Info
Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 213051.35 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.74 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 711922 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń21 - 100
- 2024, Grudzień31 - 239
- 2024, Listopad30 - 201
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 208
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
Sierpień, 2019
Dystans całkowity: | 1880.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 65:37 |
Średnia prędkość: | 28.66 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.20 km/h |
Suma podjazdów: | 8710 m |
Liczba aktywności: | 31 |
Średnio na aktywność: | 60.66 km i 2h 07m |
Więcej statystyk |
- DST 57.30km
- Czas 02:12
- VAVG 26.05km/h
- VMAX 51.10km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 131m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Nieglut wyczekujący
Środa, 21 sierpnia 2019 · dodano: 21.08.2019 | Komentarze 14
Wczoraj wieczorem, gdy zerknąłem na prognozy, byłem w miarę spokojny o dzisiejsze kręcenie, bo w nocy miało lać, a rano koło ósmej się wypogodzić. W pracy miałem być o trzynastej, więc wydawałoby się, że nie się czym martwić.
Gdy rano około dziewiątej wciąż krople bębniły mi o szyby, zacząłem się lekko irytować. "Na szczęście" miałem z tyłu głowy, że szykują mi się dziś po robocie nadgodziny, bo trzeba przypilnować fachmanów od montażu jakichś mebli, więc postanowiłem, że się spieszył nie będę i zrobię "niedogodziny" :)
Warto było. Jakoś po dziesiątej deszcz zamienił się w mżawkę, by w końcu ustać. Szybko uruchomiłem Czarnucha (bo on od tego jest), założyłem kurtkę przeciwdeszczową (tu błąd, bo po kilkunastu minutach z powodu przegrzania zacząłem sprawdzać czy da się ją zdjąć podczas jazdy, jednocześnie wkładając do plecaka, gdy dokoła pędzą samochody. Już wiem, że się nie da, a przynajmniej ja nie potrafię) i przed siebie.
Wyszło zachodnie kółko: Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewiec - Dopiewo - Fiałkowo - Więckowice - Sierosław - Zakrzewo - Plewiska - Poznań.
Przez pierwsze dziesięć kilometrów fajnie mi jeszcze chlapało pod kołami, potem wyszło słońce i zrobił się kompletnie inny świat.
Momentami żałowałem, że spękałem i nie wziąłem szosy, ale za to zrekompensowałem to sobie pod sam koniec, gdy jakimiś bocznymi chynchami i po błocku, lekko się gubiąc, zaliczyłem jeszcze Szachty - o tej porze puste, co niestety staje się ostatnio wyjątkiem, nie regułą...
Tempo dość powolne, bo wiatr nie chciał współpracować, jednak w przypadku jazdy czołgiem było to mało istotne. Grunt, że udało się pokręcić, do tego nie gluta, tylko full wypas, a co do pogodynek, to... aaa, nie będę się wyrażał :)
Relive TUTAJ. Do dystansu dochodzi odcinek "dopracowy".
Ja chcę znów na urlooooop!
- DST 54.20km
- Czas 01:51
- VAVG 29.30km/h
- VMAX 52.20km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 218m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Trójkolny kibel oraz filmik z Krajkowa
Wtorek, 20 sierpnia 2019 · dodano: 20.08.2019 | Komentarze 6
Jako że był to praktycznie mój ostatni (choć już nieurlopowy) wolny dzień w tym miesiącu, musiałem, po prostu musiałem, się konkretnie wyspać. Żona miała do pracy na ósmą, pies nie dokazywał od rana, mogłem więc sobie pozwolić, z czego skrzętnie skorzystałem.
Ruszyłem grubo po dziesiątej, co miało tylko jeden minus - wyszło słońce i zrobiło się za ciepło. Do tego znów nie pomógł mi wiatr - nie był silny, ale po swojemu postanowił gdzieś w połowie jazdy zmienić kierunek i podczas powrotu, zamiast mieć go z tyłu, witałem się z nim z boku.
Trasa dzisiejsza to lekko poszerzony o jedną wioskę klasyk: z Dębca przez Las Dębiński, Starołękę, Czapury, Wiórek, Rogalinek, Rogalin, Świątniki, Radzewice i Trzykolne Młyny do Radzewa (to właśnie nowe "odkrycie"), tam nawrotka i powrót częściowo tym samym szlakiem do Rogalinka, gdzie skręciłem na Mosinę, Puszczykowo, Łęczycę i zaliczając Luboń dotarłem do domu.
