Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197418.70 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wielkopolska - miejsca ciekawe

Dystans całkowity:2630.37 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:90:35
Średnia prędkość:29.04 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:10087 m
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:75.15 km i 2h 35m
Więcej statystyk
  • DST 51.70km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.20km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 218m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dętkowo i cmentarzowo

Wtorek, 1 listopada 2022 · dodano: 01.11.2022 | Komentarze 9

No i mamy listopad. Miesiąc paskudny, choć ten pogodowo zaczął się w miarę, choć znów mgliście.

Wyjazd mega późny, po jedenastej. Przez odsypianie, ale również przez walkę z oponą, która za cholerę się nie chciała ułożyć po wymianie dętki. Biła z jednej strony, a wszystkie znane mi patenty nie chciały zadziałać. Łącznie z potraktowaniem opony i koła... płynem do naczyń. W końcu jednak - jak mi się wydawało - było w miarę ok.

Trasa to kondominium (Poznań – Luboń – Łęczyca – Puszczykowo – Mosina – Krosinko – Dymaczewo Stare – Dymaczewo Nowe – Łódź – Witobel – Stęszew – Dębienko – Trzebaw – Rosnówko – Szreniawa – Komorniki – Luboń - Poznań), bo nie chciało mi się kombinować :)
Jak to ostatnio - mgliście
Kawałek dalej po zrobieniu tego zdjęcia... zmieniałem dętkę :/ Najechałem na właz od kanalizy (na śmieszce!) tak mocno, że poszła od wewnętrznej strony koła. Druga w przeciągu doby.
Taka niespodzianka
Z ptaków tylko ledwo w mglistym klimacie widziany myszołów, do tego na samym krańcu zooma. Wklejam więc tylko, żeby coś było.
Myszołów w mglistej oddali
Wciąż niewyraźny myszołów
Co do 1 listopada - zapobiegliwie grobbing rodzinny wykonany został wcześniej, więc mogłem dzisiaj nawiedzić dwa miejsca na Dębcu. Pomnik rozstrzelanych przez hitlerowców na Dębinie...
Pomnik na pamiątkę rozstrzelanych przez hitlerowców na poznańskiej Dębinie
...oraz opisywany już kilka razy przeze mnie cmentarz przy Samotnej. Wciąż klimatyczny.
Grób z twarzą, cmentarz przy Samotnej, Poznań
Pamięć o anonimowych, cmentarz przy Samotnej, Poznań
Jeden z dziecięcych grobów, cmentarz przy Samotnej, Poznań
Grób trzylatki z dwudziestolecia, cmentarz przy Samotnej, Poznań
Starze drzewo i Jezus, cmentarz przy Samotnej, Poznań
Figura bez głowy, cmentarz przy Samotnej, Poznań
Rozbity grób, cmentarz przy Samotnej, Poznań
Drzewna alejka, cmentarz przy Samotnej, Poznań
Nagrobki w resztkach liści, cmentarz przy Samotnej, Poznań
Nagrobki, które jeszcze się trzymają, cmentarz przy Samotnej, Poznań
1 listopada w zapomnianej nekropolii, cmentarz przy Samotnej, Poznań


  • DST 56.10km
  • Czas 02:00
  • VAVG 28.05km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 173m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

LechoCzechoRusowo

Piątek, 21 października 2022 · dodano: 21.10.2022 | Komentarze 8

No nie wyspałem się. Kropa dwukrotnie - po trzeciej i przed szóstą - postanowiła załatwić to i owo. Słodko.

Dobrze, że miałem jeszcze wolne i mogłem odespać. Finalnie wyjazd nastąpił dopiero w okolicach jedenastej.

Generalnie wyszło mi to na dobre, bo rano było pochmurno, a podczas mojej jazdy powoli wychodziło słońce. A w najważniejszym momencie zrobiło się wręcz idealnie.

Trasa południowo-zachodnia. Testowa, bo chciałem sprawdzić, jak wygląda sytuacja z remontami od Starołęki przez Czapury po Wiórek. Jakby ktoś chciał wiedzieć, to... lepiej nie wiedzieć. Jeden wielki armagedon - wahadło na wahadle, połowa asfaltu zryta, maskara. A całość to: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Czapury - Wiórek - Sasinowo - Rogalinek - Rogalin - Mieczewo - Mościenica - Kórnik - Skrzynki - zemsta Adolfa - Borówiec - Koninko - Szczytniki - Sypniewo - Głuszyna - Starołęcka - Las Dębiński - dom.

Wspomnianym najważniejszym momentem była wizyta w Rogalinie. Dawno mnie nie było w tamtejszym parku, żeby odwiedzić Lecha, Czecha i Rusa, czyli tamtejsze dęby.
Przy rogalińskich dębach
Lech częściowo potrzebuje już wspomagania.
Dąb Lech z Rogalina
Dąb Lech z podpórkami
Czech już niestety się poddał.
Spojrzenie na Czecha zza Lecha
Czech na pierwszym, Rus na drugim planie
Najlepiej trzyma się Rus (bez skojarzeń, to na szczęście tylko drzewa) - ma w końcu dopiero 800 lat :) Piękny jest.
Dąb Rus w słońcu
Detale pięknego Rusa
Wpadł mi w oko również jeden anonimowy.
Anonimowy dąb z Rogalina
Nie mogło zabraknąć sesji przy pałacu i okolicach.
Spojrzenie na pałac w Rogalinie
Rogaliński pałac w październikowym słońcu
Strażniczka Rogalina
Rogaliński pałac od dołu
Pałac w Rogalinie na szeroko
Jedna z rogalińskich figur
Jesienny park w Rogalinie
Tablica ku pamięci Henryka Sienkiewicza, Rogalin
Kościół św. Marcelina w Rogalinie
Zemsta Adolfa niestety wciąż straszy :/
Zemsta Adolfa wciąż straszy
Zwierzakowo słabo. Tylko kruki podczas balotów :)
Dużo balotów i kilka kruków
Zbliżenie na balotowe kruki
Kruk lecący między balotami
Udany wypad. A jutro ma padać :/


