Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197649.80 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2015

Dystans całkowity:1372.19 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:48:18
Średnia prędkość:28.41 km/h
Maksymalna prędkość:58.10 km/h
Suma podjazdów:3845 m
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:50.82 km i 1h 47m
Więcej statystyk
  • DST 55.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 147m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Te ostatnie trzy dychy...

Niedziela, 20 grudnia 2015 · dodano: 20.12.2015 | Komentarze 3

...średniej prędkości. W tym roku.

Miałem smaka na wyciśnięcie w grudniu tego, co w ciepłych miesiącach wydaje się naturalne niczym usta Grażyny Kulczyk. No dobra, nie trafiłem z porównaniem. Po prostu naturalne :) A tu jak na złość - albo na przeszkodzie stała pogoda, albo korki, albo po prostu moja słabiutka ostatnio forma. Dziś się zaparłem - miałem wolny dzień, więc nie żałowałem snu, przed wyjazdem (dopiero po jedenastej) zjadłem namiastkę śniadania, a do tego zmotywowałem się zupełnie niezimową temperaturą powietrza.

Trasę wybrałem nieskomplikowaną niczym ciąg myślowy przeciętnego miłośnika polityki Jarusia K. - na południe, przez Luboń, Łęczycę, Puszczykowo i Mosinę do Żabna. Ale - jako że nawet zwolennicy Dżerego czasem miewają dylematy i zawahania - jazda w jedną i drugą stronę różniła się detalami. Najpierw w Mosinie zaliczyłem ddr-owy objazd fantomowego wiaduktu, który może powstanie w okolicach 2099 roku, a wracając już sobie darowałem i wybrałem wertepy przez samą ruinę pozostałą po osieroconej budowie. A potem zamiast ulicą Armii Poznań wybrałem w Luboniu kurs przez "centrum", co nieomal przypłaciłem utratą szans na wyciągnięcie wyniku. Bowiem tamtejsi mieszkańcy otrzymali niedawno nie lada zagadkę z gatunku tych egzystencjalnych - do istniejących wcześniej dwóch możliwości (centrum handlowe Pajo oraz outlet) doszła jeszcze opcja "żarcie" (McD), co obserwując zachowanie lubońskich kierowców przegrzewa pewne podzespoły odpowiedzialne za myślenie i odpowiednie zakomunikowanie swoich zamiarów.

Finalnie jednak się udało - mam co chciałem, mimo solidnych powiewów i dość mokrej po nocy nawierzchni. Mała rzecz a cieszy :)

Aha, jeszcze o dzisiejszej frekwencji - była naprawdę zacna. Mijałem się z grubo ponad dziesiątką bajkerów w pełnym rynsztunku, co ważne prawie wszyscy pozdrawiali. Oczywiście musiała się znaleźć i czarna szosowa owca, która w odpowiedzi na moje kiwnięcie zajęła się analizą stanu oszprychowania przedniego koła, ale na szczęście człowiek ów był dziś marginesem. I tak będzie zapewne do otwarcia "sezonu" :)


  • DST 54.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.45km/h
  • VMAX 53.80km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 122m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Korky

Sobota, 19 grudnia 2015 · dodano: 19.12.2015 | Komentarze 6

Jak mi się podobają te wiosny tegorocznej zimy! Rano dziewięć stopni (!), asfalt mokry po nocnych opadach jak nie przymierzając w jakimś tfu tfu kwietniu, zefirek godny, ale całkiem przyjemny... I co, nie może być tak cały rok? No nie może?

