Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 195776.30 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.90 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2018

Dystans całkowity:1472.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:55:08
Średnia prędkość:26.71 km/h
Maksymalna prędkość:52.40 km/h
Suma podjazdów:5167 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:49.09 km i 1h 50m
Więcej statystyk
  • DST 57.50km
  • Czas 02:05
  • VAVG 27.60km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 283m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nadbudowa

Poniedziałek, 31 grudnia 2018 · dodano: 31.12.2018 | Komentarze 15

Ostatniego dnia roku udało mi się jeszcze wyskoczyć na dwa kółka, do tego szosowe, za co chciałem podziękować pogodzie, która okazała się łaskawa i nie zafundowała rano deszczu, śniegu, zasp i innych swoich ulubionych atrakcji.

Wiało z północy i zachodu, szprychy skierowałem więc najpierw przez miasto, na szczęście wyludnione i przejezdne, choć jak zwykle sygnalizacja wszędzie ukazywała jedyną barwę - krwistą. O dziwo też przy względnie niewielkim ruchu miałem największą od dawna ilość sytuacji, które podniosły mi ciśnienie. Najpierw na Góreckiej na bezczelnego wjechał przede mną z podporządkowanej bezmózg, przez którego musiałem ostro hamować - oczywiście nawet nie raczył przeprosić, ba!, nawet spojrzeć w moim kierunku, więc dla poprawienia wzroku poleciała w jego kierunku wiązanka składająca się z kilku nierządnic. Dwa razy zostałem potraktowany z klaksonu - raz na Obornickiej (i choć długo zastanawiałem się, o co chodzi, nie mam pomysłu), drugi - na Woli, do której dojechałem DK92. Tu zapewne chodziło o śmieszkę, którą możne nawet bym zaliczył, ale nie zrobiłem tego z dwóch banalnych powodów: nie miałem jak na nią wjechać od strony, z której się pojawiłem (bo zaczynała się na osiedlu, a od głównej oddzielały mnie a to pas zieleni, a to wysoki krawężnik), poza tym kończyła się kilkaset metrów dalej. Tu już nie wytrzymałem i puściłem kierowcy sugestię, hmmm, prawie dosłownie taką: "oddal się w te pędy, męski organie płciowy jeden!".

Doszedł jeszcze do tego dziadek na Górczynie, który wyprzedził mnie tylko po to, żeby... po chwili zatrzymać się gwałtownie i zjechać na chodnik. No i paniusia z czworonogiem na Jeżycach, która sobie wymyśliła, że przejdzie na czerwonym, bo nic nie jedzie (czytaj: tylko pędzi rowerzysta), ale nie przewidziała, że piesek okręci smycz wokół jej nóg - tym samym ja musiałem wykonać gwałtowny stop, odczekać aż kobieta skończy swój taniec na zebrze, a potem... czekać na czerwonym, które się w międzyczasie włączyło. Już nie wspominając o pieszych i biegaczy na śmieszkach. Grrrr!!!... :)

Trasa to "duszek": Dębiec - Górecka - Grunwald - Jeżyce - Golęcin - Obornicka - Morasko - Suchy Las - Jelonek - Złotniki - Sobota - Rokietnica - Starzyny - Kiekrz - Słupska - Dąbrowskiego - Wola - Bułgarska - Górczyn - Dębiec. 

Jak na warunki poznańskie to wariant był wybitnie górski - prawie 300 metrów przewyższeń to tu szał ciał :)



Na Morasku zrobiłem fotę pomnika... Jaśkowiaka :) Ale nie, nie tego :)


Znów nie trafiłem z dniem :)

No i na koniec migawki z Bułgarskiej jako ostatnie zdjęcia 2018 roku.


Rok ów kończę z wynikiem 19 100 km - miał być ładny i pełny, bo mi przez ostatnie dni kolega Huann siadł na psychikę z cyferkami :) Co prawda nie jest to jakaś kombinacja w stylu 321123, ale jest okrągła :) To znaczy by była, gdyby baton się nie zaokrąglał przy niepełnej liczbie o jeden kilometr na górkę, ale cóż, z tym już nic nie zrobię.

Pierwotne prognozy mówiły, że początek 2019 będzie ładny i słoneczny. Po dwóch dniach (brawo synoptycy!) już wiemy, iż będzie wręcz przeciwnie - ma wiać i lać. Czyli jutro się wyśpię, bo rowerowo wygląda to dość średnio.

