Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197915.40 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2018

Dystans całkowity:1570.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:23
Średnia prędkość:27.37 km/h
Maksymalna prędkość:55.60 km/h
Suma podjazdów:6239 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:52.35 km i 1h 54m
Więcej statystyk
  • DST 51.80km
  • Czas 01:49
  • VAVG 28.51km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 154m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z kaleką na uszach

Środa, 21 marca 2018 · dodano: 21.03.2018 | Komentarze 5

Biorąc pod uwagę, jak porąbaną mamy w tym roku pogodę, wedle moich prognoz prawdziwej wiosny doczekamy się może za miesiąc, potrwa ona tydzień, a potem nagle spadną na nas saharyjskie upały. To wersja optymistyczna, bo może być tak, że jej w ogóle nie będzie. W każdym razie, jak na razie, w marcu jak w... dupie. Przepraszam za dosadność, ale wczorajszy wieczorny śnieg mnie mentalnie rozwalił. Wrócić ma jutro... 

Dziś na szczęście łaskawie się wypogodziło. Było co prawda blisko zera i gdzieniegdzie leżały jeszcze białe śnieżne placki, ale dało się kręcić, nawet szosą, z czego skrzętnie skorzystałem na trasie: Poznań - Plewiska - serwisówki - Zakrzewo - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań. Wszystko było nawet fajnie, gdyby nie wiatr, co to niby się snuł, niby go nie było, a dawał kuksańce co zakręt.

W tle wiosna:

Jako element demobilizujący podczas jazdy zadziałało dziś słuchanie na żywo w radiu wystąpienia ministra spraw zagranicznych o nazwisku Czeputowicz, który raz coś bełkotał z sensem, raz gadał kompletnie bez niego podczas swojego expose. Kij z tym, że sam się gubił i brzmiał jak wczesny Gomułka, to akurat rozumiem, bo sam się jąkam gdy czytam nie swoje teksty :) Ale jest kolejnym przykładem gorącego zadeklarowanego patrioty, który nie potrafi zachować krzty szacunku do swojego rodzimego języka - gdy po raz dwudziesty usłyszałem, że coś się wydarzyło w DWUTYSIĘCZNYM którymś, myślałem, że wyrwę z uszu słuchawki razem z kieszonką, w której miałem telefon. To przecież jest cholerny doktor, a może nawet profesor nauk, ekhm, humanistycznych....

Endo dziś skromnie - fałmaks zaledwie 70 km/h, przy realnym lekko ponad 50 km/h. Kryzys? :)


  • DST 57.30km
  • Czas 01:58
  • VAVG 29.14km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 143m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Smogowind

Wtorek, 20 marca 2018 · dodano: 20.03.2018 | Komentarze 12

Dziś rano poczułem się jak rodowity krakus. Nooo, może bez przesady, bo tam ludzie powoli zapewne zaczynają w drodze ewolucji wytwarzać sobie alternatywne sposoby oddychania, na przykład przez stopy czy najgłębiej ukryte cebulki włosów, ale widok snującego smożku sprawił, że budząc się na Dębcu pomyślałem o Nowej Hucie. W sumie widoki podobne :)

Gdzieś zza tego, co niewyraźne, nieśmiało wystawało słońce, co dawało szansę na sympatyczną jazdę. No i wiatr nie chciał nawet wybić mi szyb wraz z framugami... W teorii: super. Dziarsko wziąłem więc szosę pod pachę i ruszyłem, pełen optymizmu, który już w Luboniu został sprawnie ugaszony przez korek-gigant. Dzięki temu po raz pierwszy w życiu skorzystałem z dobrodziejstwa rozklekotanego i syfiastego chodnika, wrrrróććć, drogi dla rowerów i pieszych zaraz za autostradą. W tej samej miejscowości odcierpiałem jeszcze swoje, potem skręciłem na Wiry. Komorniki, Szreniawę, Rosnowo, Chomęcice, Głuchowo, serwisówki...

