Info
Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 209489.40 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.79 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 701166 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad20 - 109
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 208
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
Sierpień, 2016
Dystans całkowity: | 1642.75 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 56:59 |
Średnia prędkość: | 28.83 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.80 km/h |
Suma podjazdów: | 7015 m |
Liczba aktywności: | 30 |
Średnio na aktywność: | 54.76 km i 1h 53m |
Więcej statystyk |
- DST 52.20km
- Czas 01:44
- VAVG 30.12km/h
- VMAX 52.70km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 85m
- Sprzęt Ventyl
- Aktywność Jazda na rowerze
Dożynki: rezurekcja
Środa, 31 sierpnia 2016 · dodano: 31.08.2016 | Komentarze 20
Dziś wolny dzionek, ale z powodu oczekiwania na dostawę zamówionego, dość istotnego dla codziennej egzystencji, sprzętu AGD, który ma być dostarczony w wybitnie proklienckich godzinach 11-21 (darmowa dostawa ma swoje uroki) i tak jestem uwalony w domu. W związku z powyższym z roweru musiałem wrócić najpóźniej o godzinie 10:59:59, co udało mi się wykonać nawet z dwuminutowym zapasem :) Oczywiście byłem świadom, że nie mam się co spieszyć, ale zawsze mógł wydarzyć się jakiś cud (nie wydarzył się).
Wiatr się póki co uspokoił i można było kręcić w warunkach całkiem przyzwoitych, bo nieupalnych, a i sympatycznie słonecznych. Ruszyłem po dziewiątej na zachód, w kierunku Plewisk, potem Komorniki, Chomęcice, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, Dąbrówka, serwisówka przy S11, znów Plewiska i Poznań. Zakrętów było tyle co wczoraj, ale dziś poszło ciut lepiej jeśli chodzi o średnią. Jednak się da :)
W Trzcielinie czekało mnie ostre hamowanie, z powodu wyczekiwanego przez cały rok - Dożynka! Pierwsza w tym sezonie. No dobra, prawie pierwsza, bo jedną już widziałem jakiś tydzień w temu w Tulach, ale jechałem z górki i wyparłem ze świadomości :) Za to dzisiejsza miażdży, z jajem, rowerem, pomysłem i w ogóle rispekt :) Aż musiałem dodać jakiś element od siebie :)
Od razu dementuję plotki, które mogą powstać - nie ma mnie na tym zdjęciu :)
- DST 52.40km
- Czas 01:48
- VAVG 29.11km/h
- VMAX 52.70km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 53m
- Sprzęt Ventyl
- Aktywność Jazda na rowerze
Wiatr i hańba luzerom :)
Wtorek, 30 sierpnia 2016 · dodano: 30.08.2016 | Komentarze 11
No i znów będzie, że spamuje BS w temacie silnego wiatru, ale dziś chyba w całej Polsce dawał się on rowerzystom we znaki, więc raczej nie ucierpi na tym moja wiarygodność. Jeśli w ogóle jakąś posiadam :)
Rano widząc za oknem jednoznacznie wyginające się gałęzie drzew wiedziałem, że rekordu to dziś nie będzie. Chyba że w kategorii najwolniej pokonywanych odcinków. Zupełnie bez przekonania ruszyłem w kierunku zachodnim, ale wyjątkowo zamiast stać w dębieckich korkach przy przejazdach kolejowych postanowiłem oszukać rzeczywistość i objechać je przez Luboń i zawrócić do Poznania, by kontynuować jazdę. Skutek był taki, że stałem sobie w korkach lubońskich. Możecie mówić mi "mistrzu taktyki" :)
Przez Plewiska, Goluski i Palędzie dotarłem do Dopiewa, gdzie skręciłem na Więckowice, gdzie skręciłem na DK92, z której w końcu skręciłem w Wysogotowie na Skórzewo i Plewiska, gdzie finalnie skręciłem na Poznań. I jak przy takiej ilości skręcania mam zrobić dobrą średnią? I przy takim wietrze - bo nie wiem czy już o nim coś wspomniałem? :)
No dobra, po prostu leszczu jestem i tyle, nie ma się co oszukiwać, tylko schować uszy po sobie (czyli pod kask) i stwierdzić, że mocy dziś nie było we mnie zupełnie. Wstyd i hańba.
