Info
Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 213051.35 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.74 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 711922 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń21 - 100
- 2024, Grudzień31 - 239
- 2024, Listopad30 - 201
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 208
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
Luty, 2021
Dystans całkowity: | 1330.29 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 50:20 |
Średnia prędkość: | 26.43 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.00 km/h |
Suma podjazdów: | 3510 m |
Liczba aktywności: | 25 |
Średnio na aktywność: | 53.21 km i 2h 00m |
Więcej statystyk |
- DST 62.45km
- Czas 02:24
- VAVG 26.02km/h
- VMAX 42.20km/h
- Temperatura 3.0°C
- Podjazdy 162m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Zimowe Radzewice
Czwartek, 18 lutego 2021 · dodano: 18.02.2021 | Komentarze 10
Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle.
Pogodynki-fusosynki zapowiadały na dziś piękną pogodę i słońce, prócz bardzo wczesnego poranka. Wtedy jeszcze mogło delikatnie kropić. Tymczasem wyruszyłem po dziewiątej w szarzyźnie, a w połowie drogi zaczął padać deszcz, który towarzyszył mi już do końca. Fakt, zrobiło się sporo cieplej, ale mokre obuwie jakoś niespecjalnie poprawiały komfort jazdy.
Trasę więc po prostu wymęczyłem - z Poznania przez Luboń, Łęczycę, Puszczykowo, Mosinę, Rogalinek, Rogalin i Świątniki do Radzewic, gdzie zawróciłem i z grubsza poczłapałem swoimi śladami, skracając jedynie drogę poprzez ominięcie Mosiny i skrót przez Puszczykowo.
Mój ulubiony port w Radzewicach wyglądał dzisiaj paskudnie. O tak:
Kilka miesięcy temu do miejsca, gdzie lód styka się z wodą, można było dojść po łasze. Teraz - jak widać.
W rejony Puszczykowskich Gór można się było dostać jedynie na łyżwach. Nie posiadałem takowych, więc tylko wykonałem pamiątkową fotę :)
A przy nowej, oczywiście kostkowej, śmieszce znów zawisły szarfy. Czyżby ponownie istniało ryzyko wycinki? Myślałem, że temat jest nieaktualny po przebudowie...
Generalnie było kijowo. Ale stabilnie :)
Reszta dystansu to dojazd do pracy.
Widzianych dziś ptaków (prócz oczywiście gawronów, wron czy srok): okrągłe zero. Wklejam więc zaległą sójkę z bodajże niedzieli.
- DST 31.10km
- Czas 01:14
- VAVG 25.22km/h
- VMAX 42.40km/h
- Temperatura 0.0°C
- Podjazdy 115m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Glut paskudnodeszczowy
Środa, 17 lutego 2021 · dodano: 17.02.2021 | Komentarze 9
Specjalnie narzekał nie będę, bo wczoraj spodziewałem się, że w ogóle dziś nie pokręcę. A darowanemu glutowi w zęby się nie zagląda :)
Alert o oblodzeniu i gołoledzi obowiązywał do godzin porannych, potem niby miał odpuścić, ale w zamian nadejść deszcz. Super. Spróbowałem znaleźć lukę między jednym i drugim, co oczywiście mi się... nie udało. Dlatego gdy na dziesiątym kilometrze zaczęło mi kapać na kask, zdecydowałem się skrócić dystans.
Trasa dokładnie taka jak wczoraj: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Komorniki - Poznań.
O tak dzisiaj uroczo było. Ino się pochlastać :)
Z braku motywów do focenia skupiłem się na debilnej śmieszce w Komornikach. Drogowy płakali, jak ją projektowali. Nie dość, że kostka, to droga dla rowerów kończy się przed zjazdem i zamienia w chodnik. Czyli dalsza jazda przez ten kawałek na nielegalu. Ot ,szczegół. Ale kto by się przejmował logiką? :) Najgorsze, że wzdłuż straszy zakaz jazdy rowerem, więc w ogóle jest dupa.