  • DST 54.20km
  • Czas 01:59
  • VAVG 27.33km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 203m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Porannie i WPN-nie :)

Poniedziałek, 25 października 2021 · dodano: 25.10.2021 | Komentarze 10

Pierwszy - i ostatni w dzionek roboczy - wolny dzień w tym tygodniu. Plany dwa: znów się wyspać i nadrobić jesienne zaległości. Melduję wykonanie zadania :)

Rowerowy wyjazd przed dziesiątą. Dość chłodno, ale słonecznie. Wydawało się, że warunki świetne, ale w praktyce wyszło, iż ciężko się jedzie, bo wiatr kręcił w każdym kierunku, tylko nie tym mi sprzyjającym. Więc nawet nie walczyłem.

Trasa wschodnia: Dębiec - Las Dębiński - Minikowo - Starołęka - Czapury - Babki - Daszewice - Kamionki - Borówiec - Robakowo - Dachowa - Szczodrzykowo - Śródka - Krzyżowniki - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - dom.

Poranna Dębina jak zwykle piękna.
Parkowanie na Dębinie
Przelot przez poznańską Dębinę
Na S11 dzisiaj niewyjątkowy korek, ale wyjątkowo spory :)
Korek na S11
Tyle o rowerze. Po południu zająłem się ważniejszą misją, czyli wypadem do WPN-u. Ten ostatni okazał się za wczesny, na Nadwarciańskim nie było jeszcze prawdziwych barw jesieni, dzisiaj za to już narzekać nie mogłem. Oto wycinek z tego, jak wygląda najfajniejszy szlak w najfajniejszym narodowym parku :)
WPN wita!
Warta w Puszczykowie
Złoto przy Nadwarciańskim
Władczyni kijków przy mostku
Mostek na Nadwarciańskim
Wyschnięte koryto strumienia
Złoto z poziomu gleby
Literka N z natury :)
Strumień nadwarciański w jesiennym wydaniu
Strumień z mostkiem w tle
Kolejny WPN-owski kadr
Wykrzywione drzewo
Mostek przy uroczysku
Zatopione drzewo
Zbliżenie na uroczysko
Mam faję i nie zawaham się jej użyć :)
Przy kolejnym uroczysku
Huśtawka albo wielki róg :)
Trakt w WPN-ie
Gnojnik miał swoje pięć minut. W końcu przyjrzałem się jego mordce - nie ma co, istny Venom :) W sumie fajnie, że są takie małe :) A przy okazji polecam "Przemianę" Franza Kafki - kto nie czytał, pilnie musi nadrobić.
Z pyszczka istny Venom :)
Gnojnik w makro


  • DST 102.50km
  • Czas 03:39
  • VAVG 28.08km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 346m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sto na czterdzieści

Niedziela, 10 października 2021 · dodano: 10.10.2021 | Komentarze 18

Mało stówek w tym roku wpadło. Do tej pory jedna, a że prognozy jakoś tak średnio pozwalają wierzyć na jakieś dobre warunki w kolejnych dniach, dzisiaj udało się wykonać drugą. Więcej pewnie w 2021 roku nie będzie.

Decyzję przyspieszył fakt, że akurat dzisiaj pyknęły mi cztery dychy. Średni to motyw do świętowania, ale lepszy niż żaden, a czterystu robić zamiaru nie miałem :)

Wyjazd przed dziesiątą. Najpierw jednak musiałem znaleźć... rękawiczki z długimi palcami, bo było niewiele powyżej zera. Udało się.

Planu nie miałem, postanowiłem, że będę rzeźbił na żywo. Założenie było jedno: pod wiatr i z powrotem. Oczywiście jak zwykle się nie udało, bo gdzie ruszyłem, tam było w pysk.

Finalnie zrobiłem taką kombinację: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Głuszyna - Sypniewo - Szczytniki - Koninko - Żerniki - Tulce - Krzyżowniki - Śródka - Szczodrzykowo - Dziećmierowo - Kórnik - Koszuty - Żabikowo - Środa Wielkopolska - Zaniemyśl - Łękno - Jeziory Małe - Jeziory Wielkie - Prusinowo - Bnin - Kórnik - Skrzynki - Borówiec - Kamionki - Daszewice - Babki - Głuszyna - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - dom.

