Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 222766.50 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.66 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 737362 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Trollking.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 52.80km
  • Czas 01:59
  • VAVG 26.62km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 204m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Najfajniejszy wypad roku :)

Piątek, 7 stycznia 2022 · dodano: 07.01.2022 | Komentarze 18

Wiem, wiem, rok 2022 ma zaledwie tydzień, ale biorąc pod uwagę bogactwo tego, co udało mi się dziś zobaczyć, ciężko będzie ten dzień przebić :)

Przede wszystkim dzisiaj w końcu nic nie musiałem. Wstać wcześnie, spieszyć, coś ogarniać. Nie odpocząłem przez święta, bo mieliśmy gości, Sylwester też był pracujący, za to dzisiaj pełen luz - wolny dzień bez planów.

Najpierw więc poranny spacer z Kropą. Dębina jak zwykle najpiękniejsza bez ludzi, czego w weekendy oczywiście mieć nie mogę.

Około południa za to na rower. Pogoda była jak na styczeń idealna: piękne słońce, drogi suche, choć jeszcze z fragmentami lodu na poboczach, na termometrze jeden stopień na plusie. Tylko wiatr dawał dać znać o sobie, ale że - jak wspomniałem - nigdzie się nie spieszyłem, to postanowiłem się nim nie przejmować. Średnia zimą nie istnieje, była tragiczna, pewnie bym mógł mieć ją ciut lepszą, ale trafiło się tyle przystanków, że... nie mogłem :)

Trasa zachodnia: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań. Miała być bardziej na południe, ale podmuchy były zmienne i wybrałem wersję sprawdzoną. Zdecydowanie nie żałuję.

Po korkowej traumie w Luboniu (fascynujące jest to, że tam prawie zawsze jest zator), moją mekką jak zwykle okazały się Lisówki i Trzcielin. Odcinek między nimi ma może dwa kilometry, a czułem się jakbym wygrał w zwierzęcej loterii :) Zacznę od smaczku nad smaczkami, czyli stada jeleni (z daleka sądziłem, że to "banalne" sarny, ale po przyjrzeniu się okazało się, iż miałem honor oglądać łanie i młodziaki właśnie tego gatunku). Przebiegły się między wsiami, w Trzcielinie grzecznie spojrzały na szosę, sprawdzając czy nic nie jedzie, i pognały w las. Cudowny widok.
Pędzące jelenie
Stado jeleni w pełnej krasie
Jelenie w terenie lekko zabudowanym :)
Jeleń i łania
Jelenie na tle gospodarstwa w Trzcielinie
Jelenie rozglądające się przed przejściem przez szosę :)
Jelenie już po drugiej stronie drogi
Wspomniane sarenki były również, a owszem, kawałeczek dalej.
Sarenki do dzisiejszego kompletu przyrodniczego
W oddali jeszcze żuraw i kruk...
Żuraw i kruk
...sam kruk, już bliżej...
Krzyczący kruk
...oraz dzierzba gąsiorek do kompletu :)
Dzierzba srokosz w styczniowym słońcu
Widziałem też za Dopiewcem lisa, ale niestety w wersji już średnio żywej :/

A w samym Trzcielinie ktoś na mnie czekał :) No nie mogłem olać Trzcinki, w żadnym wypadku. Kij, że zmarzłem, pieszczoty się należały :)
Nadchodzi bestyjka :)
No tak, kotek znów mnie znalazł :)
Pieszczoch na maksa
Dumny użytkownik rowerzysty :)
Pazurkowe selfie
Ktoś tu chyba zasypia :)
No i śpi :)
Naprawdę musisz jechać?
Jak zwykle żal było odjeżdżać.

Aha, rower jeszcze trzeba obowiązkowo wkleić :)
Słonecznie w Rosnowie
Zabawa światełkiem
Oraz... eee... kanapę. Luboń, nie ma się co dziwić :)
Komuś szafę przewieźć? :)
Jeszcze zachodzik...
Zachód słońca w Poznaniu
...i można zakończyć ten wpis.




  • DST 53.80km
  • Czas 02:09
  • VAVG 25.02km/h
  • VMAX 51.90km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 171m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

W styczniu jak w garncu

Czwartek, 6 stycznia 2022 · dodano: 06.01.2022 | Komentarze 14

Zwariować można z tą pogodą. Marzec to czy styczeń? Oto jest pytanie.