Żeby nie było tak szaro-buro, na koniec rudzik w trzech pozach. Klasycznej...
...patrzącej mi (prawie) w oczy...
...oraz zamyślonej.
Do pracy rowerem oczywiście nie pojechałem. A co będzie jutro? Jak zwykle cholera wie.
- DST 31.44km
- Czas 01:13
- VAVG 25.84km/h
- VMAX 42.00km/h
- Temperatura -2.0°C
- Podjazdy 103m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Glut warduński
Wtorek, 16 lutego 2021 · dodano: 16.02.2021 | Komentarze 15
W nocy znów solidnie nasypało śniegu. Na szczęście w pracy mogłem stawić się dziś trochę później, udało mi się więc odczekać aż drogi staną się przejezdne i około dziesiątej wyruszyć na gluta.
Pogoda oczywiście nie zachwycała - wciąż zimno, z wczorajszego słońca nic nie zostało. a zamiast niego dominowała lekka mgiełka i spora szarzyzna. Na plus (ostatnio panicznie takiego szukam) można zaliczyć dużo słabszy wiatr.
Trasa to glutowy klasyk: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Komorniki - Poznań. Jechałem ostrożnie, bo co prawda główne asfalty były całkiem zacne, ale już boczne dróżki stanowiły zagadkę - będzie poślizg na zakręcie czy nie będzie?:)
Jako muzykę na ten krótki wypad wybrałem sobie nową płytę norweskiej Warduny. Idealne tło do aury - mroczne skandynawskie folkowe dźwięki genialnie współgrały mi z otoczeniem.
A tak w ogóle to się rozmarzyłem myśląc o tym, co by było, gdyby wciąż silne były wyznania rdzennych mieszkańców danych regionów: Skandynawii, Europy Wschodniej czy państw bałtyckich (bez idiotycznego podziału na narody) zamiast jedynej słusznej wiary, narzuconej albo siłą, albo dlatego, że opłacało się to regionalnym kacykom, którzy dzięki temu mogli awansować wyżej w hierarchii. Na pewno nie byłoby gorzej, a bajeczki wynikające z mitologii bardziej trzymają się kupy niż te kościelne, zaprzeczające najczęściej same sobie. Wtedy raczej nikt by się nie modlił do bóstwa, który przez swoje widzimisię zatapia istoty, które najpierw stworzył, w tym niewinne zwierzęta, zachowując tylko ich garstkę.
A tak w ogóle to się pochwalę :) Rośnie w siłę moja kolekcja ksiąg wydawnictwa BOSZ, opisjących wierzenia Słowian, w tym genialny Bestiariusz Słowiański. Polecam!
Do pracy rowerem nie pojechałem, bo wieczorem miało zamarznąć to, co się roztopiło. Wolałem nie ryzykować.
No i jeszcze fotki Kropy w śniegu. Mam nadzieję, że ostatnie w tym roku :)
Aha, udało mi się ostatnio - po raz pierwszy - przyuważyć pełzacza leśnego. Niełatwa to sztuka, bo prawie go nie widać, do tego to ptak z największym ADHD, jakie poznałem :) Fotki więc nieostre, ale są.
A od jutra ma padać. Znów przerwa? :/
- DST 62.60km
- Czas 02:29
- VAVG 25.21km/h
- VMAX 43.60km/h
- Temperatura -5.0°C
- Podjazdy 171m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Mroźne kondominium
Poniedziałek, 15 lutego 2021 · dodano: 15.02.2021 | Komentarze 7
Dzisiaj wiatr się w końcu w miarę ogarnął i można było kręcić bez walki o każdy kilometr. W zamian temperatura poleciała w dół - w nocy było grubo poniżej dziesięciu stopni na minusie, a podczas jazdy mogłem się cieszyć wzrostem do minus pięciu. Szaleństwo.
