Info
Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Mam przejechane 213051.35 kilometrów w tym 4.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 27.74 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 711922 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń21 - 100
- 2024, Grudzień31 - 239
- 2024, Listopad30 - 201
- 2024, Październik31 - 208
- 2024, Wrzesień30 - 212
- 2024, Sierpień32 - 208
- 2024, Lipiec31 - 179
- 2024, Czerwiec30 - 197
- 2024, Maj31 - 268
- 2024, Kwiecień30 - 251
- 2024, Marzec31 - 232
- 2024, Luty29 - 222
- 2024, Styczeń31 - 254
- 2023, Grudzień31 - 297
- 2023, Listopad30 - 285
- 2023, Październik31 - 214
- 2023, Wrzesień30 - 267
- 2023, Sierpień31 - 251
- 2023, Lipiec32 - 229
- 2023, Czerwiec31 - 156
- 2023, Maj31 - 240
- 2023, Kwiecień30 - 289
- 2023, Marzec31 - 260
- 2023, Luty28 - 240
- 2023, Styczeń31 - 254
- 2022, Grudzień31 - 311
- 2022, Listopad30 - 265
- 2022, Październik31 - 233
- 2022, Wrzesień30 - 159
- 2022, Sierpień31 - 271
- 2022, Lipiec31 - 346
- 2022, Czerwiec30 - 326
- 2022, Maj31 - 321
- 2022, Kwiecień30 - 343
- 2022, Marzec31 - 375
- 2022, Luty28 - 350
- 2022, Styczeń31 - 387
- 2021, Grudzień31 - 391
- 2021, Listopad29 - 266
- 2021, Październik31 - 296
- 2021, Wrzesień30 - 274
- 2021, Sierpień31 - 368
- 2021, Lipiec30 - 349
- 2021, Czerwiec30 - 359
- 2021, Maj31 - 406
- 2021, Kwiecień30 - 457
- 2021, Marzec31 - 440
- 2021, Luty28 - 329
- 2021, Styczeń31 - 413
- 2020, Grudzień31 - 379
- 2020, Listopad30 - 439
- 2020, Październik31 - 442
- 2020, Wrzesień30 - 352
- 2020, Sierpień31 - 355
- 2020, Lipiec31 - 369
- 2020, Czerwiec31 - 473
- 2020, Maj32 - 459
- 2020, Kwiecień31 - 728
- 2020, Marzec32 - 515
- 2020, Luty29 - 303
- 2020, Styczeń31 - 392
- 2019, Grudzień32 - 391
- 2019, Listopad30 - 388
- 2019, Październik32 - 424
- 2019, Wrzesień30 - 324
- 2019, Sierpień31 - 348
- 2019, Lipiec31 - 383
- 2019, Czerwiec30 - 301
- 2019, Maj31 - 375
- 2019, Kwiecień30 - 411
- 2019, Marzec31 - 327
- 2019, Luty28 - 249
- 2019, Styczeń28 - 355
- 2018, Grudzień30 - 541
- 2018, Listopad30 - 452
- 2018, Październik31 - 498
- 2018, Wrzesień30 - 399
- 2018, Sierpień31 - 543
- 2018, Lipiec30 - 402
- 2018, Czerwiec30 - 291
- 2018, Maj31 - 309
- 2018, Kwiecień31 - 284
- 2018, Marzec30 - 277
- 2018, Luty28 - 238
- 2018, Styczeń31 - 257
- 2017, Grudzień27 - 185
- 2017, Listopad29 - 278
- 2017, Październik29 - 247
- 2017, Wrzesień30 - 356
- 2017, Sierpień31 - 299
- 2017, Lipiec31 - 408
- 2017, Czerwiec30 - 390
- 2017, Maj30 - 242
- 2017, Kwiecień30 - 263
- 2017, Marzec31 - 393
- 2017, Luty26 - 363
- 2017, Styczeń27 - 351
- 2016, Grudzień29 - 266
- 2016, Listopad30 - 327
- 2016, Październik27 - 234
- 2016, Wrzesień30 - 297
- 2016, Sierpień30 - 300
- 2016, Lipiec32 - 271
- 2016, Czerwiec29 - 406
- 2016, Maj32 - 236
- 2016, Kwiecień29 - 292
- 2016, Marzec29 - 299
- 2016, Luty25 - 167
- 2016, Styczeń19 - 184
- 2015, Grudzień27 - 170
- 2015, Listopad20 - 136
- 2015, Październik29 - 157
- 2015, Wrzesień30 - 197
- 2015, Sierpień31 - 94
- 2015, Lipiec31 - 196
- 2015, Czerwiec30 - 158
- 2015, Maj31 - 169
- 2015, Kwiecień27 - 222
- 2015, Marzec28 - 210
- 2015, Luty25 - 248
- 2015, Styczeń27 - 187
- 2014, Grudzień25 - 139
- 2014, Listopad26 - 123
- 2014, Październik26 - 75
- 2014, Wrzesień29 - 63
- 2014, Sierpień28 - 64
- 2014, Lipiec27 - 54
- 2014, Czerwiec29 - 82
- 2014, Maj28 - 76
- 2014, Kwiecień22 - 61
- 2014, Marzec21 - 25
- 2014, Luty20 - 40
- 2014, Styczeń15 - 37
- 2013, Grudzień21 - 28
- 2013, Listopad10 - 10
Czerwiec, 2019
Dystans całkowity: | 1735.97 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 60:16 |
Średnia prędkość: | 28.80 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.50 km/h |
Suma podjazdów: | 6508 m |
Liczba aktywności: | 30 |
Średnio na aktywność: | 57.87 km i 2h 00m |
Więcej statystyk |
- DST 53.10km
- Czas 02:21
- VAVG 22.60km/h
- VMAX 53.50km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 1047m
- Sprzęt Zimówka - góral (na emeryturze)
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełęcz Karkonoska
Niedziela, 30 czerwca 2019 · dodano: 30.06.2019 | Komentarze 37
Jako że udało się
w gorącym (dosłownie) urlopowym okresie wygenerować kilka marnych
dni wolnego, postanowiliśmy jak zwykle wybrać się w moje rodzinne
rejony. Tym samym wczoraj wieczorem zameldowaliśmy się w Jeleniej
Górze.