Rano obudziło mnie słońce. Pięknie. Według czarnoksiężników z krainy pogodowych wróżb miało ono się utrzymać przez większość dnia, więc się nie spieszyłem i postanowiłem, że najpierw - łamiąc schemat - pójdę wybiegać psa. Gdy dotarłem na Dębinę nagle się zachmurzyło i zaczął... padać śnieg. Taki nieupierdliwy, ale jednak.

Nieco ponad godzinka dreptania i znalazłem się w domu. Zjadłem rodzinne późne śniadanie, poleniuchowałem i na rower. Dość późno, bo jakoś przed trzynastą. Jak nie ja :)

Poranne pomysły o zabraniu się szosą oczywiście poszły precz. Znów Czarnuch, który częściowo się sprawdził, bo znów mnie trochę - lekko, bo lekko, ale zawsze - obśnieżyło. Jednak w połowie drogi znów zrobiło się słonecznie. Oszaleć można. Fajnie jednak, że udało się trafić ze słońcem na moment idealny, czyli na chwilę nad Jeziorem Lusowskim. Jak zwykle pięknym i cichym. A inspiracją do fot była... butelka, którą ktoś postawił na kapslowym pieńku.
Śmiecioartyzm? :)
Kapslowo-butelkowy pieniek w Lusowie
Oczywiście motywów rowerowych zabraknąć nie mogło.
Słoneczne Jezioro Lusowskie
Sekunda na zrobienie foty, żeby wiatr nie utopił roweru
Przy pomoście w Lusowie
Cała trasa to zachodnio-północny wariant: Poznań - Plewiska - Skórzewo - Wysogotowo - Batorowo - Lusowo - Lusówko - Sierosław - Zakrzewo - Dąbrowa - Wysogotowo - Skórzewo - Plewiska - Poznań.

Wiało przeokrutnie. I było zimno. No cóż, lekko nie mogło być.

Podczas powrotu, w tunelu pod Głogowską, natrafiłem na rezultat tego, co się dzieje, gdy uliczna poezja jest korygowana przez polskiego prymitywa.
Gdy poezja natrafia na polskiego prymitywa
Na szczęście chwilę później podziwiałem dla kontrastu taki zachód słońca:
Zachód słońca w Poznaniu
Ze zwierzaków tylko sarenki kopalne :)
Sarenki kopalne :)
A na Dębinie byłem dziś dwukrotnie. Po południu rowerem...
Zachód słońca na poznańskiej Dębinie
...a rano na piechotę.
Jesienio-zima na poznańskiej Dębinie
Od jutra wraca mróz :/




  • DST 56.20km
  • Czas 02:14
  • VAVG 25.16km/h
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zaskokowypad

Środa, 5 stycznia 2022 · dodano: 05.01.2022 | Komentarze 9

Znów wypad, którego w pełnej krasie być nie miało. A jest. Cuda.

Od rana lało. Najpierw deszcz, potem deszcz ze śniegiem. Nagle jednak przestało, a mi się udało ruszyć Czarnuchem. W założeniu na gluta, a podczas jazdy, gdy nie zostałem zaatakowany pogodowym końcem świata, w praktyce wyszło pięć dyszek.

Trasa zachodnia: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Dawno nie widziałem żurawi. No to dziś trafiły mi się cztery - cała rodzinka.
Spacerujące żurawie
Żurawie trio
Idę albo nie idę! :)
Rodzice z młodymi
To moment, gdy stwierdziłem, że kręcę dalej.
Zaczęło się przejaśniać
W Trzcielinie nie spotkałem żadnego z "moich" zwierzaków, ale przy jednej z chałup widziałem nowego kotka, ewidentnie czyjegoś. Jeszcze nie udało mi się go namówić do współpracy, może kiedyś :)
Kotek, którego jeszcze nie oswoiłem :) Pewnie kwestia kilku prób
Wielgachny klucz mi przeleciał nad głową. Tylko nie wiem czego, bo wysoko był. Stawiam na gęsi.
Klucz gęsi (prawdopodobnie)
Potem jeszcze dojazd do pracy.




