Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 206038.55 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2015

Dystans całkowity:1372.19 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:48:18
Średnia prędkość:28.41 km/h
Maksymalna prędkość:58.10 km/h
Suma podjazdów:3845 m
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:50.82 km i 1h 47m
Więcej statystyk

To już jest koniec...

Czwartek, 31 grudnia 2015 · dodano: 31.12.2015 | Komentarze 4

...2015 roku. Zdecydowanie dla mnie rowerowo pozytywnego, ale też z trudniejszymi momentami. Na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas, dziś w związku z dość specyficzną datą wpis jedynie symboliczny, bo i tak nikt go nie przeczyta :)

Ostatni kurs tego roku odbył się - co pewnie nie będzie zaskoczeniem - po górach. Ale tym razem opuściłem przytulne Rudawy, kierując się bardziej na południe - w bardziej surowe i majestatyczne Karkonosze. Początkowo byłem zdziwiony, że wiatr traktuje mnie jakoś spokojnie, w przeciwieństwie do ostatnich dni. Zagadka wyjaśniła się gdy wyjechałem z niecki, jaką tworzy Kotlina Jeleniogórska - to, czego mi oszczędzono na tym etapie zostało zwrócone z nawiązką. Póki co jednak mogłem delektować się wyjątkowo dobrą pogodą, do Karpacza docierając przez Ścięgny. Jest tam nowa droga - poezja!



Karpacz jedynie liznąłem, bo mając do wyboru: dalszy wjazd albo pierwszy dziś zjazd wybrałem to drugie. Przewidywalny jestem :) Zjechałem sobie do Miłkowa, skąd skręciłem na... Ścięgny, zaliczając drugi raz ten sam podjazd w ramach sylwestrowego dubla. Następnie wybrałem opcję Kowary. I tu zaczęło się wiatrzysko, które stargało mnie koszmarnie. Przy czym słowo "koszmarnie" jest zgrabnym eufemizmem. To była rzeź.

Choć przyznać trzeba, że było też bardziej komfortowo, bo momentami wiatr mi pomagał. I to konkretnie - były fragmenty gdy łańcuch mi się kończył. Podobnie jak kaseta za trzy dychy :) Kowary objechałem, zakręciłem przed zjazdem na Okraj i stanąłem przed dylematem: co dalej. No i co? Rudawy :) Czyli przez Kostrzycę do Bukowca, potem na Krogulec, Karpniki, Łomnicę. Znów u siebie :) Potem Jelenia i... koniec. Ostatni kilometr został wykręcony.

Niestety na jutro prognozy zapowiadają masakrę. Szkoda, bo chciałem rok rozpocząć rowerowo, co pewnie nie będzie mi dane.

Pozdrawiam wszystkich! Dziękuję za kolejny rok kibicowania, oceniania, czasem krytykowania na BS. A przede wszystkim - motywowania, bo nic tak nie nakręca do przykręcania jak ten portal :)

https://www.endomondo.com/users/2935873/workouts/6...
Kategoria Góry


Rudawowo

Środa, 30 grudnia 2015 · dodano: 30.12.2015 | Komentarze 8

Zimno się zrobiło. Co prawda o dziwo podobno jest cieplej niż w Poznaniu, ale i tak do żaru tropików troszeczkę brakuje. Niewiele, bo nie niewiele, ale zawsze :) Nie spieszyło mi się więc ze zbyt wczesnym ruszaniem, każdy pretekst był dobry, a w związku z tym, że akurat mamy na okres sylwestrowy pod opieką psa to z zadziwiającą nawet mnie ochotą zająłem się jego wyprowadzaniem. No ale pies jest jeden i nie można się nim zajmować przez cały dzień, więc trzeba się było w końcu zapakować w rowerowe ciuchy i ruszyć :)

Wiało mocniej niż wczoraj i dostałem nieźle po tyłku od zimnych powiewów. Za to jak już udało mi się znaleźć fragment z wiaterkiem w plecki to było całkiem milusio. Trasę dziś zrobiłem początkowo dość podobną do wczorajszej - na Rudawy. Jednak zamiast pokręcić lajtową trasą przez Trzcińsko wzdłuż Bobru zaliczyłem Przełęcz Karpnicką, jak zwykle uroczą. Szczególnie podczas zjazdu :) Wcześniej mijając Łomnicę oraz Karpniki, między którymi sfociłem chyba jedyny w Polsce widoczek, który wszystkim kojarzy się tak samo (w razie wątpliwości - pierwsze zdjęcie od góry).