- DST 51.80km
- Czas 01:45
- VAVG 29.60km/h
- VMAX 62.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 55m
- Sprzęt Ventyl
- Aktywność Jazda na rowerze
Trogloszoping
Poniedziałek, 29 sierpnia 2016 · dodano: 29.08.2016 | Komentarze 7
Pogoda znormalniała pod względem temperatury, więc dziś już nie wyglądałem na trasie jak rak wyjęty z ukropu, a maksymalnie jak niedogotowany Indianin. Zawsze to jakiś postęp. Te 22 stopnie są idealne dla mojego organizmu, więc byłoby całkiem sympatycznie, gdyby nie wiatr, dający się ostro we znaki, głównie z przodu i z boku. Niezależnie w którą stronę jechałem. Czyli jak zazwyczaj :)
Wykonałem niezgrabne kółeczko z Dębca przez Luboń, Wiry, Komorniki, Chomęcice, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, Gołuski i Plewiska. Jakoś nie chciało mi się cisnąć, więc średnia dziś taka, że pożal się Boże/Kriszno/Allachu/Potworze Spaghetti. Ale ważne, że kolejny klocuszek do wyniku rocznego został wyrzeźbiony.
Praktycznie nie spotkała mnie dziś prawie żadna przygoda. A tym "prawie" jest właścicielka blond szopy na głowie, która - tu będzie zagadka od razu zawierająca odpowiedź - co robi, gdy traktor przed nią wyprzedza za Dopiewem dwójkę staruszków na rowerach, aona widzi jadącego z naprzeciwko jeszcze jednego kolarza (w tym przypadku, szoku nie będzie, mnie)? Tak, to przecież oczywiste - przyspiesza, wciska się między nas, a dla poprawienia bezpieczeństwa zamyka oczy. Oj, troglodytokobietokierowca poznała trochę łacińskich słów, a ja, gdy już wjechałem z powrotem z pobocza na drogę wymieniłem jedynie porozumiewawcze gesty z traktorzystą. Ech, jest jakieś racjonalne wytłumaczenie czemu niemal co wyjazd dzieje się praktycznie to samo? A może to ze mną jest coś nie tak, że jakoś nie uśmiecha mi się być rozjechanym na drodze przez któreś z indywiduów komunikacyjnych?
- DST 61.50km
- Czas 02:03
- VAVG 30.00km/h
- VMAX 51.20km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 192m
- Sprzęt Ventyl
- Aktywność Jazda na rowerze
Upalnie i kosiernie
Niedziela, 28 sierpnia 2016 · dodano: 28.08.2016 | Komentarze 8
Mimo moich usilnych starań nie udało mi się dziś wstać tak wcześnie jak wczoraj... No dobra, nie oszukujmy się, żadnych starań w tym kierunku nie było :) Chciałem się wyspać i to nawet mi się udało, a na trasę ruszyłem przed dziewiątą rano, co było oczywiście błędem jeśli znało się wcześniej prognozy, który mówiły o tym, że lato postanowiło ukazać swoje znienawidzone przeze mnie oblicze choć na kilka ostatnich dni - do tej pory dla mnie idealnego - sierpnia.
Teraz kilka słów o wietrze. No bo jak by to było tu bez niego? Od razu uprzedzę fakty i powiem, że oczywiście prognozy się pomyliły, co nowością nie jest, ale wciąż zaskakuje takiego naiwniaka jak ja. Więc wiało mi najpierw w pysk (gdy jechałem na południowy zachód), potem z boku, a potem w pysk (gdy wracałem na północny zachód). Łatwo nie było, ale wina moja, bom uwierzył w gusła, czyli jednolity powiew z południowego wschodu.
