Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197863.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2019

Dystans całkowity:1400.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:50:08
Średnia prędkość:27.94 km/h
Maksymalna prędkość:60.60 km/h
Suma podjazdów:5033 m
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:50.03 km i 1h 47m
Więcej statystyk
  • DST 53.25km
  • Czas 01:54
  • VAVG 28.03km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 197m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wpis poniedziałkowy - po "propagacji" (teoretycznie)

Poniedziałek, 18 lutego 2019 · dodano: 18.02.2019 | Komentarze 4

Jak wiemy (a chyba odczuli to wszyscy "uzależnieni"), od wczoraj BS skupiał się na jednej głównej funkcji - niedziałaniu, ale powolutku sytuacja się normalizuje. W sumie nie narzekałem - można było bez wyrzutów sumienia obejrzeć film, poczytać książkę i takie tam, bez bikestatsowego czasozabijacza :)

Dzisiejsza jazda miała z wczorajszą jeden punkt wspólny - wmordewind, znów niezbyt silny, ale jeszcze bardziej upierdliwy niż wczoraj. Wiało z zachodu, wschodu, północy i południa - wszystko naraz! To, plus fakt, iż wyruszyłem przy pięciu, a nie dziesięciu stopniach, bez śniadania, przez zakorkowane miasto, dobiło średnią, która upadła na pysk o dwa kilosy. Paskudztwo!

Trasa to "muminek": dom - Lasek Dębiński - Starołęka - Krzesiny - Jaryszki - Koninko - Szczytniki - Sypniewo - Głuszyna - Babki - Czapury - Wiórek - Rogalinek - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Na Dębince jeszcze zalegały mgły, całkiem malownicze.

Jednak - jak zwykle - wygrywali kierowcy.

Choć i piesi trzymali poziom Tak, to po lewej to część rowerowa :)

Relive TUTAJ. A BS niech już się znormalizuje, bo aktualnie piszę w edytorze jak z lat 90. :)

EDIT: jeszcze dwie fotki z Lasku Dębińskiego:




  • DST 53.55km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.03km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wpis niedzielny - przed "propagacją" :)

Niedziela, 17 lutego 2019 · dodano: 18.02.2019 | Komentarze 8

Wczoraj wieczorem nadrabialiśmy zaległości towarzyskie, a że jak zwykle opcja ”długo nie będziemy siedzieć” okazała się założeniem nierealnym, to powrót nastąpił długo po zmianie daty w kalendarzu, więc dzisiejsze rowerowanie siłą rzeczy musiało nastąpić ”ciut” później, ze względów wiadomych :)

Gdy już byłem w pełni sił, czyli po kawce, herbatce i śniadaniu, a także gdy nie było obaw o poziom tego, co jest w matematyce wyrażane ”jednym ze sposobów zapisu bezwymiarowego stosunku dwóch wielkości, w którym dana liczba wyrażona jest jako ułamek o mianowniku 100 i odpowiada setnej części danej wielkości” (dzięki, Wikipedio!) w organizmie, ruszyłem. Było samo południe, pogoda wręcz idealna, zresztą jakby kopia tego, co dzień wcześniej. Było jednak małe ”ale”, o którym później.

Trasę wykonałem w wersji ”na zachodzie bez zmian”, jednak dziś odwrotnie niż zazwyczaj: z Poznania przez Plewiska, serwisówki, Dąbrówkę, Palędzie, Dopiewiec, Dopiewo, Trzcielin, Konarzewo, Chomęcice, Szreniawę, Komorniki, Wiry i Luboń do domu.

Wspomnianym ”ale” był oczywiście wiatr. Niby słabiutki, niby niepozorny, niby dyrdymałka :), lecz w praktyce upierdliwy jak nigdy, wrrróććć, jak zawsze :) Gdy jechałem na zachód i mijałem rowerzystów jadących na wschód (a sporo ich było), dziwiłem się, czemu tak wyraźnie się męczą, jeśli to ja się męczę. A pod sam koniec, gdy w Luboniu dogoniłem dwóch kolarzy, z którymi zatrzymaliśmy się na chwilę na światłach, zapytałem, czy im też wiało cały czas w twarz. Odpowiedź była szybka i konkretna: no non stop!

Mimo to jechało się super. Wyciśnięcie tej – całkiem normalnej latem – średniej, kosztowało mnie trochę sił, ale bawiłem się setnie.

