Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197362.50 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2020

Dystans całkowity:1740.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:60:28
Średnia prędkość:28.79 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Suma podjazdów:5091 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:56.15 km i 1h 57m
Więcej statystyk
  • DST 52.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 25.37km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 244m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Coś z niczego, czyli ostatni dzień sierpnia

Poniedziałek, 31 sierpnia 2020 · dodano: 31.08.2020 | Komentarze 9

Od rana, a w sumie to od wczorajszego wieczora, lało. Średnio widziałem więc szansę na jakąkolwiek jazdę w dniu dzisiejszym, tym bardziej, że dzionek miałem pracujący.

Jednak jakoś o dziewiątej opady lekko zelżały. Albo sobie to wmówiłem, żeby się zmotywować do wyjścia :) Stwierdziłem, że od gluta się nie roztopię, osiodłałem Czarnucha i ruszyłem. No nie była to najbardziej milusia z moich jazd, nie ma co ukrywać. Choć było i wiele gorszych. Najważniejsze jest to, że wiatr specjalnie nie dokuczał, wiał z północy i z północnego zachodu, co co prawda oznaczała miejskie atrakcje, ale przynajmniej na Wartostradzie były one do przeżycia. A tam właśnie najpierw skierowałem swoje koła - z Dębca na ten dukt, następnie Chemiczna, Gdyńska, Koziegłowy i Czerwonak. Powrót nastąpił praktycznie po swoich śladach.

A w domu zagwozdka, bo nagle wyszło słońce. Glut co prawda wykonany, ale w sumie te brakujące dwie dychy można by było wykonać w drodze do roboty. Hm. Jak pomyślałem, tak zrobiłem, Szybki prysznic, ciuchy do pralki, coś przegryźć i w drogę. Problem był tylko z wyborem szlaków, bo nie lubię kręcić dwa razy po tym samym. Skierowałem się więc najpierw na Grunwald, następnie Jeżyce, potem Sołacz, Piątkowo, Winogrady i przez Kaponierę co centrum. Już na sucho, ale w koszmarnych korkach. Tym samym powstało coś z niczego. A ja się cieszę, bo po południu się już całkowicie rozpogodziło, co oznacza, że bym klął na czym świat stoi (oczywiście na żółwiu i słoniach).

TUTAJ Relive.

Fotki z części "pierwszej" (tak, tak, ten ultra hiper płaski Poznań i okolice, hehe)...
W tle (nie)widać Dziewiczą Górę
Fajna DDR-ka w Czerwonaku
Szkoda, że pod Poznaniem mało takich, Czerwonak
Cóż, ten mural już u mnie był. Ale... :)
Deszczowe momenty pod ICHOT-em, Poznań
...oraz drugiej. Tu się spieszyłem, więc tylko fragmenty Dzielnicy Cesarskiej: poznańska opera oraz Collegium Maius.
Fragment Dzielnicy Cesarskiej, Poznań
Teatr Wielki, czyli poznańska Opera
Collegium Maius, Poznań
No i tak nietypowo minął ostatni dzień sierpnia. Zgodnie z tradycją, obowiązkowa coroczna (ta sama) piosenka z jego okazji.


  • DST 55.60km
  • Czas 01:57
  • VAVG 28.51km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 186m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Al-pakino

Niedziela, 30 sierpnia 2020 · dodano: 30.08.2020 | Komentarze 20

Poranny kurs na północny wschód, niestety przez całe miasto i pod wiatr, a potem pod wiatr :) Choć po raz kolejny plusik dla temperatury za to, że dała żyć.

Jechało się ciężko, ale tempo założyłem rekreacyjne, więc w sumie tragedii nie było. Do tego nad ranem jeszcze padało, więc pierwsze pięć-sześć kilometrów to slalomik humanitarny, który miał na celu uratowanie jak największej ilości bytów. Tych ślimaczych. Chyba się udało.

