Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197362.50 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2014

Dystans całkowity:1449.77 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:47:33
Średnia prędkość:30.49 km/h
Maksymalna prędkość:56.40 km/h
Suma podjazdów:4335 m
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:55.76 km i 1h 49m
Więcej statystyk
  • DST 52.50km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 169m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Akcja "mgła"

Piątek, 31 października 2014 · dodano: 31.10.2014 | Komentarze 0

Bardzo podobała mi się dzisiejsza "akcja znicz" - na swojej drodze nie spotkałem ani jednego policjanta ani radiowozu. Piękna rzecz :)

Ruszyłem wcześnie, bo grafik dziś napięty i miałem wrażenie, że jestem na planie akcji "pij mleko, będziesz wielki" - mgła momentami tak szczelna, że mógłbym tu wkleić zdjęcie białej kartki z czarnym punkcikiem i nikt by się nie zorientował, że to nie ja.

Trasa była zaplanowana na to, żeby dojechać i wrócić (Poznań - Robakowo - Szczodrzykowo - Dziećmierowo i nawrót), w terenie niezabudowanym jechało się nawet fajnie, ale co chwilę z innych powodów musiałem się zatrzymywać, czekać, no i skończyło się jak zawsze. Dobiła mnie Starołęka oraz na zjeździe w Dachowej dwa wlokące się traktory. Dla mnie to fenomen tej jesieni - jak to możliwe, że tych zawalidróg jest więcej na przełomie października i listopada niż podczas sianokosów?




  • DST 52.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 30.59km/h
  • VMAX 53.80km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 160m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Buro

Czwartek, 30 października 2014 · dodano: 30.10.2014 | Komentarze 0

Szaro, buro i ponuro dzisiaj, czyli... w to mi graj :) Mogłoby być tylko trochę cieplej i jak dla mnie zachmurzone niebo niech sobie będzie cały rok - byle nie padało. "Kondomik" przez Mosinę i Stęszew zrobiłem bez specjalnego zaangażowania w temat, bo jakiś przemęczony ostatnio jestem, ale trzy dychy z plusikiem utrzymać się udało. W Krośnie chyba (chyba i jeszcze raz chyba, bo już kilka razy zrobiłem falstart w tym temacie) kończy się w końcu remont, asfalt już przypomina to, czym powinien być, a nie wulkan Eyjafjallajökull w najlepszej formie, do tego wahadła odeszły do krainy wiecznych łowów. Oby! Za to korek w Komornikach dziś zmierzyłem - ma dokładnie 3 kilometry, zaczyna się już w Szreniawie i każdego dnia gdy tamtędy jadę wygląda tak samo, niszcząc mi wynik bez żadnych skrupułów.

Rozpoczęty kolejny audiobook w skandynawskim klimacie idealnie pasował mi do dzisiejszej aury, choć chyba mam już pewien przesyt kryminałów z Kurtem Wallanderem, bo są strasznie nierówne jeśli chodzi o poziom. Albo to ja już zbyt wybredny się stałem.



  • DST 52.05km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.32km/h
  • VMAX 44.50km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 175m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez mocy

Środa, 29 października 2014 · dodano: 29.10.2014 | Komentarze 0

Kompletnie dziś bez mocy. Ciężko mi było wstać i się zmobilizować, w końcu się przemogłem, ale nastawiony byłem na kręcenie bez spiny. Pierwotnie miałem jechać kółkiem przez Pecnę i Grzybowo, ale gdy po przejechaniu się po Luboniu uświadomiłem sobie, że czeka mnie jeszcze masakra na DDR-ze między Mosiną a Krosnem to zdezerterowałem i skręciłem na Rogalin, co mój psychoterapeuta zdecydowanie by pochwalił. Gdyby istniał :)

W Radzewicach zatrzymałem się na chwilę nad miejscem, które od jakiegoś czasu mnie nurtowało i zachęcało ładnym widoczkiem zatoczki nad Wartą. Okazało się, że to "port", ale w sumie chyba zaledwie przystań w wersji dla krasnoludków, raczej mało znana, ale całkiem urokliwa. Pewnie jakbym częściej niż dwa razy w życiu był na kajakach to miałbym okazję obejrzeć to miejsce z innej strony.