Trasa to dawno niezaliczane "kondominium": Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Dębienko - Trzebaw - Rosnówko - Szreniawa - Komorniki - Poznań.
Sama jazda najgorsza nie była, ale do komfortu termicznego sporo brakowało. A wiatr, mimo że już dużo słabszy, swą niesprawiedliwością w wyborze kierunku nie motywował.
Muszę przyznać, iż DDR-ka wzdłuż Wielkopolskiego Parku Narodowego w większości godnie się prezentowała.
No ale bez niespodzianek się nie odbyło. Szosą byłoby ciężko :)
Natomiast kawałek dalej stało się zajemgliście :)
Po lewej kostkowa śmieszka w Witoblu. Stan jak widać. Szkoda, że tym razem nie trafił się żaden Nikoś, bo byłoby jeszcze ciekawiej niż ostatnio :)
Na krajówce zarówno malowniczo, jak i przejezdnie. Super.
Zaś Puszczykowskie Góry w zimowej wersji miło zobaczyć.
Ze zwierzakami dziś skromnie, tylko dzierlatki się po drodze pojawiły. Jedna całkiem dziarsko maszerująca.
Więc jeszcze z weekendu. Śmieszka robiona z okna, ze sporej odległości...
...oraz dzięcioł duży dobierający się do żarcia.
Przy okazji jeszcze obrazek, którego nie da się opisać inaczej niż "Bezmózgowie". Ok, kumam, że na łyżwy się chce, ale przynajmniej lód by się do tego przydał, a nie woda...
Reszta dzisiejszego dystansu to dojazd do pracy.
- DST 51.70km
- Czas 02:04
- VAVG 25.02km/h
- VMAX 42.20km/h
- Temperatura -2.0°C
- Podjazdy 165m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
DraKońsko
Niedziela, 14 lutego 2021 · dodano: 14.02.2021 | Komentarze 7
Kolejny dzień odsypiania. Poproszę takie codziennie :)
Wyjazd na rower w okolicach południa. Pogoda podobna jak wczoraj - słonecznie, bardzo wietrznie, choć minimalnie zimniej. Komfort więc dość średni.
Trasa zachodnia: Poznań - Luboń - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.
Jechało się ciężko. Szukałem więc okazji do przystanków. W Luboniu oczywiście nie musiałem, bo tam się staje na czerwonym średnio co pół kilometra, a nawet częściej. Ale już w Wirach znalazłem bardziej sympatyczny pretekst, czyli dokarmienie koni, początkowo przestraszonych (bo się poślizgnąłem i pod wybiegiem zameldowałem się na dupsku), a potem już zdecydowanie zadowolonych z trawki, którą wyskrobałem im spod śniegu :)
Okazało się, że przy okazji poznałem jakiś nowy gatunek tapira, arcypolsko czysto białego :)
Obowiązkowa rowerowa fota dzisiaj z zasypanego lasu.
Opisywane przeze mnie przedwczoraj wierzby dzielnie stoją, gałęzie zniknęły.
Koziołkom sarny ładnie rośnie poroże. Może jelenie to nie są, ale zające też nie :)
Udało się uchwycić w locie dwa myszołowy:
A tu już z popołudnia. Z daleka przyuważyłem jakiegoś niespotykanie spokojnego ptaka na krzaku. W te pędy za aparat, zbliżenie, a tu... liść. Nie powiem, zrobił ze mnie durnia, spryciarz :) O ptakach udających elementy drzew słyszałem, o wersji odwrotnej nigdy.
To był znów powolny wyjazd, z większą ilością przystanków niż jazdy. Ale skoro rowerowanie sprawia przyjemność dość średnią, jest przynajmniej na czymś się skupić. A od jutra znów do roboty :/
- DST 54.20km
- Czas 02:10
- VAVG 25.02km/h
- VMAX 41.20km/h
- Temperatura -1.0°C
- Podjazdy 126m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Odwiedzić Paździocha
Sobota, 13 lutego 2021 · dodano: 13.02.2021 | Komentarze 15
Wolna sobota. Wiadomo, co to oznacza.
