Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197028.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.89 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:1661.05 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:25
Średnia prędkość:28.93 km/h
Maksymalna prędkość:63.50 km/h
Suma podjazdów:8787 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:53.58 km i 1h 51m
Więcej statystyk
  • DST 67.70km
  • Czas 02:20
  • VAVG 29.01km/h
  • VMAX 62.40km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 346m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Just duet :)

Czwartek, 31 sierpnia 2017 · dodano: 31.08.2017 | Komentarze 16

Plan na dziś miał wyglądać ciut inaczej, Miała pęknąć stówka, gdyż na ostatni dzionek miesiąca zamierzałem wziąć sobie urlop, a tymczasem kumpel z mojego pracowniczego kołchozu się rozchorował i znów musiałem łatać kadrowe luki. No życie. Jednak udało się chociaż połowicznie wykonać to, co ustaliłem, tym razem nie sam.

Zgadałem się bowiem z Marcinem, którego kilka miesięcy temu spotkałem na trasie, a że jechało oraz gadało się sympatycznie, to wymieniliśmy się telefonami, wstępnie ugadując na przyszłościowy wypad. Nie było to łatwe, bo kolega wstaje codziennie do pracy o jakichś kosmicznych godzinach typu 3:30 rano (czyli w nocy) i zgranie terminów wcześniej było mało realne. Dziś również, bo w południe miałem być w robocie, a najwcześniej spotkać się w jakimś miejscu można było około 9. No ale jak się chce, to się uda :)

Kompromisowo zgadaliśmy się na mieście, choć akurat tę jego część ciężko uznać za zbyt cywilizowaną. Za to nazwy ulic: Piwna i Browarna zawsze dobrze rokują na początek wypadu :) Ja najpierw musiałem zaliczyć kilkanaście kilosów przez Poznań, z południa na północ, co jak zwykle nie należało do czynności, które wykonuje się z bananem na ryju. Zaraz za mostem Rocha prawie bym wpadł na jakiejś dwie zagapione rowerowe niedołęgi, które tak umiejętnie zatrzymały się przed przejazdem rowerowym, że mimo zielonego światła blokowały ruch. Już chciałem powiedzieć kilka słów o umiejętnościach jazdy na dwóch kółkach, ale w ostatniej chwili zauważyłem, że mają dziwnie jednorodne stroje, a na plecach napis "Policja". Ups :) Patrol rowerowy - coś mi się wydaje - zobaczę jeszcze nie raz, czego już się boję, bo sprytnie się smerfiki kamuflują.

Już w duecie ruszyliśmy przez Kobylepole, Franowo (tam lekka pomyłka i cofka, z mojej winy), Koninko, Głuszynę, Babki, Daszewice, Wiórek, w Rogalinku skręcając na Mosinę. Średnią i tak miałem już przez przepychanie się przez miasto zmasakrowaną, więc początkowo jechaliśmy spokojnie gadając, potem jednak wiatr spod znaku "centralnie w pysk" zmotywował do przyciśnięcia. Marcin co prawda nie ma czasu na codzienne treningi, jednak dzielnie dawał radę, mając w perspektywie Bike Challenge na najdłuższym dystansie. 

W Wiórku wpadła jedna dożynka, ale taka "se", więc wklejam tylko pro forma.

Robiło się coraz cieplej, czego osobiście nienawidzę, więc motywacja do jazdy lekko spadała, ale i tak kolega dostał propozycję nie do odrzucenia: pierwszy w życiu podjazd pod Osową. A jak :) Przyjął misję dzielnie, tak samo wspiął się na samą górę, a po reakcji widziałem, że mam na koncie kolejnego miłośnika tego podjazdu :) W nagrodę otrzymał podjazdową fotę :) No i jak zauważyłem trasa też się podobała.

Zjazd był jeszcze lepszy niż wjazd, co nie dziwi :) Potem już, w końcu z wiatrem, przez Puszczykowo, Wiry oraz Luboń dojechaliśmy Poznania, gdzie każdy pokręcił w swoją stronę. Ja byłem już praktycznie pod domem, kolega miał doń kilkanaście, ale do planowanej stówy z tego co wiem nie dokręcał, czemu się nie dziwię, bo pod koniec słoneczna menda zrobiła mi pod kaskiem galaretę z mózgu.

