Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197915.40 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2015

Dystans całkowity:1569.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:51:56
Średnia prędkość:30.22 km/h
Maksymalna prędkość:61.70 km/h
Suma podjazdów:4207 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:52.32 km i 1h 43m
Więcej statystyk
  • DST 52.10km
  • Czas 01:42
  • VAVG 30.65km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 92m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pan's not dead

Sobota, 20 czerwca 2015 · dodano: 20.06.2015 | Komentarze 0

Codziennie przejeżdżając przez remonty na Dębcu, które trwać będą co najmniej do końca roku, pokonuję dziesiątki metrów rozwalonych asfaltowych płyt i uskoków, do tego mam na trasie dwa kompletnie zdezelowane przejazdy kolejowe. Zagadka pierwsza: czy zdarzyło mi się na nich złapać gumę? Zagadka druga: czy zdarzyło mi się dziś złapać gumę na ścieżce rowerowej? 

Wiem, zbyt łatwe. Jakbym organizował "Milionerów" to byłbym już bankrutem. Ale pro forma powiem, że odpowiedź na pytanie pierwsze brzmi: NIE, a na drugie: oczywiście, że TAK. Na szczęście pana zakwitła na dwa kilometry przed domem, więc jakoś dotelepałem się na miejsce z półkapciem. A wszystko zdarzyło się na ulicy Ostatniej, na której co prawda jest ddr-ka z asfaltu, całkiem przejezdna, ale za to z momentami ukrawężnikowania. I to właśnie tam dętka odeszła do krainy wiecznych łowów - sprawdziłem, dziura od wewnątrz, ewidentnie spowodowana uderzeniem o felgę.

Ale w sumie jechało mi się dziś całkiem przyzwoicie. Pokręciłem na zachód, przez Plewiska i Dąbrówkę do Dopiewa, potem Fiałkowo i w Więckowicach skręt na Poznań i powrót "drogą krzyżową" nr 307, czyli poletkiem dla bezmózgów w puszkach, koniecznie chcących zakończyć swój żywot na którymś z drzew podczas wyprzedzania na trzeciego. Mi też udało się dziś zaliczyć mijankę - za Sierosławem dogoniłem dwóch szosowców, których pozdrowiłem i tyle się widzieliśmy. Miałem nadzieję na jakąś emocjonującą gonitwę, ale chęci widocznie nie było. W ten sposób zostałem Kwiatko-Majko-Armstrongiem, Przynajmniej w swoich oczach :)

Aaa, i najdziwniejsze - w ogóle nie padało! A byłem psychicznie przygotowany, żeby nie było :)


  • DST 53.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 52.70km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 121m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nogi zastępcze

Piątek, 19 czerwca 2015 · dodano: 19.06.2015 | Komentarze 6

Dziś rano, hmm, nie padało bardziej niż nie padało wczoraj :) Czarne chmury i jakieś pojedyncze krople co prawda nie nastrajały zbyt dobrze do potencjalnej jazdy, ale jednak podjąłem męską decyzję o wyjeździe szosą, co generalnie błędem się nie okazało, bo wróciłem do domu suchy. Za to przewiany z każdego możliwego kierunku, bo duło mocno, niby z zachodu, a realnie zewsząd.

Trasę wykonałem zgodnie z zaleceniami dyżurnego ichtiologa kraju, wykręcając "rybkę", czyli skromniejszą wersję ostatniego plezjozaura: Poznań - Luboń - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Trzcielin - Dopiewo - Palędzie - Skórzewo - Plewiska - Poznań (opis byłby krótszy gdyby działały mapki z Endo, ale to już chyba pieśń przeszłości. Dziękuję). A pogoda - jeśli odrzucić ryzyko opadów - baaaaardzo mi odpowiada. Takie lato - w to mi graj :)

