Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 213108.15 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.74 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 712075 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Trollking.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:7237.38 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:283:50
Średnia prędkość:25.50 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:76261 m
Liczba aktywności:137
Średnio na aktywność:52.83 km i 2h 04m
Więcej statystyk

Bez cudu

Sobota, 9 marca 2019 · dodano: 09.03.2019 | Komentarze 11


Niestety, cudu nad Bobrem nie było. Miało lać, więc lało.

Przyznać jednak trzeba, że aura starała się stwarzać pozory. Jeszcze o wpół do dziewiątej rano, gdy udało mi się w końcu ruszyć, sytuacja nie wyglądała najgorzej, a wręcz mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że było wręcz zachęcająco do jazdy. No ale góry to góry, sytuacja jak wiadomo może się w nich zmienić nagle, z minuty na minutę. No i się zmieniła.

W miejscu startu, czyli na lubianym szczególnie na Górnym Śląsku jeleniogórskim Placu Ratuszowym :), wydawało się, że wypad nastąpi o suchej stopie.

Jak widać, w gratisie był co prawda wciąż mega mocny wiatr, ale z nim już wczoraj walczyłem, więc byłem w miarę przygotowany, jeśli to w ogóle możliwe :)

Gdy dopchałem się do stóp Staniszowa, zaczęło kropić, ale przecież pewnie zaraz powinno przestać, no nie?

Noooo, nie…

Na dziesiątym kilometrze, czyli na zjeździe w kierunku Sosnówki, gdzie zawsze wychodzą fajne foty, dziś jedna wielka kicha.



A ja już psychicznie przygotowany byłem na to, że czas zawracać i pogodzić się z glutem. Skręciłem więc na Miłków, a że już lało konkretnie, to odpuściłem sobie pobliski Karpacz i skierowałem najkrótszą drogą, czyli przez Mysłakowice i Łomnicę, do Jeleniej.

Na wysokości Osiedla Czarne padać przestało. Zatrzymałem się więc na chwilę, ocenić ilość oceanu w butach, a przy okazji cyknąć fotę tamtejszego dworu, który niestety wciąż jest w złej formie…

...choć i tak jest dobrze względem lat 90., gdy wyglądał z grubsza jak te budynki dokoła.

Wracając do tematu głównego – postanowiłem ruszyć dalej. Oczywiście był to błąd, bo już przed Cieplicami wiatr w połączeniu z – a jak – powracającą ulewą, zrobił ze mnie miazgę. Wiedząc, że widoków dziś już nie uchwycę, zrobiłem na wszelki wypadek choć Chojnik :)

Ale kawałek dalej mało wyraźnie, ale jakoś tam, udało się go uchwycić w realu.


Ostatnie kilometry to walka o pion i życie, na kawałku przez Zachełmie i Podgórzyn do Cieplic. Przy Stawach Podgórzyńskich jeszcze obowiązkowa fota z cyklu kopiuj-wklej z wczoraj (no co, lubię to ujęcie)...


...i do domu. Od razu pod ciepły prysznic, a ciuchy na gorący kaloryfer.

Co ciekawe, na ostatnich kilometrach towarzyszyło mi… słońce. Które utrzymało się jeszcze przez kilka godzin, co widać na zdjęciu ze spaceru. Dodam, że nijak to się miało do prognoz, gdyż według nich miało być kompletnie odwrotnie… Ma się to szczęście :/


Relive TUTAJ, a mapka poniżej.




Kategoria Góry


Szklarska rzeźnicza

Piątek, 8 marca 2019 · dodano: 08.03.2019 | Komentarze 15

O cholera, jak dziś wiało. Prawie jak w Poznaniu :)

Podobno nieciekawie pod tym względem było w całej Polsce, ale to góry miały w prognozach ostrzeżenie o mocnych podmuchach. Nie ma co, ma się to szczęście... A może to po prostu ten gnój wiatr się w końcu zorientował gdzie jestem i raczył - niczym wierny, lecz niekochany zwierzak - do mnie dołączyć?

Starałem się tak wykombinować z trasą, żeby być jak najbardziej osłoniętym od huraganu, oraz nie wracać mając go centralnie w pysk. Oczywiście obydwie rzeczy wyszły średnio, ale przynajmniej się starałem. Ruszyłem kolo dziewiątej rano, pełen optymizmu, bo słońce nawet ładnie świeciło, więc nie mogło być tak źle, prawda?