A potem tak jak wczoraj - przez Janowice do Radomierza, gdzie z górki pozwoliłem sobie już na śmielsze rozkręcenie się do ponad 53 km/h (na szosie - wstyd. Na tym, czym dziś kręciłem - bohaterstwo). Wcześniej upewniając się, że zaciski przy kołach nie odpadły. Nie odpadły - o czym świadczy między innym to, że ten wpis powstał. A jeszcze wcześniej - robiąc sobie selfie. Jak widać nie mam doświadczenia, bo pysk mi wyszedł jeszcze bardziej czerwony niż w naturze :)

Wróciłem do Jeleniej i zamiast tak jak wczoraj zdobywać kapellowe szczyty skręciłem na Karpacz, oczywiście nie planując doń dojechać, bo korki w tym kierunku były większe niż ego pewnego anonimowego polityka rządzącej partii, odwrotnie proporcjonalne do jego wzrostu. Zamiast tego kontynuowałem jazdę ścieżką do Łomnicy, skąd lekko błądząc udało się wrócić na właściwy szlak - czyli do domu.

Na wspomnianej ścieżce odkryłem, że kibiców mam w całej Polsce. Eh, ta sława :) Nie do końca wiem skąd mieli przeciek na temat mojej trasy, której nie znałem nawet ja, ale cóż... Pozostaje uhonorować ich pamiątkową fotą :)

Kategoria Góry


Jelonek :)

Wtorek, 29 grudnia 2015 · dodano: 29.12.2015 | Komentarze 6

Przed przyjazdem w rodzinne Karkonosze miałem lekką obawę co do możliwości uruchomienia roweru na czas pobytu. Powód był tyle banalny, co śmierdzący - bowiem pod koniec świąt w piwnicy, gdzie był przechowywany wylała kanalizacja. Na tyle dotkliwie, że zalane było dojście, a spece od tego typu fiołkowych spraw skończyli robotę dopiero wczoraj po południu. Dziś rano więc z duszą na ramieniu oraz klamerką na nosie zszedłem do podziemi i oceniłem sytuację. Na szczęście - nasza część została nietknięta. Uff (dosłownie). Rower był w stanie tragicznym, ale nie gorszym niż ostatnio. Moje obawy, że będzie g...nój zamiast kręcenia na szczęście okazały się niepotrzebne.

Jak już dopompowałem i nasmarowałem co trzeba - ruszyłem. Około dziesiątej, gdy jeszcze było powyżej zera, co prawda lekko bo lekko, ale zawsze. Gdyby ktoś mi jakieś pięć lat temu powiedział, że pod koniec grudnia będę śmigał sobie na luzaku (no dobra, to złe słowo) po górkach to bym go chyba darmowo podwiózł rowerem do jakiegoś pobliskiego zakładu dla niepełnosprytnych (najbliższy jest w Bolesławcu, więc kawałek bym miał). A tu proszę - póki co bez śniegu, bez opadów, choć fragmentami przy rzece Bóbr były delikatne oblodzenia. A skoro o rzece to wyciąg z mojej dzisiejszej trasy.

Najpierw kawałek po Jeleniej Górze, potem: kierunek wschód, którego w Poznaniu nienawidzę, a w Sudetach uwielbiam. Prowadzi bowiem w moje ukochane Rudawy Janowickie. No to wzdłuż Bobru, wśród pagórków, wśród górek, wśród skałek. O tak:



Dotarłem do Janowic (pod wiatr), z których wdrapałem się do Radomierza (pod wiatr), skąd skręciłem z powrotem na Jelonkę (o dziwo z wiatrem). Tak mi się dobrze kręciło z podmuchem w plecy, że bym dotarł do Czech, ale się w porę opamiętałem. Pomógł mi w tym zresztą klekot, na którym jechałem, po przy prędkościach w okolicach +/- 50 km/h odczuwałem powoli odkręcające się zeń śrubki. Znalazłem się ponownie w Jeleniej, a że kilometrów było dopiero około trzydziestu to postanowiłem podjąć samoistne wyzwanie Actimela i zaliczyć jeszcze Kapellę. Kto zaliczał ten wie ;) I tak zaliczałem, i zaliczałem, i zaliczałem. Serpentynek było sporo, kątów liczonych w procentach również, jedynym plusem było to, że było mi coraz mnie zimno :) Udało się dotrzeć.



