Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197482.00 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2015

Dystans całkowity:1550.41 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:52:47
Średnia prędkość:29.37 km/h
Maksymalna prędkość:61.40 km/h
Suma podjazdów:4752 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:53.46 km i 1h 49m
Więcej statystyk
  • DST 53.20km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.40km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 68m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Frajda

Środa, 21 października 2015 · dodano: 21.10.2015 | Komentarze 6

Jednak te przerwy od roweru od czasu do czasu robią dobrze. Wczoraj znów odpuściłem, bo mżyło i padało całe przedpołudnie (potem nie wiem, bo gniłem w pracy), a w jeździe z mokrym tyłkiem jakoś przyjemności nie znajduję. Dziś pojawił się już głodek, więc ucieszyłem się, że za oknem jest jeszcze co prawda mokro, ale tej mokrości już z góry nie przybywa. Bez zastanowienia - szosa. Jakie to fajne bydle, wiecie? ;)

Nie zniechęcił mnie nawet kilkusetmetrowy korek zaraz pod domem, jak zwykle spowodowany usytuowaniem obok siebie non stop zamkniętego przejazdu kolejowego z objazdem. Ani kolejne (nowe, ze smakowicie bezsensownie ustawioną sygnalizacją) wahadło, tym razem w Skórzewie, na którym miałem sporo czasu (czerwone zaliczyłem dwa razy przy jednym rzucie) na przejrzenie w smartfonie zaległych maili sięgających gdzieś 2004 roku. Po prostu cieszyłem się jazdą - do Wysogotowa, potem DK-307 do Więckowic, skąd jak zwykle skierowałem się do Dopiewa i wróciłem przez Plewiska. Było dość ślisko, więc nie szarżowałem, w przeciwieństwie do puszkołbów, przez których na wszelki wypadek włączyłem wszystkie możliwe światełka, które miałem zamontowane (w tym prestiżowy przedni led w kolorze różowym, zakupiony niedawno w LIdlu :) No co, w sklepie było słabe oświetlenie).

Dopiero dziś zauważyłem, że stuknęło mi już 15 tysiaków w tym roku. Jest ok.


  • DST 52.30km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.02km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 102m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zostałem...

Poniedziałek, 19 października 2015 · dodano: 19.10.2015 | Komentarze 9

...i tu mam wątpliwości jak zakończyć zdanie. Jeśli ładnie to napiszę, że oszukany. Jeśli bardziej brzydko to napiszę, że wydymany.

Przez co?

Ano przez pogodę. W sumie nie po raz pierwszy, ale tak perfidnie bywa rzadko.

Żeby pokręcić przed pracą musiałem wyjechać maks o dziewiątej. Za oknem niebo zachmurzone, do momentu wyjazdu od czasu do czasu pojawiała się lekka mżawka. No to decyzja - albo zostaję w domu, albo cross. Łatwa do przewidzenia. I co? Ledwo wyjechałem poza Poznań ukazało się słoneczko zza chmur, asfalt okazał się suchutki, a z nieba nie spadła ani kropelka. Doszedłem do wniosku, że jestem luzerem jakich mało, bo zamiast męczyć się jadąc czołgiem mogłem szybciutko płynąć szosą. Złapałem się na tym, że aż modliłem się o jakiś leciutki opad, żeby zlikwidować dysonans, ale nie. Menda tym razem odpuściła.

Postanowiłem jednak przekuć porażkę w sukces i odwiedzić rejony, gdzie normalnie się nie zapuszczam, bo wiążę się to z dużą ilością ddr-ek made in Poland. Czyli dojechałem do Mosiny i skręciłem na Drużynę Poznańską, a następnie Pecnę, w której zawróciłem. Miejscowość ta jest na granicy powiatu kościańskiego (choć to jeszcze teren podlegający pod Mosinę), co uświadomiłem sobie, gdy zakwitł mi kawałek wcześniej, w Nowinkach, znak, którego ostatnio tu nie było. O taki:

Niech ktoś mi logicznie wyjaśni po co ten zakaz. Błagam. Potrzebuję choć kawałka logicznego wytłumaczenia. Oczywiście nie muszę dodawać. że żadnej drogi dla rowerów tam nie ma, nie licząc ścieżki leśnej położonej po stronie na której się znajdowałem robiąc zdjęcie. Oczywiście zakaz olałem, za to chętnie pogratuluję idiocie, który to w tym miejscu postawił. Kościańskie macki jak widać sięgają dalej niż myślałem :)

Wiatr, nie za bardzo silny, ale mnie dziś porządnie wymęczył w obydwie strony. Wróciłem dziś do domu solidnie zmęczony.


