Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197304.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2021

Dystans całkowity:1701.55 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:61:19
Średnia prędkość:27.75 km/h
Maksymalna prędkość:58.60 km/h
Suma podjazdów:4772 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:56.72 km i 2h 02m
Więcej statystyk
  • DST 61.40km
  • Czas 02:10
  • VAVG 28.34km/h
  • VMAX 58.60km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 213m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przedpaskud

Piątek, 30 kwietnia 2021 · dodano: 30.04.2021 | Komentarze 12

Idzie majówka, więc pogoda się pieprzy. Czy mogło być inaczej? Pewnie, że tak. Ale nie tym razem :)

Dzisiaj czuć już było to, co najgorsze. Czyli wiatr. A w sumie wichurę paskudną, która mnie dziś kompletnie zabiła. Motywacji do walki nie miałem żadnej. Typowy przedpaskud.

Trasa znów zachodnia, polna: Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Miało nie padać. Więc zgodnie z obietnicami... kropiło :) Na szczęście słabo.

Spore stado saren widziałem. Dawno takiej ilości za jednym zamachem nie ująłem.
Spore stado saren
Zbliżenie na stadko
W innym miejscu zaś tylko dwója, za to podczas jakiegoś solidnego ochrzanu :)
Jakiś ochrzan poszedł :)
Był i myszołów. Ale za szaro i za daleko do dobrego ujęcia. Sorry za pikselozę.
Baaaardzo niewyraźny myszołów
W locie
Jeszcze rzut oka na polną drogę w Lisówkach...
Polna droga w Lisówkach
...oraz zachmurzony klasyk...
Zachmurzona klasyka gatunku
...i tyle wątpliwych atrakcji na dziś.

Dystans zawiera dojazd do pracy.

Aha, udało mi się dziś zarejestrować na szczepienie. Pod koniec maja dopiero, ale za to z wybraną szczepionką - Pfeizera. Najładniejsze logo mają :) A na poważnie: najmniej skutków ubocznych wyczytałem.


  • DST 61.50km
  • Czas 02:07
  • VAVG 29.06km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 176m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

U Antka :)

Czwartek, 29 kwietnia 2021 · dodano: 29.04.2021 | Komentarze 13

Pogodynki, od kiedy tylko na nie rano spojrzałem, zajęte były tym, co lubią robić najbardziej. Nie, nie oszukiwaniem ludzi, tylko straszeniem opadami :)

Dumny jestem z siebie, że nie uległem. Finalnie bowiem pojawił się mały deszczyk, ale tylko przez kilka minut, do tego o dziwo w wersji wiosennej, czyli nawet przyjemnej.

Trasa poranna, zaspana, południowa: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Żabinko - Żabno - Baranowo - Sowiniec - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

W Sowińcu przywitałem się z Antkiem. Chyba jest do kupienia razem z posiadłością pana Świtalskiego. Myślę, że przy zakupie za 50 milionów złotych raczej będzie gratis :)
Antek z Sowińca
Nawet w lesie ładnie dziś nie było.
Lekko dziś pochmurny las koło Baranowa
Również zwierzaki nie dopisały. Jedynie uciekająca sarna się (nie)trafiła. Na sekundę przed ucieczką
Nieostre hyc!
Więc w zamian kadry z Dębiny, która już powoli wygląda na wiosenną.
Dębina się powoli staje wiosenna
Ostatnio wróciła na swoje miejsce czapla. I nawet dała się sfocić :)
Czapla siwa na poznańskiej Dębinie
Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 61.40km
  • Czas 02:09
  • VAVG 28.56km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 226m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Księżycówka

Środa, 28 kwietnia 2021 · dodano: 28.04.2021 | Komentarze 15

No znów nie było mi dane się wyspać. Na to czas przyjdzie czas zapewne w trumnie. Czy tam urnie :)

Wyjazd poranny, gdy co prawda słońce już ładnie świeciło, ale temperatura nie powalała. No i wiało paskudnie ze wschodu, w żaden sposób nie z kierunku, który byłby choćby przez chwilę pomocny.

Trasa w tę i z powrotem: Dębiec - Las Dębiński - Minikowo - Starołęka - Czapury - Wiórek - Sasinowo - Rogalinek - Rogalin - Świątniki - Radzewice, gdzie nastąpił odwrót.