Na dzisiejszy
dzionek plan miałem jeden, za to zdecydowany: nie umrzeć.
Zapowiadane temperatury bowiem znów miały przekraczać miliardy
kresek na plusie, co przeraża mnie tak, jak preferencje wyborcze
Polaków.
Żeby powyższy się
udał, musiałem wstać w środku nocy (po szóstej) - udało się,
choć trochę mi zeszło na wyprowadzeniu psów i wyjazd nastąpił "dopiero” po siódmej. Taki z tego plus, że było jeszcze w
granicach dwudziestu stopni, czyli dało się oddychać. A kierunek?
Opcje były dwie: albo pokręcę się gdzieś w upale po płaskich
rejonach, albo – jeśli jednak tragedii pogodowej nie będzie - pyknę sobie na Przełęcz Karkonoską (od razu wiedząc, że
psychicznie muszę nastawić się na koszmarną średnią). To taki –
mitologizowany w "pewnych kręgach” podjazd, z nachyleniem faktycznie dochodzącym do 29%, najcięższy w Polsce, ale czy aż
tak warty uwagi? Ja pamiętałem go sprzed dobrych kilkunastu lat (a
może nawet ponad dwudziestu? Cholera wie) i szczerze mówiąc nie wrył mi
się jakoś pozytywnie w pamięć, bo widokowo dupy od pewnego momentu
nie rwał, a poza tym bardziej od samego (trzeba przyznać –
godnego) przewyższenia na krótkim odcinku, męczyły mnie tam
dziury, których momentami więcej było niż asfaltu.
Z centrum
skierowałem się najpierw na Cieplice, następnie na chwilę
przysiadłem przy Stawach Podgórzyńskich, okrutnie oszpeconych nowym
budynkiem smażalni…
...bo po chwili
znaleźć się w Podgórzynie, gdzie przywitałem się z sympatycznym
muflonem.
Po pogłaskaniu
czworonoga zacząłem wspinaczkę, bo słońce, choć coraz bardziej
okrutne, dawało nadzieję, że nie zabije mnie w ciągu najbliższej godziny. A jeśli miałem jakiekolwiek wątpliwości co
do dalszego kierunku, to nagle mi się one rozwiały. Czemu? Bo na
horyzoncie zauważyłem pewną sylwetkę idącą z rowerem. W dół.
Gdzie oczywiście można się było nieźle rozpędzić. Już
wiedziałem – w końcu natknąłem się na… Morsa :)
Zaskoczenie – jak
widziałem – było obustronne. Jednak po przedstawieniu się
nastąpiło uroczyste cofnięcie "pod tramwaj”, w celu wykonaniu
historycznej foty. Z wielu względów :)
Myślę, że do annałów
przejedzie zaproponowane przeze mnie, porównywalne niemal do
podania łapy przez Kaczyńskiego Tuskowi (lub odwrotnie), zbliżenie
na stojące kolo siebie opony Dębicy i Schwalbe. Moja to ta po lewicy :)
W sumie podczas
powrotu zauważyłem, że byłaby jeszcze lepsza miejscówka, ale
było już po ptakach :)
Pogaworzyliśmy
trochę o typowo rowerowych tematach: Ukraińcach, sytuacji na
jeleniogórskim rynku czy chromach w BMW. Sam Mors wracał z
jakiejś eskapady górskiej rozpoczętej o piątej rano. Szkoda, bo
zaproponowałem wspólny wjazd na Przełęcz, jednak odmowę z tego
powodu jestem w stanie nawet zrozumieć.
W międzyczasie
dokręcił do nas sympatyczny kolarz, który jak się okazało już
chyba 102 razy zdobywał Karkonoską. Nie powiem, podziwiam i nie rozumiem
:) Dzisiaj jednak robił tylko okrętkę "dolnych rejonów”. Aha,
jeździ też do córki do podpoznańskich Komornik, co było pewnym
spoiwem porozumienia – wszystko fajnie, tylko za płasko :)
Czułem rosnącą
temperaturę, więc trzeba było zakończyć spotkanie na szczycie.
Na pożegnanie zostało mi jeszcze udowodnione, że zbieranie puszek
i innych śmieci ze szlaków to nie ściema (to szanuję) i sprzedany
patent z trzymaniem licznika w torbie przy ramie, żeby nie zarysować
kiery (hmmm…), po czym każdy ruszył w swoją stronę. Mi los
wylosował wspinaczkę.