No cholera nie może :)

Trzasnąłem dziś trasę "kondomikowopochodną", przez Luboń, Wiry, Puszczykowo, Mosinę. Łódź, Stęszew, Szreniawę i Komorniki. W Łęczycy doznałem klaksonowego gang-bang, bo najpierw jakiś nadgorliwiec jadący za mną nie omieszkał mnie poinformować. że na pokonywanym akurat przeze mnie odcinku widnieje zakaz jazdy rowerem. Też mi odkrycie. Szkopuł w tym, że na położonej po drugiej stronie ścieżynce leżało śliskie błoto, na którym wczoraj o mało co bym nie wywinął malowniczego, podpoznańskiego koziołka i dziś już ryzykować nie miałem zamiaru. Ale weź to wytłumacz puszkarzowi. Nie miałem zamiaru, więc tylko machnąłem ręką, bo po chwili... machnąć ręką, bo z naprzeciwka radosnym "tuuu-tuuu" oraz połową ciała wystawioną za szybę pozdrowił mnie kumpel jadący do pracy. I takie klaksony to ja lubię :)

Znów miałem apetyt na przyzwoitą średnią. I tak jak ostatnio został stępiony przez korki w Komornikach. Bydło na bydle bydło poganiało... I wszyscy do centrów, wszyscy do galerii, wszyscy gdzieś w jakiś komercyjny i sztuczny świat. I właśnie przez nich skończyłem pod kreską. A na sam koniec, już na Dębcu, gdy do domu miałem jakieś osiemset metrów, trafiło mnie takie coś:

Na pierwszym planie: zamknięty przejazd osobowy. Na drugim planie: zamknięty przejazd towarowy. Jak już udało mi się doczołgać dalej czekał mnie taki oto widok:

Jak można zauważyć pojazdy chcące jechać w moim kierunku mają zielone. Ja się zmieściłem... :)

Zaledwie po piętnastu minutach od pojawienia się na przejeździe byłem w domu. Cud i miód świątecznych zakupów... taaa...


  • DST 52.20km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.00km/h
  • VMAX 55.40km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 61m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szosomesowo

Piątek, 18 grudnia 2015 · dodano: 18.12.2015 | Komentarze 4

Tak to mi się panie i panowie pogodynkowie niech mylą codziennie. Miało padać od rana, a przestało w nocy i znów zaczęło dopiero po jedenastej, kiedy byłem już po rowerze. Do tego było ciepło (osiem stopni!), mokro na drogach, ale do przejechania szosą, wietrznie, ale umiarkowanie.

Kółko przez Wiry, Komorniki, Szreniawę. Trzcielin, Dopiewo, Gołuski i Plewiska wykonałem zgodnie ze wszelkimi zimowymi zasadami. Powoli, ostrożnie, bez napinki, za to z włączoną opcją "full relaks". A jako że w pierwszej części trasy męczyłem się z podmuchami, co jest dość nudnym zajęciem, postanowiłem odpowiedzieć kumplowi na smsa w temacie doboru telefonu. Dyskusja się rozwinęła, przez co wykręciłem specyficzną średnią około 2 krótkich wiadomości tekstowych na kilometr. Ktoś mnie pobije w tym temacie? :)


  • DST 34.20km
  • Czas 01:16
  • VAVG 27.00km/h
  • VMAX 36.40km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 116m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut klasyczny

Czwartek, 17 grudnia 2015 · dodano: 17.12.2015 | Komentarze 0

Jaka może być pogoda w dniu, który mam wolny? E tam, zagdaka za łatwa - no oczywiście, że deszczowa. Od rana padało, mżyło i kropiło. W dowolnej kolejności. Pierwotnie niespecjalnie się tym martwiłem, bo miałem swoje do odespania - przez głąba opisywanego ostatnio. Tajemne moce trzymały mnie w wygodnym łóżku aż do dziesiątej, inna sprawa że niespecjalnie im się opierałem :)

Pozałatwiałem kilka spraw. zerkając co jakiś czas za okno. Tam w końcu padać przestało - jak się okazało na godzinę. A jak się okazało? Na rowerze, a konkretnie crossie, bo nim ruszyłem na swojego dzisiejszego gluta. Standardowo obrałem kurs na Mosinę, gdzie zahaczyłem na chwilę o serwis, żeby pokazać swoją porwaną przez kosmitów zębatkę w kasecie. Ugadałem, że wpadnę któregoś dnia, i kasetę wyśle się do Shimano na reklamację. Muszę tylko znaleźć trochę czasu, bo przy okazji już najwyższa pora wymienić kółka od przerzutki i łańcuch. Może w styczniu?

