Info
Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 213051.35 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.74 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 711922 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń21 - 100
- 2024, Grudzień31 - 239
- 2024, Listopad30 - 201
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 208
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
Terenowo
Dystans całkowity: | 327.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 13:00 |
Średnia prędkość: | 25.18 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.30 km/h |
Suma podjazdów: | 1578 m |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 46.77 km i 1h 51m |
Więcej statystyk |
- DST 55.30km
- Czas 02:11
- VAVG 25.33km/h
- VMAX 51.30km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 256m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Rezerwat "Trzcielińskie Bagno" oraz górskie źródło w Żarnowcu
Niedziela, 13 czerwca 2021 · dodano: 13.06.2021 | Komentarze 11
Pierwszym i głównym planem na dzisiaj było się wyspać. Udało się.
Drugim i już mniej istotnym planem było nie mieć żadnych planów. Pogoda nie zachęcała - wiało jak cholera, niebo było niepewne, jedynie temperatura (jakieś siedemnaście stopni) cieszyła.
Wspomniany wiatr wykluczył jazdę rozklekotaną szosą. Nie wyobrażałem sobie walki z podmuchami z przeskakującym napędem, więc Czarnuch był oczywistą oczywistością. A ja wpadłem na pomysł, żeby zrobić drugie podejście do Trzcielińskiego Bagna. Przy pierwszym popełniłem irracjonalny błąd, myśląc, że do rezerwatu pod Trzcielinem jedzie się od strony Trzcielina (jak mogłem?), tym razem byłem już lepiej przygotowany i z grubsza wiedziałem co i jak. Resztę zostawiałem żywiołowi.
Najpierw ruszyłem na południowy zachód, z Dębca przez Luboń, Komorniki, Szreniawę, Rosnówko, Dębienko do Dębna i Krąplewa, gdzie po przejechaniu pod "eską" w końcu trafiłem na właściwe ślady. Terenowe, błotne i piaszczyste. Prowadził mnie kierunkowskaz "żródełko", którego odwiedzać nie miałem, ale wyszło inaczej :) Przejechałem przez Wielką Wieś, udało się nawiedzić bagno (o tym za chwilę), następnie zaliczyłem Mirosławki, Tomice, Żarnowiec (też o tym poniżej), Podłoziny, a powrót to już asfaltowy odcinek z Dopiewa przez Dopiewiec, Palędzie, Gołuski i Plewiska do domu.
Fajnie się bawiłem, o czym za chwilę w fotorelacji. Te kilkanaście kilosów w terenie, gubienie się, kilka zakopań w piachu dobrze mi zrobiło i pozwoliło na resecik.
Zdjęcia. Na początek polne tereny zachodniego WPN-u, zdecydowanie mało popularnego, na szczęście :)
Misja zakończyła się sukcesem - dotarłem do celu :) Nie jest to jakieś intuicyjne, ale jak się już wie co i jak, wydaje się banalne. Niestety były dwa minusy - byłem za późno (koszt wyspania się) na uchwycenie ptaków oraz sama wieża widokowa była zamknięta z okazji lęgu muchołówek. Na to zły być nie mogłem, to nie zakaz z powodu budowy kolejnej śmieszki, więc przyjąłem ze zrozumieniem. A i tak uważam miejsce za świetne.
Jedynym "upolowanym" ptakiem była kania ruda. Skromnie i mało wyraźnie.
Aha, no i bociek w Wielkiej Wsi :)
Potem, lekko na czuja, przez miejscówkę o ładnej nazwie Tomice :)...
