Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197597.20 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2016

Dystans całkowity:1531.97 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:51:41
Średnia prędkość:29.64 km/h
Maksymalna prędkość:56.80 km/h
Suma podjazdów:3315 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:51.07 km i 1h 43m
Więcej statystyk
  • DST 51.90km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 67m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

W końcu na zachód - przypadek? :)

Wtorek, 20 września 2016 · dodano: 20.09.2016 | Komentarze 5

Skoro dzień wolny to tradycyjnie... nie miałem szansy się wyspać. Ot, karma :) A wszystko przez to, że w niezwykle precyzyjnym odstępie czasu  - między 10 do 14 - miał się u nas pojawić serwisant od kuchenki. A że kolejny termin wypadłby gdzieś w okolicach najbliższego zlodowacenia to nie miałem wyjścia, zebrałem się w sobie i ruszyłem punkt ósma, tak żeby się wyrobić na godzinę zero.

Zanim wystartowałem to przy parującej kawie zaliczyłem jeszcze obowiązkową wizytę na portalach pogodowych. I dawno mi się tak gęba nie ucieszyła jak dziś, gdy zobaczyłem, że wszystkie z nich solidarnie pokazały, iż kierunek wiatru zmienił się ze wschodniego na inny. Nieważne jaki, ważne, że inny! Wiedziałem bowiem, że gdziekolwiek pojadę, to czeka mnie jedynie około trzech-czterech kilometrów wśród świateł i korków w jedną stronę, a nie tak jak ostatnio - po dwanaście. I nawet oszałamiająca dycha na termometrze nie była w stanie mi popsuć humoru. Zresztą na mecie byłem prawie w Afryce, bo zakwitło czternaście na plusie.

Wybrałem kierunek zachodni, z lekką północną wariacją: Dębiec - Plewiska - Skórzewo - Wysogotowo - Sierosław - Fiałkowo - Dopiewo - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Dębiec. Bez przygód, prócz może dziadygi, który pełzając sobie dziarsko rowerem po chodniku na Świerczewie nagle postanowił, informując siebie i tylko siebie, wjechać na przejście dla pieszych. Gdy ledwo go ominąłem starożytnym manewrem "skręć w lewo i módl się za zdrowie swoje i tego kretyna" widziałem jeszcze na facjacie (bo to był TEN typ dziadka, znany chyba każdemu) chęć uświadomienia mi, że powinienem czytać w jego myślach, ale że się spieszyłem to dziarski emeryciuch nie otrzymał gratisowej lekcji uświadamiającej mu jakie przepisy złamał.

Na słynnej stacji w  Fiałkowie pojawiły się - obok motywu zbliżonego do Tupolewa - dwa nowe elementy: Mercedes oraz budka telefoniczna. Jak na moje to ewidentne nawiązanie do niemieckiego spisku zainspirowanego przez rosyjskiego agenta Tuskina, którego ofiarą stał się Najświętszy Prezydent, wykonujący ostatnie połączenie telefoniczne.

Że co? Że niby mam coś z głową i jestem przewrażliwiony? :) Spokojnie, mam lepszych od siebie, tam na górze :)

Aha, serwisant zawitał, owszem. O 13.40.


  • DST 53.20km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 102m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Katuś :)

Poniedziałek, 19 września 2016 · dodano: 19.09.2016 | Komentarze 4

Ruskie nie odpuszczają. Wieją, dują i masakrują w najlepsze. Kierunek północno-wschodni nigdy nie należał do moich ulubionych, ale póki można - jeździć trzeba, zgodnie ze swoimi niezdrowymi zasadami. Więc i dziś czekała mnie randka z miejskimi korasami, które wyjątkowo zaczęły się dziś o wiele wcześniej niż myślałem, gdyż pierwszego wężyka zauważyłem już na Drodze Dębińskiej pod wiaduktem, a ciągnął on się aż do AWF-u. Dzięki czemu po raz pierwszy jadąc w tę stronę zapoznałem się z położoną po drugiej stronie drogi ścieżką, która następnie przeszła w coś na kształt drogi dla rowerów, pieszych, parkingu, wjazdu dla samochodów, a kończyła się stacją roweru miejskiego. Uwielbiam polski porządek :)