Odcinek do końca
Przesieki kręciłem już wiele razy, choć ostatnio nieczęsto, więc
zatrzymałem się jedynie na fotę z cyklu klasyk...
...oraz przy…
morsie. Obiecałem w końcu. Foczka poszła gratis :)
Za szlabanem,
cudownie zamkniętym dla ruchu samochodów, zaczął się konkrecik.
I teraz te emocje, pytania zadawane w przestrzeń: wjechał czy nie
wjechał? Dal radę czy nie dał rady?
Oczywiście, że
wjechałem! Czemu miałbym tego nie zrobić? :)
Małe podsumowanie "przyjemności” z tej jazdy, którą miałem okazję dziś sobie
przypomnieć: po ostrzejszych kawałkach trzeba faktycznie momentami
kursować „pijanym wężykiem”, bo kiera leci do góry. Jednak da
się to ogarnąć. Ja musiałem zatrzymać się raz, przez swój
głupi błąd, bo chciałem zrobić jednocześnie fotę widoczku z
tyłu i kręcić dalej. Nie wyszło, bo wjechałem w muldę :) Poza
tym był jeszcze jeden stop, na niemal płaskim, w celu wymiany
baterii w kamerce – jednak z filmiku i tak raczej nic nie będzie,
bo zapomniałem wziąć z Poznania mocowania na kask, który jako
rezerwowy trzymam w Jeleniej. A nagrania "z cyca” w górach
wychodzą tak, że widać tylko drogę. No ale w wolnej chwili
sprawdzę, może coś się z tego uratuje.
Poza tym Przełęcz
Karkonoska jest jak najbardziej do ogarnięcia dla osoby, która ma
jako taką kondycję, bo tu od niej ważniejsza jest głowa. Sporo
oczywiście pomagają motywujące napisy, szczególnie na końcowym
odcinku, gdzie jest "najciekawiej”.
Największym minusem
– i tu się nic nie zmienia od wieków – jest koszmarny stan
asfaltu. Podczas jazdy w górę przeszkadza mniej, ale już podczas
jazdy kilka razy miałem ciepło w pewnych strategicznych miejscach,
bo dziury po zimie są jedynie zrównane piachem (czy co to tam
jest), więc tylko jako taki refleks uratował mnie przed upadkiem,
tym bardziej, że moje hamulce wzbudzają przerażenie nawet na
płaskim. Zamiast rekompensaty za wspinaczkę jest więc mały
koszmarek, który kończy się dopiero po kilku kilometrach.
Kilka zdjęć z
góry, robionych na szybko, bo zeszło mi trochę na pogaduchach z
Morsem, a gonił mnie czas (planowany wypad "póki jeszcze się da”
na Perłę Zachodu) oraz temperatura. Z tych względów już
odpuściłem sobie Odrodzenie. Wpadnie następnym razem, choć w
sumie nie wiem po co miałbym się tam pojawiać, bo znam wiele
ciekawszych, szczególnie widokowo, miejsc w Sudetach :)
Wracałem przez
Borowice, gdzie spotkałem wspomnianego sympatycznego "rekordowego”
kolarza, który podał mi jeszcze rękę z gratulacjami (tylko za co?
Przecież to tylko Karkonoska, hehe), Podgórzyn, Zachełmie,
Sobieszów i Cieplice.
Karkonoska została zaliczona, po latach. Wniosek/retrospekcja - to jedno z niewielu miejsc, gdzie wolę podjazd od zjazdu, przynajmniej od/do granic "przełęczy właściwej". Czyli nic się nie zmieniło :) Przynajmniej przypomniałem sobie, czemu nie chciało mi się tu wracać :) No i ta średnia... :)
Największy sukces? To, że ten wpis powstał tego samego dnia :) Sorry za ewentualne błędy (tablet rządzi się swoimi prawami) - poprawię. Kiedyś. A zaległości na BS oczywiście nadrobię. Kiedyś. Na razie idę spać :)
Relive (niestety GPS trochę poszalał) TUTAJ.
- DST 52.40km
- Czas 01:48
- VAVG 29.11km/h
- VMAX 50.80km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 121m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Milicyjnie
Sobota, 29 czerwca 2019 · dodano: 29.06.2019 | Komentarze 6
Dzisiaj rano jeszcze dało się żyć i oddychać. Z akcentem na "jeszcze".
Najpierw o trasie, żeby mieć to już za sobą :) Weszła lekko północna zachodnia pętelka: Poznań - Plewiska - Skórzewo - Wysogotowo - Dąbrowa - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.
Relive TUTAJ.
Końcówka wczoraj wspominaną Głogowską, dziś bez debila, choć trafił się inny kretyn, ale szkoda słów na opisywanie :) Wiało, może nie jakoś mocno, lecz upierdliwie, bo znów bez chęci pomocy.
Na drodze technicznej wzdłuż DK307 przyuważyłem starszego pana, który coś tam kombinował przy rowerze, więc zatrzymałem się, pytając czy w czymś mogę pomóc. Okazało się, że dziadkowi "coś tam obciera" w kole - niestety nie było rady, gdyż koło miał tak scentrowane, że mogłem jedynie polecić wizytę w serwisie. Pan podziękował za poradę i stwierdził, że "jakoś tam się dokula" do Zakrzewa.