W Radzewicach zaparkowałem na nielegalu. Ale z pewną satysfakcją :)
Parkowanie na nielegalu, acz z satysfakcją :)
Ale generalnie otoczenie tamtejszego kościoła jest całkiem klimatyczne.
Klimatyczny kościół w Radzewicach
Nie mogłem nie być w porcie.
W Porcie Radzewice
Spojrzenie na Wartę znad wyciętych szuwarów, Radzewice
Spokojna Warta w Radzewicach
Trafiła się samotna czapla na półwyspie.
Czapla spacerująca po półwyspie w Radzewicach
Drepcząca czapla
A po drodze przyuważyłem bociana. Co jak widać łatwe nie było :)
Schowany bocian w Świątnikach
Zbliżenie na śpiocha
A zaraz obok ogrzewała się samotna dymówka.
Jaskółka dymówka
No i jeszcze motyw z nocy. Kładłem się koło północny, spojrzałem za okno, a tam pełnia.
Kwietniowa pełnia księżyca
Wyziębianie mieszkania przy okazji focenia było gratis :)

Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 61.30km
  • Czas 02:09
  • VAVG 28.51km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 201m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śmieszkowanie i koziołkowanie

Wtorek, 27 kwietnia 2021 · dodano: 27.04.2021 | Komentarze 12

W nocy był lekki przymrozek. I wróciło ciężkie powietrze, które można kroić. Przypominam - mamy prawie maj :)

Rano było już ciut lepiej, choć i tak wciąż kręcę w jesienno-zimowym zestawie. Plusa miało słońce, które ładnie dokazywało.

Wykonałem poranną niewyspaną trasę, w końcu wschodnią: z Dębca przez Las Dębiński, Starołękę, Minikowo, Krzesiny, Jaryszki, Żerniki, Tulce, Krzyżowniki i Śródkę do granic Szczodrzykowa, gdzie zawróciłem, bo remont trwa w najlepsze, i wróciłem swoimi śladami.

Watr był słaby, co wcale nie oznacza, że sympatyczny - bowiem kręcił się strasznie, ani razu nie pomagając. Nawet podczas powrotu miałem problem, żeby z górki w Żernikach wycisnąć 50 km/h, tak był upierdliwy tam, gdzie miał pomagać. Ale finalnie się na styk udało, a ja czułem się jak na mecie jakiegoś Tór de Ogór :)

Na dzień dobry Dębina. Zajeświetlista dziś była.
Zajeświetliście na Dębinie :)
Przed Krzesinami wypatrzyłem koziołka sarny. Miło, że poparzył ufnie i nie uciekł, ale dla niego lepiej, żeby miał więcej instynktu antyludzkiego, bo już niedługo zaczyna się na nie sezon i krzewiący polską kulturę narodową miłośnicy (i członkowie) PiS-u czy innej Konfederacji (jeden szajs), do spółki z pewnym wąsatym grubasem, pełniącym kiedyś funkcję prezydenta, o nazwisku Komorowski, będą mieli radochę z wpakowania im kulki w łeb. Jeśli trafią, co jak wiadomo jest raczej kwestią losową.
Koziołek na polu
W Szczodrzykowie jak zwykle zatrzymałem się przy tamtejszym zbiorniku. Jednak bardziej niż ono zrobiły na mnie wrażenie zalane pola, nad którymi w najlepsze harcowały mewy.
Błękitne niebo nad Szczodrzykowem
Zalane pola w okolicach Szczodrzykowa
Szalejące mewy
Oczywiście śmieszki były również w wersji pływającej...
Znudzona śmieszka
...podobnie jak kolejny perkoz do kolekcji.
Sunący perkoz
Nie zabrakło również podrób Kropy :) Dzisiaj pełniły tę zaszczytną funkcję właśnie mewa oraz łyska.
Mewa z patyczkiem
Łyska - kolejna istota z badylem :)
No i kolejny dowód na to, że Google ewidentnie mnie śledzi. Nie tylko w telefonie :)
Znów mnie Google śledzi :)
Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 52.30km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.06km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 205m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kumuflując :)

Poniedziałek, 26 kwietnia 2021 · dodano: 26.04.2021 | Komentarze 15

W końcu udało mi się wykonać coś na kształt wyspania. W przybliżeniu, bo do pełnego sukcesu sporo zabrakło :) Jednak wolny poniedziałek to wartość sama w sobie, dla niej warto nawet pracować w weekend.

