Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197028.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.89 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2021

Dystans całkowity:1738.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:62:14
Średnia prędkość:27.93 km/h
Maksymalna prędkość:70.60 km/h
Suma podjazdów:4662 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:56.07 km i 2h 00m
Więcej statystyk
  • DST 62.60km
  • Czas 02:05
  • VAVG 30.05km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 142m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiosennie i trznadelsko

Środa, 31 marca 2021 · dodano: 31.03.2021 | Komentarze 14

Wiosny ciąg dalszy. Nie mam zastrzeżeń póki co - nie ma upałów ani mrozu, nie pada, wieje już trochę słabiej, normalnie ideał w dzień roboczy. W sumie dobrze, że na weekend pogoda ma się spieprzyć, przynajmniej jest szansa, że część ludzi, którzy nie wiedzą jak się zachować w lesie czy na rowerze odpuści sobie tam bytność i aktywność.

Dzisiaj znów rundka przed pracą, na południową pętelkę: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina -Żabno - Żabinko - Baranowo - Sowiniec - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Dzisiaj żadnej ropuchy, ani nawet żaby nie spotkałem :) Trzeba było więc skupić się na ptactwie, z którym też za różowo nie było. Jedynie trznadel zgodził się grzecznie pozować przez chwilę.
Dumna autoprezentacja trznadla
Trznadel ukrywa się za gałązką
Trznadel skrętogłów :)
Niestety szczygieł pokazał zaledwie kawałek dzioba :)
Szczygieł wygląda zza drzewa
Szpakowi za to trzeba przyznać, że miał parcie na szkło.
Szpak na gałęzi
Oczywiście nie mogło mnie zabraknąć w ulubionym lesie.
Klasyczne miejsce na relaks, nawet szosą
Zielono mi
Kawałek nieba
W Luboniu powstała świąteczna wystawka. Znów przy Ośrodku Kultury, co w tym miasteczku brzmi jak oksymoron :) Choć przyznać trzeba, że całkiem zgrabnie to wygląda.
Świąteczna wystawka pod centrum kultury w Luboniu
Jajoryb w Luboniu :)
Dystans zwiera dojazd do pracy. A przed nią jeszcze udało się wiosennie wybiegać Kropę po osiedlu. Psu się nawet uszy z wrażenia wyprostowały :)
Wiosna!!! :)


  • DST 63.40km
  • Czas 02:12
  • VAVG 28.82km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 164m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ropusznie :)

Wtorek, 30 marca 2021 · dodano: 30.03.2021 | Komentarze 13

W końcu prawdziwa wiosna! Ładnie, słonecznie, tylko niestety wciąż wietrznie, co na polach było zdecydowanie zbyt odczuwalne.

Wyruszyłem dość późno, bo w okolicach wpół do dziesiątej - dzisiaj mogłem sobie pozwolić bowiem przyjechać do pracy ciut później. Więc skorzystałem.

Trasa, jak to ostatnio bywa, polno-zachodnia: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Początkowo byłem zmartwiony brakiem obiektów do focenia. Nawet na drodze do sprawdzonych w tym względzie Lisówek pustki. Ale jednak warto był do nich pojechać, bo w samej wsi napotkałem żywy dowód na to, że wiosna przyszła. O taki:
Druga parka samobójców na asfalcie :)
I taki (bo to druga parka):
Ropusza parka numer jeden
Ropuchy szare, jak gdyby nigdy nic, wygrzewały się na samym środku asfaltu, co prawda takiego mało uczęszczanego, ale po widoku kilku placuszków leżących nieopodal wiedziałem, iż nie jest to najlepszy pomysł. Pomogłem więc bezpiecznie przetransportować się jednym i drugim zalotnikom na drugą stronę, czyli w kierunku jeziora. Musiałem też zatrzymać jednego kierowcę, bo pędził bez opamiętania. Misja się udała :)
Motywacja do zejścia z ulicy w końcu zadziałała :)
Odpoczynek w trawce
W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku odjechałem :)

Z mniej wiosennych zwierzaków wpadły jeszcze sarenki...
Zaspane stadko
...które jeszcze nie wiedzą, że z początkiem maja ich spokój się skończy, bo mendy z flintami zaczną swój "sezon" na mordowanie. Eh, jak ja bym chętnie otworzył okres polowań na myśliwych, niech losują, który na ambonie, a który na polu, niech się potem chwalą na tych swoich forach dla zwyrodnialców kto przeżył i jakie fajne uczucia im towarzyszyły podczas porannego wyczekiwania na grubego człowieka. Co, zły pomysł? :)

