Info
Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 213051.35 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.74 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 711922 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń21 - 100
- 2024, Grudzień31 - 239
- 2024, Listopad30 - 201
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 208
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
Marzec, 2020
Dystans całkowity: | 1774.35 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 64:06 |
Średnia prędkość: | 27.68 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.00 km/h |
Suma podjazdów: | 6734 m |
Liczba aktywności: | 31 |
Średnio na aktywność: | 57.24 km i 2h 04m |
Więcej statystyk |
Rowerowe podsumowanie 2019 roku
Wtorek, 31 marca 2020 · dodano: 31.03.2020 | Komentarze 14
OK, czas było w końcu wykonać podsumowanie roku poprzedniego. Nie da się
ukryć, że mi się nie chciało. Sam sobie bowiem wymyśliłem format
analizowania miesiąc po miesiącu, co tym razem mnie przerosło - za dużo
tego, a i w pracy czasu brakowało. Jednak przylazł koronawirus i
"pomógł", choć lekko nie było. Ale obiecałem, że powstanie do końca marca, więc jest :)
Proszę Państwa, oto mój rowerowy rok 2019. Rekordowy.
To po kolei.
STYCZEŃ
Zaczął się... deszczem. Jak to ostatnio w styczniu.
Pierwszy wypad tego roku był miksem tonięcia, czekania i podziwiania
tęczy. Kolejne nie lepsze Ot, klasyczna zima :)
Potem
jednak zaczęło być bardziej
konserwatywnie, co mnie kilka razy zaskoczyło na trasie. A potem w ogóle
nie dało się kręcić. W związku z pogodą trafiły się więc wszystkie trzy
bezrowerowe dni w roku (śnieg i znaczne oblodzenie - za duże ryzyko).
Do tego wiało.
Jednak generalnie sprawy rowerowe
zeszły na plan dalszy w połowie miesiąca, bowiem serducho łopotało, gdy
Kropa została poddana sterylizacji - tak dla zdrowia, jak i z rozsądku.
Jak się okazało, nasz czworonożny hardkorowiec przeżył operację lepiej
niż sądziliśmy :)
LUTY
Znów kilka ataków zimy.
Do tego
miałem okazję się przekonać, że na drogach Polacy plus Ukraińcy to 200%
najgorszego z najgorszych.
Zgubiłem telefon - "znalazł się" po kilku
dniach u pewnego dziadka, po tym jak zgłosiłem jego lokalizację (ma się swoje sposoby) na
policję oraz bombardując informacjami o grożących sankcjach. Pan
wymyślił historię tak kreatywną (poślizgnął się na śniegu, spadł akurat
na mój telefon, potem był prawie w śpiączce, więc nie mógł odebrać i
poinformować o zgubie), że aż mu darowałem :) Z rzeczy duchowych: świętowałem
tłusty czwartek :)
MARZEC
Miesiąc,
w którym się działo. Kręciłem w sumie po czterech województwach.
Początek to oczywiście Wielkopolska, następnie wypad w rodzinne strony,
czyli atak na Sudety...
...a w końcu lekko szaleńcza misja pojechania do
kuzynki na chrzest... rowerem :) Problem w tym, że impreza odbywała się w
województwie łódzkim, w Sulejowie pod Piotrkowem Trybunalskim. Ale co
to dla mnie - misterny plan polegał na dojechaniu do Sieradza pociągiem,
a potem miało być już z górki, nawet z kokonem za czterema literami.
Taaa, miało :) Jak zwykle anioł tkwił w szczegółach, a były nimi tym
razem antystandardy rowerowe we wspomnianej miejscowości, a nade
wszystko w Zduńskiej Woli, których powstydziłyby się kraje trzeciego
świata. Jakoś się jednak udało :)
Pokręciłem się później jeszcze troszkę
po okolicach...
...a podczas powrotu wpadłem jeszcze na chwilę do Warszawy.
Pod koniec miesiąca czuć już było wiosnę.
KWIECIEŃ
W
pełni zakwitł "sezon". Śmieszki się zakorkowały, nie tylko
rowerzystami.
Pierwsza połowa miesiąca to jeszcze klimaty pozimowe -
raziło łysymi drzewami, trzeba było więc częściej wpadać do lasu w
wyczekiwaniu na zieleń.
Za to gdzieś w połowie kwietnia jak się
zażółciło rzepakiem, tak można się było cieszyć pięknymi barwami przez
wcale niekrótki okres.
Nawiedziłem na dłużej Kórnik...
...oraz Radzewice, gdzie
zainstalował się mój Ojciec, żeby spragnionego napoić i przywieźć jedyne
piwo, jakie może pić, czyli bezglutenowe.
Przy okazji wpadł kurs (już z
Żoną i Kropą) do Rezerwatu Krajkowo.