Gówno prawda :)

Już w Sobieszowie, do którego dotarłem przez płaściutkie tereny z centrum Jeleniej przez Cieplice, czułem się jakbym wjechał na Śnieżkę, tak mnie wmordewind zmasakrował. Oczywiście we współpracy z debilnie ustawionymi światłami, dzięki którym interwały miałem co kilkaset metrów.

We wspomnianej powyżej dzielnicy chciałem sobie zrobić zdjęcie z widokiem na Chojnik. Ustawiłem rower, cyknąłem...

...a po chwili mogłem już robić drugą fotę. Chętni mogą się zabawić w grę z rozpoznawaniem jednego szczegółu różniącego obydwa :) Dzięki, szanowny wietrze.

Dalej skierowałem się do Piechowic, choć pewne siły wolały, żebym raczej skierował się gdzieś, no nie wiem, na środek pola :)



W Piechowicach spotkanie ze starym znajomym...

...i dalej do Szklarskiej, szlakiem znanym i lubianym.



Hm... Wciąż jednak jest :)

Na górze główny cel, czyli oscypki. Nie serki, a oscypki, legalne :) Połowa zapasów zresztą zniknęła zanim dojechałem do miejsca nawrotki, czyli do Szklarskiej Górnej.




Potem zjazd serpentynkami do Szklarskiej Dolnej i jedyny plus dzisiejszego wypadu - fałmaks grubo ponad sześć dych :)

Powrót częściowo Trasą Czeską, ale ze skrętem na Pakoszów, Sobieszów, Zachełmie i Podgórzyn. Tam chwila na ostatnie dziś okołorowerowe foty.


TUTAJ Relive, a poniżej mapka.

Po południu jeszcze ostatki, czyli osiem kilometrów spaceru na Perłę Zachodu, szlakiem alternatywnym. A że w połowie drogi zastała nas ulewa, to jakieś przeziębionko pewnie będzie gratis. A jutro ma lać podobno od rana :/

Aha, wciąż nie widzę na mailu żadnych komentarzy, mimo że pokazują się na BS. Ktoś może ma ten sam problem?







Kategoria Góry


Perłowo

Czwartek, 7 marca 2019 · dodano: 07.03.2019 | Komentarze 25


Plan na dzisiejszy wyjazd był taki, że wstaję wcześnie i wracam wcześnie.

No to... był :)

Gdy już wstałem i miałem ruszyć, okazało się, że jest do wykonania mega pilna misja o krytponimie "działka". Głupio było odmówić, choć uważam, że to miejsce się marnuje - za dużo do kopania, za mało do jedzenia. Już nie mówiąc o piciu :)

W każdym razie zamiast kręcić, spędziłem sobie godzinkę grzebiąc w ziemi. Przynajmniej widoczek miałem znad niej przyzwoity.

Koło dziewiątej zostałem "już" uwolniony, a że byłem, gdzie byłem, to postanowiłem nawiedzić od bachorstwa miłą mi miejscówkę, czyli Perłę Zachodu, słynnym, wąwozowym szlakiem wzdłuż Bobru.





Potem zjechałem do Siedlęcina, żeby.... wjechać do Siedlęcina, godnym podjazdem zakończonym drogą numer 30, którą wróciłem do Jeleniej. Nastawiałem się na fajny falmaks, ale dość silny wiatr miał inne plany :)

No właśnie, wiało ze wschodu, ku mej radości mogłem więc dalej ruszyć w tym właśnie kierunku, czyli znów w Rudawy. Przez Łomnicę, Wojanów i Bobrów do Trzcińska.




Stamtąd moją ulubioną Przełęczą Karpnicką do Karpnik. Bylem przygotowany po wczorajszym kursie na to, co zastanę, więc tym razem nie kląłem w przestrzeń.


Gnoje.

Sama końcówka to Krogulec, Bukowiec, Mysłakowice i w końcu Jelenia Góra.


Tyle, bez spektakularnych widoczków i relacji, bo jestem wykończony. W końcu urlop :)

A po południu jeszcze kilka kilometrów spaceru (dojazd już nie rowerem) wyhaczoną przeze mnie wczoraj ścieżką prowadzącą z Mniszkowa do Miedzianki. Genialna trasa.

Relive jak zwykle pod linkiem, a gps poniżej.

