Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197362.50 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2015

Dystans całkowity:1569.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:51:56
Średnia prędkość:30.22 km/h
Maksymalna prędkość:61.70 km/h
Suma podjazdów:4207 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:52.32 km i 1h 43m
Więcej statystyk
  • DST 53.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.87km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 162m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

9k

Wtorek, 30 czerwca 2015 · dodano: 30.06.2015 | Komentarze 6

Dokładnie dziś, ostatniego dnia czerwca, stuknęło mi dziewięć tysiaków w siodle w tym roku. Chyba (a nawet chyba-chyba-na pewno) to jak na razie najwięcej w mojej dotychczasowej przygodzie z rowerem jeśli chodzi o termin półroczny. Złożyła się na to i pogoda, i aktywne zwalczanie porannego lenia, i pewnie motywacja rodem z BS. Cieszę się z wyniku, jednak jednocześnie wiem, że druga połowa nie będzie już taka różowa, m.in. z powodu kilku nierowerowych wyjazdów. Ale póki co - kraśnieję z samozadowolenia :)

Zrobiłem dziś - po prostu - "kondomika", tym razem rozpoczętego od strony Lubonia i Puszczykowa, potem Mosina, Łódź, Stęszew i Komorniki, znów zakorkowane i znów zgrabnie ominięte moim osobistym patentem, czyli ulicą Zakładową. Wiatr był dziś wybitnie całuśny, niczym Borys Jelcyn za swoich najlepszych czasów - kąsał mnie w pysk niemal non stop, bo zmienił się podczas mojej jazdy z południowego na północny. I nie było to moje wrażenie, bo dowody miałem na łopoczących flagach.

Temperatura jeszcze do przyjęcia. Jak na razie mam syndrom wyparcia wobec tego, co ma nas czekać od najbliższego weekendu.



  • DST 53.50km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 44.20km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 128m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pięć dysz(cz)ek

Poniedziałek, 29 czerwca 2015 · dodano: 29.06.2015 | Komentarze 2

Nauczka - pogody nie należy chwalić. Od tego przewraca się jej we łbie.

Dziś zaczęło padać około 9:30, gdy byłem już kilkanaście kilometrów od domu. Wracać było bez sensu, bo tak czy siak bym zmókł, więc kręciłem dalej. Na szczęście nie była to jakaś ulewa, dało się jechać, musiałem tylko uważać, bo drogi zrobiły się nie tylko standardowo dziurawe, ale też śliskie. Trasa to "rybko-samochodzik" przez Plewiska, Skórzewo, Palędzie, Dopiewo, Trzcielin i Komorniki oraz Wiry. Poszło pięć dysz(cz)ek ze średnią tylko wyłącznie pozwalającą na dojechanie w całości. Kilka minut po tym, jak wszedłem do domu padać przestało, a po południu zaczęła się robić parówa. Która niestety będzie dojrzewać w kolejnych dniach.

Spotkała mnie jedna niespodzianka poznawcza. Jakieś 500 metrów przed rogatkami za Plewiskami zauważyłem, że zamyka się przejazd kolejowy. Chwilę później przejechał pociąg. Sekundę po tym szlaban poszedł w górę. Szok. Wszystko trwało może minutę, a ja nawet nie musiałem się zatrzymać. Nikt nie zginął. Można? Można. Trzeba tylko być dróżnikiem z jajami :)





  • DST 52.40km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.11km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 164m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

ITS my life

Niedziela, 28 czerwca 2015 · dodano: 28.06.2015 | Komentarze 1

Dziś powtórzył się scenariusz z wczoraj - czyli jednak Pani Pogoda czyta tego bloga, co bardzo mnie cieszy. Oczywiście do czasu, aż nie zapoda sobie jakiegoś PMS-a czy innego cholerstwa. Póki co system: w nocy leje, nad ranem już nie jest całkiem sympatyczny. Co prawda wczesnymi godzinami kolor chmur nie napawał optymizmem, a kałuże miały rozmiary skromnego oceanu, ale i tak po wczorajszym imprezowaniu ze znajomymi musiałem się, mówiąc delikatnie, "dospać", więc wyjazd nastąpił dopiero grubo po dziesiątej. Wciąż nie wiadomo było czy lunie, czy nie, stąd decyzja o wyborze crossa jako środka transportu.