A za chwilę idę na piechotę do pracy. Zaledwie pięć kilometrów. Czemu? Bo od soboty przez dwa tygodnie trwa remont pętli na Dębcu. Na ten czas MPK tak sprawnie skonstruowało komunikację zastępczą, że nie wiadomo czemu przejeżdża ona sobie przez przejazd kolejowy, zamykany 5-6 razy na godzinę. Przecież to logiczne rozwiązanie, skoro wcześniej tramwaj nawet nie miał jak do niego dojechać, bo pętla kończyła się wcześniej, prawda? Autobus zastępczy w związku z tym stoi sobie po kilka minut na wspomnianym przejeździe te 5-6 razy na godzinę. Trzy razy próbowałem zdążyć do pracy, wychodząc piętnaście minut wcześniej niż zazwyczaj. I trzy razy byłem piętnaście minut spóźniony. Od dwóch dni chodzę piechotą, wychodząc dokładnie w tym samym czasie i jestem pięć minut przed rozpoczęciem dyżuru w swoim obozie pracy. Proszę, nie pytajcie gdzie tu logika :)


  • DST 54.30km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.83km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 120m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Crosssssssssssss

Czwartek, 18 czerwca 2015 · dodano: 18.06.2015 | Komentarze 5

O 6:30 rano, gdy się obudziłem (sorry, gdy mnie obudzono) za oknem padał deszcz. Żona wyruszyła do pracy, a ja wyruszyłem z powrotem do łóżka, będąc pewien jednego: wyśpię się. Dwie godziny później, po obudzeniu w wersji 2.0, ze zdziwieniem stwierdziłem, że już nie pada, jest co prawda mokro, ale kręcić dwoma kółkami się da. Długo się nie zastanawiałem, znalazłem w szafie najgorszy zestaw rowerowych ciuchów i zabrałem za odgrzewanie crossa. Bo właśnie nim postanowiłem się telepać, mając wreszcie pretekst do zapewnienia swoim czterem literom siodełkowego komfortu względem szosy.

Pierwotnie myślałem, że wyjadę dziś jedynie przeciętnego trzydziestokilometrowego gluta, ale w miarę pokonywania kolejnych odcinków coraz mniej wyglądało, że będzie lać. Dotarłem do Mosiny i lekki zonk, bo nie miałem przygotowanej planu na trasę 30+. Wpadłem na pomysł zrobienia eksperymentu na żywym organizmie i zobaczeniu na czym polega objazd tamtejszego remontowanego torowiska, który do tej pory zazwyczaj po prostu przeskakiwałem na nogach. Skręciłem więc na Krosno, przez kartoflową ddr-kę, którą na szczęście crossem da się jakoś pokonać bez utraty zębów. A finalnie okazało się, że objazd jest całkiem całkiem, z dobrym asfaltem i przez spokojne rejony. Do powtórzenia.

Potem wykombinowałem sobie trasę do Żabna, w którym wjechałem sobie na hopkę, która w wielkopolskich rejonach jest prawdziwym K-2, a w moich rodzinnych rejonach uznana zostałaby maks za mocniej wybrzuszony krawężnik, i zawróciłem, ale tym razem skierowałem się na Baranowo. I wylądowałem w pięknie, cudownie pachnącym jeszcze deszczem lesie - gdybym mógł to przesłałbym ten zapach na bloga i może nawet bym się za węchowe zasługi ZNALAZŁ NA GŁÓWNEJ STRONIE BS, bo to jak się okazuje jest ostatnio całkiem modne i stanowi cel sam w sobie (a kto nie wie o co chodzi tego zapraszam na bloga Księgowego - a konkretnie do komentarzy pod Maratonem Podróżnika) :)

Jechało się świetnie, a do tego w pewnym momencie usłyszałem nad sobą świst skrzydeł i przeleciało nade mną coś wielkiego - niestety nie zdążyłem zauważyć co - w każdym razie chwilę jechałem z rozdziawioną gębą jak gumowa lala ze sklepów o pewnym profilu :)

Przez Sowiniec dotarłem znów do Mosiny, gdzie centralnie przed pyskiem zamknął mi się szlaban, a kilka sekund później spadł deszcz, na szczęście tylko lekki kapuśniaczek, który zanikał i pojawiał się już do samego końca.