W końcu miałem czas zatrzymać się na chwilę w Kórniku. To naprawdę fajne miejsce. Po raz pierwszy przyuważyłem "Tańczące", czyli rzeźby Agnieszki Ciszewskiej. Lepszej aury niż jesiennej chyba dla nich nie ma.
Jesienne barwy w tańcu, Kórnik
Jedna z tańczących, Kórnik

Zaraz obok stare rowery pomalowane na czerwono, dzięki czemu dostały nowe, już artystyczne życie.
Czerwone rowery w Kórniku
Zbliżenie na kórnickie czerwone rowery
Jest jeszcze "Melancholia"..
Rzeźba
Podświetlna
...oraz mój faworyt - "Polaków uśmiech własny" :)

Poza tym klasyki. Promenada...
Promenada w Kórniku
...oraz zamek. Tym razem również z perspektywy pająka :)
Zamek w Kórniku w szerokim kącie
Główna fasada zamku w Kórniku
Kórnicki zamek z perspektywy pajaką
Pajęczyna kórnicka
W Dziećmierowicach wpadła zapomniana dożynka...
Zapomniana dożynka w Dziećmierowicach
...a w Koszutach koźlaki.
Trzy koźlaki w Koszutach
Na a skoro Środa Wielkopolska, to wąskie tory. Udało się trafić na manewry.
Stacja Środa Wąskotorowa
Lokomotywa na wąskich, Środa Wielkopolska
Manewry na wąskim torze, Środa Wielkopolska
A wczoraj Żona mnie zaskoczyła (nie tylko zamówioną personalizowaną koszulką jako uzupełnienie giftu, który otrzymałem już wcześniej) organizując spotkanie wśród przyjaciół. Otrzymałem prezentowy zestaw marzeń, który starczy mi na dłuuuugo :)
Prezentowy zestaw marzeń :) Starczy na długo :)
Tyle - kolejna jesień pyknęła, po czterdziestce jednak się żyje i udaje zrobić stówę. Co prawda w tempie emeryckim, ale jednak :)


  • DST 68.10km
  • Czas 02:34
  • VAVG 26.53km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 192m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Misja: Grzybno

Piątek, 27 sierpnia 2021 · dodano: 27.08.2021 | Komentarze 12

Wolny dzionek przed pracowitym weekendem. To nie mogło się zacząć inaczej jak... deszczem :)

Na szczęście był głównie poranny (no i wieczorny), potem odpuścił. Jednak początkowo chmury wisiały dość groźnie na niebie, więc ponownie do jazdy wybrałem Czarnucha. Jak się okazało - znów strzał w dziesiątkę. Czemu? O tym zaraz.

Najpierw o trasie - była ona południowa, ale w wersji rzadko wybieranej, bo zawierającej żałosną śmieszkę między Mosiną a Drużyną, której szosą nie tykam. Na mtb jakoś da się nią przejechać. Wpadło więc kółeczko: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosno - Drużyna - Nowinki - Konstantynowo - Pecna - Grzybno - Żabno - Żabinko - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Co najważniejsze - rozpogodziło się, a nawet wyszło słońce. W najlepszym momencie, gdy znalazłem się w głównym punkcie programu, czyli nad stawami w Grzybnie. Zawsze koło nich przejeżdżałem szosą, więc widziałem niewiele więcej niż z pozycji drogi, dzisiaj za to w końcu mogłem pobawić się w eksplorację. I, cholera, warto było. Co prawda zrobienie jakiejkolwiek foty graniczy z cudem, bo teren jest mocno ograniczony widokowo - wszędzie wysokie szuwary i praktycznie zero odsłoniętych miejsc, ale coś tam się "upolować" dało. Już nie mówiąc o okolicy, która po prostu jest przepiękna i klimatyczna. Ryj mi się cieszył gdy tak spokojnie raz to sunąłem rowerem, raz spacerowałem.
Staw w Grzybnie
Miało padać. Miła niespodzianka
Niebo i woda, Grzybno
Ciągle do przodu :)
Piękne okolice Grzybna
Drzewa i słoneczniki
Dostojny starzec
Kolejna polna droga
A oto ptactwo. Czapla biała...
Brodząca czapla biała
Odlatująca czapla biała
...czapla siwa...
Czapla siwa w locie
...oraz mój osobisty "radoch" dnia. Łabędzie krzykliwe - w całym kraju populacja wynosi niewiele ponad 200 par, a w Wielkopolsce do tej pory jeszcze ich nie widziałem. Szczena mi opadła :) Szkoda, że były tak daleko i wspomniane szuwary utrudniały życie - foty więc mało wyraźne. Ale są. O dziwo cichutkie - łabędzie, nie foty :) A łyska gratis, bo wpadła w kadr.
Łyska i łabędzie
Łabędzie krzykliwe - w całej Polsce jest niewiele ponad 200 par tych ptaków
Mijanka głowa w głowę łabędzi krzykliwych
Nie mogło zabraknąć żurawi. Chyba nad gorczycą, bo na rzepak tak już trochę późno.
Parka żurawi
Żurawie nad gorczycą (chyba)
Lądujący żuraw
Oj, czuję się zadowolony z tej wycieczki i wyboru pojazdu :)

Reszta fotek. Dworek w Grzybnie, który aktualnie jest siedzibą szkoły...
Dworek w Grzybnie - aktualnie szkoła
...dowód na to, że płaskie też może być piękne...
Płaskie też może być ładne :)
...mój ulubiony kanałek obok Pecny, aktualnie wyschnięty...
Wciąż zielono!
Wyschnięty kanałek obok Pecny
...oraz, żeby nie było tak miło, Polska.
Polska wciąż
Od jutra znów codzienny kierad :/ Dobrze, że dziś można było po prostu być, nie mieć.


  • DST 55.30km
  • Czas 02:11
  • VAVG 25.33km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 256m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rezerwat "Trzcielińskie Bagno" oraz górskie źródło w Żarnowcu

Niedziela, 13 czerwca 2021 · dodano: 13.06.2021 | Komentarze 11

Pierwszym i głównym planem na dzisiaj było się wyspać. Udało się.

