Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197597.20 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2019

Dystans całkowity:1735.97 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:60:16
Średnia prędkość:28.80 km/h
Maksymalna prędkość:53.50 km/h
Suma podjazdów:6508 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:57.87 km i 2h 00m
Więcej statystyk
  • DST 53.05km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.03km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 198m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Processing

Czwartek, 20 czerwca 2019 · dodano: 20.06.2019 | Komentarze 4

Udało się dziś ciut odespać, ale też nie mogłem pozwolić sobie na jakieś szaleństwa "wylegiwaniowe", bo w tyle głowy łomotało jedno pojęcie, które mnie motywuje przez nienawiść do tego, co sobą prezentuje. Jakie? W "Kole fortuny" czy w jakichś kalamburach dla przedszkolaków od razu miałbym pewną wygraną, gdyż oczywiście chodzi o "upał" :)

Start nastąpił lekko po dziewiątej rano, gdy w cieniu dało się jeszcze oddychać, a w słońcu dało się jeszcze wybierać, czy jajecznica ma być mocno czy lekko ścięta. Wiało niezdecydowanie, raz z zachodu, raz ze wschodu, ale generalnie z południa (za wyjątkiem momentów, gdy jechałem na północ, wtedy właśnie z tego kierunku), postanowiłem więc zdać się na jego łaskę (wiem, naiwny jestem) i po prostu wykonać "kondominium" w wersji: Poznań - Luboń - Wiry - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Krosinko - Dymaczewo - Łódź - Witobel - Stęszew - Dębienko - Rosnówko - Szreniawa - Komorniki - Poznań.

Koło ronda w Mosinie zdziwił mnie spory tłum, który zebrał się w tamtejszym parku. Początkowo myślałem, że to jakaś wyprzedaż, ale przecież po pierwsze dzionek niehandlowy, po drugie takie okazje nie odbywają się w asyście Straży Miejskiej, po trzecie - coś za spokojnie było. Po chwili - gdy tylko zdjąłem słuchawki - już skojarzyłem, że to przecież dzień procesowy. To jest akurat nawet spoko, bo ruch to zdrowie, a kadzidła fajnie pachną. Więc i ja mam pamiątkę :)

Niejedyną zresztą - w Stęszewie miałem koła oblepione konfetti jakbym co najmniej był wiceministrem Zielińskim, którego witają policjanci z bąblami na rękach od wycinanek :)

W Stęszewie fale Dunaju wciąż rosną w siłę - życzę suszy, żeby nigdy nie zostały oddane do użytku :/

A tu dowód, że przymrozek nam dziś nie groził. A była dopiero jedenasta...

Po południu - gdy już było grubo ponad trzy dychy na plusie - trzeba było jeszcze wykonać swój opiekuńczy obowiązek i wybiegać psa. Dziś bez szaleństw, kierunek Dębina i nadbrzeże Warty.

Udało się trafić akurat na kurs statku "Bajka" - Kropa dostała nawet zaproszenie na pokład, ale nie skorzystała :)


Na jutro zapowiadają deszcze i burze, akurat na rano, gdy miałbym jedyną okazję, żeby pokręcić. Mam nadzieję, że tym razem rzeczywistość zaskoczy meteorologów.


  • DST 53.30km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.55km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śpiąc

Środa, 19 czerwca 2019 · dodano: 19.06.2019 | Komentarze 7

W temacie motywacji do ruszenia i samej jazdy nic się od wczoraj nie zmieniło - nie istniała :) To znaczy motywacja, coś na kształt jazdy wystąpiło.

Znów ruszyłem niewyspany (te nocne 20+ mnie kiedyś wykończą), więc motywem dnia było człapanie. Starość nie radość :) Słońce od rana prażyło, wiatr dmuchał solidnie, postawiłem więc jedynie na wykonanie swojego powolnego minimum, bo jakiekolwiek szarpanie nie istniało w mojej świadomości. Podświadomości również.

Trasa to wschodnie kółeczko, a w sumie piesek bez nóżek: dom - Las Dębiński - Starołęcka - Czapury - Babki - Daszewice - Kamionki - Borówiec - Gądki - Robakowo - Dachowa - Szczodrzykowo - Śródka - Krzyżowniki - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Starołęka - Las Dębiński - dom.

