Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198074.10 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2017

Dystans całkowity:1525.10 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:54:18
Średnia prędkość:28.09 km/h
Maksymalna prędkość:56.30 km/h
Suma podjazdów:3788 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:50.84 km i 1h 48m
Więcej statystyk
  • DST 54.25km
  • Czas 01:57
  • VAVG 27.82km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 124m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Siekierki, motyka... :)

Niedziela, 30 kwietnia 2017 · dodano: 30.04.2017 | Komentarze 6


W nocy podobno temperatura oscylowała koło zera, natomiast gdy ruszałem koło ósmej rano było już aż trzy na plusie. Gdy wracałem lał się natomiast prawdziwy żar tropików - całe siedem stopni! Żeby jednak mi się w tyłku nie poprzewracało od tych upałów to ryzyko udaru słonecznego zostało zminimalizowane przez zimny, mocny i dokuczliwy wiatr z północnego wschodu. Dziękuję Ci, wiosno, żeś taka łaskawa :)

Pierwsza część trasy to kilkanaście kilometrów miastem, z Dębca przez centrum, wzdłuż Malty. Na moście Tylman (czyli Rocha) przyuważyłem całkiem sprawne powstawanie Wartostrady - brawo, może w końcu będzie ona miała ręce i nogi. pozwalając w przyszłości nie tarabanić się aż tak bardzo jak to ma miejsce aktualnie pomiędzy puszkami...

W końcu za Antoninkiem wydostałem się z tego oceanu czerwonych świateł i powoli docierałem do Swarzędza, gdzie owych świateł było już zaledwie morze. Pozdro z drogi! :)

Następnie wzdłuż krajowej piątki do Paczkowa, tam sobie zakręciłem na Siekierki i Tulce. To był jedyny kawałek z powiewem w plecy, bo oczywiście początek, jak i nieoczywiście cała reszta to walka z podmuchem. Końcówkę dokręciłem klasycznie, przez Żerniki, Krzesiny i Starołęcką, by zameldować się na Dębcu.

W Siekierkach Wielkich trafiłem akurat na chwilę po końcu mszy, co zawsze dodatkowo mnie stresuje, bo nie ma nic gorszego niż Polak po rozgrzeszeniu, ruszający samochodem w świat ze świeżym limitem do wykorzystania. Był z tego jeden plus - w końcu udało mi się dostać do środka drewnianego kościoła pod wezwaniem świętej Jadwigi. Misja zaliczona, bo pomimo tego, że do panów w sukienkach oraz rodzimej wersji katolicyzmu czuję delikatnie mówiąc awersję (z wzajemnością), to nawiedzać świątynie, szczególnie te drewniane, uwielbiam :)


Zmarzłem dziś. Nawet walczyć o wynik mi się nie chciało. Już nie mówiąc o motywacji do pójścia do pracy. Choć tego ostatniego to akurat nie mam nigdy :)


  • DST 52.10km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.42km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 96m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

DemotyWiatruTory

Sobota, 29 kwietnia 2017 · dodano: 29.04.2017 | Komentarze 2

Po nocnych opadach nad ranem nad Poznań zawitało słoneczko, czyli element dawno tu niewidziany. Co prawda nie przepadam za gnojkiem, szczególnie latem, ale przy takiej "wiośnie" nawet mnie jego widok cieszy. Jednak żeby był remis, bo za dobrze być przecież nie może, znów pojawił się silny wiatr, jak zwykle niezdecydowany. A w praktyce najlepiej mi się paradoksalnie jechało, gdy wiał mi w pysk zgodnie z założeniem, bo już po nawrocie jego centralne podmuchy lekko mnie demotywowały.

Wykonałem trasową wariację zachodnią, z Dębca przez okolice Bułgarskiej, Junikowo, Wysogotowo, Dąbrowę, Sierosław, Więckowice, Dopiewo, Palędzie, Dąbrówkę i Plewiska do domu. Miasto już zaczęło długi weekend, bo zakorkowanie było praktycznie zerowe, w przeciwieństwie do "uczerwienienia" świetlnego, które jak zwykle trzymało dobrze znany standard. Za to mijałem kilka elfów i sporą ilość zakutych łbów - znaczy się Pyrkon się zaczął :)