Niby miało padać, więc mimo wszystko wyruszyłem dość wcześnie. Finalnie tylko postraszyło - chmury rządziły na niebie, ale ani razu nic z nich nie spadło. Czyli w sumie wypad optymistyczny, mimo że wiało i było bardzo chłodno.

Trasa (zieeeew) zachodnia: Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

W Lisówkach pojechałem w "swoje" zakamuflowane miejsce :)
Kładka nad Jeziorem Tomickim
Zaprkować się jakoś dało
Jezioro Tomickie znad szuwar
Rollercoaster w wersji mini-PL :)
Może mało stabilne, ale póki co działa :)
Jak widać, stabilność konstrukcji gwarantuje brak tłumów :)

Samo Jezioro Tomickie może jakieś wypasione nie jest, ale lubię je.
Dojazd do Jeziora Tomickiego
Pochmurne Tomickie
Perkozy też :)
Wiało :)
Zawiane perkozy :)
Perkoz solo
No i jedna gęś.
Odlatująca gęś
We wsi odwiedziłem jeszcze stajnię (nie)widoczną z tyłu.
Przy granicy Lisówek
Akurat kręcił się jeden z właścicieli (wiem, bo zapytałem czy mogę cyknąć fotki), którego konie traktują zdecydowanie jak swojego. Udało mi się uchwycić, że jest tam widoczne uczucie do tych pięknych zwierząt.
Czułość to podstawa
Radość zdecydowanie widać
Taka była radocha na widok "swojego człowieka". I a jedzenia :)
Pędem! Jeść dają! :)
A ja się ewakuowałem, żeby konsumować można było bez stresu :)
Daj żreć, człowiek! :)
Odpoczywające koniki
W okolicy pozytywne były też kundelki. Ciekawskie, ale nieszczekliwe :)
Radosne wiejskie kundelki
Ciekawskie, ale nie szczekające kundelki
Odpocząłem. Również psychicznie. Od jutra niestety znów powrót do kieratu.


  • DST 51.40km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.04km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 136m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kuprowy wpis

Niedziela, 25 kwietnia 2021 · dodano: 25.04.2021 | Komentarze 11

Z musu wyjazd wczesny jak na niedzielę - dziewiąta rano. To nie było fajne :)

Za to okazało się całkiem rozsądne. Udało mi się bowiem zdążyć przed... deszczem ze śniegiem, który pojawił się przed południem. Ot, wiosny ciąg dalszy.

Trasa w tę i z powrotem. bo tak :) Z Dębca przez Górczyn, Plewiska, serwisówki, Zakrzewo, Lusowo i Batorowo do granic Swadzimia, gdzie zawróciłem.

Dzisiaj niestety znów mocno wiało :/ Szaleństw więc nie było. W sumie nie miało być :) No i wciąż dość zimno.

Żurawie w końcu dały się łaskawie podejść trochę bliżej. Dziękuję.
Parka żurawi podczas obchodu
Kuper to potwierdzenie, że wiało :)
Po kuprze widać, że wiało :)
Sarenki przy serwisówce między Plewiskami a Dąbrówką ewidentnie dobrze się czują niedaleko domów. Mądre to zwierzaki i zapewne wiedzą, że w pobliżu osiedli ambon się nie montuje.
Tym sarnom widocznie dobrze żyje się obok ludzi. Brak ambon jest plusem dodatnim :)
Prawie bym miał fajne zdjęcie kani rudej. Ale mi cholera jedna uciekła w ostatnim momencie i mam tylko jej tyłek podczas ataku na halę w Swadzimiu :) W ogóle ten wpis jakiś taki od niedzioba strony wyszedł.
Kania ruda podczas ataku na halę produkcyjną :)
No i wpadłem na chwilę szosą na Dębinę, przynajmniej tak ją odwiedzić, bo ostatnio czasu nie mam. Rano było jeszcze słonecznie i na szczęście bezludnie.
Dębina o poranku
Poranne słońce na poznańskiej Dębinie