Nie żałowałem. Co prawda trafiła się jedynie delikatna mżawka, ale drogi były dość śliskie. Wiało z północnego zachodu, co oznaczało dla mnie zawsze uwielbiany (;/) kursik przez miasto. Zdziwiło mnie, że na hardkorowym skrzyżowaniu Hetmańskiej z Arciszewskiego wyłączono zupełnie sygnalizację z powodu budowy systemu ITS, nie zapewniając jednocześnie dyżurów darmoz... to znaczy policji. Poczułem się jak w Indiach, bo mimo że niedziela, to jednak ruch był spory. Potem jeszcze jakieś wahadło na Dąbrowskiego - masakra. Oj, coś mi tu śmierdziało. A o wynikach tego smrodu pod koniec wpisu.

Dopchnąłem się w końcu do Koszalińskiej i poleciałem zgodnie z tradycją na Strzeszyn, Kiekrz (jak zwykle kilka minut pauzy z powodu remontu) i Rokietnicę, gdzie skręciłem na Napachanie. Powrót przez Chyby - ku mojemu wielkiemu zdziwieniu - z wiatrem w plecy. Czyli jednak on czasem istnieje! :) Jechało mi się na tyle dobrze, że przekroczenie Vmaxa na płaskim powyżej pięciu dych nie stanowiło problemu.

Ostatnim etapem była ścieżka wzdłuż Bułgarskiej. Tam, na przejeździe przez Bukowską zerkając w lewo, zauważyłem ostre światła służb wszelakich - w domu wygóglałem co mnie ominęło, bo pierwotnie chciałem jechać właśnie tamtędy. Okazało się, że moje zdziwienie totalnemu olaniu przez (no właśnie kogo? miasto? policję?) opieki nad pozbawionymi czasowo sygnalizacji skrzyżowaniami nie było gdybaniem pesymisty, a kończy się tak jak TUTAJ. Efekt? Trzy rozwalone samochody i siedmiu rannych. Nie dało się przewidzieć planując ten mityczny ITS? No gdzie tam...

Ucieszyła mnie sympatyczna jak na crossa średnia. I nie bolał tyłek jak po szosie. Jedynie uszy, bo moje siodełko aktualnie tworzy osobny ekosystem, wydający dźwięki nieznane ludzkości :)


  • DST 54.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.57km/h
  • VMAX 61.70km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 177m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Frruuu... strat

Sobota, 27 czerwca 2015 · dodano: 27.06.2015 | Komentarze 2

Niespodzianka - miało padać cały dzień, a padało tylko całą noc, a z rana odpuściło. Taki układ zdecydowanie mi odpowiada i polecam się na przyszłość jeśli chodzi o pomysły dla pani pogody na planowanie samej siebie. Dzięki temu znów miałem czas pokręcić swoje pięć dyszek, a że nie miałem ochoty specjalnie cisnąć to już mój wewnętrzny rowerowy foch. Przy okazji nie miałem też ochoty kombinować z trasą, więc pojechałem po prostu w tę i we wte, wracając swoimi śladami.

A kierunek był południowy. Najpierw Starołęcka, na której - zgodnie z polską tradycją - usłyszałem przed wiaduktem nad A-2 klasyczny klakson. A nie, sorry, jeszcze bardziej klasyczny klakson-klakson-klakson-klakson, a na końcu klaksoooonnn. To ostatnie pewnie dlatego, że dziś wyjątkowo postanowiłem olewać tego typu frustratów, mając jeszcze lekką traumę po tym kwietniowym, a poza tym stwierdziłem, że w sumie po co? Oczywiście mógłbym użyć argumentu, że ciąg pieszo-rowerowy jest po drugiej stronie, że jest z kostki, a poza tym akurat jeździ po nim zapewne zupełnie niewidoczna dla Kierowcy z Klaksonem Zamiast Mózgu koparka, ale mi się nie chciało. Puszka mnie minęła, a ja najchętniej puścił bym jej właścicielowi utwór "Sen o dolinie" Budki Suflera, która zaczyna się od słów "znowu w życiu mi nie wyszło"...

