Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198654.20 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2019

Dystans całkowity:1400.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:50:08
Średnia prędkość:27.94 km/h
Maksymalna prędkość:60.60 km/h
Suma podjazdów:5033 m
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:50.03 km i 1h 47m
Więcej statystyk
  • DST 53.20km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.50km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 245m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krótko o mordercach

Piątek, 8 lutego 2019 · dodano: 08.02.2019 | Komentarze 10

Gdyby nie silny (ale już naprawdę dający się we znaki) wiatr, to analizując dzisiejsze warunki mógłbym sobie pomyśleć, że mamy coś w okolicach marca. A nie, sorry, przecież wiosną zawsze jest silny wiatr! W takim razie był dziś marzec :)

Drogi mokre po nocnych opadach, temperatura na poziomie plus czterech, lekki smożek - tak właśnie było na zewnątrz. Najfajniejszy był już niemal zerowy poziom białego gów... to znaczy puszku. I niech tak już zostanie.

Trasa to po prostu "kondominium": Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Dymaczewo - Łódź - Stęszew - Szreniawa - Komorniki - Poznań. Prócz momentami dość desperackiej walki z podmuchami, generalnie mało by się działo, na tyle, że jako obowiązkowe zdjęcie postanowiłem zrobić cyknąć średnio atrakcyjny, codziennie mijany motyw na styku Łęczycy i Puszczykowa:

Napis "kierowco, chroń jeża!" niektórym się dwuznacznie kojarzy, ale rozumiejąc dosłownie ten znak - jest tam na co uważać, bo kiedyś placuszków było dość sporo.

Jednak dzień zrobiło mi dwóch morderców kierowców przed Witobelem. Po raz kolejny okazało się, że najważniejszą funkcją w telefonie jest aparat z dobrym autofocusem - dzięki niemu mogę zaprezentować takie oto trzy obrazki, klatka po klatce:



Z premedytacją nie zamazałem tablic rejestracyjnych ani pysków powyższych zwyrodnialców - ani tych z Ukrainy, ani pezeta z Polski. Jeśli jakimś cudem znajdą tu siebie, niech wiedzą, że zagrożenie życia innych nie pozostaje bez konsekwencji. Szczególne brawa dla tego drugiego (tak, tak, on już jest świadomy patrząc na mnie, że będzie w sieci) - podczas wyprzedzania na podwójnej ciągłej nie widział NIC, bo zasłaniał go słowiański ziomek, więc gdyby na moim miejscu znajdował się jakiś samochód, byłoby jeszcze ciekawiej.

Wnioski i puentę pozostawiam Czytelnikom, bo ja mógłbym popłynąć.


  • DST 52.55km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.41km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 195m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Żurawinowo

Czwartek, 7 lutego 2019 · dodano: 07.02.2019 | Komentarze 18

Dzisiejszy wypad rozpocząłem (przed dziewiąta rano) przy minus jednym stopniu, a zakończyłem (jakieś dwie godziny później, z czego dobre dziesięć minut to oczekiwanie na zamkniętych rogatkach w Mosinie) przy prawie czterech. I sam nie wiem, czy to jeszcze zima, czy już wiosna :) A i tak w sumie ów dylemat poległ przy ważniejszym - czemu ten cholerny wiatr znów zaczął mi wiać najpierw w pysk, a potem w pysk?

Mając nadzieję ,że jednak będzie inaczej, wykonałem pętelkę od szubienicy, czyli lekko zaokrąglone w tę i z powrotem: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Sowiniec - Baranowo - Żabno - Żabinko - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.

Dawno nie byłem w tych okolicach, a kojarzyłem, że za Sowińcem są takie fajne leśne tereny, gdzie można schronić się w cieniu... A nie, sorry, zapomniałem, że dupna zmiana zapewnia nam wciąż więcej i więcej słoneczka :/

Lekka przyrodnicza rekompensata nastąpiła przed Żabnem, udało mi się bowiem przyuważyć kilka żurawi. Niestety znajdowały się zbyt daleko, żeby ogarnąć zdjęcie telefonem, wyszła więc pikseloza zamiast ptactwa. W sumie też na "p" :)

Na mojej "ukochanej" łęczyckiej śmieszce piasku tyle, że czułem się jak na plaży, no i ponownie zacząłem rozglądać się za frytkami, bo sól inspiruje. A dziadygę na horyzoncie miałem gratis :)

W sumie fajny, spokojny, wolniutki wypad. Miło, gdyby to ciepełko utrzymało się już na stałe.