  • DST 56.70km
  • Czas 02:16
  • VAVG 25.01km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 219m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielka improwizacja

Wtorek, 4 stycznia 2022 · dodano: 04.01.2022 | Komentarze 12

Dziwny był ten mój dzisiejszy wyjazd. W pewnym momencie sądziłem, że więcej niż gluta nie wykonam, ale jednak. Niezbadane są wyroki szatańskie :)

Według prognoz miało padać. A tu niespodzianka - w godzinie wyjazdu sucho. No to myk. Czarnuch ogarnięty i w drogę.

Wiało z południa, najpierw więc - chcąc, a oczywiście bardziej nie chcąc - Luboń, potem Łęczyca, Puszczykowo i Mosina. W międzyczasie zaczęło kropić, więc postanowiłem zawrócić, ale zrobiłem to zaliczając jeszcze podjazd Pożegowską pod Osową Górę, a potem zjazd leśno-asfaltową drogą w kierunku Puszczykowa. Łęczyca, znów Luboń, gdzie dopadła mnie solidniejsza ulewa, ale już na Dębcu zrobiło się sucho, dzięki czemu zrobiłem sobie jeszcze rundkę przez Dębinę, Starołękę i Minikowo do granic Głuszyny, gdzie nastąpiła ostateczna nawrotka. Uff, skomplikowane to. Albo inaczej: wielka improwizacja.

Cieszę się, że wpadł pełny dystans. Glutów bowiem ostatnimi czasy miałem aż zanadto.

Fotki. Pożegowska...
Na szczycie Osowej Góry
Zamglony widok na Mosinę z Osowej Góry
...Osowa Góra...
Punkt widokowy na Osowej Górze
Troszkę terenu na szczycie Osowej Góry
Baniaki-giganty na Osowej Górze
...i poznańska Głuszyna.
Okolice poznańskiej Głuszyny
Kolejny mały sukces. Przy śmieszce w Łęczycy udało mi się zachęcić do integracji kolejnego kotka, którego tam raz na jakiś czas widywałem. Nie udałoby się to bez łapówki - miałem bowiem w plecaku jedną saszetkę mokrej karmy dla kotów, którą zachowałem sobie po uroczej kici teściowej :) Przydała się - kotek, mimo że zakapior z pyszczka straszny - dał się finalnie nawet pogłaskać i łaskawie otarł o jedną nogę.
Kotek w Łęczycy, który początkowo był bardzo nieufny
Kotek zdecydował się łaskawie podejść
Wbrew pozorom do głaskania doszło :)
Kotek konsumuje
Kotkowi trafiło się jak w totka - przydała się wożona od dawna saszetka karmy
No i głaskanko w podzięce :)
Oczywiście posprzątałem po sobie.

Dystans zawiera dojazd do pracy.




  • DST 31.70km
  • Czas 01:16
  • VAVG 25.03km/h
  • VMAX 43.70km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 147m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut szczepienny

Poniedziałek, 3 stycznia 2022 · dodano: 03.01.2022 | Komentarze 14

Zgodnie z prognozami miała być dzisiaj kicha i kicha była.

Od rana padało. Raz słabiej, raz mocniej, ale padało. Akurat koło dziewiątej trafiła się luka (jak sądziłem), więc ruszyłem. Po kilku minutach już mokłem. No ale skoro już tyłek na siodle osadzony, to bez gluta wracać nie zamierzałem.

Był to jeden z najgorszych wyjazdów ostatnich miesięcy. Nawet bardziej paskudny niż przy minus jedenastu, bo wtedy przynajmniej nie wiało, a dziś duło fest, do tego zacinało kroplami w pysk. Fuj.