Trasę stanowiła "pietruszko-marchewa": Dębiec - Wartostrada - Chemiczna - Gdyńska - Koziegłowy - Kicin - Kliny - Mielno - Dębogóra - Karłowice - Wierzonka - Kobylnica - Janikowo - Bogucin - Miłostowo - Główna - Hlonda - Jana Pawła - Wartostrada - dom.
Katedra, Ostrów Tumski, Warta oraz Wartostrada, Poznań
Gdzieś pod lasem
Ostatnio jak jechałem główną drogą przez Mielno, jednym okiem zauważyłem coś z alpakami w nazwie. Dziś znalazłem toto - nazywa się Jaśkowa Dolina, a gospodarstwo: Alpaki & Lawenda. Obejrzałem tylko z bardzo daleka, czworonogi faktycznie są. Potem wyczytałem, że od 20 PLN od łebka można przez godzinę je karmić i głaskać. Może kiedyś się skuszę :)
Alpaki END lawenda :)
Widok na Jaśkową Doliną, Mielno
Wyzoomowane alpaki, Mielno
Reszta dzisiejszej fauny banalna. Dwa kotki i kuc :)...
Kotki dwa i jeden koń niemechaniczny
...ko-ko-ko-koń...
Ko-ko-koń :)
...oraz jałówka,
Jałówka, jeszcze kompletny dzieciak
No i jeszcze będzie o Kozich. Ale nie o ssakach, ale o Koziegłowach, w mojej osobistej nomenklaturze: Kozichdupach. Na więcej nie zasługują. Czemu? Ano w końcu, niestety, skończono remont okolic wjazdu do tej miejscówki, przy okazji robiąc śmieszkę. I tak jak część poznańska jeszcze ujdzie, to dokładnie na granicy przechodzi w typowo polski beznadziejny badziew. Dokładnie tu.
Nowa śmieszka, tam gdzie asfalt, jest jeszcze Poznań, tam gdzie kostka - Koziegłowy :/
Dla osób o mocnych nerwach próbka. Podkreślam raz jeszcze, że większość tego było robione w tym samym czasie, co asfaltowy odcinek należący do Poznania. Jak widać, nie skorzystałem z możliwości tesowania.





Dystans zawiera czterokilometrowy kurs rowerem miejskim. O dziwo dzisiaj dało się go wypożyczyć, choć o jakości jazdy wolę nie wspominać.


  • DST 63.60km
  • Czas 02:16
  • VAVG 28.06km/h
  • VMAX 5.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 214m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Codziennościowo

Sobota, 29 sierpnia 2020 · dodano: 29.08.2020 | Komentarze 9

Wypad kompletnie bez historii, z sympatyczną temperaturą oraz mocnym wiatrem, kompletnie niechcącym mi pomóc. Czyli dzień jak co dzień :)

Do pracy mogłem dzisiaj wybrać się później, a co za tym idzie - wyspać się. Cenna rzecz. Dzięki temu udało się również przeczekać skromny deszczyk, który zdarzył się nad ranem.

Trasa to "odwrotne kondominium": Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Rosnówko - Trzebaw - Dębienko - Stęszew - Witobel - Łódź - Dymaczewo - Krosinko - Mosina - Puszczykowo - Lęczyca - Luboń - Poznań.

Wciąż masakrują mi i masakrują ulubioną trasę :( Niestety niedługo skończą, a co za tym idzie, skończy się też radość z jazdy drogami z minimalną ilością śmieszek :(
Kolejny etap masakrowania widoków budową śmieszkkkkk
Znów trafiły się dwie czaple. Jedna ciut bliżej, choć i tak zbyt daleko do wyraźnej fory z kompaktu...
Ciut bardziej wyraźne zdjęcie czapli
...druga dalej. Akurat złapała jakiegoś nieszczęsnego gryzonia. 
Czapla coś upolowała
Kawałek dalej krowy pilnowały upadłego drzewa.
Krowy pilnujące upadłego drzewa
Ciekawym zjawiskiem socjologicznym jest to, co dzieje się na wiadukcie w okolicach Dębienka. "Od zawsze" zasyfia je tam swoimi hasłami poznańskie kibolstwo...
Wiadukt koło Dębienka, czyli Ultras Lech zasłonięty przez JPII
...natomiast od niedawna przysłonięte jest w samym środku urodzinami JPII, zresztą w jakości, której wstydziłby się ministrant po pierwszych przygodach z Paintem.