BS po wczorajszej awarii nie jest w stanie wrócić do pionu. Nie widzę na przykład komentarzy na mailu, więc jeśli nie odpiszę komuś na coś, to z góry się tłumaczę siłą wyższą :)


Kategoria Góry


Na koniec Końca

Środa, 6 marca 2019 · dodano: 06.03.2019 | Komentarze 7

Zaległy urlop ma to do siebie, że... jest zaległy. I nawet jak się nie za bardzo chce go wykorzystać w takim na przykład marcu, to trzeba to zrobić, bo później nie będzie kiedy. Dzięki temu udało się wczoraj późnym wieczorem wylądować w Jeleniej Górze, na krótko co prawda, ale jednak.

Po średnio przespanej nocy (psy szalały) ruszyłem na rower od razu, gdy udało mi się go ogarnąć oraz wypić kawę i coś przegryźć, czyli przed dziesiątą rano. W lekkim półśnie zacząłem zaliczać jeleniogórskie koreczki i czerwone światła, a także lekko się budzić, dzięki zachowaniom jak zwykle nieocenionych w swym chamstwie dolnośląskich kierowców (jest tu nawet gorzej niż w Wielkopolsce).

Wiało z południa i wschodu, umiarkowanie, więc bez szaleństw w którąkolwiek ze stron, ale upierdliwie. Postanowiłem zaliczyć kursik po moich ukochanych Rudawach, bez konkretnego planu, co skończyło się dość ciekawą wspinaczką pośrodku. Ale o tym za chwię.

Na początek zaliczyłem objazd Łomnickiej przez Dąbrowicę ("podziwiając" koszmarną fabrykę papieru), a następnie już widokowo znacznie lepsze okolice Wojanowa, skąd wspiąłem się na Jasiową Dolinę i wróciłem do Jeleniej na wysokości Maciejowej. Stamtąd główną do Radomierza, gdzie w końcu dobrze widać było słynne walory Rudaw :)


Potem było z górki do Janowic, ale dzięki wietrzykowi jakby pod górę. Gdy już minąłem przejazd kolejowy, spojrzałem w lewo na napis "Miedzianka" i już miałem zacząć podchodzić do wspinaczki, ale przypomniałem sobie, że jeszcze w życiu nie bylem rowerem w Mniszkowie (wstyd!). No to... czas nadrobić :)

Cóż napisać.. Polecam każdemu. Pięć kilosów ostrej wspinaczki z dość sporym fragmentami nachyleniem...


...musi nęcić. Tym bardziej, że perspektywa powrotu jest generalnie tylko jedna, gdyż...

No właśnie :) Powyższa tablica jest na samym początku niezwykle pięknie położonej wsi, gdzie było suchutko, nawet zieloniutko. Za to jakieś trzy kilometry dalej, gdy dotarłem do drugiej...

...faktycznie, niewiele można, bo lód pod śniegiem ciut zniechęcał. Ale próbowałem :)

Tam na górze wypiął mi się licznik i spędziłem dobre pięć minut na jego szukaniu. Ostatnio to jakieś moje zajęcie dodatkowe przy kręceniu :)

Zjazd to poezja.

To znaczy byłby nią, gdyby nie spora ilość zakrętów wymieszanych z piachem, które nie poprawiały komfortu. Do tego doszła jeszcze bezmyślność jakiegoś robola, który tak mądrze wyłaził tyłem z samochodu, że gdyby nie mój krzyk, pewnie byłby teraz na SOR-ze, a ja w serwisie rowerowym. Z czego to drugie byłoby prawdziwą tragedią :) Aha, podczas owego zjazdu wyprzedziłem... szoszona, lekko zdziwionego tym faktem, jednak jako miłośnik wąskich kółek zdecydowanie jestem w stanie go wytłumaczyć na takiej drodze - rozpędzanie byłoby zbyt ryzykowne.

Powrót to już klasyka - Janowice Wielkie, następnie Trzcińsko...

...Przełęcz Karpnicka...

...Karpniki...

...i przez Łomnicę do Jelonki. Jak na pierwszy dzionek - miło było. Szkoda tylko, że od jutra pogoda ma się spieprzyć.

Aha, między Dąbrowicą a Wojanowem, niedaleko glinianek, napotkałem taki oto sympatyczny przybytek z napisem "Siądź gościu i poczytaj sobie".