W Trzykolnych Młynach z pewnym rozrzewnieniem przyuważyłem taką oto sławojkę na sprzedaż. Pamiętam mroczne czasy, gdy u babci nie było kanalizacji i korzystanie z tego przybytku było koniecznością. Nie żebym tęsknił :)
No i nie mogłem sobie jak zwykle odmówić chwili relaksu w rzecznym porcie w Radzewicach. Akumulatory póki co więc naładowane.
Relive
TUTAJ.
W końcu udało mi się "obrobić" filmik z lipcowego wypadu do Rezerwatu Krajkowo. Jakby ktoś miał chęć obejrzeć, to zapraszam, ale od razu mówię, że warto się zaopatrzyć w coś na oczopląs, bo ja dochodziłem do siebie po tej trzęsawicy ze dwa dni :)
- DST 53.00km
- Czas 02:03
- VAVG 25.85km/h
- VMAX 51.10km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 144m
- Sprzęt Czarnuch :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Uleśnie
Poniedziałek, 19 sierpnia 2019 · dodano: 19.08.2019 | Komentarze 10
Co mogło mnie czekać ostatniego dnia oficjalnego urlopu? No co? Ano deszcz, to oczywiste :)
Generalnie jednak główne pretensje mogę mieć do siebie. Bo zaufałem prognozom (wiem, wiem, jestem jak bite dziecko wąsatego tatusia alkoholika, które wciąż wierzy, że chlanie się kiedyś skończy), które solidarnie twierdziły, że zacznie padać dopiero w południe. No i faktycznie, zaczęło. Kolejną turę :)
Wyruszyłem po dziewiątej, zapobiegliwe wybierając Czarnucha. Początkowo, czyli przez pierwsze piętnaście kilometrów, raz kropiło, raz nie, ale jechało się nawet sympatycznie. Z Dębca chciałem się pierwotnie dostać na Junikowo, ale na widok zamkniętego przejazdu kolejowego na Kopaninie i perspektywie kilkunastu minut czekania, zmieniłem zdanie i skierowałem się przez Plewiska oraz Skórzewo do Dąbrówki, gdzie wpadłem na pomysł wjechania w las i dostania się nim do Dopiewca. Jechałem tamtędy jakieś dwa lata temu crossem i pamiętałem fajne, w miarę dzikie ostępy, byłem więc gotowy na akcję spod hasła "zielono mi". Jak się okazało - to se ne vrati.
Gdy już minąłem tabliczkę Leśnictwa Konstantynowo, z debilnym zakazem wprowadzania psów...
...nagle zamiast w lesie znalazłem się na jakimś nowym osiedlu. I to nie kilku domkach na krzyż, tylko w państwie w państwie, labiryncie betonu, w którym się centralnie pogubiłem. Kilka razy musiałem zawracać, bo posesje były częściowo ogrodzone, pełno było zamkniętych uliczek, jednym słowem koszmar. W końcu jednak udało mi się znaleźć drzwi do lasu, czyli niedomkniętą bramkę, dzięki której wróciłem do żywych. Przyznam, że tu zacząłem bawić się setnie, bo w swej łaskawości jeszcze nikt nie zdążył wyciąć wszystkich drzew...
...ale niestety znów dróżki skierowały mnie do cholernej cywilizacji. Nie wiem, czy to ja coś pomieszałem, czy faktycznie przez okres niebytności tu genialna zielona miejscówka przestała istnieć, fakty były jednak takie, że pozostało mi już jedynie poruszanie się drogą, czyli trasą przez Palędzie, Dopiewiec, Dopiewo, Konarzewo, Chomęcice, Rosnowo, Komorniki oraz Plewiska do domu. Tyle że już przy konkretnej ulewie - po powrocie pralka z radością mnie zobaczyła :) Nie pomógł nawet błotnik, bo ponad trzydzieści kilometrów roweru wodnego zrobiło swoje. Od razu też zapodałem sobie Gripex i tabsy na gardło, mam nadzieję, że ten wypad nie skończy się przeziębieniem. Ot, urlopik :)
Na szczęście na kierze Czarnucha nie mam wypasionej wodoszczelnej Sigmy, tylko tani licznik z marketu, więc nie przestał działać ani przez chwilę :)
Relive tym razem w dwóch częściach, bo telefon zamókł i się wyłączył. TU część pierwsza, TU druga, ale gps szalał, więc bardzo przekłamana.