Jako że była niedziela to dziarsko ruszyłem Starołęcką, co prawda pustą, ale i tak czekało mnie grzanie się w ciepełku (wtedy zaledwie 25 stopni) przed zamkniętym przejazdem kolejowym. Następnie pozdrowiłem leżącą kawałek dalej DDR-kę (z boku oczywiście) i znalazłem się już na fajnym do kręcenia kawałku prostej Czapury - Wiórek - Sasinowo - Rogalinek. Tam natrafiłem na przydrożną wystawę kosiarek. Modele może niekoniecznie najnowsze, ale najlepsze, niezawodne i niezapychające się chyba nigdy :)
Skoro Rogalinek, musiał być i Rogalin, potem Mieczewo, gdzie pierwotnie chciałem zawrócić, ale jechało mi się na tyle fajnie w terenie zalesionym, że postanowiłem lekko wydłużyć swoją dzisiejszą wycieczkę i dokręcić do Kórnika. Tak zrobiłem, a już na miejscu skręciłem na Borówiec, świadom co mnie w nim czeka. Jest to bowiem jeden z najjaskrawszych przykładów polskiego paradoksu - wiocha ta ma ze wszystkich możliwych stron drogi z praktycznie idealnym asfaltem, jedynie na jej środkowo-wschodniej części znajduje się jakiś kilometr czegoś, za co wujek Adolf pewnie dostał oklaski od miejscowych, ale w czasach, gdy zamawiało się w katalogach najnowsze modele furmanek. Czyli cholerne, rzeźnicze, nieprzejezdne płyty, które nawet mieszkańcy, zaopatrzeni w dobrze zawieszone samochody omijają objazdami (wiem, bo dyskutowałem o tym w pracy z jednym z nich). Udało mi się tym razem je pokonać bez pękniętej szprychy (raz już to przerabiałem) i po chwili (kilka minut z prędkością 20 minus) znalazłem się na perfekcyjnej, równej drodze... Aha, ten sam mieszkaniec, o którym wspomniałem dowiadywał się u źródeł i podobno na najbliższe klika lat nic się w tematyce płyt nie zmieni... :/
Końcówka trasy to walka z wiatrem od Borówca przez Daszewice i Babki znów do Czapur, poznańskiej Starołęki i domu. Oj, napociłem się, żeby wyjść na "swoje" (czyli wyrzyganą średnią na poziomie trzech dych). Nawet dosłownie, bo pod koniec temperatura podchodziła pod trzy dychy. Brrrrr.
- DST 52.50km
- Czas 01:39
- VAVG 31.82km/h
- VMAX 51.50km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 110m
- Sprzęt Ventyl
- Aktywność Jazda na rowerze
Zlot i odlot
Sobota, 27 sierpnia 2016 · dodano: 27.08.2016 | Komentarze 36
Niedawno słuchając "Wiedźmina" urzekło mnie pewno zdanie. Było ono sformułowane przez jedną z bohaterek, a stanowiło podsumowane wywodu mędrca, który spory naukowy wywiad w końcu skierował na tematy seksu. Brzmiało mniej więcej tak: "no i masz, jak zwykle zaczynają mądrymi i okrągłymi zdaniami, a i tak kończy się na czyjejś rzyci" :) W sumie dziś było z mną podobnie, ale w temacie rowerowym - pierwotnie chciałem jechać inną trasą, a i tak skończyłem na "kondomiku", czyli Poznań - Luboń - Puszczykowo - Mosina - Dymaczewo - Stęszew - Komorniki - Poznań.
Ruszyłem dość wcześnie, o 7:30, bo nic mnie tak nie motywuje do tego jak perspektywa upału. A w sumie uniknięcia go wszelkimi możliwymi sposobami. Tym samym udało mi się wykręcić w końcu całkiem przyzwoitą średnią, a i w temperaturze jeszcze sympatycznej - 22 stopni (jak zwykle muszę dodać, że na plusie). Aj lajk it :)
W Komornikach zaczęło mnie wyprzedzać, o dziwo bezpiecznie i kulturalnie, kilka, a potem kilkanaście dziwnych pojazdów. Jak pewnie już wiadomo miłośnikiem motoryzacji jestem - nazwijmy to delikatnie - umiarkowanym, ale tym razem bardzo mi się podobały, więc wyjąłem telefon i sfociłem to, co zdążyłem. Jakość zdjęć słaba, ale nie wymagam od siebie za dużo podczas jazdy w okolicach 40 km/h :)
Zdziwiło mnie jedno - 8 na 10 wyprzedzających mnie samochodów - starych i nowych - miały logo Citroena. Pomógł wujaszek Gógel - dziś w Poznaniu jest jakiś któryś z kolei zlot tej marki.