Rozmarzyłem się :) Wracamy do sedna. W Komornikach sprzed koła uciekła mi wiewiórka, więc pogoniłem za nią, ale schowała się z tyłu budynku i niewiele mogłem zrobić. Wpadły więc tylko trzy niewyraźne foty i tyle ją widziałem.
Rudzielec chowa się w cieniu
Niestety ostrości ustawić nie zdążyłem
Wiewióra dorwała orzech
Rowerowe zdjęcie znów przy ulubionym drzewie...
Chwila pod ulubionym drzewem
...i jeszcze scenka rowerowa z Dopiewa/Dopiewca. Jak zwykle jechałem twardo asfaltem, olewając kostkową śmieszkę...
Z tą śmieszką mi nie po drodze, a jak się okazało, auto na końcu to Straż Miejska :) Na szczęście bez konsekwencji, Dopiewo
...a tu niespodzianka: to auto widoczne daleko po lewej to Straż Miejska. A kawałek dalej... policja :) Na szczęście byli w trakcie czynności, więc mi się upiekło. To, jak i komin w zębach, zamiast na nosie. Który jak wiadomo i tak jest nielegalny :)

Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 52.30km
  • Czas 02:02
  • VAVG 25.72km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 185m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jak sójka za... Osową Górę :)

Poniedziałek, 29 marca 2021 · dodano: 29.03.2021 | Komentarze 11

Zbierałem się rano na rower jak tytułowa sójka za morze. Aż w końcu zaczęło padać. W sumie i tak miało, więc była to jedynie odroczona egzekucja :)

Na szczęście deszcz nie był jakiś wielki - raz kilka kropel, raz mżawka plus, raz opad mocniejszy, jednak mimo wszystko Czarnuchowi niestraszny.

Trasa to południowo-zachodnie w tę i z powrotem: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo Stare - Bolesławiec. Tam nastąpiła nawrotka.

Wjechałem sobie od strony Puszczykowa na Osową Górę. Dawno mnie tam nie było. Na miejscu czekała na mnie wspomniana w pierwszym akapicie sójka, próbująca ukryć się za gałęziami. Nie ze mną te numery :)
Sójka schowana za gałęziami
Problemy ze wzrokiem nawet sójki nie ominą :)
A po drugiej stronie , na szczycie budki, obserwowała mnie pliszka siwa. Fajnie, że znów ją/je widzę :)
Pliszka siwa z przodu
Pliszka z otwartym dzióbkiem
Pliszka zerka spod ogona :)
Chwilę sobie postałem...
Punkt widokowy na Osowej Górze
...i ruszyłem na Pożegowską wykonać zjazd. Lubię to :)
Przed zjazdem Pożegowską, Mosina
Widok na Mosinę z ulicy Pożegowskiej
Specjalnie skierowałem swe koła do Bolesławca, wciąż licząc na podejrzenie stadka danieli. Niestety, wciąż ich nie ma :/ Znów musiały wystarczyć króliki. Jeden znów małpujący Krppę :)
Czujny uszatek
Głodomór :)
W trakcie powrotu wpadły sarenki...
Stadko saren w okolicach Dymaczewa
Sarenek nikt nie zaskoczy!
...i czapla biała. Dzień doberek pani :)
Czapla biała w deszczu
Jak na deszczowy dzionek jestem zadowolony. Ale do pracy już rowerem nie jechałem.


  • DST 56.50km
  • Czas 02:01
  • VAVG 28.02km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 159m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Złodzieje czasu

Niedziela, 28 marca 2021 · dodano: 28.03.2021 | Komentarze 14

Nadszedł jeden z najbardziej znienawidzonych przeze mnie dni w roku. Ten, w którym złodzieje zabierają mi godzinę cennego snu w imię przywracania nienaturalnego dla naszej szerokości geograficznej czasu letniego. Żeby nie było - do zmiany w drugą stronę nic nie mam :)

Dzisiaj dodatkowo skumulowały się nieszczęścia, bo wyjątkowo niedzielę miałem pracującą, czyli tragedia podwójna. No ale jakoś radzić sobie trzeba, więc wstałem o kosmicznej 6:30 (bo taka de facto była, nie ma się co oszukiwać, nawet jeśli na zegarku było o jedną godzinę do przodu) i trochę później wyruszyłem na rower. W poczuciu niesprawiedliwości :)