Drugim i już mniej istotnym planem było nie mieć żadnych planów. Pogoda nie zachęcała - wiało jak cholera, niebo było niepewne, jedynie temperatura (jakieś siedemnaście stopni) cieszyła.

Wspomniany wiatr wykluczył jazdę rozklekotaną szosą. Nie wyobrażałem sobie walki z podmuchami z przeskakującym napędem, więc Czarnuch był oczywistą oczywistością. A ja wpadłem na pomysł, żeby zrobić drugie podejście do Trzcielińskiego Bagna. Przy pierwszym popełniłem irracjonalny błąd, myśląc, że do rezerwatu pod Trzcielinem jedzie się od strony Trzcielina (jak mogłem?), tym razem byłem już lepiej przygotowany i z grubsza wiedziałem co i jak. Resztę zostawiałem żywiołowi.

Najpierw ruszyłem na południowy zachód, z Dębca przez Luboń, Komorniki, Szreniawę, Rosnówko, Dębienko do Dębna i Krąplewa, gdzie po przejechaniu pod "eską" w końcu trafiłem na właściwe ślady. Terenowe, błotne i piaszczyste. Prowadził mnie kierunkowskaz "żródełko", którego odwiedzać nie miałem, ale wyszło inaczej :) Przejechałem przez Wielką Wieś, udało się nawiedzić bagno (o tym za chwilę), następnie zaliczyłem Mirosławki, Tomice, Żarnowiec (też o tym poniżej), Podłoziny, a powrót to już asfaltowy odcinek z Dopiewa przez Dopiewiec, Palędzie, Gołuski i Plewiska do domu.

Fajnie się bawiłem, o czym za chwilę w fotorelacji. Te kilkanaście kilosów w terenie, gubienie się, kilka zakopań w piachu dobrze mi zrobiło i pozwoliło na resecik.

Zdjęcia. Na początek polne tereny zachodniego WPN-u, zdecydowanie mało popularnego, na szczęście :)
Polna sinusoida
Podobno Wielka Wieś. Mimo że nie wygląda :)
Przy drogowskazie do źródełka
Falujące pola
Na szlaku między bagnami a źródełkiem
Niełatwa droga do rezerwatu
Misja zakończyła się sukcesem - dotarłem do celu :) Nie jest to jakieś intuicyjne, ale jak się już wie co i jak, wydaje się banalne. Niestety były dwa minusy - byłem za późno (koszt wyspania się) na uchwycenie ptaków oraz sama wieża widokowa była zamknięta z okazji lęgu muchołówek. Na to zły być nie mogłem, to nie zakaz z powodu budowy kolejnej śmieszki, więc przyjąłem ze zrozumieniem. A i tak uważam miejsce za świetne.
Takich znaków powinno być więcej. Wszędzie :)
Przy tablicy informacyjnej na bagnach
Tablica informacjyjna, Trzcielińskie Bagno
Przy wjeździe do rezerwatu
Wieża widokowa na Trzcielińskich Bagnach
No peszek. Ale niech się pięknie lęgną
Trzcielińskie bagna
Wieża na bagnach od dołu
Kamera pilnująca wieży widokowej na bagnach
Jedynym "upolowanym" ptakiem była kania ruda. Skromnie i mało wyraźnie.
Szukająca jedzenia kania
Gdzieś tam kania ma dziób :)
Kania ruda w locie
Aha, no i bociek w Wielkiej Wsi :)
Bociek z Wielkiej Wsi
Potem, lekko na czuja, przez miejscówkę o ładnej nazwie Tomice :)...
W mojej imiennej miejscowości :)
...trafiłem do źródełka w Żarnowcu. To jest w ogóle mega ciekawostka, że aż polecę Wikopedią: "jedyne w Wielkopolsce źródło typu wywierzyskokowego. Woda naturalnie i samoczynnie wypływa na powierzchnię ze zbocza wzniesienia. W Polsce tego typu źródła występują tylko w Tatrach  na wyżynach jak np. Jura Krakowsko-Częstochowska. Od 1994 r. obiekt ten jest pomnikiem przyrody". I takie cudo mam jakieś 25 kilometrów od domu w Poznaniu :)
Jedyny w Wielkopolsce prawdziwy górski strumień, niecałe 25 kilometrów od Poznania, w Żarnowcu
Ukamieniona część źródełka w Żarnowcu
Zatoczka pod źródełkiem w Żarnowcu
Przy strumyku, Żarnowiec
Są też klimatyczne schodki na górę, co prawda prowadzące donikąd, ale i tak są spoko :)
Schody prowadzące na górę przy strumieniu w Żarnowcu
Szlak na górze w Żarnowcu
Powalone drzewo
Dobrze się bawiłem. Mimo zakazu na samej wieży swoje pozwiedzałem, w końcu mam jeden temat, który mnie gryzł rozkminiony. I nawet ten cholerny wiatr aż tak mnie dzisiaj nie wkurzał :)

Aha, wyjątkowo chciało mi się zrobić Relive. Jak zwykle namieszane nieźle w tym filmiku (źle zgrane miejscówki ze zdjęciami), no ale skoro jest to jest :)


  • DST 55.30km
  • Czas 01:52
  • VAVG 29.62km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 97m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

(Nie)wąsko :)

Środa, 12 sierpnia 2020 · dodano: 12.08.2020 | Komentarze 10

A miało być tak:

Krótki wypad na agro. Czas wolny. Okazja do wyspania się, odpoczynku, relaksu.

