Info

Suma podjazdów to 724890 metrów.
Więcej o mnie.












Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Kwiecień18 - 85
- 2025, Marzec31 - 204
- 2025, Luty28 - 178
- 2025, Styczeń31 - 168
- 2024, Grudzień31 - 239
- 2024, Listopad30 - 201
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 208
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
Góry
Dystans całkowity: | 7345.98 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 288:27 |
Średnia prędkość: | 25.47 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.50 km/h |
Suma podjazdów: | 77066 m |
Liczba aktywności: | 139 |
Średnio na aktywność: | 52.85 km i 2h 04m |
Więcej statystyk |
- DST 52.30km
- Czas 02:05
- VAVG 25.10km/h
- VMAX 61.50km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 723m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Rudawy, czyli u siebie :)
Poniedziałek, 1 lipca 2019 · dodano: 01.07.2019 | Komentarze 15
Po wczorajszym
atakowaniu tego, co miało być zaatakowane, o godzinie nieludzkiej,
musiałem dzisiaj się wyspać. Jako tako się udało, choć w pewnym
momencie miałem ochotę wystrzelać bydło... wrrrroć, nie chcę
obrażać bydła... ludzi drących ryje w środku nocny na Placu
Ratuszowym.
Wyruszyłem dopiero
o dziewiątej, gdy już robiło się ciepło, a w sumie za ciepło.
Wiedziałem, że będę cierpiał, lecz cóż zrobić – górki same
się nie wyjeżdżą :) Miałem zaplanowane niewysokie, ale za to ukochane Rudawy Janowickie (które powinny być reklamowane sloganem "cycuchy są wszędzie"), póki co dopiero w minimalnym
stopniu przeżarte komerchą. I niech tak będzie po wieki wieków.
Kurs zacząłem od
okolic jeleniogórskiego lotniska i drogi na Łomnicę, remontowaną (na szczęście) i z widocznymi (niestety) zalążkami
DDR-ki (plus, że asfaltowej, ale będą fale, oj będą…), by
następnie piąć się pod górkę do Wojanowa…
...i mijając
Jasiową Dolinę dostać się do… No właśnie. Chciałem do
Maciejowej, ale okazało się, iż skończono robić jej obwodnicę
(w końcu!) i teraz da się ominąć tę jedną z najbardziej
paskudnych dzielnic Jeleniej. Droga jest godna, choć nie zaplanowano
szerokiego pobocza, poza tym wolę nie myśleć, ile drzew poległo,
żeby powstała.
Następnie już
klasyk: droga z Radomierza do Janowic…
...w których jak
zwykle pogłaskałem jednego ze swoich…
...lekko nawet
dostosowując go do wersji ”pro”:)
A skoro Janowice, to
oczywiście Miedzianka, czyli odżywające miasteczko-trup, o którym
rozpisywałem się już wielokrotnie (najszerzej TU). Tym razem
wdrapałem się ”tylko” do browaru, w którym na chwilę
zawitałem, zadając nawet niestosowne pytanie, czy jakimś cudem
dostanę piwo bezalkoholowe (wiem, potwarz). Nie było, jedynie
radlerki, więc podziękowałem, cyknąłem fotki i poleciałem w
dół, z prędkościami 60+.
Zahaczyłem jeszcze
o moją uwielbioną leśną lokalizację, czyli strumyk płynący
gdzieś z głębi gór, cudownie zimny i czysty, niestety też dość
wysuszony.
Powrót to objechane
wiele (w sumie to ciekawe ile?) razy: Trzcińsko, Przełęcz
Karpnicka, Karpniki, Krogulec, Bukowiec, Mysłakowice i powrót trasą
na Karpacz.
Powolutku, bez
szaleństw, z uwagą, coby się nie przegrzać – tak jak
zaplanowałem, tak wyszło. No, może prócz ostatniego elementu, bo
pod koniec dosłownie parowałem.
Relive TUTAJ.
Niestety, znów muszę się powtórzyć - tak BS-a, jak i komentarze (dziękuję!) - dogonię, zapewne już jutro. A pewnie i literówki :) Znów cud, że relacja powstała tego samego dnia, bo nadrabiane jeleniogórskich zaległości towarzyskich samo się nie wykona.
- DST 53.10km
- Czas 02:21
- VAVG 22.60km/h
- VMAX 53.50km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 1047m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełęcz Karkonoska
Niedziela, 30 czerwca 2019 · dodano: 30.06.2019 | Komentarze 37
Jako że udało się
w gorącym (dosłownie) urlopowym okresie wygenerować kilka marnych
dni wolnego, postanowiliśmy jak zwykle wybrać się w moje rodzinne
rejony. Tym samym wczoraj wieczorem zameldowaliśmy się w Jeleniej
Górze.