Mój dzisiejszy towarzysz dał radę, dzielnie trzymał tempo - widać, że tylko częstsze wyjazdy i będzie moc. Spokojnie poradzi sobie na Bike Challenge, gdzie już nie będzie czasu na pogaduchy, a na konkretne kręcenie (ja dziś w ogóle nie patrzyłem na średnią, bo wyjazd typowo towarzyski). W każdym razie trzymam kciuki, choć za tego typu imprezami nie przepadam. Miło też było usłyszeć kilka ciepłych słów na temat swojej kondychy. Dzięki i pozdro :)

Trasa w wersji z apki Relive TUTAJ.

W pracy o dziwo byłem punktualnie. Noooooo, załóżmy :)
Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 51.75km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 240m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Parówożynki

Środa, 30 sierpnia 2017 · dodano: 30.08.2017 | Komentarze 13

Ufff... Parówa lekka się zaczęła. Granica 25 stopni to dla mnie wrota osobistego Mordoru, więc dzisiejsza jazda była nastawiona na pełzanie i wspominanie widoku lodowców oraz obydwu biegunów. Podziałało o tyle, że finalna średnia pozostała na plusie, mikrym, ale plusie :)

Bez zbędnego rozpisywania się: trasę wykonałem "muminkową", przez Lasek Dębiński, Starołękę, Krzesiny, Koninko, Głuszynę, Babki, Daszewice, Wiórek, Rogalinek, Mosinę, Puszczykowo (tu zaliczenie bonusowej hopki w bok), Luboń i do domu. Wiatr zaczął zachowywać się standardowo, czyli znów nie dało się go ogarnąć :)

W końcu upolowałem pierwszą tegoroczną wielkopolską dożynkę, w Rogalinku. A nawet dożynę, bo była w formacie 7D, czyli klasyk w designie "Auschwitz" (choć oczy wybitnie aryjskie) oraz menażeria. Krowa jest małym dziełem sztuki, przyznam :)


Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 51.60km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.06km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 201m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

BłęKit

Wtorek, 29 sierpnia 2017 · dodano: 29.08.2017 | Komentarze 16

AB_S-a ciąg dalszy. Ciepło w stopniu niegroźnym, słońce nieortodoksyjne, za to wiatr dziś dziwnie kręcił - gdy miał mi wiać według prognoz w pysk, to wydawało mi się, że chwilowo pomaga, gdy zrobiłem nawrotkę stał się upierdliwy, mimo że flagi pokazywały, iż powinien wspierać. A i tak w większości szturchał z boku, więc musiałem się trochę napocić, żeby wycisnąć te średnicowe trzy dychy. Udało się na styk. Wczoraj było ciut lepiej, ale to oczywiste, bo jechałem w stroju o barwach czerwieni, dziś na niebiesko, a jak wiadomo czerwony jest szybszy :)

Trasę zrobiłem o TAKĄ. Z Dębca wbiłem na Wartostradę, następnie wzdłuż Bałtyckiej (tam zakwitłem na przejeździe kolejowym, podziwiając trzy składy) i Warszawskiej do Swarzędza, w Paczkowie skręciłem na Siekierki, Tulce i Żerniki, ostatni kawałek pokonując przez Krzesiny, Starołękę oraz Lasek Dębiński. Łapczywie łapałem ostatnie widoki na wakacyjne miejskie ulice, które już niedługo wrócą do standardu, czyli zakorkowanego syfu.



Na deser ciekawy news. Pan ksiądz z poznańskiego Moraska postanowił sobie zburzyć zamknięty kościół, który za kilka tygodni miał być wpisany do rejestru zabytków. Jak pomyślał, tak zrobił, oczywiście bez zezwolenia, bo kto w tych czasach sukienkowym zabroni? Mieszkańcy chcieli tu dom kultury, ale cóż, prawdopodobnie będzie parking, a kasa ze sprzedaży terenu trafi do studni bez dna, czyli kurii. Dodam, że kościół był zbudowany w dwudziestoleciu międzywojennym ze składek mieszkańców.