Po południu jeszcze krótki wypad z Kropą...
Typowy galop z szablami :)
...co zaowocowało znalezieniem nowej miejscówki, gdzie ukrywa się co najmniej jeden z dębińskich żółwi. Poprzednia była chyba zbyt mało osłonięta, a tej na wszelki wypadek nie zdradzam :)
Nowa miejscówka żółwia, Dębina, Poznań
No i jeszcze urok dojazdu do pracy w sobotę po południu. Mój dzwonek zadziałał tak, że dzieciaki, zresztą kompletnie olane przez mamusię z przodu, prawie się ze sobą zderzyły: jedno skręciło w lewo, drugie w prawo. Kolejny dowód na to, że wszelkie śmieszki rowerowe, przynajmniej w Polsce, to miejsce bardziej niebezpieczne niż drogi publiczne.



  • DST 58.50km
  • Czas 02:03
  • VAVG 28.54km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 168m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie do końca elegancko

Piątek, 28 sierpnia 2020 · dodano: 28.08.2020 | Komentarze 7

Dzisiaj nie padało, więc znów szosą. Za to tak samo niewyspany, głodny i spieszący się do roboty. O czym jeszcze wspomnę pod koniec.

Wiatr w końcu odpuścił, przynajmniej jeśli chodzi o moc. Wiało już zdecydowanie lżej, ale zostałem zmasakrowany przez dwa czynniki: zmienność wyżej wspomnianego oraz miasto/wieś Luboń w całym swoim jestestwie. Czekałem tam na każdym świetle, a nawet jak miałem zielone, to okazywało się, że przede mną ktoś chce skręcić w lewo, sznur aut z naprzeciwka mu na to nie pozwala, a z prawej krawężnik. Jedna wielka masakra. Zaorać toto, raz jeszcze skieruję taki postulat.

Nie kończy się również remont w Mosinie, przy wyjeździe na Sowiniec. Dziś jedynie udało mi się znaleźć jedną alternatywną wersję objazdu drugiego objazdu przy dworcu PKP, który prowadzi do objazdu głównego: zamiast kręcić po bocznych uliczkach, można skorzystać z gościnności parkinu przy Netto i olać zakaz przejazdu przez tory.

Cała trasa: Poznań - Luboń - Łęczyca - Mosina - Sowiniec - Baranowo - Żabno - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań. TUTAJ Relive.

Największy jej plus? Ano taki:
Zew lasu dorwie nawet szoszona
Uwielbiam tamtejsze lasy. Na polu trafił się daleko myszołów...
Polno-leśny widoczek z myszołowem
Balotowy myszołów trochę bliżej
...Elegant z Mosiny wciąż nie wyciąga łap do roweru...
Elegant z Mosiny...a DDR-ka w Łęczycy powoli zaczyna wyglądać na jesienną.
DDR-ka w Łęczycy powoli zaczyna wyglądać jesiennie
Fajna temperatura była - na początku +14, w kumulacji +17. Jest dobrze :)

Reszta dystansu.. A nie, wróć. Zwykle w tym miejscu piszę o dojeździe do pracy, ale dziś, patrząc na prognozy i zapowiadane na wieczór opady, postanowiłem podjechać sobie rowerem miejskim. W stosownej aplikacji wyświetliło mi dwa czekające rowery na stacji pod domem. Popędziłem, z pewnym zapasem czasu. Na miejscu..jedna sztuka, w takim oto stanie:

No ale przecież niedaleko jest pętla Dębiec, a na niej - znów wróćmy do apki - jak widać dumnie się pręży dwukołowców pięć.

Tymczasem na miejscu...

Od razu odpowiadam na niezadane pytanie: ten jeden egzemplarz z tyłu to czyjś prywatny sprzęt, przypięty do stojaka. No cóż, znów Nextbike dał ciała. Oczywiście sprawa zgłoszona, info poszło do centrali, więc... kolejnym razem znów zapewne będzie to samo. A ja już do domu nie wracałem, tylko z pętli pojechałem do pracy. Tramwajem.