  • DST 51.70km
  • Czas 01:48
  • VAVG 28.72km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 159m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sztywniutko :)

Środa, 6 lutego 2019 · dodano: 06.02.2019 | Komentarze 6

Całe dwa stopnie! Na plusie! Co prawda dopiero pod koniec mojego dzisiejszego wypadu, ale tyle właśnie było na termometrze dnia dzisiejszego. Żar tropików normalnie :)

Niestety w samo południe musiałem być w pracy, więc skorzystałem jedynie na poziomie codzienności. Jednak miło było nie martwić się o zamarznięte drogi, lód na zakrętach, śnieg w zębach i takie tam. Jedynie wiatr oczywiście po drodze zmienił kierunek, więc nie poszalałem.

Trasa to zachodni rozjechany kapeć: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań. Gdzieś tam jeszcze po polach leżały zwały i zwałki białego gów... to znaczy puszku, większe lub mniejsze...
Poranne perspektywy
...ale generalnie było suchutko, bezproblemowo i... sztywniutko :) 

Przy okazji tego ostatniego słowa pozdrawiam tych, którym podobał się serial "Ślepnąć od świateł" - trzyma poziom książki, tak aktorsko, jak wizualnie. Tymczasem niedawno skończyłem "kolejnego Żulczyka" - "Wzgórze psów", które też zdecydowanie polecam.

Na znanej miejscówce buźka dziś smutna...

To nie ja (rowerem byłoby ciężko, ale przy wietrze w plecy do zrobienia), a nasza rodzima husaria jak zwykle myli teren zabudowany z co najmniej ekspresówką.


  • DST 52.70km
  • Czas 01:49
  • VAVG 29.01km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 216m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez puenty

Wtorek, 5 lutego 2019 · dodano: 05.02.2019 | Komentarze 6


Mimo śniegu, zalegającego jeszcze gęsto na chodnikach, bocznych uliczkach i częściowo poboczach, jak i minusowej temperaturze na start (minus trzy, chwilę przed zawitaniem do domu już nawet okrągłe zero), wypad dzisiejszy uznaję za całkiem, całkiem sympatyczny. Głównie dlatego, że chwilowo przestało z nieba sypać, padać czy gradzić (gradować?). W końcu!

Wiało - całkiem solidnie - z południa i zachodu, wykonałem więc swoje ulubione "kondominium" w wersji: Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Dymaczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Trzebaw - Szreniawa - Komorniki - Poznań. Bez przygód, bez denerwowania się, spieszenia się, bez napinki. Można? Można!


Tylko pisać nie ma za bardzo o czym, niniejszym kończę ten wpis bez puenty :)

A nie, mam jedno zdziwko - raport z Głogowskiej. "Jakość powietrza dobra". No szok i niedowierzanie!



  • DST 32.50km
  • Czas 01:16
  • VAVG 25.66km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 85m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut paraodwilżowy

Poniedziałek, 4 lutego 2019 · dodano: 04.02.2019 | Komentarze 9

Dobra. Znów się jakimś cudem udało. Co prawda wpadł jedynie glut, ale nie da się ukryć, że lepszy glut w garści niż chomik na... piętrze. 

Ruszyłem (oczywiście crossem) z lekką obawą, czy robię rozsądnie, bo to, co widziałem za oknem, wyglądało mało zachęcająco - główne ulice bowiem były w większości czarne, ale wszystkie boczne albo świeciły na biało, albo szkliły lodem. Jak się okazało - było nieźle, bo temperatura lekko przekroczyła zero, aż żałowałem, że muszę wracać i lecieć do pracy. 

Wykonałem kolejną zachodnią pętelkę, tym razem wymyślaną na poczekaniu: Poznań - Plewiska - Skórzewo - serwisówki przy S11 - Plewiska - Poznań.


Najwięcej zabawy - jak zwykle - było na śmieszkach maści wszelakiej. Kilka nawet zaliczyłem, żeby cyknąć relację dla (czyichś) potomnych, ale oczywiście tylko te, które można było zaliczyć bez używania czekana. W takim Skórzewie na przykład można było sobie śmiało zbudować na jednym z kostkowych koszmarków jaką skromniejszą wersję igloo.