- DST 52.55km
- Czas 01:45
- VAVG 30.03km/h
- VMAX 51.70km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 202m
- Sprzęt Ventyl
- Aktywność Jazda na rowerze
DBL, EB i ogólnie ble :)
Piątek, 26 sierpnia 2016 · dodano: 26.08.2016 | Komentarze 8
Mocny południowo-wschodni wiatr nie odpuszcza, więc i ja nie odpuszczam tego kierunku. Chcąc nie chcąc (a bardziej nie chcąc, czemu - może wyjaśni się za chwilę) zebrałem się w sobie dość wcześnie rano, bo w robocie dziś musiałem pojawić się nieco szybciej niż zazwyczaj, i zacząłem pokonywać miejskie przeszkody, których objechać po prostu nie mam jak.
Po przekroczeniu Warty znalazłem się na Starołęckiej. Jestem chyba najbardziej znanym apologetą tej ulicy w internetach :) Jakoś, wolno bo wolno, ale zawsze, udało mi się ją pokonać, ale chcąc sfotografować specyficzną nalepkę ostrzegawczą na tyle betoniarki, dedykowaną konkretnie rowerzystom, udało mi się przypadkowo ukazać kwintesencję rozkoszy jazdy po tej części Poznania.
Wklejam, jakby ktoś twierdził, że moje marudzenie to wymysły :)
Potem było już na szczęście lepiej, dotarłem spokojnie do Czapur, następnie pokręciłem stałą trasą na Wiórek, Rogalinek, skręciłem na Rogalin, dotarłem do Radzewic, tam zawróciłem na pięcie i pomknąłem przez Mosinę, Puszczykowo i Luboń. "Pomknąłem" jest tu sporym nadużyciem, bo na dobrych kilka momentów zakwitłem w korku na "wyremontowanym" przejeździe kolejowym w Mosinie, który po remoncie przypomina źle zaorane kartoflisko.
Mam takie zboczenie, że zerkam sobie bezczelnie ludziom na rejestracje. Dziś zrobiłem to wyjątkowo szczegółowo w przypadku troglokierowcy, który tak mnie sprawnie wyprzedził w Rogalinie osobówką z dwoma (!) przyczepkami, na których znajdowały się łodzie, że gdybym mocniej mrugnął to pewnie mógłbym zacząć sterować nimi lewą rzęsą. Rejestracja - "DBL" (Bolesławiec), dobrze mi znana, bo w Jeleniej Górze jest ona czymś porównywalnym z podpoznańskim "PZ". Tylko skrót bardziej adekwatny, bo kojarzy się jedynie i słusznie z debilizmem :) A wracając, dokładnie na tej samej wysokości, tylko że po drugiej stronie, na gazetę obok mnie śmignęło "EBE", która ma tę przewagę, że kojarzy się nie tylko źle z paskudnym Bełchatowem (byłem kilka razy), ale też dobrze - z piwem :)
Jako próbę zachowania honoru puszkarzy trzeba odnotować miłe zachowania kierowcy we wspomnianym mosińskim korku, który zjechał mi jako jedyny na lewo, żebym mógł przejechać. Brawo, 1:2 to zawsze lepiej niż 0:20 :) Niestety byłem w takim szoku, że tylko podziękowałem, a nie odnotowałem blach.
- DST 52.15km
- Czas 01:46
- VAVG 29.52km/h
- VMAX 51.70km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 224m
- Sprzęt Ventyl
- Aktywność Jazda na rowerze
Znalezione - nie ukradzione :)
Czwartek, 25 sierpnia 2016 · dodano: 25.08.2016 | Komentarze 7
Wiatr zmienił dziś kierunek na wschodni, do tego przybrał na sile i skierował me zgrabne odnóża najpierw na uroczą jak zwykle ulicę Starołęcką, gdzie się podenerwowałem tym, co zawsze. Jak już się wydostałem poza miasto to walczyłem już jedynie z podmuchami, natomiast cała reszta już gnoiła mniej.
