Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198021.80 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

  • DST 104.50km
  • Czas 03:29
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 314m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

W stolicy absurdu. Kościan wita

Środa, 26 sierpnia 2015 · dodano: 26.08.2015 | Komentarze 6

Są takie miejsca na świecie, w których nie życzyłbym mieszkania największemu wrogowi, szczególnie jeśli raz na jakiś czas porusza się rowerem. Dziś do takiej listy dołączam oficjalnie Kościan, który zdeklasował nawet Luboń (!!!!!!). Prawdopodobnie pisałem już o tym przy poprzednim odwiedzeniu tej miejscowości, jednak oficjalna czara goryczy została przelana właśnie 26 sierpnia 2015 r.

Ale od początku. Korzystając z ciut dłuższego przymusowego wolnego (remont w moim zakładzie pracy chronionej) postanowiłem w końcu pyknąć coś ponad standard. Czyli stówkę. Ok, spojrzenie na mapę, na kierunek wiatru i o 10 rano ruszyłem. Początek "codzienny", przez Wiry do Komornik, stamtąd skok w bok do Rosnowa, a potem już powrót na "piątkę", z zaliczeniem przejazdu przez centrum Stęszewa. Wiało strasznie upierdliwie, może nie mocno, bardziej umiarkowanie, za to na otwartych przestrzeniach wystarczyło to na godne sponiewieranie mojej skromnej osoby. Gdzieś na trasie zachciało mi się pić - super, przecież całą noc mroziłem sobie izotonika w lodóweczce. Sięgam po bidon i... dziura. Spojrzenie w dół - korba zaczęła już nabierać barw denaturatu. Szybko się zatrzymałem, coby panowie mundurowi sobie nie pomyśleli, że się dopinguję napojami, które potrafią przegryźć plastik, dopiłem w panice to, co jeszcze było (czyli niewiele) i zostałem z perspektywą ponad siedmiu dych o suchym pysku. Nie ma co, cholerstwo miało kiedy wybrać sobie czas na rytualne seppuku :)

Nic, trzeba było kręcić. Więc kręciłem. Dotarłem do upragnionego ronda w Kiełczewie, które zapowiadało (oczywiście w teorii) szansę na powiew w plecy. Zatrzymałem się jeszcze na chwilę w sklepie, gdzie u sympatycznej pani nabyłem Oshee (różowe, a co!) oraz Snickersa (którego połowę zjadłem, a właściwie wypiłem, dopiero praktycznie pod domem) i wjechałem do MORDORU.

Najpierw w Kościanie (bo o nim mowa) stałem w korkach. Potem zrobiłem rundkę koło rynku, głównie w korkach. Potem znalazłem się w korkach. Następnie przed zamkniętym przejazdem kolejowym. Gdy już go pokonałem znalazłem się przy jakimś rondzie, na którym nie wierzyłem własnym oczom, że tak jawnie można napluć w twarz rowerzystom i jeszcze mówić, że pada. O czym piszę? Skręt na Racot, który na mapie wyglądał całkiem normalnie, przywitał mnie... zakazem jazdy jednośladem. Ok, dobra, czyli pewnie gdzieś jest jakaś fajna, asfaltowa ścieżka, skoro aż tak dbają o moje bezpieczeństwo. O ja naiwny... Oto na czym się znalazłem (obowiązkowo po drugiej stronie drogi, bo po mojej był tylko zakaz):

Stary, zdezelowany chodnik, na którym jeszcze bezczelnie śmieli na krawężnikach wylać fragmenty asfaltu, zamiast to coś wyremontować w całości... Opadło mi wszystko - ręce, nogi, zęby, a w gratisie również licznik, który zaczął szwankować na tych wertepach (średnia wzięta jest ze Stravy, która ostatnio raz zaniża, raz zawyża, więc cholera wie czy wiarygodna). Na tym kawałku wykrzyczałem chyba wszystkie znane ludzkości przekleństwa. Oczywiście, mogłem olać temat i jechać asfaltem - biorąc jednak pod uwagę, że będąc na tej wiosce jakieś 15 minut widziałem dwa radiowozy, trzy samochody Straży Miejskiej i jednego ciecia od nich łażącego na piechotę postanowiłem nie ryzykować. Jak się okazało - dobrze zrobiłem, bo chwilę później minął mnie właśnie radiowóz...