...Dąbrówkę, Palędzie, gdzie centralnie przed pyskiem zamknęły mi się rogatki, a ja spędziłem prawie dziesięć minut podziwiając to migoczącą sygnalizację, to szlaban o barwach barierek na ddr-kach, to w sumie trzy składy pociągów.

Ostatnie kilkanaście kilosów to Gołuski, znów Głuchowo, Komorniki, Plewiska i do domu. Gdzieś na odcinku między głuchowskim zagłębiem siedzib firm kurierskich a Komornikami jeden z kierowców chciał mnie bardzo uświadomić klaksonem podczas wyprzedzania na drodze, że po lewej jest śmieszka - tak jakbym nie wiedział :)

No i wiatr - dorwała mnie najbardziej klasyczna wersja wmordewindu: gdziekolwiek skręciłem, tam wiał mi w facjatę, generalnie niezbyt mocno, choć fragmentami się rozkręcał. Nie powiem, gnój ma refleks, bo jak widać po trasie zakrętów było sporo. Aha, Endomenda wciąż w formie - dziś fałmaksa wykręciłem podobo na poziomie 807 km/h :)

Dystans zawiera również drogę do pracy w jedną stronę, wieczorem dołożę powrót z niej.


  • DST 55.30km
  • Czas 01:58
  • VAVG 28.12km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 229m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Babki

Poniedziałek, 19 marca 2018 · dodano: 19.03.2018 | Komentarze 10

Uff... Najgorsze wiatrzysko powoli zaczyna odpuszczać. Gnoiło dziś jeszcze naprawdę solidnie, wciąż ze wschodu, ale w porównaniu z wczorajszą rzeźnią była to pieszczota. Co prawda taka autorstwa narąbanego w trzy dupy tatusia wobec latorośli, która nie chce skoczyć z misją do nocnego po kolejnego browara, ale jednak pieszczota :)

Wykonałem trasę dobrze znanego i często testowanego "muminka": dom - Lasek Dębiński - Starołęka - Krzesiny - Jaryszki - Koninko - Szczytniki - Sypniewo - Głuszyna - Babki - Czapury - Wiórek - Rogalinek - Mosina - Puszczykowo - Luboń - Dębiec. Słońce świeciło, termometr ukazywał zero nieabsolutne, jest szansa, że póki co nie będę za bardzo marudził :)

Jeśli chodzi o tytuł to bez obaw, nic zbereźnego - po prostu je podziwiałem. Nadleśnictwo, w sensie :) Póki jeszcze oczywiście jest co podziwiać, bo aktualnie lasy znikają szybciej niż punkty procentowe PO i Nowoczesnej razem wzięte.

Na poznańskich Krzesinach za to nie ma lasu, a jest szkoła. A jak jest szkoła, to są nie tylko uczniowie, ale i nauczyciele oraz rodzice. Jest również obok niej DDR-ka. I na tym styku światów robi się wesoło:

Pewnie, o co chodzi, przecież zostawili mi miejsce... Tyle że gdybym jechał crossem, to istniałoby spore ryzyko, że bym się zmieścił, lecz kosztem prawego lusterka (i to bez złośliwego zamiaru). Dodam, że jakieś sto metrów wcześniej można śmiało parkować, ale przecież przejście takiej odległości to potwarz dla szanującego się użytkownika dróg.

Do dystansu dodałem jeszcze przejazd starą szosą na myjkę i z powrotem, Chciałem również odebrać awizo, ale póki co nie było mi dane: kolejka dochodziła do samych drzwi oddziału pocztowego, więc się wycofałem. Pozostawiłem za to na miejscu pełną zadumy damę, taką klasyczną Karynę w wersji XL, która pojawiła się tam sekundę przede mną, konstatując głośno i kulturalnie do swojej koleżanki widząc tłumek: "pojeb...o ich, k...a?" :)


  • DST 53.10km
  • Czas 02:01
  • VAVG 26.33km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Podjazdy 261m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kl(ątwi)ąc

Niedziela, 18 marca 2018 · dodano: 18.03.2018 | Komentarze 6

Zupełnie, ale to zupełnie nie spodziewałem się, że będzie dziś lepiej niż wczoraj.