  • DST 51.35km
  • Czas 01:42
  • VAVG 30.21km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 161m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ślimaczo

Niedziela, 18 października 2015 · dodano: 18.10.2015 | Komentarze 6

Wczoraj, chcąc nie chcąc, mając zamiar pokręcić musiałem przed pracą zasiąść na crossie. Dziś w końcu trafił mi się dzień wolny, więc mogłem poszaleć z wyborem. Odczekałem sobie aż przejdą poranne lekkie opady i delikatnie po jedenastej ruszyłem. Szosą. Drogi były jeszcze mokre, więc początkowo jechałem w tempie, przy którym wędrujące ślimaki pewnie żałowały, że nie dysponują wbudowanymi gdzieś klaksonami w celu wyrażenia swojej dezaprobaty. Potem jednak, gdzieś w połowie drogi, asfalty były już bezpieczniejsze i mogłem trochę przykręcić tempo.

Zrobiłem rundkę przez Plewiska, Gołuski, Dopiewo, Trzcielin, Szreniawę i Luboń. W ciszy, przy dość małym ruchu, o dziwo bez większych przygód, choć jak zwykle kilku szajbusom z rejestracjami "PZ" mógłbym urwać lusterka podczas niezwykle skomplikowanego i trudnego do opanowania przez nich manewru wyprzedzania. Wystarczyło lekko ruszyć paznokciem małego palca lewej ręki.

Cieszy kolejny zaliczony kurs, i to na wąskich kołach. Jak zwykle jesienią, już nie pisząc o zimie, jest to powód do samozadowolenia.

P.S. (a w sumie lekka edycja wpisu) - późnym popołudniem wybraliśmy się z Żoną na spacer do Lasku Dębińskiego. Umieszczałem już zdjęcia z tego miejsca wiosną, umieszczałem latem, czas na jesień. Zimą też umieszczę :)



A najbardziej zadowolone były z naszej wizyty kaczki. Po zeżarciu połowy chleba nie miały siły już się nawet ruszać :)



  • DST 52.50km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.64km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 151m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Inglisz łeder

Sobota, 17 października 2015 · dodano: 17.10.2015 | Komentarze 2

Wczoraj wreszcie, po raz pierwszy od 14 kwietnia tego roku (specjalnie sprawdziłem), pokonały mój rowerowy nałóg szeroko rozumiane przeciwności. A konkretnie deszcz, który tym razem nie dawał nawet nadziei, że tak sobie tylko udaje, straszy lub żartuje (a jak wiadomo ma on poczucie humoru porównywalne jakościowo do przeciętnego grubego jegomościa z sumiastym wąsem, będącego niezbędnym elementem każdego polskiego wesela). Za to przypomniałem sobie jak to było, gdy się kręciło na chomiku (paskudnie) oraz nadrobiłem delikatnie "Grę o tron".

Dziś też miałem obawy czy uda mi się rano wyjechać przed pracą, bo za oknem kałuże i pojedyncze krople jeszcze się pojawiały, ale stwierdziłem, że poświęcę jak zwykle crossa, a gdyby się rozpadało to najwyżej zawrócę. Na szczęście nie musiałem. Wiatr w końcu zmienił kierunek na zachodni, a i też chwilowo osłabł. Alleluja!!!! Ale dziwnie było nie musieć psychicznie nastawiać się na Starołęcką. Morale wzrosło o +166344 :)