Trasa z Poznania do Plewisk, następnie serwisówkami do ronda przed Dąbrówką i nawrotka swoimi śladami. Na więcej zdrowia nie miałem.
Warunki do jazdy co najmniej paskudne
Jakiś pumptrack wyrósł w Dąbrówce. Kiedyś trzeba będzie zajrzeć.
Jak będzie pogoda to trzeba będzie obczaić co to za Pumptrack
Do pracy oczywiście rowerem już nie, tylko piechotką. A potem na spontanie przyjąć dożylnie trzecią porcję Gatesa, bo od dziś miałem taką możliwość. Poszło sprawnie, na razie tylko klasyczny ból ramienia, zobaczymy jutro. Też ma padać, więc moment idealny w razie "w".
Trzecia dożylna porcja Gatesa przyjęta :)
Trzecia dożylna porcja Gatesa przyjęta :) © Trollking
Zwierzaków oczywiście na trasie nie widziałem, więc wklejam sikorę ubogą z Dębiny. Choć równie dobrze może to być czarnogłówka. Ciężkie są do rozróżnienia.
Sikora uboga




  • DST 51.80km
  • Czas 01:55
  • VAVG 27.03km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 176m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szosowanie plus

Niedziela, 2 stycznia 2022 · dodano: 02.01.2022 | Komentarze 17

Dzisiaj rano tak pięknie świeciło słońce, że odwróciłem zwyczajową kolejność - najpierw zafundowałem Kropie spacer, a dopiero potem sobie rower. Co prawda to drugie wykonałem ciut za późno, przez co złapał mnie deszcz i przez ostatnie dwadzieścia kilometrów kręciłem wśród zamiennie mniejszej lub większej ilości kropli, ale nie żałuję.

Spacer był całkiem spoko, udało się zaliczyć go jeszcze przed wysypem ludzi.

Rowerowanie też w sumie sympatyczne - mimo że wiało i mnie trochę zlało, to cieszę się z możliwości pokręcenia szosą, za czym już zdecydowanie tęskniłem. A i obrodziło w zwierzaki, o czym później.

Trasa zachodnia: Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewiec - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Fotki. Zaczynam od klimatu dreptania po poznańskiej Dębinie...
Wschód na poznańskiej Dębinie
Bestia krąży po lesie :)
No i te rowerowe.
Piękny klimat pod Poznaniem
Słońce w Lisówkach
Najważniejszy news dnia: Trzcinka się odnalazła :) Porcja głaskania była obowiązkiem, choć chętnie bym się pojawił tam z kimś, kto w międzyczasie by jej obciął pazurki :)
Kotek już wie, że będzie głaskane :)
Oczy w oczy
Nie mogło się obyć bez kocich pieszczot :)
Standardowy koci relaks na kolanie :)
Pazurki wypadałoby jednak obciąć :)
Pożegnanie z kotkiem
Udało mi się też zaprzyjaźnić z konikami z Palędzia, które wczoraj uwieczniłem. Dzisiaj do mnie przyleciały, a jedna z klaczy nawet przyniosła mi zielsko :)
Koniki z Palędzia dzisiaj do mnie podbiegły
Pierwszy z odważnych koników
Chyba dostałem zielsko w prezencie ;)
Przepychanki o głaskanie
Drugi z koników do głaskania
Pysio :)
No i jeszcze master d/s oświetlenia - myszołów :)
Myszołów za latarnią
Oświecony myszołów :)
Majster d/s oświetlenia :)
Jutro same nieszczęścia - wracam do pracy, ma padać i wiać. Glut to maks, istnieje ryzyko, że nawet tego nie będzie.




  • DST 51.70km
  • Czas 02:04
  • VAVG 25.02km/h
  • VMAX 47.70km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 186m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jak zostałem foliarzem :)

Sobota, 1 stycznia 2022 · dodano: 01.01.2022 | Komentarze 18

Spokojnie, nie odbiło mi wraz z nowym rokiem :) Nie zacząłem wierzyć w spiski żydowsko-masońskie i w to, że po zaszczepieniu na Covid mogę sobie włączać Windowsa kliknięciem w ramię. A po prostu od rana na przemian padało i mżyło, więc - nauczony wieloletnim doświadczeniem - opakowałem sobie foliowymi woreczkami buty oraz... licznik. Bowiem jak wiadomo wodoszczelna Sigma jest taka tylko i wyłącznie w dni słoneczne oraz bezdeszczowe, a już kilka kropel potrafi zastopować jej działanie. Jednak jeśli zabezpieczy się czymś nieprzemakalnym komputerek i koszyczek, jest szansa, że będzie działał. Tak, wiem, abstrakcja :)

Trasa na rozpoczęcie kolejnych 365 dni z grubsza podobna do tej z wczoraj, czyli zachodnia: Poznań - Luboń - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Wyjazd dość późny, bo po jedenastej. Po co się spieszyć? Ważne, żeby w ogóle cokolwiek wykręcić.

