnie z grubsza z surfowaniem po Mount Evereście. Dałem jednak radę, choć bóg Tlahuizcalpantecutli mi świadkiem, iż graniczyło to z cudem.

Dość napisać, że w połowie dystansu, tej bardziej wietrznej, miałem - kręcąc szosą - na liczniku średnią w okolicach 22 km/h, a wynik finalny, jakkolwiek żałosny, to wynik ciężkiej walki z podmuchem, który nawet podczas powrotu nie chciał pomagać. W zestawie doszedł jeszcze przenośny deszczyk, coby mi się w tyłku nie poprzewracało od komfortu :)

Trasa to zachodnie rejony, najbardziej odkryte, jak to może tylko być: Poznań - Plewiska - serwisówki - Dąbrówka - Zakrzewo - Sierosław - Więckowice - Dopiewo - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań. Na samo wspomnienie jest mi niedobrze :)

Aha, udało mi się oddać crossa do serwisu. Boję się lekko, że jak go rozkręcą to wyskoczą z niego jakieś nietoperze czy inne makolągwy, bo jest w stanie agonalnym, i już się nie da go skręcić. Się zobaczy - wiedział będę jutro lub pojutrze.


  • DST 32.10km
  • Czas 01:17
  • VAVG 25.01km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 96m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pseudoglut awatarski

Poniedziałek, 29 stycznia 2018 · dodano: 29.01.2018 | Komentarze 12

Dzisiejsze coś, co nie zasługuje nawet na miano gluta, bo było zwykłą, ordynarną wietrzno-deszczową męczarnią, zostało odfajkowane i tyle. W sumie powinienem zrobić kopiuj-wklej z wczorajszego wpisu, ale wiało jeszcze mocniej, napęd nie działał i przeskakiwał jeszcze bardziej, no a poza tym nie spotkałem żadnej kręcącej masowo grupy kolarzy :)

Cud, ze w ogóle wleciały te trzy dychy, bo od rana padało, a jak przestało i mnie skusiło. to gdzieś po przejechaniu trzech kilometrów znów zaczęło siąpić i nie odpuściło praktycznie do końca. Zamknąłem się więc w sobie i wykonałem drogę w tę i we wte, czyli z Poznania przez Plewiska i Gołuski do Palędzia, gdzie wykonałem w tył zwrot. Zaliczyłem jeszcze myjkę, mając nadzieję, że jak usunę większość syfu, to łańcuch przestanie mi przeskakiwać, ale niestety - daremne żale, próżny trud, że tak zacytuję klasyka.

W afekcie, nudząc się dziś w robocie, przygotowałem sobie awatara na BS, którego jutro lub dziś planuję uaktywnić. Tylko nie wiem, czy aby za bardzo się nie upiększyłem? :)

Aha, pisałem już, że wiało? Tak? No to jeszcze dowód: nawet ludziki i rowery na sygnalizacji świetlnej nie dały rady utrzymać pionu :)



  • DST 32.25km
  • Czas 01:17
  • VAVG 25.13km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 105m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skokoglut

Niedziela, 28 stycznia 2018 · dodano: 28.01.2018 | Komentarze 4

Wczoraj zakładałem, że będzie padać i nie pojeżdżę. W sumie okłamałem sam siebie, ale połowicznie - padało, lecz jedynie wczesnym porankiem, a że w samo południe musiałem być w pracy, to udało mi się wykręcić zaledwie gluta. Zawsze coś. No i teraz nasuwa się pytanie: czy oszukując siebie jestem kłamcą, półkłamcą, czy może jedynie człowiekiem błądzącym?

Jazda (a w sumie skakanie) była o tyle utrudniona, że napęd w crossie niestety sam się nie naprawił (nie żebym miał jakiekolwiek nadzieje, ale...), co w przypadku konieczności walki ze znów bardzo silnym wiatrem powodowało, że pościerałem sobie znaczną powierzchnię szkliwa zębowego, żeby powstrzymać cisnące mi się na ryj szewskie słownictwo. W kilku...nastu...dziesięciu przypadkach jakoś się nie udało :) A ja, jako miłośnik pagórków, cieszyłem się z płaskich odcinków, bo jakiekolwiek małe wzniesienie lub co gorsza wiadukty, były mentalnym przeżyciem, połączonym z ponowną werbalizacją znacznej ilości słów na: "k" oraz "p", z akcentami głównie na "rrr" :) 

Trasa - króciutka, a szkoda, bo po południu się rozpogodziło (widziałem przez okno w pracy, grrr...): Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Plewiska - Poznań. W Plewiskach mijałem się z jakąś potężną, kilkunastoosobową grupą mtb-owców, mknących z odgłosem grubych opon na asfalcie w kierunku południowym. Ptaki wracają już na północ, rowerzyści odwrotnie :)


  • DST 52.25km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.50km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 169m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Troll in the fog

Sobota, 27 stycznia 2018 · dodano: 27.01.2018 | Komentarze 8

Jeśli tytuł kojarzy się komuś z pewnym świętej pamięci już niestety piwem, to... dobrze się kojarzy. Fajny był to brand, choć smak nie do końca mój.