Gdy już dopchałem się na wysokość Malty to postanowiłem sobie urozmaicić wycieczkę i pokręcić ulicą Baraniaka (błąd - światło za światłem), Kobylepole (błąd - ścieżka skręcająca z lewa na prawo jak przeciętny wujek wracający z wesela; plus światła), a w końcu Borówki/Transportową do Zalasewa (błąd - asfalt "księżycowy"). Świadom, iż osobom spoza Poznania te nazwy mówią mniej niż niewiele wspomnę jedynie, że paradoksalnie tereny są przepiękne i zielone, a odechciewa się wszystkiego przez udupioną infrastrukturę.

Za Swarzędzem skręciłem w DK92 do Paczkowa, praktycznie stojąc w miejscu. Wiatr ciut mniej przeszkadzać zaczął za Siekierkami, nawet pomagając do Tulec i Jaryszek, żeby potem robić to, co lubi najbardziej temu, kogo nie lubi najbardziej. Gnój jeden :) Finalnie po zaliczeniu jeszcze Starołęckiej miałem komplet i z chęcią zawitałem w domu.

Marudzę, narzekam, ale cholera cieszy mnie każdy wyjazd jeszcze klasyfikujący się pod kategorię klimatu umiarkowanego. Niech wieje, niech tylko nie pada żaden deszcz i śnieg, resztę zniosę. Tym optymistycznym akcentem kończę. Wasza ofiara przemocy pogodowej, tłumacząca swego kata :)


  • DST 55.10km
  • Czas 01:55
  • VAVG 28.75km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 199m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Misja: asfalt

Niedziela, 18 września 2016 · dodano: 18.09.2016 | Komentarze 10

Po moich wczorajszych pochwałach wredny ruski wiatr dziś uderzył ze zdwojoną, a nawet "zpięconą" siłą. Cóż, swój dzień we współpracy z nim miałem wczoraj, koniec, over, finito. Wracamy do realiów.

Z powodu kolejnego upojnego dzionka w pracy musiałem wystartować wcześnie (po ósmej) i nie powiem, żeby w przeciwieństwie do ostatnich tygodni było mi zbyt gorąco. Dwanaście stopni jest spoko, a nawet całkiem spoko, ale zimą, nie we wrześniu. Wracałem już jednak prawie w upale - stopni piętnaście - i nawet mogłem sobie pozwolić na podkasanie długich rękawów.

Wyjątkowo na wyjazd miałem konkretny plan. Dostałem bowiem z dwu niezależnych źródeł info, że w okolicach Puszczy Zielonki zakwitły nowe asfalty. Dla porównania - to tak jakby nagle trasa Paryż-Roubaix stała się przejezdna dla przeciętnych śmiertelników. Musiałem się o tym przekonać, a niedziela jako data przeprawy po raz kolejny przez calutki Poznań z dołu do góry i z powrotem wydawała się jedynym rozsądnym terminem. Do etapu ulicy Hlonda poruszałem się nawet sprawnie, ale potem nastąpił objazd rozkopanej Gdyńskiej, za nią ukazały się mym oczom jakieś nieistniejące tu wcześniej wielgachne tunele, aż w końcu po pokonaniu solidnej górki znalazłem się w Koziegłowach, gdzie z kolei zakwitłem na światłach, których - dałbym głowę - też tu kiedyś nie było. Dobra zmiana?

Od tego momentu kręciłem już zaaferowany jak nastolatek pierwszym filmem z gatunku tych przyrodniczych. Kicin, Kliny i Mielno co prawda pozostały bez zmian, ale za tą ostatnią miejscowością... no raj! Tam, gdzie kiedyś można było wpaść w dziurę i się w niej zgubić, teraz jest... zresztą, co będę się wysilał na opisy. Proszę:


Aż się nie chciało odjeżdżać. Grigor - miałeś sto procent racji - to jak jazda po dywanie.