Kilka razy mnie ostro zlało, były jednak i momenty bezdeszczowe. Tak typowo... jesiennie.

Fajnie, że udało się być dzisiaj w Lisówkach.
Ulubiona droga w Lisówkach
W lesie w Lisówkach
Dokręciłem do ambony, na szczęście znów nie zastałem tam żadnej pijanej mendy z flintą.
Noworoczne parkowanie pod amboną w Lisówkach. Żadnego gnoja na górze nie było, na szczęście
Atłasem wyściełana ambona śmierci
Pola w Lisówkach
O, tu ja jako tytułowy foliarz :)
Przez deszcz zostałem foliarzem :)
No i znów okazja do zjedzenia rogalika - został mi z wczoraj.
Znów okazja do konsumpcji zaległego rogalika :)
Przez deszcz ze zwierzakami dziś skromnie. Jedynie uciekająca w oddali sarenka.
Uciekająca sarenka na tle wierzb
Za to w Palędziu zatrzymałem się na chwilę przy ciekawskich konikach.
Ciekawskie koniki z Palędzia
Konie zastanawiają się czy podejść
Klacz portretowo
Udało się pokręcić pierwszego stycznia - i to jest najważniejsze. Wiało, było mokro, ale pięć dych wpadło. Pralka też była zachwycona :)

Jeszcze krótko o zakończeniu roku. Częściowo filmowo, częściowo na łączach ze znajomymi, w sumie spoko. Mimo że Poznań w tym roku nie organizował imprezy miejskiej, oczywiście bezmózgi musiały napieprzać petardami w ilościach hurtowych. Kropa na szczęście miała tylko jeden mały kryzys polegający na schowaniu się pod łóżkiem, ale generalnie odbyła Sylwestra Marzeń, bo nie żałowaliśmy jej smakołyków :)
Sylwester marzeń w oczach Kropy :)
Na koniec kadr z Dębiny. Tym razem mało fajny - pływający Żubr na jednym ze stawów. Gnoja, który potrafi przynieść browara do lasu, ale już resztek po nim z niego nie wynieść, osobiście zaprzągłbym do czyszczenia wody na całym terenie. Najlepiej ryjem.
Żubr pływający po stawie na Dębinie, wyrzucony przez jakiegoś debila




  • DST 61.30km
  • Czas 02:27
  • VAVG 25.02km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 162m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Domknięcie roku

Piątek, 31 grudnia 2021 · dodano: 31.12.2021 | Komentarze 11

O dziwo udało się zakończyć rok nie tylko na rowerze, ale i z normalnym dystansem.

Kropiło, ale lekko. Za to wiało, wcale nielekko :) Mimo wszystko miałem taki głodek na pięć dych, że po prostu jechałem, olewając warunki.

Trasa zachodnia: Poznań - Plewiska - Gołuski - Palędzie - Dopiewiec - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

Chciałem na koniec roku pogłaskać Trzcinkę, ale jej nie było tym razem. W ogóle mało zwierzaków dziś w Trzcielinie, być może gdzieś pochowały się na polach na myśl o debilach z petardami?

Za to zagłębiłem się trochę dalej w bagno. Muszę to samo zrobić wiosną.
Bagno w Trzcielinie dzisiaj z lekko innej perspektywy
Na mostku w Trzcielinie
Jak zwykle po drodze zjadłem rogala z Dopiewa. Dziś z motywem Elfa w tle :)
Rogalik z widokiem na Elfa :)
W Plewiskach aż się cofnąłem na ten widok:
Z psem pod kościół w Plewiskach się nie da
Katolicyzm pełnym pyskiem :/
Nie ma co, katolicyzm pełnym pyskiem...

Były też ptaki. Myszołów na szczycie, walczący z wiatrem...
Myszołów na szczycie
Walczący z wiatrem myszołów
...oraz czapla.
Prężna czapla
Czapla się otrzepuje
Reszta to dojazd i powrót z pracy - byłem tam całe... cztery godziny. W sumie to tyle można robić :)

W sumie udane pożegnanie z 2021 rokiem. Na podsumowanie przyjdzie czas, bo jeszcze muszę zliczyć dojazdy do pracy, które nie zawsze wpisywałem. Na pewno jednak nie dobiję do 20 tysięcy, bo nie miałem takiego zamiaru. Lepiej było kończyć bez ciśnienia :)

Sylwester w domu, zaproszenia były, ale jednak zdrowie psychiczne psa ważniejsze. No i nie ma co ryzykować.