W roku kolejnym życzę wszystkim bezpieczeństwa na drogach i większej ilości szarych komórek w głowach spotykanych tam rodaków i nie tylko (kierowców, rowerzystów, pieszych, rolkarzy). Bo tego wciąż jest zdecydowany deficyt. Szczęśliwego nowego! :)


  • DST 33.50km
  • Czas 01:18
  • VAVG 25.77km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 131m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kaczoglut + smaczki

Niedziela, 30 grudnia 2018 · dodano: 30.12.2018 | Komentarze 11

Dziś glut, bo:

a) swoje już w tym roku zrobiłem;
b) w południe musiałem być w pracy;
c) lało;
d) lało;
e) lało.

Cieszę, się, że pomimo punktów c, d oraz e udało się w ogóle coś wykręcić. Nie było to wcale pewne, gdyż gdyby nie chwilowa luka pogodowa, pewnie w ogóle bym się nie zdecydował ruszyć. A tak? Całą jedną trzecią drogi mogłem się cieszyć stabilną, nieprzerwaną... mżawką. A reszta to mocniejsze lub słabsze regularne opady, na szczęście (tu muszę przyznać - miałem trochę farta) jeszcze przed przyjściem wichur, który uatrakcyjniały mi spacer do roboty.

Trasa to glut nawet wizualny, co można zobaczyć na Relive: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo wzdłuż Nadwarciańskiej - do Mosiny ulicą Mocka - Puszczykowo Szosą Poznańską - Łęczyca - Luboń - Poznań.

W Luboniu zahaczyłem o jedną z niewielu tamtejszych miejscówek, które można uznać za w miarę ładne, czyli Kacze Doły. Mają ten dodatkowy plus, ze politologicznie mi się bardzo dobrze kojarzą :) 



Jak to jednak w Luboniu bywa, wjazd na drogę pieszo-rowerową jest dla rowerów, a wyjazd... tylko dla pieszych :) Luboń - i love this game :)

Wracając przez to samo urocze miasteczko chciałem jeszcze na specjalne wczorajsze życzenie upolować przedstawiciela lubońskiego szwadronu Ku Klux Klanu znanego z tego wpisu sprzed roku (w tym spryciarz ustawił się w innym miejscu), ale niestety, spóźniłem się. Został jednie sam szkielet w wersji sauté :) 

Usiłowałem również - z tego samego koncertu życzeń - nadrobić braki w dziadydze, ale wciąż jest to niewykonalne. W ramach pocieszenia więc inny, choć też dwukołowy, ale inaczej, kursant łęczyckiej śmieszki.

Na koniec - bo mam jeszcze trochę transferu, a miesiąc się kończy - trzy smaczki z podróży do pracy.

Smaczek 1:

A ja nie! - chciałoby się odkrzyknąć pełną piersią :)

Smaczek 2:

To reklama jednej z miliarda poznańskich galerii handlowych, pod płaszczykiem dumy powstańczej. Ale mniejsza z tym, ważne, że geniusze marketingu nawet nie są w stanie tak krótkiego komunikatu stworzyć bez błędu: po cyfrze "100" powinna być kropka, bo bez niej całe zdanie brzmi: "Sto rocznica Powstania Wielkopolskiego"...

Smaczek 3:

Bez komentarza.


  • DST 30.80km
  • Czas 01:11
  • VAVG 26.03km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 97m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut dziewiętnasTAK :)

Sobota, 29 grudnia 2018 · dodano: 29.12.2018 | Komentarze 13

Od rana kropiło, padało albo lało. Z małymi przerwami na chwile, gdy chmury zastanawiały się, która atrakcja z tych trzech bardziej pasuje aktualnie do układanki. Nie da się ukryć, że taka aura średnio zachęcała do wyściubienia nosa za drzwi, tym bardziej na rowerze.

Ale... Gryzła mnie jedna rzecz, czyli baton. Wiem, najczęściej to je się gryzie, a nie one nas, ale ten smętny wskaźnik przebytych kilometrów umieszczony na stronie BS-a działa na trochę innych, podprogowych zasadach. I mimo że akurat do liczb jestem średnio przywiązany (prócz kilku, typu ulubiona pięćdziesiątka do przebycia), to wewnętrznie raziła mnie świadomość, iż do zrobienia dziewiętnastu tysięcy kilometrów w tym roku brakuje mi ich zaledwie... dwadzieścia jeden, a z kręceniem przez ostatnie dwa dni nie musi być wcale tak różowo.