W Wierzonce skręciłem w kierunku kolejnego etapu spodziewanych nowości w stylu komfort. Po wdrapaniu się do Karłowic na długaśnej prostej już ostrzyłem sobie ząbki na przyjemne doznania, a tu... nic. Wjechałem do Tuczna, który wciąż jest Tłuczniem, a nie żadnym Tucznem!  A miało być tak pięknie... Dotarłem do pierwszego skrzyżowania, prawie połykając kilkukrotnie swój język i raz niemalże kolano, aż zawróciłem. I ja się pytam (reklamacja!), szanowny panie Dariuszu L., gdzie ten anonsowany w smsie "nowy asfalt"? Tu?

A może z drugiej strony?

A może dalej w kierunku na Pobiedziska?

Tego nie zweryfikowałem, gdyż zawróciłem, bo raz że i tak nabiłem o pięć kilosów więcej, żeby tam dotrzeć, a dwa że nie miałem już czasu. Zacisnąłem zęby, pomodliłem się do świętego spaghetti w sosie kurkowym i już mknąłem z powrotem, tym razem kręcąc przez ponownie Wierzonkę, Kobylnicę (gdzie prawie skasował mnie na zakręcie jakiś troglogówniarz w czymś pędzącym, wypasionym i oczywiście zapuszkowanym), Janikowo i znów przez caluuuutki Poznań.

Średniej nawet nie komentuję, bo wstyd. Przewiało mnie konkretnie, masę czasu straciłem mimo niedzieli na światłach, remontach i asfalcie, co to miał być, a być zapomniał. Choć w sumie finalnie 50% sukcesu w tej odkrywczej misji osiągnąłem - widziałem ASFALT przed Wierzonką i ASSfalt w Tucznie :)


  • DST 53.40km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 53.80km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 96m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dziwny był ten...

Sobota, 17 września 2016 · dodano: 17.09.2016 | Komentarze 11

...wyjaaaazd - zaśpiewałby pewien genialny człowiek, który wyprzedził muzycznie swą epokę, choć nie wiem nic o jego wyczynach rowerowych.

A dziwny wyjazd, jak i dzień, bo:

- mimo że miałem wolne to ogarnianie tornada po remoncie wciąż jest wykonywane małymi kroczkami, więc de facto wolnego nie miałem;
- w związku z tym, że ogarnianie tornada po remoncie jest wykonywane małymi kroczkami miałem wstać wcześnie rano. Podświadomie jednak uruchomiła się ponownie u mnie dusza anarchisty, którym byłem za bachora (glany gdzieś tam pewnie jeszcze w domu rodzinnym znajdę, tak samo jak kasety Dezertera, Włochatego, KSU, Farben Lehre i innych...) i pie..., eee..., ignorując system bardzo niegrzecznie zaspałem;
- jak już ruszyłem (po dziewiątej) to zaskoczyła mnie przejezdność ulic, których nie tłumaczyła nawet sobota swoim jestestwem. I tak w szoku pokręciłem Drogą Dębińską pierwsze pięć kilosów ze średnią ponad trzy dychy (w mieście!), lecz od AWF-u wszystko wróciło do normy i zagłębiłem się - aż do kilometra dwunastego, czyli północnej granicy Poznania - w szeroko rozumiany standardzie. Zawierającym między innymi to:

Czyli szlachetną w samym swym zamiarze możliwość przepuszczenia trzech składów pociągów za jednym rzutem na stacji Poznań Wschód. Wspomnę tylko, że między drugim a trzecim czasu było wystarczająco nie tylko na rozładowanie sznureczka samochodowego-rowerowego, ale i strzelenie co najmniej trzech bramek przez Borussię pewnemu anonimowemu polskiemu zespołowi;
- wiatr wiał mocno, a nawet bardzo, ale... o dziwno zupełnie mi to dziś nie przeszkadzało, bo jak nigdy podzielił swoją moc pół na pół i drugą połowę trasy Dębiec - Malta - Kobylnica - Biskupice i kawałek dalej nawrót swoimi śladami miałem przyjemnie w plecy. Jeśli tak by było codziennie to ja naprawdę nie będę marudził w temacie, czego dowodem powyższy wywód :)