Miło? Niby tak. Ale zrobiłem kardynalny błąd, spoglądając na to, co owemu gościowi jest tu serwowane, obok neutralnych gazetek turystycznych z rejonu oraz poradników pszczelarskich:


Hehe, a mogło być tak pięknie :) Kusiło, żeby wziąć, ale nie wiedziałem, czy można :) Poza tym wspomniany autor z ostatniej fotki ma ciekawsze książki w swoim dorobku: "Strach być Polakiem", "Jedwabne geszefty" czy " Żydowskie oblężenie Oświęcimia" :)
 
Relive TUTAJ. A trasa GPS z Endo poniżej.


Kategoria Góry


Góroostatki

Wtorek, 9 października 2018 · dodano: 09.10.2018 | Komentarze 35


Nastąpił moment pożegnania się z górkami. Można było być trochę dłużej, ale jak się okazało, nie można było, więc dziś nastąpił powrót :)

Na ostatni trip wybrałem kreatywną destynację :) A po ludzku, nie korpo-hipstersku: ruszyłem rowerem tam, gdzie mi się zachciało, bez wstępnych założeń. A że zachciało mi się najpierw ruszyć na południe, to ulicą Sudecką dotarłem do jednej z niewielu naprawdę fajnych DDR-ek w Jeleniej Górze, prowadzącej w linii prostej do granicy z Łomnicą.

Było dość wcześnie, więc widoczki dopiero się kreowały i tyłka nie urywały.

Ale i tak byłem zadowolony, że widzę cokolwiek, gdyż kawałek wcześniej sytuacja wyglądała tak:

Prostą - niczym życie duchowe szarego, brudnego kibola Lecha, Legii, Śląska czy nawet Karkonoszy Jelenia Góra - drogą...

...dotarłem do Karpacza, ale że wiało mi w pysk i ruch samochodów był spory, stwierdziłem, że pchać do góry się nie będę i zawróciłem do Ścięgien, a następnie Miłkowa, stamtąd z kolei kierując się na Sosnówkę, spodziewając się jak zwykle pięknej panoramy tamtejszego zbiornika wodnego na tle gór. No ale niestety – dopiero ustępujące ze szczytów mgły pozbawiły mnie tej możliwości.

Za to zapoznałem się z koleżankami :) Uprzedzę fakty i zdradzę, że nie ostatnimi tego dnia.

Minąłem Podgórzyn i Zachełmie, pojawiłem się w jeleniogórskim Sobieszowie i zacząłem realizować plan, który zrodził mi się podczas kręcenia. Najpierw jednak sfociłem mój ukochany Chojnik, czyli zamek powstały jakby z zaprzeczeniem zasad grawitacji i ludzkiego rozsądku.

Planem owym była wspinaczka przez Jagniątków do Michałowic. Czyli kilka dobrych kilometrów rzeźni, ale na szczęście z perspektywą zjazdu swoimi śladami.



Przez chwilę towarzyszył mi nawet świniodzik, eee, to jest słodki piesek :)

Na górze, prócz widokowej poezji…

...trafiła się kolejna sympatyczna fauna – jeszcze dekadę temu widok tu nie do pomyślenia. I nie do pogłaskania :)


Czas gonił, więc i tak już zdeka przedłużony wyjazd skróciłem jak mogłem, z Sobieszowa wracając najkrótszą trasą przez Cieplice, by w końcu zameldować się w centrum.


Tym samym zakończyłem niedługi, ale owocny w pogodę i rowerowanie, górski wypad. Później postaram się jeszcze dokleić mapki dla zainteresowanych przy każdym wpisie oraz nadrobić w końcu zaległości.

EDIT: Jeszcze zdjęcie dla pewnego przyjezdnego Morsa, coby się nie wymądrzał w temacie właściwych nazw nadawanych przez autochtonów :)

EDIT 2: Tu Relive. No i przy każdym wpisie dodaję obiecane mapki.


Kategoria Góry


Z ogniem w... :)

Poniedziałek, 8 października 2018 · dodano: 08.10.2018 | Komentarze 11


Kolejny dzionek z piękną październikową pogodą. No trafiło się jak ślepej kurze ziarno, ale jeśli jest takie życie bezokiego drobiu, to w sumie nawet mógłbym nim zostać :)

Wiało najpierw ze wschodu, potem z północy i zachodu, zresztą nieważne, bo po prostu w pysk, ale na szczęście słabo. Czyli po wielkopolsku, ale jednak po sudecku :)

Wyjechałem po dziesiątej (w końcu urlop), najedzony, dokawowany, a nawet wyspany. Z Jeleniej ruszyłem w kierunku Łomnicy i Karpnik, wciąż w asyście słynnych cycuchów, bliżej i dalej.