W Babkach, koło nadleśnictwa, coś mi ponownie nie pasowało. Wiem, już powinienem być przyzwyczajony od tych kilku lat do drzewnych rzezi, ale nie spodziewałem się, że tam, gdzie jeszcze niedawno była długa leśna aleja, będzie to...




Pustynio witaj :/

Na Krzesinach, tam gdzie ostatnio przeprowadzałem przez ulicę jeża, dziś chyba po raz pierwszy w życiu solidaryzowałem się z kierowcą BMW w - delikatnie mówiąc - niechęci do rowerzysty :) Jechał taki 15 km/h, na wąskiej uliczce z progami, po której dreptali piesi. I kombinuj. Cała droga jego, zjechać nie zamierzał, więc nawet zdjęcie wyszło dość ostro. I tak przez kilometr. Niniejszym dziękuję, że kolega postarał się, żeby dzisiejsza średnia była jeszcze mniej okazała :)



  • DST 53.20km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Podjazdy 204m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nudności

Wtorek, 18 czerwca 2019 · dodano: 18.06.2019 | Komentarze 5

Oj, dawno mi się tak nie chciało ruszać jak dzisiaj. Po pierwsze, przez temperatury ostatnimi czasy kompletnie nie mogę się wyspać - budzę się co chwila, po drugie - w południe (jak zwykle) musiałem być w pracy, więc okazji do odsypiania nie było.

Gdy ruszałem po ósmej, byłem w lekkim letargu. Ziewałem tak, że obawiałem się, czy ktoś nie pomyli mojej gardzieli z jakimś skandynawskim tunelem, więc starałem się mimo wszystko zachować czujność :) Jednak sama jazda to nie było nic więcej jak człapanie, bez ikry i większej (a nawet mniejszej) motywacji. 

Wykonałem "muminka" od d...rugiej strony: Poznań - Luboń - Łęczyca - Puszczykowo - Mosina - Rogalinek - Sasinowo - Wiórek - Czapury - Babki - Głuszyna - Sypniewo - Szczytniki - Koninko - Jaryszki - Krzesiny - Starołęka - Las Dębiński - dom.


Czyli... nudności :)

Wczoraj - po załatwieniu wszystkich pilnych rzeczy - udało się jeszcze wyskoczyć na dziewięciokilometrowy rodzinny spacer po WPN-ie oraz mini piknik nad Jeziorem Kociołek. Mała fotorelacja.
Gdzieś tam widać granice Poznania
Wieża - Osowa Góra
Dyskryminacja! :)
Czas na łyskę - Osowa Góra
Kuń! :) - Osowa Góra
Kuń morski :) - Osowa Góra
Studnia Kurdupla - Osowa Góra
Zając polny - Osowa Góra
Jezioro Kociołek z zawartością - WPN
Chwila zadumy - Jezioro Kociołek
Moczenie kija - Jezioro Kociołek
Wielkopolskie Szlaki - WPN
Hasło: jedzenie, reakcja: natychmiastowa - Jezioro Kociołek
Dziupla, wersja klimatyzowana - WPN


  • DST 53.10km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.70km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 138m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podpucha

Poniedziałek, 17 czerwca 2019 · dodano: 17.06.2019 | Komentarze 3

Dziś wpis na szybcika, bo zalatany dzionek mnie czeka.

Pogoda była typową podpuchą - niby zachęcająca niczym słodki szczeniaczek (słońce, przyjemna temperatura), a przy próbie pogłaskania okazało się, że to agresywny pitbul wychowywany przez łysego jegomościa w dresiku z napisami "CHWDP", "Żydzi won" czy "Kolejorz psychofans". Oczywiście chodzi o wietrzysko - mocne, zmienne (raz zachód, raz wschód, a najczęściej północ). Tym samym o wynik ponownie nawet nie walczyłem.

Trasa: Dębiec - Górczyn - Grunwaldzka - Junikowo - Skórzewo - Wysogotowo - Dąbrowa - Zakrzewo - Lusowo - Batorowo - Sady -  Swadzim, tam nawrotka i powrót do Zakrzewa, skąd serwisówkami i przez Plewiska do domu.