Bitels ostatnio stwierdził, że czytając moje wpisy na temat poznańskich korków ma wrażenie jakbym pisał o NY. Oczywiście, że ja trochę przesadzam, bo komunikacyjną żółć jakoś muszę z siebie wydalić, ale tego samego dnia trafiłem w regionalnej telewizji WTK na taki oto krótki REPORTAŻ. Więc może jednak nie tylko ze mną jest coś nie tak? :)


  • DST 52.10km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.21km/h
  • VMAX 52.70km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 90m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tęsknota skasowana

Piątek, 16 września 2016 · dodano: 16.09.2016 | Komentarze 7

Planując dziś - przy porannej, przedpracowej kawce - trasę wydawało mi się, że trochę stęskniłem się za jazdą dawno niewidzianym kawałkiem Poznania pomiędzy Antoninkiem a Dębcem. Po powrocie już wiem, że się nie stęskniłem :) Korek na korku, światła na świetle, ludź na ludziu. Czyli standardowy standard uwalający średnią, która i tak dziś nie mogła być dobra, bo wiatrzysko zrobiło się dziś całkiem solidne, wciąż ze wschodu. Ale żeby nie było - kilka kilometrów miałem go z tyłu pleców, dzięki czemu osiągnięcie na płaskim programu 50 km/h+ nie stanowiło żadnego problemu

Trasa: Poznań - Starołęcka - Jaryszki - Tulce - Siekierki - Paczkowo - Swarzędz - Poznań Antoninek - Malta - Dębiec. Słabo, bo jak powyżej. A w opisywanych niedawno Jaryszkach udało mi się wykształcić system w miarę bezpiecznego lawirowania między TIR-ami: zamknąć oczy i liczyć, że żaden z kierowców nie jest fanem GTA. Dziś zadziałało :)


  • DST 53.70km
  • Czas 01:47
  • VAVG 30.11km/h
  • VMAX 52.70km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 197m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Simpatico

Czwartek, 15 września 2016 · dodano: 15.09.2016 | Komentarze 23

No, dziś już kręciło mi się zdecydowanie lepiej. Po pierwsze się wyspałem, bo w robocie miałem pojawić się o godzinę później, do tego pogoda wyluzowała poślady i już nie było w końcu tak gorąco. No i przez 1/3 drogi byłem nawet bliski stwierdzenia, że jest bezwietrznie, ale szybko zostałem przywrócony do równowagi i ta bliskość stała się znaczną odległością :)

Kierunek wciąż wschodni, ale dziś pojechałem najpierw na południe, przez Luboń i Puszczykowo, dopiero potem na Rogalinek, Rogalin, Świątniki i kawałek za Mieczewo, gdzie zawróciłem swoimi śladami. Bardzo mi się sympatycznie zresztą dziś przemieszczało, z jeszcze zielonymi lasami dokoła i jeszcze nieskończoną sagą o Wiedźminie. Tylko przy wjeździe z Łęczycy do Puszczykowa, gdzie droga rowerowa jest węższa niż stringi wygłodzonego anorektyka, mało brakowało a bym spowodował kolizję podczas wyprzedzania jakiejś cichociemnej kobiety, która zasłuchawkowana za nic miała moje błagalne prośby o zjechanie na bok, a gdy już udało się znaleźć lukę to jak z podziemi pojawił się z naprzeciwka jakiś dziadek. Ale doświadczenie polskościeżkowe zrobiło swoje, sprawnie wyminąłem potencjalnego denata, przeprosiłem i już dalej kręciłem bez przygód.  


  • DST 51.42km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.11km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 79m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bezwennie

Środa, 14 września 2016 · dodano: 14.09.2016 | Komentarze 8

Oj, ciężko się było zmobilizować dziś do wyjazdu. Przemęczony jestem po tym moim "urlopie", ciężko mi się wstaje, ale nadrobić kilka glutowych wyjazdów trzeba. Za to zupełnie nie mam weny do pisania, więc dziś krótko i konkretnie, niczym emerytka na widok wolnego miejsca w tramwaju. Tylko że wolniej :)

Zgodnie z kierunkiem - dziś już solidnego - wiatru pokręciłem na wschód, jedną ze sprawdzonych tras z Dębca przez Starołękę, Krzesiny, Jaryszki, Gądki, Szczodrzykowo, Krzyżowniki, Tulce, znów Jaryszki i Starołęcką. Nie spieszyło mi się, więc średnia jest jaka jest, ale dziś byłem dla siebie tolerancyjny.