Minąłem Krzesiny, Jaryszki, okolice Koninka, Gądki, Robakowo, Dachową...
Wrrróć.
To Robakowo. Jadąc zdezelowaną trasą nagle zauważyłem na asfalcie coś, co tym razem wyjątkowo nie przypominało rozjechanego kota, jeża, ani nawet borsuka, których to pozostałości widziałem kilka kilosów wcześniej. Początkowo nawet chciałem olać temat i pojechać dalej, ale coś mnie tknęło i się cofnąłem. Podniosłem, wyjąłem toto z czarnej kabury i zobaczyłem następujące ustrojstwo, zadziwiająco ciężkie:
Na czym bo na czym, na telefonach trochę się znam, ale takiej Motoroli w rękach jeszcze nie miałem. W ostrym słońcu trochę mi zajęło znalezienie włącznika i odblokowanie, myślałem początkowo, że jest całkowicie wyładowana, ale nie. Gdy zobaczyłem wyświetlacz i przeczytałem dane zamówienia, zerknąłem jeszcze dla pewności na górę, zauważyłem czytnik kodów - byłem w domu. To nie smartfon, a sprzęt kurierski (w domu wygooglowałem - model MC55, na alledrogo używany wart około 2,5 kafla). Gdyby była to "słuchawka" to po prostu zadzwoniłbym na jakiś numer, który wydawałby mi się kontaktowy i poinformował, gdzie można odebrać zgubę, w tym przypadku jednak postanowiłem zrobić inaczej - jako że znajdowałem się koło pewnych zakładów, gdzie przyuważyłem dyżurkę, postanowiłem tam zostawić znalezisko. Tym samym - dzięki przypadkowi - znalazłem się na chwilę w miejscu, w którym bym się nie spodziewał, czyli... rzeźni. Owym zakładem był bowiem Sokołów, przekroczyłem jego granicę praktycznie tylko jedną nogą, ale zrobiłem to z mentalnym obrzydzeniem.
Okazało się, że starszy ochroniarz od razu skojarzył w czym rzecz, że prawdopodobnie to jeden z ich kurierów, który niedawno wyjeżdżał. Czy to prawda czy nie nie miałem zamiaru weryfikować, bo i tak znaleźnego się nie spodziewałem, ale pan był na tyle wiarygodny i dziękował za to, że się pojawiłem, że zostawiłem ustrojstwo u niego. Kurier miał szczęście, bo jakby ta Motorola poleżałaby tam jeszcze kilka minut to na 99% zostałaby zmiażdżona przez jeżdżące tam w ilościach hurtowych tiry. A tak to może sobie zapamięta sprawę (raczej na pewno) i jeśli był do tej pory jednym z "klasycznych" przedstawicieli tej branży (oj, mógłbym powieść napisać o ich sposobie jazdy) to może teraz będzie bardziej uważał na rowerzystów. No chyba że robił to już wcześniej - zostało mu to wynagrodzone :)
Po spełnieniu misji pokręciłem dalej przez Szczodrzykowo, Krzyżowniki, Tulce, znów Jaryszki i Krzesiny oraz oczywiście Starołęcką.
Nad Wartą jeszcze upolowałem widok, który zawsze mnie cieszy - odżywający ruch wodny na rzece.
Przez całe to kręcenie się w sprawie czytnika straciłem średnią, ale cóż, bywa. Za to mogę "pochwalić" się powiedzeniem: znalezione - nie kradzione, bo zwrócone.
- DST 60.65km
- Czas 02:02
- VAVG 29.83km/h
- VMAX 53.20km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 263m
- Sprzęt Ventyl
- Aktywność Jazda na rowerze
Misiu imposybilny :)
Środa, 24 sierpnia 2016 · dodano: 24.08.2016 | Komentarze 5
Od kilku lat mam ambicję odnalezienia jakiegokolwiek wariantu drogi z południa na północ Poznania, który pozwoliłby mi po pierwsze na choć w przybliżeniu płynny przejazd, a po drugie na niezanieczyszczanie przestrzeni publicznej słowami powszechnie uznawanymi za nieprzystające kulturalnemu rowerzyście. Jakby takowy akurat mnie gdziekolwiek mijał :)
Niestety - poddaję się. Jest to mission impossible, rzecz niewykonalna, nawet w wakacje, Dziś, wybierając wersję przez Górczyn, Bułgarską, Polską i Wawrzyńca, skąd już klasyczną trasą przez Golęcin wyjechałem na Koszalińską, jak zwykle stałem na światłach, w korkach, kretyńskich wysepkach pomiędzy przejazdami i w tysiącu innych upierdliwych elementach miejskiego życia. No nie ma mocnych.