Trasa zachodnia: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Wiało mocno, co prawda słabiej niż wczoraj, ale na polach wystarczyło do zmasakrowania, więc średnia była dziś nieistotna. Tak samo jak ziewanie podczas jazdy :)

Fotek mało, bo kiedy je robić, jeśli złodzieje grasują? :) Wpadł zawiany trznadelek...
Lekko zmierzwiony trznadel
...kolejny potrzeszcz...
Kolejny napotkany potrzeszcz
...oraz sarenki.
Czujne (jak zwykle) sarenki
Na chwilę zatrzymałem się dłużej jedynie na ten widok, może mało zachęcający. Ale tam właśnie ukrył się myszołów-sadownik :)
Ukryty myszołów pilnuje sadu (do wypatrzenia)
Zbliżenie na myszołowa-sadownika :)
Widok na WPN o godzinę za wcześnie
Dojazd zawiera dojazd do pracy. W półśnie :)


  • DST 52.25km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.03km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 176m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wietrznie i przeddrezynowo

Sobota, 27 marca 2021 · dodano: 27.03.2021 | Komentarze 13

W całej Polsce dziś zapewne wiało jak cholera, więc mam nadzieję, że nie będę musiał się tłumaczyć, że tak było i pod Poznaniem :)

Tyle wstępu. Jak się jechało przez dwie trzecie drogi można się domyślać - najpierw wiatr w pysk, a potem z boku, zdecydowanie zbyt spychająco. Dopiero od Stęszewa było zdecydowanie lepiej, dzięki czemu udało mi się sporo nadrobić. Ale i tak kilka razy mną rzuciło.

Trasa to dawno nie wykonywane "kondominium": Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Dębienko - Trzebaw - Rosnówko - Szreniawa - Komorniki - Poznań.

Ku mojemu zadowoleniu przyuważyłem przygotowania do otwarcia sezonu Mosińskiej Kolei Drezynowej. Na razie ekipa udrażnia szlak (a podobno jest co robić, podpytałem), ale na okres poświąteczny będzie już można szykować mięśnie nóg i rąk. Na razie miałem tylko okazję cyknąć fotkę przy szopie.
Rowerowe selfie z drezynką, Mosińska Kolej Drezynowa
Ręczna drezyna przy szopie, Mosinska Kolej Drezynowa
Chcąc nie chcąc musiałem się potelepać śmieszką od Dymaczewa do Witobla. Oczywiście zakaz jest obowiązkowym elementem polskiego krajobrazu.
DDR-ka może i fajna, ale ten zakaz taki smutno-polski
Do zwierzaków nie miałem szczęścia. Tylko "polne" łabędzie patrzyły na mnie z wyrzutem, że je podglądam :)
Łabędzie na polu
A ten co się na nas patrzy?
Tyle o jeździe, lepiej tematu dalej nie rozwijać, tym bardziej, że ledwo zdążyłem przed deszczem. Więc jako uzupełnienie spacer po Dębinie z Kropą. Dobrze, że padało, bo przynajmniej było pusto. Weekendowe spieprzenie się pogody ma swoje plusy :)
Z maczetą przez dżunglę :)
Ptasi kącik na dziś. Jeden, jedyny samiec gągoła...
Samiec gągoła
Gągoł zerka podejrzliwie
...zięba, ledwo widoczna w szarzyźnie...
Zięba w szarzyźnie
...nieśmiała bogatka, najpierw kryjąca się w płocie, a potem robiąca na drutach...
Nieśmiała bogatka schowana w płocie
Bogatka robi na drutach :)
...oraz kowalik. W końcu na jakimś kolorowym tle.
Kowalik na drzewie


  • DST 63.20km
  • Czas 02:05
  • VAVG 30.34km/h
  • VMAX 52.70km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 142m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ładniusio, ale i gazeciarsko

Piątek, 26 marca 2021 · dodano: 26.03.2021 | Komentarze 13

W końcu pogoda dała żyć. Dzisiaj nie mam na co narzekać, piszę to z pełną odpowiedzialnością, proszę zanotować :)

Wyjazd poranny, przed pracą. Wiatr z południa, o dziwo sprawiedliwy, za co mu chwała. No i ciepło, nawet trochę za ciepło ja na strój, który sobie wybrałem. Ciężko się póki co ogarnąć w temacie. 

Trasa południowa: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Żabinko - Żabno - Baranowo - Krajkowo - Baranowo - Sowiniec - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Dobrze się jechało jak na marzec, muszę przyznać. Oby częściej tak bywało.