Mnie już nawet cała sytuacja nie dziwi, nie irytuje, choć uwielbiam stare, puste kościoły, w przeciwieństwie do pełnych. Bo ręce dzięki życiu w tym kraju dawno już opadły mi poniżej podłogi. No ale jakby ktoś miał jeszcze zdrowie do zgłębienia tematu, podaję LINK. Człowiek czasem żałuje, że nie ma tatusia księdza - życie byłoby łatwiejsze :)


  • DST 52.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.29km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 267m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

AB_S

Poniedziałek, 28 sierpnia 2017 · dodano: 28.08.2017 | Komentarze 7

Za chwilę rozwinę tytułowy skrót, jednak najpierw kilka słów wstępu. Przeraża mnie bowiem tegoroczny sierpień, a konkretnie jego druga połowa. Jest po prostu zbyt miło, sympatycznie, niemęcząco, nie za gorąco, po prostu ideał. Mój wrodzony sceptycyzm oraz malkontenctwo nie jest na to przygotowane i ciężko jest mi się odnaleźć. Jednak daleki jestem od wybrzydzania nad owym dobrem, wręcz przeciwnie – staję się wielkim orędownikiem takiej sytuacji, bo w przeciwieństwie do wietrznego i w sumie mało prorowerowego okresu styczeń – lipiec jeździ mi się po prostu przezajefajnie. W związku z tym mogę samego siebie śmiało określić Absztyfikantem Sierpnia. W skrócie AB_S.

Dziś też… było jak przez klika ostatnich dni. Nie za bardzo miałem na co narzekać – może jedynie na czerwoną falę, bo ruszyłem na północ i musiałem pokonać kilkanaście kilometrów z Dębca na Strzeszynek przez Golęcin - więcej na tym odcinku stałem niż jechałem. Ale za to o dziwo WIATR PRAWIE NIE DOKUCZAŁ (specjalnie wyróżniam te słowa) i pomimo znacznej części przepedałowanej miastem skończyło się umiarkowanie normalnym wynikiem. Więc narzekanie kasuję.

A całkowicie komfortowo poczułem się po wjechaniu na rowerową autostradę przy Koszalińskiej, następnie w lasach pomiędzy Strzeszynkiem a Kiekrzem, a nawet wspinając się pod hopkę w Rogierówku, już nie mówiąc o zjeździe z niej:) Nawet udało mi się zgrabnie pokonać kawałek Zemsty Adolfa po płytach do Sadów.



Natomiast zupełnie niekomfortowo poczułem się jak zwykle na gównościeżce w Lusowie, która z każdym stąpnięciem na pedały zbliżała mnie do rozwiązania nurtującej od dawna zagadki – jak oznakowana będzie jej niedawno ukończona kopia kawałek dalej – i tu było wielkie „ufff...”. Brak znienawidzonego niebieskiego znaczku z rowerem! Trygławowi niech będą dzięki.

Końcówka wyjazdu to już często przejeżdżane fyrtle – Zakrzewo, serwisówki, Plewiska, Glogowska i do domu.

A z domu do pracy, co pozwoliło mi wrócić na ziemię i uświadomić sobie, że sierpnie nie trwają non stop. Niestety.

Trasa z lotu ptaka (czyt. aplikacji Relive) TUTAJ.


  • DST 52.55km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.03km/h
  • VMAX 54.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 165m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pod chmurką

Niedziela, 27 sierpnia 2017 · dodano: 27.08.2017 | Komentarze 11




Nic w przyrodzie nie ginie - sobota była zbyt piękna pod względem pogody, żeby drugi weekendowy dzień był taki sam. Dziś ciężkie chmury zaległy nad Poznaniem, grożąc potencjalnym opadem (finalnie dojechałem na szczęście o suchej stopie) oraz wrócił do akcji silny wiatr. Wiem, wiem, przecież w WLKP podobno nigdy nie wieje, pewnie dlatego dziś na wybitnie płaskim odcinku przy momencie podmuchu w plecy rozkręciłem się do sporo ponad pięciu dych. No ale to przecież fakt, a fakty niewygodne przecież wystarczy przemilczeć, zamknąć oczy, zapomnieć. I znikają :)