MAJ
Początek to miks
mgieł, deszczu i wciąż eksplodującej zieleni. Przykładowo siódmego maja na termometrze były... cztery stopnie.
Jednak wydarzeniem
miesiąca było moje wyjście na chwilę z pracy do sklepu i powrót z...
Czarnuchem pod pachą :) Decyzja spontaniczna, ale też wcześniej
pożądana, gdyż mój cross już ledwo zipał. I jak najbardziej udana :)
Testy trwały i trwały, udało się zdobyć m.in. K2 :)
Kropa również nie
narzekała.
CZERWIEC
Zaczęły się upały :/ Piekarnik
zdecydowanie przesadził.
Tak samo jak żyjący wtedy jeszcze minister
Szyszko.
Uratowałem jeża...
...a
w połowie miesiąca wpadła seta przez Czyściec :)
Razem z Kropą
szukaliśmy ochłody w WPN-ie, nawet udanie.
W okolicy Puszczy Zielonka
natrafiłem na ziomalkę...
...a Kropa na lustro :)
Był i kangur...
A pod
koniec wpadła Przełęcz Karkonoska, jak zwykle paskudna i średnio warta uwagi,
szczególnie gdy trzeba z niej zjeżdżać bez sprawnych hamulców :)
Za to
przy okazji dokonane zostało historyczne styknięcie się Dębicy i
Schwalbe, co oznacza, że spotkałem kolegę Morsa... schodzącego z górki
:)
LIPIEC
Zaczął się w górach, czyli zaczął się fajnie.
Potem wpadło trochę WPN-u, szachtowego terenu oraz poznańskich jezior,
czyli wciąż trwało "fajnie".
Natomiast pod jednym z moich filmików na YT było
już... rodzimie, czyli niefajnie :)
Poza tym - raz znalazłem opiekę koło
Maryi, gdy lało :)
Przetestowałem też hulajnogę,
pożyczoną od kumpla - spoko sprawa, bo samowolka kompletna, byle nie
dawać Polakom :)
Pod koniec
zakopałem się jeszcze w drodze do Rezerwatu Krajowo, a także
eksplorowałem dalej poznańskie lasy.
Podziwiałem też piaskową wystawę na
Malcie.
A, i trafił się lisek.
SIERPIEŃ
Wpadła seta z
BUS-em, do... kościoła :) Tego w Nekli, bardzo ciekawego. Oprowadzenie
przez proboszcza załatwiłem na miejscu, na cuda potrzebuję więcej czasu
:)
Potem góry, bo już wypadało wpaść w rodzinne strony.
Po powrocie
przekonałem się, że "sezon" wciąż trwa...
...a gdzieś na trasie dostałem
prezent rowerowy od pana posła.
Zaczęły się dożynki!!!! :)
Zając wpadł
gratis.
Pod koniec miesiąca trafił się solidny huragan.
WRZESIEŃ
Dożynek
ciąg dalszy (nawet się okazało, że urzędnicy w Dopiewie znają z tego mojego
bloga) :)
WPN-u ciąg dalszy :)
Wiatru ciąg dalszy :)
Na tory wróciły
parowozy do Wolsztyna...
...a kierowcy BMW trzymali swój rodzimy poziom.
Gdzieś przy okazji udało się obejrzeć mecz Ligi Leszczów, czyli Luboński KS kontra Las Puszczykowo :)
Na wsiach otwarto nowe drogi rowerowe :/
A lasy się jesieniły.
PAŹDZIERNIK
Jesień. Wiało, padało. Mgliło.
Potem pogoda zluzowała, co ucieszyło przyrodę.
Udało
się w końcu odwiedzić Muzeum Rolnictwa w Szreniawie. O dziwo mega, mega
ciekawe.
Pozwiedzało się poznańskie jeziora...
No i
odbyły się wspomniane wcześniej wybory.
Musiałem odreagować, jadąc w góry. A tam trafiła się... spóźniona dożynka :)
A pod koniec
miesiąca zamgliło, potem znów zafajniło, by finalnie przymrozić. Ale
chill :)
LISTOPAD
Zaczął
się bardzo średnio - pogrzebem. Ale był też fajny motyw, czyli
możliwość oprowadzenia kolegi Lapeca po Szachtach :)
Potem pogoda nie
motywowała nikogo...
...choć trafiły się i prawdziwe morsy :)
Nadleśnictwo Babki
robiło swoje.
A w Luboniu świat się skończył - powstał pierwszy (i jedyny) kontrapas! :)
Udało się w końcu zgrać na wspólny wypad z Kamilem.
Mimo
obaw, że się nie uda, zaliczyłem również pozycję obowiązkową, czyli
poznańską wystawę makiet kolejowych.
GRUDZIEŃ
O dziwo zaskoczył :)
Nie, nie, to akurat w Luboniu nie dziwił :)
Warunkami też niespecjalnie.