Tak, spanko :)
A po spanku, śniadanku i kawusi, oczywiście rower. Słońce zachęcało, temperatura również - zaledwie minus jeden, co na aktualne warunki oznaczało niemal upał. Tylko wiatr nie dawał złudzeń - nie będzie lekko. I nie było.
Trasa północno-zachodnia: Poznań - Plewiska - serwisówki - Zakrzewo - Sierosław - Lusówko - Lusowo - Baranowo - Wysogotowo - Skórzewo - Plewiska - Poznań.
Jechało się najpierw ciężko, potem już z podmuchami w plecy, więc znakomicie. Najfajniejsze były śmieszki poza miastem - takie intuicyjnie nieobowiązkowe :) Zostawić takie na cały rok poproszę.
Gdy jechałem przez Lusowo, przypomniałem sobie, że niedawno został na tamtejszym cmentarzu pochowany aktor Ryszard Kotys, czyli znany wszystkim Paździoch ze "Świata według Kiepskich". Zajrzałem więc tamże, szukając jego grobu. Znalazłem. Żegnaj, Panie Paździoch!
Przy okazji pozwiedzałem nekropolię, małą, ale klimatyczną i bardzo ciekawą. Leżą tam wielkopolscy powstańcy, jest też i Maryja bez głowy.
Podjechałem sobie również kawałek dalej, nad Jezioro Lusowskie. A tam pełno ludzi... po nim spacerujących.
Zachęciło mnie to do rozsądnej mikrowersji chodzenia po wodzie. Blisko pomostu, żeby nie ryzykować. Rzadko bowiem ma się okazję do zobaczenie tamtejszej plaży "z zewnątrz" bez zamoczenia stóp :) No i wpadła przy okazji zamaskowana, czyli bezpieczna, sesja :)
Z innych motywów: moje ulubione drzewo stoi. Może ten stan się utrzyma jeszcze długo?
Zamarzł nawet kanałek prowadzący do wspomnianego już jeziora.
Tu musiała odbyć się jakaś arcyciekawa, choć smutna historia :)
Oj, tęskno mi za takimi barwami. Przynajmniej na reklamie cieszą.
Jeszcze zwierzaki, takie same jak wczoraj. Czyli sarenki w liczbie olbrzymiej...
...oraz zimowe żurawie.
Leniwy, a jednak ciekawy poznawczo wypad. Lubię takie.
- DST 57.10km
- Czas 02:17
- VAVG 25.01km/h
- VMAX 41.00km/h
- Temperatura -9.0°C
- Podjazdy 131m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
W zamrażarce
Piątek, 12 lutego 2021 · dodano: 12.02.2021 | Komentarze 14
Udało się w końcu wykonać pełne, stuprocentowe pięć dych. Jakoś tak lepiej człowiekowi :)
Temperatura była mało intuicyjna - na starcie minus dziesięć, w najcieplejszym momencie o dwa stopnie więcej. Gdzieś na dwudziestym kilometrze mój komin dostał nowej barwy - śnieżnej, skrystalizowanej bieli :) No i niestety wiatr, mimo że maksymalnie o średnich podmuchach, zrobił swoje - wymarzłem za wszystkie (mam nadzieję, że wszystkie) czasy.
Trasa zachodnia: Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewiec - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.
Fakt, była tytułowa zamrażarka. Ale asfalty poza aglomeracją już wręcz idealne. Zresztą wystarczy spojrzeć:
Oczywiście na polach rządziła biel, ale całkiem klimatyczna.
Tylko pewnemu łowcy średnio akurat szło z kamuflażem :)
Pysk mi się cieszył na samą myśl o uchwyceniu moich ulubionych wierzb między Trzcielinem a Dopiewem, a tu szok...