...trafiłem do źródełka w Żarnowcu. To jest w ogóle mega ciekawostka, że aż polecę Wikopedią: "jedyne w Wielkopolsce źródło typu wywierzyskokowego. Woda naturalnie i samoczynnie wypływa na powierzchnię ze zbocza wzniesienia. W Polsce tego typu źródła występują tylko w Tatrach na wyżynach jak np. Jura Krakowsko-Częstochowska. Od 1994 r. obiekt ten jest pomnikiem przyrody". I takie cudo mam jakieś 25 kilometrów od domu w Poznaniu :)
Są też klimatyczne schodki na górę, co prawda prowadzące donikąd, ale i tak są spoko :)
Dobrze się bawiłem. Mimo zakazu na samej wieży swoje pozwiedzałem, w końcu mam jeden temat, który mnie gryzł rozkminiony. I nawet ten cholerny wiatr aż tak mnie dzisiaj nie wkurzał :)
Aha, wyjątkowo chciało mi się zrobić Relive. Jak zwykle namieszane nieźle w tym filmiku (źle zgrane miejscówki ze zdjęciami), no ale skoro jest to jest :)
- DST 55.10km
- Czas 02:09
- VAVG 25.63km/h
- VMAX 50.20km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 309m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Dziewicza Góra na dziwny dzień
Środa, 29 kwietnia 2020 · dodano: 29.04.2020 | Komentarze 32
Gdy
pies obudził mnie o 5:40 rano, sugerując, że chwilowo już sobie
nie pośpię, bo czworonóg ma do załatwienia bardzo pilną potrzebę, wiedziałem już,
że ten dzień normalny nie będzie. Się nie pomyliłem – bowiem
po solidnym odespaniu, do kawy i śniadania dostałem mało apetyczny
widok duetu ministerialno-premierowskiego. Dowiedziałem się od
niego, że mamy codziennie trzy razy więcej zakażeń niż w
momencie rozpoczęcia gospodarczej kwarantanny, ludziom na ulicach widać tylko oczy znad maseczek (i tak ma zostać jeszcze długo), więc od
poniedziałku… prawdopodobnie w większości wracamy do pracy.
Logika? A co tam, są ważniejsze rzeczy – wpływy do kasy państwa,
żeby jakoś dalej ciułać z tym – podobno takim genialnym –
budżetem. No nic, jak trzeba będzie to trzeba będzie, najbardziej
ucierpi wspomniana na początku Kropa, bo skończą się codzienne
spacerki (Żona też zapewne będzie musiała wrócić do biura). A u
mnie istnieje nawet ryzyko dyżurów 10-12 godzinnych, a co za tym
idzie może być ciężko z jakimkolwiek wyjściem na rower :/
Musiałem
odreagować. Skorzystałem z ryzyka opadów (finalnie nie widziałem
ani kropli deszczu) i wybrałem się dziś w drogę Czarnuchem. Wiało
z północnego-wschodu, więc w głowie zrodził mi się pomysł
odwiedzenia (w końcu) ”słynnej” Dziewiczej Góry, do której
zabierałem się zawsze jak pies do jeża. W sumie była to jedna z
ostatnich okazji w najbliższym czasie, żeby to zrobić – przy
zwykłym cyklu dnia pewnie zabrałbym się za to może jakoś w
grudniu. Przyszłego roku :)
Oto cel, z wysokości drogi między Koziegłowami a Czerwonakiem.
Co tu
dużo pisać – podobało mi się, mimo że to kurdupel :) Dojazd do Dziewiczej Bazy
miałem już opanowany z pozycji szosy (kiedyś oprowadził mnie po
niej Kamil)...
...ale już sam wjazd na górę był lekką zagadką. Nie
kombinowałem, tylko wybrałem najkrótszą wersję podjazdu, i chyba
(choć pewny nie jestem) był to ”killer”. Fajny :)
Wieża
robi wrażenie, ale oczywiście była zamknięta – sorry, takie
mamy czasy. Ale przynajmniej hasło #zdrowiejwlesie ma sens :)
Pozwiedzałem sobie tylko jej podnóże i poczytałem
tablice informacyjne.
Zjazdu
dokonałem (znów: chyba) głównym traktem – tu już nie było
korzeni i piachu, ale miliard kamyków. Niefajnych. Pozdrowiłem
jednego rowerzystę na mtb i wspinającą się, częściowo na
piechotę, na czymś pomiędzy szosą a gravelem niewiastę
(wyraziłem współczucie), po czym… lekko się pogubiłem w lesie
:) Jakoś się udało wydostać na drogę dojazdową, raz jeszcze
podjechałem do bazy i opuściłem okolicę. Z uśmiechem na ryju.
Oczywiście już wtedy ponownie przykrytym kominem.
Cała
trasa to: Dębiec – Wartostrada – Chemiczna – Gdyńska –
Koziegłowy – Kicin – Czerwonak – Dziewicza Góra – Czerwonak
– Owińska – próba skrętu ta Annowo, ale bruk mnie zniechęcił,
więc nawrotka – Czerwonak – Koziegłowy – Gdyńska –
Chemiczna – Wartostrada – dom. TUTAJ Relive.