Przynajmniej
na początku, potem bowiem zaczęło się robić jakoś tak lepiej.
A ja,
choć nie planowałem, ale będąc motywowanym przez głównego kibica, czyli
BUS-a, z którym udało się nawet wykonać mglisty wypad...
...oraz mimo całkowitego skatowania T-rek(s)a, co skutkowało przesiadką na Ventyla...
...jak i kręcenia Czarnuchem w warunkach każdych...
..czy załamania rąk w temacie babkowych wycinek...
...zakończyłem z sukcesem ten rok. Wpadł przy okazji rekord miesięczny - 1913 kilometrów.
Oficjalny wynik roczny: 20 067 rejestrowanych kilometrów. W tym tylko trzy sety :)
DZIĘKI WIELKIE WSZYSTKIM ZA MOTYWACJĘ! :)
Oto cała stajnia, którą zakatowałem:
Kropa
też miała swoje eldorado. Łącznie rejestrowanej piechoty wyszło 1150
kilometrów. Plus oczywiście zapewne tyle samo nierejestrowanych :)
Motywator
uszny: 158 przesłuchanych płyt muzycznych. Tu bez szału. Ale literacko
jest lepiej ciut lepiej: 12 książek przeczytanych, 14 przesłuchanych.
Jak na naprawdę ciężki rok, pod każdym względem, uważam to za wynik, który ujdzie :)
Wyrzut sumienia nie tyle się zmniejszył. ile powiększył :)
Czego zabrakło? Wypadów typowo wakacyjnych, rodzinnych, nierowerowych, oczywiście prócz tych w Sudety. Były nawet zaplanowane wakacje na jesień, ale czynniki zewnętrzne zrobiły swoje.
Ten rok, jak już wiemy, będzie ciężki. Rekordów nie przewiduję.
- DST 52.80km
- Czas 01:55
- VAVG 27.55km/h
- VMAX 50.40km/h
- Temperatura 3.0°C
- Podjazdy 175m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Znów nikt nic nie wie :/
Wtorek, 31 marca 2020 · dodano: 31.03.2020 | Komentarze 24
Od wczoraj z niecierpliwością oraz obawą czekałem na to, co rząd zrobi z zapowiedzianym zaostrzeniem praw obywatelskich związanych z walką z koronawirusem. Oczywiście głównie nurtował mnie temat spacerów i jazdy na rowerze.
Godzina "W" wybiła w samo południe (dokładanie kilkanaście minut po), gdy jeszcze kręciłem. Nie powiem, przemieszczałem się z duszą na ramieniu i słuchawkami nastawionymi na radio w uszach, bo można było spodziewać się wszystkiego. Początkowo odetchnąłem pełną piersią: usłyszałem bowiem o zakazie wypożyczania rowerów miejskich (jak dla mnie bomba, tylko dlaczego nikt nie pomyślał o hulajnogach?), dwumetrowych odstępach między spacerującymi (ufff, czyli wyjść będzie można, to był dobry znak. Problem w tym, że teraz nawet osoby bliskie muszą tak się zachowywać - abstrakcja, jeśli mieszkają razem. Polska drugą Arabią!), konieczności wychodzenia dzieciaków tylko pod opieką dorosłych (świetna sprawa) i wprowadzeniu limitów osób w sklepach. Zadziwiło mnie wprowadzenie "senioralnych godzin" (10-12), bo to oznacza tylko jedno - muszę przekazać Rodzicom i Teściowej, żeby w żadnym wypadku wtedy na zakupy nie chodzili, bo to jak samobójstwo. Parki będą pozamykane (co z "moją" Dębiną, która formalnie jest użytkiem ekologicznym?) - w sumie rozsądne, bo debili było ich tam w weekend od groma. Jednak o zakazie jazdy czy limicie odległości od domu cisza.
Radośnie jechałem dalej, słuchając pytań od dziennikarzy. No i niestety mina mi zrzedła. Zostało bowiem zadane kluczowe dla nas: co z bieganiem i jazdą rowerem? Oto odpowiedź Szumowskiego: "Ale to nie jest tak, że mamy prawo biegania
czy uprawiania sportów. Traktujmy to uprawnienie jako niezbędny środek
higieny zdrowia psychicznego. To nie chodzi o to, żebyśmy utrzymali
formę. Żebyśmy biegali ileś kilometrów wokół domu. Możemy wyjść z psem
czy pobiegać, ale krótko, przewietrzyć się i wrócić do domu. Nie traktujmy tego jako czas na sport, ale
raczej jako zwykłe przewietrzenie się. Na to, by odetchnąć psychicznie
niż ćwiczyć". Zaś na stronie gov.pl stoi takie coś: "Będziesz
mógł się przemieszczać, aby zrobić niezbędne zakupy, wykupić lekarstwa,
udać się do lekarza, opiekować się bliskimi, wyprowadzić psa". Tyle że to tyczy się jedynie pieszych.