Za to pogoda była dziś taka, że po raz kolejny nie widziałem za wielu przeszkód do jazdy. Czyli z grubsza skopiowana z widoku wewnątrz kubka, w którym wypiłem poranną kawę z mlekiem. W terenie zabudowanym od biedy jeszcze można było uznać ją za małą czarną, ale już im dalej w pola, tym bardziej mgliście. A ostatnie dziesięć kilometrów było już bardzo przyzwoicie pod względem widoczności, bo chmury zostały rozmyte przez deszcz. Jak nie urok to... uwalony napęd :) Choć w sumie kręciło mi się nie najgorzej, głównie dzięki niezbyt upierdliwemu wiatrowi. Co stanowi ewenement na skalę wielkopolską. 

A oto dowód na to, że jak widać mało co było widać :) Choć i tak jak zwykle foty kłamią, bo było bardziej... zajemgliście.



A, jeszcze trasa. Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewo - Więckowice - Sierosław - Wysogotowo - Skórzewo - Junikowo - Plewiska - Poznań.

Jutro wg prognoz.. no właśnie. Każda mówi co innego. Więc na wszelki wypadek zakładam, że będzie lało i nie pojeżdżę.


  • DST 55.50km
  • Czas 02:01
  • VAVG 27.52km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 249m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

SzSzSz

Piątek, 26 stycznia 2018 · dodano: 26.01.2018 | Komentarze 0

Czyli: szeleszczenie szosowymi szprychami :) Co prawda to moje Vento jest już szosą jedynie z nazwy i może jeszcze z kształtu ramy, ale samo ponowne usadzenie czterech liter na czymś, co z przodu ma baranka, wielce mnie ucieszyło.

Wciąż jest zadziwiająco ciepło, a nawet wiatr dziś nie był specjalnie silny, za to oczywiście upierdliwy co do swej zmienności, niby południowy, a dmuchał raz ze wschodu, raz z zachodu, nawet z północy, byle mi nie pomóc. Norma :)

Wykonałem nieskomplikowaną trasę z cyklu w tę i we wte: Poznań - Luboń - Puszczykowo - Mosina - Żabinko - Żabno i nawrotka. O tak jak na Relive. A że oczywiście w momencie, gdy tylko ruszyłem stałem się potencjalnym odbiorcą miliarda niecierpiących zwłoki połączeń telefonicznych, w Żabnie na chwilę (długą) się zatrzymałem i pooddzwaniałem hurtowo. Przy okazji z drugiego telefonu pyknąłem fotę drewnianego kościoła pod wezwaniem świętego Kubusia, z końca XVIII w., coby czasu nie tracić :)

Ścieżka w Łęczycy wciąż żyje swoim życiem. Póki było zimno i leżał na niej śnieg, nikt palcem nie kiwnął, żeby ją oczyścić. Dziś, gdy już większość stopniała i zrobiło się nawet przyzwoicie, posypano ją kilogramami soli (ten upiorny chrzęst...). Do tego rozłożyli się jacyś spece z kablami (prawie w środku lasu!), a wisienką na torcie był... dziadyga, który widocznie już się stęsknił za mijankami ze mną na błotnistym singielku i "przypadkowo" wjechał nań w momencie, gdy zrobiłem to ja. Jednak świat się zmienia powoli, zbyt powoli... :)


  • DST 52.50km
  • Czas 02:05
  • VAVG 25.20km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 156m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dog(o)rywka

Czwartek, 25 stycznia 2018 · dodano: 25.01.2018 | Komentarze 8

Czyli dobijanie na amen napędu w crossie. Chciałem co prawda wyruszyć dziś szosą, ale rano drogi były ku temu średnio zachęcające, a obiecałem ile się da dbać o napęd, prawdopodobnie już ostatni w Vento, więc ponownie postawiłem na kurs czołgiem, co było dość emocjonującym przeżyciem. Każde mocniejsze stąpniecie na pedały było zagadką: przeskoczy czy nie przeskoczy? Odpowiedź niestety w większości przypadków była prosta :/

Wykonałem więc delikatne kółeczko o w takiej wersji: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Głuchowo - serwisówkami do Dąbrówki - Palędzie - Dopiewo - nawrotka na Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań. Bez rozpędzania się, bez przygód, bez historii. Na serwis znajdę czas dopiero w przyszłym tygodniu, więc jeśli w międzyczasie pogoda się zbiesi (a prognozy na to wskazują) to chyba wyprowadzę na dwór stacjonarnego chomika :)

Jeden plusik w ramach walki z wewnętrznym defetyzmem chciałem dodać - było sympatycznie ciepło (siedem stopni!).