Kiedy ten wpis dodam? Nie mam pojęcia, bo propagacja DNS (cokolwiek to oznacza) trwa, ale dzięki Wordowi (a w sumie to jego odpowiednikowi od Libre Office) uznaję, że zgodnie ze swoimi zasadami powstał w terminie :)

Relive... Hmm. Będzie, ale... aktualnie - cóż za zaskoczenie - majstrują przy serwerach... :)

O, jest!


  • DST 55.10km
  • Czas 01:50
  • VAVG 30.05km/h
  • VMAX 60.60km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 266m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sezon rozpoczęty...

Sobota, 16 lutego 2019 · dodano: 16.02.2019 | Komentarze 5

...że tak delikatnie zapodam ironię w tytule :)

W końcu przyszła ta wiosna zimą. Życzę jej wszystkiego najlepszego oraz - przede wszystkim - długiego życia :)

Co prawda gdy ruszałem, było coś koło trzech stopni na termometrze, ale już przed metą wskaźnik przy drodze pokazał aż dziewięć. Na plusie! W sumie już zaczynało mi być za gorąco :) Jeśli dołożymy do powyższego błękitne niebo oraz niespecjalnie mocny (choć jak zwykle zmienny, grr) wiatr, ciężko uwierzyć, że to jednak luty.

Z trasą nie kombinowałem i wleciało po prostu "kondominium": Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Dymaczewo - Łódź - Stęszew - Szreniawa - Komorniki - Poznań. Na dłuższy wypad czasu nie miałem, a szkoda.

Przygód za wiele nie było, bo o tym na przykład, że w Mosinie korki były koszmarne, a jakiś luboński dziadek w Tico (no bo w czym?) chciał mnie zamienić w paćkę podczas wyjazdu z podporządkowanej, raczej nie ma sensu za wiele pisać, bo po co robić aferę ze zwykłej codzienności? :) Aha, z małych korekt - wleciałem sobie na Osową Górę, dzięki czemu dzisiejszy fałmaks jest całkiem sympatyczny.

Pod koniec chciałem ogarnąć rower pod myjką, ale znów musiałem się poddać z powodu kolejki sięgającej prawie samej stacji - mam wrażenie, że wizyty w tym miejscu to dla Polaków jakiś zimowy i jesienny substytut grilla: na chwilę zrobi się ciepło i słonecznie, a od razu rodacy tłumnie i niespiesznie oddają się celebracji jednego czy drugiego :)

Wczoraj napisałem, że spodziewam się na drogach wielu osobników i osobniczek, którzy czując zew rowerowej krwi ruszą  na trasy kompletnie nieprzygotowanymi dwukołowcami, a tymczasem to ja przeoczyłem moment, gdy łańcuch wysechł i może jeszcze nim nie ćwierkałem, ale czuć było, że nie do końca czuje się on komfortowo. Jestę sezonowcę? :)


  • DST 53.20km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.50km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 160m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Balo-ni(c)k

Piątek, 15 lutego 2019 · dodano: 15.02.2019 | Komentarze 7

Trąbiono wszem i wobec ostatnio, że od piątku nastąpi jakiś pogodowy szał, a tymczasem... iiiiii tam. Balonik okazał się dość sflaczały.

Fakt faktem - z musu ruszałem dość wcześnie, bo w okolicach wpół do dziewiątej, więc dzionek praktycznie jeszcze się nie rozkręcił. No ale zero stopni na starcie, a trzy na mecie, jakoś tyłka nie rwały. Do tego niby początkowo było całkiem słonecznie, ale gdzieś w połowie pojawiła się mgła, która towarzyszyła mi aż do końca. No i wiatr, dostosowany pod klienta (zakładu psychiatrycznego) - wczoraj miał być północno-zachodni, a był z południa, dziś za to, gdy nastawiłem się na południowo-zachodni (dziękuję ponownie pogodynkom), wiał tak, jak miał wiać dzień wcześniej. W wyniku tego bawiłem się z nim w super fajną zabawę, która polega na tym, że on mi w ryj, a ja - niczym bity pies - mogę jedynie podkulić oponę :)

Trasa to zachodnia wariacja: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Dąbrówka - serwisówki - Plewiska - Poznań. Relive TUTAJ.


W samo południe czekała mnie jeszcze misja negocjacyjna w sprawie Teściowej (nie ma to jak z musu zdobywać nowe umiejętności okołoprawne), a po jej zakończeniu Kropa dostała to, co jej należne. Dębina i okolice Warty o wiele lepiej prezentują się bez tego leżącego wszędzie białego gów... to znaczy puszku.