Taaaa... Pod warunkiem, że pies nie dostanie rozwolnienia z radochy. A Kropie właśnie to się zdarzyło.

No nic, nie ma tego złego. Po genialnym wieczornym widoku na spadające gwiazdy (Noc Perseidów na zadupiu ma swój klimat, niestety żeby ją uwiecznić trzeba mieć jakiś nieziemski sprzęt), trochę później, czyli o godzinie piątej minut trzydzieści, mogłem dzięki psiej sra... to znaczy problemach z żołądkiem, podziwiać z tarasu malowniczo podnoszące się mgły.
Godzina piąta, minut trzydzieści, czyli poranek w agroturystyce, Radzewice
Na rower miałem ruszyć wcześnie, ale się nie udało. Musiałem odespać.

Wyjechałem dopiero około 9:30, bez żadnego trybu :) Wiedziałem tylko, że jest gorąco, więcej niż pięć dych robić w związku z tym nie chcę, i mam zamiar pozwiedzać wschodnie rubieże. Znałem dwa krańce, nie do końca kojarzyłem środek. Start w Radzewicach bardzo mi się podobał, nie tylko z powodu klimatu wsi...
Wielkopolski sierpniowy tetris
...ale i tego, że jedzie się jakoś tak dziwnie. Do przodu, nie stając na pierwszych pięciuset metrach cztery razy na czerwonym :) Jednak mimo to nie chciałem cisnąć, jechałem powoli, nastawiony na zwiedzanie. Minąłem Trzykolne Młyny, Czmoniec, Orkowo (pozdro!), Niesłabin, Zbrudzewo, Śrem.... nie, nie. wrróćć, tam rowerem się nie pojawiam, szkoda zdrowia, więc skręt na północ, przez dziwne kopalniane tereny do Zaniemyśla. Przez śniegi, przy prawie plus 30 :)
30 stopni na plusie, ale na wszelki wypadek wzmocniłem ostrożność :)
A skoro Zaniemyśl, to jedna myśl: czas znaleźć tamtejszą wąskotorówkę. Tam bowiem znajduje się końcowa stacja Średzkiej Kolei Wąskotorowej. Na starcie, czyli w Środzie Wielkopolskiej, już byłem, nie mogłem odpuścić więc takiej okazji. Miałem szczęście - akurat czekała na odjazd, co prawda nie parowa, a spalinowa, lokomotywa (FAUR L45H, lub jak kto woli - Lvd2) rodem z Rumunii.
Stacją Średzkiej Kolei Wąskotorwej w Zaniemyślu
Rumuński wąskotorowy klasyk - FAUR L45H
Udało się wbić do środka :) Tak do lokomotywy...
W lokomotywie Lxd2, Zamienyśl
...jak i wagonów.
Wnętrze wagonu średzkiej wąskotorówki
Jest klimacik :)

Co mnie zdziwiło pozytywnie - sympatyczni ludzie. Pytanie o dojazd do kolejki wzbudzał ponadprogramową chęć pomocy, a gdy na chwilę zatrzymałem się jeszcze raz przy płocie śródedzkich wąskich torów, jeden z rowerzystów zapytał, czy może jakaś awaria i czy nie pomóc. Brawo.

Dalsza trasa to walka z asfaltami, które na odcinku Łękno - Jeziory Małe - Jeziory Wielkie - Prusowo - Biernatki - Bnin były rodem z Ukrainy. Na szczęście fajny klimacik sporo rekompensował. W Bninie znajduje się malownicze jezioro, ale oczywiście prywatne łapy już zrobiły swoje i dostać się nad nie nie jest łatwo. Znalazłem tylko jedną lukę. Czysto i cicho tam.
Kawałek Jeziora Bnińskiego
Muszle na plaży przy Jeziorze Bnińskim
Aha, kotki były do przygarnięcia.
Kotki do wydania się reklamują
Po drodze zainteresował mnie jeszcze dworek, chyba w Prusowie.
Dworek w Prusinowie
Kórnik to już znane światy. Nic nowego mnie tam nie spotkało - zamek, promenada, stateczek na jeziorze, świniak :)
Zamek w Kórniku
Promenada nad Jeziorem Kórnickim
Statek płynący po Jeziorze Kórnickim
Świński cokół :), Kórmik
Czekając na światłach zakodowałem, że gminą partnerską Kórnika jest Bukowina Tatrzańska. Tutejsi urzędnicy muszą być zachwyceni okazją do testowania halnego :)
Gminy partnerskie miasta Kórnik
A na miejscu klasyczne klasyki...
Bocian lecący wprost nad głową, Radzewice
...no i Kropka :)
Ta kropka to... Kropka :), Radzewice
Relive TUTAJ.

Nadrabianie BS-a opóźni mi się o co najmniej jeden dzień. Ale to zrobię, obiecuję :)


  • DST 53.20km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.50km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 265m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kierunek: żelastwo

Piątek, 20 marca 2020 · dodano: 20.03.2020 | Komentarze 23

Kolejny dzień ogólnopolskiej ”kwarantanny”. Czytaj: na mieście korki może nie takie, jak w zwykły dzień tygodnia, ale już jak rano w sobotę – owszem. No ale trochę to zrozumiałe – nadeszły paskudne czasy, gdy lepiej jest jeździć samochodem niż komunikacją publiczną. Na szczęście rower pozostaje wciąż poza wszelkimi kategoriami :)

Aha, z informacji z trochę dalszej niż poznańska perspektywa – koronawirus dotarł do Jeleniej Góry :/ Okazało się, że jej nosicielem jest 71-letni emeryt, który dorabiał sobie w PKS-ie kursami na trasie do Szklarskiej Poręby. Brawo.