Czyli co? Znów jeden wielki burdel. A interpretacja będzie zależała od policjanta, który ewentualnie nas zatrzyma. Co ciekawe, wciąż pięć osób może być na mszy, a jedna na rowerze już niekoniecznie.
Moja linia "obrony" jest taka: rower jest dla mnie sposobem na odetchnięcie psychiczne. Nie ćwiczę. Nie trenuję. Zaś wyrażenie "krótko" jest względne, poza tym nikt nie jest w stanie udowodnić, od jakiego czasu jestem poza domem.
"Sprzedaję" to wytłumaczenie gratis :) I w sumie jest zgodne z rzeczywistością. Nie mamy stanu wyjątkowego, nie ma precyzyjnego zakazu używania rowerów. Prawo jest po naszej stronie. To samo spacery z psem czy bieganie - oczywiście należy respektować zakazy wstępu tam, gdzie one się pojawią.
Dobra, tyle na tę chwilę. Szybko jeszcze pro forma o dzisiejszej jeździe. Zimno - w nocy przymrozek, a nawet śnieg! Do tego przejmujący wiatr. Fuj. Klasyczne w tę i z powrotem na trasie: Dębiec - Wartostrada - Gdyńska - Koziegłowy - Czerwonak - Bolechowo - Murowana Goślina, tam nawrotka. Pierwsze dwie foty symboliczne, ukazujące naszą skomplikowaną sytuację :)
A ja teraz szybko idę z psem, póki jeszcze mogę bezstresowo. I mam gdzie :)
- DST 53.10km
- Czas 01:57
- VAVG 27.23km/h
- VMAX 51.60km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 169m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
GłuPTAKowo
Poniedziałek, 30 marca 2020 · dodano: 30.03.2020 | Komentarze 24
Generalnie to wciąż stawiam veto zmianie czasu. Nie uznaję jej, biorąc przykład z politycznej "góry" - tak jak ona zamykam oczy i udaję, że świat, prawo oraz reguły nie istnieją :)
Ciężko się było zwlec, mimo powyższego założenia. Jednak jakoś się udało, później coś zjeść, wypić kawkę i ruszyć. I od razu wiedziałem, że nie będzie łatwo - niby zimno nie było, ale czynnik chłodzący, którego dziś nie wymienię z imienia (bo nie warto), robił swoje przez całą drogę, demotywując i nie chcąc pomóc.
Wykonałem pętelkę zachodnią z elementem północnym, czyli: Poznań - Plewiska - Zakrzewo - Sierosław - Lusówko - Lusowo - Batorowo - Wysogotowo - Skórzewo - Plewiska - Poznań. TUTAJ Relive.
Wiosnę zdecydowanie czuć w powietrzu - kwitną bzy, krzaki robią się kolorowe, gdzieś tam puszczają pąki. Fajnie. Ja jednak cenię sobie jedno stare, łyse i smutne diabelskie drzewo przed Lusowem, niestety przeznaczone do wycinki. Zapewne (wyjątkowo) słusznej, ale póki ono stoi, będę je pozdrawiał.
Chwilę spędziłem nad ciekiem wodnym prowadzącym do Jeziora Lusowskiego w Lusówku...
...oraz nad samym jeziorem, jak zwykle. Bałem się, że dojście na plaże będzie zamknięte, ale na szczęście nie.
Nie muszę chyba dodawać, że rower tylko krótko stał w pionie - podmuchy nie lubią takich ujęć :) Jak się okazało, nie byłem w okolicy sam, bo doczłapał do mnie pan o aparycji klasycznego ochroniarza z Biedronki, który kulturalnie i na odległość zapytał szczerze, czy nie wspomógłbym go złociszami, tylko nie wie co jest mu aktualnie bardziej do życia niezbędne: chleb czy browar. Dostał na obydwa za filozoficzne podejście do tematu :) Mamy kryzys, trzeba wspierać potrzebujących :)
Skoro jesteśmy "na wodzie". Mała ściąga ze spotkanego dziś ptactwa wodnego, niestety większość pływała sobie daleko, więc zdjęcia średnio wyraźne.
Łyska:
Kaczki krzyżówki, w wersjach: dwa samce oraz samica plus samiec:
Gągoł:
Tutaj zaś osobisty czworonóg u stóp wielonoga :)
I jeszcze dwie scenki rodzajowe. Nie popieram, jak i... nie popieram :) Bo wandalizm świadczy o słabości.