Pogodowa nadzieja w jutrze. Już oczyma wyobraźni widzę te tłumy z ćwierkającymi łańcuchami i nagłymi defektami, które zapewne zobaczę po drodze :)


  • DST 54.10km
  • Czas 01:57
  • VAVG 27.74km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 228m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ślimaczo oraz śledczo

Czwartek, 14 lutego 2019 · dodano: 14.02.2019 | Komentarze 9

Gdy ruszałem dziś rano, wydawało się, że dzień do jazdy jest idealny – co prawda na drogach leżało wiele syfu, a po nocnych opadach asfalty jeszcze nie obeschły, jednak wiatr się uspokoił, a i temperatura była całkiem sympatyczna.

Jak się okazało, to, co się wydaje, a to, co można, to dwie przeciwstawne rzeczy. Najpierw na Góreckiej zamknął mi się szlaban przed pyskiem, więc zmieniłem delikatnie kurs, dzięki czemu wylądowałem w samym środku korków na Górczynie i Grunwaldzie (szczegół, że było przed dziesiątą, ale przecież kilka godzin wcześniej w Poznaniu pojawił się kataklizm w postaci mżawki, z którym można było poradzić sobie tylko w jeden rodzimy sposób – zabezpieczyć się przez ruszenie samochodem w miasto), a następnie spotkałem ich klony na Jeżycach. Dopiero gdzieś na jedenastym kilometrze lekko odżyłem, kręcąc z Golęcina dalej Koszalińską.

Tam klasyczne ujęcie, pokazujące, jak to rowerzystom jest dobrze na DDR-kach…

...a potem przez Strzeszyn, Kiekrz, Rogierówko, Kobylniki do SS-ki (Sady-Swadzim)…

...do Lusowa, Zakrzewa, kawałek serwisówkami do Plewisk, gdzie czekała mnie taka oto niespodzianka (chyba bez ofiar, po służby na luzie, jednak ciężko logicznie odpowiedzieć na pytanie: co tu się stało?).

W Poznaniu pojawiłem się zmęczony jak nigdy, bo mimo starań nadrobienia pokorkowej średniej, nie byłem w stanie tego zrobić. Podkreślam tu słowo ”stanie”, bo jest idealne w temacie dzisiejszego wypadu, z którego Relive znaleźć można TUTAJ.

Przy okazji udało mi się wykonać eksperyment – przez całą długość Przybyszewskiego jechałem za radiowozem, obserwując, czy w jakikolwiek sposób zareagują na fakt, że olewam abstrakcyjną śmieszkę ciągnącą się przez środek ulicy. Nie zareagowali, za co w tym miejscu składam im wielkie dzięki – taką policję nawet da się lubić :) Numery zamazałem, żeby nie mieli problemu za to, że... nie robili problemów :)

A to jeszcze nie koniec tematu tej służby. Po południu byłem na… przesłuchaniu w sprawie mojego telefonu, opisywanej TU i TU. Ku mojemu niezmiernemu zdziwieniu wszczęto bowiem śledztwo, o czym dowiedziałem się z oficjalnego pisma do mnie wysłanego. Oczywiście po jego otrzymaniu zadzwoniłem do policjanta prowadzącego sprawę z informacją, że temat jest nieaktualny, ale poprosił mnie o pisemne potwierdzenie, że mogą z czystym sumieniem sprawę zakończyć. Tym samym dostałem dziś przepustkę (idealnie w miesięcznice całej akcji!) do pewnego gmaszyska, tam – podziwiając, że można pracować w warunkach niewiele lepszych niż za PRL-u – w sympatycznej atmosferze wyjaśniłem zawiłości mojego śledztwa, a także dowiedziałem się, iż dziadek raczej i tak by wpadł, gdyby mi nie zwrócił smartfona (wysłany śledczy podobno się bardzo ucieszył, że ma sporo roboty mniej). Wniosek – warto walczyć o swoje po swojemu, ale także nie ma co od razu wieszać psów (ekhm, dosłownie) na przynajmniej części policjantów :)

Aha, jeśli komuś skradziono rower Krossa, level cośtam, to widziałem, że jakiś egzemplarz czeka na właściciela. Z braku miejsca – upchany na szafie :)


  • DST 30.70km
  • Czas 01:13
  • VAVG 25.23km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 110m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

W poszukiwaniu zaginionego licznika, czyli glut zaangażowany

Środa, 13 lutego 2019 · dodano: 13.02.2019 | Komentarze 9

Dalszy ciąg pogody paskudnej. Wiatr (ale już na szczęście o wiele słabszy niż wczoraj), chmury, no i deszcz, co prawda nie jakieś wielkie ulewy, ale i tak siąpiło przez około 99,99999% czasu jazdy. Wszystko to spowodowało, że przed pracą udało mi się wykręcić jedynie (którego to już w tym roku?) gluta.