Co do dzisiejszego kręcenia – wiało z północny, tamże więc się udałem. Czyli calutki Poznań z dołu na górę i z góry na dół musiał zostać zaliczony. Na szczęście Wartostrada trochę ułatwiła to zadanie. Wyszedł więc taki oto ”tamponik”: Dębiec – Wartostrada – Chemiczna – Gdyńska – Koziegłowy – Czerwonak – Owińska - Bolechowo – Promnice – Biedrusko – Radojewo – Naramowice – Lechicka – Wartostrada – Dębiec.

Miałem chwilę czasu, więc pozwiedzałem sobie po raz kolejny okolice pałacu w Biedrusku. Cisza, spokój, żelastwo stoi jak stało. W sumie fajny klimat.
Część tylna - Pałac Biedrusko
Podpórka fontannowa - Pałac Biedrusko
Rzeżba, zbliżenie - Pałac Biedrusko
Od strony parku - Pałac Biedrusko
Świątynia dumiania - Biedrusko
Brama wjazdowa - Pałac Biedrusko
Istne oblężenie - Pałac Biedrusko
Maszynka do zabijania - Pałac Biedrusko
Taki mały, taki duży... - Pałac Biedrusko
Żaba jakaś ogromna - Pałac Biedrusko
Antek od tyłu - Pałac Biedrusko
Dinozaury są wśród nas - Pałac Biedrusko
W Owińskach zatrzymałem się, żeby obejrzeć ruiny po byłym szpitalu psychiatrycznym, o dość mrocznej przeszłości (zamordowanie jego pacjentów przez Niemców w ramach akcji T4 podczas II Wojny Światowej). Niestety, ciężko ująć ten obiekt.
Ruiny szpitala psychiatrycznego - Owińska
Pytanie do Marcina (BS-owy Lapec): wiem, że jako miłośnik GKS-u darzysz wielkim uczuciem Ruch Chorzów. To Twoje dzieło? :)

No i jak zwykle jadąc odcinkiem Owińska – Bolechowo – Promnice – Biedrusko musiałem walczyć z debilnymi zakazami jazdy rowerem oraz abstrakcyjnymi, kostkowymi śmieszkami. Miałem więc czas, żeby zdobyć koronny (nomen omen) argument, że zagrażają one zdrowiu i życiu. Jak bowiem zachować odległość metra na czymś, co samo ma niespełna tyle? Ha! :)


Aha, faktycznie budują to, co widziałem jakiś czas temu u Kamila – objazd brukowanego odcinka Wartostrady na wysokości Śródki. Pomysł świetny, zdecydowanie ułatwi życie.


Kolejne dni zapowiadane są jako zimne i wietrzne. Ma to jeden plus - ludzkość może się w końcu pozamyka w chałupach.


  • DST 55.10km
  • Czas 01:58
  • VAVG 28.02km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 273m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rowerowo odfajkowane i poznańsko popyrowane

Niedziela, 6 października 2019 · dodano: 06.10.2019 | Komentarze 13

Pierwotnie miałem pomysł na sporo treści pisanej do tego wpisu, ale że założenia swoje, a życie swoje, to dziś będzie więcej obrazków, do tego niewiele rowerowych. Myślę, że i tak mało kto będzie narzekał :) Poza tym jest na tyle późna pora, że bełkot wyszedłby z tego większy nawet niż zazwyczaj :)

Ale pokrótce o kręceniu coś napisać trzeba. Miejmy więc to za sobą. Wykonałem dość męczącą, bo w znacznej części miejską rundkę (o dziwo, mimo niedzieli niehandlowej, ruch spory, a światła jak zwykle swoje) na północ, czyli z Dębca przez Górecką, Hetmańską, Grunwald, Jeżyce, Golęcin, Obornicką, Suchy Las, Morasko, Radojewo, Biedrusko, Promnice, Bolechowo, Owińska, Czerwonak, Koziegłowy, Gdyńską, Bałtycką oraz Wartostradę do domu.

Było zimno, z ciężkim powietrzem, więc ślamazarnie. Za to bardzo słonecznie, co przy niskich temperaturach cieszy.
Śmieszka - jak zwykle - psuje widok
W tle Dziewicza Góra, Radojewo, Poznań
Zjazd z poznańskiego Moraska do Suchego Lasu
A na popołudnie mieliśmy ustawioną z przyjaciółmi wycieczkę do... muzeum. Ale nie byle jakiego, tylko takiego, w którym jeszcze moje cztery litery nie miały okazji przebywać, co - jak się okazało - było zdecydowanym błędem. Bowiem Muzeum Narodowe Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie, wbrew nazwie, okazało się fascynującym i mega ciekawym miejscem. Normalnie perełka. Do tego o zadziwiającej objętości, bo hektarów jest tam od groma. A okazją była świetna impreza, czyli "Poznańska Pyra" - święto tytułowej bulwy. Można było nie tylko posłuchać czystej gwary, zobaczyć chodzące ziemniaki, zjeść pyszny, wypiekany w zabytkowych piecach chleb, wziąć udział w wykopkach, ale też zobaczyć wiele, wiele świetnych eksponatów. No i nikt nie robił problemu z obecności Kropy - wręcz przeciwnie, panie z pewnej fundacji animalnej nawet stwierdziły, że była najładniejsza ze wszystkich obecnych tu czworonogów :)