Następnie zaatakowałem Przełęcz Pod Średnicą. Trafił mi się ciekawy motywator :)

Serpentynka za serpentyką i dotarłem do Gruszkowa, a w końcu do samej góry, skąd spojrzałem na świat, skąd pochodzę :)


Potem już świetny zjazd do Kowar, które objechałem sobie dokoła i wyjechałem do trasy na Ścięgny.


Zahaczyłem jeszcze o Karpacz i srrruuu, przez Mysłakowice i znów Łomnicę do Jelonki.

Dziś nie było żadnej partyjnej konwencji, a szkoda, bo chętnie bym się pobrechtał tym razem z platfusów :)

Jak zwykle Relive - tutaj.


Kategoria Góry


Rudawy, Miedzianka i "Magajwer"

Niedziela, 7 października 2018 · dodano: 07.10.2018 | Komentarze 13


Z tęsknoty obrałem dzisiejszego poranka jeden z moich ulubionych kierunków, czyli Rudawy. Zawsze mnie cieszy, gdy podczas wypadów do Jeleniej zawieje ze wschodu, bo pojawia się ku temu okazja. Dziś wiało ze wschodu, a podczas powrotu... z zachodu, ale nie marudzę, bo dmuchało wciąż w pysk, ale jednak słabo :)


Z Jeleniej ruszyłem przez Łomnicę, Wojanów, Bobrów, Trzcińsko, Janowice. Zerkając na pięknie kolory jesieni, ładnie skrzący się Bóbr i wysoko położone Sokoliki.




A że już bylem, gdzie bylem, poszedłem za zewem trolla... :)

...i wjechałem sobie do Miedzianki. Czyli krainy Wygasłych Browarów, z jednym prężnie działającym :) Po wspięciu się na górę nie od parady, zatrzymaniu się na, hmmm, rynku, zawróciłem sobie, rozpędzając do 65 km/h.





Powrót nastąpił przez ponownie Janowice i Trzcińsko, potem Przełęczą Karpnicką do Karpnik, Krogulca, Bukowca, Mysłakowic i Łomnicę do Jeleniej.


W Wojanowie spotkałem samochód nie byle kogo. Nie wiem czy widać na fotce, ale na boku jest napisane: "Auto naprawa Magajwer". Jak widać, do niczego tu nie można mieć zastrzeżeń, prócz może znajomości języków obcych :)

A po południu wybrałem się na... regionalną konwencję PiS :) Lepszego kabaretu wymarzyć sobie nie mogłem. Panie z publiki szalały i chichotały jakby znów miały sześćdziesiąt lat, panowie partyjni kłaniali się sobie nisko i gaworzyli jak na polu minowym, a poza tym lewactwo się szerzyło w ustach partyjnych ludków wszem i wobec, o dziwo nie ja byłem adresatem, a ultra prawactwo z PO. Warto było się pojawić, taki show za darmo nieczęsto się zdarza :)

Zaległości na BS i komentarze postaram się nadrobić jutro, bo padam na pysk. W końcu urlop nie jest od tego, żeby odpoczywać, prawda? :)

Relive tutaj.


Kategoria Góry


Porębane :)

Sobota, 6 października 2018 · dodano: 06.10.2018 | Komentarze 22

Jak urlop, to pierwszy wybór zazwyczaj jest jeden – moje górki :) Wczoraj wieczorem wylądowaliśmy więc w Jeleniej Górze, a dziś rano można się było przywitać z rowerowym zombie, który o dziwo wciąż jest w stanie "jeżdżalnym”, choć coraz mniej. Ale i tak wielkie brawa dla niego za wytrzymałość na mnie w tym wieku :)

Z pogodą trafiłem idealnie. Dziwne :) Nawet wiatr, mimo że zmienił kierunek i miałem go w pysk i w pysk, był słaby. Zresztą Sudety to nie Poznań, jak wiadomo, nie ma się najczęściej czym przejmować :)

Z trasą nie kombinowałem, tylko wybrałem się do Szklarskiej Poręby. Czemu? Bo tak :) A że mogę ją (trasę) wykonywać po ciemku i z zamkniętymi oczami, to za wiele nowości w tym wpisie nie zawrę. Ruszyłem koło dziesiątej, zaczynając od Cieplic, by z nich prosto dostać się na Stawy Podgórzyńskie, gdzie wykonałem zwyczajową sesję.