Naprawdę lubię jazdę crossem - od czasu gdy mam szosę zapominam jak bardzo. Nie wiem, może mam w sobie jakieś geny Rudego 102, bo poruszanie się tym ciężkim bydlakiem mnie naprawdę cieszy. Nie tylko głowę, ale też inne elementy :) A średnia jak na ten rodzaj transportu też mnie ucieszyła.


  • DST 52.20km
  • Czas 01:42
  • VAVG 30.71km/h
  • VMAX 53.40km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 98m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hipika stosowana

Środa, 17 czerwca 2015 · dodano: 17.06.2015 | Komentarze 20

Czy ja już kiedyś pisałem, że nienawidzę hipsterów, tego ludzkiego komercho-wynaturzenia? Nie pisałem? To w sumie dobrze, bo od dziś jest mi ich tylko szkoda :) A to za sprawą jednego z nich, którego mijałem na trasie, gdzieś na ulicy Wołczyńskiej gdy męczył się niezmiernie próbując pokonać resztki chodnika, na którym ostatki asfaltu mieszały się z piaskiem, trawą i kamieniami. No ok, jazdy po chodniku nie pochwalam, a wręcz tępię, ale skoro to nasze jeżdżące nieszczęście boi się asfaltu to niech kupi sobie jakiegoś pseudo górala w markecie, a nie super modne ostre koło z oponkami cienszymi niż te w mojej szosie... Tak sobie analizowałem ten cały jego imidż, te jego (zakładałem płeć męską, ale w tych czasach...) rurki, czapeczkę i wypasione słuchawki w połączeniu z całą abstrakcją jego zachowania i myślałem ze smutkiem w jakim kierunku zdąża umiejętność używania mózgu w tych czasach... Zresztą - jakiego mózgu? On przecież miał w zamian gadżety :)

A sama dzisiejsza trasa to klasyczne "oszukać przeznaczenie" w temacie wiatru. Znów wiał z północnego zachodu, a ja znów nie miałem zamiaru telepać się przez miasto, więc wybrałem opcję na zachód, przez Skórzewo, Zakrzewo, Więckowice, Fiałkowo, Dopiewo i powrót przez Gołuski oraz Plewiska. Wiało jak zwykle głównie upierdliwie, ale coś tam przyzwoitego udało się finalnie wyciągnąć. A jutro podobno ma padać. Się zobaczy. 


  • DST 54.60km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.91km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 138m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Anty-centralne planowanie

Wtorek, 16 czerwca 2015 · dodano: 16.06.2015 | Komentarze 6

Wczorajszy kurs przez calutkie miasto uszkodził mi kilkaset włókien nerwowych i zaszkodził zdecydowanie synapsom mózgowym. Gdy zobaczyłem dziś rano kierunek wiatru - znów północno-zachodni - uruchomiłem więc ostatnie zasoby działających jeszcze komórek w łepetynie i przed wyjazdem, uzbrojony w kubek kawy, spojrzałem na gógel-mapę i uknułem szatański plan - jak dojechać do Rokietnicy omijając stolec Wielkopolski :)

Nie było to łatwe, ale jednak wykonalne - trzeba było tylko zacząć od jazdy na... południe, przez Górczyn i Plewiska, z których wjechałem znów do Poznania, na Junikowo. Chwilę później opuściłem granice miasta, znajdując się najpierw w Wysogotowie, a potem w Przeźmierowie, gdzie wyhaczyłem sprytny skręt w prawo, który raz że pozwolił mi uniknąć unikania tamtejszej ddr-ki (he he), a dwa że wyprowadził do Baranowa, za którym... znalazłem się w Poznaniu. A konkretnie na wiadukcie nad DK-92. Potem już prościutko przez Słupską do Kiekrza i Rokietnicy. Prawda że nieskomplikowane? :) Ale czego się nie robi, żeby zachować spokój psychiczny.