EDIT: wróciłem jednak rowerem miejskim. Prócz tego, że włączyła się automatyczna skrzynia biegów, czyli przerzutki myślały za mnie, po dwóch kilometrach siodło miałem na poziomie pięt, a żeby zwrócić mieszczucha musiałem dzwonić na infolinię... poszło sprawnie :)


  • DST 64.00km
  • Czas 02:22
  • VAVG 27.04km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 124m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ciągnik stróż

Czwartek, 27 sierpnia 2020 · dodano: 27.08.2020 | Komentarze 9

Z pewną taką nieśmiałością myślałem o dzisiejszym wypadzie. Od wczoraj wiało fest, nocą było sporo interwencji strażaków w Wielkopolsce, a pogodowe wróżki ostrzegały przed srogimi podmuchami. No i miał dojść jeszcze deszcz.

Generalnie... Wszystko się niestety sprawdziło. Nawet opady. Z tym, że nie od samego rana (wtedy jeszcze dosypiałem), ale gdzieś między powrotem z Kropą z porannego siku a moim wyjazdem. Czasu na zastanawianie się nie miałem, osiodłałem Czarnucha i stwierdziłem, że jadę, najwyżej szybciej wrócę. Bowiem zacinało, ale przy odpowiedniej kurtce dało się żyć - mogło być gorzej.

Choć oczywiście różowo nie było. Raczej czarno i koszmarno. Jednoczesna walka z deszczem i wietrznym gnojkiem nie należy do zbytnich przyjemności, jak może ktoś tam na BS-ie wie :) Miałem jednak dwa szczęścia: jedno takie, że gdy przez Plewiska dotarłem do Gołusek, zaczęło się delikatnie przejaśniać.
Kukurydziana skrytka przed wiatrem
Drugie - jeszcze lepsze - takie, że spotkałem swojego ciągnika stróża. Taki bowiem oto grubas wyprzedził mnie na kilometrze szesnastym, a ja postanowiłem się go trzymać ile się da.
Ciągnik-stróż, czyli kilka kilometrów luzu podczas jazdy pod wiatr za grubasem
Tym samym siedząc na dupie traktora minąłem Palędzie, Dopiewiec, Dopiewo i Fiałkowo, aż w końcu musiałem się poddać, bo kierowca owego błogosławieństwa skierował się bardziej na północ, a tu już zaczęło mną miotać z boku, niemal tak, że co chwilę znajdowałem się niebezpiecznie blisko pól. Wolałem odpuścić  i wolnym kroczkiem dojechać do Więckowic, gdzie zawróciłem.
Coś tam się przejaśnia z tyłu za serduchem, Więckowice
Podróż praktycznie swoimi śladami, już "ciut" lżejsza, choć wbrew pozorom bez cudów. Jednak z całości wyszła całkiem sympatyczna średnia jak na warunki i rower pod tyłkiem. Dzięki ci, o wielki traktorze! :)

Widok podczas powrotu. Jeszcze godzinę wcześniej lało.
A jeszcze godzinę wcześniej lało
Wciąż na trasie widuję pojedyncze żurawie...
Wpatrzony w coś żuraw, z cyklu
Żuraw-baletnica, z cyklu
...czaplę...
Przyczajona czapla, z cyklu
...oraz bociany. Tym pióra tańczyły niczym sukienki na wietrze.
Bociek z piórami niczym sukienka na wietrze, z cyklu
Wszystko niewyraźne jak cholera. Odległość i koszmarne światło zrobiły swoje.

TUTAJ Relive. Reszta dystansu to dojazd do pracy.


  • DST 53.30km
  • Czas 01:54
  • VAVG 28.05km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 176m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Urwołeb

Środa, 26 sierpnia 2020 · dodano: 26.08.2020 | Komentarze 11

Jeśli ktoś mi napisze, że znów dzisiaj sobie wiatr wymyślałem, to "nie wytrzymię":) Duło tak, że ledwo się momentami przemieszczałem, a też nie zawsze udawało się w pożądanym kierunku, szczególnie przy bocznych podmuchach, których nie brakowało. Nie było tylko tych fajnych, w plecy.