Udało się odebrać crossa z serwisu. Niestety, tak jak się spodziewałem, bo usłyszałem w poprzednim miejscu, trzeba było wymienić przednią przerzutkę (stara... zardzewiała), do tego zestaw linek, pancerzy i w końcu znów mam hamulce (fajna sprawa), wziąłem też nową oponę, bo przez poprzednią można było już prawie pooglądać sobie felgę. Całość działa jak na ten mój zmasakrowany sprzęt przeznaczony na ciężkie warunki w końcu w miarę płynnie, choć przy testowaniu naprawy musiałem się cofnąć się i raz jeszcze spiąć łańcuch, bo spinka nie wytrzymała mojego nagłego tąpnięcia pod górkę. Oby tylko był to jednorazowy przypadek. Reszta bez zarzutu, a do tego finansowo wyszło mi mniej niż się spodziewałem, brawa więc póki co dla ekipy Mróz Rowery z Półwiejskiej, szczególnie za wyjście naprzeciw klientowi w potrzebie :)


  • DST 33.50km
  • Czas 01:14
  • VAVG 27.16km/h
  • VMAX 44.40km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 123m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glucik z pętelką

Piątek, 28 kwietnia 2017 · dodano: 28.04.2017 | Komentarze 6

Ten glucik to glucik, bo ledwo wykręciłem trzy dyszki z kawałkiem. A w sumie przepłynąłem, gdyż ruszałem wśród lekkich kropelek z nieba, a wracałem żałując, iż nie posiadam mocowanego do roweru akwalungu. Natomiast pętelka to rundka dokoła Puszczykowa, którą wykonałem po dotarciu tam przez Luboń i przezeń wróciłem. 

Znów z powodu obowiązków i planów wstałem wcześnie, a wyruszyłem o ósmej, szosą. Wróciłem zresztą niedługo później :) Zmokłem straszliwie, ale nie mogłem się powstrzymać od wykonania poniższej foty. Czemu? Albowiem wyczytałem ostatnio, że miasto Puszczykowo poważnie rozważa poszerzenie widocznej tu DDR-ki poprzez krzyk mody ostatnich miesięcy, czyli wycinkę drzew. Nie jest to na szczęście jeszcze do końca przesądzone, ale na moje byłoby to nieszczęście z cyklu 2 w 1. Po pierwsze - DDR-ka, po drugie - szyskologia. I tak jak widać ścieżka jest sama w sobie do dupy, więc najlepszym wyjściem byłoby ją w ogóle zlikwidować, ale coś cienko to widzę :)

Los crossa w naprawie chyba sobie wykrakałem. Okazało się, że ekipę serwisową dopadła jakaś chorobowa pandemia i niestety odbiór przedłużyłby się na po po długim weekendzie. Podjechałem więc dziś, zabrałem go, z zamiarem powrotu za kilka dni. Jednak szczęśliwie (mam nadzieję) wylądowałem przy okazji zakupu jednej z rowerowych pierdółek w centrum, w też częściowo już zaprzyjaźnionym sklepie i mimochodem zapytałem o terminy. Cudem, a w sumie dzięki paskudnej aurze, wbiłem się na szybką naprawę z szansą na jutro. Trzymam kciuki :)


  • DST 55.20km
  • Czas 01:54
  • VAVG 29.05km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 122m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bezciśnieniowiec

Czwartek, 27 kwietnia 2017 · dodano: 27.04.2017 | Komentarze 17

Przyzwoicie dziś było pod względem pogodowym. Wiało wmordewindem non stop, ale znów umiarkowanie, a nie masakrująco, nie padał deszcz, słońce też nie grzało zbytnio łepetyny. Jak to człowiekowi niewiele potrzeba do szczęścia. gdy w końcu nie strzelają do niego złem... :)

Co do trasy to bez kombinacji - "kondomik" od strony Lubonia, Puszczykowa, Mosiny, Dymaczewa, Stęszewa, Komornik i do Poznania. Po wielu latach przykrych korkowych doświadczeń udało mi się w końcu wynaleźć jeszcze jeden (prócz tego przez Rosnowo) objazd najbardziej gorącego terenu w Komornikach. Niestety kosztem kawałka przejechanego osiedlową uliczką z kostkową nawierzchnią, ale kostka, która nie leży na DDR-ce, choćby była najgorszej jakości, mniej irytuje niż ta na niej. Taki dziwny psychiczny dysonans :)