Trasa to klasyczna zachodnia męczarnia: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Komorniki - Plewiska - Poznań. Prócz tego, że zmokłem, nie za bardzo by było o czym pisać, ale u mnie wyjazd bez wypadków losowych to nie wyjazd :)

Tym razem bohaterem stał się licznik, jeden z wielu marki Sigma, które miałem w życiu, a na które najczęściej narzekałem (jednak realnej alternatywy wciąż brak). Ten mój aktualny w crossie jest niby wodoszczelny (i tak chyba faktycznie jest), ale za to koszyczek (czy jak to się nazywa) już nie, więc dzisiaj co jakiś czas musiałem go wypinać, przecierać i znów montować. I w pewnym momencie, na Jawornickiej, czyli kilometr od domu, takowy jak mi wyskoczył z ręki, tak zniknął na horyzoncie. Nie uśmiechało mi się kupować nowego, więc mimo że się spieszyłem, zatrzymałem pojazd i rozpocząłem poszukiwania. Łaziłem w tę i z powrotem, przetrząsnąłem pobocze, chodnik i trawnik, a nawet zajrzałem do kratki ściekowej - nic. Już miałem się poddać, ale akurat szedł jakiś chłopak i zapytał czego szukam. Zaczął się też rozglądać i nagle usłyszałem "o, a co to?". Jak się okazało - licznik jakoś zagiął czasoprzestrzeń i w magiczny sposób poleciał w zupełnie innym kierunku niż mi się wydawało. Podziękowałem gorąco "pomocnikowi" - po raz kolejny się okazało, że co cztery oczy to nie dwa :)

Jako obowiązkowa codzienna fota: znów katowana od kilku tygodni śmieszka w Komornikach. Dziś kolejny jej element, czyli intuicyjny, wyprofilowany wjazd, jakby stworzony dla tych, którzy za bardzo lubią swoje opony :)

Relive TUTAJ.

Jutro - mam nadzieję - w końcu pogoda się unormuje.


  • DST 52.25km
  • Czas 01:56
  • VAVG 27.03km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 126m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wia3sko!!!

Wtorek, 12 lutego 2019 · dodano: 12.02.2019 | Komentarze 3

Z wczorajszych prognoz (czytaj: obaw) sprawdziła się część. Co oznacza, że mogło być gorzej.

Z pozytywów: jednak w nocy i nad ranem nie padał ani deszcz, ani śnieg.

Koniec pozytywów.

A co do reszty: było zimno, choć nie mroźnie, ale to pikuś malutki. Najgorszy dziś był ten koszmarny, ultramocny, rzeźniczy, zabierający wszystkie siły, zatrzymujący w miejscu niczym podczas przedzierania się przez ścianę, wiatr. Wietrzysko. Huragan. Istny szatan. Diabeł wcielony. I choć ostatnie dwa inwektywy generalnie odbieram całkiem pozytywne, to dla tego gnoja robię wyjątek. 

Generalnie połowa trasy, czyli odcinek: Poznań - Plewiska - serwisówki - Zakrzewo - Sierosław - Więckowice, to orka, która skończyła się astronomiczną średnią na poziomie 23,5 km/h. I to było naprawdę wszystko, co udało się w tych warunkach wyciągnąć, bo momenty podmuchów na poziomie 30 km/h oznaczały, że wiatr się zmęczył i dał mi chwilę wytchnienia. Do tego korki na Kopaninie oraz przed Plewiskami pozwoliły mi na doskonalenie jazdy slalomem. Jedyne wytchnienie stanowiły zalesione fragmenty, których co prawda nie było dużo, ale jak już się znalazły, przypomniały, iż można nie walczyć, a po prostu jechać.