Wróciłem swoimi śladami, jednak podczas nawrotu nie miałem już jakoś cierpliwości czekać na wahadle w Kiekrzu. Iiiiii... no nie miałem cierpliwości :) Do domu dotarłem bezpiecznie, a średnia wyszła o wiele bardziej przyzwoita niż w przypadku telepania się przez okolice centrum. A że żeby dostać się z południa na północ Poznania wyjeżdżałem i wjeżdżałem do niego trzy razy to już tylko zasługa mojego geniuszu taktycznego :)


  • DST 54.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.28km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 94m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Północnik

Poniedziałek, 15 czerwca 2015 · dodano: 15.06.2015 | Komentarze 5

Dziś postanowiłem wrócić do swoich starych, kompletnie niedobrych zasad, które mówią, że jak wieje z północy to jadę na północ, a wracam sobie do domu w cieplarnianych warunkach zwanych potocznie "powiewem w plecy" (choć ta kategoria w przyrodzie występuje równie często jak Yeti).

Piętnaście kilometrów później minąłem "już" tablicę z napisem "Poznań" uroczo przekreślonym kreseczką, a przede mną było 20 kilometrów czystego piękna, czyli kręcenia bez świateł, ddr-ek i przeróżnych czopów drogowych. Dojechałem do Chludowa, zakręciłem i za Suchym Lasem minąłem tablicę z napisem "Poznań" już bez kreseczek, czyli miałem przed sobą światłą, ddr-ki i przeróżne czopy drogowe :) Pierwszy z nich zakwitł na Obornickiej, na wysokości wiaduktu. Lekko się zdziwiłem, bo w tamtą stronę ta ulica była nawet przejezdna, a teraz korek nad korkami?

Co takiego wydarzyło się w w Poznaniu na ulicy Obornickiej pomiędzy godziną 9:30 a 10:15? - zapytałby Bogusław Wołoszański.

Otóż wydarzył się wypadek, a może bardziej kolizja, podczas wyjazdu ze stacji benzynowej - w tych osobliwych wyścigach starł się TIR ze śmieciarką, ze skutkiem, który na pewno ucieszy znajomych lakierników obu kierowców, jak również budżet policji, która dokumentowała wszystko skrupulatnie. Przecisnąłem się jakoś z gracją baletnicy z płaskostopiem i od tego momentu mogłem kręcić niemal pustym pasem.

Przedarłem się przez resztę miasta i jak zwykle zmasakrowany psychicznie dotarłem do domu, gdzie już oczyma wyobraźni widziałem parującą kawę. A potem do roboty, żeby nie było, że przysługuje mi tylko jedna miazga mentalna dziennie :)


  • DST 53.40km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.81km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 139m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

PlezjoTour :)

Niedziela, 14 czerwca 2015 · dodano: 14.06.2015 | Komentarze 9

Z okazji wolnej niedzieli (załatwionej w ostatniej chwili) mogłem dziś zaszaleć i wyjechać niespotykanie późno. Czyli o 9:30 rano :) Temperatura już wydawała się bardziej proludzka niż wczoraj, za to pojawił się mocniejszy wiatr, w okolicach 20 km/h. Ale lato jest chyba jedynym momentem w roku, gdy silniejsze powiewy bywają w co gorętszych okresach błogosławieństwem, więc nie marudziłem.