Oto galeria:
Poznańska Pyra, Muzem w Szreniawie
Hotel dla owadów, Muzem w Szreniawie
Piec do wypiekania chleba, pysznego zresztą - Muzem w Szreniawie
Istna łapanka, Muzem w Szreniawie
Maszyna z kosmosu, Muzem w Szreniawie
Hamaki-kokonaki, Muzem w Szreniawie
Opiekunka grochówki, Muzem w Szreniawie
Owca-buzi, Muzem w Szreniawie
E tam, sztywniak jakiś - Muzem w Szreniawie
Istne tur-tury, Muzem w Szreniawie
I po co nam te współczesne bloki?, Muzem w Szreniawie
Jajo było pierwsze, w kurze, Muzem w Szreniawie
Kot muzealny, stoicki, Muzem w Szreniawie
Px49, z pochodzenia Ślązak, Muzem w Szreniawie
A niby za komuny były tylko PGR-y, Muzem w Szreniawie
Aż się prosi o jakieś zaprószenie :), Muzem w Szreniawie
Kiedyś codzienność, dziś rarytasy, Muzem w Szreniawie
Warszawski dzień, Muzem w Szreniawie
Syrena w klasyku największym, Muzem w Szreniawie
Żuk żukowi dobrze żuczy, Muzem w Szreniawie
Zacny okaz w służbie OSP Łęg (?)
Cokolwiek to jest, miażdży, Muzeum w Szreniawie
Największą jednak atrakcją, jak na mój skromny gust, była działająca Hipolina, czyli ponad stuletni, wciąż jeżdżący lokomobil z zakładów Cegielskiego. Kopcił jak cholera, głośny koszmarnie, ale to sprzęt z duszą, w przeciwieństwie do większości aktualnie produkowanych puszek.
Wielkopolskie klimaty, dziś retro, Muzeum w Szreniawie
I jeszcze raz - parowóz do wykopków, genialne, Muzeum w Szreniawie
Lokomobil od Cegielskiego, Muzeum w Szreniawie
Stulatkowi wciąż świeci słońce, Muzeum w Szreniawie
Nie mogło zabraknąć też - a jak - poszukiwań okazów rowerowych. Się znalazły, oczywiście :)
Powrót do przeszłości, Muzem w Szreniawie
W XIX wieku to mieli gust, Muzem w Szreniawie
Zresztą trafiła mi się okazja nie byle jaka, bo dopytania mistrza bicykla o tematykę wymiany dętek w pewnym sprzęcie. Jak się okazało - nieistniejącą, bo wielkie koło dętki nie posiada, tylko jest wypełnione gumą. Podobno patent się sprawdza niezawodnie, ale dość często trzeba centrować koła.
W pełnej krasie, Muzem w Szreniawie
Ostro w zakręt, Muzem w Szreniawie
Kaskaderka niejedno ma imię, Muzem w Szreniawie
Magik bicyklowy, Muzem w Szreniawie
No i na sam koniec wpadł jeszcze spacerek po WPN-ie, podczas którego wreszcie miałem okazję wejść na wieżę widokową, czyli do Mauzoleum Bierbaumów. Szkoda, że ludzi było sporo, więc nie dało się zrobić "czystego" zdjęcia, ale za to wstęp był o dziwo darmowy.
Mauzoleum Bierbaumów w Szreniawie
Płasko, płasko, ale sympatycznie
Widok z sieży w Szreniawie
Standardowo :), lasy WPN-u
Fajny, dość intensywny dzień, który z założenia miał być odpoczynkiem, a w praktyce - padam na ryj :)


  • DST 107.00km
  • Czas 03:29
  • VAVG 30.72km/h
  • VMAX 57.30km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 445m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Seta kościelna, czyli miś na dziś

Środa, 7 sierpnia 2019 · dodano: 07.08.2019 | Komentarze 19

Za zrobienie jakiegoś wspólnego dystansu z kolegą BUS-em wstępnie zbieraliśmy się od jakiegoś czasu, ale wciąż nie pasował któryś z terminów. W końcu jednak udało się zgrać i na wolną środę zaplanować wypad. To znaczy wrrróćć, ja tylko dałem znać, że mi pasuje, ustaliliśmy, że robimy stówę, mamy na nią ze wszystkim maks cztery godziny, a wybór szlaków zostawiłem towarzyszowi, który z natury nie rusza się z domu bez zamiaru zrobienia czegoś w granicach 100+.