Następnie dołem Zachełmia i przez Sobieszów...

...dotarłem do Piechowic, z których już rzut beretem - czyli banalne sześć kilometrów pod górę - i byłem na miejscu. Po drodze najpierw wyprzedził mnie młody szoszon, z którym zamieniłem kilka zdań, ale że nie chciałem go na swoim trupie spowalniać, to popędził dalej, ale w Szklarskiej Średniej znów się zrównaliśmy. Ku mojemu niezmiernemu zdziwieniu :)


Gdy robiłem zapas oscypków, zagadał mnie jeden z turystów, czy nie wiem przypadkiem, gdzie tu jest wypożyczalnia rowerów. Nie wiedziałem początkowo czy to pocisk wobec mojego super hiper pro ultra sprzętu mtb, czy szczera ciekawość (okazało się, że to drugie), ale i tak odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że… nie wiem :) Na szczęście Pani Oscypkowa pokierowała zainteresowanych w odpowiednie miejsce.

Chwilę relaksu zrobiłem sobie przy stacji Szklarska Poręba Górna. Łaskawie dałem również sobie zrobić selfie :)



Zjazd ze Szklarskiej Górnej to poezja, na szczęście mało znana, więc ruch tam znikomy i można się rozpędzić (dziś 60+ na zakręcie).


Końcówka to jeszcze zaliczenie Pakoszowa, a reszta swoimi śladami.

Po południu podjechaliśmy sobie na Stawy Podgórzyńskie. I co? Tam spotkaliśmy zajadającą sobie na tarasie restauracji Maję Włoszczowską. Jak widać w Jelonce nawet jak człowiek chce się odciąć od roweru, to nie ma jak :)

Relive tutaj.


Kategoria Góry


Kapella - Karpacz tour :)

Poniedziałek, 4 czerwca 2018 · dodano: 04.06.2018 | Komentarze 9

Nadszedł czas na pożegnanie się z górami. Cóż, życie. Na ostatni kursik podczas tego wyjazdu nie miałem pomysłu, więc ruszyłem po prostu przed siebie, zerkając najpierw na flagi, które jak sądziłem pomogą mi w wyborze. Bo wiatr ma moc decyzyjną. Stanęło na tym, że... wciąż nic nie wiedziałem.

Gdy tak wciąż nie wiedząc włączałem się do ruchu, sporego jak na Jelonkę, bo to w końcu poniedziałkowy poranek, przypomniałem sobie, że chciałbym ponapawać się na koniec widokami, a czy jest ku temu lepsze miejsce niż okolice Łysej Góry? Odpowiedź brzmi: owszem, ale tam mam najbliżej :) Gdy przedarłem się z centrum do okolic Zabobrza, ze zdziwieniem spostrzegłem, że w miejscu, które "od zawsze" nazywane było potocznie "Rondo" od nazwy społemowskiego (chyba) sklepu tam się mieszczącego, powstało... rondo. Brawo :)

W Dziwiszowie zacząłem się wspinać. I wspinać. I wspinać :) Te 11% to fajna rzecz. jednak humor mi się popsuł, gdy zobaczyłem, że drogowcy zabrali się za remont, akurat teraz, kiedy ja się pojawiłem. W rezultacie na każdym zakręcie i serpentynie pojawiła się paskudna tarka, która podczas jazdy w górę nie za bardzo mi przeszkadzała, ale już podczas zjazdu wnerwiała koszmarnie, nie dając szansy na rozpędzenie. A że do tego jeszcze na szczycie okazało się, iż widoczność jest słabiuuuutka, wyszła lekka kiszka. Ślepa :)







Gdy już zjechałem znów do Jeleniej, za główną atrakcję mając mijanie slalomem drogowców, wymyśliłem sobie, że skoro byłem na północy, to warto teraz być na południu. Tym samym dotarłem do granic Karpacza, zaliczając po drodze opłotkami Mysłakowice i centralnie Ścięgny, a wracając najkrótszą i najprostszą drogą. Co ciekawe - byłem wściekły na to, że wiatr według łopoczących flag miał mi pomagać "do", a walił mocno w ryj, a jednak w drodze powrotnej pomógł, mimo że niby przeszkadzał. Ciekawostka.