No to... ruszyłem. Z Poznania przez Luboń, Wiry, Komorniki, Rosnowo, Komorniki i Plewiska, by znów wylądować w Poznaniu, po zrobieniu zaledwie gluta. To jednak wystarczyło - udało się :) To już na pewno moja życiówka, nawet biorąc pod uwagę lata, gdy jako bachor prawie nie schodziłem z roweru, ale nie rejestrowałem wszystkich dystansów. Od razu też odpowiadam na jeszcze niezadane pytania - nie, nie będę próbował dobić do dwudziestu tysięcy w przyszłych latach, a i zapewne już nie uda mi się powtórzyć wyniku tegorocznego. Czas w końcu wyluzować :)

To, jakie były warunki, widać na Relive. Nawet, gdy chwilowo było sucho, to i tak widoki na przyszłość były dość mgliste :)

W Wirach przyuważyłem, że chyba z okazji obchodów rocznicy Powstania Wielkopolskiego stworzono (lub istniało wcześniej, ale przeoczyłem) takie oto coś:

Na mój mało wysublimowany gust samo wykonanie lekko zakrawa kiczem, coś w stylu rozpaćkanych po całej Polsce "potworków" tylko z nazwy przypominających JPII. Czyli rodzime, bez troszczenia się o estetykę, chóralne "hej cokoły!" :) Wiem, liczy się pamięć, ale fajnie by było, gdyby za nią szło i wykonanie. A może to ja się znów czepiam :)

Udało mi się też "z rąsi" (więc niewyraźnie) uchwycić Polskę współczesną :)

I tak samo - Polskę codzienną...



  • DST 54.70km
  • Czas 02:01
  • VAVG 27.12km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 134m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czarnowidztwo

Piątek, 28 grudnia 2018 · dodano: 28.12.2018 | Komentarze 15

Grudniowego dokręcania ciąg dalszy. Wciąż pogoda bardziej jesienna niż zimowa, co w sumie cieszy, bo lepiej zmoknąć niż panicznie łapać równowagę na oblodzonej ulicy lub torować sobie drogę łopatą wśród zasp. Jednak nie oznacza to oczywiście, że jechało mi się dziś dobrze, bo głównie siąpiło, czasem następowało oberwanie chmury, a jedynie chwilami niebo było wolne od opadów.

Wykonałem zachodnie kółko, jedno z wielu opatentowanych: Poznań - Plewiska - serwisówki - Zakrzewo - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Dąbrówka - serwisówki - Plewiska - Poznań. Wolniutko, bo wiało solidnie i zmiennie, więc utrzymałem typowy zimowy poziom, który gdybym trenował, nazywałby się pewnie roztrenowaniem :)

Już na szóstym kilometrze pysk mi się złośliwie roześmiał, bo przyuważyłem, jak policja spisuje kierowcę srebrnego BMW (nie da się ukryć, mam wiele uczuć do tej marki, baaaaardzo szczerych), niestety po chwili stężała, gdyż stanąłem w potężnym korku na granicy Poznania i Plewisk, który dopiero po odczekaniu swojego i upierdliwym pełznięciem za sznurem aut udało mi się ominąć. Potem był już luz.

Choć perspektywy były, hmm... mało optymistyczne :)

Zdarzały się również momenty straszne - zawsze bowiem gdy patrzę na kościół w Dopiewie miewam coś na kształt zawału :) Architekt musiał być wybitnie wredną bestią.

Fiałkowo, czyli... Poznań Główny, tym razem w barwach Powstania Wielkopolskiego.

A skoro już jesteśmy tak przy temacie, jak i w tej okolicy - niedaleko Fiałkowa znajdują się Więckowice, czyli jedna długa ulica, przy której jakiś czas temu oczyszczono teren wokół stawu. Niestety wycięto (cóż za zaskoczenie) wiele drzew, co prawda nasadzono kilka nowych, ale zrobiło się trochę smutno. Interesujący jest pomost, którego istnienie co prawda nie za bardzo do mnie przemawia, ale skoro powstał, to można sobie zrobić na nim fotę. Może o to chodzi? :)


Poza tym, że generalnie jest smętnie i łyso...

...można się jeszcze poduczyć, gdyż przy przebudowie tego miejsca dołożono ścieżkę edukacyjną oraz pomnik ku czci powstańców. I to jest chyba jedyny plus na tej pustyni z wodą pośrodku.


Relive TUTAJ.