Na dzisiejszy
dzionek plan miałem jeden, za to zdecydowany: nie umrzeć.
Zapowiadane temperatury bowiem znów miały przekraczać miliardy
kresek na plusie, co przeraża mnie tak, jak preferencje wyborcze
Polaków.
Żeby powyższy się
udał, musiałem wstać w środku nocy (po szóstej) - udało się,
choć trochę mi zeszło na wyprowadzeniu psów i wyjazd nastąpił "dopiero” po siódmej. Taki z tego plus, że było jeszcze w
granicach dwudziestu stopni, czyli dało się oddychać. A kierunek?
Opcje były dwie: albo pokręcę się gdzieś w upale po płaskich
rejonach, albo – jeśli jednak tragedii pogodowej nie będzie - pyknę sobie na Przełęcz Karkonoską (od razu wiedząc, że
psychicznie muszę nastawić się na koszmarną średnią). To taki –
mitologizowany w "pewnych kręgach” podjazd, z nachyleniem faktycznie dochodzącym do 29%, najcięższy w Polsce, ale czy aż
tak warty uwagi? Ja pamiętałem go sprzed dobrych kilkunastu lat (a
może nawet ponad dwudziestu? Cholera wie) i szczerze mówiąc nie wrył mi
się jakoś pozytywnie w pamięć, bo widokowo dupy od pewnego momentu
nie rwał, a poza tym bardziej od samego (trzeba przyznać –
godnego) przewyższenia na krótkim odcinku, męczyły mnie tam
dziury, których momentami więcej było niż asfaltu.
Z centrum
skierowałem się najpierw na Cieplice, następnie na chwilę
przysiadłem przy Stawach Podgórzyńskich, okrutnie oszpeconych nowym
budynkiem smażalni…
...bo po chwili
znaleźć się w Podgórzynie, gdzie przywitałem się z sympatycznym
muflonem.
Po pogłaskaniu
czworonoga zacząłem wspinaczkę, bo słońce, choć coraz bardziej
okrutne, dawało nadzieję, że nie zabije mnie w ciągu najbliższej godziny. A jeśli miałem jakiekolwiek wątpliwości co
do dalszego kierunku, to nagle mi się one rozwiały. Czemu? Bo na
horyzoncie zauważyłem pewną sylwetkę idącą z rowerem. W dół.
Gdzie oczywiście można się było nieźle rozpędzić. Już
wiedziałem – w końcu natknąłem się na… Morsa :)
Zaskoczenie – jak
widziałem – było obustronne. Jednak po przedstawieniu się
nastąpiło uroczyste cofnięcie "pod tramwaj”, w celu wykonaniu
historycznej foty. Z wielu względów :)
Myślę, że do annałów
przejedzie zaproponowane przeze mnie, porównywalne niemal do
podania łapy przez Kaczyńskiego Tuskowi (lub odwrotnie), zbliżenie
na stojące kolo siebie opony Dębicy i Schwalbe. Moja to ta po lewicy :)
W sumie podczas
powrotu zauważyłem, że byłaby jeszcze lepsza miejscówka, ale
było już po ptakach :)
Pogaworzyliśmy
trochę o typowo rowerowych tematach: Ukraińcach, sytuacji na
jeleniogórskim rynku czy chromach w BMW. Sam Mors wracał z
jakiejś eskapady górskiej rozpoczętej o piątej rano. Szkoda, bo
zaproponowałem wspólny wjazd na Przełęcz, jednak odmowę z tego
powodu jestem w stanie nawet zrozumieć.
W międzyczasie
dokręcił do nas sympatyczny kolarz, który jak się okazało już
chyba 102 razy zdobywał Karkonoską. Nie powiem, podziwiam i nie rozumiem
:) Dzisiaj jednak robił tylko okrętkę "dolnych rejonów”. Aha,
jeździ też do córki do podpoznańskich Komornik, co było pewnym
spoiwem porozumienia – wszystko fajnie, tylko za płasko :)
Czułem rosnącą
temperaturę, więc trzeba było zakończyć spotkanie na szczycie.
Na pożegnanie zostało mi jeszcze udowodnione, że zbieranie puszek
i innych śmieci ze szlaków to nie ściema (to szanuję) i sprzedany
patent z trzymaniem licznika w torbie przy ramie, żeby nie zarysować
kiery (hmmm…), po czym każdy ruszył w swoją stronę. Mi los
wylosował wspinaczkę.
Odcinek do końca
Przesieki kręciłem już wiele razy, choć ostatnio nieczęsto, więc
zatrzymałem się jedynie na fotę z cyklu klasyk...