Wracałem przez Czapury i moją uwielbioną po wsze czasy Starołękę, gdzie - niemal jak co przejazd - na pustej drodze usłyszałem za sobą dźwięk klaksonu - BO PRZECIEŻ!!!! PRZECIEŻ!!! TAM J E S T ŚCIEŻKA!!!! A że z rozsypującej się kostki upstrzonej w wysokie krawężniki? Nieważne... Marzą mi się czasy, gdy jazda po tych wybrykach polskiej myśli technologicznej będzie możliwością, a nie przymusem. Czy się doczekam? Nie sądzę...



  • DST 52.70km
  • Czas 01:42
  • VAVG 31.00km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 160m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

O ssso mi chozi z tą średnią... :)

Wtorek, 28 października 2014 · dodano: 28.10.2014 | Komentarze 2

Odżyłem. Wczorajsza mentalna masakra dziś na szczęście się nie powtórzyła, choć była na to duża szansa na moście między Rogalinem a Mosiną, z którego nie dość, że drogowcy zrobili miazgę o konsystencji tarki to jeszcze podczas powrotu znów przywitał mnie sznureczek wlekący się za traktorem. Dzięki Bogu był jeszcze chodnik, z którego skorzystałem i z podkręconą aż do 15 km/h prędkością wyszedłem na prowadzenie. A zanim cokolwiek czterokołowego mnie minęło to byłem już dwa kilometry dalej.

Ale generalnie jechało mi się świetnie. Po godzinie 9, gdy minęły już poranne mrozy zrobiło się jakieś 6-7 stopni na plusie, co dla mnie jest temperaturą całkowicie ok, wiatr o dziwo nie męczył - chciało się kręcić. Aż żal, że musiałem wracać i ogarnąć się do pracy, bo miałem smak na więcej. Trasa Mosina - Rogalin - Mieczewo dziś sprawdziła się na medal.

Daniel w komentarzu pod wczorajszym wpisem zapytał mnie czy naprawdę tak ważna jest dla mnie średnia. No i cóż mogę napisać... Chyba jest. Czemu tylko "chyba" skoro wciąż poruszam ten temat? Bo nie mam innej możliwości weryfikacji swoich osiągów - nie liczę kadencji, uderzeń serca na sekundę, pulsometr to dla mnie narzędzie używane w stanie przedzawałowym a nie do treningu. Nie żebym traktował ten parametr jako wyrocznię i załamywał się, jeśli jest ona zbyt słaba, ale po prostu lubię jak jest na jakimś poziomie i nie odbiega od mojego standardu. Szosę, i to najniższej klasy, posiadam zaledwie od niecałego roku, więc - jak mawiają na blackmetalowych forach - wciąż jaram się nią jak norweskie kościoły. Osiągi bywają lepsze lub gorsze, wiem, że moje średnie są na bardzo przeciętnym poziomie, ale cóż, przyzwyczaiłem się już i nie lubię jak dwugodzinna praca jest niszczona przez czynniki ode mnie zupełnie niezależne, tak jak wczoraj, gdzie przez łącznie jakieś 2 kilometry korków i im pochodnych straciłem to, o co walczyłem z wiatrem. Howgh, tyle mam do powiedzenia, mam nadzieję, że zrozumiale :)

A co na koniec? Zdjęcie dziś spod murów Starego Browaru. Bohaterem Poczta Polska - jak widać poradzi sobie z każdym wyzwaniem, a do klienta dotrze po trupach, choćby rowerowych:




  • DST 52.70km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.40km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 152m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Traktory na tory, śmieciarki na śmietniki!

Poniedziałek, 27 października 2014 · dodano: 27.10.2014 | Komentarze 1

No i masz. Człowiek zachwyci się tak jak wczoraj komfortowymi warunkami do jazdy, natchnie siebie i ludzkość optymizmem, a następnego dnia zostaje zmasakrowany. Wniosek: nie chwalcie dnia przed zachodem... kolejnego dzionka.