Opisywałem ostatnio sytuację z gazeciarzem w Mosinie, dziś mam podobną, ale z Lubonia (no bo skąd?). Cała akcja wyprzedzania z zachowaniem odległości równej szerokości zagłodzonego pantofelka (pierwotniaka, nie buta) odbyła się przed głównym rondem, a że jechałem szosą to się spiąłem i dogoniłem zabójczy obiekt na światłach. Myk na sąsiedni pas, klasyczny, lekko sugerujący dwuznaczność gest kciukiem oraz wskazującym i czekam, aż waćpan zareaguje. Za kółkiem znów wąsacz, na oko wiek gdzieś między AstraZeneca a Pfizerem. Dobre pół minuty zajęło mu odnalezienie przycisku do otwierania szyby. Ale w końcu się udało. Z tyłu rozparta wygodnie matrona. Zagaduję przyjaźnie:

- Wyprzedził mnie pan przed chwilą tak, że mało nie zginąłem.

Cisza. Oczka patrzą, szukając inspiracji. Zwoje mózgowe zapewne parują. No to dodaję pytanie ratunkowe:

- W jakiej odległości powinno się wyprzedzać rowerzystę?

Coś załapało. Nastąpiła riposta:

- A jaka to jest droga?
- Jak to jaka? Publiczna.
- Ale nie dla rowerzystów!

Tym razem to mnie zatkało. Stwierdziłem, że dalsza wymiana argumentów nie ma sensu, kazałem zamknąć szybkę, puknąłem się w czoło i odpuściłem. Z mentalnością troglodyty się nie wygra. Mam nadzieję, że chociaż dałem mu do myślenia i przynajmniej nikogo nie zabije. No i ile można takich sytuacji w życiu zaliczać? 

Czas na fotki. Mój las wciąż stoi. Z akcentem na "wciąż", bo żyjemy w Polsce.
Las w słońcu
Sztachnąć się lasem
To samo z ulubionymi terenami zalewowymi w Baranowie i Krajkowie.
Chwila sielskości we wsi Baranowo
Rozlewy Warty
Żadnych nietypowych ptaków dzisiaj nie wypatrzyłem. A rozglądałem się wszędzie, kilka razy nawet zatrzymując niepotrzebnie, co wpłynęło negatywnie na średnią, w sumie dziś nienajgorszą. Klasycznie żurawie...
Całkiem spore stadko
Zbliżenie na żarłoki
Lecący żuraw
Myszołów też ledwo uchwycony, bo był daleko, a poza tym akurat zaszło słońce,
Myszołów na drzewie, pechowo akurat słońce zaszło
Co chwilę nad kaskiem latały mi stada szpaków...
Szpaki na niebie
No i w końcu udało mi się przyjrzeć bliżej potrzeszczowi. Poznałem go tylko po dziobie, bo z tymi wróblowatymi, trznadlami, drozdami i innymi słowikami zgłupieć można, tak ciężko je odróżnić. Ten ma przynajmniej fajne oczka i się ładnie uśmiecha :)
Potrzeszcz od brzuszka strony
Dość spokojny potrzeszcz
Słodko uśmiechający się potrzeszcz
Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 61.80km
  • Czas 02:11
  • VAVG 28.31km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 175m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nijakość

Czwartek, 25 marca 2021 · dodano: 25.03.2021 | Komentarze 18

Dzisiaj tylko w tę i z powrotem, bo dzień zalatany i czasu na kombinacje nie było. 

Trasa południowo-wschodnia: Dębiec - Las Dębiński - Minikowo - Starołęka - Czapury - Wiórek - Sasinowo - Rogalinek - Rogalin - Świątniki - Radzewice, gdzie jak zwykle nastąpiła nawrotka.

Pogoda dziwna - niby wiatr się uspokoił, ale ani przez sekundę pomóc nie chciał, niby słonecznie, a zalegała jakaś warstwa mgiełki albo smogu, która powodowała, że widoczność była taka sobie.