...oraz przy…
morsie. Obiecałem w końcu. Foczka poszła gratis :)
Za szlabanem,
cudownie zamkniętym dla ruchu samochodów, zaczął się konkrecik.
I teraz te emocje, pytania zadawane w przestrzeń: wjechał czy nie
wjechał? Dal radę czy nie dał rady?
Oczywiście, że
wjechałem! Czemu miałbym tego nie zrobić? :)
Małe podsumowanie "przyjemności” z tej jazdy, którą miałem okazję dziś sobie
przypomnieć: po ostrzejszych kawałkach trzeba faktycznie momentami
kursować „pijanym wężykiem”, bo kiera leci do góry. Jednak da
się to ogarnąć. Ja musiałem zatrzymać się raz, przez swój
głupi błąd, bo chciałem zrobić jednocześnie fotę widoczku z
tyłu i kręcić dalej. Nie wyszło, bo wjechałem w muldę :) Poza
tym był jeszcze jeden stop, na niemal płaskim, w celu wymiany
baterii w kamerce – jednak z filmiku i tak raczej nic nie będzie,
bo zapomniałem wziąć z Poznania mocowania na kask, który jako
rezerwowy trzymam w Jeleniej. A nagrania "z cyca” w górach
wychodzą tak, że widać tylko drogę. No ale w wolnej chwili
sprawdzę, może coś się z tego uratuje.
Poza tym Przełęcz
Karkonoska jest jak najbardziej do ogarnięcia dla osoby, która ma
jako taką kondycję, bo tu od niej ważniejsza jest głowa. Sporo
oczywiście pomagają motywujące napisy, szczególnie na końcowym
odcinku, gdzie jest "najciekawiej”.
Największym minusem
– i tu się nic nie zmienia od wieków – jest koszmarny stan
asfaltu. Podczas jazdy w górę przeszkadza mniej, ale już podczas
jazdy kilka razy miałem ciepło w pewnych strategicznych miejscach,
bo dziury po zimie są jedynie zrównane piachem (czy co to tam
jest), więc tylko jako taki refleks uratował mnie przed upadkiem,
tym bardziej, że moje hamulce wzbudzają przerażenie nawet na
płaskim. Zamiast rekompensaty za wspinaczkę jest więc mały
koszmarek, który kończy się dopiero po kilku kilometrach.
Kilka zdjęć z
góry, robionych na szybko, bo zeszło mi trochę na pogaduchach z
Morsem, a gonił mnie czas (planowany wypad "póki jeszcze się da”
na Perłę Zachodu) oraz temperatura. Z tych względów już
odpuściłem sobie Odrodzenie. Wpadnie następnym razem, choć w
sumie nie wiem po co miałbym się tam pojawiać, bo znam wiele
ciekawszych, szczególnie widokowo, miejsc w Sudetach :)
Wracałem przez
Borowice, gdzie spotkałem wspomnianego sympatycznego "rekordowego”
kolarza, który podał mi jeszcze rękę z gratulacjami (tylko za co?
Przecież to tylko Karkonoska, hehe), Podgórzyn, Zachełmie,
Sobieszów i Cieplice.
Karkonoska została zaliczona, po latach. Wniosek/retrospekcja - to jedno z niewielu miejsc, gdzie wolę podjazd od zjazdu, przynajmniej od/do granic "przełęczy właściwej". Czyli nic się nie zmieniło :) Przynajmniej przypomniałem sobie, czemu nie chciało mi się tu wracać :) No i ta średnia... :)
Największy sukces? To, że ten wpis powstał tego samego dnia :) Sorry za ewentualne błędy (tablet rządzi się swoimi prawami) - poprawię. Kiedyś. A zaległości na BS oczywiście nadrobię. Kiedyś. Na razie idę spać :)
Relive (niestety GPS trochę poszalał) TUTAJ.
- DST 53.40km
- Czas 02:08
- VAVG 25.03km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 641m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Bez cudu
Sobota, 9 marca 2019 · dodano: 09.03.2019 | Komentarze 11
Niestety, cudu nad
Bobrem nie było. Miało lać, więc lało.
Przyznać jednak
trzeba, że aura starała się stwarzać pozory. Jeszcze o wpół do
dziewiątej rano, gdy udało mi się w końcu ruszyć, sytuacja nie
wyglądała najgorzej, a wręcz mógłbym pokusić się o
stwierdzenie, że było wręcz zachęcająco do jazdy. No ale góry
to góry, sytuacja jak wiadomo może się w nich zmienić nagle, z
minuty na minutę. No i się zmieniła.
W miejscu startu,
czyli na lubianym szczególnie na Górnym Śląsku jeleniogórskim
Placu Ratuszowym :), wydawało się, że wypad nastąpi o suchej stopie.