  • DST 52.70km
  • Czas 02:06
  • VAVG 25.10km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 226m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Igiełkowo

Środa, 24 stycznia 2018 · dodano: 24.01.2018 | Komentarze 10

Zima chwilowo odpuściła, wróciła jesień. W sumie pasuje, choć mocniejszego wiatru oraz porannej mżawicy aura mogła sobie darować - przez nie wyjechałem dziś crossem, który w drodze powrotnej zaczął mi lekko wariować w okolicach napędu. W domu spojrzałem, obczaiłem i niestety - trzy najmniejsze zębatki w kasecie, blaty oraz kółka od przerzutek są w takim stanie, że śmiało mógłbym otworzyć zakład krawiecki. Dodam, że narzędzia byłyby niezwykle precyzyjnie. Łudziłem się, że dojadę na tym zestawie przynajmniej do końca "sezonu" zimowego, ale chyba nic z tego - szanuję swoje uzębienie i nie chciałbym go stracić podczas upadku pyskiem na kierę podczas nagłego przeskoczenia łańcucha, więc powoli muszę myśleć o serwisie. Znów koszty, więc wizja nowej szosy na razie znów się oddala :/

Trasa dzisiejsza to lekko zmodyfikowane "kondominium": Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Stęszew - Łódź - Dymaczewo - Mosina - Puszczykowo - Luboń - Poznań. Powolutku, spokojnie, skupiając się na zakończeniu drugiej części trylogii "Zagadka pochodzenia" A.G. Riddle (czyste wariactwo ta książka, ale słucha się dobrze), wykonałem swoje i dotarłem do domu. Oczywiście nie mogło zabraknąć wątku śmieszki w Łęczycy, która przypomniała dziś roztapiającego się bałwana - ale nie takiego klasycznego, sympatycznego, a bardziej śmiertelnie groźnego, np. jak z "Pierwszego śniegu" Nesbø - ilość lodowych pułapek spowodowała, że znów ignorując zakaz wybrałem więc jazdę zwykłą drogą :)


  • DST 51.35km
  • Czas 01:54
  • VAVG 27.03km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Podjazdy 167m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trójca

Wtorek, 23 stycznia 2018 · dodano: 23.01.2018 | Komentarze 0

Dane mi dziś było błogosławieństwo wyspania się, najedzenia przed jazdą, jak i odczekania aż temperatura wzrośnie z jakichś minus dziesięciu wczesnym rankiem do upalnego minus dwa przed południem. Prawdziwa święta rowerowa trójca, i jako taką nawet jestem w stanie wyznawać znacznie częściej. A nad wszystkim z góry spoglądało moje ulubione bóstwo o kryptonimie "Wolne".

Mroziło wiatrem ze wschodu, co prawda niezbyt mocno, ale za to skutecznie wyziębiając, więc zgodnie z daną samemu sobie obietnicą już na starcie odpuściłem ciśnięcie, bo kopanie się z koniem nie należy do moich ulubionych czynności. Ponownie musiałem też ułożyć sobie w głowie trasę, która do niezbędnego minimum ograniczałaby ilość oblodzonych DDR-ek (trzeba jednak uczciwie przyznać, że te, które z musu zaliczyłem były w większości posypane i ogarnięte, przynajmniej w samym Poznaniu). No i wyszedł mi klasyk o kształcie Polski (co prawda na Relive stanęło to na głowie i w ogóle jej nie przypomina): Dębiec - Starołęka - Krzesiny - Żerniki - Tulce - Gowarzewo - Siekierki - Paczkowo - Swarzędz - Malta - Dębiec. Bez przygód, choć oczywiście pokonanie zestawu Starołęcka (na początku) + połowa miasta z północy na południe (pod koniec) już w samo w sobie powinno być zaliczone do sportów ekstremalnych i uhonorowywane dożywotnią rentą ZBoWiD-u :)

Od jutra ma być podobno cieplej. Proszę się nie cieszyć - w gratisie dodają deszcz.