Trasę zrobiłem jedną ze swoich ulubionych, czyli "kondomik" od strony Puszczykowa i Mosiny, potem Dymaczewo, Łódź, Stęszew i Komorniki, dziś zakorkowane jak w poniedziałek w godzinach szczytu. Wiadomo - weekend się zaczął, a galerie i markety same na wieś nie przyjadą. W Stęszewie mijałem się z grupą trzech kolaży, przyznać trzeba, że odważnych, bo było dość ślisko, a poza tym - rowerowe pustki. Ścieżki za to pełne mokrych liści, a czynne i nieczynne torowiska (których jak wiadomo w mojej okolicy nie brakuje) stanowią idealne pole manewru do ćwiczeń przygotowujących do spacerów na linie nad wodospadem Niagara. Cieszyłem się,  ze wybrałem na dziś crossa, co prawda prędkości nie te, ale za to jaki komfort.


  • DST 51.80km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.00km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 179m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Robinsonada

Czwartek, 15 października 2015 · dodano: 15.10.2015 | Komentarze 4

Z tego co pamiętam to Robinson Crusoe został rozbitkiem podczas sztormu, gdy jego statek został pokonany przez wiatr i deszcz. Widzę analogię. Różnice są dwie - mnie się udało dotrzeć w całości do celu, a do tego nie wpadłbym na to, żeby nawracać żadnego Piętaszka na chrześcijaństwo. Bo najpierw ktoś by mnie musiał nawrócić :)

To, że miało urywać łeb zarówno wiedziałem, jak i widziałem za oknem jeszcze przed wyjazdem. Nie było zaskoczenia po wyruszeniu - drzewa się pięknie uginały, a mi koła się podwijały na każdym zakręcie. Co do deszczu to 99% moich ukochanych pogodynek twierdziło, że pojawi się on po godzinie jedenastej, więc (o ja naiwny) sądziłem, że już wtedy, gdy będę z kubkiem kawy w reku przed wyjściem do pracy słuchał w ciepełku bębnienia kropli o parapet. Oczywiście nie muszę dodawać, że było inaczej - zaczęło padać w niecałą godzinę po tym jak wyścibiłem nos za drzwi. I nie przestało.

Trasa (a jakże, eh) na wschód - Starołęcka tak zakorkowana, że musiałem wyrzec się swoich ideałów i żeby nie kwitnąć przez jakieś pół godziny w miejscu powoli przejechałem spory kawałek po chodniku. Następnie Krzesiny, Gądki, Szczodrzykowo, skręt w Krzyżownikach i powrót przez Tulce oraz Żerniki. I to właśnie tam wszystko - po wczorajszym dniu dobroci dla zwierząt - wróciło do czterokołowej normy, bo gdy zjeżdżałem z górki wymusił pierwszeństwo (nawet nie patrząc czy coś jedzie, gdy włączał się do ruchu), a ja w ostatniej chwili dałem po hamulcach, co mnie uratowało, żółty dostawczak RTV Euro AGD. Szkoda, że akurat z tej firmy, bo ostatnio chwaliłem sobie sprawne dostarczenie oraz montaż pralki od nich, ale nie ma zmiłuj - obiecałem sobie wymieniać każdy namacalny przypadek tego typu chamstwa, więc wymieniam (jakby co - skrzyżowanie drogi 433 z ulicą Ostrowską, około godziny 9:30. To gdyby ktoś chciał jakoś uhonorować szanownego pana kierowcę).

Dopłynąłem do domu, zupełnie nie patrząc na średnią. Chlup chlup chlup - to pamiętam. I niech nikt mi dziś nie podważa, że to był deszcz! :)


  • DST 52.20km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.00km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 82m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wpis science-fiction