A tu informacja na moim ulubionym osiedlowym sklepie zoologicznym. Pani lubi zwierzęta, do dzieci ma mniej cierpliwości. Jestem stałym klientem :)
PS. podobno Morawiecki na jutro zapowiada kolejne obostrzenia w temacie walki z koronawirusem. Już się boję. bo to może być wszystko. Mam nadzieję, że rowerzystów zostawią w spokoju, tak samo jak spacerujących solo lub z jedną osobą. Natomiast jeśli znajdą jakiś sposób na egzekwowanie prawa od debili, którzy wyruszyli grupami na podboje lasów i parków ostatniej soboty, tylko przyklasnę. Jeśli nie, a skończy się na uwaleniu nas, pozostanie mi solennie podziękować :/
- DST 53.20km
- Czas 01:58
- VAVG 27.05km/h
- VMAX 50.20km/h
- Temperatura 5.0°C
- Podjazdy 205m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Atak złodzieja czasu
Niedziela, 29 marca 2020 · dodano: 29.03.2020 | Komentarze 14
Coroczny złodziej czasu znów zaatakował. Jak ja nie lubię tej zmiany, która bezwstydnie kradnie mi godzinę bezcennego snu... Jedyny plus w całym oceanie minusów jest taki, że w tym roku w obecnej sytuacji... mam to gdzieś :)
Ruszyłem po dziesiątej... wrrrróććć... jedenastej. Zgodnie z zapowiedziami, pogoda się rypła. Ponad dziesięć stopni mniej, wiatr już konkret z północny i ze wschodu (to drugie, gdy chciałem, żeby był wciąż z północny), gdzieś w połowie dopadł mnie lekki deszczyk, który pod koniec zamienił się w całkiem solidny. No średnio. Generalnie ciężki wyjazd, co widać po średniej. Ale może dzięki aurze ludzkość dziś w końcu pozostanie w domu i da się normalnie z psem wyjść (zaraz zresztą sprawdzę).
Do tego doszła konieczność miejskiego kursu. Nie kombinowałem, tylko wykonałem w tę i z powrotem na trasie z Dębca przez Górczyn, Grunwald, Jeżyce, Golęcin, Obornicką, Suchy Las, Jelonek, Złotniki i Złotkowo do Chludowa, gdzie zawróciłem. TUTAJ Relive.
Drogi pandemicznie puste, ale jak zwykle na światłach sobie postałem, a i na górczyńskim wiadukcie zdarzył się klaksoniarz. Nie okasłałem go, tylko dobrotliwie zasugerowałem jaką czynność może w te pędy wykonać. Tylko krócej :)
Zdjęć dziś minimalne minimum. Tu mi wyszedł niechcący pejzaż ze złamaną brzozą i czarnym workiem w tle. Hm.
A tu proszę, jaka koalicja. Tyle beznadziei na małym obszarze ciężko zazwyczaj jest spotkać. Na szczęście rower podniósł poziom intelektualny obrazka :)
- DST 111.20km
- Czas 03:54
- VAVG 28.51km/h
- VMAX 50.40km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 455m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
SSS-etka :)
Sobota, 28 marca 2020 · dodano: 28.03.2020 | Komentarze 17
Czyli spontaniczna sosnowiecka setka. A ja naprawdę planowałem dzisiaj zrobić tylko pięć dych. Ale... nie wyszło :)
Rano wstałem, zobaczyłem, że pogoda najgorsza nie jest, wypiłem kawę i ruszyłem. Zamierzałem wykonać klasyczne "kórełko", czyli pętelkę dookoła Kórnika, ale gdy z Dębca przez Luboń, Łęczycę, Puszczykowo, Mosinę, Rogalinek, Rogalin i Mieczewo dotarłem do Mościenicy, jakoś odechciało mi się wracać. Szybki sms do Żony, która dziś pracowała z domu (taki standard ostatnio), obiekcji nie zobaczyłem, postanowiłem więc kontynuować jazdę na ciut większym odcinku. Z tyłu głowy miałem oczywiście świadomość, iż aura od jutra ma się spieprzyć, a do tego nie wiadomo co dalej z zakazami. Żal było nie skorzystać.
Po chwili już żałowałem, bo co prawda do tej pory wiatru specjalnie nie czułem, lecz gdy znalazłem się na nieosłoniętej drodze wojewódzkiej, zostałem trafiony. No ale przecież miałem zamiar wracać swoimi śladami, więc zostanie mi to oddane, myślałem. Oczywiście się myliłem, bo w sumie wyszło prawie 100% niezbyt silnego, ale jednak wmordewindu. Życie :)
Nie za bardzo wiedziałem, dokąd jechać, prócz tego, że przede mną jest Śrem. Boczkiem minąłem Kórnik, ciesząc się, że będę kręcił lasem. No tak, dawno mnie tu nie było... Las jeszcze stoi, ale dziurawy jak ser szwajcarski. Cóż się dziwić, skoro i tam jest moje ukochane Nadleśnictwo Babki? :/
Minąłem Czmoń, a także boczkiem-boczkiem... Orkowo :) No nie mogłem nie zatrzymać się i nie pozdrowić ziomali :)
Na wysokości Śremu, do którego nie wjechałem (życie mi miłe, a to miasto jest wybitnie antyrowerowe), zatrzymałem się i otworzyłem mapę w telefonie, szukając inspiracji, bo zabrakło mi kilku kilometrów do nawrotki. Po chwili już wiedziałem :) Przejechałem przez Wartę i najpierw zawitałem do Pyszącej, słynnej z tego, że po głośnej akcji zamknięto tamtejszy pseudocyrk...