W sumie ładnie żarło do momentu dojazdu do Mosiny. Tam poruszałem się w korku spowodowanym przez ni to stojącą, ni to wlekącą się śmieciarkę. Na odcinku 300 metrów straciłem równiutki kilometr ze średniej, co tym bardziej mnie zirytowało, że mam licznik, który akurat tę wartość pokazuje non stop, czy chcę czy nie chcę. Potem pomijając remonty udało mi się bez większych przeszkód dotrzeć do Sulejewa i z nadzieją w głowie zawrócić. Gnój zaczął się oczywiście znów w Mosinie, gdy jakiś samochód zatrzymał się nagle z piskiem opon, bo postanowił zabrać pasażerkę. Raz, że jadący za nim, a dokładnie przede mną TIR ledwo zdążył zahamować, dwa, że zanim wszystko ruszyło dalej zdążyłbym sobie kawę zrobić i odczekać aż wystygnie.

Myślałem, że to koniec na dziś, ale gdzie tam! Hit zafundowano mi na sam koniec - w Puszczykowie, gdzie wczoraj śmigałem w peletonie dogoniłem niepokojąco wolno jadącą ciężarówkę. Okazało się, że przed nią wlecze się z prędkością 20 km/h traktor. Droga tam jest strasznie wąska, więc na wyprzedzenie szans nie było, a ja spoglądając na licznik kląłem, nie tylko w duchu. W końcu po prostu zjechałem na pobocze z nadzieją, że chwilę poczekam i sytuacja się rozładuje. Ruszyłem kilka minut później, ciesząc się w końcu jakąś tam prędkością, ale pół kilometra dalej czekało mnie to samo, z tym samym traktorem, tylko że powiększone o sznureczek samochodów. Stanąłem raz jeszcze, odczekałem kolejne minuty i z duszą na ramieniu wróciłem do jazdy. Na szczęście ten postrach szos musiał gdzieś skręcić, bo zatoru już nie było, ale ile przez to wszystko straciłem dziś czasu, nerwów i średniej nawet nie chcę myśleć.

A na koniec plus - pogoda. Wiatr już bardziej upierdliwy, ale bez przesady, do tego zimne zimno gdzieś chwilowo odeszło i pozostało fajne zimno. I tak ma zostać :)


  • DST 54.10km
  • Czas 01:42
  • VAVG 31.82km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 124m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Połknięty przez ustawkę

Niedziela, 26 października 2014 · dodano: 26.10.2014 | Komentarze 4

Po pierwsze - jeżeli o mnie chodzi to zmiana czasu w tę stronę może być co tydzień.

Po drugie - pogoda znów sfiksowała i była dziś... fajna. Lekki południowy wiaterek, po jedenastej (czyli po dwunastej) temperaturka już do życia, generalnie to co lubię. Na drogach pusto, ja z audiobookiem w uszach czułem się jak jakiś władca szos, na nic nie musiałem uważać, mogłem po prostu pedałować i wsłuchując się w głos lektora opisującego kolejne ćwiartowanie zwłok oglądać to, co koło mnie. A były i lasy, i pola, i - co dziś mnie uderzyło w jakimś odruchu głębszego pomyślunku - coraz piękniejsze wiejskie podwórka. Pamiętam syf, który rządził wiochami w latach dziewięćdziesiątych i w porównaniu z nimi mamy teraz inny świat - huśtawki, place zabaw, jakieś wypasione drewutnie... I przede wszystkim porządek. Oj, macocha Unia, co by o niej nie gadać, ma u mnie za to dużego plusa.

Po raz drugi jechałem niedawno odkrytą trasą ze skrętem w Żabnie na Grzybno i wyjazdem w Pecnie - i chyba odkryłem drugą, zaraz po "kondomiku" przez Dymaczowo i Stęszew - swoją ulubioną pięćdziesiątkę w WLKP. Nawet śmieszka pieszo-rowerowa w Mosinie w niedzielę mniej bolała, choć rodzinki z wózkami rozwalone na całej szerokości nie ułatwiały jazdy, tak samo jak usytuowanie na przy niej... no czego? Czynnej siedem dni w tygodniu myjni. Samochodowej, a jak.