Nie zawiodłem się, niestety.

Choć może, może, idąc tropem zagubionych plusów... Było ciut cieplej, słońce ładnie świeciło, a, no i nie padało. Jupi!

Natomiast wiatr... Co się będę rozpisywał - kto dziś wsiadł na rower, ten wie, że przynajmniej połowa drogi to walka o przetrwanie. Śmiało można było montować żagle do rowerów i odnajdywać przyjemność w żeglowaniu po oceanach dróg gminnych, powiatowych, krajowych i jakie tam jeszcze są dopuszczone do ruchu dwóch kółek :) A że podmuchy były przejmująco zimne, tym ciekawsze to były doznania.

Postanowiłem zaryzykować i jednak wziąć dziś na spacer T-reksa. I o dziwo nie odleciałem. Za to gratis dostałem możliwość testowania, jak to jest, gdy nagle bez mojej ingerencji ja wraz ze sprzętem znajdujemy się kilka centymetrów na lewo lub prawo. Jak jest? Może nie będę się wyrażał :)

Co do trasy... Zdecydowałem skorzystać z dnia wolnego od wszystkiego, co kręci rodaków (oczywiście chodzi o szoping, nie o pracę) i przejechać przez opuszczone miasto. Może i ono takie było, ale światła zachowywały się klasycznie, więc od domu przez centrum, Maltę do Miłostowa kręciłem powoli, ale chociaż doceniałem, iż budynki dawały minimalną osłonę. A potem... się zaczęło. Pierwotnie miałem zamiar jechać do Biskupic i z powrotem, ale w Kobylnicy się poddałem i skręciłem w leśny dukt prowadzący do Wierzonki. Tam odetchnąłem, bo jednak co drzewa, to drzewa.

To samo zdjęcie postanowiłem lekko ubogacić, żeby zobrazować, czym do tego momentu się zajmowałem. To nie była jazda, to było pełzanie. A tak z grubsza się czułem :)

Sorry za jakość, w Paincie cudów nie zrobię ;)

Potem czekał mnie jeszcze kawałek rzeźni: Wierzonka, Karłowice oraz dojazd do granic Puszczy Zielonka to wciąż przegrana walka, natomiast po nawrotce (znów Wierzonka, dalej przez Mielno i Kicin do Koziegłów, skąd azymut na ulicę Gdyńską w Poznaniu) było już lepiej, choć jak zwykle nie do końca, bo wietrzysko co chwilę zmieniało zdanie co do kierunku.


Myślałem, że pyknę się po raz pierwszy w tym roku odebraną wodom Wartostradą, no i w sumie odcinek do Śródki dawał na to szansę...

...ale już kawałek dalej odpuściłem, z poniższego powodu.

Jednak nie ma tego złego - szukając alternatywy odkryłem, że da się już bez problemu dotrzeć do wysokości Polibudy, a stamtąd już klasyczną drogą przez Most Rocha do AWFu i na Dębiec.

Wrażenia? Powstrzymam się - wystarczy spojrzeć na średnią. Pewnie na emeryturze byłbym mega zadowolony, teraz patrzę na siebie z politowaniem. Ale odpuściłem, raz tylko próbując podczas jazdy pod wiatr pocisnąć - po chwili stwierdziłem, że czy jadę 18 w "tlenie" (lub jak to tam się nazywa), czy 20 km/h wypruwając sobie płuca - jeden... znój :)


  • DST 53.50km
  • Czas 02:08
  • VAVG 25.08km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura -5.0°C
  • Podjazdy 207m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Plus na minusie

Sobota, 17 marca 2018 · dodano: 17.03.2018 | Komentarze 7

Plusy, plusy, plusy… W życiu trzeba szukać plusów… Tak twierdzą domorośli psychoterapeuci, więc wychodząc naprzeciw ich sugestiom próbowałem dziś jakiś znaleźć. Przyszedł mi na myśl tylko jeden: finalnie jednak nie padał śnieg. Koniec i kropka, więcej nie znajdę żadnego, choćby mnie przypiekano żywcem.