Aktualnie
jazda w stronę Poznania przez Koziegłowy to koszmar, ale sądziłem,
że będzie gorzej. Nie ma jednak poszerzenia drogi bez ofiar, więc
rozumiem :)
Ptaków dziś nie "upolowałem", więc jedynie zamiennik :)
- DST 34.20km
- Czas 01:22
- VAVG 25.02km/h
- VMAX 43.00km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 119m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyjście z mroku - mniejsza połowa :)
Poniedziałek, 20 kwietnia 2020 · dodano: 20.04.2020 | Komentarze 18
Czas na drugą część dzisiejszego, jedynego w pełni luźnego, dnia w tym tygodniu. Czyli mniejsza połowa stała się uzupełnieniem większej :)
Postanowiłem odkurzyć Czarnucha - skoro już można... :) Naturalnym kierunkiem wydawał się Wielkopolski Park Narodowy, bo to teren dość obszerny, więc ryzyko spotkania wielu ludzi wydawało się niezbyt duże. Jak się okazało, generalnie miałem rację, choć pojedyncze mijanki się zdarzały - w większości jednak z użyciem mózgów, czyli z zachowaniem odległości. No i raczej zamaskowane - prócz trójki dresów, którzy też poczuli zew MTB...
Trasa to najpierw przez Luboń do Wirów, gdzie wjechałem na teren WPN-u i dostałem się na teren wąwozu w Puszczykowskich Górach. Potem przepchanie się nad same Puszczykowo do Nadwarciańskiego (chwila na plaży), którym wróciłem przez Łęczycę i znów Luboń do domu. Plan był sprytny - wykorzystać wiatr do jazdy asfaltami, a mieć go głęboko gdzieś w terenie. Udało się w 100% :) Największy minus - piach. Chwilami konkretnie się zakopywałem, no ale
wiedziałem, że tak będzie, bo bieżnik w tylnym kole już od dawna
bardziej nadaje się na szosy :)
Tym samym wpadło kolejne 30+ (nieistniejąca mniejsza połowa), czyli łącznie wykonałem dzisiaj około 85 kilometrów. Nie, do stówy nie chciało mi się dokręcać :)
Galeria:
Było fajnie. Aż byłem zdziwiony, że nie widziałem tłumów. TUTAJ Relive.
Niestety, w miarę pozytywny obraz prysł po południu. Jak zwykle bowiem wyszedłem z Kropą na spacer, ciesząc się, że Dębina jest już "legalna" i nie muszę łazić gdzieś po cmentarzach. No i się przeraziłem - człowiek na człowieku, parkingi (w pierwszej wersji ograniczeń pozamykane, co było świetną decyzją) zasrane samochodami, rodzinki po pięć osób mijały się z rodzinkami po osób cztery, radośnie kursowały rowery, hulajnogi i co tam jeszcze może,. OK, rozumiem, zew wolności. Ale czemu, do cholery jasnej, te tępe istoty sądzą, że jeśli w lesie można nie nosić maseczek, to oznacza, iż podczas mijanek też takiego obowiązku nie ma? Jakimi trzeba być porąbanymi egoistami, żeby wyłączyć mózgi i nie kumać, że domniemany wirus tak samo zachowuje się na ulicy, jak w terenie zielonym? Finalnie - nie z troski o siebie, ale choćby o Teściową, którą co jakiś czas musimy odwiedzić - to ja, idąc solo, robiłem to w maseczce, choć nie musiałem. Jednak to było oczywiste i jest pokłosiem debilizmu, jakim było zamknięcie lasów na te kilka tygodni. Nie spodziewałem się, że będzie to jednak aż taka skala. Jestem ciekaw wzrostu zakażeń po dniu dzisiejszym - ale za nieprzewidzenie ludzkiej głupoty muszą już wziąć odpowiedzialność nasi inteligenci przy władzy, których logika się nie trzyma.
Oto widok na parkingi (tylko przy Dębinie) z dnia dzisiejszego. Ręce opadają.
- DST 53.05km
- Czas 02:07
- VAVG 25.06km/h
- VMAX 51.10km/h
- Temperatura 5.0°C
- Podjazdy 277m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
WPN i pińcet+ na koniec roku
Wtorek, 31 grudnia 2019 · dodano: 31.12.2019 | Komentarze 19
Skoro rok 2019 był dość specyficzny, głównie przez osiągnięty rekord życiowy, także specyficznie (jak na mnie) było jego zakończenie. Czyli w terenie.
W sumie wybór był sumą oczywistości. Codzienna szosa jest nie do użytku, zimówka zasługuje na chuchanie i dmuchanie, zanim się całkowicie rozpadnie, a do tego wiało tak, że szkoda było tracić nerwy na zabawę w chorągiewkę.