Na koniec smaczek z Plewisk (z samego początku, gdy jeszcze nie padało). Kiedyś już wklejałem, ale tego widoku nigdy za dużo. Przypominam, że moje koła mają 29 cali :)
- DST 52.85km
- Czas 01:45
- VAVG 30.20km/h
- VMAX 60.20km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 201m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Gorszość :)
Niedziela, 18 sierpnia 2019 · dodano: 18.08.2019 | Komentarze 12
Od rana pogoda była na tyle niepewna, że motywowała mnie jedynie do... niespieszenia się z wyjazdem :) Było pochmurno, groziło lekkimi opadami (te mnie dopadły po drodze, ale prawie niezauważalne), a wiatr robił wyraźne szumidła na drzewach. Mimo wszystko kręciło się całkiem fajnie.
Trasa: klasyczne "kondominium" - Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Dębienko - Szreniawa - Komorniki - Poznań. TU Relive, ale koncertowo spieprzone przez zawiechę Endomondo :)
Wiało. Ale nawet momentami pomagało, co widać po fałmaksie.
Motywów do fotek za wiele nie było, więc jedynie jedna z Łodzi, w towarzystwie lekko już odrapanego Nepomucena.
Więcej będzie ze spaceru, bo udało się po południu ruszyć cztery litery i połazić po Wielkopolskim Parku Narodowym, ale z racji niedzieli i chęci ominięcia tłumów w bardziej malowniczej części, czyli przy Nadwarciańskim, tym razem dreptanie nastąpiło głównie po okolicach Wirów i Łęczycy. Tam cisza, spokój, więc nerwy nie zostały nadwyrężone obecnością ludożerki :)
Na koniec Mądrość Ludzi Lasu. Od razu uprzedzam pytanie, które by zapewne padło - nie, to nie ja udoskonaliłem tablicę :)
- DST 54.40km
- Czas 01:48
- VAVG 30.22km/h
- VMAX 53.30km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 204m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Posłanniczo
Sobota, 17 sierpnia 2019 · dodano: 17.08.2019 | Komentarze 15
Po wczorajszej panie
postanowiłem nie kusić już losu i wymienić oponę w przednim
kole. Na szczęście miałem już kupioną ją jakiś czas temu, więc
nie musiałem w panice lecieć na zakupy, tylko na spokojnie (jak
nałogowo mówią Wielkopolanie - ”ze spokojem”) zrobić to
wieczorem, po powrocie z Wrocławia. Stanęło na dość chwalonym
modelu Maxxis Detonator, zwijanym i w teorii wytrzymałym. Się okaże, na
razie po jednym wyjeździe jestem zadowolony, szczególnie że lekkie
bieżnikowanie daje większą stabilność na zakrętach, której mi
brakowało przy łysej gumie.
Dzisiejsza trasa to
jedno z moich ulubionych ”w tę i nazad”, czyli z Poznania przez
Luboń, Wiry, Łęczycę, Puszczykowo, Mosinę, Żabinko i hopkę za
Żabnem, gdzie nastąpiła nawrotka. Jechało się całkiem
sympatycznie, bo wiatr jak na siebie był dość sprawiedliwy, czyli
przeszkadzał tylko przez 2/3 drogi, a temperatura nie miażdżyła.