Tymczasem przypiekać nie chciano, w sumie to wręcz przeciwnie – raczej zamrażać :) O ósmej rano, gdy ruszałem, temperatura na termometrze wywindowała się już co prawda na całe minus pięć (wiosna!), ale pierwszy odczuwalny podmuch zredukował odczucie do (na oko) minus osiemdziesięciu. A potem było tylko gorzej. Zapobiegliwie, jako rowerzysta doświadczony życiem, wybrałem dziś na drogę crossa, znów gratulując sobie wyboru, bo na szosie odleciałbym pewnie gdzieś w zaświaty, jak nie dalej. Ja natomiast, spokojnie jak na wojnie, mając pod tyłkiem czołg (ale model z gatunku tych lżejszych), walczyłem o przetrwanie.

Trasa to wschodnie rewiry – przez Lasek Dębiński i Hetmańską na Starołękę, potem Starołęcką w kierunku Głuszyny, następnie Koninko, Borówiec, Gądki, Robakowo, Szczodrzykowo, Krzyżowniki, Tulce, Żerniki. Jaryszki, Krzesiny, Starołęka i znów przez Dębinę do domu. O taka.

Kombinowałem na wszystkie sposoby, jak schować się przed wiatrem, a wciąż kręcić drogami – w Poznaniu jeszcze jakoś mnie chroniły budynki, niestety już poza miastem chwilami prędkości rzędu 12-16 km/h to był maks, do tego uzyskany sporym wysiłkiem. Miało być lepiej po nawrotce, ale jak zwykle nie było, bo - wiadomix - gnój tylko czeka na takie chwile, żeby zmodyfikować kierunek i w najlepszym wypadku gnoić z boku. Wyjściem było wybranie rejonów mocno zadrzewionych, nawet jeden odwiedziłem, z radością myśląc o odcinku między Koninkiem a Borówcem, lecz gdy weń wjechałem, wymsknęło mi się soczyste kur…! ...cze. Przecież jeszcze niedawno był tu las…


Aha, miałem szukać plusów... No przecież jeszcze tyle drzew zostało... do wycięcia :/

Podsumowując: czysta rzeź - zmarzłem, przewiało mnie, ledwo dojechałem. Nawet święty Florek z OSP w Szczytnikach był zdecydowanie śnięty i mało optymistyczny :)



  • DST 51.40km
  • Czas 02:00
  • VAVG 25.70km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 0.5°C
  • Podjazdy 149m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Program "Skarpetki+"

Piątek, 16 marca 2018 · dodano: 16.03.2018 | Komentarze 10

Miałem nadzieję, że nie będę już musiał być jego beneficjentem, ale niestety, nie ma tak lekko. Zima nie chce odpuścić, dziś zmasakrowała mnie nie tyle temperatura, bo ta była jeszcze całkiem przyzwoita (plusowe zero), ale koszmarnie zimny i mocny… kto, no kto, łapki w górę? Ano, wiatr. Przemarzłem ja, przemarzły mi stopy, przemarzła dusza, która myślami była nie na rowerze, a w jakimś ciepłym pomieszczeniu, gdzie unosiłby się aromat kawy… W sumie chyba tylko to trzymało mnie przy życiu :) A wspomniane skarpetki nie pomogły – widocznie program wsparcia jest nieefektywny.