Zjazd byłby super, gdyby nie tym razem boczne wiatrzysko, które zdecydowanie chciało mnie widzieć na samym dole przepaści. Nie udało się mendzie. A sam zjazd był zdecydowanie przyjemniejszy niż wjazd. Dziwne :)

Co pokręciłem to moje. Teraz nadchodzi mróz i może być różnie. A na mapce (tym razem udostępniam) znów wyszedł mi dorodny jeleń. Miejsce zobowiązuje.
https://www.endomondo.com/users/2935873/workouts/6...
Kategoria Góry


  • DST 53.50km
  • Czas 01:49
  • VAVG 29.45km/h
  • VMAX 47.20km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 68m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pożegnanie z szosą

Poniedziałek, 28 grudnia 2015 · dodano: 28.12.2015 | Komentarze 2

Niczym pożegnanie z bronią. Przynajmniej na końcówkę tego, jak i początek kolejnego roku. Dziś po pracy ruszamy w "moje" góry, pogoda podobno ma być, ale nie mam pewności w jakim stanie jest moje zombie-mtb, bo podmyta została piwnica, gdzie stacjonował od kilku miesięcy. W najgorszym wypadku przepękam ten okres na amatorskim chomiku. Oby nie.

Dziś już znacznie chłodniej, wiaterek wciąż upierdliwy, ale do wytrzymania. Pojechałem na zachód, przez Plewiska, Dopiewo i Fiałkowo do Więckowic, skąd wróciłem 307-ką, zahaczając o Wysogotowo. Spokojnie, ciesząc się ostatnim w tym roku kręceniem, przynajmniej tym ciut szybszym niż emeryckim.

Kierowcom znudziło się celebrowanie świątecznej atmosfery. Wrócił standard - wpieprzanie się przy wjeździe z podporządkowanych, wymijanie o milimetry i moje ukochane klaksony. A skoro oni mi to ja.... :)


  • DST 51.71km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.00km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 69m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Koniec dobrego

Niedziela, 27 grudnia 2015 · dodano: 27.12.2015 | Komentarze 4

Skończyło się dobre. Dwa dni lenistwa i znów trzeba się było pojawić w robocie (gdzie aktualnie masakruje mnie czynnik ludzki po dwóch dniach niemożności załatwiania Niezwykle Ważnych Spraw). Nie dość, że to absurdem jest bywanie w pracy w niedzielę (czasem się jednak poświęcam), to uskutecznianie tego po dwóch dniach świątecznych powinno być ustawowo zakazane.

Jedynym plusem jest motywacja do wcześniejszego wstania, bo dziś już (ciężko bo ciężko, ale jednak) pierwsze przekręcenie korbą uskuteczniłem już po ósmej rano. Pięknie wschodziło słońce, na drogach było sucho, a przede wszystkim dość pusto. Wiatr trochę odpuścił, więc mogłem pokonać stałą trasę przez Plewiska, Dopiewo, Trzcielin, Komorniki, Wiry oraz Luboń w pozycji w miarę stabilnej. Choć bez przesady :)

No cóż, czas wracać do spraw Bez Których Nie Można Się Obejść. Jeszcze tylko kilka godzin. Ratunku!!! :)


  • DST 57.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 28.03km/h
  • VMAX 58.10km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 154m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiałooooooooooooo!

Sobota, 26 grudnia 2015 · dodano: 26.12.2015 | Komentarze 4

Napisałem wczoraj, że mocno wiało. To prawda. Szukam słów, które w takim razie opiszą to, co robił wiatr ze mną dzisiaj. Kilka co prawda mam, ale nie za bardzo nadają się do umieszczenia na tym blogu. Dość rzec, że były momenty, gdy na wolnej przestrzeni bez mojej woli zostawałem przesunięty jak niesforny szczeniak w tę albo drugą stronę, a także takie, podczas których mając powiew prosto w pysk maksymalnym wysiłkiem potrafiłem rozpędzić się z górki do prędkości 25 km/h. I nic więcej. Lekka makabreska.