Na start miałem klimat a la "czysty Dębiec". Na wahadle trafiłem na karka w BMW (a jak), który może chojrakiem bywa na ekspresówce, ale podczas jazdy po ustawionych na czas remontu betonowych płytach sprawiał wrażenie jakby jechał jajkiem, a nie wygodnym czterokołowym pojazdem. Tak więc zacząłem od prędkości oscylującej w okolicach zera. Chwilę potem stanąłem przed zamkniętym przejazdem kolejowym (a jak) za radiowozem - w tyle którego mogłem podziwiać mordy trzech łysych dżentelmenów zakutych w kajdanki. A jeszcze moment później zamordowałbym niechcący jakąś babcię lawirującą nieprzewidywalnie między chodnikiem po jednej i drugiej stronie ulicy. Tak oto pokonałem pierwsze.... 700 metrów :)

Potem pojechałem już bez większych przygód przez Plewiska, Skórzewo, Dąbrówkę, Dopiewo i Trzcielin do Rosnowa, gdzie postanowiłem zaszaleć - zjechałem wyjątkowo da Walerianowa. Bo się ładnie nazywa :) Gdybym wiedział, że wyląduję w terenie, na widok którego zapewne niemieckie czołgi w '39 zaczęły już myśleć o przegranej wojnie, to bym się nie zdecydował. Ale cofać się nie miałem zamiaru, więc przebrnąłem przez to pole minowe udające asfalt i wyjechałem na trasie do Stęszewa, którą pomknąłem do domu.

Na miejscu spojrzałem na mapkę... i..... No cóż. Urodziłem plezjozaura. Jako pierwszy mężczyzna w historii :)

Zainspirowałem się sam sobą - za chwilę wychodzimy z Żoną na "Jurassic World" :)


  • DST 54.30km
  • Czas 01:45
  • VAVG 31.03km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 117m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czadowo

Sobota, 13 czerwca 2015 · dodano: 13.06.2015 | Komentarze 12

Meteorolodzy zapowiadali, że w weekend Polska będzie Czadowa. Z tym afrykańskim państwem mieliśmy mieć wspólne temperatury, choć na co dzień mamy również polityków na podobnym poziomie :) Jedyną sposobem, żeby nie wrócić z roweru w stanie głęboko usmażonym było wyruszyć w miarę wcześnie i nawet mi się udało - 8:30 jako godzina startu w sobotę (niestety pracującą) to jak na mnie jest coś.

Meteorolodzy zapowiedzieli też kierunek wiatru. Z grubsza - każdy. Miało wiać w tym samym czasie z północy i z południa oraz ze wschodu na zachód. I w sumie niewiele się pomylili. Ja postanowiłem ruszyć po prostu znaną dobrze trasą "słoniową" przez Luboń, Wiry, Komorniki, Stęszew, Dymaczewo, Mosinę i Puszczykowo. Tradycyjnie wiało mi w pysk praktycznie cały czas, ale przecież to nie nowość. W Stęszewie żałowałem, że nie ma jakieś rowerowej wersji gry GTA, bo miałem tyle możliwości do anihilacji ludzkich istnień (głównie w przedziale wiekowym 60 - 125 lat) sunących z jednej na drugą stronę głównej ulicy bez patrzenia na: a) ruch samochodów/rowerów, b) obecność przejść dla pieszych, że w jeden dzień zyskał bym skilla mistrzowskiego.

Było faktycznie gorąco, ale jeszcze bez tragedii. Średnia o dziwo też wyszła przyzwoita. A najprzyjemniejszym momentem był ten z okolic czterdziestego kilometra, gdy między Mosiną a Puszczykowem wjechałem na teren WPN-u. Cień drzew, zapach lasu po nocnych opadach oraz śpiew ptaków - taaaak, tamtędy mógłbym kręcić cały dzień. Na szczęście zamiast tego będę mógł sobie porozmawiać z Narodem w pracy - ku chwale Ojczyzny i Firmy. Hurrrra :/


  • DST 55.25km
  • Czas 01:49
  • VAVG 30.41km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 154m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