Środa, 14 października 2015 · dodano: 14.10.2015 | Komentarze 12

Dziś zacznę nietypowo. Bardzo nietypowo. Od pochwały dwójki kierowców. Ja!!! Czuję się jakbym spotkał dwa razy Yeti podczas tej samej wycieczki. Pierwsza sytuacja - w okolicach Lasku Dębińskiego, gdy starałem się przepchać przez spory korek jeden z samochodów zjechał lekko w lewo, żeby mnie przepuścić. Prawie się ukłoniłem na wysokość łańcucha z szoku w ramach podziękowań. Druga - gdy podczas powrotu zjeżdżałem z DDR-ki łączącej Hetmańską z Drogą Dębińską i chciałem pasem dla rowerów włączyć się do ruchu, po drugiej stronie zatrzymała się samoistnie "L"-ka z osobą płci odmiennej za kierownicą. Wiadomo, warunki testowe to co innego niż zwykła jazda, ale zawsze. Do tego kierowca ciężarówki, przez którego i tak musiałem stać i czekać, bo mając dobre 500 metrów żeby mnie zobaczyć nie raczył nawet zwolnić, dostał od instruktorki siarczyście po klaksonie. Tyle mnie dobrego dziś spotkało. Proszę gdzieś zarchiwizować ten wpis, bo jak zniknie to nikt mi potem nie uwierzy, że napisałem to, co napisałem :)

Mniej przyjemna była za to dzisiejsza jazda - znów silny wschodni wiatr. Znów miasto zapuszkowane. Znów na Starołęce (i za nią) zamknięte przejazdy. Bez kombinacji pojechałem w tę i z powrotem do Gowarzewa przez Tulce. Średnia taka jak się spodziewałem od jesieni w dół, czyli słabiutka. W Krzesinach dziś już ukrytych chipsożerców nie przyuważyłem, za to rzuciły mi się w oczy słodziutkie pociechy bez skrępowania palące papierosy na przystanku autobusowym.


  • DST 55.20km
  • Czas 01:59
  • VAVG 27.83km/h
  • VMAX 41.80km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 90m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie ma deszczu! Jest cross!

Wtorek, 13 października 2015 · dodano: 13.10.2015 | Komentarze 4

Wczoraj siedziałem w pracy praktycznie do północny, bo robota fachmanów od remontów sprzed miesiąca (trzy tygodnie odnawiania małej powierzchni) musiała zostać poprawiona. Tym razem roboli z Ukrainy zastąpiono robolami z Polski. Ze wsparciem roboli z Ukrainy. Takie mamy czasy. Jednak tym razem poszło sprawniej i chyba już koniec nadgodzin z tym związanych. Plusem było to, że dziś mogłem sobie zafundować wolne, co jak się okazało rowerowo wyszło zdecydowanie na plus.

Bo od rana mżyło i padało. Wyspałem się, ogarnąłem mieszkanie, wyjątkowo zjadłem też śniadanie i czekałem aż się wypogodzi. Co nie nastąpiło, ale przynajmniej przestało kapać z nieba. Po jedenastej zdecydowałem się na nasmarowanie dość dawno nie używanego crossa, założenie mało wyjściowych ciuchów i start. Wiatr był dziś ciut łagodniejszy, ale wciąż ze wschodu, więc chcąc nie chcąc ruszyłem na Starołękę, wyjątkowo pustą o tej godzinie (w drodze powrotnej już tak nie było). Potem skręt na Głuszynę, z niej przez Gądki i Robakowo do Krzyżownik, w których zawróciłem do Poznania przez Tulce.

I... do tego momentu jechało mi się wolno, ale całkiem przyjemnie. A właśnie w Tulcach, gdy chciałem skręcić za zjazdem od strony kościoła w kierunku Żernik, wymusił pierwszeństwo koleś w dostawczaku, który musiał wiedzieć, że jest na podporządkowanej (bo raz, że znaki, dwa że ewidentnie na niej czekał). chyba że aktualnie można być ślepym przy zatrudnianiu na kierowcę zawodowego, bo nie zauważył również mojej wyciągniętej wyraźnie ręki sugerującej zamiar manewru. Zresztą - jakby było inaczej to by znaczyło, że chce mi się wepchnąć przed koła gdy jechałem prosto. Ostro zahamowałem, a na moją gestykulację w stylu "o co kaman" (naprawdę, użyłem wszystkich palców, a nie jednego!) była jeszcze reakcja "coś" pokazująca i typowo polską pianę na ryju. Miałem jakby co świadków i chciałem kolesia dogonić (niestety nie zanotowałem nazwy firmy), ale że podczas nagłego stopu spadł mi łańcuch (bo wtedy byłem w trakcie zmiany przełożenia) to zdążył zwiać. Ja natomiast na środku drogi musiałem zejść z roweru, sprowadzić go na jakieś podwórze i za pomocą śrubokręta przywrócić sprzęt do użytkowania. Kolejny raz pod rząd mam dość. Ile razy można pisać o tępocie naszych kierowców, ich bezczelności oraz zupełnym ignorowaniu podstawowych zasad bezpieczeństwa? I to jeszcze przez ludzi, dla których te cholerne cztery kółka są podstawowym źródłem zarobku? Wierzcie mi, wolałbym chwalić, a nie tu się wyżywać. Ale jak?