Udało mi się odżyć dopiero za Strzeszynkiem, bo droga na Rokietnicę przez Kiekrz i Starzyny to aktualnie miodzio. Potem, po skręcie na Napachanie, Rogierówko i ponownie Kiekrz, też szło (jechało) nieźle, aż do granic trójkąta Baranowo-Przeźmierowo-Poznań, które jak zwykle było miksem cieniutkiej infrastruktury z cieniutkimi umiejętnościami kierowców, przez co stałem tam, gdzie powinienem jechać. Na finisz wybrałem sobie więc lekkie wydłużenie trasy kawałkiem na Wysogotowo, Skórzewo i Plewiska. Wyszło przez to dziesięć kilometrów więcej, ale na to się w końcu obrażać nie mam zamiaru, bo nadbudowa rzecz ważna :) Niestety nie udało mi się odrobić średniej. Cóż, samobójstwa z tego powodu dziś wyjątkowo nie popełnię. Za to znów poszło kilka fajnych podjazdów.
- DST 62.10km
- Czas 02:04
- VAVG 30.05km/h
- VMAX 60.20km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 267m
- Sprzęt Ventyl
- Aktywność Jazda na rowerze
Plaskogórze
Wtorek, 23 sierpnia 2016 · dodano: 23.08.2016 | Komentarze 9
Wyspałem się, pojeździłem, podjadłem. Dzień uznaję za udany, tym bardziej, że dziś do roboty tylko na chwilę :)
Wykręciłem klasycznego "kondomika" z nieklasycznymi wariacjami, głównie dlatego, że mi się podjazdów zachciało. Najpierw więc pokręciłem się trochę po Plewiskach, w których górek nie ma żadnych, ale za to była okazja dobić kilka kilosów. W Rosnowie zaliczyłem coś na kształt hopki, potem przez Stęszew oraz Dymaczewo było płasko i w dół,a wyżyć się w mogłem dopiero na Osowej Górze. Podjazd dupy nie urwał, zjazd również, bo ledwo sześć dych przekroczyłem (uuuuu....), więc podjechałem sobie jeszcze pod Stare Puszyczkowo, a potem jeszcze Wiry drogą z Łęczycy.
Mikre te nasze górki, więc wyszło skromnie. Ale każdy milimetr w górę to mała cegiełka do personalnej podjazdowej historii. Że tak kiczowato zapseudofilizofuję :)
- DST 52.60km
- Czas 01:45
- VAVG 30.06km/h
- VMAX 52.70km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 66m
- Sprzęt Ventyl
- Aktywność Jazda na rowerze
O Panu Misjonarzu
Poniedziałek, 22 sierpnia 2016 · dodano: 22.08.2016 | Komentarze 18
Wczoraj, po raz
pierwszy w tym miesiącu, zatrzymał mnie w domu deszcz, a w sumie
solidna ulewa. I tak dzionek miałem pracujący, więc nie czekało
mnie tęskne wyglądanie za okno z nadzieją, że przejdzie, tylko
pochomikowałem sobie godzinkę przez pracą (33 km, średnia 32,4
km/h – jak zwykle informuję o tym jedynie w celach
statystycznych).
W sumie dzień przerwy
to nie tragedia, a dziś miałem jeszcze większy smaczek na jazdę.
Tym bardziej, że nie padało, był fajny chłodek, tylko – zagadka
co? - no oczywiście wiaterek irytował :) Wykonałem jedną z
zachodnich wariacji, czyli trasę z Dębca przez Plewiska, Skórzewo,
Wysogotowo, Sierosław, Więckowice, Dopiewo, Palędzie i znów
Plewiska do domu. Bez przygód, a nawet bez widocznych na mojej
drodze debili w czterokołowych puszkach.