No i czas na
rozwinięcie tytułu. Na światłach w Luboniu, na wysokości Maka,
spotkałem znanego z Sejmu Adama Szłapkę wraz z ekipą. Nie
omieszkałem zagadać, bo czemu nie, a przy okazji przekonałem się,
że okres przedwyborczy to czas cudów, bo kiedy indziej można się
spodziewać, że pan poseł przytrzyma komuś rower i wręczy
odblaskową opaskę z pewnym specyficznym logo? :) Życzyłem
powodzenia, a prezent się przyda, choć nie wiem czy jazda z czymś
takim nie wzbudzi agresji u niektórych kierowców :)
No i na koniec mission impossible, czyli wyprzedzanie przygłuchego tłuścioszka. Mój patent, po wykorzystaniu wszystkich możliwości, w tym krzyczenia: wybrać kierunek (lewo lub prawo), zamknąć oczy i ruszyć przed siebie. Udało się :)
- DST 53.20km
- Czas 01:46
- VAVG 30.11km/h
- VMAX 50.50km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 157m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Panatyk
Piątek, 16 sierpnia 2019 · dodano: 16.08.2019 | Komentarze 11
Wczoraj wieczorem
wróciliśmy do Poznania, trochę wcześniej niż było to
zaplanowane, z powodów, których nikt nie chciałby ogarniać (a niestety niemal każdy musi), a
dziś czeka mnie jeszcze wyjazd do Wrocławia, z tych samych. No
niestety, pewnych przykrych rzeczy się nie przewidzi...
Co do kwestii
rowerowych – oj, płasko się jakoś zrobiło :) Nie żebym
narzekał, bo uważam, że kręcenie po górach lepsze jest jako
wisienka na torcie niż sam tort, co stwierdzam jako człowiek
doświadczony w temacie. Poza tym bardziej docenia się piękno tej
pierwszej wersji, gdy nie staje się ona codziennością. Ale to
tylko moje skromne zdanie.
No i jazda szosą –
to inna bajka, nawet gdy człowiek jest oszukiwany tak jak na obrazku
– nowa śmieszka w Komornikach wydawała się całkiem obiecująca,
póki się w nią nie zagłębiłem. Dalej bowiem już fale Dunaju,
kostka Downa na podjazdach, no i wszędobylski syf – piasek i
przeróżne atrakcje tego typu. Zjechałem na drogę chwilę po zrobieniu tego zdjęcia.
No właśnie –
atrakcje… Właśnie za Komornikami, na poboczu krajowej piątki,
najpierw zaskoczyło mnie leżące na poboczu szkło, a chwilę
później usłyszałem znienawidzone ”pssssss….”, a jedno z kół
zaczęło mi falować. Na szczęście przednie, więc wymiana dętki
poszła błyskawicznie. Co prawda zapas czasu jeszcze miałem, ale
tego typu sytuacje nigdy nie poprawiają psychicznego komfortu, szczególnie gdy
trzeba się na którąś wyrobić.
Dobrze zrobiłem, że
dokładnie obejrzałem oponę, bo gdybym tego nie zrobił, po chwili
znów zabierałbym się za zdejmowanie jej z obręczy. Fabryczna guma
Bontragera, po przejechaniu na niej 23,5 tysiąca kilometrów i
złapania tylko jednego kapcia, powoli chyba się zaczyna poddawać,
a pokonana dziś została przez wielgachny kawał wspomnianego szkła. Będę musiał
jak najszybciej ją wymienić, ale za zasługi nie wyląduje na
śmietniku, tylko w piwnicy, jako egzemplarz lekkiej, lecz wybitnie wytrzymałej
opony szosowej.
No i jeszcze trasa –
mimo że plany miałem inne, to nie będąc pewien tego, co może się
dziać z kołem, zawróciłem do Poznania, a gdy się okazało, że
tragedii raczej nie będzie, dokręciłem do pięciu dych. No i
wyszło takie coś: Poznań – Luboń – Wiry – Łęczyca –
Wiry – Komorniki – Poznań – Luboń – Wiry – Komorniki –
Plewiska – Poznań. Za dwukrotne zaliczenie Lubonia powinni dawać
jakiś medal. Albo odszkodowanie :)
BS-a ogarnę
wieczorem, jak wrócę.
- DST 60.50km
- Czas 02:25
- VAVG 25.03km/h
- VMAX 55.50km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 1119m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Turking, czyli usiąść na Okraj :)
Czwartek, 15 sierpnia 2019 · dodano: 15.08.2019 | Komentarze 14
Dzisiaj, ze względów
logistycznych, musiałem wyjechać dość wcześnie, bo przed
dziewiątą. Najpierw jednak wyszedłem z psem, przy okazji oceniając
temperaturę. I hmmm… po powrocie zdecydowałem się na koszulkę
termo jako niezbędnik :) Oj, przydała się.