Jak
widać, w gratisie był co prawda wciąż mega mocny wiatr, ale z nim
już wczoraj walczyłem, więc byłem w miarę przygotowany, jeśli
to w ogóle możliwe :)
Gdy dopchałem się
do stóp Staniszowa, zaczęło kropić, ale przecież pewnie zaraz
powinno przestać, no nie?
Noooo, nie…
Na dziesiątym
kilometrze, czyli na zjeździe w kierunku Sosnówki, gdzie zawsze
wychodzą fajne foty, dziś jedna wielka kicha.
A ja już
psychicznie przygotowany byłem na to, że czas zawracać i pogodzić
się z glutem. Skręciłem więc na Miłków, a że już lało
konkretnie, to odpuściłem sobie pobliski Karpacz i skierowałem
najkrótszą drogą, czyli przez Mysłakowice i Łomnicę, do
Jeleniej.
Na wysokości
Osiedla Czarne padać przestało. Zatrzymałem się więc na chwilę,
ocenić ilość oceanu w butach, a przy okazji cyknąć fotę
tamtejszego dworu, który niestety wciąż jest w złej formie…
...choć i tak jest
dobrze względem lat 90., gdy wyglądał z grubsza jak te budynki
dokoła.
Wracając do tematu
głównego – postanowiłem ruszyć dalej. Oczywiście był to błąd,
bo już przed Cieplicami wiatr w połączeniu z – a jak –
powracającą ulewą, zrobił ze mnie miazgę. Wiedząc, że widoków
dziś już nie uchwycę, zrobiłem na wszelki wypadek choć Chojnik
:)
Ale kawałek dalej
mało wyraźnie, ale jakoś tam, udało się go uchwycić w realu.
Ostatnie kilometry
to walka o pion i życie, na kawałku przez Zachełmie i Podgórzyn
do Cieplic. Przy Stawach Podgórzyńskich jeszcze obowiązkowa fota z
cyklu kopiuj-wklej z wczoraj (no co, lubię to ujęcie)...
...i do domu. Od
razu pod ciepły prysznic, a ciuchy na gorący kaloryfer.
Co ciekawe, na
ostatnich kilometrach towarzyszyło mi… słońce. Które utrzymało
się jeszcze przez kilka godzin, co widać na zdjęciu ze spaceru.
Dodam, że nijak to się miało do prognoz, gdyż według nich miało
być kompletnie odwrotnie… Ma się to szczęście :/
Relive TUTAJ, a
mapka poniżej.
- DST 51.00km
- Czas 02:02
- VAVG 25.08km/h
- VMAX 64.50km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 743m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Szklarska rzeźnicza
Piątek, 8 marca 2019 · dodano: 08.03.2019 | Komentarze 15
O cholera, jak dziś wiało. Prawie jak w Poznaniu :)
Podobno nieciekawie pod tym względem było w całej Polsce, ale to góry miały w prognozach ostrzeżenie o mocnych podmuchach. Nie ma co, ma się to szczęście... A może to po prostu ten gnój wiatr się w końcu zorientował gdzie jestem i raczył - niczym wierny, lecz niekochany zwierzak - do mnie dołączyć?
Starałem się tak wykombinować z trasą, żeby być jak najbardziej osłoniętym od huraganu, oraz nie wracać mając go centralnie w pysk. Oczywiście obydwie rzeczy wyszły średnio, ale przynajmniej się starałem. Ruszyłem kolo dziewiątej rano, pełen optymizmu, bo słońce nawet ładnie świeciło, więc nie mogło być tak źle, prawda?
Gówno prawda :)
Już w Sobieszowie, do którego dotarłem przez płaściutkie tereny z centrum Jeleniej przez Cieplice, czułem się jakbym wjechał na Śnieżkę, tak mnie wmordewind zmasakrował. Oczywiście we współpracy z debilnie ustawionymi światłami, dzięki którym interwały miałem co kilkaset metrów.
We wspomnianej powyżej dzielnicy chciałem sobie zrobić zdjęcie z widokiem na Chojnik. Ustawiłem rower, cyknąłem...
...a po chwili mogłem już robić drugą fotę. Chętni mogą się zabawić w grę z rozpoznawaniem jednego szczegółu różniącego obydwa :) Dzięki, szanowny wietrze.
Dalej skierowałem się do Piechowic, choć pewne siły wolały, żebym raczej skierował się gdzieś, no nie wiem, na środek pola :)
W Piechowicach spotkanie ze starym znajomym...
...i dalej do Szklarskiej, szlakiem znanym i lubianym.
Hm... Wciąż jednak jest :)
Na górze główny cel, czyli oscypki. Nie serki, a oscypki, legalne :) Połowa zapasów zresztą zniknęła zanim dojechałem do miejsca nawrotki, czyli do Szklarskiej Górnej.