Jak wspomniano - wiało mi w pysk w jedną i w drugą, ale to naprawdę nic przy tym, co (mam nadzieję) za nami. Choć ja już przez to chyba straciłem motywację do ciśnięcia i... dobrze mi z tym :)

Na koniec zagadka, związana z tematem-rzeką, czyli Poznańskim Rowerem Miejskim, którym dziś jechałem do pracy (oczywiście nie tym egzemplarzem). Znajdź jeden element, którego brakuje w pojeździe poniżej:

Wiem, wiem, było zbyt łatwo. Chodziło oczywiście o dzwonek :)




  • DST 51.30km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.04km/h
  • VMAX 53.70km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 249m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez motywu

Środa, 26 kwietnia 2017 · dodano: 26.04.2017 | Komentarze 2

Na początek codzienny raport wietrzny. Gnój się chyba czai i przegrupowuje wojska, bo dzisiaj się uspokoił i lekko spuścił z tonu. Ale czemu najpierw wiał mi w pysk, by w drugą stronę wiać mi w pysk, pozostanie jego słodką tajemnicą. Niech ma, byle tylko na stałe wyluzował.

Pokombinowałem z trasą, bo już mi się znudziły klasyki. Tym samym najpierw przejechałem sobie kilkanaście kilometrów po Poznaniu (jak zwykle masakra), z Dębca przez Bułgarską na Ogrody, stamtąd do Słupskiej, gdzie w końcu mogłem poczuć się jak na rowerze, a nie na zawodach w wańkę wstańkę. Potem Kiekrz, Rogierówko i kurs odkrytym jakiś czas temu przejazdem do Sadów, męczarnie w Lusowie,na tamtejszym czymś (w założeniu - drodze dla rowerów), natomiast dokrętka to Zakrzewo, Plewiska i do domu.

Bez przygód, więc motywu przewodniego dziś brak. I w sumie dobrze. Przy okazji tylko wspomnę, że jak zwykle przegapiłem wykręcony w tym roku kolejny tysięczny kilometr, niniejszym więc chwalę się dystansem 5,5 tysiąca. Ma się ten refleks :)

Może w końcu przyjdzie normalna wiosna? Jestem za, ale przy założeniu, że wiosna tak, upalne lato - stanowcze nie!


  • DST 52.10km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.16km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 62m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Klaksonoklasyk

Wtorek, 25 kwietnia 2017 · dodano: 25.04.2017 | Komentarze 4

Skłamałbym, gdybym napisał, że wiatr dziś był miły i przyjazny, a i że w ogóle choć trochę osłabł. Nie lubię kłamać, więc nie napiszę nic więcej na temat jego dzisiejszych mało śmiesznych wygłupów :) Za to zrobiło się trochę cieplej.

Wykonałem klasyk "na zachód", z Dębca przez Luboń, Wiry, Komorniki, Szreniawę, Chomęcice, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, Dąbrówkę, Plewiska i do domu. Prócz tego, co ostatnio codziennością, sporo dziś naoglądałem się uprzejmości kierowców, tym razem jednak skierowanej wobec siebie, a nie rowerzystów. Skoro już muszą to lepiej w tę stronę :) Miałem wrażenie, iż dźwięk klaksonu to jakiś element niezbędny do zmiany biegu, a pojawił się również i jeden środkowy palec jako międzynarodowy znak pozdrowienia użytkownika jednego z czterech kółek wobec drugiego. Słodziutko, jak zwykle w tej naszej "Polsce Chrystusem narodów" :) A, pomiędzy Konarzewem i Trzcielinem przyuważyłem ciężki sprzęt i już się cieszyłem, że może ktoś się wziął w końcu za naprawę nawierzchni, bo tamtejsze dziury sięgają prawie jądra ziemi, ale gdzie tam, ekipa była zajęta ważniejszymi sprawami. Czyli cięli... wSzyszko w normie.

Tak w ogóle to dzień miałem wolny, więc ani przez chwilę nie odpocząłęm. Musiałem odwiedzić kilka miejsc, jak również pójść na kolejny etap wojny z firmą od rozliczania wodomierzy. Walczę z nimi od roku niczym Dawid z Goliatem. Oddałem też w końcu crossa do serwisu, bo gdy wykonałem nim testowo jazdę próbną to jedyne co mogłem uznać za w miarę sprawne to koszyczek od bidonu :) Przy pomyślnych wiatrach odzyskam go w piątek, jak nie to... nawet nie chcę myśleć.