Nawet zwierzaki się gdzieś pochowały. A specjalnie, mając chrapkę na jakieś foty, jak zwykle zaparkowałem sobie w porcie w Radzewicach.
Nieśmiałe słońce nad portem, Radzewice
Łódeczka w zamglonym porcie w Radzewicach
Tam jedynie bardzo wysoko na niebie latała sobie kania ruda, ale nie udało mi się wykonać żadnego dobrego zdjęcia. Złośliwa ustawiła się centralnie pod samym słońcem i nawet nie widziałem czy ją widzę :)
Kania ruda, niestety strasznie niewyraźna, robiona na ślepo :/
Kania ruda na chwilę w poziomie
No i jeszcze obowiązkowe obrazki z wycinki. Szykują się gnoje na kolejne rzuty. Przy okazji znów zauważyłem, że walcząc z monokulturą, sadzą kolejne monokultury, kolejnych iglaków. Ma to sens.
Lasy Państwowe walczą z monokulturą sadząc... kolejną monokulturę
Wycinka. wycinka, czyli Polska, mieszkam w Polsce...
No i jeszcze słówko o konferencji - póki co nie jest źle, bo nie zakazano nam oddychać. Można to wciąż robić, nawet w lasach. Jednak najbardziej mnie ujął nasz kochany jedyny na świcie premier, który wygrał z koronawirusem, zwracający się najpierw do opozycji, żeby nie toczyła walk politycznych, żeby po chwili jechać z nią równo podczas tego samego wystąpienia. Nie ma co, takich dyplomatów nam trzeba :)

Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 61.50km
  • Czas 02:05
  • VAVG 29.52km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 158m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bezróżnicowo

Środa, 24 marca 2021 · dodano: 24.03.2021 | Komentarze 14

Czym się różnił dzisiejszy wypad przedpracowy od wczorajszego? Tylko jednym debilem, który w Rosnowie wjechał mi dostawczakiem pod koła. Dopiero moje głośne "motyla noga, co za prezydent RP!" go zatrzymała i w ostatniej chwili mnie przepuścił. Poza tym niczym. No dobra, słowa nie były dokładnie te, ale zadziałało :)

Różnicą był jeszcze środek transportu - T-rek(s), wciąż lekko poobijany, zamiast Czarnucha.

Trasa znów zachodnia: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcoelin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Goluski - Plewiska - Poznań.

Skromnie ze zwierzakami. Zresztą wszechobecna szarość nie zachęcała i nie motywowała do specjalnego rozglądania się. Udało się wypatrzyć jedynie jednego samotnego żurawia.
Chwila na spacerniaku :)
Żuraw mnie obserwuje
No a tak brzydko było:
Zachmurzone pola w Lisówkach
A rano podczas wyprowadzania psa udało mi się jeszcze znaleźć Kropie bratnią duszę :) Kawka wyszła niewyraźnie, ale uchwycić się jakoś dała.
Gdyby mój pies był kawką... :)
Jutro mają być ogłoszone nowe obostrzenia. Najważniejsze już wiadomo - kościoły pozostaną otwarte. A reszta? Kto by się tym przejmował...

Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 61.50km
  • Czas 02:25
  • VAVG 25.45km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 130m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ambonalnie

Wtorek, 23 marca 2021 · dodano: 23.03.2021 | Komentarze 9

Ranek przywitał mnie opadami. Wiosna, znaczy się, odsłona kolejna.

Na szczęście nie był to jakiś upierdliwy deszcz, a zaledwie mżawka zamienna z kapuśniaczkiem. Do ogarnięcia. Ale oczywiście na Czarnuchu.

Ruszyłem przed dziewiątą, wykonując jedną z klasycznych pętelek: Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewo - Dopiewiec - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Prócz tego, że wiało mocno, nic nowego nie napiszę. Czyli w sumie nic nowego nie napiszę :) No więc fotki. Skromnie dziś było nawet ze zwierzakami, łącznie z sarenkami, których widziałem łącznie sztuk zero. Za to wypatrzyłem kruka na ambonie. Prawie jak człowiek wyglądał, też padlinożerca :)
Kruk na ambonie
Przy autostradzie trafił się myszołów. Cwaniak żeruje i czeka, aż coś wpadnie pod koła, dzięki czemu ma obiad gratis, bez wkładu własnego. Nie ruszają go nawet mknące tiry :)
Mknący tir? Iiiii tam, nie ma co się przejmować :)
Ładnie mi się zaprezentował z każdej strony. Zasada jest jedna: jeśli patrzysz na tył myszołowa, on i tak to widzi :)
Spojrzenie na prawo, lekko rozwichrzone
Myszołowe profilowe
Nawet jeśli patrzysz na tył myszołowa, on to widzi :)
Trafił się jakiś dluuugi sznur, tylko nawet nie wiem czego.
Długi, porządny sznur :)
Jeszcze sympatyczny kanałek w Trzcielinie. 
Ciek wodny w Trzcielinie
No i na koniec kolejny odcinek walki na ideologicznym froncie. Znów w punkt, tylko ta literówka ("e" zamiast "ę")...
Kolejna przeróbka, nawet celna, tylko ta literówka...
Reszta to dojazd do pracy.