Wcześnie rano padało, a mi udało się wbić na okres między kolejnym oberwaniem chmury. Trasa to znów zachodnie "polowanie" po otwartych terenach: Poznań - Luboń - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań. TUTAJ Relive.

Trafił się jeden pozytyw: w Plewiskach, gdy wpuściłem przed siebie jednego kierowcę ruszającego z posesji, ten podziękował mi ładnie, ale nie światłami, tylko machając ręką wysoko wyciągniętą nad dach.

W Wirach zatrzymałem się na placyku manewrowym. Urocze toto :) Są nawet dziury, w której zbiera się woda i tworzy kałuże. Pełen autentyzm :)
Placyk manewrowy, fajna zabawa, Wiry
Odwzorowanie idealne - jest nawet kałuża :), Wiry
Po drodze znów trafiła się czapla, ale również w locie, więc niewyraźna.
Czapla w locie, ledwo złapana
Tyle o jeździe. Tak będzie lepiej :) A jutro podobno będzie gorzej, bo lać ma przez cały dzień, więc może być przerwa :/

Wczoraj wybraliśmy się na Szachty. Wciąż się ładnie, letnio prezentują.
Wieża na Szachtach w pełnym słońcu, Poznań
Widok z instrukacją obsługi, Szachty, Poznań
Sierpniowe Szachty, Poznań
Kropka na sierpniowym pejzażu
Podejście do lądowania, Poznań
Staw Edy, Szachty, Poznań
Poza naturalna
Najsmutniejsze jest to, że zniknęło ptactwo :( Jeszcze miesiąc temu wydzierały się tu mewy i gaworzyły perkozy, teraz jest cisza. Były tylko nieśmiertelne łabędzie, również te młode.
Glonojad :)
Młode łabądki
W zamian na cypelkach dało się znaleźć takie pirackie skarby :/ Jak widać przynieść było można, wynieść już nie.
Takie tam pirackie skarby na Szachtach :/
Był i kotek. Tak leniwy, że na widok psa wykonał jedynie taką aktywność :)
Ot, i cała reakcja na widok psa :)


  • DST 51.60km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.15km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 118m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dworsko

Wtorek, 25 sierpnia 2020 · dodano: 25.08.2020 | Komentarze 5

Raz jeszcze brawa dla aktualnej temperatury. Szacun dla niej :)

Raz jeszcze nienawiść do wiatru. Kij mu w oko :)

Kręciłem dzisiaj po zachodnich polach, więc przewiało mnie solidnie i skutecznie. Walczyć przestałem gdzieś na dwudziestym... metrze :) Tyle w temacie motywacji.

Trasa: Poznań - Plewiska - Skórzewo - Wysogotowo - Dąbrowa - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań. TUTAJ Relive.

Miejscem dnia był stary, zrujnowany, XVIII-wieczny dwór w Więckowicach, wraz z przyległym parkiem. Za każdym razem, gdy tam jestem, szkoda mi tego terenu, które zniszczyły: komuna (PGR) oraz współczesny polski kapitalizm (jakieś spory spadkowe). Podobno prawomocnie właścicielami są Niemcy, co sprawy w dzisiejszych czasach nie ułatwia. A szkoda, bo pewnie zrobiliby z tego perełką. A tak mamy to, co mamy.
Przód dworu w Więckowicach
Tylna fasada dworu w Więckowicach
Część centralna, dwór w Więckowicach
Udało się zajrzeć przez tak prezentujące się wrota...
Zamknięte nie tylko na trzy spusty, dwóc w Więckowicach
...i klimat jest. Nic więcej.
Udało się zajrzeć do środka, dwór w Więckowicach
Chyba tylko pająk krzyżak jest zadowolony z istniejącego stanu.
Krzyżak - jedyny stały mieszkaniec dworu, Więckowice
W parku też dziko - między innymi huba gigant.
Daszek rowerowy? :)
Huba-gigant z bliska
To drzeewo przynajmniej miało to szczęśćie, że upadło ze starości, Więckowice
W samej wsi raz jeszcze mogłem pochwalić włodarzy za zrobienie czegoś naprawdę rozsądnego: nie śmieszki, a chodnika z dopuszczeniem. Brawo.
Jedyne słuszne rozwiążanie - chodnik z DOPUSZCZONYM ruchem rowerowym, Więckowice
No i jeszcze ptaszyska. Coś dziwnego leciało, ale oczywiście zanim stanąłem i wyjąłem aparat, była już tylko smuga. Może to błotniak? Ciężko stwierdzić.
Cokolwiek to było, było zbyt szybkie do wyraźnego zdjęcia
Ze zdziwieniem za to na polu, gdzie nie ma ani kawałka oczka wodnego, zauważyłem czaplę. Bardzo daleko.
Czapla z daleka, na baczność
Lądująca na polu czapla
Jutro ma podobno lać :/