  • DST 52.20km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.22km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 201m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Marszowo

Czwartek, 27 grudnia 2018 · dodano: 27.12.2018 | Komentarze 22

Pierwotnie miałem dziś mieć wolny dzionek, ale jak to z pracą - czasem nie ma wyjścia, trzeba zacisnąć zęby i się w niej pojawić nadprogramowo. Wyjątkowo i ja się na to zgodziłem (raz na ruski rok można), ale pod warunkiem, że stanie się to na zasadzie "będę jak będę", czyli bez stresu o zbyt wczesne wstawanie i takie tam powidoki codzienności. Tym samym spałem dziś do dziewiątej, zanim ruszyłem zjadłem śniadanie, napiłem się kawki oraz na spokojnie (jak to mówią w Wielkopolsce - "ze spokojem") ogarnąłem psa i dopiero wtedy ruszyłem.

Co prawda w nocy padało, ale w dzień dało się już kręcić niemal na sucho, jednak na wszelki wypadek po raz pierwszy zamontowałem w T-rek(si)u "mobilny" błotnik. Przydał się, bo suchy tyłek to wartość sama w sobie :) Wykonałem lekko zmodyfikowane "kondominium" w wersji: Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Stęszew - Witobel - Łódź - Dymaczewa dwa - Krosinko - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań. W końcu bez wahadeł (ale są jeszcze pojedyncze miejsca z nieodnowionym asfaltem, więc na pewno się jeszcze pojawią), za to ze sporym poświątecznym ruchem, w którym oczywiście nie zabrakło istot z defektami w mózgownicach (szczególnie pozdrawiam w tym miejscu srebrne BMW wyprzedzające na trzeciego przed Dymaczewem).

W sumie to przyzwoicie mi się jechało - może bez fajerwerków, ale za to bez śniegu, lodu, szklanki, gołoledzi, przymrozku czy zawiei, czyli.. jakoś dziwnie ;)

Wciąż zagadką pozostaje, czym będzie to, co w tle widoczne jest na poziomie kół. Zastanawiam się nad tym nie tylko ja, ale i część wielkopolskiego BS-a. Teorie są dwie - DDR-ka lub poszerzone pobocze. Całym sercem jestem za tym drugim, choć głowa mówi, że to Polska i będzie raczej śmieszka. Ale gdzie w tej układance zmieścić rów, który ciągnie się od Witobla (Witobela?) do Łodzi? Nie mam pojęcia.

Dzisiaj setne obchody Powstania Wielkopolskiego...

...więc gdy byłem z psem na spacerze, musiałem swoje odczekać, bo ulicę prowadzącą do lasu miałem zablokowaną przez kolumnę na sygnale, w której prawdopodobnie znajdował się Morawiecki. Tym razem żadne Seicento, z tego co wiem, nie ucierpiało :) A Kropa aż nabrała marszowego drygu :)



  • DST 53.00km
  • Czas 01:57
  • VAVG 27.18km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Głównie usznie :)

Środa, 26 grudnia 2018 · dodano: 26.12.2018 | Komentarze 13

Kolejny dziwny grudniowy dzionek - dość ciepły (pięć stopni, do tego na plusie), ale jednocześnie pod znakiem siąpiącego bardzo, ale to bardzo leciutko deszczu i znów silnego zachodniego wiatru. Jechało się (pod "się" należy wstawić moją skromną osobę) więc co prawda fajnie, bo szosą, ale komfortu w tym było niewiele. Jednak oczywiście mogło być gorzej, lecz na szczęście białe święta ominęły okołopoznańskie rejony - i niech tak już będzie co roku. Z góry dziękuję :)

Samo kręcenie to powolne pełzanie na trasie spłaszczonego czegoś o kształcie niczego, czyli: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Głuchowo - Plewiska - Poznań. Znów na drogach pusto, więc jeden gazeciarz nawet nie zepsuł mi całokształtu fajności z widoku niezakorkowanych ulic oraz lubianych miejsc bez puszek w tle :)


Po drodze, korzystając z mentalnie sprzyjającej aury, skończyłem słuchać "Dallas '63" Stephena Kinga (rzadko mi się zdarza, że nie jestem jakąś książką znudzony ani przez minutę, i ta jest właśnie taka), a przez resztę czasu - jak zwykle w czasie świąt - nadrobiłem zaległości w mrocznej muzie mojego okresu spod znaku "bachor666+". Nowy Amorphis (mimo że złagodniał) to miód na uszy, a że zaczął kolaborować z innym kultowym głosem - Anneke van Giersbergen, miałem wypad ustawiony :)


  • DST 52.30km
  • Czas 02:05
  • VAVG 25.10km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 155m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hirschberger Strasse

Wtorek, 25 grudnia 2018 · dodano: 25.12.2018 | Komentarze 16

Dziś wpis na szybko, ze względów rodzinno-każdych innych.