Początkowo zacząłem kląć na głos, bo żyję w Polsce, więc sądziłem, iż podcinka ma na celu całkowite wyeliminowanie stąd drzew, ale na szczęście po chwili przyjechali autorzy tej instalacji, których dopytałem co i jak. Uspokoili mnie, że poszły tylko gałęzie, reszta zostanie. Uf.
A tak przy okazji - czy tylko ja widzę tu ludzką głowę? :)
Na to wszystko patrzył z góry mój znajomy myszołów włochaty...
...a sarenki jak zwykle stresowały się wszystkim, tylko nie ewentualną wycinką.
Kawałek dalej przyuważyłem zgraną parę kruków i oczywiście nasunął mi się dialog między nimi: "ty, a słyszałeś o tym ostatnim czarnym strajku?".
Tu zaś przesłanie wydawało się prostsze: "jeeeeeeeśśśćććć!!!" :)
No i na koniec jeszcze zmarznięte żurawie:
Oj, było dziś co focić. Żałowałem, że nie mam ze sobą grzejnika, bo łapy mi przy okazji niemal zamarzły :) No ale czasem warto się poświęcić.
Prawie przez to spóźniłem się do pracy, jednak pojechałem do niej też rowerem, więc się udało. Bo jak wiadomo, to najlepszy i najszybszy pojazd do poruszania się po mieście.
- DST 31.70km
- Czas 01:16
- VAVG 25.03km/h
- VMAX 42.40km/h
- Temperatura -6.0°C
- Podjazdy 91m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Glut świąteczny :)
Czwartek, 11 lutego 2021 · dodano: 11.02.2021 | Komentarze 4
No w końcu! Po trzech dniach chomikowej posuchy udało się dzisiaj wykręcić symbolicznego gluta. Warto było czekać. Oj, głodek był już okrutny.
Do wyjazdu podchodziłem jak pies do jeża, czyli znów najpierw zrobiłem rozeznanie terenu, co zbytnim optymizmem mnie nie napełniło, gdyż wciąż na ulicach zalegało sporo syfu, średnio niestety dotychczas rozjechanego przez różnorakie pojazdy. Jednak stwierdziłem, że jak dziś nie ruszę, to mnie leń dopadnie na dobre. No więc odkurzyłem Czarnucha i w drogę.
Trasa to klasyczne w tę i z powrotem: Dębiec - Górczyn - Plewiska i serwisówką prawie do ronda przed Dąbrową, gdzie nastąpiła nawrotka.
Drogi w mieście fatalne, na wsi, czyli w Plewiskach (skromne ponad 9 tysięcy mieszkańców, ale zapewne praw miejskich się nie opłaca mieć) też do ideału trochę brakowało...
...ale już serwisówki prezentowały się całkiem sympatycznie.
Na więcej niż 30 kilosów czasu nie miałem - do pracy trzeba było. W sumie nawet nie zamierzałem dalej jechać, bo zimno. Poza tym dziś dzień święty, który należało święcić, więc trzeba było jeszcze odwiedzić świątynię...
...i oddać się kontemplacji :)
Milusio, że znów udało się spędzić chociaż tę godzinkę z nakładką na rowerze. Fajnie, bo już zaczynało mnie jakieś przeziębienie brać od braku kręcenia :)
A na Wildzie dziś zauważyłem smakołyk: kiełbaski z rodziny kozackiej, do tego takiej premium, bo do tego polskiej i wędzonej :)
Chomik 2021, odcinek piąty, nie-w-czas-owy
Środa, 10 lutego 2021 · dodano: 10.02.2021 | Komentarze 11
Kolejny dzień do dupy.