  • DST 57.70km
  • Czas 02:01
  • VAVG 28.61km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 194m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ła(d)nie. I muflonowo-filmowo

Poniedziałek, 24 sierpnia 2020 · dodano: 24.08.2020 | Komentarze 12

Oj, jaki przyjemny poranny "chłodek" mnie przywitał - 19 stopni na starcie, 22 w momencie powrotu. Lubię to, poproszę tak przez cały okrągły rok. Olać zimę, olać upały, niech po prostu będzie pozytywnie umiarkowanie.

Gorzej z wiatrem - ten dziś znów zaczął sobie na za dużo pozwalać. I w przeciwieństwie do wczorajszego dzionka, ani przez chwilę nie zamierzał być sprawiedliwy. Wynik więc jest, jaki jest.

Trasa to odwrócone "kondominium": Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Rosnówko - Trzebaw - Dębienko - Stęszew - Witobel - Dymaczewo - Krosinko - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.  TUTAJ Relive.

Było ładnie, dlatego zapewne wypatrzyłem dziś w oddali łanię :)
W coś zapatrzona łania
Zawsze w stanie czuwania
Wypasiona była. Sama o to dbała :)
Łania na wypasie :)
Z rzeczy mniej fajnych: prócz destrukcji mojej ulubionej trasy, wykańczają jeszcze kostkowe gówno na odcinku Stęszew - Witobel. Do tej pory to cholerstwo miało zbyt wiele miejsc nieutwardzonych, żeby urzędasy myślały o umieszczeniu znaku DDRiP-a, teraz niestety jest to już kwestia czasu :( Po raz kolejny: DE-BI-LIZM!
Tak, to będzie śmieszka :/ Koszmar w Witoblu
Wpadły oczywiście klasyczne motywy:
Trasa na Stęszew, jeszcze przed wyłysieniem
Rozpierducha nad Jeziorem Dymaczewskim
Trafiłem też na SA-132 na stacji Rosnówko-Trzebaw.
SA132 na stacji Trzebaw-Rosnówko
Reszta dystansu to dojazd do pracy.

Udało mi się w końcu zrobić filmik z  tego niedawnego spotkania z muflonami. Jakość tragiczna, wiatr wiał, łapy się trzęsły przy maksymalnym zoomie, ale mam udokumentowane, że nie ściemniam :)


  • DST 52.60km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.06km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 175m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sezon ogórkowy

Niedziela, 23 sierpnia 2020 · dodano: 23.08.2020 | Komentarze 9

Dzisiaj wyjechać mogłem dopiero po jedenastej. Trochę się wyspałem (bo tego nigdy za dużo), ale też musiałem pozałatwiać sprawy rodzinne, stąd tak dziwna jak na mnie pora.

Wyszło na to, że nie było to najgorsze rozwiązanie. Nadszedł w końcu dzionek, gdy można ruszyć bez obaw, iż słońce spali człowieka gdzieś po drodze. Było dp przyjęcia, a nawet sympatycznie - około 25 stopni to wartość do przeżycia dla każdego. Trochę wiało, ale o dziwo sprawiedliwie, więc nie narzekam.

Trasa zachodnia: Poznań - Luboń - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Gołuski - Plewiska - Poznań. Udało mi się w końcu okiełznać burzę, czyli Xiaomi vs Endomondo, więc jest i Relive.