Trasa to w tę i z powrotem, z domu przez Lasek Dębiński, Starołękę, Krzesiny, Żerniki, Tulce, Gowarzewo i Siekierki do Paczkowa, gdzie zawróciłem na wysokości przejazdu kolejowego, oczywiście zamkniętego. Kręciłem znów starą szosą, która coraz bardziej trzeszczy, stuka i piszczy, obawiam się, że to ostatnie jej podrygi, a pewność mam co do suportu, tak zapieczonego - niczym rasowy lechita na widok legionisty - że praktycznie nie da się już go wymienić. Jednak póki powoli, bo powoli, ale da się na tym czymś posuwać do przodu, korzystam, choć wynik tego wypadu jest jedną wielką mentalną masakrą - dość napisać, że w połowie dystansu moja średnia oscylowała w okolicach 22 km/h, a odrobienie tego nawet do granicy poniżej krytyki łatwe nie było, tym bardziej, iż po drodze miałem las, Starołękę oraz rozkopane Gowarzewo, gdzie aktualnie więcej jest szutru i dziur, niż asfaltu.

Ale spoko… Jutro ma być jeszcze gorzej, bo nad ranem zapowiadają solidny minus, a na dzisiejszy wieczór opady śniegu, co oznacza, że  przed pracą znów zapewne przywitam się z chomikiem i ziomalami ze wspominanego niedawno serialu o templariuszach. W końcu mają jeszcze sporo duszyczek do wyrżnięcia w imię Boga, choć przyznać trzeba, że akurat w poruszanych tu wątkach są w tym najczęściej powściągliwi :)


  • DST 51.50km
  • Czas 01:54
  • VAVG 27.11km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 197m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hańba na uszach

Czwartek, 15 marca 2018 · dodano: 15.03.2018 | Komentarze 13

Winter is coming. Ponownie tej zimy. Dziś już odczuwalne zimno, przynajmniej rano, do tego mrożący wiatr (a będzie gorzej). Nie ma co, powiało optymizmem :)

Ruszyłem znów starą szosą, bo nowej mi szkoda na post-solną pogodę, w związku z czym przemieszczanie się do najszybszych nie należało, tym bardziej, że pierwsze prawie dziesięć kilometrów to pełzanie po mieście - a tam permanentna stójka i sznureczek od Hetmańskiej przez Starołęcką do Minikowa. Potem już było lepiej, ale za to wylądowałem na polach, gdzie wiatr ze mną robił co chciał. Przy okazji przeraziła mnie szybkość powstawania nowych klocków magazynowych - tu jeszcze jakiś miesiąc czy dwa temu była ziemia na ugorze, a rok temu kwitły maki. Teraz... full industrial.

No nic, miejmy nadzieję, że choć będzie osłaniać od wiatru :)

Reszta trasy to "muminek" - Koninko, Głuszyna, Babki, Czapury, Wiórek, Rogalinek, Puszczykowo, Luboń i do domu.

Jeszcze w temacie tytułu wpisu - od niedawna katuję na trasie dorobek zespołu Hańba!, który niedawno otrzymał Paszport "Polityki". Dawno nie słyszałem tak autentycznego punka, teraz uwaga, bez ani jednej gitary czy perkusji, za to z banjo, klarnetem, tubą czy... grzebieniem. A teksty są bardzo, ale bardzo na czasie, bowiem pochodzą z... dwudziestolecia międzywojennego (Tuwim, Broniewski, Brzechwa) - mamy tu opisanych maszerujących faszystów z ONR, niechęć do innych narodów (oczywiście głównie Żydów), bezczelność władzy oraz ówczesnych odmian korporacji, jest też... polski obóz koncentracyj, gdyż nie wolno zapomnieć, że w Berezie Kartuskiej ludzie nie tylko byli zsyłani do ciężkich prac, ale również torturowani i zabijani ("lekka" rysa na pomniku Piłsudskiego, zresztą jak na moje nie jedyna). Wypisz wymaluj historia wraca w tym kraju co jakieś sto lat. Hańba w czystej postaci :)



  • DST 37.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 26.12km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 114m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut postchomiczny