  • DST 63.10km
  • Czas 02:13
  • VAVG 28.47km/h
  • VMAX 53.30km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 181m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Orzeł z Dębca

Poniedziałek, 22 marca 2021 · dodano: 22.03.2021 | Komentarze 17

Latał kiedyś orzeł z Wisły, dzisiaj ja osobiście poszedłem w jego ślady, dzięki czemu sam sobie nadałem tytuł orła z Dębca. Ale po kolei.

Na rower ruszyłem koło dziewiątej rano, gdy nocny przymrozek znikał, a pojawiała się normalna temperatura. Drogi jednak były czarne, więc bez obaw wybrałem szosę.

Początkowo wszystko szło nawet zgrabnie. Wiało solidnie z północy, więc ruszyłem przez Poznań, z Dębca przez Górecką, Grunwald, Jeżyce i Golęcin, o dziwo nawet kilka razy trafiając na zielone światła. W ten sposób dotarłem do Koszalińskiej, i wjechałem na tamtejszą DDR-kę, asfaltową i na tyle szeroką, że nie mam oporów moralnych, żeby z niej korzystać.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jej styk z Biskupińską. Przy prędkości na moim liczniku lekko ponad 30 km/h nagle ziemia postanowiła zmienić ustawienie wobec moich kół, czy jakoś tak. W nanosekundę, jaka pozostała mi do decyzji, co robić, postanowiłem wybrać upadek na prawy bok i jako tako bezpieczne lądowanie na zwiniętym intuicyjnie ramieniu. Po kolejnej mikrosekundzie leżałem już sobie grzecznie na ziemi, starając się zrozumieć, co się stało.
Gleba, której nie mogłem uniknąć, czyli taniec na lodzie
Szybko się wyjaśniło: nie zdążyłem zauważyć zamarzniętej kałuży, A nawet jakbym ją zauważył, nie miałbym jak jej ominąć. Ta gleba była mi pp prostu pisana. I jest to kolejny argument na to, że śmieszki, nawet najbardziej wypasione, są największym zagrożeniem dla rowerzysty. Bowiem gdybym jechał drogą, tej kałuży by już nie było, bo zostałaby rozjechana przez auta. A tak? Proszę bardzo, szkody w ciuchach...
Skutek jazdy po śmieszce #1
Powinni tego zabronić, czyli skutek jazdy po śmieszce #2
...i tak niewielkie jak na to, co mogło się wydarzyć. Do tego lekko wykrzywiona kiera z prawej strony oraz szlify na przerzutce (już nie mam Shimano 105, tylko Shimano 1_5), która na szczęście wciąż działa. Do tego zryte kolano, łokieć i knykcie dłoni. Od razu podbiegła do mnie sympatyczna para, lekko przerażona moim lądowaniem bez telemarka. Podnieśli mi szosę, zasugerowali, żebym rozchodził i się porozciągał, generalnie mega miłe zaskoczenie w ludzkiej znieczulicy. Dziękuję. Uspokoiłem, że to już nie pierwsza moja sytuacja w życiu, kiedyś nawet przejechałem ponad 30 kilometrów z rozwalonym stawem skokowym i zorientowałem się dopiero, gdy zsiadłem i się okazało, że nie mogę chodzić. Ot, życie :) Aha, zapytałem czy bardzo malowniczo wyglądała cała sytuacja i podobno owszem, owszem.

Ruszyłem dalej, przez Psarskie do Kiekrza, gdzie zatrzymałem się przy aptece i nabyłem wodę utlenioną, żeby przemyć rany i nie zostawiać krwawego śladu. Dwa zeta, a czyni cuda.
Przed apteką, po zakupie wody utlenionej. Mój rower to ten na pierwszym planie :P
Potem już powrót przez Rogierówko, Kobylniki, Sady, Swadzim, Batorowo, Lusowo, Zakrzewo, Dąbrowa, Wysogotowo, Skórzewo i Plewiska do domu. A potem do pracy.

Wyjątkowo weny na szukanie obiektów przyrodniczych nie miałem, więc jedynie dwa spore stadka sarenek.
Te kropki to spore (prawie trzydzieści sztuk) stadko saren
Sarny z widokiem na dom albo dom z widokiem na sarny
Tyle pisania na dziś. Czas zmienić plaster :)