W Fiałkowie wystawiono tym razem milicyjny radiowóz - zapewne z okazji wczorajsze rocznicy Czerwca 1956 roku. Miło.
No i informacja, która może komuś się przyda: na nowym skrzyżowaniu w Więckowicach światła nie "łapią" rowerzystów. Ja odczekałem trzy cykle, podczas których wjechało z boku kilka samochodów, a w końcu i tak musiałem jechać na czerwonym, oczywiście po upewnieniu się, że nic mi nie grozi.
- DST 65.40km
- Czas 02:19
- VAVG 28.23km/h
- VMAX 50.80km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 139m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Pałacowo, rogalowo i klaksonowo
Piątek, 28 czerwca 2019 · dodano: 28.06.2019 | Komentarze 13
Przyjemny chłodek (bo w "tych czasach" lekko ponad dwadzieścia stopni na plusie musi być za takowy uważany) się dziś utrzymał, tak samo jak mocny wiatr, taki niby z północy, ale jednak bardziej z zachodu, z momentami, gdy był bardziej z północy, lecz przy okazji z zachodu. Skomplikowane? To uproszczę - po prostu nie chciał pomagać :) No i najważniejsze - jednak nie padało.
Trasa - w tę i z powrotem po serwisówkach: z Dębca przez Plewiska, Dąbrowę, Zakrzewo, Batorowo i Swadzim. Miejscowości niby sporo, ale to głównie kurs po samych drogach technicznych, z małymi elementami cywilizacji po drodze. Nie muszę dodawać, że jak trafiło się na nich jakiekolwiek drzewko sięgające wyżej niż do kolan, było to święto - nomen omen - lasu. Tu jedno z nich.
Optymiści od znaków drogowych ostrzegli, że mogę trafić na jakąś dziką zwierzynę...
...i faktycznie. Normalnie czułem się jak na safari :)
Zajechałem też pod bramę "pałacu", jak dumnie nazwano współcześnie powstały klocek z kolumnami w Batorowie. Jednak dobra nazwa to podstawa skutecznego marketingu :)
Aha, zgłodniałem, więc trzeba było wlecieć do pewnego przybytku z pieczywem. Dzięki temu wiem, że kieszeń w koszulce rowerowej jest w stanie pomieścić rogala, a nawet dwa, skonsumowane zresztą podczas jazdy :)
A przy okazji znalazłem coś, co - gdybym wysłał jednemu ze znajomych, bez uszczegółowienia, o co dokładnie chodzi - skończyłoby się tym, że pewnie już zbierałbym zamówienia w ilościach hurtowych :) W sumie ciekawe, co marketingowiec miał na myśli wymyślając ów źródlany slogan...
I w sumie tym optymistycznym akcentem powinienem zakończyć wpis, ale nie było mi dane. Czemu? Zaraz wytłumaczę, jednak najpierw mały rys topograficzny.
Ulica Głogowska w Poznaniu to bardzo długa arteria, granicząca z miejscowością Komorniki, na południowym odcinku prowadząca między innymi do zjazdu na A2 i przechodząca w drogę wojewódzką. Jest tam ograniczenie do osiemdziesiątki oraz pas zieleni pośrodku, jednak nie ma żadnych zakazów tyczących się pojazdów typu rower czy furmanka. Jeżdżę nią regularnie, bo jest przedłużeniem moich codziennych tras i ma szerokie pobocze. Dzięki "panu Góglu" mogę ją nawet zaprezentować, z odpowiednią, w pełni profesjonalną jak na poziom przedszkolaka, ikonką prezentującą moje standardowe położenie :)
No i tu właśnie usłyszałem klakson. Ten dźwięk pojawia się średnio co kilkanaście wyjazdów, jednak tym razem nie odpuściłem i zacząłem gonić istotę, która raczyła wydobyć takowy ze swojego Forda Transita. Udało się na ulicy Ostatniej, w takich oto okolicznościach:
Skorzystałem z czerwonego i poprosiłem klaksonowego do szybki, grzecznie (jeszcze) pytając, co chciał przekazać tym magicznym pierdnięciem. No i się zaczęło: że nie mam prawa tamtędy (czyli po tym, co na wcześniejszym zdjęciu) jeździć, że wzdłuż jest "ścieżka" rowerowa (kłamstwo - zaczęła się dopiero na Ostatniej i nią właśnie jechałem, co widać), że coś tam, coś tam. I tak od słowa do słowa wdała się pyskówa, podczas której padła sugestia z mojej strony, że skoro przewozi ludzi (akurat teraz miał pusto) zawodowo, to wypadałoby znać podstawowe przepisy, nawet przy kupionym prawie jazdy. A wszystko w otoczce mało subtelnej łaciny :)
I pewnie nawet bym o tym nie wspominał, bo takie dyskusje się zdarzają i najczęściej o nich po chwili zapominam. Jednak najciekawiej się zrobiło kawałek dalej, gdy pojawiły się kolejne światła, a ja musiałem zjechać z DDR-ki, bo się skończyła. Ten debil, bo już nie mam zamiar szczypać się z nazewnictwem, gdy tylko zobaczył, że zgodnie z prawem zamierzam wyprzedzić go z prawej, chcąc przesunąć się do przodu w mini korku... zajechał mi drogę, do tego ustawiając się ukosem tak, żebym nie mógł wyprzedzić i z lewej (co finalnie się udało, ale w pędzie i na sporym ryzyku). Oj, żałowałem, że nie miałem kamerki, bo gnojowi bym nie darował zagrożenia, które spowodował, już nie mówiąc o całokształcie sytuacji... Niestety już nie udało mi się go dogonić. Tego w sumie żałuję jeszcze bardziej :)
No nic, adrenalinka skoczyła, można było spokojniej jechać do pracy. Dystans dołączam, w obydwie strony.