Od rana padało, ale w końcu przestało. Przygotowany oczywiście byłem na to, że gdy ruszę, będzie po chwili zupełnie odwrotnie, co częściowo się stało, jednak na szczęście bez tragedii - głównie kropiło i obyło się bez większych ulew.

Trasa to spontan, więc wygląda jak rozpaćkany dinozaur. Ruszyłem koło dziesiątej, z Dębca przez Kopaninę, Grunwald, Junikowo, Skórzewo, Wysogotowo, Dąbrowę, Zakrzewo, serwisówki, Dąbrówkę, Palędzie, Gołuski i Plewiska do Poznania. Miasto było cudowanie puste (czemu nie może tak być codziennie?), więc mimo warunków oraz dość silnego wiatru kręciło mi się mentalnie znakomicie, choć wolno. Odkryłem przy okazji nową serwisówkę wzdłuż S11, która ma nawet wstęp, rozwinięcie i zakończenie :) No i swoją nazwę, idealnie pasującą na BS:

Z okazji przybycia do Poznania silnej, trzyosobowej (bo pies też człowiek) reprezentacji Jeleniej Góry, nawiedziłem po raz pierwszy ulicę... Jeleniogórską. No dupy nie rwie :) Za to krzyżuje się z Kamiennogórską, na której wyhaczyłem idealną z nazwy knajpę - Sloik :)

A kawałek dalej góry :P

Tu zaś robi się toto dobre, dość okrągłe, z ryżu.

Nie da się w dni robocze przeoczyć tego zakładu, bo snuje się nad nim genialna woń w "klimacie" popcornu. Lepiej pachnie jedynie na Garbarach, przy palarni kawy Astra :)

TUTAJ, jak zwykle, Relive. A zaległości na BS, również jak zwykle, później :)


  • DST 53.20km
  • Czas 01:56
  • VAVG 27.52km/h
  • VMAX 50.30km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 221m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

WeSSołych :)

Poniedziałek, 24 grudnia 2018 · dodano: 24.12.2018 | Komentarze 8

Spokojnie, wbrew tytułowi nie zapisałem się do ONR-u :) Podwójne "S" jest wynikiem wybranej na dziś trasy, której środkiem był duet miejscówek na tę literę, czyli północno-zachodnia pętelka: Dębiec - Grunwald - Jeżyce - Golęcin - Strzeszynek - Psarskie - Kiekrz - Rogierówko - Kobylniki - Sady - Swadzim - Lusowo - Zakrzewo - serwisówki - Plewiska - Poznań.

Było zimno, w sporej mierze miejsko (choć przyznać trzeba, że nawet przejezdnie, prócz świateł oczywiście), no i najważniejsze, niestety - wietrznie. Arktyczny wiatr zmiażdżył u mnie jakiekolwiek zakusy do walki, stąd wynik jest, jaki jest, służący tylko jednemu - zaliczeniu tych swoich pięciu dych.

Atrakcji za wiele nie było, bo kierowcy wyjątkowo uprzejmie zachowywali się na drogach, choć oczywiście i tępoty nie dało się uniknąć, przecież jeździłem po Polsce przez prawie dwie godziny :)

Na Golęcinie trafiłem na częściowo idealne hasło. Trzeba by jedynie usunąć z niego słowo "przedszkole" oraz kompletnie niepotrzebny wizerunek dwunożnego ssaka (które zaparkowało mi nie wiadomo kiedy na ramie) i byłoby git :)

Na Koszalińskiej zaś, w miejscu jedynie słusznym do zrobienia foty, napotkałem minus wynikający z plusów - solanka służąca do zapewnienia komfortu rowerzystom powodowała, że w takie dni jak dzisiaj gorzej jechało się niemal idealną DDR-ką niż drogą.

Wszystkim życzę sympatycznego odpoczynku i udanego rowerowania, jeśli do niego dojdzie. Czy mi się uda to drugie, się dopiero okaże, bo prognozy zapowiadają syf z nieba, a i rodzinką z Jeleniej, która zawitała do Poznania, trzeba się zająć. No i oczywiście jeszcze jednym czworonogiem do wyspacerowania :)

Nadrabianie BS-owych zaległości też będzie opóźnione, bo już czas nagli.