Tam w ogóle jest zawsze ciekawie, bo nawet jak część została odśnieżona, to ta... dla pieszych. Ta rowerowa pozostała bielutka niczym mokre sny jakiegoś rodzimego miłośnika skrajnej prawicy.

Dopiero gdy zniknął chodnik, nie było już wyjścia, trzeba było - chcąc nie chcąc - lekko ułatwić życie miłośnikom dwóch kółek.

Poznań akurat muszę w tym względzie pochwalić - to w sumie miła rzecz raz na jakiś czas napisać coś pozytywnego o swoim fyrtlu :)

Relive TUTAJ.

A od jutra podobno ma być bez opadów. W zamian nadejdzie... mróz. Jak nie urok, to problemy gastryczne.


  • DST 52.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 27.61km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 160m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

PA PA (Planowany Atak Przed Apokalipsą)

Niedziela, 3 lutego 2019 · dodano: 03.02.2019 | Komentarze 18

No dobra, trochę naciągnąłem owo planowanie na potrzeby tytułu, bo jeszcze wczoraj wieczorem, jak i w sumie nad ranem, bliski byłem myślom, iż nie pokręcę w ogóle. Taka to zasługa prognoz pogody. Na szczęście jednak to, co zapowiadane było na wczesne godziny, lekko się opóźniło, a ja ruszając po dziewiątej zdążyłem wykonać cały - jedynie słuszny - dystans. I to szosą.

Różowo jednak nie było. Wciąż miałem w głowie bowiem wspomnianą apokalipsę, czyli nadejście opadów białego gów... to znaczy puszku. I w sumie nawet mi się przez kilkanaście minut takowy trafił, ale wtedy jeszcze rozpływał się na stroju i ramie, nie bardzo przeszkadzając w jeździe. Za to wkurzał północno-zachodni wiatr, dziś już niestety upierdliwy. On, jak i zachowawcza jazda (bo mimo wszystko bywało ślisko), dały mikry dzisiejszy wynik.

Trasa to klejony na żywca miks zachodni, z opcją szybkiej nawrotki w razie "w" (nie było to na szczęście konieczne), czyli: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Komorniki - Głuchowo - Gołuski - Palędzie - Dąbrówka - serwisówki przy S11 - Dąbrowa - Wysogotowo - Zakrzewo - Plewiska - Poznań.

Znów zaliczyłem to coś, co zakwitło jakiś czas temu w Komornikach. Czemu? Nie mam pojęcia. Widocznie mam w sobie podświadomego sadomasochistę :)

A przy serwisówce nie mogłem sobie kolejny raz odmówić foty przy mojej ulubionej uliczce. Oczywiście zasługuje na to nazwą, jedną z lepszych jak na moje.

A gdy już chciałem odjeżdżać, zobaczyłem, że komuś ukradziono tu drzwi do lasu i została tylko klamka :) Na wszelki wypadek nie zabierałem, bo może ktoś jej będzie szukał.

Kilkanaście minut po powrocie zaczęło sypać, zaliczony więc został jeszcze spacer z psem (połowa już w konkretnej śnieżycy) i... tyle zapewne będzie ruchu co najmniej do pojutrza. Bowiem zerkając teraz za okno, gdzie można lepić bałwana, oraz analizując minus na termometrze w nocy, mogę już znów zacząć odkurzać chomika :/


  • DST 52.50km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.44km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 211m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiosna (jednodniowa)

Sobota, 2 lutego 2019 · dodano: 02.02.2019 | Komentarze 14

Jak się miło człowiekowi robi na sercu, gdy pogodynki spektakularnie dają ciała, oczywiście w wersji pozytywnej. Miało być dziś ciepło, owszem, ale jednocześnie deszczowo, a nawet śniegowo-deszczowo. Tymczasem udało mi się przejechać cały dystans o suchej stopie, a nawet tyłku (zamontowany na szybcika błotnik też miał w tym swój udział), czując jednorazowy powiew wiosny. Oj, już tęskno za nią.