  • DST 61.05km
  • Czas 02:06
  • VAVG 29.07km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 135m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Baleciarsko

Sobota, 24 kwietnia 2021 · dodano: 24.04.2021 | Komentarze 15

Po raz kolejny się nie wyspałem. Weekendy w pracy (a i sama praca) to jednak nie jest coś, za czym wybitnie przepadam :)

Plus dnia dzisiejszego jest taki, że co prawda znacznie się ochłodziło, lecz za to wiatr trochę zluzował. Cudów nie było, ale przynajmniej dawało się jechać, a nie stać w miejscu.

Trasa poranna, zachodnia (a jak!), pustynno-polna: Poznań - Plewiska - serwisówki - Zakrzewo - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Bez przygód. A może jakieś się wydarzyły, tylko zaspany byłem :) Jedynie jeden gazeciarz mnie obudził, ale dziękuję za takie pobudki.

Ciekawą mamę porę roku, więc i kadry wychodzą specyficzne. Nie znam się, ale z kwietniem mi się baloty nie kojarzą, żurawie bardziej :) Żuraw na balotach
Kolejne okrążenie żurawia
Bez zooma dopiero widać walkę, jaką przyroda prowadzi sama ze sobą.
Nieśmiała wiosna, baloty oraz żurawie w postaci kropek
Innych motywów nie było, więc do rowerowej foty posłużył staw w Więckowicach.
Pochmurnie nad stawem w Więckowicach
A na nim domek dla kaczek, w końcu zamieszkany.
Domek dla kaczek, do tego zamieszkany, Więckowice
Tyle. Reszta to dojazd do roboty.


  • DST 61.50km
  • Czas 02:13
  • VAVG 27.74km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 154m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z lekką nieśmiałością

Piątek, 23 kwietnia 2021 · dodano: 23.04.2021 | Komentarze 10

Wyjazd z pewną taką nieśmiałością. Bo i po wczorajszym wciąż jakaś obawa o łańcuch w głowie siedziała, i chłodek wrócił, a i wiatr wciąż koszmarnie dokazywał. Więc po prostu wypad wykonany w wersji "ostrożny żółw", bez mocniejszego naciśnięcia na pedały. No bo po co?

Trasa (któryż to już raz ostatnio?) zachodnia, czyli polna: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Przygód nie było. Na szczęście tych serwisowych również :) Niestety nie obrodziło także w obiekty do focenia. Z braku laku przyłapałem wiejskiego sykacza z Trzcielina. Nie chciał współpracować :)
Sykacz wiejski :)
Pierwszeństwo w przejściu się należy
No i szpaki. Jest ich pełno, ale te najwyraźniej wygoniły z okolic autostrady myszołowy i zasiadły na ich miejscu :)
Szpaki druciaki
No i obowiązkowa rowerowa fota. Miało padać, ale na szczęście obeszło się bez.
Będzie deszcz czy nie będzie?
Jeszcze (ile można?) po raz enty mój budzik. Dzisiaj jakoś z okolic 7:50.
Kolejna pobudka, tym razem 7:50
No i zdjęcia z wczorajszego wypadu na Dębinę. Kropę jak zwykle ciężko było uchwycić w kadrze...
Próba zmieszczenia się w kadrze :)
...a o dziwo łatwiej było z samcem dzięcioła dużego. Twardziel, mimo opadów robił swoje bez mrugnięcia dziobem :)
Deszcz nie deszcz, robić trzeba :)
Dzięcioł zmoknięty, ale wytrwały
Lekko skrępowany samiec dzięcioła dużego
Wydziobywanko
Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 61.70km
  • Czas 02:13
  • VAVG 27.83km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 278m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ale urwał... :/

Czwartek, 22 kwietnia 2021 · dodano: 22.04.2021 | Komentarze 25

Myślałem, że zaliczyłem już rowerowo prawie wszystko. Gleby, skręcenie stawu skokowego, salto na krawężniku (za dzieciaka), jazdę bez pedału i połowy kierownicy (na rowerach miejskich), powrót na pace samochodzika wożącego złom i takie tam, ale póki co jeszcze nigdy nie skończył mi się łańcuch. Do dziś.