- DST 53.00km
- Czas 01:53
- VAVG 28.14km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 208m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Wietrzne susy i Ursusy
Czwartek, 27 czerwca 2019 · dodano: 27.06.2019 | Komentarze 11
Zgłupieć można. Wczoraj Polska była drugą Afryką, dziś za to drugą Skandynawią. Bo co prawda w końcu pojawiło się błogosławieństwo w postaci znacznego spadku temperatury, ale w zamian dostaliśmy huraganowy wiatr z północnego zachodu i zachodu. Z dwojga złego oczywiście wolę tę drugą wersję, ale czy nie może po prostu być normalnie - umiarkowanie ciepło i niezbyt wietrznie?
Wiem, wiem, nie może być :)
Chcąc nie chcąc, musiałem wykonać pętęlkę w znacznej mierze po miejskich duktach: Dębiec - Górczyn - Grunwald - Jeżyce - Golęcin - Strzeszyn - Kiekrz - Rogierówko - Kobylniki - Sady - Swadzim - Batorowo - Lusowo - Zakrzewo - Dąbrowa - Skórzewo - Poznań. Tak jak na Relive.
W Sadach spotkałem dziadka :) Pięknie utrzymany (choć czy aby nie zbyt nowocześnie?) Ursus C-28 z 1963 roku sobie czekał i reklamował spęd. No i dobrze, że stał, bo na trasie nie chciałbym za takim zakwitnąć.
Przez to podziwianie niemal spóźniłem się do pracy. No i przez wiatr oraz korki. Te ostatnie nieźle mnie zdziwiły, bo przecież są wakacje i powinno być luźno, tymczasem...
Ot, Polska.
Na jutro zapowiadają... deszcze. Tak do zestawu.
- DST 53.80km
- Czas 01:54
- VAVG 28.32km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 32.0°C
- Podjazdy 197m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Żar pe el
Środa, 26 czerwca 2019 · dodano: 26.06.2019 | Komentarze 13
W tytule powinno być żar.pl, ale - jak sprawdziłem - jest taka strona z artykułami do wentylacji, a że jej nie znam, to nie zamierzam robić kryptoreklamy :)
Generalnie wydaje mi się, że sensu tłumaczyć nie muszę - to, co dziś lało się z nieba, przyszło do nas prosto z Sahary, i z grubsza dawało taki sam efekt, jaki można było odczuć tam. Świadom rzezi, która mnie czekała, wstałem (a przynajmniej próbowałem) z wyra koło 6:30, a wyruszyłem godzinę wcześniej niż mam w zwyczaju, czyli wpół do ósmej.
Początkowo nawet nie było tragicznie - 27-28 stopni to przecież już standard, do którego chcąc nie chcąc człowiek przywykł (choć nienawidzi wciąż). Niestety im później, tym gorzej. Komfortu nie dodawali też kierowcy, którzy jak zwykle o tej porze transportowali się - używając lub nie używając mózgów - ze wsi do Poznania. A sama jazda, jak to ostatnio - powolutku, bez pośpiechu, żeby przeżyć. Jakoś się udało.
Trasa to "szubeniczka": Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Sowiniec - Baranowo - Żabno - Żabinko - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań.
Czułem się na tych wielkopolskich stepach jak na dzikim zachodzie - i w sumie częściowo tak było :)
Nawet gdy były momenty leśne (koło Żabna, na Szosie Poznańskiej i za Mosiną), to ewidentnie widać było, ze las aż krzyczy z pragnienia wody. W sumie wiedziałem, że tak będzie, więc nie wybrałem się Czarnuchem, tym bardziej, że wtedy jeszcze opóźniłbym godzinę powrotu.
Dwa niezależne źródła informacji o ukropie potwierdziły to samo:
To drugie zawiera również info o hordach muszek, próbujących wleźć mi do mieszkania :) W sumie się nie dziwię, mamy wentylator stojący, one nie :)
Jakiś czas temu znalazłem luboński objazd głównych, zawsze zaczerwienionych i zakorkowanych ulic. Ma on dodatkowy walor - estetyczny, pasujący bardziej do całokształtu tej miejscówki. I taki Luboń to ja szanuję :) Życzę, żeby reszta też tak wyglądała.
Miało być więcej Kropki, to niech będzie :) Dzisiaj pies początkowo cwaniakował, ale po jakichś dziesięciu minutach "patyczkowania" jęzor wisiał do ziemi.