Wyruszyłem w środku nocy, czyli przed ósmą rano :) Wszystko przez to, że jedenastej musiałem być w pracy i o dziwo zdążyłem. Jeśli chodzi o trasę to skierowałem się na zachód, zaliczając na początku spory kawałek po mieście, z Dębca przez Górczyn, Grunwald, Junikowo, następnie Skórzewo, Dąbrowa, Sierosław, Więckowice, Dopiewo, Palędzie, Gołuski, Komorniki, Plewiska i Poznań. Mimo kilku utrudnień, typu światła oraz kilka remontów na trasie, o dziwo po Poznaniu jechało mi się przyzwoicie, więc i średnia wyszła w granicach przyzwoitości - niedziela to jednak niedziela, szczególnie podczas wakacji. I have a dream - taki stan przez 365 dni w roku :)

Pobawiłem się dziś ponownie opisywaną już przedwczoraj apką, a w sumie nakładką na Endo i Stravę, o nazwie Relive. Coraz bardziej mi się toto podoba - jak się okazuje z automatu można dodać zdjęcia z trasy. Polecam! Tak wygląda mój dzisiejszy pochmurny strzał.


  • DST 61.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 30.25km/h
  • VMAX 61.60km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 338m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Positivum

Sobota, 26 sierpnia 2017 · dodano: 26.08.2017 | Komentarze 11

Całkiem fajna sobota się trafiła. Umiarkowanie ciepło, wiatr, hmmmm, jak prawie zwykle ;), bez deszczu... Prócz tego, że wstawanie szło mi opornie, żadnych przeciwwskazań do jazdy. Tylko żal, że po południu trzeba się było stawić w robocie, gdyż chciało się pokręcić gdzieś dalej i dalej.

Wykręciłem "muminkową" trasę, czyli wypracowany przez lata doświadczeń optymalny zestaw anty-DDR-kowy, od strony Dębca, Starołęckiej (miałem jechać skrótem przez Lasek Dębiński, ale postanowiłem przetestować czy wspomniana ulica może jakimś cudem stała się przejezdna - no nie stała się. Zaskoczenia nie było), Krzesin, Koninka, tam skręt na poznańską Głuszynę, potem Babki, Daszewice, Wiórek, Rogalinek, Mosina, Pusczykowo, Luboń i do domu.

W sumie nie do końca ta końcówka (czyli masło maślane level hard) wyglądała tak, jak napisałem. Bowiem w Babkach doszedłem pewnego kolarza, a moją uwagę przyciągnął strój z napisem CitiZen (klub w Poznaniu przy AWF-ie, który celuje głównie w triathlon). Pisałem już kilkukrotnie, że co na trasie napotykałem osoby płci obojga w takich strojach, to spotykałem się z zachowaniem spod znaku "zaawansowany buc" - ani cześć, ani pocałuj mnie w dupę, po prostu wzrok w kierę i świata nie ma. Tym razem z pewną ulgą (wraca czasem wiara w człowieka) przyjąłem odstępstwo od reguły, które skończyło się tym, że od Sasinowa kręciliśmy razem w sympatycznej atmosferze. Nie obyło się bez omówienia powyższego zagadnienia i wnioski o dziwo mieliśmy tożsame :)

Jak się okazało celem kolarza o imieniu Robert była Mosina i okolice Osowej Góry, na której jeszcze nigdy nie był. No to co, obudziła się we mnie dusza przewodnika i postanowiłem nagiąć lekko limit czasowy - tym samym zaliczyłem jeszcze wspomnianą górkę (podobała się ta wielkopolska anomalia, lubię takie reakcje) oraz oczywiście zjazd - niestety trafił mi się powiew w pysk, więc Vmax bez rewelacji - 61,6 km/h. Na Osowej chwilę sobie pogadaliśmy, oczywiście zareklamowałem BS, a i zgadaliśmy się na wspólne kręcenie za czas jakiś. A dzięki temu zamiast klasycznych pięciu dych wpadło mi o dziesięć więcej. Kolejny plus dodatni, w pakiecie z przyzwoitą wartością przewyższeń jak na te nasze tereny, mało konkurencyjne choćby wobec Himalajów :)