... by po chwili być u celu. W... Sosnowcu :)
Nie wiem o co chodzi, całkiem sympatyczna ta miejscowość - pusta, cicha... Nie rozumiem jej złej famy w Polsce, hehe :)
Powrót nastąpił z grubsza swoimi śladami, choć w Rogalinku odbiłem na Sasinowo, Wiórek, Czapury i Starołękę, a przez Las Dębiński wróciłem do domu. Żeby nie było, że ściemniam z wiatrem. Oto flagi, gdy jechałem w jedną stronę...
...a to to samo miejsce gdy jechałem w drugą. Oj, szły słowa powszechnie uznawane... :)
Z rzeczy przyjemniejszych - na wysokości Śremu trafiło mi się małe stadko saren, w tym ładny koziołek.
Rowerzystów jak mrówków. Wiemy już jednak, iż jeździć możemy, jednak najlepiej solo, maksymalnie we dwójkę. I akurat na szosach w większości zasada ta była pilnowana. Nawet dwukrotnie miałem okazję pojeździć ze zmianami, ale postanowiłem odpuścić - mimo wszystko.
Trafił mi się za to widok niespodziewany w czasach zarazy - samotna grzybiarka. Bez maseczki, a zapewne bez obaw o akurat tego wirusa :)
Trochę wstyd, że pierwsza stówa wpadła dopiero pod koniec marca, ale naprawdę nie miałem kiedy. A i jakoś ochota na dłuższe dystanse jest średnia. Ważne, że z głowy :) TUTAJ Relive.
A po południu wyprowadziłem jeszcze psa po Dębinie. I tu mnie naprawdę szlag trafił. Czy, do cholery, tak ciężko zrozumieć, że zakaz łażenia w grupach jest po coś? Czy naprawdę trzeba brać ze sobą na rowery czy spacer całą rodzinę, od dzieci przez ciotki, wujków i babcie? Czy naprawdę trzeba mieć IQ jak z Mensy, żeby skojarzyć, że w lesie, gdy trafią na siebie po cztery osoby z jednej i cztery osoby z drugiej strony na wąskiej ścieżce, to siłą rzeczy nie da się zachować bezpiecznej odległości? Czy naprawdę nie da się zrozumieć, że zamknięcie parkingu jest po coś i nie parkuje się gdziekolwiek, byle się wepchać tam, gdzie wiadomo, że jest na pewno i tak sporo mieszkańców okolicy? Czy naprawdę... Ech, szkoda gadać. Poniżej mały kolaż z tego, co widziałem. I naprawdę, nie były tam same spokrewnione osoby, mogę się założyć. Polacy i Ukraińcy w radosnych kursach na rowerach miejskich (tam dopiero musi być syf), romantyczne randki ze smartfonami przy pyskach - oto rzeczywistość w Polsce. Jeśli po weekendzie ilość zakażeń nagle wzrośnie, nie będzie to przypadkiem. Sami sobie to zafundujemy. I nie piszę to jako osoba panikująca, bo raczej patrzę na tę zarazę z dystansem, ale to co się dzieje na świecie to nie ściema. Niestety.
- DST 52.10km
- Czas 01:54
- VAVG 27.42km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 136m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Pielgrzymkowo :)
Piątek, 27 marca 2020 · dodano: 27.03.2020 | Komentarze 31
Z grubsza było dziś tak jak wczoraj - wmordewindowo i niesprawiedliwie. Ale za to ciut cieplej.
Wiało ze wschodu, tam więc się udałem. Niestety nie było mojego ulubionego pomocniczego podmuchu z południa, tylko z północny, co spowodowało, że wylądowałem na polach. Tu praktycznie nie ma się gdzie schronić, czyli dokładnie tak jak na zachodzie. No nie ma lekko :)
Trasa: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Minikowo - Krzesiny - Jaryszki - Żerniki - Tulce - Gowarzewo - Trzek - Siekierki Wielkie - Gowarzewo - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - dom. TUTAJ Relive.