A po powrocie, jeszcze przed pracą, zostawiałem czworonoga już spokojnego i wyczerpanego - normalnie ideał :)
- DST 53.40km
- Czas 01:52
- VAVG 28.61km/h
- VMAX 51.40km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 163m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Wodogłowizm
Wtorek, 25 czerwca 2019 · dodano: 25.06.2019 | Komentarze 16
No i niestety - to, co stać się miało, mimo moich głośnych apeli, żeby odpuściło, jednak się stało. Między Polską a Afryką nie ma aktualnie żadnych różnic, może z wyjątkiem tego, że na Czarnym Lądzie jest prawdopodobnie chłodniej.
Ruszyłem jak zwykle rano, lekko po ósmej, i już chwilę po starcie miałem ochotę jednak nie ruszać :) No ale twardym cza być, nie mientkim, jak mawiają starożytne Sebixy, więc jakoś dałem radę doczłapać jedyny słuszny dystans. Nawet nie siląc się na walkę o jakikolwiek wynik.
Trasa to "muminek z wodogłowiem": Dębiec - Hetmańska - Starołęcka - Krzesiny - Jaryszki - Koninko - Szczytniki - Sypniewo - Głuszyna - Babki - Czapury - Wiórek - Saisnowo - Rogalinek - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań. Prócz Relive dodaję dziś ślad GPS, żeby pokazać, że Endo ma taką funkcję również dla niezalogowanych (choć wtedy dystans pojawia się nie wiadomo czemu w milach).
Na śmieszce w Łęczycy widziałem dzisiaj dość ciekawy model roweru - co prawda miał o dwa koła za dużo, nie był nawet elektrykiem, ale dzielnie poruszała się nim jakaś niewiasta, która do tego wpieprzyła mi się pod koła.
Fakt faktem, do miejsca, gdzie zdążała, można się dostać samochodem, jednak nie z tej strony, tylko po wykonaniu objazdu, mającego łącznie może ze dwieście metrów. Jak widać, to za daleko dla świętej krowy.
To wskazanie termometru przed dziesiątą rano. Nie wiem z czego się cieszy grubas z Michelin :)
A jutro ma być jeszcze gorzej, pod czterdziestkę. Hurrrra! :(((((
- DST 73.60km
- Czas 02:37
- VAVG 28.13km/h
- VMAX 53.20km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 251m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Przeglądowo
Poniedziałek, 24 czerwca 2019 · dodano: 24.06.2019 | Komentarze 12
Dziś temperatura była już konkretna, jednak jeszcze bez masakry, za to wiatr utrzymał swój poziom z ostatnich dni. Ten z rynsztoka. W związku z tym jazda była emerycka, tym bardziej, że w znacznej większości prowadzona po mieście.
Trasę wykonałem taką jak bodajże przedwczoraj, ale odwrotnie i bez kibicek w postaci saren :) Czyli "pietruszka": Dębiec - Hetmańska - Wartostrada - Śródka - Chemiczna - Gdyńska - Koziegłowy - Kicin - Kliny - Mielno - Dębogóra - Karłowice - Wierzonka - Kobylnica - Janikowo - Bogucin - Główna - Malta - Wartostrada - Dębiec.
W Dębogórze wjechałem na chwilę na teren jednej z osad leśnych, z dębami w nazwie, żeby ocenić ją wizualnie pod względem potencjalnej agroturystyki. Wygląda zachęcająco, się zobaczy. A przy okazji ponownie zrobiłem foty przy tamtejszej kapliczce, wyjątkowo gustownej jak na polskie realia, najczęściej kiczem pisane.
Inne obrazki z tych rejonów:
Poznańska Śródka i Ostrów wciąż trzymają się mocno...
...a w Koziegłowach praca nad powrotem do rowerowych lat 90. kwitnie :/
Na Wartostradzie za to widać wyraźnie, że są wakacje. Cztery osoby i trzy rowery? Tu nie ma przecież konfliktu :)
Tyle z samego poranka. Teraz wyjaśnienie, skąd nadbudowa w dzisiejszym dystansie. Otóż tydzień temu przypomniałem sobie, że muszę zrobić obowiązkowy - niestety płatny - przegląd gwarancyjny Czarnucha. Kross w Poznaniu ma trzy oficjalne serwisy, z których - po przeczytaniu opinii w necie - od razu odrzuciłem dwa, stawiając na jeden, ten na Ptasiej. Problem był podstawowy - tak zwany "sezon", czyli obłożenie wszelkich rowerowych przybytków. Udało się jednak wcisnąć mnie gdzieś między wódkę a zakąskę, czyli na dziś. Koło południa zasiadłem więc na swoim czołgu i ruszyłem. Na Bułgarskiej chciałem zrobić jakąś fajną fotkę z poznańską lokomotywą, ale robactwo ją oblazło, więc takowej nie ma :)
W samym sklepie spotkałem nad wyraz miłą i kompetentną obsługę, a co najważniejsze - klimę :) Pan przyjął sprzęt, od razu dał mi kilka praktycznych rad, podpisałem RODO :) i zostawiłem sprzęt z obietnicą, że jeśli będzie choć szansa na szybkie ogarnięcie, to będą mnie mieli na względzie. Nastawiłem się wstępnie na piątek, bo widziałem, ile rowerów było w kolejce, pożegnałem się i zacząłem zastanawiać, jak wrócić do domu. Podjąłem mega odważną decyzję o wybraniu roweru miejskiego. Wiem, jestem hardkorem :) Ale nie było tak źle, bo udało mi się trafić na taki dumnie nazwany "4G", czyli z opcją pozostawiania w dowolnym miejscu na terenie strefy, do tego posiadający AŻ siedem biegów.