  • DST 53.20km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.25km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 208m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gumy pany

Poniedziałek, 24 kwietnia 2017 · dodano: 24.04.2017 | Komentarze 6

Dzień zacząłem od wymiany dętki w przednim kole. Jedyny z tego plus, że guma poszła nie na trasie, a w domu, więc miałem w miarę komfortowe warunki do jej wymiany. Jednak robiłem to w pośpiechu, bo gdy zauważyłem defekt byłem już w blokach startowych, co poskutkowało niedokładnym wykonaniem zadania, a finalnie małym bąblem na wysokości wentyla. Nie miałem już czasu poprawić, ruszyłem mając nadzieję, że będzie ok i było. Do ostatnich dwóch czy trzech kilometrów, gdy poczułem jak koło mi pływa, ale postanowiłem już dopłynąć niczym Robinson do celu. W domu po raz drugi wymieniłem dętkę, w duchu ciesząc się, że jakoś tam pokonałem system, gdyż do pierwszej operacji użyłem nie nowej, a już lekko używanej gumy, która gdzieś mi tam zalegała. Zawsze to jakiś substytut zwycięstwa :)

Wykonałem "kondomika" od strony Komornik, Szreniawy, Stęszewa, przez Dymaczewo, Mosinę, Puszczykowo i Luboń. Złem dawało, zimnem gnoiło, wiatr wyrywał plomby z zębów... Czyli nic nowego. Sama jazda jak jazda - powolna, bo po co cisnąć, skoro i tak się nie dociśnie? :) Za to skończyłem "Pragnienie" Nesbø (polecam jak zwykle) i zacząłem zgodnie z daną sobie niedawno obietnicą słuchać "Na zachodzie bez zmian" Remarque'a, książkę klasycznie antywojenną, napisaną w latach dwudziestych i zakazaną później przez nazistowskie władze. Co ciekawe, już na pierwszych stronach pojawia się pewien dowódca, najbardziej cwany ze wszystkich,  który niby zna się na wszystkim i zna wielu, więc warto być w orbicie jego znajomych. Nazywa się... Kaczyński :) Cholera, prorok z tego Remarque'a czy co?


  • DST 54.30km
  • Czas 01:55
  • VAVG 28.33km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 153m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z zabawkami

Niedziela, 23 kwietnia 2017 · dodano: 23.04.2017 | Komentarze 8

Wiatr w swej niezmiernej łaskawości raczył delikatnie odpuścić. Piszę w takim lizusowskim tonie, bo może to czyta i w końcu uzna, że jednak fajnie jest jak maksymalnie urywa łeb, a nie tak jak ostatnio wyrywa szprychy z kół :) Choć cienko to widzę.

Wyruszyłem późno, bo po jedenastej. Sen pokonał mnie co najmniej hattrickiem. A że wbrew prognozom nie padało to nie było wyjścia - trzeba ruszyć cztery litery i siebie w całości. Północno-zachodni kierunek powiewów oznaczał, iż czeka mnie kursik przez miasto. Perspektywa w niedzielę mniej przerażająca niż w tygodniu, choć i tak nastałem się na światłach za wszystkie czasy. Jakoś dopełzłem do Golęcina, a na Wojska Polskiego, gdy wiedziałem już, że nie mam szans na przyzwoitą średnią, postanowiłem cyknąć fotę przy zabawce, którą bawił się Antoni w dzieciństwie i zapewne była za ciężka. Konsekwencje bolą nas do dziś.

Od tego momentu zaczęło mi się jechać lepiej, przez Strzeszyn, Kiekrz i Starzyny do Rokietnicy. W pewnym momencie zauważyłem, że siedzi mi na kole jakiś rowerzysta, ale że ani się nie przywitał, ani nie zamierzał dawać zmian to postanowiłem na chwilę pocisnąć i przekonać się czy chłopak ma w sobie duszę sportowca. Nie miał, więc wiaterek zostawiłem mu gratis :)