Kilka razy się zatrzymałem, żeby po prostu pobyć w lesie i połknąć ostatnie zapachy zieleni. Jakiś sentymentalny nastój mi się włącza zawsze jesienią, mam wrażenie, że każdy dzień to ostatni z rowerem pod tyłkiem w danym roku, więc tym bardziej miałem ku temu motywację.

A teraz o tym, co spotkało mnie na końcowych piętnastu kilometrach, w Puszczykowie. Jak zwykle przed pyskiem zmieniło mi się tam na zjeździe światło na czerwone, nie zdążyłem skorygować przerzutki na lżejszą, więc startowałem z najcięższego blatu. Miałem tam apetyt na jakiegoś fajnego V maxa, ale było pozamiatane. Rozkręcałem się powoli i nagle zza pleców wyleciał mi kolarz, jeden, potem drugi, a na kole ustawił mi się trzeci. No fajnie, pomyślałem, jakaś zorganizowana grupa przestępcza zaczęła organizować porwania na rowerach, czy co? Nikt mi jednak niczym nie pogroził, ale też się nie odzywał, więc kręciliśmy w jakiejś cichej symbiozie aż do Łęczycy, gdzie w końcu na światłach zamieniliśmy kilka słów. Jako solista i osoba stroniąca od wszelkiej maści tourów zadziwiająco dobrze czułem się w tej małej grupce pędzącej solidnym tempem w granicach 40 km/h, w której bez żadnego komunikatu dawałem zmiany i w sumie przez jakąś połowę dystansu ją prowadziłem. Na granicy Lubonia i Poznania w końcu chwilę pogaworzyliśmy i okazało się, że chłopaki są z coniedzielnej ustawki na Starołęckiej, na którą dostałem przyszłościowe zaproszenie - kto wie? Podziękowałem za asystę i towarzystwo i skręciłem na Dębiec. Ciekawe mentalne współdoświadczenie, tym bardziej, że wcześniej w Luboniu nie omieszkał na nas zatrąbić jakiś zakompleksiony i zapuszkowany imbecyl, zapewne sugerując, że nasze getto jest na kostkowanym DDR-ze i nie tylko ja to głośno skomentowałem :)

Generalnie rzadko mam dni, podczas których nie jestem w stanie na cokolwiek ponarzekać - i dziś taki za mną :)



  • DST 52.20km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.12km/h
  • VMAX 44.70km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 109m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nochal

Sobota, 25 października 2014 · dodano: 25.10.2014 | Komentarze 4

Chciałbym napisać, że było dziś na rowerze cieplej, sympatyczniej i przyjemniej, ale... nie było. Jedyne co jest in plus to fakt, że nauczony wczorajszym doświadczeniem, gdy dostałem nieźle po tyłku od chłodu oraz wiatru ubrałem się dzisiaj jeszcze szczelniej i póki nie ściągnąłem rękawiczek to jechałem zahibernowany we własnym ciepełku, ograniczając ziąb dokoła :)

Wiatr znów dostosował się idealnie pode mnie - w ryj i w pysk był kierunkiem obowiązującym w dzisiejszym rozkładzie przez jakieś 80%, ale przecież to nic nowego. Na szczęście nie był specjalnie silny. Trasę zrobiłem dziś jedną ze stałych (Mosina - Rogalin - Radzewice i z powrotem), po obejrzeniu jej kształtu stwierdziłem, że jest to po prostu haczykowaty nochal, a że kojarzy mi się z pewną nacją to zaraz pewnie weźmie się za mnie jakieś stowarzyszenie typu "Nigdy Więcej" :)

Wracając miałem ubaw zerkając na bydło szturmujące otwartą dzisiaj Galerię Dębiec. Brak mózgu poniósł mnie więc na ostatnich metrach.




  • DST 54.00km
  • Czas 01:49
  • VAVG 29.72km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 132m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie poszalałem

Piątek, 24 października 2014 · dodano: 24.10.2014 | Komentarze 8

Jak w tytule - no nie poszalałem dziś. O ósmej rano gdy wyjeżdżałem przy gruncie było jakieś zero stopni (finalnie stanęło na trzech, wow), do tego doszedł wiatr, co prawda tylko umiarkowany, ale tak zimny, że nawet mając go z boku czułem szpile na całym ciele. Nie uratowały mnie nawet trzy warstwy ubrań i rękawiczki z palcami - po prostu koszmarnie zmarzłem. Chwilami żałowałem, że nie założyłem kominiarki, ale stwierdziłem, że w końcu bez przesady, mamy zaledwie październik.