Z pianą na pysku popedałowałem dalej (wcześniej "myjąc" ręce od smaru w mokrej trawie), humor poprawił mi się dopiero w Krzesinach. Tam to bowiem, gdzieś niedaleko szkoły, ukrytych za jakimś transformatorem kuliło się z zimna dwóch uczniów. Zgadnijcie co robili? Jedli chipsy! :) Za moich czasów chodziło się na fajkę, na piwo etc, a teraz... I jak ja mam pisać, że żyjemy w normalnym kraju? ;)


  • DST 52.50km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.64km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 185m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sezon na puszkę rozpoczęty

Poniedziałek, 12 października 2015 · dodano: 12.10.2015 | Komentarze 0

Jeden stopień na plusie. Brak opadów. Co to oznacza w polskich warunkach? Całkowicie zakorkowane miasto. Jakiś tydzień temu przejeżdżałem przez Poznań i aż się dziwiłem, że jesień, a można przejechać w miarę płynnie. Dziś, przy tak "esktremalnych" warunkach głównie stałem, pochłaniając nosem upojną woń spalin oraz przeciskałem się pomiędzy jedną a drugą puszką. Po przejechaniu z Dębca do północnej granicy za Miłostowem byłem kompletnie wypruty, tak fizycznie jak i psychicznie. Sprawy nie ułatwiał oczywiście wiatr, który akurat faktycznie lekko mroził i miażdżył. Odżyłem delikatnie dopiero za Kobylnicą, wyluzowałem się natomiast po nawrocie, w Biskupicach. Droga powrotna była już przyjemniejsza, oczywiście do momentu gdy znów nie pojawiła się tablica z nazwą stolicy Wielkopolski.

Co by ci nasi biedni rodacy zrobili bez możliwości usadzenia czterech liter za kółkiem samochodu? Ile dziś posypałoby się urlopów na żądanie, elczwórwek i takich tam? Rowerzystów spotkałem dziś tylu, że spokojnie mógłbym ich policzyć na palcach obydwu dłoni, przy czym zaznaczam, że nie jestem mutantem i mam ich łącznie jedynie dziesięć :)

Przejechałem, wyjazd uznaję za zaliczony, psychika natomiast jeszcze nie doszła do siebie. I nie chodzi tylko o marny dzisiejszy wynik, ale też o to, że na przykład na Rondzie Śródka, gdyby nie ostrożność moja oraz pieszych to kierowcy śmiało by nam zafundowali co bardziej widowiskowe akcje rodem z GTA. Do tego, że w naszym kraju normą jest "późne zielone" już się przyzwyczaiłem, ale dziś tępakom za kółkiem nie przeszkadzało nawet wjeżdżanie pełną parą na zielonym dla pieszych, które paliło się już dobra kilka sekund.

Jutro pogoda... hm. Się zobaczy jaka. I czy się pokręci, bo za różowo się nie zapowiada.


  • DST 54.20km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.11km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 158m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trasowy abstrakt

Niedziela, 11 października 2015 · dodano: 11.10.2015 | Komentarze 5

Jak co miesiąc (a czasem nawet kilka razy w miesiącu) pojawiło się "coś", co zablokowało całe miasto. Tym razem nie jakieś tam bajkczelendże, a maraton dla drepczących. Spoko, do biegania nic nie mam (prócz tego, że go osobiście z całego serca nienawidzę uprawiać), dobrze też, że zorganizowano toto w niedzielę. Nie zmieniało to jednak faktu, że znów mi skomplikowano plany rowerowe, bo część trasy biegła niedaleko ode mnie, dokładnie tam, gdzie bym jechał z powodu północno-wschodniego wiatru. Trzeba więc było kombinować.