Mimo że wiało (niezbyt mocno, muszę przyznać) ze wschodu, to pojechałem na zachód i wykonałem przed pracą moje najukochańsze "kondominium": Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Dymaczewo - Łódź - Stęszew - Szreniawa - Komorniki - Poznań..Bo tak :) 

Zatrzymałem się na chwilę w... górach. Puszczykowskich Górach :)


A że najwyższe wzniesienie tego pomorenowego cosia to zaledwie 117 metrów nad poziomem morza? Oj tam, oj tam :)

Na odcinku "piątki" między Komornikami a Głogowską w Poznaniu znów zostałem dwukrotnie wytrąbiony przez jakichś frustratów - jednego w osobówce, drugiego w wywrotce. Wciąż się nie mogę nadziwić, że nawet zawodowi kierowcy (czyli ten drugi) nie wiedzą, po jakiej klasy drodze się poruszają - to, że autostrada jest pod wiaduktem, na który da się z niej wjechać, nie oznacza, że znajduje się i na nim. Choć - jak widać - dla niektórych nie jest to oczywiste.

Co do paskudnego w teorii pogodowego jutra - niestety wszystko wskazuje na to, że prognozy już się przełożą na rzeczywistość :/ No ale za dziś szacuneczek!

Na koniec podsumowanie stycznia: w ciężkich, naprawdę ciężkich warunkach uciułałem 1217 kilometrów, korzystając z każdej okazji do wyściubienia kół za drzwi. A i tak nie dało się uniknąć 94,5 km na chomiku. Średnia wyszła tragicznie słaba 26,5 km/h. Paskudny to był miesiąc, nie da się ukryć. 


  • DST 52.25km
  • Czas 01:54
  • VAVG 27.50km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 216m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tańcząc w jasnościach

Piątek, 1 lutego 2019 · dodano: 01.02.2019 | Komentarze 10

Dziś - niestety - zwykły dzionek roboczy, nie miałem więc za bardzo pola manewru w temacie godziny wyjazdu. To znaczy wybór owszem był, ale tylko taki: albo ruszam przed dziewiątą, gdy kreseczka na termometrze miała dylemat, czy wskazać na minus cztery czy już na minus trzy, albo nie ruszam wcale. Oczywiście, choć wbrew pozorom decyzja nie była łatwa, wybrałem bramkę numer jeden. Pod koniec nawet pławiłem się w upale, czyli wypasionym zerze.

Tak jak wczoraj, warunki do poruszania się szosą nie były idealne, ale do przeżycia, Wykonałem południowo-wschodniego "szczurka", czyli: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Rogalinek - Rogalin - Świątniki, a za nimi nawrotka przy lesie. wrrrróććć, przy "lesie" bo tu już należy użyć czasu przeszłego.

Powrót wykonałem przez Rogalinek. Wiórek, Czapury, Starołęcką (wrrrr...), Hetmańską i do domu.

Jak zwykle - póki jeszcze istnieje - zatrzymałem się pooglądać Wartę na moście przez Rogalinkiem. Eh, szkoda będzie tego miejsca :/

W tym samym Rogalinku, gdy wchodziłem w zakręt na Sasinowo, taki sympatyczny, bo pod kątem prostym, zostałem zaskoczony przez zamarzniętą kałużę, która specjalnie tam na mnie czekała. Hmmm, a zawsze sądziłem, że nie potrafię tańczyć :) A tu proszę, lewo, prawo, nóżki, rączki i... utrzymałem pion. Ufff :) Fakt faktem, gdyby coś jechało z naprzeciwka, to pisałbym teraz pewnie ze szpitala.

Ciekawie było również na śmieszkach, m.in. na tej, którą już wklejałem przez ostatnie dwa dni, a także w Łęczycy. W tym przypadku wybrałem jednak zwykłą drogę. Przy okazji - ktoś wie, co to za znak, ten z rowerem? Jak na moje - nakaz jazdy. I tego się trzymajmy, żeby nie komplikować :)

A ten biały pasek po lewej to coś oznaczonego znakiem podobnym, ale na niebieskim tle. Na bank to zakaz jazdy na dwóch kółkach - to chyba logiczne? :)

Oczywiście się - jako osoba przede wszystkim szanująca prawo - dostosowałem :) Aha, nikt nie klaksonił - czyżby szło powoli ku dobremu? 

Na średnią lepiej nie patrzeć - priorytetem było przeżycie. No i walka z wiatrem, który się - gnój jeden - nieźle rozkręcił.

Jutro ma przyjść nagłe ocieplenie. Super! A przy okazji... deszcz ze śniegiem. Suuuuper :/ Chomik się już kłania.

Aha, a skoro już jesteśmy przy czworonogach - info dla fanklubu Kropy: dziś to nasze "bydlę" skończyło rok :)