  • DST 52.70km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.55km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 161m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Hindusa

Piątek, 25 sierpnia 2017 · dodano: 25.08.2017 | Komentarze 8

Dzisiaj niestety nie było już tak woodstockowo jak wczoraj :) Wiało zdecydowanie mocniej, a że znów z kierunków zachodnich to wybrałem się właśnie w tym kierunku, z Dębca przez Luboń, Wiry, Komorniki, Rosnowo, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, Gołuski i Plewiska do domu, co oznaczało sporą ilość zakrętów i kiepskiej jakości dróg. Jednak lubię tę trasę, mimo że uświadczenie na niej większego skupiska drzew graniczy z cudem. Za to pól mam pod dostatkiem, dzięki czemu otrzymuję gratisowe korepetycje w tematyce agro, ale że mam już i żonę, a rolnikiem być nie zamierzam, to nie przydaje mi się to do niczego, nawet do ewentualnego wzięcia udziału w jedynym programie TVP, który osiąga jeszcze jako taką oglądalność.

Za to pojawiają się skutki uboczne, takie jak spory kawałek pełznięcia za takim czymś, cokolwiek to jest:

A już na poznańskich ścieżkach spotkałem:

1. święte krowy;

2. święte wozy.

W sumie... prawie jak na wakacjach w Indiach :)

PS. (a w sumie EDITED) - wyczaiłem fajnego "cosia", pokazującego całkiem zgrabnie profil przejechanej trasy. Nazywa się toto Relive i jest kompatybilne z Endomondo, Stravą i różnymi Garminami czy Polarami. Przykładowo moja dzisiejsza trasa wyglądała TAK.


  • DST 52.40km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.52km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 221m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lubonioomijak

Czwartek, 24 sierpnia 2017 · dodano: 24.08.2017 | Komentarze 13

Dobra, koniec pastwienia się nad "teorią TIR-a", wróćmy na ziemię - wiatr to wiatr :) Tym bardziej, że dziś wyjątkowo udawało mi się z nim współpracować, chłopak zdecydowanie wyluzował (czyli był maksymalnie umiarkowany) i w miarę logiczny co do kierunku. Za to dwa ostatnie dni obśmiechujek mogły skończyć się dla mnie tragicznie, gdyż w Mosinie jeden z kierowców-tirowców chciał się prawdopodobnie zemścić poprzez zrobienie ze mnie marmolady, przy użyciu tylnej naczepy na nowosolskich blachach. Nie dość, że wyprzedził mnie na gazetę, to jeszcze jego wielgachną dupę miałem dosłownie o milimetry od lewego ucha. Nawet zacząłem go gonić, ale niestety - poległem na światłach.

Warunki pogodowe były bardzo ok, a sama jazda sympatyczna i przyjemna niczym wyraz twarzy woodstockowicza po znalezieniu namiotu dilera. Wykonałem "kodomika" od najlepszej strony, czyli: Poznań - Luboń - Puszczykowo - Mosina - Dymaczewo - Łódź - Stęszew - Szreniawa - Rosnowo - Komorniki - Poznań. Pierwotnie trasa miała być inna, a powrót swoimi śladami, ale gdy już przedarłem się przez Lubońskie "ułatwienia" dla rowerzystów to odechciało mi się przerabiania tego samego drugi raz i zmieniłem plany. Nie żałuję. Im mniej Lubonia w życiu, tym zyskuje ono więcej barw :)


  • DST 51.40km
  • Czas 01:45
  • VAVG 29.37km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 164m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

TIRamisu :)