Wróciłem przez Napachanie, Chyby, Przeźmierowo, Baranowo i Zakrzewo, by w końcu dotrzeć do Poznania na wysokości Junikowa. Tam musiałem raz jeszcze przekroczyć granice, by przez Plewiska objechać męczącą Grunwaldzką. I tu jak się okazało wystawiono czujki, o czym dowiedziałem się po chwili drogą telefoniczną. Niniejszym, uprzedzając atak, który niewątpliwie nastąpi tu w komentarzu, raz jeszcze informuję, iż aktualnie w moim audiobooku trwał policyjny pościg za mordercą, a jak wiadomo jadąc na sygnale można więcej i pokonanie przejazdu kolejowego na włączającej się sygnalizacji, ale nie zamykającym się jeszcze szlabanie, było działaniem w ramach wyższej konieczności. No! :)


  • DST 51.50km
  • Czas 01:54
  • VAVG 27.11km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 83m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień świstaka

Sobota, 22 kwietnia 2017 · dodano: 22.04.2017 | Komentarze 4

Pamiętacie zapewne tytułowy film... Bill Murray budzący się każdego ranka w tym samym łóżku, przeżywający w kółko ten sam dzień. No to dokładnie mam ten dzień rowerowego  świstaka od kilku miesięcy, może z pojedynczymi wyjątkami. Wstaję, za oknem widzę najczęściej pochmurne niebo, po wskaźnikach termometru ciężko jest stwierdzić czy mamy jeszcze zimę czy już wiosnę, a przede wszystkim występuje punkt kluczowy - ten sam, koszmarny i upierdliwy wiatr. Który dziś przekroczył już granice zdrowego rozsądku, jeśli w ogóle kiedykolwiek je miał. Co finalnie kieruje mnie do rozpoczęcia dnia świra.

Ciężko z motywacją do wstania, ale tak już pisałem - samo się nie wykręci. Zwlekłem się więc dziś przed pracą, wypiłem kawkę i ruszyłem. Jak żółw ociężale, para buch... Zresztą jaka para? Nawet gdyby była to ciągnąłby się za mną prawie poziomy jej pas, bo poruszanie się do przodu łatwe nie było. Nie mówiąc już o utrzymaniu pionu na wiaduktach, zakrętach oraz rondach, gdzie podwijało koła nieziemsko. A na trasie latały mi przed kierą gałęzie oraz fragmenty... świeżo wyciętych drzew. Tyle w temacie bezpieczeństwa, które zapewnia wycinka. 

Zrobiłem jeden z klasyków, z Dębca przez Plewiska, Skórzewo, Zakrzewo, Więckowice, Dopiewo, Palędzie, Gołuski i Plewiska do domu. I tyle - po prostu kolejny dzień świroświstaka :)


  • DST 52.75km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.01km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 62m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na zachodzie bez zmian

Piątek, 21 kwietnia 2017 · dodano: 21.04.2017 | Komentarze 4

Czyli: zimno, wieje i w ogóle wiosnę mamy piękną niczym buźka ministra rolnictwa. Powoli przestaję mieć nadzieję na to, że wróci w końcu normalność. I wyjątkowo nie piję tu do polityki :)

Wykonałem jedną ze stałych tras, z Dębca przez Luboń, Wiry, Komorniki, Szreniawę, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, Dąbrówkę i znów przez Plewiska do Poznania. Pierwsza część to regularna miazga na mej skromnej osobie zafundowana przez wiatr, druga to już chwile z błogosławieństwem w postaci kilku podmuchów w plecy. Łącznie wyszło tak sobie, ale przynajmniej nie musiałem dziś pchać się przez calutki Poznań, choć koszmarne trio Luboń-Komorniki-Plewiska godnie czyniły korkowe honory :)

Gdy konstruowałem tytuł dzisiejszego wpisu uświadomiłem sobie, że nie czytałem jeszcze owego klasycznego dzieła autorstwa Remarque'a. Czas nadrobić. Natomiast aktualnie od kilku dni przy akompaniamencie opisanej powyżej "wspaniałej" aury jestem w trakcie słuchania najnowszego dzieła Jo Nesbø - "Pragnienie". Jest jak zawsze dobrze, a szczególnie fascynujące są w nim rozmyślania nad tym, co jest nie tak z gatunkiem ludzkim, że z małej, świeżo narodzonej istoty, witanej z radością na świecie, wyrasta potwór, który potem gwałci swoją matkę, a przy kolejnych morderstwach rozcina ofiarom genitalia.

Takie tam sympatyczne zagwozdki na rowerze :) Czas do roboty.