Relive TUTAJ.


  • DST 31.70km
  • Czas 01:16
  • VAVG 25.03km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 128m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ponadpółglut

Niedziela, 23 grudnia 2018 · dodano: 23.12.2018 | Komentarze 13

Tyle razy doświadczenie uczyło - nie ufaj prognozom. A człowiek - niczym bita żona alkoholika - wciąż ufa, choć już nie wierzy. I mam za swoje ;)

Padać miało od jedenastej rano. Istniało więc ryzyko że jeśli ruszę po dziewiątej, to zmoknę. Wybrałem się więc crossem, jak to człowiek rozsądny. Wsiadłem na rower, wykonałem kilka pierwszych ruchów nogą i... zaczęło padać. Na początku niemrawo, ale gdy przez Hetmańską dotarłem do Starołęckiej, już całkiem solidnie. W związku z tym postanowiłem zdecydowanie skorygować plan na dziś i przez Lasek Dębiński skierowałem się bliżej domu. A że byłem już tam, gdzie byłem, to łyknąłem (nawet dosłownie, bo błocko wyjmowałem potem z zębów) troszkę łagodnego terenu.


Kilometrów było mało, bo zaledwie sześć, co nie zalicza się nawet do kategorii półgluta, kręciłem w związku z tym dalej. Zahaczyłem o mój ukochany Luboń, następnie Łęczycę, Wiry, Komorniki i wróciłem jak niepyszny, za to przemoknięty (bo potem już centralnie lało, co widać na Relive), do chałupy. No i miało być tak pięknie, a skończyło się jak (prawie) zawsze. A ten się jeszcze brechta :)

Po południu zaliczyłem jeszcze z Kropą spacer po Dębinie. Jednak zanim do niej dotarłem, musiałem pokonać przejście dla pieszych. Niby prosta sprawa, tym bardziej, że kierowca z lewej grzecznie się zatrzymał, żeby mnie przepuścić. Tymczasem po prawej ukazał się pędzący na granicy "spalonego", czyli czasowej utraty prawka - nie bójmy się tego słowa - debil. Nie dość, że nie zwolnił (a miał na to sporo czasu), to jeszcze zatrzymał się z piskiem opon w ostatniej chwili, na deser serwując mi jeszcze... przeciągły klakson! Oj, mam nadzieję, że małolaty, które siedziały z tyłu, odnotowały skrzętnie tę sporą dawkę łaciny mojego autorstwa wobec tatusia. Choć pewnie już ją od niego słyszały nie raz na trasie - bo pewnie nie byłem pierwszym pieszym decydującym się wykonać tak bezczelny manewr jak wejście na zebrę...


  • DST 53.50km
  • Czas 02:08
  • VAVG 25.08km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 127m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Huragannie

Sobota, 22 grudnia 2018 · dodano: 22.12.2018 | Komentarze 12

Bardzo się cieszę, iż udało mi się dziś pojeździć.

OK, codzienna dawna chorego optymizmu wykorzystana, czas na realia :)

Co, do cholery, było dziś z tym wiatrem? Jeszcze zanim ruszyłem, co nastąpiło po dziewiątej rano, miałem wrażenie, że widoczne za oknem gałęzie mają naglącą potrzebę poczucia ducha świąt, tak intensywnie kierowały się ku pobliskim budynkom. Gdy zaś już znalazłem się na zewnątrz, najpierw lekko mnie rozpłaszczyło na ścianie, za co serdecznie przepraszam kochanych sąsiadów, a dopiero po chwili byłem w stanie wsiąść na rower :)

Na szczęście za środek transportu wybrałem dziś ponownie crossa, dzięki czemu jakoś udało się nie odlecieć, za to były fragmenty, gdy stając na pedałach ledwo wyciągałem 15 km/h. Powrót był bardziej sympatyczny, choć też bez cudów, bo się oczywiście kierunek podmuchu skorygował z południowo-zachodniego na północno-zachodni, czyli zostałem ofiarą zboka.

Trasa: Poznań - Plewiska - serwisówki - Zakrzewo - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań. Połowa z tego w deszczu, raz silniejszym, raz słabszym.

Ten wyjazd zabił we mnie całkowicie kreatywność, na szczęście było dziś niebo, niech więc ono stanowi klu dzisiejszego wpisu. Ja postaram się zaś tę męczarnię wykasować z pamięci :)



TUTAJ Relive.