A propos debili :) Mam
zaległą historyjkę z ostatniej soboty, kiedy to wracałem sobie
wieczorkiem z roboty, kręcąc radośnie na miejskim rowerku. Pod
koniec trasy, gdy wspinałem się na dość stromą ulicę Świętego
Szczepana na Dębcu, dogoniłem kolesia w pełnym „pro”
rynsztunku na mtb. I tu zaczęło się robić ciekawie, bo w
momencie, gdy zamierzałem go wyprzedzić, a on to zauważył to
nagle… zaczął zajeżdżać mi drogę! Ja w lewo, on w lewo,
próbuję z prawej, on z prawej… niemal jak na finiszu TdF :)
- Koleś, o co ci
chodzi? - ja do niego, gdy wyszedłem po sekundzie z wstępnego
szoku.
- Czy masz światła??? Czy masz światła??? - usłyszałem wyszczekane kompulsywne pytania.
- Jak widzisz nie
mam, bo jak może zauważyłeś jadę rowerem miejskim, gdzie to,
że dynamo mi nie działa okazało się już po ruszeniu i po
wypożyczeniu (oczywiście nie wypowiedziałem tego jednym haustem, bo miałem przerwy na manewrowanie kierownicą. I tu przypis – przy rowerze stojącym na stacji nie da
się zweryfikować czy lampki działają, a do tego ostatnio sam taką
usterkę zgłosiłem przez aplikację mobilną).
- Stwarzasz
zagrożenie!!!! Stwarzasz zagrożenie!!!! (Szczegół, że 99%
dotychczasowej drogi pokonałem DDR-kami, a w tym momencie na pustej
osiedlowej uliczce byliśmy sami).
- Jedyne zagrożenie
jakie tu widzę to ty… - powiedziałem i w końcu udało mi się
zmylić czujność naszego asa i go wyprzedziłem, a mając już za sobą
postanowiłem jeszcze wywnioskować o co w ogóle kaman. Ożywiona
dyskusja nie przyniosła szerszych wniosków, a błądzący gdzieś w nieokreślonej w
przestrzeni wzrok mojego interlokutora wskazywał na pewne braki w
zasobach wewnątrzmózgowych. Dowiedziałem się przez te
kilkadziesiąt sekund, że zapewne zginę, że pewnie jestem
niedzielnym rowerzystą, że nie znam przepisów. Hehe :) Gdy już
nie miałem siły i pogratulowałem mu lepszego samopoczucia z powodu
wylania swoich frustracji na kimś innym, usłyszałem coś o
konieczności zgłaszania takich rzeczy na policję. Moim ostatnim
zdaniem było:
- To zgłaszaj. Przy
okazji nie zapomnij się upomnieć o mandat dla siebie za jazdę po asfalcie, a
nie drodze pieszo-rowerowej przy Szczepana, skoroś taki przepisowy.
Riposty nie
usłyszałem (tego czy w ogóle była i czy zrozumiał moją propozycję nie wiem), więc spokojnie pomachałem na odchodne Panu Misjonarzowi, życząc
szerokiej drogi i zwróciłem pojazd na dębieckiej stacji PRM.
Koleś nieźle
podniósł mi ciśnienie na koniec męczącego dnia. Oczywiście,
abstrahując od formy konwersacji, zgadzam się, że każdy pojazd
jadący po zmroku powinien być oświetlony i przy swoich sprzętach
włączam czasem led-y nawet w dzień. Na miejskich jednak jest to
loteria, zwrot w miejscu wypożyczenia nie jest intuicyjny i prosty,
dlatego zawsze gdy zdarza mi się z nich korzystać i nie świecę
niczym choinka to karnie kręcę po DDR-kach, chyba że jak w tym
przypadku jakaś boczna ulica jest całkowicie pusta.
Ale coś mi się wydaje, że Misjonarz chyba coś innego chciał odreagować. Być wyprzedzonym przez "amatora" na miejskim czołgu, do tego jadąc pod górę, samemu kręcąc wypasionym mtb, w stroju i kasku... No słabo. Ja bym się wkurzył :)