Potem zjazd serpentynkami do Szklarskiej Dolnej i jedyny plus dzisiejszego wypadu - fałmaks grubo ponad sześć dych :)
Powrót częściowo Trasą Czeską, ale ze skrętem na Pakoszów, Sobieszów, Zachełmie i Podgórzyn. Tam chwila na ostatnie dziś okołorowerowe foty.
TUTAJ Relive, a poniżej mapka.
Po południu jeszcze ostatki, czyli osiem kilometrów spaceru na Perłę Zachodu, szlakiem alternatywnym. A że w połowie drogi zastała nas ulewa, to jakieś przeziębionko pewnie będzie gratis. A jutro ma lać podobno od rana :/
Aha, wciąż nie widzę na mailu żadnych komentarzy, mimo że pokazują się na BS. Ktoś może ma ten sam problem?
- DST 55.10km
- Czas 02:12
- VAVG 25.05km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 620m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Perłowo
Czwartek, 7 marca 2019 · dodano: 07.03.2019 | Komentarze 25
Plan na dzisiejszy wyjazd był taki, że wstaję wcześnie i wracam wcześnie.
No to... był :)
Gdy już wstałem i miałem ruszyć, okazało się, że jest do wykonania mega pilna misja o krytponimie "działka". Głupio było odmówić, choć uważam, że to miejsce się marnuje - za dużo do kopania, za mało do jedzenia. Już nie mówiąc o piciu :)
W każdym razie zamiast kręcić, spędziłem sobie godzinkę grzebiąc w ziemi. Przynajmniej widoczek miałem znad niej przyzwoity.
Koło dziewiątej zostałem "już" uwolniony, a że byłem, gdzie byłem, to postanowiłem nawiedzić od bachorstwa miłą mi miejscówkę, czyli Perłę Zachodu, słynnym, wąwozowym szlakiem wzdłuż Bobru.
Potem zjechałem do Siedlęcina, żeby.... wjechać do Siedlęcina, godnym podjazdem zakończonym drogą numer 30, którą wróciłem do Jeleniej. Nastawiałem się na fajny falmaks, ale dość silny wiatr miał inne plany :)
No właśnie, wiało ze wschodu, ku mej radości mogłem więc dalej ruszyć w tym właśnie kierunku, czyli znów w Rudawy. Przez Łomnicę, Wojanów i Bobrów do Trzcińska.
Stamtąd moją ulubioną Przełęczą Karpnicką do Karpnik. Bylem przygotowany po wczorajszym kursie na to, co zastanę, więc tym razem nie kląłem w przestrzeń.
Gnoje.
Sama końcówka to Krogulec, Bukowiec, Mysłakowice i w końcu Jelenia Góra.
Tyle, bez spektakularnych widoczków i relacji, bo jestem wykończony. W końcu urlop :)
A po południu jeszcze kilka kilometrów spaceru (dojazd już nie rowerem) wyhaczoną przeze mnie wczoraj ścieżką prowadzącą z Mniszkowa do Miedzianki. Genialna trasa.
Relive jak zwykle pod linkiem, a gps poniżej.
BS po wczorajszej awarii nie jest w stanie wrócić do pionu. Nie widzę na przykład komentarzy na mailu, więc jeśli nie odpiszę komuś na coś, to z góry się tłumaczę siłą wyższą :)
- DST 51.70km
- Czas 02:04
- VAVG 25.02km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 918m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Na koniec Końca
Środa, 6 marca 2019 · dodano: 06.03.2019 | Komentarze 7
Zaległy urlop ma to do siebie, że... jest zaległy. I nawet jak się nie za bardzo chce go wykorzystać w takim na przykład marcu, to trzeba to zrobić, bo później nie będzie kiedy. Dzięki temu udało się wczoraj późnym wieczorem wylądować w Jeleniej Górze, na krótko co prawda, ale jednak.
Po średnio przespanej nocy (psy szalały) ruszyłem na rower od razu, gdy udało mi się go ogarnąć oraz wypić kawę i coś przegryźć, czyli przed dziesiątą rano. W lekkim półśnie zacząłem zaliczać jeleniogórskie koreczki i czerwone światła, a także lekko się budzić, dzięki zachowaniom jak zwykle nieocenionych w swym chamstwie dolnośląskich kierowców (jest tu nawet gorzej niż w Wielkopolsce).
Wiało z południa i wschodu, umiarkowanie, więc bez szaleństw w którąkolwiek ze stron, ale upierdliwie. Postanowiłem zaliczyć kursik po moich ukochanych Rudawach, bez konkretnego planu, co skończyło się dość ciekawą wspinaczką pośrodku. Ale o tym za chwię.