Środa, 14 marca 2018 · dodano: 14.03.2018 | Komentarze 18

Spokojnie, nie mam zamiaru wpisywać dystansów ze stacjonarnego - ja nie z tych, choć w sumie pewnie gdybym robił to w poprzednim roku to spokojnie mógłbym odnotować u siebie w podsumowaniu rocznym ze dwadzieścia tysiaków. Jednak trzeba mieć w życiu jakieś zasady, żeby nie było kwasów :)

Nie zmienia to faktu, że był (jest) to specyficzny rowerowy dzionek. Rano bowiem przywitał mnie deszcz, a w pewnym momencie nawet pojawił się opad śniegu. Aż (podkreślam: aż) tak z głową nie mam, żeby ruszać w tego typu warunkach, więc chcąc nie chcąc usiadłem do chomika, załączyłem serial "Templariusze", pooglądałem sobie sympatyczne akcje typu wbijanie drewnianego krzyża w otwór gębowy w celu przebicia czaszki, wypiłem kawę, potem spojrzałem za okno, a tam... przejaśnienia. Lekkie bo lekkie, ale zawsze.

Długo myśleć nie musiałem - było między dziesiątą a jedenastą, w samo południe miałem pojawić się w robocie, więc dodanie jednego do drugiego dało prosty rachunek - trzydzieści :) Tyle bowiem ma standardowy glut, a że do pracy mam w linii prostej kilometrów pięć, to... wszystko się zgadzało. Musiałem tylko na szybko obmyślić trasę, jednak w końcu stwierdziłem, że na to już czasu nie mam, ruszam crossem, a kombinował będę na bieżąco. Tym samym wyszło takie cuś: Dębiec - Plewiska - Komorniki - Wiry - Luboń - Dębiec - Centrum. Jak zwykle odcinek po mieście był najkrótszy, a zajął czasowo prawie tyle samo ile reszta :)

Finalnie więc wyszło dziś nie pięćdziesiąt, a ponad sześćdziesiąt kilometrów, tyle że połowa z nich gorszego sortu, takich, którymi można wycierać swe mordy zdradzieckie :) Natomiast odkrycie serialu uznaję za plus dodatni.

PS. Dodałem dystans praca-dom.


  • DST 52.80km
  • Czas 01:56
  • VAVG 27.31km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 234m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

SiN

Wtorek, 13 marca 2018 · dodano: 13.03.2018 | Komentarze 15

Powoli zaczyna się początek końca. Ale spokojnie, nie mam jakichś gorących newsów na temat anihilacji świata - chodzi mi jedynie o pogodę, w niedzielę aż niepokojąco idealną. Pod koniec tygodnia mają wrócić mrozy, a ostatniej nocy w Poznaniu lało. Na szczęście nad ranem już można było kręcić, choć znów wybrałem sobie za rodzaj podkładki pod tyłek szosowego staruszka, bo mniej go szkoda, a myślałem też przez chwilę o nawet o crossie.

Ruszyłem z zamiarem wykonania "kondomika", lecz gdy już dotarłem, startując z Dębca, przez Luboń, Puszczykowo i Mosinę do Dymaczewa Starego, co kosztowało mnie spor sił, gdyż wiało jak sam skur...czybyk, postanowiłem lekko zmienić plan - mając nadzieję, że choć podczas powrotu odczuję podmuch w plecy. W związku z tym skręciłem do Będlewa, gdzie zawróciłem i poczłapałem swoimi śladami. Cudu z tą pomocą powiewów nie było, więc finalnie wyrzygałem średnią tragiczną, jednak i taki o ponad dwa kilosy lepszą niż w połowie dystansu tej trasy.