W Maku

Piątek, 12 czerwca 2015 · dodano: 12.06.2015 | Komentarze 8

Nie, nie. Spokojnie. Nie poświęciłem dzisiejszej jazdy na wizytę w tytułowej świątyni gimbazy. Ścierwa cały czas nie jem, a że otaczająca mnie przyroda nie pozwala pozostać obojętnym to inna sprawa. Wiem, że nie będę oryginalny, bo zdjęcie na tle tych pięknie kwitnących w tym roku kwiatów ma co najmniej 57,32% użytkowników BS, ale w końcu musiałem ulec pokusie. I tak jestem dumny, że dzielnie wytrzymałem połowę wiosny i nie ma na moim profilu w tym roku ani kawałka zdjęcia z żółcią rzepaku :)

Czerwień maków zaatakowała mnie w Dachowej. Jedno pole olałem (nie dosłownie). Drugie, trzecie, też. W końcu się poddałem - wyjąłem komórkę i zrobiłem jak zwykle nieostre fotki, żeby uniknąć wyrzutów kronikarskiego sumienia :)


A dzisiejsza trasa to chyba dobrze już kojarzony z czasów, gdy Endomondo dawało się jeszcze skopiować na bloga piesek-inwalida: Poznań - Krzesiny - Żerniki - Tulce - Krzyżowniki - Szczodrzykowo - Robakowo - Głuszyna, a na koniec jak zwykle masakrująca wszelkie starania w temacie średniej Starołęcka.

Na skrzyżowaniu trasy na Gądki i do Koninka (gdzie wczoraj odbył się dość głośny wyciek formaliny spowodowany przez jakiegoś mistrza kierownicy przy wózku widłowym) kierowcy dostali dziś chyba sr..., eee, to znaczy było ich bardzo dużo, bo na wjazd z podporządkowanej czekałem prawie pięć minut.

Pogoda wciąż świetna. Słońce nie masakrowało, bo najczęściej prawie go nie było - hurra :)



  • DST 52.20km
  • Czas 01:41
  • VAVG 31.01km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 128m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Brejkam rule

Czwartek, 11 czerwca 2015 · dodano: 11.06.2015 | Komentarze 4

Coś niepokojącego zaczyna się ze mną dziać, bo coraz częściej łamię swoje dotychczas niezachwiane reguły rowerowe. Jedną z nich była zasada wyboru trasy: pod wiatr najpierw, z wiatrem potem. Jednak w rywalizacji: Reguły vs Jazda Rowerem Szosowym Przez Miasto Stołeczne Poznań nastąpił dziś walkower, gdzieś na poziomie wyniku 0:666. Po prostu gdy zobaczyłem na mapkach pogodowych kierunek wiatru spod literki N, a co za tym idzie w perspektywie upojną drogę przez światła, korki, DDR-ki, torowiska tramwajowe, etc., to... sam siebie zapytałem: zasady? Jakie zasady! :)

No i pojechałem zupełnie nie na północ, a na zachód. Przez Plewiska, Junikowo, Wysogotowo, Zakrzewo do Więckowic, gdzie skręciłem na Fiałkowo oraz Dopiewo, skąd już tradycyjną trasą przez Skórzewo dotarłem do domu. Jechało się naprawdę dobrze - wiatr na szczęście nie był zbyt silny, temperatura dziś jeszcze rewelacyjna (nie chcę myśleć o kolejnych dniach, bo mam drgawki na samą myśl o 30+), a większych przeszkód nie odnotowano. Choć oczywiście - jeśli nie miało być korków to musiało być zastępstwo, czyli zamknięte przejazdy kolejowe. Dziś trzy.

Brejknąłem rule już dwukrotnie w ciągu ostatniego tygodnia. Jestem lekko przerażony, bo jak tak dalej pójdzie to kupię sobie rower miejski za trzy tysiaki, obowiązkowo z koszyczkiem, i będę z przyjemnością kręcił sobie ze średnią 12 km/h po bardziej modnych częściach miasta. Albo - co gorsza - wezmę udział w jakimś maratonie rowerowym. Brrrr :)