Wyjechałem z Poznania, dotarłem przez Czapury i Wiórek do Rogalinka, gdzie postanowiłem skręcić na Mosinę i potem do Krosinka. A że już byłem, gdzie byłem to zaliczyłem Osową Górę, podczas zjazdu z której udało się rozpędzić do prawie 62 km/h. W przeciwną stronę się nie udało :) Powrót - co nie dziwne - z wiaterkiem w pysk. Bo jak było w pysk w tamtą, to logiczne, że w drugą też.

Rowerzystów jak mrówków.


  • DST 52.40km
  • Czas 01:41
  • VAVG 31.13km/h
  • VMAX 52.80km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 144m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Puszczony z torbami

Piątek, 26 czerwca 2015 · dodano: 26.06.2015 | Komentarze 4

Żelazna zasada: jak coś idzie za dobrze to musi się spieprzyć. Dziś szło naprawdę przyzwoicie – bo pierwszą połowę trasy pod wiatr pokonałem z sympatyczną średnią ponad 30 km/h. Tylko czekałem co, jak i kiedy. Doczekałem się w Dopiewie, gdy w konfrontacji z tamtejszym przejazdem kolejowym poległa moja zasłużona torba podsiodłowa. A konkretnie ze stanem tamtejszego torowiska. Nagle usłyszałem brzdęk i trzask i zobaczyłem kątem oka, że sypie mi się spod tyłka. Nie, nie dostałem rozwolnienia – wyleciały mi dętki, klucze, a co najgorsze sprawdzone, niezniszczalne metalowe łyżki do opon. Po pięciu minutach poszukiwań i związanych z tym lekkim przyblokowaniu jednej trzeciej miasteczka udało mi się odnaleźć większość z nich – ale łyżki już nie. Wielka szkoda.

Ruszyłem dalej, objuczony towarem po kieszonkach jak żona Beduina wlekąca się za wielbłądem. I z taką samą prędkością się poruszającym. Najpierw zatrzymały mnie dwa kolejne pociągi na przejazdach, potem wahadło w Skórzewie, spotęgowane dziś wybitnie przez tatusiów i mamusie, którzy za punkt honoru założyli sobie dostarczenie latorośli na zakończenie roku szkolnego w formie zapuszkowanej. Tak zresztą było na całej dzisiejszej trasie.


No cóż, a miało być tak pięknie. Life is brutal. Żałuję torebki, bo ten kokon mi się przysłużył przez kilka dobrych lat. Skończył żywot jako Wezuwiusz wersja mini, więc miał chociaż efektowne zejście – w poszukiwaniach kibicowała mi połowa Dopiewa :)


  • DST 53.40km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.81km/h
  • VMAX 55.20km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 137m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

DDNRZLKSMCJDPSS :)

Czwartek, 25 czerwca 2015 · dodano: 25.06.2015 | Komentarze 1

Wczoraj Dzień Bez Migacza, dziś z kolei Dzień Dziadka Na Rowerze Z Lusterkiem, Które Służy Mu Chyba Jedynie Do Poprawiania Sztucznej Szczęki. W skrócie DDNRZLKSMCJDPSS. Dwóch takich delikwentów napotkałem na swojej trasie - jednego na ścieżce w Łęczycy, gdy zajechał mi drogę dokładnie w momencie mojego manewru wyprzedzania, choć do tej pory jechał w miarę prosto, drugiego kawałek za Mosiną, gdy wtelepał się na pałę na przejście dla pieszych bez żadnego sygnału i ostrzeżenia, że zamierza zmienić pas ruchu. Obaj na swoich kozach zamontowane mieli lustra niemal wielkości tych stawianych przy ulicach podporządkowanych. Po co, skoro używać ich nie zamierzają - dobre pytanie. Może jakaś nowa moda wśród emerytohipsterów? W każdym razie znów uratowało mnie rowerowe doświadczenie i obyło się bez tragedii.