Spokojnego i szczęśliwego 2022 roku życzę! :)




  • DST 31.70km
  • Czas 01:16
  • VAVG 25.03km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 79m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut szopkowy

Czwartek, 30 grudnia 2021 · dodano: 30.12.2021 | Komentarze 7

Cóż... Glut. Kolejny glut. Pewnie jakbym się uparł, to byłoby pełne pięć dych, ale po co? No po co? :)

Na szczęście nie było już tak ślisko jak wczoraj - śnieg zniknął, za to pojawił się deszcz. Niezbyt silny, ale też demotywujący do jazdy. 

Trasa przedpracowa, zachodnia: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Komorniki - Plewiska - Poznań.

Rządziła mgła. Na tyle, że w sumie mógłbym włączyć tryb monochromatyczny w telefonie i wyszłoby na to samo co w normalnym. No dobra, trawa może jest bardziej zielona, jak w przypadku zmiany pracy :)
WPN-u dziś widać nie bylo
W Wirach natrafiłem na szopkę, którą do tej pory jakoś przeoczyłem. Nie jest zła - patrząc na niektóre koszmarki sakralne ta jeszcze trzyma jakiś poziom.
Trochę późno zauważony żłobek w Wirach
Zatrzymałem się jeszcze raz przy bałwanku, a w sumie to jego szczątkach. Spływaj w spokoju!
Smętne resztki bałwanka
Do pracy spacerkiem, Dębiną. Malowniczą mimo mgły.
Las we mgle. poznańska Dębina
Jutro też pracuję, do tego też ma padać. Eh. Jak to ostatnio - się zobaczy co będzie i czy nie był to ostatni wyjazd w tym roku.




  • DST 31.20km
  • Czas 01:14
  • VAVG 25.30km/h
  • VMAX 41.10km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 101m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śliski glut

Środa, 29 grudnia 2021 · dodano: 29.12.2021 | Komentarze 18

Biorąc pod uwagę to, jakie warunki pogodowe zawładnęły okolicami Poznania, dzisiejszy wyjazd uznaję za swój mały sukces :)

Od wczorajszego wieczora bowiem rządziły ostrzeżenia przed oblodzeniem. Jak się okazało, nie były przesadzone, bo gdzieś do ósmej rano wszędzie straszyła szklanka. Na szczęście potem temperatura przekroczyła magiczne zero, powoli zaczęło być lepiej i można było spróbować ruszyć. Z opcją powrotu jeśli jazda miałaby być groźna dla życia i zdrowia.

Jak się okazało, nie było źle. Tak jak sądziłem, główne drogi były z grubsza ładnie rozjeżdżone, na boczne nie patrzyłem. Po co się stresować? :)

Trasa prosta, w tę i z powrotem: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa i nawrotka.

Pożegnałem już na zaś bałwanka z Komornik :/ Odwiedzałem go ostatnio kilka razy, biorąc pod uwagę zapowiadane plusy, to jego ostatnie dni. Ale pewnie za rok się ładnie odrodzi :) Przy okazji okazało się, że jego twórczyniami były córki pani z warzywniaka, która akurat wyszła na fajkę i o tym powiedziała. Wyjaśniło się skąd marchewka i rzodkiewki.
Pożegnanie z bałwankiem
Bałwanek i warzywniak, skąd miał marchewkę i rzodkiewki
O, taka szklanka była na osiedlowych ulicach:
Warunki do jazdy mogłyby być ciut lepsze :)
Na szczęście drogi czarne.
Główne drogi na szczęście były przejezdne
Więcej nie wykręcałem, bo zaczęło kropić i nie chciałem ryzykować. A do pracy spacerek.

Od jutra deszcze. Jak nie... a, wiadomo co :)

Aha, jeszcze motywy z Dębiny, gdy mróz pięknie rządził.
Słoneczne oczko na poznańskiej Dębinie
Jeden z ostatnich mroźnych motywów