Najpierw - jak zwykle - włączyłem swoje ulubione radio. No i poczułem się jak podczas stanu wojennego (no dobra, wtedy się rodziłem, mogę nie do końca dobrze to pamiętać) - jeden komunikat powtarzany w kółko. Tyle że tym razem mówił on o proteście niezależnych nadawców przeciw następnej rządowej próbie położenia swoich łapsk na kolejnym elemencie, którego w normalnym kraju ruszać nie powinien. I jeśli perspektywa świata bez odmóżdżającego TVN-u brzmi nęcąco, to już media tworzone jedynie przez propagandowych przydupasów (dziennikarze to na pewno nie są) byłyby niesmacznym chichotem historii. A faktycznie, jedynie do tego doprowadziłoby opodatkowanie reklam. Przeżyłoby tylko TVP oraz Polskie Radio, finansowane hojnie z naszych podatków. Więc dzień bez TOK FM, jak sądzę, jest wart tej ceny.
Drugim elementem, przez który szlag mnie trafił, była pogoda. Miałem wczoraj cichą nadzieję, że rano wykręcę choć gluta, a tymczasem znów od ósmej zaczęło sypać, i to całkiem konkretnie. Oczywiście oceniłem organoleptycznie sytuację idąc po chleb, po czym zdegustowany i smutny wsiadłem na chomika. Wynik dzisiejszy:
- dystans: 33,5 kilometra;
- czas: 1 godzina i 35 sekund;
- średnia: 33,2 km/h.
Pod sam koniec mojego pseudokręcenia zaczęło się wypogadzać :/ Tyle że już czasu nie miałem na jakiś normlany dystans, a półśrodków nie uznaję, więc w zamian poszedłem z Kropą na spacer przedpracowy. Już częściowo w słońcu, ale za to przy mocno pozamarzanych stawach, więc mogłem dziś poczuć się jak chodzący po wodzie.
Kropa też łyżew nie potrzebowała :)
Z ptakami licho, zresztą spieszyłem się, więc jedynie skromne kosy, jeden filozof...
...drugi panikarz...
..a na deser kawka łapiąca zimowe promienie słońca.
Najgorsze jest to, że gdy szedłem do roboty, drogi były już całkiem dobrze przejezdne, fragmentami nawet czarne. Gdybym miał wolne, bez problemu bym dziś wyjechał, ale nie przy tym, co widziałem rano.
Chomik 2021, odcinek czwarty, rudzikowy
Wtorek, 9 lutego 2021 · dodano: 09.02.2021 | Komentarze 7
Miałem jakieś minimalne zasoby nadziei, że dzisiaj się uda porowerować. No ale nic z tego - rano drogi wciąż pokryte były błotem pośniegowym, spod którego widać było fragmentami lód. Do tego lekko padało jeszcze białe paskudztwo, więc odpuściłem. Szkoda, bo wiatr się uspokoił.
Chomik wszedł w obroty tak jak wczoraj:
- dystans: 32,5 kilometra;
- czas: 1 godzina i 48 sekund;
- średnia: 32,1 km/h.
Tym razem wstałem wcześniej, mogłem więc jeszcze zafundować Kropie spacer po Dębinie, krótszy niż zwykle, ale zawsze coś. Fascynacja śniegiem wciąż trwa, tak jakieś 1025454445476 razy silniejsza niż moja :) Natomiast cieszę się, że udało mi się uchwycić zmarzniętego rudzika.
Poza tym jak zwykle grzecznie czekające w kolejce sikory...
...oraz oczywiście kijkowo-śnieżne szaleństwo.
No i jeszcze dalszy ciąg historii z koziołkiem. Znów:) Otóż wczoraj napisała do mnie miła pani z Polskiej Agencji Prasowej, z zapytaniem czy mogą historię ratowania sarenki opisać na angielskojęzycznym portalu The First News i czy zgodzę się na wykorzystanie zdjęć. No cóż, mimo że PAP aktualnie to tuba propagandowa, ale w wersji zagranicznej nie znalazłem jakiegoś szmelcu, oczywiście wyraziłem zgodę pod dwoma warunkami: zachowania praw autorskich oraz uniknięcia jakiegokolwiek zdania nawiązującego do polityki :) Z tym nie było problemu no i dostałem dzisiaj newsa, że się pojawiło: o TUTAJ :)
Milo, że to poszło w świat.