Na początek zaliczyłem objazd Łomnickiej przez Dąbrowicę ("podziwiając" koszmarną fabrykę papieru), a następnie już widokowo znacznie lepsze okolice Wojanowa, skąd wspiąłem się na Jasiową Dolinę i wróciłem do Jeleniej na wysokości Maciejowej. Stamtąd główną do Radomierza, gdzie w końcu dobrze widać było słynne walory Rudaw :)
Potem było z górki do Janowic, ale dzięki wietrzykowi jakby pod górę. Gdy już minąłem przejazd kolejowy, spojrzałem w lewo na napis "Miedzianka" i już miałem zacząć podchodzić do wspinaczki, ale przypomniałem sobie, że jeszcze w życiu nie bylem rowerem w Mniszkowie (wstyd!). No to... czas nadrobić :)
Cóż napisać.. Polecam każdemu. Pięć kilosów ostrej wspinaczki z dość sporym fragmentami nachyleniem...
...musi nęcić. Tym bardziej, że perspektywa powrotu jest generalnie tylko jedna, gdyż...
No właśnie :) Powyższa tablica jest na samym początku niezwykle pięknie położonej wsi, gdzie było suchutko, nawet zieloniutko. Za to jakieś trzy kilometry dalej, gdy dotarłem do drugiej...
...faktycznie, niewiele można, bo lód pod śniegiem ciut zniechęcał. Ale próbowałem :)
Tam na górze wypiął mi się licznik i spędziłem dobre pięć minut na jego szukaniu. Ostatnio to jakieś moje zajęcie dodatkowe przy kręceniu :)
Zjazd to poezja.
To znaczy byłby nią, gdyby nie spora ilość zakrętów wymieszanych z piachem, które nie poprawiały komfortu. Do tego doszła jeszcze bezmyślność jakiegoś robola, który tak mądrze wyłaził tyłem z samochodu, że gdyby nie mój krzyk, pewnie byłby teraz na SOR-ze, a ja w serwisie rowerowym. Z czego to drugie byłoby prawdziwą tragedią :) Aha, podczas owego zjazdu wyprzedziłem... szoszona, lekko zdziwionego tym faktem, jednak jako miłośnik wąskich kółek zdecydowanie jestem w stanie go wytłumaczyć na takiej drodze - rozpędzanie byłoby zbyt ryzykowne.
Powrót to już klasyka - Janowice Wielkie, następnie Trzcińsko...
...Przełęcz Karpnicka...
...Karpniki...
...i przez Łomnicę do Jelonki. Jak na pierwszy dzionek - miło było. Szkoda tylko, że od jutra pogoda ma się spieprzyć.
Aha, między Dąbrowicą a Wojanowem, niedaleko glinianek, napotkałem taki oto sympatyczny przybytek z napisem "Siądź gościu i poczytaj sobie".
Miło? Niby tak. Ale zrobiłem kardynalny błąd, spoglądając na to, co owemu gościowi jest tu serwowane, obok neutralnych gazetek turystycznych z rejonu oraz poradników pszczelarskich:
Hehe, a mogło być tak pięknie :) Kusiło, żeby wziąć, ale nie wiedziałem, czy można :) Poza tym wspomniany autor z ostatniej fotki ma ciekawsze książki w swoim dorobku: "Strach być Polakiem", "Jedwabne geszefty" czy " Żydowskie oblężenie Oświęcimia" :)
Relive TUTAJ. A trasa GPS z Endo poniżej.
- DST 58.00km
- Czas 02:19
- VAVG 25.04km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 713m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Góroostatki
Wtorek, 9 października 2018 · dodano: 09.10.2018 | Komentarze 35
Nastąpił moment
pożegnania się z górkami. Można było być trochę dłużej, ale
jak się okazało, nie można było, więc dziś nastąpił powrót :)
Na ostatni trip
wybrałem kreatywną destynację :) A po ludzku, nie
korpo-hipstersku: ruszyłem rowerem tam, gdzie mi się zachciało,
bez wstępnych założeń. A że zachciało mi się najpierw ruszyć
na południe, to ulicą Sudecką dotarłem do jednej z niewielu
naprawdę fajnych DDR-ek w Jeleniej Górze, prowadzącej w linii
prostej do granicy z Łomnicą.
Było dość
wcześnie, więc widoczki dopiero się kreowały i tyłka nie
urywały.
Ale i tak byłem
zadowolony, że widzę cokolwiek, gdyż kawałek wcześniej sytuacja
wyglądała tak:
Prostą - niczym
życie duchowe szarego, brudnego kibola Lecha, Legii, Śląska czy
nawet Karkonoszy Jelenia Góra - drogą...