Zbiórka została ustalona na punkt dziewiątą rano i niczym w zegarku każdy z nas pojawił się o tej godzinie na Rondzie Śródka (dotarłem tam oczywiście głównie Wartostradą), z którego bez zbędnych formalności udaliśmy się na wschód, czyli ulicą Warszawską, a następnie wzdłuż DK92. I tu, jako że z BUS-em jechałem już któryś raz, dość intuicyjnie poszła nam synchronizacja sposobu jazdy - ja, który jednak wolę zatrzymywać się na czerwonym, chcąc nie chcąc stawałem, a kolega mający do tego tematu, hmm, bardziej luźne podejście, swoimi sposobami mijał skrzyżowania. I każdy był zadowolony, bo jeden mógł oszczędzać siły na dalszą drogę, a drugi (to ja!) z musu cisnąć na pedały, żeby nadrobić różnicę :)

Tak było przez jakieś trzydzieści kilometrów - w tym czasie udało się minąć Swarzędz, Jasin, Paczkowo, Kostrzyn, Siedlec i dotrzeć do Nekli, gdzie nastąpił pierwszy przystanek. I to... przy kościele. Ale za to jakim! Na tyle specyficznym, że aż żal było go dokładnie nie obejrzeć, bo bardziej przypomina cerkiew niż typowe katolickie świątynie.
Elementy lekko obce :) - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Po zaparkowaniu udało się wyhaczyć pewnego jegomościa koszącego trawę dookoła przybytku. A skoro już tam był, to nie omieszkałem zapytać, czy zamknięty kościół na pewno musi być zamknięty :) Okazało się, że niekoniecznie, owym jegomościem okazał się (sprawdziłem potem w necie, bo był w cywilu) proboszcz, który sam z siebie poleciał na plebanię po klucze i od strony zakrystii wprowadził nas do środka. A tam wiele smaczków, które naprawdę warto zobaczyć, zaczynając od rozet, przez bardziej klasyczne witraże, aż po zabytkowe obrazy, zawierające interesujące wschodnie motywy.
Zabytkowy ołtarz - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Rozeta cud-miód - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Zabytkowy obraz ze wschodnimi wpływami - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Czarno to widzę - kościół w Nekli
Kolejny przykład maestrii w tworzeniu witraży - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Co ciekawe, budynek nie jest specjalnie stary, bo budowany w latach 1899-1901, na miejscu drewnianej świątyni z XVIII wieku, jednak większość elementów pochodzi właśnie z tamtego okresu. Oprowadzający nas duchowny okazał się całkiem dobrze zorientowany, za co mu chwała, jak i za samą chęć pokazania tego, co najciekawsze. Rzadko chwalę za coś księży, więc tym bardziej brawa :)

Jedyne, co pozostało zagadką, to pytanie: skąd pomysł na taki bizantyjski wygląd?
Widok od wschodu - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Część pułudniowo-zachodnia - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Ukrzyżowanie - Kościół św. Andrzeja Apostoła w Nekli
Grobowiec przy kościele w Nekli
Trochę czasu zeszło, trzeba było więc lekko przyspieszyć - do kolekcji zdjęć doszedł jeszcze tylko zabytkowy sprzęt przy niekielskim OSP...
Sikawkowość zaawansowana - OSP Nekla
...a my świetną leśną drogą dotarliśmy do Czerniejewa, gdzie oczywiście nie zamierzaliśmy korzystać z polskiej myśli technicznej.
Polska myśl techniczna :/ - Czerniejewo
Zabawy kątomierzem - Czerniejewo
Całkiem imponujący kościół Jana Chrzciciela został tym razem ominięty...
Kośćiół Jana Chrzciciela w Czerniejewie
...lecz pałacu w Czerniejewie olać się, co zrozumiałe, nie dało. Przepiękny kompleks budynków, które powstawały od 1771 roku, wciąż robi wrażenie, choć ostra renowacja by się przydała, nie ma co ukrywać :)
Zabytkowa brama wjazdowa - Pałac w Czerniejewie
Wozownia, teraz restauracja - Pałac w Czerniejewie
Schody by się przydało odnowić - Pałac w Czerniejewie
Jednak i tak najbardziej urzekł mnie zagadkowo brzmiący Szlak Misiów, który odkryłem za mostkiem, sugerując się podróbą Uszatka :)
Mostek dla misiów :) - Czerniejewo
Zagadkowo brzmiący Szlak Misiów - Czerniejewo
Z daleka jak Uszatek :) - Czerniejewo
Dalsza część trasy to znów znakomity asfalt oraz wynalazki, których się wystrzegaliśmy.
Dalszy ciąg złego zła :) - trasa do Pobiedzisk
Przez Wierzycę i wieś idealną dla propagandystów pewnej rządzącej partii...
Wieś idealna dla wieców pewnej partii :)
...dojechaliśmy do Pobiedzisk, w których nakarmione zostały żappsy, do tego w cenach promocyjnych :) A dalej już świetna trasa przez Puszczę Zielonkę do Tuczna. Tamże zobaczyłem jedne z piękniejszych koni, jakie zdarzyło mi się "upolować".
Przepiękne konie - Puszcza Zielonka
Końcówka, czyli ostatnie 25 kilometrów, to już dobrze objeżdżone rejony - Karłowice, Wierzonka, Kobylnica, Janikowo, Bałtycka, Główna i do Śródki, gdzie nastąpił rozjazd - mnie czekał jeszcze kawałek po bruku i potem Wartostradą do domu.

BUS - dzięki za walkę, motywację do sety oraz za pomysł na trasę, było ciekawie, do tego udało się zdobyć "bonusa" w postaci kompleksowego odwiedzenia kościoła w Nekli, pustego, czyli najciekawszego. Wiatr momentami był upierdliwy, ale jakoś udało się wycisnąć przyzwoitą średnią. Szkoda tylko, że pod koniec już łeb mi pękał, bo zrobiło się dla mnie zdecydowanie za ciepło. Na całe szczęście udało się przejechać bez zagrożenia burzami - te przyszły do Poznania dopiero po południu.

Zdecydowanie pozytywny wyjazd :)

Poniżej trasa, a Relive TUTAJ.