Skoro już byłem w Będlewie, to postanowiłem zajrzeć na teren tamtejszego pałacu, ale zanim dotarłem do połowy byłem już zakopany po kostki w błocie. Fota więc z daleka, bo jeszcze kilka kroków i trzeba by było wzywać ciężki sprzęt do wydobycia mnie spod ziemi :)

A teraz o tytule. SiN to nic innego jak szok i niedowierzanie. Bowiem nadejszła wiekopomna chwila - ścieżka w Łęczycy jest oczyszczona z syfu! Czyżby "ktoś stamtąd" zaglądał na BS? :) Wystarczy porównać wczorajsze i dzisiejsze zdjęcie, żeby mieć okazję do znalezienia miliarda różnic. W sumie brawo, szkoda tylko, że tak późno, choć z drugiej strony się nie dziwię - pewnie bano się na niej pojawić, żeby nie ugrzęznąć :)

Jedno mnie tylko zmartwiło przy okazji - znów lecą tam drzewa, jedno za drugim. Rozumiem te stare, takie jak to powyżej, ale przyuważyłem też kilka dorodnych i całkiem zdrowych... pni. Oraz taki smutny obrazek - tam jeszcze niedawno był klimatyczny zagajniczek ;/

A przed pracą jeszcze wpadłem na pocztę odebrać awizo. Dawno nie byłem w tak wesołym miejscu :) Formalnie niewiele się zmieniło - kolejka na oko dziesięcioosobowa, z trzech okienek otwarte jedno, w dwóch pozostałych intensywna dyskusja między paniami, na tematy bynajmniej nie służbowe. Ale gdy już się dopchałem po swoje, przywitała mnie drobna zmiana :) Tu przeklęci:

...a za mną na stojaku do wyboru: książki Cejrowskiego, jakieś poradniki gotowania na parze siostry Adelajdy, samotna powieść Remigiusza Mroza (tu lekkie zaskoczenie), masa gównianej prasy dla tlenionych beneficjentek systemu emerytalnego, oraz na honorowym miejscu "Agata. Sekrety pierwszej damy", pod patronatem niezaleznej.pl (czytaj: zależnej od partii rządzącej) i "Gazety Polskiej" :) Czułem się jak na Nowogrodzkiej :)


  • DST 52.60km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.43km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 315m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Grochówka, flaki...

Poniedziałek, 12 marca 2018 · dodano: 12.03.2018 | Komentarze 4

...i inne przysmaki. W sumie to powinna być, zgodnie z tytułem całkiem fajnej płyty (a wtedy jeszcze kasety, zakatowałem na niej walkmana) Big Cyca z 1995 roku, golonka zamiast grochówki, ale mi nie pasowała do wizualizacji z dzisiejszego wypadu, o czym za moment, na razie tylko wkrętka historyczno-ukulturalniająca dla współczesnej młodzieży :)

Wyruszyłem w okolicach 8:30, najpóźniej jak mogłem, żeby zdążyć przed pracą. Za środek transportu wybrałem starą szosę, bo po zerknięciu na niebo spodziewałem się deszczu, który finalnie mnie na szczęście nie uraczył swą obecnością. W zamian był ciut mocniejszy wiaterek ze wschodu, który o tyle mnie nie obszedł, że nie miałem zamiaru dziś cisnąć. Leń mnie obszedł po prostu :)

Trasa to w tę i z powrotem - z Dębca do Lubonia, z Lubonia do Puszczykowa, z Puszczykowa do Mosiny, z Mosiny do Rogalinka, z Rogalinka do Rogalina, z Rogalina do Świątnik, ze Świątnik do... O, wracamy do tytułu :)

W tym oto uroczym miejscu bowiem zawróciłem, a że nie che mi się ponowie przepisywać powyższych miejscowości, to można je sobie odtworzyć od tyłu i z grubsza wyjdzie na to samo :)

Aha, jeszcze Łęczyca. Wszystko wraca do normalności, bo gdy robiłem fotę przy jednym z najbardziej polskich widoków od jakichś dwóch lat, czyli wyciętym drzewie, minął mnie dziadyga. Dobrze wiedzieć, że świat jest na swoim miejscu :)

Aktualnie w Poznaniu pada i jutro ma padać również. Chyba zapowiada się przerwa :/