Postawiłem na drogę w stylu parkur - tu Górczyn :)
Po ogarnięciu jeszcze kilku spraw wybraliśmy się z Żoną (która też miała dziś wolne) i Kropą na spacer nad Wartę i Dębinę, gdzie odebrałem telefon o treści: "dzień dobry, zapraszamy po odbiór roweru". Byłem w lekkim szoku, ale po powrocie do domu od razu ruszyłem znów na Ptasią, stwierdzając, że chyba jedyną słuszną opcją, jeśli chcę przetestować Czarnucha po wizycie u "lekarza", jest ponowny dojazd miejskim trupem i powrót na sprzęcie właściwym. Tak zrobiłem, choć niestety trafiłem już na "klasyka", z koszyczkiem i nawet gazetką - jeszcze mi piszczy w uszach, choć pozytywne jest to, że nic nie odpadło :)
Po odczekaniu swojego w kolejce odebrałem świetnie wyregulowany rower - jak się okazało (co zresztą czułem) fabrycznie był w kilku miejscach źle skręcony (szczególnie przednie koło), ale sam tego nie ruszałem, wolałem zostawić to profesjonalistom. To, co trzeszczało, już nie trzeszczy, nic nie obciera, hamulce działają zacnie, o czym miałem okazję się przekonać już kilka minut po wyruszeniu - pozdro dla kierowcy bezmózga z ulicy Palacza. A sam sklep CCR Sport zdecydowanie polecam - tak za obsługę, jak i za miłą niespodziankę, jaką mi sprawili tym ekspresem. Brawo!
Finalnie te moje podróże w tę i z powrotem dały mi ponad dwadzieścia kilosów więcej. Nie zamierzam z tego powodu narzekać :)
- DST 62.57km
- Czas 02:09
- VAVG 29.10km/h
- VMAX 50.60km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 148m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Lodożerka
Niedziela, 23 czerwca 2019 · dodano: 23.06.2019 | Komentarze 14
Znów było przyzwoicie pod względem temperatury (hurra!) i nieprzyzwoicie w temacie wiatru. Mimo wszystko chyba wolę tę wersję niż odwrotną :)
Wyruszyłem dziś po dziesiątej, mając w tyle głowy, że to chyba ostatni dzień z najbliższych, gdy udało mi się choć trochę wyspać. Wiało z północnego wschodu, ale ten kierunek miałem w linii prostej zablokowany przez jakiś kolejny maraton, więc ruszyłem najpierw lekko na południe, z Dębca przez Las Dębiński, Starołękę, Krzesiny, Jaryszki, Żerniki, Tulce do Gowarzewa. gdzie zacząłem się zastanawiać, jakie miejsce wybrać na nawrotkę.
Najpierw skierowałem się do Skałowa...
...a stamtąd był już tylko rzut beretem do Kostrzyna. Nie, nie tego nad Odrą, a do tego, gdzie pociągi jeżdżą na legalu :) Lubię tę miejscowość, będącą kwintesencją wielkopolskich małych miasteczek - cisza, spokój, lekki czar PRL-u, no i oczywiście permanentne czerwone światła i gówniana DDR-ka. No ale umówmy się, co najmniej ostatni element mógł nie zostać zauważony :)
Najważniejszym (przynajmniej dla mnie) elementem Rynku jest Brama Cechowa.
Dzisiaj po raz pierwszy miałem chwilę czasu, żeby przez nią przejść, a nawet chwilę pobyć - bowiem pojawiła się motywacja do przerwy - sympatycznie wyglądająca lodziarnia.
Zamówiłem sobie klasycznego loda włoskiego. Obsługa bardzo miła, zmarzlina pyszna, choć z wybranej mieszanki śmietankowo-czekoladowej zdecydowanie wybieram tę pierwszą. No i jeden minus - smakołyk jest ogromny....
...a wafelek malutki. Efekt? Chwilę po wykonaniu tej foty element mniej stały przegrał z grawitacją, jednak jakimś cudem udało mi się złapać go łapą i umiejscowić ponownie we właścwiym miejscu. Uff. Wybrałem wszystkie możliwe serwetki i jakoś udało się nie kleić. Mimo wszystko polecam, tym bardziej, że cena (3,5 PLN) zdecydowanie nie jest wygórowana za takiego kolosa (a to był mały!).
Wróciłem częściowo DK92, w Paczkowie jednak skręciłem do Siekierek, lekko naciągając trasę o Trzek, bo namówił mnie napotkany na drodze sympatyczny szoszon, jeżdżący na wypasionym karbonie i w koszulce rowerowej swojej kancelarii prawnej, z hasłem na plecach: "All you need is law" :) Rozstaliśmy się na rondzie w Gowarzewie, a reszta powrotu to już dokładnie swoje ślady.
Spokojny, powolny, minimalnie wydłużony wypad. Relive TUTAJ.