Aha, jeszcze chciałbym złożyć hołd najlepszemu polskiemu zespołowi :) Ta IV Liga w końcu kiedyś się skończy awansem co najmniej do III :) Co prawda pewnie w 2053, na stulecie klubu, ale warto czekać :)

Podsumowując wolne: te ponad 200 kilosów rowerem po górkach oraz kilkadziesiąt piechotą (brawa dla Kropy!) ucieszyły mnie wielce. Szkoda, że w "moim wieku" nie da się już być na emeryturze, którą dostaje się za wykręcone w życiu kilometry na dwóch kółkach - nie musiałbym tak sobie tego dawkować :)

A dzisiejszy Relive: tutaj.


Kategoria Góry


Misja "Oscypek"

Niedziela, 3 czerwca 2018 · dodano: 03.06.2018 | Komentarze 10

No i znów nie padało – a znów miało. Jednak chyba miewam czasem w życiu choć kilka dni rowerowego szczęścia :)

Za to… solidnie wiało. Zaciąg wielkopolski po mnie widocznie przysłano :) I to jeszcze z północnego zachodu, ale że to akurat według mnie najmniej atrakcyjny kierunek koło Jeleniej Góry, postanowiłem to olać i pokręcić owszem, na zachód, ale południowy. Czyli po prostu w Karkonosze.

Ruszyłem po dziewiątej. Chciałem wcześniej, ale gdzieś po pierwszej w nocy wzywałem Straż Miejską, bo jakaś hołota odpaliła sobie na rynku mega mocny głośnik, przez który na pełną parę puszczali hiphopowe gówna, jakby to była plaża w Mielnie w południe, a nie centrum miasta po północy. O dziwo przyjechała i spisała bydło, co było dalej – nie wiem, prócz tego, że w końcu można było spać, a ja musiałem finalnie swoje odespać.

Trasę zaplanowałem w końcu na taką z przyzwoitym przewyższeniem jak na pięć dych. Zacząłem od kursu przez Cieplice do Stawów Podgórzyńskich, gdzie zatrzymałem się na chwilę popodziwać to, co zawsze, choć dziś widoczność była – delikatnie mówiąc – pobudzająca wyobraźnię :)


Potem Podgórzyn, Zachełmie, jeleniogórski Sobieszów, gdzie sfociłem Chojnik…

...i skierowałem się w góóóóórę. Czyli do Jagniątkowa, chyba najpiękniejszej, czysto górskiej części Jeleniej.


Gdy robiłem to zdjęcie, nagle zobaczyłem, że wspina się do góry dwóch szoszonów. Wsiadając na rower przyuważyłem, że tak daleko nie odjechali, ruszyłem więc za nimi, nie spodziewając się sukcesu. O dziwo okazało się, że wystarczy tylko mocniej depnąć na podjeździe i… siedziałem im na ogonie. Chwilę zagadałem sapiąc, nawet „awansowałem” na drugie miejsce w szeregu, ale gdy zrobiło się już płasku, czyli w Michałowicach, podziękowałem za współpracę i odpuściłem – niestety nie te koła, nie ten rower i nie te przełożenia.

Po „Michałkach” nastąpił zjazd. Jak zwykle genialny.

A z Piechowic wybrałem kierunek do Szklarskiej. Każdy był, każdy zna, więc opisywać nie będę: w górę sympatyczna rzeź, w dół sama przyjemność. A na miejscu wypeniłem tytułową misję – dziś było to porównywalne z zakupami w mięsnym lub czekaniem w kolejce w cukierni za stadem emerytek. Jednak udało się. A i dla rodziny zapasy zrobione.


Powrót był już najszybszy z możliwych – Piechowice, Wojcieszyce, Cieplice i do centrum. Przy okazji - kolejny smaczek w temacie jeleniogórskich DDR-ek, coby lekko zepsuć sielski klimacik :) W sumie ciekawe, jak po tym się jeździ, nigdy nie próbowałem.

Na koniec jeszcze jeden wątek – gdy wspinałem się do Jagniątkowa, nagle zobaczyłem, że jakiś debil wyprzeda jadąc z góry na bardzo niebezpiecznym łuku drogi, oczywiście jakby nie było na niej mnie. Rejestracja? PZ. Oni są, kurna, wszędzie! :)

Całkiem górski Relive: tu. Uwaga, zawiera plecy szoszonów :)


Kategoria Góry