...dotarłem do Karpacza, ale że
wiało mi w pysk i ruch samochodów był spory, stwierdziłem, że
pchać do góry się nie będę i zawróciłem do Ścięgien, a
następnie Miłkowa, stamtąd z kolei kierując się na Sosnówkę,
spodziewając się jak zwykle pięknej panoramy tamtejszego zbiornika
wodnego na tle gór. No ale niestety – dopiero ustępujące ze
szczytów mgły pozbawiły mnie tej możliwości.
Za to zapoznałem
się z koleżankami :) Uprzedzę fakty i zdradzę, że nie ostatnimi
tego dnia.
Minąłem Podgórzyn i Zachełmie, pojawiłem się w jeleniogórskim Sobieszowie i
zacząłem realizować plan, który zrodził mi się podczas
kręcenia. Najpierw jednak sfociłem mój ukochany Chojnik, czyli
zamek powstały jakby z zaprzeczeniem zasad grawitacji i ludzkiego
rozsądku.
Planem owym była
wspinaczka przez Jagniątków do Michałowic. Czyli kilka dobrych
kilometrów rzeźni, ale na szczęście z perspektywą zjazdu swoimi
śladami.
Przez chwilę towarzyszył mi nawet świniodzik, eee, to
jest słodki piesek :)
Na górze, prócz
widokowej poezji…
...trafiła się
kolejna sympatyczna fauna – jeszcze dekadę temu widok tu nie do
pomyślenia. I nie do pogłaskania :)
Czas gonił, więc i
tak już zdeka przedłużony wyjazd skróciłem jak mogłem, z
Sobieszowa wracając najkrótszą trasą przez Cieplice, by w
końcu zameldować się w centrum.
Tym samym
zakończyłem niedługi, ale owocny w pogodę i rowerowanie, górski
wypad. Później postaram się jeszcze dokleić mapki dla
zainteresowanych przy każdym wpisie oraz nadrobić w końcu
zaległości.
EDIT: Jeszcze zdjęcie dla pewnego przyjezdnego Morsa, coby się nie wymądrzał w temacie właściwych nazw nadawanych przez autochtonów :)
EDIT 2: Tu Relive. No i przy każdym wpisie dodaję obiecane mapki.
- DST 54.20km
- Czas 02:09
- VAVG 25.21km/h
- VMAX 51.50km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 630m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Z ogniem w... :)
Poniedziałek, 8 października 2018 · dodano: 08.10.2018 | Komentarze 11
Kolejny dzionek z piękną październikową pogodą. No trafiło się jak ślepej kurze ziarno, ale jeśli jest takie życie bezokiego drobiu, to w sumie nawet mógłbym nim zostać :)
Wiało najpierw ze wschodu, potem z północy i zachodu, zresztą nieważne, bo po prostu w pysk, ale na szczęście słabo. Czyli po wielkopolsku, ale jednak po sudecku :)
Wyjechałem po dziesiątej (w końcu urlop), najedzony, dokawowany, a nawet wyspany. Z Jeleniej ruszyłem w kierunku Łomnicy i Karpnik, wciąż w asyście słynnych cycuchów, bliżej i dalej.
Następnie zaatakowałem Przełęcz Pod Średnicą. Trafił mi się ciekawy motywator :)
Serpentynka za serpentyką i dotarłem do Gruszkowa, a w końcu do samej góry, skąd spojrzałem na świat, skąd pochodzę :)
Potem już świetny zjazd do Kowar, które objechałem sobie dokoła i wyjechałem do trasy na Ścięgny.
Zahaczyłem jeszcze o Karpacz i srrruuu, przez Mysłakowice i znów Łomnicę do Jelonki.
Dziś nie było żadnej partyjnej konwencji, a szkoda, bo chętnie bym się pobrechtał tym razem z platfusów :)
Jak zwykle Relive - tutaj.
- DST 52.50km
- Czas 02:04
- VAVG 25.40km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 702m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Rudawy, Miedzianka i "Magajwer"
Niedziela, 7 października 2018 · dodano: 07.10.2018 | Komentarze 13
Z tęsknoty obrałem dzisiejszego poranka jeden z moich ulubionych kierunków, czyli Rudawy. Zawsze mnie cieszy, gdy podczas wypadów do Jeleniej zawieje ze wschodu, bo pojawia się ku temu okazja. Dziś wiało ze wschodu, a podczas powrotu... z zachodu, ale nie marudzę, bo dmuchało wciąż w pysk, ale jednak słabo :)
Z Jeleniej ruszyłem przez Łomnicę, Wojanów, Bobrów, Trzcińsko, Janowice. Zerkając na pięknie kolory jesieni, ładnie skrzący się Bóbr i wysoko położone Sokoliki.