W Jaryszkach powstają kolejne magazyny (a pamiętam czasy, gdy wystawała zza horyzontu jedynie drukarnia "Rzepy") i co jadę to robi się tam coraz bardziej spory tirowy korek. Ciekawe kiedy zacznie się lament związany z nieprzemyślanym wydawaniem zgód na budowę na terenie nieprzystosowanym do takiego obłożenia. I czemu nie będę zaskoczony jak to już się stanie? Bycie Polaczkiem uczy używania wyobraźni :)


  • DST 51.50km
  • Czas 01:43
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 124m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pantoflisko

Wtorek, 13 września 2016 · dodano: 13.09.2016 | Komentarze 5

Ok, powoli wracam do cyklu życiowego przeciętnego pantofelka. Co oznacza, że po tygodniu "urlopu" znów jestem w pracy, dzięki czemu mam też ciut więcej czasu na niezbędne elementy egzystencji, czyli choćby BS. To tyle w temacie choroby zwanej optymizmem :)

Oczywiście sprzątanie po remoncie się nie skończyło, ale tu już nie ma specjalnego ciśnienia, więc mogłem dziś wykręcić jedynie słuszne pięć dych. Mimo że temperatura nie zachęcała, choć po ósmej rano była jeszcze do przeżycia, to jechało mi się całkiem spoko, of kors prócz przeprawy przez Starołęcką, którą objechałem dziś w tę i z powrotem z powodu wschodniego kierunku wiatru.

Znudziły mi się wyjeżdżone tysiące razy ścieżki, więc postanowiłem zrobić dziś z nich miks. Najpierw ruszyłem do Czapur, skąd skręciłem na Babki, Daszewice i Borówiec. Tam postanowiłem sprawdzić czy ktoś może wpadł na pomysł, że raz na sto lat warto zweryfikować stan nawierzchni i pokryć stare, urywające koła betonowe płyty asfaltem. No nie wpadł. Najciekawsze jest to, że dobry asfalt jest w tej wiosce praktycznie dokoła, prócz tego jednego kilometrowego kawałka. Aktualnie sprawę przekazałem w celu wyjaśnień kumplowi z dzieciństwa, Foxowi Mulderowi, bo prawda jest pewnie gdzieś daleko stąd, w łapach jakiegoś urzędasa z kosmosu.

Zamiast fundować sobie darmowy masaż sado-maso lekko zawróciłem i skierowałem się na Robakowo oraz Gądki, następnie Żerniki, w których po raz pierwszy objechałem w całości niedawno wybudowane rondo w środku pola, by wykończyć trasę jadąc przez Krzesiny oraz Starołękę.

Mała edycja wpisu: czy ja pisałem coś o większej ilości czasu? Nie było tego zdania. Wpis zacząłem dodawać koło osiemnastej, a ludzkość jakby na to czekała i nastąpił atak Hunów. Niniejszym zamykam go teraz, już z domu, lekko przed 22.


  • DST 52.20km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.12km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 194m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nienormalu ciąg dalszy :)

Poniedziałek, 12 września 2016 · dodano: 12.09.2016 | Komentarze 32

Jeśli ktoś miał nadzieję, że wrócę do normalności ten się mylił. Ja nie miałem złudzeń, jak już to liczyłem na cud, ale jak zwykle go nie było i mój ateizm, również w tematyce remontowej, się umocnił. Same się nie ogarnęły rzeczy niedokończone, więc trzeba było pomóc rzeczywistości i zapytać niezawodnego kumpla czy może ma dziś wolne i nie chce zaliczyć darmowej siłowni w postaci wynoszenia niepotrzebnych elementów dotychczasowej egzystencji, montowania resztek, transportowi czego trzeba tam, gdzie trzeba. O dziwo wolne miał, pomóc chciał, dzięki czemu po raz kolejny okazało się, że ludzi niezawodnych spotyka się w życiu przypadkowo, ale jak już się trafi to z wieczną gwarancją. Dzięki :) Oczywiście zostało jeszcze sporo do zrobienia, ale już powoli widać metę. Po zapytaniu czy mogę jakoś się zrewanżować okazało się, że jakby mi się chciało to w sumie niedawno poszła dętka w rzadko używanym rowerze, a że doświadczenia nie ma to chętnie skorzysta z mojej pomocy. W to mi graj :) Koło otrzymało jeszcze w pakiecie smarowanie zębatek, niestety więcej pomóc nie mogłem, gdyż przyjechało ono w bagażniku, bez innych dość istotnych elementów.