Wyjechałem dość późno, bo po wczorajszych urodzinach, hmmm, uznajmy, że nie miałem ochoty za wcześnie wstawać :) Lekko po dwunastej "już" siedziałem na siodełku i z kwaśną miną ruszyłem tak, jak nie lubię, czyli z wiatrem. Wróć! Uwielbiam jeździć z wiatrem, ale nie jeśli mam w perspektywie, że będę musiał wracać z podmuchem w pysk. W sumie fajnie się kręciło przez Luboń do Puszczykowa z prędkością ponad trzech dych, ale w końcu trzeba było zakręcić i już różowo nie było. A nie, było, bo jak co niedziela ten kolor stroju królował wśród rowerzystów. A bardziej rowerzystek :) W Rogalinku przekroczyłem Wartę i w końcu mogłem skręcić na północ, czyli zupełnie abstrakcyjnie zacząłem kierować się na Poznań, przez Wiórek i Czapury, w których z kolei odbiłem na Babki. Tam stuknęła mi połowa trasy i zawróciłem - ale tym razem oczywiście wiatr już nie chciał pomagać, bo się zmienił na wschodni. Oprócz końcówki, gdy znów był północny. Nie ma co, jak ja sobie trasę zaplanuję to nie ma... czegoś tam gdzieś tam :)

Wyjątkowo zamieszczam mapkę z trasy, żeby pokazać całkowity bezsens, który sobie zafundowałem. A może mi zafundowano? Jedyny plus w ujęciu ogólnym jest taki, że tym razem maratonu wyjątkowo nie wygrał jakiś objazdowy Kenijczyk, tylko białas. Są jednak cuda na tym świecie. Gratulacje.

Aaaa, bym zapomniał, a sam sobie obiecałem, że napiszę. Będzie zagadka. Jakiej marki był samochód, który w Czapurach na zakręcie, oczywiście w terenie zabudowanym jechał na moje oko co najmniej dziewięć dych na godzinę, ścinając środkową linie? Dobra, było zbyt łatwe. Gdyby chociaż te BMW były ładne... :)



  • DST 53.10km
  • Czas 01:49
  • VAVG 29.23km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 183m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojechać lidera

Sobota, 10 października 2015 · dodano: 10.10.2015 | Komentarze 3

Powiew wredoty od Ruskich wciąż nie odpuszcza. Nie ma że boli. Nie dość, że wiatr mocny, to jeszcze bardzo zimny, przynajmniej rano. Ale kręcić trzeba, nawet jak się obchodzi tego dnia urodziny. Liczyłem choć na kawałek taryfy ulgowej, ale nie. Wręcz przeciwnie - duło nawet bardziej niż wczoraj. No to może chociaż światła na wahadłach lub przejazdy kolejowe by były mi dziś przyjazne? Taaa... Na Starołęckiej w jedną stronę trafiłem na szlaban już zamknięty, a podczas powrotu na zamykający mi się prze pyskiem. Natomiast przyznać trzeba, że na wahadle w Żernikach spisek był bardziej wyszukany, bo w jedną czerwień, za to w drugą zielone. Dokładnie sekundę po tym, jak się zatrzymałem.

Trasę obrałem w kształcie litery "V", czyli przez Krzesiny do Tulec, Gowarzewa, Siekierek oraz nawrót tak samo. Chciałem być sprytny i liczyłem na przyjazne podmuchy podczas powrotu, ale wyszło jak zawsze. Skończyło się na marnym wyniku, ale w sumie... ważne, że czas dokonany i zostało pokręcone, kolejny raz w tym roku. A że w tempie emeryckim? Życie.

"Panu wiatru" dedykuję rzeczownik na "w" zawarty w reklamie, którą przyuważyłem w Tulach. A w sumie ją przejechałem i aż zawróciłem, żeby dojechać do tego dumnego lidera i cyknąć mu fotkę. Chyba przyznacie, że być nim w tak wyszukanej branży to jest już COŚ, prawda? :)