A że już bylem, gdzie bylem, poszedłem za zewem trolla... :)
...i wjechałem sobie do Miedzianki. Czyli krainy Wygasłych Browarów, z jednym prężnie działającym :) Po wspięciu się na górę nie od parady, zatrzymaniu się na, hmmm, rynku, zawróciłem sobie, rozpędzając do 65 km/h.
Powrót nastąpił przez ponownie Janowice i Trzcińsko, potem Przełęczą Karpnicką do Karpnik, Krogulca, Bukowca, Mysłakowic i Łomnicę do Jeleniej.
W Wojanowie spotkałem samochód nie byle kogo. Nie wiem czy widać na fotce, ale na boku jest napisane: "Auto naprawa Magajwer". Jak widać, do niczego tu nie można mieć zastrzeżeń, prócz może znajomości języków obcych :)
A po południu wybrałem się na... regionalną konwencję PiS :) Lepszego kabaretu wymarzyć sobie nie mogłem. Panie z publiki szalały i chichotały jakby znów miały sześćdziesiąt lat, panowie partyjni kłaniali się sobie nisko i gaworzyli jak na polu minowym, a poza tym lewactwo się szerzyło w ustach partyjnych ludków wszem i wobec, o dziwo nie ja byłem adresatem, a ultra prawactwo z PO. Warto było się pojawić, taki show za darmo nieczęsto się zdarza :)
Zaległości na BS i komentarze postaram się nadrobić jutro, bo padam na pysk. W końcu urlop nie jest od tego, żeby odpoczywać, prawda? :)
Relive tutaj.
- DST 53.20km
- Czas 02:07
- VAVG 25.13km/h
- VMAX 61.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 705m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Porębane :)
Sobota, 6 października 2018 · dodano: 06.10.2018 | Komentarze 22
Jak urlop, to
pierwszy wybór zazwyczaj jest jeden – moje górki :) Wczoraj
wieczorem wylądowaliśmy więc w Jeleniej Górze, a dziś rano można
się było przywitać z rowerowym zombie, który o dziwo wciąż jest
w stanie "jeżdżalnym”, choć coraz mniej. Ale i tak wielkie
brawa dla niego za wytrzymałość na mnie w tym wieku :)
Z pogodą trafiłem
idealnie. Dziwne :) Nawet wiatr, mimo że zmienił kierunek i miałem
go w pysk i w pysk, był słaby. Zresztą Sudety to nie Poznań, jak
wiadomo, nie ma się najczęściej czym przejmować :)
Z trasą nie
kombinowałem, tylko wybrałem się do Szklarskiej Poręby. Czemu? Bo
tak :) A że mogę ją (trasę) wykonywać po ciemku i z zamkniętymi oczami,
to za wiele nowości w tym wpisie nie zawrę. Ruszyłem koło
dziesiątej, zaczynając od Cieplic, by z nich prosto dostać się na
Stawy Podgórzyńskie, gdzie wykonałem zwyczajową sesję.
Następnie dołem
Zachełmia i przez Sobieszów...
...dotarłem do Piechowic, z których już
rzut beretem - czyli banalne sześć kilometrów pod górę - i byłem
na miejscu. Po drodze najpierw wyprzedził mnie młody szoszon, z którym
zamieniłem kilka zdań, ale że nie chciałem go na swoim trupie
spowalniać, to popędził dalej, ale w Szklarskiej Średniej znów
się zrównaliśmy. Ku mojemu niezmiernemu zdziwieniu :)
Gdy robiłem zapas
oscypków, zagadał mnie jeden z turystów, czy nie wiem przypadkiem,
gdzie tu jest wypożyczalnia rowerów. Nie wiedziałem początkowo
czy to pocisk wobec mojego super hiper pro ultra sprzętu mtb, czy
szczera ciekawość (okazało się, że to drugie), ale i tak
odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że… nie wiem :) Na szczęście
Pani Oscypkowa pokierowała zainteresowanych w odpowiednie miejsce.
Chwilę relaksu
zrobiłem sobie przy stacji Szklarska Poręba Górna. Łaskawie dałem
również sobie zrobić selfie :)
Zjazd ze Szklarskiej
Górnej to poezja, na szczęście mało znana, więc ruch tam znikomy
i można się rozpędzić (dziś 60+ na zakręcie).
Końcówka to
jeszcze zaliczenie Pakoszowa, a reszta swoimi śladami.
Po południu
podjechaliśmy sobie na Stawy
Podgórzyńskie. I co? Tam spotkaliśmy zajadającą sobie na tarasie restauracji
Maję Włoszczowską. Jak widać w Jelonce nawet jak człowiek chce się odciąć od roweru, to nie ma jak :)
Relive tutaj.