Całą trasę przez Luboń, Wiry, Komorniki, Stęszew, Mosinę i Puszczykowo przejechałem maksymalnie skupiony, bo wywinąć kozła na suchej nawierzchni to delikatna wiocha. Walczyłem o życie, a w uszach miałem dobrego motywatora - bohatera powieści Mario Puzo, który mszcząc się na swoich hitlerowskich oprawcach eliminuje jednego po drugim. Czułem się jak jeden z nich :)

Dziwiłem się, że mimo wolnego czasu nie spotkałem przez większość trasy żadnego rowerzysty. Zagadka się wyjaśniła w Mosinie, w której zachciało mi się wjechać na Osową. A tam kumulacja - ktoś wyjeżdżał z lasu, ktoś z podjazdu od strony Puszczykowa, ktoś majaczył na horyzoncie... Może jakieś rowerowe kolonie czy coś? W każdym razie swoje zrobiłem, wjechałem, zjechałem (ciekawe wrażenie przy bocznym wietrze) i potem znów bajkerów wymiotło.

Święta się kończą, jutro do roboty... Eh. Mając trochę czasu na przejrzenie internetów wyszukałem i zadowoliłem swe oczodoły amatorskim filmikiem o Poznaniu. Ciekawy? Zachęca? Bo dla mnie zdecydowanie na plus.



  • DST 52.40km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.11km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 62m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z założenia leniwie

Piątek, 25 grudnia 2015 · dodano: 25.12.2015 | Komentarze 0

Na takie właśnie lenistwo czekałem. Można się wyspać, jest czas na zjedzenie śniadania przed wyjściem na rower (na rower! W grudniu!!), wypić kawkę, a nawet zastanowić się czy warto w ogóle ruszać nos za drzwi...

No dobra, z tym ostatnim oczywiście żartowałem :)

Jak już się odleniwiłem to spokojnie i bezstresowo ruszyłem na swoje pięć dyszek. Przynajmniej takie było założenie. Choćbym jednak zmienił gatunek i nagle stał się jednym z dość znanych szczerbaków, wiszących sobie przez większość życia na drzewie, i tak bym nie przeskoczył cholery zwanej wiatrem. Tyle było z opierniczania się. W zamian dostałem możliwość niekontrolowanego położenia się na asfalcie przy okazji co mocniejszych podmuchów.

Tak było do wysokości Dopiewa (gdzie dotarłem przez Luboń, Wiry, Komorniki, Konarzewo i Trzcielin), który w końcu mi się objawił jak pewne dzieciątko dnia wczorajszego i w końcu pozwolił na fragmenty jazdy z wiaterkiem w plecy (trasa przez Palędzie, Gołuski i Plewiska). O dziwo takie występowały, co pomogło wyciągnąć koszmarną średnią na ciut lepszą, czyli finalną słabiutką. Jak leń to leń.

A po południu wybraliśmy się z Żoną na Stare Miasto zobaczyć podobno największą w Polsce szopkę. Tym razem nie chodziło o gabinet aktualnego rządu, a kościół Franciszkanów. Nie ma co, robi wrażenie poznawcze. Podobnie jak Lenin w "Proletaryacie" przystrojony w swe ulubione barwy oraz mikołjakowo trykające się koziołki.





  • DST 32.10km
  • Czas 01:11
  • VAVG 27.13km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 98m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut świąteczny

Czwartek, 24 grudnia 2015 · dodano: 24.12.2015 | Komentarze 13

Udało mi się zmobilizować przed pracą (grr, cholerny kapitalizm. A nie, sorry, już niedługo) i wykręcić króciutkiego gluta. Wystarczyło jedynie wstać skoro świt, zebrać się w sobie, przeczekać aż wzejdzie słońce i zobaczyć, że zaczyna pojawiać się mgła. Czyli nic takiego :) Miałem - prócz rowerowego nałogu - też jeszcze misję specjalną. Wczoraj bowiem na szybcika wymieniłem (no dobra, wymieniono mi, ja się w takie rzeczy nie bawię) łańcuch i kasetę w crossie, więc szukałem okazji, żeby je przetestować. Stara kaseta (ta zaatakowana przez kosmitów, którzy wyssali z niej jedną koronkę) pojedzie sobie niedługo na gwarancję do Shimano i zobaczymy czy dostanę w zamian nową. Nie ukrywam. że na to liczę.