Powtórzyłem dziś trasę z wczoraj, ale odwrotnie - najpierw Luboń i Mosina, potem Dymaczewo i Stęszew, skąd prosto na Poznań. No, może nie do końca prosto, bo postanowiłem skorygować trasę w celu uniknięcia korków w Komornikach i pojechałem objazdem przez Rosnowo. Chwilę później stałem w korkach. Ale już innych. Nie do końca o to mi chodziło, ale niech będzie, że oszukałem system.



  • DST 53.35km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.20km/h
  • VMAX 54.30km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 136m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień Bez Migacza

Środa, 24 czerwca 2015 · dodano: 24.06.2015 | Komentarze 3

Analizując dzisiejsze zachowania kierowców byłem pewny, że taki dzień jak w tytule został na dziś zaplanowany. Jeden traktor, trzy osobówki i TIR jadące przede mną nie raczyły poinformować reszty świata, że zamierzają skręcić - do wyboru: w lewo lub w prawo. Nauczony życiowym doświadczeniem trzymałem jednak przez całą drogę łapy na klamkach, udało się więc uniknąć w konsekwencji celebrowania dzisiejszego prawdziwego święta. Czyli Dnia Przytulania :)

Trasa bez kombinowania: klasyczny "kondomik" od strony Komornik, potem Stęszew, Dymaczewo, Mosina, Puszczykowo (tam moja ulubiona hopka) i Poznań. Średnia - wybitnie średnia. Ale wiało bardzo nieprzyjemnie i momentami kropiło, więc nie ma dramatu.


  • DST 31.40km
  • Czas 01:06
  • VAVG 28.55km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 144m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glutoklasyk

Wtorek, 23 czerwca 2015 · dodano: 23.06.2015 | Komentarze 2

Rano (6:30) - deszcz. Rano (8:00) - deszcz. Rano (9:00) - deszcz. Rano (czyli chwilę później, bo ile można spać?) - coś się zaczyna przejaśniać. Hmmm. Wizja chomika zaczyna się oddalać. Do pracy na 13-tą, więc niczym wytrawny myśliwy lub już-niedługo-były-prezydent zajmuję punkt obserwacyjny przy ambonie. Czyli oknie. Ok, chmury jakby jaśniejsze, chodniki lekko schną - ruszam!

Cross już wiernie czekał w gotowości, bo szosą nie miałem zamiaru robić nawet gluta (a tylko na niego miałem czas) w takich warunkach. Kurs "glutowo klasyczny" - do Mosiny przez Puszczykowo i z powrotem. W Luboniu na przejeździe kolejowym jak zwykle popisał się dróżnik, który zamknął go - sądząc po kilometrowym korku - na jakieś pół godziny. Żeby dostać się bliżej zdecydowałem się na heroizm w postaci pokręcenia kawałka ciągiem pieszo-rowerowym, co jak zwykle było decyzją błędną, bo rogatki chwilę później się otworzyły, a ja próbowałem dostać się z powrotem na asfalt (i nie było to moje widzimisię, tylko konieczność, bo trwa tam remont). Zgadnijcie ilu z kochanych kierowców pomyślało sobie: "o, widzę że rowerzysta próbuje się włączyć do ruchu. Może zatrzymam się i go przepuszczę, bo widzę, że się męczy"? Zgadliście - dokładne, okrągłe, pełne zero. Po dwóch czy trzech minutach musiałem wymusić co moje - po raz kolejny przekonując się, że żyję w uroczym kraju. Aha, chyba nie muszę dodawać, że podczas powrotu przejazd znów był zamknięty :)

Na trasie trochę mnie zmoczyło, ale nie jakoś specjalnie mocno. Dość fajnie wjeżdżało mi się i zjeżdżało na hopce w Starym Puszczykowie, gdzie udało się nawet rozpędzić crossem do pięciu dych, i to nawet mimo tego, że w pewnym momencie spadł mi łańcuch podczas zmiany przełożeń. Jak widzę górki problemy techniczne nie istnieją. Takie moje zboczenie.