Za cel wybrałem
sobie Przełęcz Okraj, czyli plus minus piętnastokilometrowy
podjazd, raz mniej, raz bardziej upierdliwy, ale generalnie do
ogarnięcia bez większego problemu. Ruszyłem z Jeleniej Góry
najkrótszą drogą: przez Mysłakowice, Kostrzycę i Kowary, a potem
już tylko do góry :)
Sama jazda bez
specjalnej historii, bo wjazd jest dość popularny i lubiany,
również przeze mnie, bo ”rzeźniczych” fragmentów jest tylko
kilka, a największym plusem (w przeciwieństwie do Przełęczy
Karkonoskiej) jest w miarę równy asfalt, który pozwala rozwinąć
się na zjeździe, mimo sporej liczby serpentyn.
Kilka fotek.
Najpierw Jelenia Góra i DDR-ka, która w swojej głównej części
powstała już dobre kilkanaście lat temu, a jakościowo jest lepsza
niż cała masa gówien budowanych tam później. Oczywiście nie
brakuje absurdów, takich jak za wysoki krawężnik w miejscu, gdzie
styka się z wyjazdem z obwodnicy, lecz to jest właśnie przykład
współczesnej (bez)myślni.
Okolice Kowar to już
widokowa uczta, oczywiście pod warunkiem, że wytnie się… Kowary :)
No i sam podjazd –
tu tylko kilka zdjęć, gdyż widoki są skrzętnie ukryte, i bardzo
dobrze, bo teren jest pięknie zalesiony i niech tak zostanie.
Oczywiście w pewnych miejscach zostało już ”podziałane” :/
Najbardziej męczące
były… korki. Mometami czułem się jak w Poznaniu na Rondzie
Śródka (przypomnę, że jest teraz w remoncie), a analiza tablic
rejestracyjnych tylko mnie utwierdziła w tym skojarzeniu :) Kij z
tym, że co chwilę ktoś mi siedział na kole, gorsze było to, że
podczas powrotu musiałem zwalniać.
Czechy zostały
nawiedzone po raz enty, ale wciąż pozytywne emocje budzi we mnie
przejazd przez granice bez żadnych kontroli. Pamiętam oczywiście czasy, gdy bez
paszportu dało się jedynie pocałować szlaban i trzeba było
wracać jak niepyszny. A teraz? Bajka.
Pokręciłem się
troszkę po terenach przygranicznych, żeby dystans się ładnie
zaokrąglił. Przy okazji skorzystałem z wahadła i mam ujęcie bez samochodów :)
Tamże znalazłem tura, a nawet Turkinga :) Z dzwoneczkiem. Tylko te
rogi mogliby mu dosztukować, bo jakiś taki otępiały się wydaje.
Czas naglił, więc
oddałem się rozkoszy zjazdu. Moja ulubiona część tego typu
wycieczek :) Gdy poezja się skończyła, pozostało mi już tylko
człapanie swoimi śladami do domu, raz pod wiatr, raz z wiatrem,
różnie, różniście :)
Relive TUTAJ.
Zaległości na BS znów będą nadrobione z opóźnieniem, ale póki co w zamian jedna z niewielu Biedronek z dobrą perspektywą :)
- DST 55.10km
- Czas 02:12
- VAVG 25.05km/h
- VMAX 51.50km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 701m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Jelotek
Środa, 14 sierpnia 2019 · dodano: 14.08.2019 | Komentarze 20
Dzisiejszy wypad nastąpił wyjątkowo późno, bo po jedenastej. Ale mam wytłumaczenie - wczorajsze nadrabianie jeleniogórskich zaległości towarzyskich "lekko" nam się przedłużyło, jednak nie każdego wieczora ma się okazję podyskutować z rzeczniczką prasową jednej z głównych państwowych spółek o jej uzależnieniu od rządzącej nam wszem i wobec partii. Grunt, że przyznała w końcu, że będzie głosowała na nią jedynie dla własnego partykularnego interesu, bo co stołek, to stołek. Ale poza tym dziewczę całkiem sympatyczne i ogarnięte - życzę, żeby utrzymała posadę jako... dobry fachowiec zatrzymany na nim przez nową ekipę :)
Co do rowerowania - na pierwszy ogień poszła dziś Kapella, czyli miejsce, na które wjeżdża się tylko w jednym celu: wykorzystania okazji do zrobienia fotek Kotliny Jeleniogórskiej i okolic, jeśli oczywiście pogoda pozwala. A ta prezentowała się całkiem sympatycznie, choć wiatr na górze był solidny i miałem problemy, żeby podczas zjazdu wycisnąć marne 50 km/h. Tylko ta zalegająca w kilku miejscach od ponad roku tarka już "lekko" irytuje :/
Fotki ze wspomnianej (Kapelli, nie tarki):
Na szczycie, czyli Łysej Górze, chwila relaksu...