Czasu jak się powiedziało miałem mało, więc bez kombinowania pojechałem przez Luboń i Puszczykowo do Mosiny, gdzie zawróciłem w większości swoimi śladami. O dziwo było zimno, asfalt pokryty jeszcze warstwą "poprzymrozkową", a gęsta mgła skutecznie odstraszała od szaleństw. Zrobiłem więc swoje spokojnie, bez ciśnienia, za to w końcu z brakującymi zębami. Trochę to ułatwia sprawę, nie ma co.

Ruch nie był duży, a jako że mamy wigilię to postanowiłem się dostosować i na przykład w Puszczykowie dałem znać pani w samochodzie wyjeżdżającym z podporządkowanej, że śmiało, mogę ją przepuścić, na co ona odmachała z uśmiechem, że dziękuje, ale poczeka. No cuda. W mówiące zwierzęta jeszcze bym uwierzył bez dowodów, ale w uprzejmość polskich kierowców - byłoby ciężko :)

No i tak wszyscy byliśmy mili i wszyscy byliśmy świąteczni i wszyscy byliśmy ugodowi. Codzienna rzeź wróci już niedługo :)

Jako zadeklarowany agnostyk nie będę Wam życzył radości Bożej Dzieciny i takich tam, ale po prostu fajnego czasu spędzonego w rodzinami, udanych wycieczek rowerowych (bo pogoda chyba pozwoli) oraz pełnych brzuchów. Wesołych!


  • DST 54.40km
  • Czas 01:56
  • VAVG 28.14km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 87m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Samicą

Środa, 23 grudnia 2015 · dodano: 23.12.2015 | Komentarze 10

Spokojnie, spokojnie!!!!! Moje ulubione feminazistki, które już pewnie napełniają staniki wąglikiem oraz ciężkimi kamieniami w celu rzucenia nimi we mnie po przeczytaniu tytułu... Dajcie mi szansę. Nie, nie zaprzęgłem jakiejś niewiasty w rowerowy kaganiec. O co chodzi - będzie na końcu :)

Pokręciłem dziś w wiosennym klimacie - było ciepło jak w kwietniu, wietrznie jak w marcu, a na drogach sucho jak w maju. Po nasmarowaniu napędu w celu zminimalizowania efektów zjechanego napędu jechało się spoko, ale połowa drogi to wietrzna mordęga. Trochę pomasakrowało mnie z przodu, trochę z boczku, a za cholerę nie chciało pomasakrować mi pleców pomagając w jeździe. No życie. Trasa stała: Poznań-Luboń-Wiry-Komorniki-Stęszew-Łódź-Mosina-Luboń-Poznań.

Jutro od rana w robocie. Może uda mi się zwlec wcześniej na jakiegoś krótkiego gluta, ale słabo to widzę. To znaczy "to" widzę. ale siebie nie :)

Aaa, i jeszcze o Samicy. Proszę rowerowej braci, oto ona, dziś przyuważona w Stęszewie. Sam nie wiem jak udało jej się tak długo ukrywać przed moim wzrokiem :)


  • DST 52.47km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.15km/h
  • VMAX 53.10km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 60m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Głodowo

Wtorek, 22 grudnia 2015 · dodano: 22.12.2015 | Komentarze 14

Jeden dzień przerwy, głodek się zrobił. Dziś już nie padało, więc myk, myk, skorzystałem z okazji i przed pracą wykonałem swoje pięć dyszek, krokiem (szusem?) spokojnym, acz stanowczym, bo w jedną stronę silny wiatr nie dał mi szansy na choć moment wypoczynku. W powrotnej też nie do końca pomagał, ale było już luźniej. Pokręciłem na zachód, przez Poznań, Plewiska, Poznań (tak, tak, takie mamy anomalie trasowe w WLKP), Skórzewo (z ominięciem "górskiej" ddr-ki), Zakrzewo, Więckowice, Dopiewo, Palędzie, znów Plewiska i Poznań.

Decyzja ostateczna podjęta - na początku stycznia napęd musi być zmieniony, bo inaczej przy którymś starcie wybiję sobie resztki zębów kierownicą. Myślałem, że jakimś cudem dopękam do wiosny, ale cienko to widzę. Blaty, łańcuch, kaseta, kółka od przerzutek jadą z magazynu do serwisu, ja tylko muszę znaleźć czas na podjechanie tam i triumfalnie rozpocząć rok 2016. A na ciężki każdemu rowerzyście czas wymiany znalezione dziś na fyby znajomego motto :)