Środa, 23 sierpnia 2017 · dodano: 23.08.2017 | Komentarze 8

Dziś wpis króciutki (i robiony ekspresowo przed pracą), bo ile można pisać to samo i o tym samym? Wiatr wciąż mocno gnoił.... Tfu!!!!! Co ja piszę? TIR-y wciąż powodowały, że powietrze poruszało solidnie flagami, co oczywiście nie jest tożsame z tym, że prądy powietrzne upierdliwie utrudniały mi jazdę. Gdzie tam. Przecież w Wielkopolsce nie wieje, jak powszechnie wiadomo :) Do tego wydaje mi się, iż kilka razy pojawiły się drobinki trotylu, ale już co do tego nie mam pewności :)

Trasa: Dębiec - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Dębiec.Temperatura wzrosła już do aż 17 kresek na plusie, jednak - jak się okazało - podjąłem słuszną decyzję o ubraniu się w cieplejszą bluzę. Na drogach jeszcze względny spokój, czyli cisza przed burzą, jaką będzie koniec lata i zapuszkowanie miast i wsi.

Skończyłem w końcu trylogię "Ostatnie Imperium" Sandersona, w wersji audiobookowej. Szkoda się było żegnać z bohaterami, ale cóż zrobić - wydawnictwo zdecydowanie polecam, szczególnie jeśli ktoś lubi inteligentne fantasy, do tego ze sporą ilością przemyśleń filozoficzno-teologicznych. Teraz zaczynam kontynuację "Millenium", autorstwa Davida Lagercrantza.

Tu jedna z moich ulubionych alejek między Szreniawą a Rosnówkiem:

A mi znów udało się przyłapać wredne TIR-y w akcji! :)






  • DST 52.25km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.03km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 163m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Prezesi kukurydzy :)

Wtorek, 22 sierpnia 2017 · dodano: 22.08.2017 | Komentarze 8

Gdy tylko wyruszyłem dziś na trasę, na wszelki wypadek ubrany w rowerową bluzę z długim rękawem, pierwszym co poczułem był zimny, arktyczny powiew wiatru. Już wiedziałem, że znów będzie fajnie. I że w związku z tym rewelacji to się nie ma co spodziewać, postanowiłem więc - niczym w reklamach - zwiększyć doznania i zamiast ominąć miasto opłotkami, ruszyć przez jego spory kawałek, czyli Górczyn i Junikowo. Jak już dostać po dupie to na całego :)

Z tego, co pamiętam, to najpierw skupiałem się na asfalcie przed i pod przednim kołem, bo tak było bardziej aerodynamicznie i udawało się przy schowaniu za barankiem wycisnąć jakieś kosmiczne wartości typu 25, a nawet 26 km/h (choć standardem było 23), a potem, gdy po dotarciu do Dopiewa przez Wysogotowo, Sierosław i Więckowice zaczęło nawet fragmentami lekko mnie popychać, znów gapiłem się w podłoże do samego domu, żeby choć trochę nadrobić wynik. Po dzisiejszym wyjeździe mogę rysować górne elementy ramy z pamięci, tak samo jak każdy detal swoich butów :)

Kukurydza ostatnimi czasy zaczyna uzyskiwać wysokość kilku prezesów stojących na stołku podczas miesięcznicy, czym stwarza zagrożenie dla otoczenia, zresztą tak samo jak pierwowzór :) Tu na przykład na końcu drogi czekało mnie rozwidlenie, które musiałem pokonać na czuja, bo nic nie widziałem - tak też było jeszcze kilka razy. A niby to drzewa mordują...

Wymęczyły mnie dzisiejsze warunki, bo te 16 stopni były co prawda całkiem spoko, jednak przewiało mnie do cna. No ale jak się wczoraj można było dowiedzieć z komentarza pod wpisem, to wcale nie wiatr, a zjawisko wywoływane przez przejeżdżające TIR-y, nawet tam, gdzie ich nie ma. Ja bym poszedł dalej i nie zapomniał o trotylu, który wciąż zalega w powietrzu po pewnym pamiętnym zamachu o świcie i już wszystko jest na swoim miejscu. Tym miejscem jest świat teorii spiskowych :)

W załączeniu wiatr, którego nie ma, bo są TIR-y, których nie ma, z dziś: :)