W Zakrzewie musiałem się posilić - kolejne żappsy wpadły :)

Relive TUTAJ, a zaległości BS-owe po południu lub wieczorem.


  • DST 103.70km
  • Czas 03:33
  • VAVG 29.21km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czyściec na spontanie

Niedziela, 16 czerwca 2019 · dodano: 16.06.2019 | Komentarze 13

Gdy dziś między dziesiątą a jedenastą zbierałem się na rower, nawet przez myśl nie przechodził mi pomysł na setkę. Po pierwsze było dość ciepło, po drugie wciąż solidnie wiało, więc po co się męczyć? Ale gdy już ruszyłem tyłek, przepchałem się z Dębca przez miliard czerwonych świateł, od Górczyna przez Grunwald i Jeżyce do Golęcina i Lutyckiej, a następnie po odczekaniu swojego na Woli i wydostaniu się na wolność - czyli DK92 do Tarnowa Podgórnego, coś mi wskoczyło na właściwy tor. Przypomniałem sobie, że przecież mamy już czerwiec, a ja sto miałem w tym roku na koncie do tej pory tylko raz, więc... czas nadrobić.

Trzeba było tylko wykonać telefon do Żony, z zapytaniem czy da się ustalenia na wczesne popołudnie lekko nagiąć (wielkiej euforii nie było, ale się dało) i dalej w drogę. Kompletnie bez planu, bez chęci walki o średnią, ot, wprost przed siebie, czyli... pod wiatr. Nie powiem, nie motywował :) Gro dzisiejszej trasy to krajówka, na szczęście pusta (choć debili jak zwykle nie brakowało), do tego z kilkoma niewielkimi hopkami, które zawsze sobie cenię.

Problemem było tylko miejsce nawrotki - logiczne byłyby Pniewy, ale raz, że byłem tam już kilka razy, dwa - jest tam tak beznadziejnie, że po minięciu Rumianka, Gaju Wielkiego i Bytynia, a dotarciu do Sękowa, zmieniłem kierunek i ruszyłem na północ, przez Pólko (który zawsze mi się kojarzy z Romanem) docierając do granicy powiatów. Już miałem wracać, ale postanowiłem pokręcić jeszcze kawałek - tam czekała na mnie niespodzianka, zawarta w tytule :)

A skoro było tak blisko, to myk myk... do miejsca, które jako agnostyk śmiało mogę uznać za prawdopodobnie nieistniejące :) Już wiem, że droga do Czyśćca łatwa nie jest... :)


...i kto je zamieszkuje. Krowy...

...oraz bociany i rowerzyści :)

Zaliczone - mogłem wracać. Lekko skorygowałem drogę o objazd przez Piersko, a w Bytyniu zafundowałem sobie chwilę na "piwo" zero procent w tamtejszym ABC - ciekawe to miejsce, właściciel (chyba) patrzył na mnie jak na kosmitę, a na prośbę o otwieracz stwierdził, że niestety nie ma. Cóż, miał - w postaci kratownic, które mi pomogły w otwarciu butelki. I po co było kłamać? :)

Po wychlaniu towaru piwopodobnego jechało mi się jakoś lżej. A może to wiatr w końcu zaczął mi lekko pomagać? W każdym razie już znaną trasą, czyli w większości swoimi śladami, a potem od Tarnowa już skrótem przez Lusowo, Dąbrowę oraz Wysogotowo, dotarłem do Poznania, dobijając końcówkę przez Bułgarską oraz Górczyn.

W Tarnowie Podgórnym, na wysokości kościoła, zostałem zatrzymany przez... TVP. Na szczęście oddział regionalny, a nie centralę organu rządowego :) Miła pani dziennikarz z tak samo miłym operatorem zapytali mnie, czy nie zechciałbym kawałek się cofnąć i raz jeszcze przejechać odcinek DDR-ką (tam całkiem zacną), bo kręcą coś o lustrze mającym informować kierowców o rowerzystach. Się cofnąłem, przejechałem, dostałem podziękowania i tym samym znów gdzieś będę w TV. Co prawda zapomniałem, jak nazywa się program, ale podobno ma być puszczany w ostatnią niedzielę miesiąca. Cóż, śledzić nie zamierzam :)