Godzina bez opadu skończyła się dokładnie w momencie gdy zacząłem wracać. A że znów zapomniałem zamontować wycieraczek na okularach to głównie jechałem na czuja. Powolutku, ostrożnie, z ominięciem torowiskowej kumulacji na Armii Poznań w Luboniu - znów pojechałem przez centrum.

Patrząc na prognozę na najbliższe dni prawdopodobnie rowerowy katar mi nie grozi. Dzisiejszy glut był zapewne pojedynczy.


  • DST 51.10km
  • Czas 01:49
  • VAVG 28.13km/h
  • VMAX 45.90km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 73m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Noc z byczkiem Fernando

Środa, 16 grudnia 2015 · dodano: 16.12.2015 | Komentarze 8

Wczoraj padało, więc nie pokręciłem, ale za to się wyspałem. Dziś za to... padało, lekko bo lekko, więc pokręciłem, ale się nie wyspałem. Bynajmniej nie przez rower.

Na poznańskim Dębcu mieszkam przez 2/3 czasu mojej bytności w Poznaniu. Zawsze - wbrew obiegowej opinii - chwaliłem sobie tę lokalizację i spokojny klimat. Do czasu. Ten czas nadszedł niedawno, jakiś miesiąc temu, gdy dość młoda sąsiadka z góry sprowadziła sobie absztyfikanta o aparycji nie do końca rozwiniętego orangutana odzianego w dresy. Generalnie jest cisza, dopóki się chłopak nie napije, a wtedy nasza niewiasta ucieka przed nim do zaznajomionych sąsiadów piętro niżej, a pech chce, że to piętro niżej to też nasze piętro. Wczoraj przesadził. Około jedenastej wieczorem rozległo się klasyczne walenie w drzwi (nie nasze) oraz krzyki, a byczek zaczął wyżywać się również na ścianach. Wezwana została policja, co jak sądziliśmy miało załatwić sprawę. Taaa. Okazało się, że po wywleczeniu go za flaki... panowie z MO i nasz bohater się kojarzyli z.. meczów Lecha. Więc zamiast bęcków wypalono fajeczkę, agresor obiecał, że się uspokoi i sobie pojechali.

Spokojnie było jakąś godzinę. Około pierwszej w nocy na korytarzu zaczęły lecieć butelki oraz cięższe sprzęty, nie mówiąc już o sąsiadujących drzwiach. Tego już było za wiele - wykonałem dwa telefony w obrębie kilku minut na 112, tym razem informując, że poproszę poważnych ludzi, a nie ziomali-kiboli. I w końcu przyjechała grubsza ekipa (dwa radiowozy po dwóch chłopa), którym udało się wywlec naszego Fernando na zewnątrz i ładując go do karetki, bo rzucając butelkami biedactwo się pokaleczyło. Zagrożeni sąsiedzi posprzątali szkło, ale cały ten mezalians to niezłe pato. Dziś rano zresztą oficjalnie nas przeproszono za gnoja, który przyznać trzeba osobiście nam nie zagroził, co nie zmienia faktu, że należy mu się solidne klepanie w celu ustawienia szarych komórek we właściwych miejscach. Co z nim dalej - nie wiadomo, ale obawiam się, że to nie koniec. Jeśli takie przypadki będą się powtarzały to... hm, jestem po świeżej lekturze "Ojca chrzestnego".

Ten przydługi wstęp miał wyjaśnić czemu to, że w ogóle dziś wyjechałem było niemałym heroizmem. Nie dość, że zasnąłem o wpół do trzeciej nad ranem, to jeszcze mżyło, było dość ślisko i mokro. Zrobiłem kółeczko na wschód, przez Starołękę, Krzesiny, Gądki, Robakowo, Krzyżowniki, Tulce i znów Krzesiny. W półśnie, we mgle i z tempem rozdeptanego ślimaka.