Takiego wysypu żurawi jak dziś, nie było. Spotkałem "zaledwie" trzy. I pomyśleć, że zimą człowiek dałby się pokroić za takie widoki, a teraz mu powszednieją... :)
Wymiana żurawich myśli
Plantacja żurawiny? :)
Trzech żurawich muszkieterów
Obol leciał myszołów, bardzo wysoko, więc zdjęcie nad wyraz niewyraźne...
Niewyraźny, ale na pewno myszołów
...a kawałek dalej mijałem się z (chyba) kanią.
Prawdopodobnie kania
Jazda generalnie była jak w sezonie ogórkowym.
Parkowanie na trasie
Te zresztą nawet spotkałem przy drodze. Nie mam pytań :)
Komuś może... eeee.... kiszonego przydrożnego ogórka z trasy? :)
Smakowo tak sobie. No dobra, oczywiście nie ryzykowałem, przecież mógł tam być jakiś kiszonkowirus :)


  • DST 57.10km
  • Czas 02:00
  • VAVG 28.55km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 165m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Deszczowa żurawina

Sobota, 22 sierpnia 2020 · dodano: 22.08.2020 | Komentarze 13

Mimo że miałem dziś dzionek pracujący, musiałem odespać. Wyjazd zaplanowany więc był na tak zwany styk. Jak zwykle jednak rzeczywistość a teoria nie do końca są kompatybilne.

Wyspać się nawet udało. Bez stresu, bo pogodynki mówiły o opadach, ale gdzieś dopiero przed południem. No to luz.

Ruszyłem około dziewiątej. Zdążyłem wyjechać z osiedlowej uliczki i... lunęło. Nie miałem zamiaru wracać, więc stanąłem sobie pod drzewkiem i wziąłem temat na przeczekanie. Pięć minut później już kręciłem dalej, żeby po kolejnych pięciu minutach... stanąć ponownie, tym razem pod wiatą. Czas mi się zaczął kurczyć.

Jednak nastąpiło kolejne przejaśnienie, a ja postanowiłem, że już więcej się nie zatrzymuję. Zmoknę, ale najwyżej skrócę dystans do gluta. Finalnie tego nie zrobiłem, walcząc przez 2/3 drogi z deszczem, ale ciepłym i takim nawet zaskakująco pozytywnym względem ostatnich upałów. Olałem wiatr, olałem średnią, po prostu bawiąc się (choć to nie jest dobre wyrażenie, znam ciekawsze zabawki) kroplami na rowerze, drodze, kasku i ryju.

Trasa: Poznań - Plewiska - Komorniki - Głuchowo - Chomęcice - Konarzewo - Dopiewo - Lisówki - Trzcielin - Konarzewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Wyjazdu nie żałuję pod jednym względem: zakwitło żurawiami! :) Nie skłamię, jeśli napiszę, że widziałem ich dzisiaj co najmniej dwadzieścia, jedne w grupach, inne w duetach, jeszcze inne solo. Szkoda tylko, że dość daleko, bo mogłyby być dobre zdjęcia. A tak - tylko lekka pikseloza,
Spacerujące w deszczu żurawie
Dość spore stadko żurawi
Dość spore stadko żurawi © Trollking
Żerowały również dzikie gęsi.
Szybujące stado gęsi
Gęsie stadko pikuje nad polem z dobrą wyżerką
A na jednym z balotów siedział sobie samotny... kruczy Balotelli :)
Samotny kruk na balotach
Balotelli :)
A poza tym było szaro, buro, ponuro i tak... po polsku :)
A to Polska właśnie...
Mały promyk nadziei
Chwilowe przejaśnienie na drodze między Dopiewem a Trzcielinem
Przy klimatycznej bramie DPS-w w Lisówkach jak zwykle zrobiłem nawrotkę...
Brama DPS-u w Lisówkach
...przy okazji podziwiając piękno tamtejszego lasu.
Las w okolicach Lisówek
Do pracy - o dziwo - zdążyłem. Dystans zawiera dojazd do noej.

Relive jest, o TU. Zabawa ustawieniami telefonu dała tyle, że Xiaomi nie gubi i wyłącza sygnału podczas korzystania z Endomondo, ale wciąż nie włącza się autopauza. W sumie nie jest to nic szokującego - ona nawet w "normalnych" warunkach tego nie robiła w tej apce :)