A na koniec fota ze spaceru - Kropa znalazła lustro, co prawda lekko krzywe, ale zawsze :)
- DST 62.10km
- Czas 02:04
- VAVG 30.05km/h
- VMAX 51.60km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 238m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Aproposy :)
Sobota, 22 czerwca 2019 · dodano: 22.06.2019 | Komentarze 17
Są cisze przed burzą, są też widocznie cisze przed upałami. Dzisiaj trafiło się i pod Poznaniem takie rowerowe błogosławieństwo - temperatura nie przekraczała 25 stopni, dało się żyć, oddychać, i jeszcze robić kilka innych spraw bez chęci palnięcia sobie w łeb. Aż chciało się korzystać, szkoda tylko, że był to dla mnie dzień w robocie.
Niemniej jednak pięć dyszek zaliczyć się udało. Co prawda wiało z północy i wschodu (zamiennie i mało logiczne), co oznaczało prawie połowę dystansu wykonanego po miejskich drogach, ale dzięki wakacyjnemu ruchowi nie było tragedii. Może prócz końcówki - na południowym odcinku Wartostrady, na wysokości Rataj, musiałem się cofać, bo zakwitła jakaś kolejna impreza biegowa.
Trasa to "pietruszka": Dębiec - Wartostrada - Jana Pawła - Malta - Główna - Bogucin - Janikowo - Kobylnica - Wierzonka - Karłowice - Dębogóra - Mielno - Kliny - Kicin - Koziegłowy - Gdyńska - Bałtycka - Wartostrada - nawrotka - AWF - Droga Dębiecka - dom.
W Koziegłowach kończą remont. Pachnie piękny, nowiutki asfalt, więc...? Tak, trzeba było równolegle wymyślić DDR-kę z kostki. Polska... :/ Na razie się tworzy, choć nawet jak się tworzyć skończy, niewiele to zmieni w moim przypadku, na kask nie upadłem, żeby po tym jeździć. Szykujcie klaksony, drodzy frustraci i/lub oderwani od rzeczywistości :)
A propos :) Gdy zwalniałem, żeby zawracać, na wysokości Karłowic, nagle zobaczyłem, że wyprzedza mnie taka oto postać:
Full pro, lemodnka, sprzęt za gruby pieniądz, nawet skarpetki na wypasie, brakowało tylko jednego - choćby delikatnego machnięcia paznokciem w ramach pozdrowienia, no ale przecież zapewne zmieniłoby to aerodynamikę i zmniejszyłoby średnią o co najmniej 0,000032 km/h :) Więc żeby nie czuł się taki samotny, pogoniłem kolegę Aliena (a takie skojarzenie po spojrzeniu na cień), posiedziałem trochę na ogonie i dopiero na górce zawróciłem.
I jeszcze jedno a propos :)
Widocznie kostka na chodniku wchodziła w nieprzyjemną reakcję ze skarpetkami w klapkach, innego wytłumaczenia tu nie widzę :)
No i najfajniejszy moment wypadu - za Dębogórą trafiłem na taką oto kibickę :)
Była dość nieśmiała, bo szybko wróciła do lasu, ale miło z jej strony, że postanowiła wyjść mi naprzeciw :) A propos! Dziś usłyszałem, że dziubdziusie z Polskiego Związku Łowieckiego chcą wpisać mordowanie zwierząt na... listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO (tu dowód). Nie no, spoko, tylko zadbałbym jeszcze o obowiązek zapuszczania wąsa i utuczania się jak świnia, no i oczywiście przypadkowego strzelania do grzybiarzy po pijaku :)
A propos :)
Nowe tabliczki nad zachodnim brzegiem Wartostrady już stoją. Nie skorzystałem, ale symboliczny łyk izotonika wleciał :)
Do całościowego dystansu doszedł dystans do i z pracy.
- DST 52.00km
- Czas 01:48
- VAVG 28.89km/h
- VMAX 50.60km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 162m
- Sprzęt T-rek(s)
- Aktywność Jazda na rowerze
Pogodynkomyłka
Piątek, 21 czerwca 2019 · dodano: 21.06.2019 | Komentarze 9
No i jednak się pogodynki pomyliły - i bardzo dobrze! Choć prócz plusa z tego wynikającego - zamiast zapowiadanych burz oraz ulew, pojawiło się kilka(naście?) kropelek deszczu - były też minusy: zachmurzone niebo zamieniło się w ciągu jazdy w takie paskudnie słoneczne, a fajny chłodek pod koniec przeistoczył się w mini parówę. Mimo wszystko była to miła pomyłka i życzyłbym sobie, żeby taka też pojawiła się w temacie kolejnych upałów, które mają masakrować Polskę w następnym tygodniu.
Wynik jest bardzo "taki se". Jednak tym razem nawet chciałem cisnąć, ale się nie dało, bo kochane podmuchy nie chciały, żebym ja chciał - najpierw walczyłem z nim w wersji południowej, potem w północnej.
Wykonałem zachodnią pętelkę: Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań.
W Doopiewcu jedna z klasycznych pauz - przy Strusiu, bo suszyło i głodek się odezwał :) Szkoda, że nie mają żappsów czy innych jajoppsów.
Przygód po drodze nie miałem, prócz samego początku, gdy na Opolskiej musiałem ostro zrugać pewną istotę płci odmiennej, która nie patrząc na nic wpakowałaby mi się pod koła zjeżdżając z chodnika. Gdy już ruszyłem dalej, usłyszałem klakson - widocznie kolejna próba samobójstwa znów prawie się udała :)