Tym samym wykonałem fajną, w sumie to moją ulubioną, rundkę po Nadwarciańskim. Wyjechałem z Dębca, chcąc nie chcąc zaliczyłem Luboń i w Łęczycy wjechałem do lasu, wyjeżdżając w Puszczykowie. Stamtąd do Mosiny, za którą znów przez las pokręciłem nad Górecki, a następnie Greiserówką doczłapałem do Szreniawy i Komornik. Tam zaczęła się dopiero prawdziwa rzeź, gdyż odcinek przez Rosnówko, znów Komorniki oraz Plewiska to walka z huraganem. Po tym wszystkim mam tylko jeden postulat: oddać mi w te pędy lasy!
Kilka fotek, ostatnich w roku 2019:
Były bobery... :)
...i męczarnie na Greiserówce. Debili tu nie zabrakło...
Do tego zakazu się przyzwyczaiłem.
Jednak to samo nad Góreckim jest dla mnie nowością. Oczywiście obydwa zostały solidarnie olane :)
Tym samym udało się zdobyć "pińcet plusa", czyli dostać gratulację od Stravy za zrobienie 500 kilosów od 24 do 31 grudnia. To się jakoś Rapha Cośtam nazywa, ciśnienia nie było, ale miło raz w życiu zaliczyć :)
Potem jeszcze bieganina, bo trzeba było kilka spraw pozałatwiać, i wybieganie Kropy na Dębinie, żeby choć trochę zmęczyła się przez zapewne koszmarnym dla niej wieczorem i nocą. Bo idiotów, którzy już od kilku dni za dobrą zabawę uważają pierdzenie petardami, strasząc głównie czworonogów, oczywiście nie brakuje.
Przy okazji - abstrahując od tego, że to "dzieło" to wynik bezmózgowia - znalazłem w tym jakieś przesłanie.
A ja w końcu mogę odpocząć... Uff :) Nie ma to jak rodzinnie, w domu :)
Udanego roku 2020 życzę! :)
- DST 51.70km
- Czas 02:04
- VAVG 25.02km/h
- VMAX 50.40km/h
- Temperatura 4.0°C
- Podjazdy 253m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Leśnie
Poniedziałek, 25 listopada 2019 · dodano: 25.11.2019 | Komentarze 7
Z okazji dnia wolnego miałem do wykonania: najpierw poranne załatwianie kilku spraw, po południu ustawionych panów do zmiany licznika energii elektrycznej, a wieczorem koncert. Spoko, przyzwyczajony jestem, jak kiedyś trafi mi się dzionek, podczas którego nie będę musiał robić absolutnie nic, poza tym, co robić chcę, chyba oszaleję :)
Ale w sumie nie ma tego złego. Z moich wyliczeń wynikało, że na kręcenie między jednym a drugim cosiem będę miał około dwóch i pół godziny, czyli ciut więcej niż zazwyczaj. Postanowiłem więc skorzystać z okazji i zamiast kolejnych męczarni szosą w szarzyźnie, zimnie i zawsze pod wiatr, wybrałem dziś jako środek transportu Czarnucha. Co oznaczało jedno: las!
Ruszyłem lekko przed południem, wiedząc jedno - mam głodek terenu. Z Dębca skierowałem się na Luboń, skąd przetransportowałem się do Wirów, gdzie miałem już otwarte wrota Wielkopolskiego Parku Narodowego.
Najpierw polnymi dróżkami...
...potem już liściastymi wąwozami...
...(czyszcząc syf po innych)...
...zaliczyłem kilka kilometrów po Puszczykowskich Górach.
Z Puszczykowa cofnąłem się DDR-ką do Łęczycy, a tam wybór był oczywisty: rundka Nadwarciańskim.
Był oczywiście mój ulubiony zakaz. Ładny, nie powiem, szczególnie gdy się go oleje :)
Potem już głównie asfaltami: do Rogalinka, stamtąd przez Sasinowo, Wiórek, Czapury, zaliczenie "Windowsa" do Babek oraz zjazd...
...a końcówka to Starołęcka, jak zwykle paskudna, oraz Dębina.
Fajnie się kręciło - o wiele lepiej niż latem (brak piachu) czy zimą (wiadomo). Był tylko jeden minus - zgubiłem baterię do kamerki, więc koszt wyjazdu wyniósł mnie około 40 PLN. Jakby więc jutro ktoś jechał Nadwarciańskim, niech patrzy pod koła, może gdzieś leży :)
Leśny ruch oporu wciąż się nie poddaje :) Kleszcze przynajmniej odeszły.
TUTAJ Relive.
Wpis na szybko, zaległości na BS nadrobię po powrocie z koncertu.