Powrót, czyli kawałek przez Fiałkowo, Dopiewo, Dopiewiec, Palędzie, Gołuski i Plewiska do domu, to już inna bajka, zdecydowanie bardziej sympatyczna, ale też bez cudów - pozwoliła jedynie na minimalizację strat :)

Aha, plusem było jeszcze - jak zwykle podczas wyjazdów, podczas których sukcesem jest już samo utrzymanie się w pionie - piękne niebo z miliardami chmur po nim przemykających. Poniżej próbka, reszta na Relive.



  • DST 32.10km
  • Czas 01:17
  • VAVG 25.01km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 85m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut hamulcowy

Poniedziałek, 11 lutego 2019 · dodano: 11.02.2019 | Komentarze 8

Coś za sucho było ostatnimi dniami. Dziś to pogodowe niedopatrzenie zostało - niestety - przyuważone przez tę złośliwą istotę (lub istoty), która zajmuje się planowaniem czasu wolnego. A w sumie nie do końca wolnego, tylko tego, który człowiek sobie wygospodaruje przed pracą. W każdym razie deszcz wrócił.

Początkowo, koło ósmej rano, sądziłem, że padać przestało. Szybko się ubrałem, ogarnąłem crossa, by po chwili zakląć siarczyście pod nosem coś w stylu "ojoj, motyla noga, kurczę no!", bo znów zaczęło lać. Postanowiłem więc z musu zabrać się za lekki serwis, czyli wymianę przednich klocków, dzięki czemu rower zyskał znów dawno niepraktykowaną możliwość zatrzymania się w razie potrzeby bez niszczenia butów :)

Finalnie wyjechałem, ale jedynie na gluta - na tyle mi starczyło czasu przed pracą. A w sumie i chęci, bo nie dość, że wiało koszmarnie, to jeszcze znów lunęło, na szczęście gdzieś na dziesiątym kilometrze przestało.

Trasowo wyszła beznoga mrówa: Poznań - Plewiska - Skórzewo - serwisówki przy S11 - Plewiska - Poznań.

Gdy za Plewiskami udało mi się pokonać przejazd kolejowy bez czekania na rogatkach, a wręcz poszło to dalej - szlaban się zaczął zamykać sekundę po tym, jak pod nim przejechałem (!), byłem w takim szoku, że aż musiałem się zatrzymać :) Przy okazji zrobiłem zdjęcie, żeby wpis nie był łysy.

Uwielbiam tę alejkę, którą Poznań zachował dla siebie, mimo że położona jest między dwoma wioskami. Niech te drzewa stoją tu jak najdłużej.

Jak zwykle podczas bytności w Skórzewie nie mogłem sobie odmówić obfocenia tamtejszego abstraktu na śmieszce, budowanej w całej długości jednym rzutem.

W nocy ma być lekki przymrozek, śnieg z deszczem, a a jutro urywać łby ma jeszcze bardziej niż dziś. Aż chce się żyć! :)


  • DST 54.70km
  • Czas 01:55
  • VAVG 28.54km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 187m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Elegancko

Niedziela, 10 lutego 2019 · dodano: 10.02.2019 | Komentarze 6

Plany na dzisiejszy wolny dzionek miały być o wiele bardziej ambitne. Czyli spanie gdzieś do dziesiątej :) Ale jakoś tak wyszło, że obudziłem się w środku nocy, czyli koło ósmej, a ruszyłem niemal zaraz po uzupełnieniu ilości kofeiny w oragnizmie, czyli po dziewiątej. Pewnie zadziałała podświadomość, bo prognozy mówiły o opadach w granicy południa, co - uprzedzę fakty - się nie sprawdziło.

Za to - jak zwykle - sprawdził się wiatr. Niestety. Dmuchał mocno raz z lewa, raz z prawa, raz z dołu, generalnie mało kiedy w plecy (choć były i takie momenty). Nie kombinowałem więc z trasą, tylko postanowiłem wykonać glizdę w tę i z powrotem - przez Luboń, Łęczycę, Puszczykowo, Mosinę oraz Żabno do Żabinka, ale między tymi dwoma ostatnimi wioskami nastąpiła korekta i objazd przez Baranowo oraz Sowiniec. Powód banalny - radiowóz stojący koło chodnika przemianowanego na drogę pieszo-rowerową. Akurat w wersji na południe źle oznaczony, więc minąłem go bez stresu, ale w drodze powrotnej wolałem nie ryzykować, bo znaki już były.