Ale po kolei. Wolny dzionek, więc się wyspałem, potem zabrałem za czyszczenie dwóch kółek i regulację przerzutki, bo w tylnej nie właził mi najcięższy bieg. Bo tego coś mi dziwnie skakało podczas jazdy. Tę pierwszą część wykonałem, drugiego problemu wyeliminować się nie udało. No ale jeździłem tak kilka dni, więc pewnie coś, co wyeliminuje mi serwis podczas jakieś wizyty, raczej nic pilnego, myślałem.

Ruszyłem z Dębca przez Luboń, dojechałem do Komornik i zacząłem kręcić w kierunku Szreniawy. Nie dojechałem. Na jednym z lekkich podjazdów zmieniłem bieg na wyższy i... koniec jazdy. Łańcuch dostał się między koło a zębatkę. Wyjąłem, ciesząc się, że tylko tak się skończyło. Usiadłem ponownie, wystartowałem i... po łańcuchu. Tego jeszcze mi nie grali. Przynajmniej nie u mnie, choć ostatnio w komentarzach "chwalił się" czymś podobnym kolega BUS.
Łańcuch mi się skończył... :/
Koniec jazdy. Bez łańcucha się nie da
Do domu miałem osiem kilometrów. Szybka analiza możliwości powrotu dała kilka opcji, ale zacząłem od najbardziej oczywistej - może da się jakoś wrócić komunikacją publiczną? Poszukałem w telefonie rozkładu, który pokazał mi, że za kilkanaście minut mam autobus do granic Lubonia z Poznaniem. Supcio. Rozpocząłem spacer na przystanek, który jakoś znalazłem, ale na miejscu mina mi zrzedła. Jedyną czekającą była matka z wózkiem. Wiedząc, że ma ona pierwszeństwo, zapytałem czy się orientuje jak duże autobusy tędy jeżdżą. Stwierdziła, że spokojnie ze trzy wózki tam wchodzą, więc nie powinno być problemu. No to poczekałem.

Nadjechał autobus numer 702. Za kierownicą siedziała kobieta, więc tym bardziej sądziłem, że wejdę (jakoś tak mi się wydawało, że mniej problemu robią). Przepuściłem panią z dzieckiem, wpakowałem się do pojazdu, zobaczyłem dwa osobne miejsca na środku do przewozu wózków/rowerów, już miałem odbijać bilet, gdy nagle usłyszałem:

- Pan z rowerem, proszę wyjść!
- Słucham? Przecież jest sporo miejsca, zmieścimy się.
- Jak jest wózek, nie ma roweru.
- No ale zerwał mi się łańcuch, nie jestem w stanie kontynuować jazdy, to nie jest jakieś moje widzimisię!
- Nie ma mowy. Proszę wyjść.

Ręce mi opadły. Ok, rozumiem, gdyby to był środek Poznania, gdy komunikacja jeździ co kilka minut. Lecz ja na kolejny autobus śmiesznej firmy PUK Komorniki musiałbym czekać co najmniej pół godziny. A miejsce naprawdę było, tak wózek, jak i rower byłby zabezpieczony osobnymi pasami. I wiem, że pewnie przepisy to rzecz święta dla niektórych, ale wystarczyło trochę empatii. Jednak widocznie z tą cechą paniusi nie po drodze. Wyszedłem, życzyłem babsztylowi miłego dnia i podziękowałem za pomoc (myślę, że ironii nie skumała), natomiast jeśli weźmie sobie do serca to, co potem pod nosem leciało w jej kierunku, od jutra zmieni branżę i zajmie się umilaniem czasu miłym dżentelmenom na leśnych parkingach.