  • DST 52.20km
  • Czas 01:45
  • VAVG 29.83km/h
  • VMAX 60.30km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 319m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

W zadumie

Poniedziałek, 22 czerwca 2015 · dodano: 22.06.2015 | Komentarze 5

Nie miałem dziś nastroju na jakieś szybkie kręcenie. Smutne info, które otrzymałem wczoraj od kumpla "po kole" (trzymaj się, Chłopie!) spowodowało, że bliżej mi było do tytułowej jazdy w zadumie niż typowego dla mnie bezsensownego szarpania się z tematem.

Pojechałem najpierw na Luboń, co okazało się strasznym błędem, bo zakwitł tam jakiś remont, wraz z obowiązkowym objazdem. Oczywiście drogą szutrową, pełną dziur - bowiem w Luboniu asfalt cały czas pozostaje luksusem i towarem high level, na który można sobie pozwolić tylko w przypadku najbardziej istotnych ulic. Nigdy więcej - przejechanie dwóch kilometrach jak w Rajdzie Dakkar szosą mnie przerosło. Jak już się wydostałem na wolność to poszło lepiej - Wiry, zjazd do Łęczycy i Puszczykowa. Tam zostałem pozdrowiony radosnym machaniem przez jakieś dziewczyny czekające na przystanku - miło. Potem klasycznie wjazd na górkę w Starym Puszczykowie, a w Mosinie zaliczenie Osowej Góry - bo postanowiłem się dziś trochę bardziej zmęczyć. Podczas zjazdu wyszła mi prędkość max powyżej sześciu dych, mimo wiatru uderzającego w pysk.

Z Mosiny skierowałem się na Rogalinek i Rogalin, w którym zawróciłem i zafundowałem sobie powrót przez Wiórek i Czapury. Patrząc na żałosną średnią na liczniku i czując, że wiatr zgodnie ze świecką tradycją wieje mi z boku zamiast w plecy, bez większych nadziei na jakiś dobry wynik dotarłem do Starołęckiej, gdzie zostałem już całkowicie przyblokowany. Ale - tak jak pisałem - dziś wykręcenie przyzwoitych osiągów nie było istotne.

Przez wjazdy, zjazdy i objazdy urodziłem dziś UFO:



  • DST 54.10km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.34km/h
  • VMAX 53.10km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 202m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na bezdeszczu

Niedziela, 21 czerwca 2015 · dodano: 21.06.2015 | Komentarze 2

Od rana niebo było zachmurzone, bure i jakieś takie niespokojne. Czas na poranne wypicie kawy nie pozwolił jednak na wyjaśnienie sprawy podstawowej: będzie czy nie będzie padać? Odczekałem jeszcze kilka minut i jako człowiek pogodowo doświadczony przez życie postanowiłem wziąć sprawę na klatę. Bo istnieje jedna niepisana zasada: jeśli deszcz nie może się zdecydować na to czy lunąć czy nie to zrobi to na 99% chwilę potem jak wyruszę na rower.

Nastawiony mentalnie jak Macierewicz do ruskich kontrolerów lotu ruszyłem, co chwilę zerkając na przelatujące mi nad głową chmury. Kilometry leciały, a tu nic. Ciekawostka. Minąłem Skórzewo, minąłem Dąbrowę, dotarłem do Drwęsy i do Kalw, gdzie miałem zamiar zawrócić. Dalej nic. Chwilę po nawrocie, gdy wiatr zaczął mi pomagać (oczywiście w teorii, bo realnie dawał boczne kuksańce) poczułem krople deszczu na nosie. Ha! Mówiłem! Spisek międzynarodowy! Putin!!! Konglomerat radziecko-faszystowski!!! I takie tam.

Dumny, że WIEM już miałem w głowie pierwsze słowa listu do "Naszego Dziennika" i artykułu do "Gazety Polskiej", gdy... padać przestało. W sumie to nawet nie był opad, a jedynie jakieś pojedyncze kropelki. Cholera, znów życie mi się skomplikowało :/

Kręciłem z powrotem z nadzieją na może coś, jednak, jeszcze... No ale nie. Wróciłem swoimi śladami, tym razem jednak omijając elementy DDR-ki, dzięki której pozbyłem się wczoraj dętki. Przy okazji - czy to naprawdę był PRZYPADEK? :)