Aha, nie mogę sobie odmówić wstawki z Gaju Wielkiego, bo zostałem rozwalony na łopatki (nie napiszę, że na krzyż, bo znów będzie, że jakiś atak) podsumowaniem polskiego ludycznego katolicyzmu w pigułce :)

Abstrahując od kiczu, który aż krzyczał sobą, ciekawe jest to, kto znajduje się w samym centrum - oczywiście Jan Paweł II, bo przecież innych papieży nie ma i nie było :) Ta mniejsza postać to Jezus. A orzełek jak na moje mógłby być przez ortodoksów zostać uznany za profanację symbolu narodowego :)


Z innych fotek: niewyraźny sokół, bo kręcony kalkulatorem (widziałem też żurawie)...

...granica gminy Szamotuły...

...przystanek w stylu góralsko-PRL-owskim z Pólka...

...oraz ten z typowym aktualnym przesłaniem w Bytyniu :)

No i zwyczajowy niedzielny widoczek - im bliżej Poznania, tym więcej tego typu "wyzwań" do ominięcia.

No to mam tę drugą stówę, o tyle fajniejszą, że wykonaną na kompletnym spontanie. Jechało się o tyle spoko, że wiatr chłodził, a nie grzał, więc nawet nie mam zamiaru na niego zbytnio narzekać, prócz tego, że nie pozwolił się za bardzo rozpędzić. Temperatura była też do przyjęcia - i niech taka już zostanie!

Relive TUTAJ.


  • DST 52.30km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.02km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 129m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tr(z)ek

Sobota, 15 czerwca 2019 · dodano: 15.06.2019 | Komentarze 7

Dzisiaj nastąpiła kumulacja dwóch czynników pogodowych, których nienawidzę najbardziej - silnego, zmiennego wiatru z dokuczliwym upałem. W związku z tym na tym kończę swój opis wrażeń z jazdy, bo gdybym zaczął się rozwijać, to ustawa o ochronie języka polskiego poszła by się je...chać :) Dodam tylko, że nawet nie walczyłem - nie mam już na to nerwów ani zdrowia, skupiłem się na doczłapaniu do pięciu dych. I tyle.

Trasa nieskomplikowana: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Krzesiny - Jaryszki - Żerniki - Tulce - Gowarzewo - Trzek - Siekierki - Gowarzewo - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Starołęka - Las Dębiński - dom. TUTAJ Relive, nieco ucięty na początku, bo telefon zgłupiał, prawdopodobnie od tego, o czym pisałem w pierwszym akapicie :)

Na Dębinie pierwsza szosowa fota z powalonym niedawno drzewem w tle...

...w Tulcach jakieś farfocle (nawiedzenie trwa) pokazywały, że faktycznie wiało...

...nad Żernikami coś latało...

...a buszowanie w zbożach nie pomagało w ochłodzie.

No i cel dzisiejszego wypadu, znaleziony w sumie spontanicznie, bo niedawno droga była jeszcze w remoncie. Wieś o nazwie Trzek...

...po małej korekcie, dostosowanej do marki roweru, na którym tu zawitałem :)



  • DST 62.70km
  • Czas 02:11
  • VAVG 28.72km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 226m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Fajfusowość

Piątek, 14 czerwca 2019 · dodano: 14.06.2019 | Komentarze 3

Przyzwoita temperatura utrzymała się i dziś - supcio. Wiało solidnie i nieprzewidwalnie - niesupcio. Finalnie wyszedł miks fajności z niefajnością, czyli jakaś fajfusowość.

Ruszyłem po ósmej, jak zwykle niewyspany, mając w głowie świadomość, że czeka mnie walka z miejskim organizmem, co nigdy nie nastraja optymizmem. Przeczucia miałem dobre, bo już kilkaset metrów od domu stanąłem w korku, który ciągnął się do połowy Drogi Dębińskiej. Potem nie było wcale lepiej, ale już z innych względów - coś mnie podkusiło, żeby zawitać na Ratajach, gdzie co prawda ostatnio lekko ucywilizowano DDR-ki, ale sygnalizacja jak gówniana była, tak została. Tym samym na odcinku dwóch kilometrów stałem co najmniej dziesięć razy.

Trasa dzisiejsza to "pietruszka": Dębiec - Starołęka - Rataje - Malta - