Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198474.30 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2016

Dystans całkowity:1531.97 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:51:41
Średnia prędkość:29.64 km/h
Maksymalna prędkość:56.80 km/h
Suma podjazdów:3315 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:51.07 km i 1h 43m
Więcej statystyk
  • DST 33.40km
  • Czas 01:09
  • VAVG 29.04km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 45m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut mgielnoporanny

Sobota, 10 września 2016 · dodano: 10.09.2016 | Komentarze 7

Wiem, mam z głową ) wyjazd o 6:45, tak żeby zdążyć przed wyjazdem na wesele choć chwilę pokręcić. We mgle, na trasie Poznań - Plewiska - Gołuski - Dąbrówka - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.

A, i nawet wykonać mój najkrótszy wpis na BS. Kompletnie bez treści :)


  • DST 32.00km
  • Czas 01:05
  • VAVG 29.54km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 56m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mała Pigi...

Piątek, 9 września 2016 · dodano: 09.09.2016 | Komentarze 3

.. dokończ fugi, jakby zaśpiewała Faza, Skaza czy inna Shazza, znając moją sytuację. Bo ja nie zdążyłem. Co było oczywiste, ale łudzić się jest rzeczą ludzką.

Malować sufit zacząłem o siódmej rano, godzinę później miałem już dość, zostawiłem więc sprawę w dobrych rękach i postanowiłem lekko odświeżyć umysł, ale racjonalnie. Bowiem na rower przeznaczyłem dziś jedynie minimalne minimum, czyli tyle, ile zajmuje wykonanie gluta - jak wiadomo dystansu mniejszego niż 50 km. Wyleciałem z domu tak szybko, że nawet nie wziąłem kasy, dowodu i innych pierdół. Tak bardzo musiałem :) Nie dopompowałem też kół, a na drugim kilometrze popsuła mi się podsiodłówka, a że czasu miałem mniej niż zero to po prostu zapakowałem ją w kieszonkę na plecach. Od tego momentu musiałem uważać nie tylko na samochody, ale i na miłośników polowań w klimacie safari.

Co do trasy to nie miałem zupełnie pomysłu, więc pojechałem do Komornik, potem Plewisk i Rosnówka, gdzie zakręciłem znów na Komorniki. Tam stanąłem w korku, który udało mi się w końcu pokonać, aby za chwilę stanąć w korku. Wszystko przez remont więzła autostradowego, który na moje oko wydał się gordyjski, więc zawróciłem i skręciłem w pierwszą uliczkę, która jak sądziłem prowadzi tam, gdzie chcę. Słowo "sądziłem" okazało się kluczowe. Pogubiłem się, pokręciłem, pownerwiałem, by w końcu wylądować kilkaset metrów za punktem, który opuściłem. Ale jednak do przodu. Kij, że zaliczając wszystkie możliwe kierunki świata :) Mimo wszystko zadowolony, że nie znalazłem się gdzieś we Wrocławiu dokręciłem do domu.

A tam - malowanie, borowanie w ścianie, panelach, meblach, wizyta serwisanta od kuchenki, wynoszenie pierdół do piwnicy, spacery po pierdoły do sklepu, czyszczenie, koniec po trzynastu godzinach.... a i tak dupa. No nic, szansa na wykonanie remontu z asystą i w terminie uwalona. Jutro z rana wyjazd na wesele przez pół Polski, w niedzielę późny powrót. Tyle miałem z weekendu, ładnej pogody i roweru :/ Jedynie tsssssst-y jako perspektywa trzymają mnie przy życiu :)


  • DST 51.50km
  • Czas 01:45
  • VAVG 29.43km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 113m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

RZy

Czwartek, 8 września 2016 · dodano: 08.09.2016 | Komentarze 5

Z góry (drugie piętro) przepraszam cały pracujący lud miast i wsi za zawód, ale znów będzie głównie o remoncie. Muszę odreagować :)

Kolejny dzień z "rz" jak "rzeź" w tytule przypomniał mi, że lepiej żyć w syfie i brudzie niż w czystości, do której trzeba dojść przez ubabranie się w g...ładzi :) Jaskiniowcy nie robili remontów i co, źle im było? W sumie sam nie wiem, ale jak wrócę do roboty to zapytam pierwszego napotkanego, który niezawodnie pojawi się u mnie z jakimś mentalnym problemem.

Do tego czas spędzony podczas remontu znika odwrotnie proporcjonalnie do tego, który sobie tyka podczas wykonywania czynności zawodowych. Ten drugi wlecze się jak flaki z olejem, pierwszy - zapieprza niczym Majka na jakimś skomplikowanym podjeździe. Czyli zupełnie abstrakcyjnie i nielogicznie. A poza tym dochodzą atrakcje typu: w jednym oddziale marketu budowlanego na C wycinają jedno, ale już drugie nie, zrobienie dziury w blacie pod zlew jest niemożliwe nawet jeśli się zna dokładny wymiar, trzeba przywieźć zlew, tu to, tu tamto... W sumie w puszcze samochodowej spędziłem dziś kilka godzin, które powinienem przy puszce z farbą. Jaki jest tego wynik? Nie zdążę, bo na weekend wyjeżdżam na wesele. Ktoś napisze: to oczywiste, że z założenia nie da się zdążyć zgodnie z planem. I ma 100% racji. O dziwo nawet ja to wiedziałem :)

No ale roweru sobie odmówić nie mogłem :) Siódma rano z małym groszem start, czyli najgorsza z możliwych, korki na Starołęckiej, potem na wschód, gdzie zatrzymał mnie remont remontu (sprzed roku) na Głuszynie, następnie Koninko, Gądki, Krzyżowniki, Tulce, Krzesiny, Starołęcka (korki)... czyli powolny standard. Nie chciało mi się spieszyć, bo wiedziałem, że od nawrotu każdy centymetr to bliżej widoku na "rz". Czytający w myślach dróżnicy kolejowi promocyjnie zamknęli mi przed pyskiem trzy przejazdy kolejowe, a kierowcy to w ogóle jakby starali się zaproponować łagodniejszy wymiar kary, dając możliwość zostania paćką na asfalcie (wersja barwy czerwonej do ustalenia, są próbki, już wiem, całkiem niedrogie) lub puszczenia farby zamiast przebywania razem z nią. Dziękuję :)


  • DST 51.70km
  • Czas 01:42
  • VAVG 30.41km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 196m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gnój, szambo i kamieni kupa :)

Środa, 7 września 2016 · dodano: 07.09.2016 | Komentarze 6

Tssst!

Faktycznie, bez powyższego remontu zrobić się nie da. Nagroda za cały dzień koszmaru musi być. Jakbym pracował jako budowlaniec to pewnie zostałbym alkoholikiem i skończył żywot pod postacią zaślinionego żula gdzieś na śmietniku. Na szczęście mam do tego dwie lewe ręce (do budowlanki oczywiście), więc jestem bezpieczny :)

Dziś, poza gruntowaniem i białkowaniem, hitem dnia było skręcanie mebli. Dosłownie: dnia, bo na ogarnięcie ośmiu sztuk dwie osoby (w tym jedna z doświadczeniem w temacie, bynajmniej nie chodzi o mnie) potrzebowały około sześciu bezcennych godzin. Najlepszym z najlepszych pomysłów było wyrzucenie instrukcji (czcionka na moje oko - drobna czwóreczka) i zdanie się na intuicję. Przyspieszyło to rozwiązanie sprawy o jakieś dwa albo trzy. Lata :) Do tego jeszcze sama zawartość - ja rozumiem, że zawiasów nie ma co dawać na zapas, ale śrubki wyliczone co do jednej wydaje mi się już przesadą. Dobrze, że nie kichnąłem ani razu i żadna nie wpadła w jakieś niedostępne miejsce, bo byłby problem. A tubka kleju o pojemności, która nie pozwoliłaby na sztachnięcie się nawet najbardziej wygłodniałemu ćpunowi... no hit.

Aha, to blog rowerowy, a nie dla montażystów. Ups. Sorry :)

Między siódmą a dziewiątą rano, w ramach chwili relaksu, udało mi się wykręcić pięć dyszek na trasie: Dębiec - Luboń - Mosina - Rogalin - Mieczewo i z powrotem. Nie chciało mi się cisnąć, ale że fajny kawałeczek od Rogalinka do nawrotu pociągnąłem się za Panem Szambo, trzymającym przyzwoite 30+...

...to już głupio było odpuszczać i starłem się do końca utrzymać w miarę przyzwoitą średnią.

Podczas powrotu zauważyłem jeden z najgenialniejszych widoków ostatnich lat:

Wiem, może nie powala on wizualnie, ale już tłumaczę, że to, co widać to rozsypana w pył jedna z najbardziej gównianych DDR-ek w WLKP, czyli ta z Lubonia. Szkoda, że tylko na kawałku niedaleko budowanego wiaduktu kolejowego, ale może drogowcom się coś omsknie i polecą do końca? To tylko kilka kilometrów kostki... :)



  • DST 52.60km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.50km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 102m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tytuł? Nie mam na to siły :)

Wtorek, 6 września 2016 · dodano: 06.09.2016 | Komentarze 12

Po jedenastu godzinach wykonywania rzeczy kompletnie abstrakcyjnych, typu: wyskrobywanie starych fug, rozbijanie kafelków sprzed z grubsza miliarda lat, pod którymi mieszkała podobna ilość żywych istot, jeżdżenie po całym mieście w celu zakupu mebli, wnoszenie ich do mieszkania, zmywanie ścian, malowanie sufitu... i wiele, wiele innych, miałem ochotę jedynie na jedno...

TSSSST! :)

W końcu po tym dźwięku urlop zaczął wyglądać choć trochę jak urlop, a nie jak rzeź. Zachciało się zaległy przeznaczyć na remont kuchni to mam za swoje :/

Rano udało mi się jednak wyskoczyć w miarę wcześnie na rower, w ten sposób, że o dziewiątej rano byłem w domu. Wiatr wiał solidnie z północy, co przy standardowej taktyce oznaczałoby marnowanie czasu kręceniem przez cały Poznań, więc wybrałem wersję kombinowaną - najpierw na północ, potem na południe, potem na wschód, potem na północ, a następnie to samo, tyle że odwrotnie. Czyli: Dębiec - Starołęka - Krzesiny - Żerniki - Tulce - Swarzędz oraz nawrót. Nawet nie miałem siły cisnąć, co widać po średniej, a teraz nie chce mi się narzekać. Może to jest sposób - wymęczyć mnie na tyle, żebym nie miał ochoty marudzić? :)


  • DST 51.40km
  • Czas 01:52
  • VAVG 27.54km/h
  • VMAX 45.50km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 96m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czarny koń wyjazdu

Poniedziałek, 5 września 2016 · dodano: 05.09.2016 | Komentarze 9

Wpis powstaje w przerwie między odgruzowywaniem mieszkania, więc proszę nie wymagać dziś, jak i w najbliższych dniach, elokwencji oraz wysokich pisarskich lotów ;)

W nocy padało, rano przestało, ale niebo z minuty na minutę stawało się coraz bardziej pochmurne (ja w związku z tym również). Postanowiłem jednak zaryzykować i odkopując crossa ruszyć w trasę, mając w głowie opcję powrotu. Na szczęście jednak - uprzedzimy fakty, bo czasu mało - wykręciłem pełne pięć dyszek na trasie z Poznania przez Plewiska i Zakrzewo do Lusowa, gdzie po zwiedzeniu w końcu (bo nigdy mi się nie chciało) owej miejscowości zawróciłem swoimi śladami, lądując finalnie nad tamtejszym jeziorkiem.

Widoczek, jak widać, przeuroczy, szczególnie te powiewające kosze na śmieci. Chciałem zrobić fotkę z innej perspektywy, ale nie było mi dane, bo pojawił się zakaz jazdy rowerem. A teraz hit - zaraz za nim jest tablica informująca o... wspaniałych trasach rowerowych :) Takie rzeczy tylko w PL :)

Na koniec czarny koń tego wyjazdu. Dosłownie. Ja już naprawdę chyba się przyzwyczaiłem do polskich absurdów na DDR-kach, kostkę i podjazdy do posesji ze ścieżki w Lusowie znam od dawna, ale to, że na ktoś ośmielił się w tym miejscu postawić taki znak...

...spowodowało, że opadły mi obydwa kopyta :)

Po głębszej analizie już wiem, że będę miał przygotowaną odpowiedź na ewentualne pytanie policji z cyklu "czemu olewam tak wspaniałą ścieżkę" BO BOJĘ SIĘ KONI :) I niech "se" dadzą siana.


  • DST 53.10km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.06km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 62m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

DożynKa(zach)

Niedziela, 4 września 2016 · dodano: 04.09.2016 | Komentarze 9

To na początek, dla poprawy nastroju, kilka słów o meczu Kazachstan - Pol...

A nie. Jednak nie.

To na początek kilka słów o jeździe na rowerze :)

Moja trasa była nieskomplikowana jak gra Polski z Kaza...

Wróć.

Wykonałem dziś prostą trasę :) Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Palędzie - Dąbrówka - Plewiska - Poznań. Z, a właściwie pod, solidny(m) wiatr(em), ale przy niedzielnie pustych drogach, więc sympatycznie.

Dorwałem dwie Dożynki. Zacznę od drugiej, z Dopiewa, bo ładniej wygląda w okienku :)

Natomiast pierwsza miała tę zaletę, że przy jej wykonywaniu dostałem pomocną stopę. A nawet dwie :) Konarzewo:

Jeśli chodzi o raport z frontu dożynkowego to - o dziwo! - rower-damka z instalacji w Trzcielinie wciąż stoi. Ja tu widzę tylko jedną możliwość - musi tam działać naturalny monitoring, porównywalny z tym z mojego osiedla (wiek 70+, poduszka na stałe przybita do parapetu), który zareagował dziś na próbę wrzucenia styropianu do niewłaściwego kosza (okazuje się, że to nie papier) szybciej niż zdrowy, rasowy pitbull przegryza gardło osobnika, który pomylił posesje :)

Jutro ma podobno padać, a ja zaczynam remont. Naprawdę nie mam pojęcia czy w najbliższym tygodniu uda mi się pokręcić, a jeśli tak to będą to skromne ilości, do tego biorąc pod uwagę jeszcze weekendowy wyjazd na wesele swój wynik widzę optymistycznie jak wynik meczu Polski z Kazach...

O tak. Dokładnie tak go widzę.
Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 53.20km
  • Czas 01:45
  • VAVG 30.40km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 104m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trójdożynki

Sobota, 3 września 2016 · dodano: 03.09.2016 | Komentarze 8

Sobota w robocie, więc znów dziś trzeba było ruszyć wcześnie. Ale że praca nie zając, rower też nie zając, tylko zając zając, pozwoliłem sobie na wyjazd dopiero w okolicach dziewiątej. I nie zamierzałem specjalnie się spinać, bo po co?

Mimo że ciepełko jak na moje było ciut za duże, a wiatr się cholera wciąż nie oduczył utrudniania mi życia, kręciło mi się o dziwo całkiem sympatycznie. Weekendowy ruch - w przeciwieństwie do tego z wczoraj - był do ogarnięcia, a nawet odnotowałem ze zdziwieniem dwa sympatyczne zachowania kierowców. Najpierw z własnej inicjatywy zatrzymała się kobieta, gdyż sądziła, że chcę przejechać przez przejście dla pieszych, ale nie skorzystałem, bo akurat włączałem się do ruchu (poza tym to niezgodne z prawem, bla bla bla), a potem w komornickich korkach zjechał mi na lewo jeden z samochodów, żeby przepuścić, a nawet uśmiechnąć się do mnie przez okno (widać rowerzysta)! Żeby nie było za różowo - chwilę później jakiś wieśniak specjalnie zrobił rzecz odwrotną, tym razem specjalnie mnie blokując... Rejestracja z Kościana jakoś mnie nie zdziwiła :)

Wpadły dziś całe trzy Dożynki - z Łęczycy...

...Rosnówka...
...i Szreniawy.

Wszystkie jak widać z jednej gminy, ale położone dość daleko od siebie. Za każdym razem musiałem ostro hamować, zawracać, a raz nawet przecinać ruchliwą "piątkę". To się nazywa poświęcenie ;) A tę pierwszą musiał tworzyć jakiś mój ziomal, bo na jednej z kartek znalazłem wers: "kotlet z kabaczka lepszy jest niż kaczka". W sumie ziomal podwójny, bo i polityczny :)
Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 53.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 54.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 60m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Korkowe reminiscjencje

Piątek, 2 września 2016 · dodano: 02.09.2016 | Komentarze 30

Miałem złudne nadzieje, że wczorajszy czterokołowy boom był tylko jednodniową chorobą, spowodowaną rozpoczęciem roku szkolnego. Niestety. Zaczął się Armageddon.

Wyruszyłem dziś lekko po ósmej trzydzieści rano, a pierwszy kilometr zajął mi chyba z pięć minut, głównie spędzonych na interwałach: rusz-stań-rusz-stań. Gdy już się wydostałem z dębieckiego piekiełka i oczekiwałem chwili oddechu, trafiłem na kolejny korek, praktycznie ciągnący się do Górczyna. Nudziło mi się tak czekać bezczynnie w spalinach, więc z ciekawości rozpocząłem Wielki Test Socjologiczny. Polegał on na tym, że wnikliwie obserwowałem zawartość puszek, skupiając się na ilości przebywających w nich istot. Jako grupę reprezentatywną wybrałem sobie sto pierwszych samochodów, wyłączając jedynie autobusy, dostawcze i taksówki. I jaki wynik?

Te emocje... :)

Na sto aut tylko w trzynastu znajdował się ktoś więcej niż kierowca, a i to maksymalnie sztuk jeden. W osiemdziesięciu siedmiu dumnie kręcił sobie kierownicą jeden człowiek. Ja wiem, że nie każdy mieszka w Poznaniu, nie każdy chce korzystać z komunikacji miejskiej i ma miliardy innych powodów, żeby się nie odpuszkowywać, ale czy naprawdę się nie da zluzować trochę ruchu miejskiego przez zmianę przyzwyczajeń? Ja w tamtym tygodniu - również testowo - zrobiłem sobie objazdówkę w poszukiwaniu mebli, z założenia używając jedynie autobusów i tramwajów. Byłem pozytywnie zaskoczony - trasę z Dębca na Górczyn, potem do centrum handlowego koło Komornik, powrót na Górczyn, wyprawę przez calutki Poznań na Winogrady oraz znów do domu samą w sobie pokonałem sprawnie, maksymalnie czekając na przesiadkę dziesięć-piętnaście minut, jadąc klimatyzowanymi pojazdami. Zapłaciłem za te jakieś czterdzieści kilometrów, odbijając kartę PEKA, łącznie 10 złotych. Jest konkurencyjnie względem smrodzenia autem po mieście? Na moje tak. A że mniej wygodnie... Życie.

Dobra, dość o pierdołach :) Kolejne korki znalazłem (a w sumie same się znalazły) w Plewiskach, następne w Skórzewie potem chwila luzu od Wysogotowa do Więckowic, w Dopiewie mały korasek, w Palędziu zamknięty (trzeci tego dnia) przejazd kolejowy, w Plewiskach znów zator, na Dębcu oczywiście też.

Jak mi się udało wywalczyć te śmieszne trzy dychy średniej - nie mam pojęcia :)

Jedna upolowana Dożynka - z Więckowic.
Kategoria Dożynki!!! :)


  • DST 51.80km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.05km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 214m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wymęczon + podsumowanie sierpnia

Czwartek, 1 września 2016 · dodano: 01.09.2016 | Komentarze 17

Dawno się tak nie wymęczyłem jazdą jak dziś. Generalnie uwielbiam (bo jak inaczej?) śmiganie na rowerze, po kilku godzinach przerwy od niego mam głoda, ale pod koniec dzisiejszego dwugodzinnego wypadu miałem już serdecznie dość. Po pierwsze - byłem od rana jakoś dziwnie zamulony, jakby przemęczony. Po drugie - wiatr, jak się okazało już podczas kręcenia, nie był południowy, ale upierdliwie wschodnio-pyszczący, nie silny, ale praktycznie w 100% uwalający mnie w pysk lub z boku. Po trzecie - ruch na drogach, który skutecznie przypomniał mi o tym, że wakacje niniejszym umarły śmiercią naturalną, a teraz przez kolejne dziesięć miesięcy czeka nas miejska rzeź. No i po czwarte - otwarcie roku szkolnego, co oznaczało, że po 8:30, kiedy wyruszyłem, wszelkie możliwe arterie zawalone były bezmyślnie łażącymi dzieciorami, a ulice - jeszcze bardziej bezmyślnymi rodzicami, transportującymi swe pociechy w puszkach. Tak początek, jak i koniec jazdy (Dębiec i Starołęka) był pokazem bezmózgowia wybitnego, bo jadąc ścieżkami czułem się jak cel do ustrzelenia przez wyjeżdżające zewsząd, z boku i posesji cztery koła, z troglodytami jakby wypuszczonymi z zoo (w sumie nigdy nie widziałem w zoo troglodyty, ale małp nie chcę obrażać) za kierownicami.

Tym samym kółeczko: Dębiec - Luboń - Wiry - Puszczykowo - Mosina - Rogalinek - Rogalin - Świątniki - nawrót - Rogalinek - Wiórek - Czapury - Starołęcka - Dębiec to pokaz mojej bezsilności w temacie walki z przeciwnościami. A że jeszcze przed wyjazdem nie sprawdziłem ciśnienia w kołach i jak się okazało na mecie jechałem na o wiele za miękkich gumach jak na szosę - mam za swoje, opadły mi łapy i do tej pory zwisają jak u niedorozwiniętego szympansa.

Za to - żeby nie zaczynać miesiąca marudzeniem - pochwalę poprzedni miesiąc. Był to chyba mój jeden z najfajniejszych rowerowo sierpni w życiu. Nie zrobiłem jakiejś kosmicznej ilości kilosów, bo nieco ponad 1640, ze słabiutką średnią na poziomie 28,8 km/h, ale za to wszystkimi trzeba rzęchami (szosa, cross, mtb-trup), będąc w jednym miesiącu zarówno w górach, jak i nad morzem, a w sumie i nad jeziorami, które niemal codziennie mijam w okolicach Poznania. Kospnąłem się m.in.w końcu na Półwysep Helski, co kosztowało mnie sporo, ale w sumie pozytywnych, nerwów.

W skrócie taki oto miałem kolarski kolaż :)