Cel dzisiejszej pielgrzymki wybrał sam rower - bowiem Trek ma swoje święte miejsce: Trzek :)
No ale żeby nie było tak interesownie, to wpadłem jeszcze do Siekierek Wielkich, gdzie obfotografowałem to, co najlepsze: pusty, drewniany kościół, jeden z wielu w tych okolicach. Niestety kolejny raz musiałem wybierać na pierwszej fotce to, co ma się zmieścić w kadrze: rower czy krzyż. Długo się nie zastanawiałem :)
Z innych spraw: tutaj przez kilka sekund trwało zgromadzenie z moim udziałem, choć starałem się wyprzedzić jak najszerzej :)
Na koniec dedykacja i pozdrowienie dla kolegi Roadrunnera, który miał tego pecha, że niedawno wrócił z Francji i trafiła go kwarantanna :)
- DST 52.30km
- Czas 01:54
- VAVG 27.53km/h
- VMAX 51.40km/h
- Temperatura 6.0°C
- Podjazdy 163m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Potworkowo
Czwartek, 26 marca 2020 · dodano: 26.03.2020 | Komentarze 24
Raport z oblężonego świata: mijany jeden radiowóz, zresztą zaparkowany przy DDR-ce. Zero reakcji. Znaczy się: wciąż można :) Nikt o dziwo też nie klaksonił, Starołęcka była cudownie pusta (!), a przed mijaną pocztą ustawiła się ładna kolejka, człowiek od człowieka w metrowej odległości. Da się! W sumie, gdyby nie sama przykra otoczka, jak na moje mogłoby tak zostać.
Za to pogodowo niby lepiej (trochę cieplej), ale jechało mi się gorzej niż wczoraj. Głównie to zasługa wiatru (ktoś wie, jak go zakoronawirusować?), który ani przez sekundę nie chciał pomóc, a przeszkadzać - owszem, chętnie.
Trasa to wschodni "potworek": Dębiec - Hetmańska - Starołęcka - Minikowo - Krzesiny - Jaryszki - Gądki - Robakowo - Dachowa - Szczodrzykowo - Śródka - Krzyżowniki - Tulce - Żerniki - Koninko - Sypniewo - Głuszyna - Starołęcka - Las Dębiński - dom.
Zatrzymałem się na dłużej tylko raz, między Szczodrzykowem a Śródką, nad kałużą szumnie nazwaną Zalewem Szczodrzykowskim.
Realnie to zbiornik wodny z tyłu dawnego pegeeru, niezbyt imponujący, ale mający jedną zaletę - zbiera się nad nim sporo wodnego ptactwa. Oczywiście wszystko pouciekało, jak tylko się zatrzymałem, ale coś tam niewyraźnie udało się "upolować", min. łyski (bezalkoholowe)...
...razem z perkozami...
...mewy śmieszki...
...kaczki krzyżówki...
...a obok dziesiątki szpaków stołujących się na polu. Obowiązkowym elementem polskiego pejzażu musi być ambona myśliwska, więc tu też się załapała :/
A skoro jesteśmy przy temacie... Rzeźnia w Sokołowie działa pełną parą. Widocznie branży śmierciowej wirusowy śmieć nie rusza.
No i jeszcze konie maści wszelakiej.
Końskiego zdrowia życzę! :)
- DST 53.80km
- Czas 01:55
- VAVG 28.07km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 256m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Realizacja niezbędnej codziennej potrzeby :)
Środa, 25 marca 2020 · dodano: 25.03.2020 | Komentarze 25
Jak w tytule - w sumie ładnie toto nazwano :) Co jak co, ale w przypadku większości użytkowników BS-a jest to zdecydowanie do udowodnienia w razie "w" :) Zresztą słuchałem dziś wypowiedzi jednego z karnistów, który mówił, iż nawet gdyby jakiś nadgorliwiec w mundurku dal nam mandat, to wczorajsze rozporządzenie powołujące się na ustawę jest pod względem prawnym co najmniej kontrowersyjne z punktu widzenia praw i wolności człowieka, a pewnie i nie do obrony przed sądem, przynajmniej dopóki nie wprowadzi się stanu wyjątkowego. A że takowe z automatu skutkowałoby przełożeniem daty wyborów, to... jesteśmy bezpieczni. No i w sumie może niech tak zostanie, bo jakby partia rządząca zabrałaby się za doprecyzowywanie, to pewnie w ogóle byśmy nie mogli wychodzić, z jednym wyjątkiem: zakupu żwirku dla kota :)
Generalnie jednak - tak jak wczoraj wspominałem - cieszy mnie to, co najważniejsze, czyli zakaz zgromadzeń. Na ruch samochodów niespecjalnie miało to przełożenie, ale pieszych zdecydowanie mniej. I o to chodzi. Szczęśliwi są wyprowadzacze psów, wiem to z autopsji :)
Co do samej jazdy - ruszyłem z pewnymi obawami, montując na wszelki wypadek kamerkę. Nie przypadała się - policji nie widziałem w ogóle, jedynie straż miejską w Puszczykowie. I to z daleka.