Morsie, jakbyś pytał moje poglądy na temat lewicowości to bym zaczął od takowego podejścia do innych :)

Przedtem jednak byłem na rowerze. Jakby napisał Fuckt czy inny SrExpress - "Szok! Czy to powrót do nałogu???". Co oznacza, że udało mi się wykręcić pełne pięć dych. A że było gorąco to na trasie wybitnie cienistej, czyli Dębiec - Luboń - Wiry - Puszczykowo - Mosina - Rogalinek - Rogalin - za Śwątnikami nawrót - Rogalinek - Wiórek - Czapury - Starołęka - Dębiec. Mimo upału i korków udało się zrobić program 30+. Ku chwale Ojczyzny! :)




  • DST 32.45km
  • Czas 01:04
  • VAVG 30.42km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 50m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poweselnoglut

Niedziela, 11 września 2016 · dodano: 11.09.2016 | Komentarze 15

..."na lewo, na prawo, w górę i w dół"...

...i takie tam wybitnie ekskluzywne oraz inteligenckie rozrywki już za mną. Było fajnie, ale chyba już jestem za stary na zbyt dużo tsssst-ów w tłumie, natomiast picie wódy to dla mnie osobiście katorga, a nie przyjemność (za to naleweczki domowej roboty były przecudowne), więc w jedynie pół-upojeniu - jak rasowe chamidło - obserwowałem przeobrażanie się motyli w poczwarki, czyli początkowo weselnych gości "ą-ę" ("zaprawdę, barszczyk udało się wyśmienicie" - godzina 18) w bełkoczące i wylewające z siebie hekatomby bełkotu istoty ("żże cco k..., jak szsze mno njee zatańszysz?" - godzina 1:30). Nagle okazało się, że mam w centralnej Polsce rodzinę większą niż sądziłem, co wychodzi jedynie na weselach oraz niestety pogrzebach. Napastliwe toto jak najbardziej upierdliwe komary, choć zdecydowanie bardziej sympatyczne, do tego zachęcające do chłeptania, a nie wysysania :) A że chyba po raz pierwszy usadzono nas z Żoną odgórnie w sektorze "seniorskim", z innymi staruszkami w wieku 30+ to już inna sprawa. Zegara nie oszukasz, chyba że męskim botoksem :)

Podsumowując: zabawa była przednia, choć o dziwo dość trzeźwa. Dzięki czemu udało się wyjechać wcześniej niż zamierzaliśmy, kosztem niestety okazji do skonsumowania porannego piwka. Ale powrót do remontu naglił, tak samo jak chęć zdążenia przed popołudniowymi niedzielnymi korkami oraz - co to ukrywać - nadzieja na choć kawałek roweru. Bo poranny spacer wzdłuż rzeki Pllicy, mimo pięknie wschodzącego słońca i cudownego lasu dokoła, to nie to samo.

W Poznaniu wylądowaliśmy około godziny piętnastej, a ja dostałem wspaniałomyślnie zgodę na wykonanie gluta, trzeciego pod rząd. Dziękuję :) Temperatura w wysokości trzech dych nawet nie zachęcała do dłuższej aktywności, więc po prostu pojechałem na południowy zachód, przez Luboń, Wiry, Komorniki, Rosnówko, Plewiska do domu. O dziwo mimo upału oraz - znów zauważonej na połowie dystansu - niedopompowanej gumy z tyłu poszło adekwatnie do temperatury, czyli ujdzie w tłumie weselnym taka średnia :)