Cóż, czekał mnie spacerek. Wybrałem kierunek Luboń, bo kojarzyłem tam kilka sklepów rowerowych. Cztery kilometry później pojawiłem się na Żabikowskiej i nieśmiało zapukałem (pierwszy raz w życiu) do wrót serwisu Werbike. No i mega miłe zaskoczenie - panowie między klientami w mig załatwili pasującą spiknę, szybko spięli i znów mogłem jechać, uboższy o najniższy wymiar kary, czyli dwie dyszki. Wielkie dzięki za pomoc człowiekowi w potrzebie oraz empatię. Zapamiętam. A przy okazji znalazłem miejsce, gdzie części są jeszcze od ręki. I to w Luboniu :)
Pomocny serwis - dzięki!
Z duszą na ramieniu postanowiłem dokręcić do pełnego dystansu. Najpierw ostrożnie, potem jednak zacząłem się rozkręcać. Co ciekawe, zniknął wspomniany na początku defekt, co drogą dedukcji prowadzi mnie do wniosku, że łańcuch rozkuwał mi się powoli, ale że to o niego chodzi nie wpadłem. Mam nauczkę na przyszłość. Rowerzysta uczy się całe życie.

Lepszego testu jak dzisiejsza trasa (w całości: Poznań - Luboń - Komorniki - spacerek - Luboń - Poznań - Plewiska - Dąbrówka - Palędzie - Dopiewiec - Dopiewo - Trzcielin - Konarzewo - Chomęcice - Komorniki - Plewiska - Poznań) nie mogłem sobie wyobrazić. Wiało tak mocno, że nawet na lżejszych biegach musiało ostro naciskać, żeby jechać do przodu. Póki co defekt się nie powtórzył - oby tak zostało.

Zdążyłem przed deszczem. Choć szanse były jak na zdjęciu - pół na pół.
Po lewej chmury, po prawej słońce
Na zwierzaki nie za bardzo miałem wenę. Ale jakieś tam sarenki wpadły.
Zrelaksowane stadko
Ciekawski koziołek sarny
Koziołek z profilu
Sarenki korzystające z kwitnących drzewek
Po południu jeszcze spacer z Kropą. Łącznie więc dzisiaj zrobiłem ponad 60 kilometrów na rowerze oraz prawie 11 piechotą. Częściowo podczas opadów, więc mogę to uznać za soft-triathlon :)


  • DST 58.10km
  • Czas 02:03
  • VAVG 28.34km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 146m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kropołabędź :)

Środa, 21 kwietnia 2021 · dodano: 21.04.2021 | Komentarze 9

Prawdopodobnie za mną ostatni póki co w miarę wiosenny wypad. Od jutra wracają deszcze, a może i śnieg. Najdziwniejsze jest to, że przestało mnie to dziwić :)

Wyjazd poranny, ale że w pracy mogłem zjawić się ciut później, to w stanie nawet wyspanym. Co oczywiście nie oznacza, że w pełni świadomym.

Trasa zachodnia z północnym odchyłem: Poznań - Plewiska - Skórzewo - Wysogotowo - Batorowo - Lusowo - Lusówko - Sierosław - Zakrzewo - Dąbrowa - Wysogotowo - Skórzewo - Plewiska - Poznań.

Pogoda nawet przyjemna, choć - a jak - wietrzna. Więc walki specjalnej nie było.

Lusowskie oczywiście nawiedziłem, a jak.
Klimatyczna część Jeziora Lusowskiego
Wciąż dzielnie rośnie
Wodne ptactwo dzisiaj nawet dopisało. Rozczochrany perkoz...
Rozczochrany perkoz
...samotna łyska..
Łyse spojrzenie łyski
...oraz kaczory na nią patrzące.
Kaczki obserwują łyskę
Jeden zresztą nie stronił od wygibasów :)
Kacze rozciąganie
Mieniący się kaczor
Kolejne kaczki spotkałem w Lusówku, przy kanałku prowadzącym do jeziora.
Dopływ Jeziora Lusowskiego z kaczkami gratis
Miały zacne towarzystwo, statecznego łabędzia.
Łabędź szukający sobie miejsca
Pozorowany atak. Do pogłaskania :)
...który posiadał coś z mojego psa :)
Nie tylko psy lubią kijki :)
A propos - obiecałem wkleić zdjęcie potwierdzające, że pod Poznaniem już kwitnie to i owo. Oto Kropa w mleczach.
Kijka rzuć!
Na samej trasie też widać oznaki wiosny.
Wiosna, przynajmniej wizualnie
Dystans zawiera dojazd do pracy.

Aha, to coś mnie dziś obudziło. Krążąc miliard razy. Nie polecam tego budzika :)
Taka tam pobudka przed ósmą rano...