- DST 51.60km
- Czas 01:59
- VAVG 26.02km/h
- VMAX 51.10km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 207m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Trójjeziornie
Wtorek, 29 października 2019 · dodano: 29.10.2019 | Komentarze 9
Dziś - z okazji wyjątkowo wolnego dnia - napięty plan miałem głównie rano :) Po południu za to znalazło się minimalnie więcej czasu (dwie i pół godziny), który mogłem wykorzystać rowerowo, ale było tak szaro i ponuro, do tego z ryzykiem opadów, że postanowiłem wykorzystać go inaczej niż zazwyczaj, czyli dając odpocząć szosie. Decyzja taka przyszła mi bez bólu, bo szosowanie ostatnimi czasy to bardzo średnia przyjemność, tak z powodu wszędobylskiego wmordewindu, jak i wybitnie ciężkiego powietrza.
Muszę przyznać, że te dzisiejsze "alternatywne" kręcenie dało mi sporo radochy. Oczywiście głównie jest to zasługą kilkunastu kilometrów przejechanych w terenie, czyli - nie ma co ukrywać - łapaniu ostatnich podrywów złotej jesieni. Bawiłem się świetnie, bo poruszanie się po tych szlakach właśnie teraz, a nie wśród tłumów korkujących je latem, to świetne doznanie.
Trasa to północna pętelka: Dębiec - Hetmańska - Grunwald - Jeżyce - Ogrody - Rusałka - Strzeszyn - Kiekrz - Rogierówko - Kobylniki - Sady - Swadzim - Batorowo - Wysogotowo - Skórzewo - Plewiska - Poznań.
Nie ma się co rozpisywać, lepiej wkleić foty. Dodam, że wszystkie tutaj, bez żadnego wyjątku, pochodzą z terenu Poznania. To tak żeby trochę powalczyć ze stereotypem miasta-blokowiska :)
Wjazd w teren nastąpił przy pandzie :)
Potem chwila na Rusałką...
...i pięknym szlakiem...
...nad Strzeszyńskie. Oj, nad nim było najwięcej zabawy :)
No i kurs pomiędzy tym, co w lesie najlepsze...
...nad trzecie jezioro, czyli Kierskie. Niestety pełne zasieków. A szkoda :/
Na koniec rzut okiem na drewniany wiatrak w Rogierówku. Tu też kolejne "niestety": jakiś czas temu zmarł jego "kustosz", a wraz z nim zniknęła charakterystyczna rzeźba kierująca ku zabytkowi.
Fajnie było, nawet mimo ostatnich kilometrów w deszczu :) Wróciła chęć na rowerowanie. Szkoda tylko, że na kolejne poranki zapowiadane są przymrozki, a i ja będę musiał już znów wrócić na szosę, bo czasu przed pracą na teren nie znajdę.
Aha, mam nadzieję, że udało mi się pokazać "inny" Poznań :)
- DST 26.45km
- Czas 01:08
- VAVG 23.34km/h
- VMAX 41.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 157m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
WPN-owska dokrętka
Poniedziałek, 7 października 2019 · dodano: 07.10.2019 | Komentarze 16
Dodając po południu wpis z wypadu szosą, byłem pewien, że to koniec na dziś. A tu proszę - udało się ogarnąć codzienność o wiele szybciej, niż myślałem, do tego dostałem od niej możliwości wypełnienia czymś półtorej godzinki wolnego, więc...
No właśnie :) Kropa już została "rozplanowana", a mi zachciało się lasu. Na dwóch kółkach. Więc Wielkopolski Park Narodowy i najlepszy z najlepszych Nadwarciański Szlak Rowerowy był oczywistą oczywistością. Wykonany na odcinku z Poznania przez Luboń, gdzie skręciłem w okolice Kaczych (czy tam Żabich) Dołów, następnie piachami, korzeniami i singielkami do Puszczykowa (wysokość ośrodka wypoczynkowego), gdzie spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że jestem już spóźniony, czyli nastąpiła nawrotka, z grubsza swoimi śladami, choć z zaliczeniem gównianej śmieszki na Armii Poznań. Ten odcinek był najcięższy :)
Tym samym wpadło jeszcze lekko ponad 26 kilometrów, z czego jakieś 18-19 w terenie, i to niełatwym, bo piachy plus korzenie to elementy rozpoznawcze NSR-u. Bawiłem się świetnie, łapałem ostatnie chwile fajnej jesieni, do tego przyroda powodowała, że ryj mi się sam uśmiechał. W związku z tym wpis dodaję jako osobny, nawet mimo faktu, że średnia jest - jak to w terenie - koszmarna. W dupie mieć średnią! :)
Relive TUTAJ.