...i powrót swoimi śladami na jeleniogórskie Zabobrze. Na dole stwierdziłem, że mimo podmuchów z zachodu jednak ciągnie mnie w ukochane Rudawy, więc tam skierowałem swe koła, przy okazji po raz pierwszy zaliczając w całości obwodnicę Maciejowej - jest godna, ale pobocze to śmiech. Przez łzy.
Potem już klasycznie: Radomierz, Janowice Wielkie, Trzcińsko, Bobrów, Wojanów, Łomnica i do Jeleniej. Wszędzie dokoła - jak zwykle - cycuchy :)
No i oczywiście nie zabrakło ziomala :)
Relive TUTAJ - na nim trasa wygląda niczym skaczący kotek, a na mapie niczym jelonek. Stąd tytuł wpisu.
- DST 54.20km
- Czas 02:07
- VAVG 25.61km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 705m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Po oscypki
Wtorek, 13 sierpnia 2019 · dodano: 13.08.2019 | Komentarze 7
Po wczorajszych popołudniowych, wieczornych oraz nocnych opadach na szczęście już mało co zostało - nad ranem niebo zaczęło się nawet przejaśniać, do tego nie oznaczało to znacznego zwiększenia temperatury, czyli miodzio - można było kręcić!
Wiatr też jakoś nie miażdżył, ot, chwilowe podmuchy, raz słabsze, raz mocniejsze, ale co najważniejsze - z grubsza z jednego kierunku, czyli rzecz, którą w WLKP spotykam niezwykle rzadko. Trzeba było skorzystać :)
Kierunek był mało ambitny, ale z tytułową misją - po oscypki do Szklarskiej Poręby. Co prawda jak zawsze mam pewne wątpliwości co do ich autentyczności gdziekolwiek poza Podhalem (a nawet i tam), ale skoro smak się z grubsza zgadza, to nie ma co wybrzydzać :)
Trasa: Jelenia Góra - Cieplice - Wojcieszyce - Piechowice - Szklarska Górna (PKP) - nawrotka do Piechowic - Sobieszów - Zachełmie - Podgórzyn - Stawy Podgórzyńskie - Cieplice - Jelenia.
Oscypki zostały nabyte i zawiezione na sam dół. Prócz jednego, ale nie mogłem się powstrzymać :) Aha, sporo czasu zajęło mi czekanie, aż bydł... to znaczy kochane dwunożne istoty łaskawie usuną się z kadrów.
Wjazd do Jeleniej od strony Sobieszowa, w tle dumnie trzymający się wciąż Zamek Chojnik.
Nie mogło zabraknąć rzutu okiem na Stawy Podgórzyńskie - tam, mimo koszmarku architektonicznego, który przy nich straszy, jest wciąż pięknie.
Oj tak, jestem u siebie :)
Aha, jeśli dobrze odczytałem przesłanie, to w jakimś z niedawnych wpisów Mors sugerował, że na tej dziwnej uliczce o koszmarnej nawierzchni, zaraz obok Bazy Pod Ponurą Małpą, mnie "nie widzi". Otóż sprawdziłem - ja się widzę, wjeżdża się na to bez zatrzymywania, choć średnio przyjemnie. Gorzej się zjeżdża, bo wolniej :)
Od wczoraj czegoś mi brakowało z codzienności. Ale nic w przyrodzie nie ginie - gdy wjeżdżałem do Sobieszowa, zaraz przed rondem, usłyszałem klakson. Faktycznie, akurat musiałem lekko skorygować tor jazdy, ale zachowanie ostrożności przy wyprzedzaniu nie należało akurat do mnie, tylko do kierowcy Corsy. Oczywiście nie odnotowano ani połowy z regulaminowej odległości.