A aktualnie zasypiam na siedząco.


  • DST 52.12km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.50km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 62m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez powodów

Poniedziałek, 14 grudnia 2015 · dodano: 14.12.2015 | Komentarze 4

Wczoraj z trzech paskudnych powodów (praca, deszcz i wichury) odpuściłem kręcenie, dziś z paskudztw została tylko robota, więc była okazja na kolejny element nadbudowy. Już nie padało, wiatr zdecydowanie odpuścił (choć miałem wrażenie, że wiał mi wciąż w pysk), na blacie całe dwa stopnie in plus - miodzio.

Pojechałem na zachód, robiąc kółeczko przez Wiry, Komorniki, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie i Plewiska. Pedałowało mi się nawet sympatycznie, choć już od początku włączył mi się radar antysamochodowy, gdy na wahadle pod domem jakiś Peugeot usiadł mi na kole tak blisko, że myślałem, że ma zamiast policzyć nacięcia na mojej tylnej oponie. Puszkarzy w ogóle dziś jakby mózg opuścił, bo co chwilę ktoś mi się wcinał z podporządkowanej, ruszał z zatoczek bez włączania migaczy. o używaniu standardowych świateł nie wspominając. W związku z tym niespecjalnie mi było żal mistrza kierownicy, którego przed Luboniem nad A2 zatrzymali tajniacy w nieoznakowanym radiowozie. Ojej :)


  • DST 54.35km
  • Czas 01:54
  • VAVG 28.61km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 70m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nadbudowa

Sobota, 12 grudnia 2015 · dodano: 12.12.2015 | Komentarze 7

Jako że swoje wykonałem już wczoraj, od dziś wszystko co na górkę jest, zgodnie z teorią Marksa i Engelsa, jedynie nadbudową. No to postaram się budować dalej tę rowerową strukturę klasową ile się da - a da się pewnie nie za wiele, bo od jutra ma padać.

Dziś około południa nie padało, za to jak zwykle wiało i masakrowało. I to godnie - połowa mojej dzisiejszej trasy to więc walka o utrzymanie w pionie, potem już lepiej, bo fragmentami nawet dostawałem podmuchy w plecy. Oczywiście zupełnie nieproporcjonalnie wobec tego ile dostawałem w ryj.

Pokręciłem przez Plewiska i Skórzewo do Dopiewa, tam skręciłem na Fiałkowo i Więckowice, z których dostałem się do domu przez Zakrzewo i Wysogotowo. Na trasie spotkałem trzech kolarzy, z którymi ze względów bezpieczeństwa pozdrowiliśmy się głównie kiwnięciami głową. Puszczanie kiery w takich warunkach zdecydowanie nie byłoby popierane przez Ministra Zdrowia. Jeśli chodzi o tego aktualnego to podobnie jak in vitro :)


  • DST 53.20km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 47.40km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 127m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

17 tysiaków :)

Piątek, 11 grudnia 2015 · dodano: 11.12.2015 | Komentarze 13

Tyle mi oficjalnie pyknęło w roku 2015. To prawdopodobnie (bo za czasów pacholęctwa nie prowadziłem statystyk) jest moje życiówka roczna, więc od dziś chodzę dumny jak paw, proszę mi tylko nie wtykać żadnych kolorowych farfocli czy piór w okolice czterech liter. Nie wyobrażam sobie, że w przyszłości mógłbym wykręcić więcej, chyba że ktoś mnie wyśle na dożywotnie bezrobocie z zasiłkiem w wysokości 5 tysięcy. Netto oczywiście. A póki co - jest to mój maks.