Trasa to "kórełko": Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Rogalinek - Rogalin - Świątniki - Mieczewo - Mościenica - Kórnik - Skrzynki - Zemsta Adolfa - Borówiec - Koninko - Jaryszki - Krzesiny - Minikowo - Starołęcka - Las Dębiński - dom.
Z ciekawostek: pociągów jeździ ostatnio jak na lekarstwo, ale jak mi się trafiły, to w kumulacji. Na Minikowie piętnaście minut czekania, w wersji: pięć minut czekania na jeden, dziesięć na drugi. Czemu pomiędzy rogatki były zamknięte, wie jak zwykle tylko PKP.
Wiało. Ale to nie nowość :)
Tutaj coś nie zagrało :) Początkowo myślałem, że tylko źle zawieszono, ale spojrzałem na dół... :)
- DST 51.40km
- Czas 01:50
- VAVG 28.04km/h
- VMAX 50.60km/h
- Temperatura 4.0°C
- Podjazdy 209m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Mumin pandemiczny + rządowy zakaz pedałowania?
Wtorek, 24 marca 2020 · dodano: 24.03.2020 | Komentarze 36
Dalszy ciąg próbowania zachowania normalności w czasach zarazy. Powoli się przyzwyczajam.
Dzisiaj - z powodu wschodniego wiatru, słabszego, ale na polach dającego w kość - wykonany został "muminek" w wersji odwrotnej niż zazwyczaj, czyli: Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Rogalinek - Sasinowo - Wiórek - Czapury - Babki - Głuszyna - Sypniewo - Jaryszki - Krzesiny - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - dom.
Tak się złożyło, że wyszedł typowo koronawirusowy ślad. W Puszczykowie zdiagnozowany został bowiem jego pierwszy w Polsce egzemplarz, nosicielka mieszkała w Czapurach, a pracowała na Dębcu. Sporo jak na jeden wyjazd.
Foty tylko klasyczne, bo nie było za bardzo czasu i motywów na jakieś większe sesje.
Z tego co słyszę (słucham właśnie konferencji), w końcu nie będzie można formalnie łazić grupami. Cieszy mnie to bardzo. To jest ograniczenie, które uważam za dobre, z jednego względu - jeśli będzie stosowane w praktyce, zminimalizuje pewnie ryzyko kolejnych możliwych pomysłów, czyli na przykład zakazu wychodzenia w ogóle. Już nie mówiąc o jeździe rowerem.
EDIT: lekko się pospieszyłem z pochwałą. Konferencja Rządu RP była około trzynastej, niedługo będzie szesnasta, a analiza słów naszych geniuszów precyzji wciąż nic nie mówi o tym, czy przypadkiem jutro policja nie będzie łapała rowerzystów za to, że wyruszyli na trasy. Strona Premiera jest nieaktualna, o dzisiejszych decyzjach milczy. Jedyne co znalazłem, to info z Onetu: "nie wolno korzystać z bulwarów, parków, czy placów zabaw. Zabronione są rekreacyjne wyjścia do parków, lasów, na spotkania. Aczkolwiek rzecznik ministra zdrowia na zadane przez Noizza pytanie o bieganie i jazdę na rowerze odpowiedział: Można". Czyli co, jednoosobowa rekreacja w lesie na rowerze jest zakazana, ale sama jazda na dwóch kółkach już nie? Szosą można czy nie? Logiko, przybądź!
- DST 55.10km
- Czas 01:57
- VAVG 28.26km/h
- VMAX 50.60km/h
- Temperatura 3.0°C
- Podjazdy 165m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
NEstory
Poniedziałek, 23 marca 2020 · dodano: 23.03.2020 | Komentarze 6
Czyli kolejny z kursów na północny-wschód, wietrzny i zimny. Jednak dzisiaj jakby ciut łagodniej było. Ale tylko minimalnie - zmarzłem konkretnie, szczególnie podczas walki z podmuchami.
Trasa to sporomiejskie kółeczko: Dębiec - Wartostrada - Malta - Warszawska - Antoninek - Swarzędz - Jasin - Paczkowo - Kostrzyn - Skałowo - Siekierki - Gowarzewo - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Starołęka - Las Dębiński - Poznań.
Przygód nie było, prócz może jednego klaksoniarza, który na DK92, gdzieś przed Paczkowem, mnie obtrąbił. Zapewne kolejny as czterech kółek, dla którego po dwa pasy w każdą stronę i pas zieleni pośrodku z automatu oznaczają autostradę. Albo pomylił mnie z koniem, bo one - zgodnie z oznakowaniem - faktycznie tamtędy poruszać się nie mogą :)
Mimo pandemii, jedno pozostaje niezmienne - znajomość pisma obrazkowego na Malcie. No wciąż nie idzie (dosłownie) odróżnić piktogramu z rowerkiem od tego z ludzikiem :)
A tak poza tym? Dębina wciąż pełna ludzi. Ale nie ma się co przejmować. Wszystko w porządku :)