Zaliczyłem oczywiście moją ulubioną hopkę przed Sulejewem - małą, bo małą, ale rozpędzić się można.

A kilka kilometrów wcześniej skorzystałem z błotnej koleiny, żeby wykonać podobną fotę. Skoro taka tu wyrosła, żal było nie skorzystać :)

Towarzyszyło mi podczas jazdy blade słońce, które niestety nie dawało za wiele ciepła (jednak jak na luty to i tak był upał), tworzące fajny klimat, ale żeby go uchwycić, trzeba by było mieć porządny aparat, a nie telefon.



A w Mosinie odwiedziłem pana Eleganta :)



Trochę go obklejono serduszkami WOŚP-u, co jakoś tam jeszcze AŻ tak nie razi (jednak miasteczko powinno już się zabrać za zdrapywanie), jednak już ten biały obcy na czole jakoś taki mało twarzowy się wydaje. A że już byłem, gdzie byłem, to cyknąłem przy okazji jeszcze synagogę - jeśli trafi tu jakiś antysemita, to w tym sennym dniu ma ode mnie podniesienie ciśnienia gratis :)

Wynik finalny wypadu wyszedł taki sobie, ale w końcu mamy luty i można to mieć gdzieś. Za to ludzi zagubionych przez zakaz handlu w niedzielę mnóstwo - tak rowerowców, jak i spacerowo-biegaczowców. W Łęczycy trzeba było z tego powodu przeszkolić umiejętności w slalomie.

Jutro normalny dzień pracy, do tego pogoda ma się już kompletnie zbiesić. Okaże się w praktyce, czy uda się cokolwiek wykręcić.


  • DST 55.60km
  • Czas 01:59
  • VAVG 28.03km/h
  • VMAX 57.10km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 277m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wietrznie oraz WPN-trznie

Sobota, 9 lutego 2019 · dodano: 09.02.2019 | Komentarze 13

Z porad doświadczonego rowerzysty: czego nie powinno się robić przed wyjazdem? Czyścić roweru. Czemu? Bo to kusi deszcz. Nawet jakby było upierdliwie słonecznie, upalnie, a my będziemy akurat na pustyni, to spadnie :) To podobny schemat jak z myciem okien. Nie inaczej było i dziś – pucowałem szosę, bo już była na maska usyfiona, a gdy w końcu ruszyłem, to po pięciu minutach spadły pierwsze krople. Fakt faktem, po kilku minutach przestało, ale co trafiło znów na osprzęt, to już tam pozostało.

Trasa dzisiejsza to znów "kondominium”, jednak lekko zmodyfikowane i odwrotnie wykonane, czyli: Poznań – Luboń – Komorniki – Szreniawa – Stęszew – Łódź – Dymaczewo – Mosina – Puszczykowo – Łęczyca – Luboń – Poznań.

Tym razem nikt nie chciał ze mnie zrobić marmolady, czy to Polak, czy Ukrainiec, co uznaję za dobry znak. Natomiast wiało mocniej niż wczoraj, co widać po masakrującej średniej.

W ramach psucia powyższej pojawiłem się – po raz pierwszy w tym roku – na Osowej Górze, podjeżdżając Pożegowską. Bez szału z formą :)

W związku z tym – jako że Żona w pracy – zafundowałem sobie jeszcze dziewięciokilometrowy pieszy trening z Kropą po WPN-ie. A warunki miałem wszystkie z możliwych: było sporo lodu, masa błota, troszkę śniegu, ale też… wiosna.

Zaliczyłem między innymi Wiry...
Torami po sam horyzont - granica WPN
Światłeko do błocka - WPN
Pysk pełen wiosny - WPN
...leśne ostępy przy ich granicy...
W kierunku pierwotnego zewu - WPN
Do sedna - WPN
Zabrakło łyżew - WPN
Co tu nie jest normalne? Koleiny :) - WPN
...oraz Puszczykowskie Góry. Fajne są :)
Puszczykowskie Góry - WPN
Kropka - WPN
Przeszkody do nieba - WPN
Udało się nawet doczłapać do Warty.
Warta na chwilę przed zachodem - WPN
Na koniec widok, który może prześladować po nocach. Kropcia :)
Zombie to czy Venom? - w WPN
Relive z rowerowania TUTAJ, a na jutro zapowiadane są deszcze, więc z kręceniem się zobaczy. Zapas aktywności wykonałem dzisiaj, cel na dzionek kolejny - w końcu się wyspać!