Prowadzący auto został przeze mnie dogoniony, ale zanim zdążyłem coś powiedzieć, usłyszałem:
- Po...ało cię?
- Mnie? To chyba nie w tym kierunku przekaz. Przecież widziałeś, że omijam dziurę, więc powinieneś tym bardziej uważać podczas wyprzedzania, już nie mówiąc o podwójnej ciągłej. Poza tym zastanów się lepiej, zanim bezpodstawnie użyjesz klaksonu, bo za to jest mandat.
(tu nastąpiło dobre pięć sekund ciszy, zauważyłem skupienie na twarzy, a potem skinięcie głową i...)
- Przepraszam.
No proszę da się :)
TUTAJ Relive.
A na koniec kadr z popołudniowego spaceru (12 kilosów) pomiędzy Michałowicami a Szklarską. Kropa była w swoim żywiole :)
Teraz znów wybywamy z domu, więc na wszelkie opinie i uszczypliwości (już się oczywiście pojawiły, te zębate) odpowiem albo dużo później, albo jutro. Wtedy też nadrobię zaległości na BS.
- DST 53.00km
- Czas 02:07
- VAVG 25.04km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 839m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Nieplaning górski
Poniedziałek, 12 sierpnia 2019 · dodano: 12.08.2019 | Komentarze 17
Kilka dni temu nawet nie podejrzewałem, że jeszcze w sierpniu będzie okazja do
pokręcenia rowerem po górach. Jednak gdy firma zaczęła sugestywnie chrząkać,
przypominając, iż z moim urlopem czas najwyższy coś zrobić, nie trzeba
mnie było dwa razy namawiać. W sumie nie trzeba by było nawet pół raza
:) Na planowanie jakichś odkrywczych wypadów czasu nie było, padło więc
na wakacje u siebie, czyli wypad w Sudety. Ma się ten komfort :)
Wolne
krótkie, ale jest, wczoraj udało się przemieścić rodzinnie do Jeleniej,
w koszmarnym zresztą upale. Dziś za to... zmarzłem. Taaaa, polski
klimat, taki debilny :)
Ruszając rano nie miałem kompletnie
pomysłu na to, gdzie jechać. Finalnie stanęło na miksie
rudawsko-karkonoskim: start z centrum Jeleniej przez okolice lotniska do
Łomnicy, stamtąd do Wojanowa, Bobrowa i Trzcińska, gdzie zacząłem
wspinaczkę mniejszą, przez Przełęcz Karpnicką do Karpnik, a z nich już
solidniejszą, Przełęczą Pod Średnicą, łykając Strużnicę, Gruszków i
Kowary, z których doczłapałem się do dolnych rejonów Karpacza, a po
zjeździe zaliczyłem jeszcze Mniszków, Sosnówkę oraz Staniszów, zanim zaparkowałem w Jelonce. Co się zresztą rozpisywać, lepszy jak zwykle jest Relive.
Kilka(naście) fotek:
Nie obyło się bez odwiedzin u koleżanek... :)
...choć i kolegów nie zabrakło :)
Wieś Ścięgny, położona na drodze z Kowar do Karpacza, jeszcze niecałe dwa lata temu nazywała się formalnie Ściegny, bez nóżki przy "e". Jednak dzięki lobby mieszkańców wsi, w końcu udało się uprawomocnić nazwę używaną tu od kilkudziesięciu lat, zamiast tej sztucznej, której używali jedynie turyści oraz istoty napływowe. I to nie nazywa moc samorządu! :)
Takie OSP, jak w Strużnicy, to ja rozumiem!
No i coś, co przewidywałem już ostatnio - jak Jelenia buduje asfaltową DDR-kę, to coś będzie musiało być nie tak. No i faktycznie, sporo przewyższeń zdobyłem dziś na nowym wynalazku prowadzącym do Łomnicy...
Niestety, koniec wypadu to już czysty deszcz, który praktycznie nie odpuścił do końca dnia. W związku z tym zamiast wypadu w góry wpadło tylko jedenaście kilometrów spaceru w tę i z powrotem na Perłę Zachodu, ale wykonane częściowo górą, Ścieżką Poetów. Jako że nie mam siły już dziś wklejać więcej zdjęć, póki co tylko Relive :)