Taki dystansik nie osiąga się za darmo. Kosztował mnie on co najmniej jeden napęd (który dziś co chwilę przeskakując doprowadzał mnie do szewskiej pasji), parę opon, kilka szprych, nieliczoną ilość dętek w trzech dostępnych mi rowerach, nowe pedały oraz sporo smaru rowerowego. Podkreślony został dwoma (może tylko dwoma?) glebami, z czego jedna (może aż jedna?) zakończyła się skręceniem stawu skokowego i kontuzją. W sumie - chyba mimo wszystko na plus :)

Dzisiejsze uwieńczenie to powolne kręcenie do Żabna, przez Puszykowo i Mosinę, oraz powrót po swoich śladach. Zaliczyłem nawet mosińską ddr-kę, na której akurat trwało jakieś wysysanie czegoś z lasu, a że wąż temu służący przechodził przez tę ścieżkę to panowie robotnicy uczynnie nadepnęli na dwa jego kawałki i z gromkim "hop!" umożliwili mi w miarę komfortowy przejazd :) Zimno - rano zero stopni, potem jeden więcej.


  • DST 53.17km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.00km/h
  • VMAX 47.60km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 134m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

O ewolucji wstecznej

Czwartek, 10 grudnia 2015 · dodano: 10.12.2015 | Komentarze 8

Dziś nieskomplikowanie i treściwie: przez Puszczykowo i Mosinę do Dymaczewa, z którego skręciłem na Będlewo i wróciłem tą samą trasą. Ostrożnie, bo szosy po wczorajszych opadach jeszcze częściowo mokre, oraz lekko naokoło, żeby zapobiegawczo ominąć torowiska na Armii Poznań w Luboniu. To się udało, ale w zamian po raz kolejny zostałem ofiarą Panny Migotki, czyli moich ulubionych, nowych lubońskich świateł na Sobieskiego. Jak zauważyłem mieszkańcy już w sobie wykształcili umiejętność ich niezauważania, ja się jeszcze szkolę w tej tematyce ;) W Mosinie na chwilę zajrzałem do rowerowego, żeby pomierzyć blaty do przyszłościowej wymiany. Te przy korbie, żeby nie było - w tym roku remontu kuchni nie planuję,

Wczoraj komentując na BS wpis Dariusza vel Lipcia (o ten) obiecałem wkleić pewien niedawno podesłany mi link dotyczący sprawy istotnie nurtującej nasze społeczeństwo, czyli przejazdów kolejowych. Niniejszym spełniam obietnicę, a główny bohater filmiku zapewne miałby spore szanse na otrzymanie Nagrody Darwina, gdyby nie to, że podobno przeżył i o dziwo nic specjalnego mu się nie stało.



  • DST 53.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.72km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 122m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Umiarkowanie

Środa, 9 grudnia 2015 · dodano: 09.12.2015 | Komentarze 9

No to chyba wiosna się skończyła. Minusik. Za to jeszcze nie przyszła zima w pełni. Plusik. Jako że temperatura osiągnęła dziś wartość około piątki powyżej zera i nie padało to wynik finalny jak dla mnie jest wciąż dodatni i uznaję siebie za człowieka umiarkowanie zadowolonego z rowerowego życia.

Byłbym bardziej, gdyby nie zatrzymał mnie dziś w Komornikach mega ultra hiper korek. Albo krócej - standardowa, przeciętna sytuacja w tej miejscowości. Kosztowało mnie to dużo. Mentalnie. Bo twardo i dziarsko walczyłem o ostatnią w tym roku średnią w granicach trzech dych. No i do granicy doszedłem, ale niczym za kilka lat w Strefie Schengen - już jej nie przekroczyłem. W zamian za to przez ponad kilometr wdychałem smrody, spaliny, rtęć oraz zużyte drzewko-odświeżacz samochodu przede mną. Cóż, życie.

Trasa - Luboń, Wiry, Puszczykowo, Mosina, Dymaczewo, Stęszew. Komorniki (grr), Górczyn i Dębiec.