Na start czekała mnie awaria sieci trakcyjnej przy Starołęce, co skutkowało tym, że tłumy pieszych wyległy na to coś szumnie nazywane ścieżką przy Hetmańskiej, więc tym razem prócz dziur czekał mnie slalom pomiędzy nieprzyzwyczajonym do chodzenia bydłem. A potem już tylko walka z zimnem i podczas powrotu standardowe atrakcje na Starołęckiej, czyli zamknięty przejazd kolejowy, piesi wyskakujący na środek ulicy bez jakiejkolwiek sygnalizacji czy nagle zatrzymujące się ot tak ciężarówki.

Trasa przez Gądki, Dachową i potem Tulce miała jeden pozytyw - w końcu w tej ostatniej miejscowości skończył się remont koło kościoła. Asfalt jest idealny, jedzie się wyśmienicie na tym kawałku, co zdecydowanie cieszy moje zdezelowane uzębienie i cztery litery, do tej pory cierpiące tam nieziemskie katusze :)



  • DST 53.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 122m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zimno!

Czwartek, 23 października 2014 · dodano: 23.10.2014 | Komentarze 2

Kurczę, jak spojrzę sobie na zdjęcia dwa wpisy niżej to mam wątpliwości czy ktoś mi nie zamienił czasoprzestrzeni. Za nami dwa dni deszczu praktycznie non stop, dziś w końcu się uspokoiło, za to zrobiło się zimno, nieprzyjemnie, a do tego wiatr stał się jakiś taki arktyczny i silny. No ale ważne jest to, że po przerwie, już na głodzie, w końcu udało się zrealizować pięć dych pedałowania. Co prawda ubrałem się jak na wojnę, w grubą bluzę i spodnie i wróciłem ubabrany błockiem niczym zielony ludzik spod Doniecka, ale w sumie szczęśliwy :)

Trasa w związku z kierunkiem powiewu NE to prawie w połowie miasto, więc (OCENZUROWANO). Poza miastem bez przygód, dojechałem do Biskupic i nawróciłem, w samym Poznaniu zaskoczył mnie znienacka jakiś remont DDR-a na Jana Pawła, po drugiej strony Malty. Nie wiadomo skąd, po co, za to bez żadnego ostrzeżenia czy znaku - wjechałem i w połowie musiałem przejechać trawnik i zameldować się na szosie. Wszystko co związane z dzisiejszymi atrakcjami pozwoliło mi zaledwie wykręcić słabiutkie 30 km/h, choć i tak w połowie drogi spodziewałem się, że nawet i tego nie osiągnę. Jednak kosztem delikatnego ściskoszczęku się udało :)


  • DST 52.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 45.90km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 64m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jestę żaglę :)

Poniedziałek, 20 października 2014 · dodano: 20.10.2014 | Komentarze 5

Gdybym delikatnie zmienił konsystencję swojego organizmu i gatunek na mniej ludzki to byłbym dziś najszczęśliwszym żaglem na świecie. Niestety - póki pozostaję homo sapiens to takiemu wiatrowi mówię stanowcze nie! Momentami na odkrytym terenie stałem prawie w miejscu (czyli jechałem z prędkością 23-24 km/h), aż mnie plecy bolały od schylania się za barankiem. Na połowie "samochodzikowej" trasy, między Dopiewem a Trzcielinem mój szumnie nazwany AVG speed wynosił niecałe 27 i myślałem, że się pochlastam. Na szczęście powrót był już zdecydowanie przyjemniejszy, choć z boku też zawiewało, ale udało się rzygiem na taśmę wyciągnąć te trzy dychy.

Na przyszłość stanowczo protestuję i nie życzę sobie takich dni, w zamian proponuję dzionki takie jak wczoraj 365 razy w roku. Chyba uczciwa propozycja? :)