Myślałem, że wyjeżdżając z tego koszmaru będę mógł już dalej poruszać się w cywilizowanych warunkach. Gdzie tam! Najpierw zamiast chodnika pojawiła się kostka, oczywiście zdezelowana. Następnie, tuż przed Kurzą Górą (wszystko to praktycznie w granicach Kościana) pojawił się jeszcze lepszy widok - kolejny zakaz jazdy drogą, a po prawej... leśna, nieutwardzona ścieżynka! Tego już mi było za dużo - stwierdziłem, że ryzykuję mandat, ale moje zdrowie psychiczne jest ważniejsze. Myślicie, że koniec radosnej twórczości tutejszych speców od udupiania kolarzy? W Racocie, obok imponującego kompleksu jeździeckiego wyskoczył kolejny smaczek:

Jakbyście mieli wątpliwości to po prawej była ścieżka - widzicie ten wydzielony pas dla rowerów? Słusznie - ja też nie :) Po lewej jest ciąg pieszo-rowerowy... szutrowy. A jak się wpatrzycie kawałek za znak przejścia dla pieszych to zobaczycie... kolejny zakaz jazdy rowerem. Zignorowałem.

Cała trasa powrotna to dochodzenie do siebie. Wiatr pomagać nie chciał, drogi były koszmarne i tak praktycznie już do Czempinia, gdzie już dobrze znaną trasą przez Iłówiec, Grzybowo, Żabno i Mosinę dotarłem do domu. Zmasakrowany mentalnie całkowicie. Jak można takie absurdy zatwierdzać i jeszcze karać za ich olewanie? Bo przeglądając w afekcie net po powrocie do domu natrafiłem na  TAKIE INFO z 2013 roku... No kurna... I jeszcze przekopiowany jeden z komentarzy: "Mają wytyczone miejsce i obowiązek jeżdzić po chodniku ale nie środkiem drogi. Jadąc na Racot tak samo, ścieżka zrobione ale po co drogą wygodniej. Karać i jeszcze raz karać to się nauczą, że tak samo ich obowiązują znaki"...

Pamiętam, że kiedyś Remik mnie zapytał czemu jeżdżę głównymi drogami, zamiast bocznymi. Dziś mi się sama nasunęła odpowiedź. Niestety, są kawałki Polski, które zatrzymały się głęboko na przełomie lat 80. i 90. I do nich należy właśnie Kościan. Nigdy więcej - jeśli nie będę musiał - nie zamierzam pojawiać się na przejechanym dziś kawałku. Włodarzom tego miasteczka życzę, żeby kiedyś musieli się przesiąść na rowery i za karę jeździć przez rok czy dwa po tych wynalazkach, najlepiej bez opon i dętek, a dodatkowo ze sztycą bez siodełka. Osobiście obiecuję antyreklamę tego skansenu.

A ja chyba po raz pierwszy lepiej wspominam jazdę pod wiatr niż powrót.

Plusy są dwa. Pierwszy - jest stówka! :) Już za nimi tęskniłem, bo wciąż czasu brakowało.

Drugi - kolejny "dożynek", tym razem z Żabna :)


Kategoria Dożynki!!! :)



Komentarze
Trollking
| 18:48 wtorek, 1 września 2015 | linkuj Tak. Jak widać nawet czasem bez. Akurat jedyny plus mojego organizmu to to, że póki nie ma upału potrzebuję mało nawadniania. Oczywiście - jak już jest to nie pogardzę, ale nie mam jakichś większych potrzeb w tym względzie.
daniel82
| 18:16 wtorek, 1 września 2015 | linkuj A tak z innej beczki - poważnie robisz setkę na jednym bidonie??
Trollking
| 15:41 wtorek, 1 września 2015 | linkuj Ostro. Ale nie sposób się nie zgodzić. Człowiek chciałby po prostu czuć się jak zwykły uczestnik ruchu, ale nie. Tu kostka, tam krawężnik, tam chodnik przerobiony na DDR. Masakra.

Ten abstrakt przed i za Owińskami na trasie do Murowanej powinno się zgłosić jako debilizm dekady. Kiedyś muszę tam się wybrać z kamerką, nakręcić i powysyłać w parę miejsc. Może to coś da...

PS. Ostatnio sam katuję stroję z Lidla, bo mój oryginalny zestaw był padł :)
BUS
| 04:31 wtorek, 1 września 2015 | linkuj No niestety przez pierdolonych lidlowców co wychodzą na Maltę raz w roku budują coraz więcej dróg dla pedałów. Wyjazd z Poznania do Murowanej Gośliny też jest cudowny. Banda pojebów.
Trollking
| 11:59 czwartek, 27 sierpnia 2015 | linkuj Oczywiście...

...że nie :)
Walery
| 10:16 czwartek, 27 sierpnia 2015 | linkuj Dystans oznacza, że dziś nie będziesz jeździł? :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa acwbe
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]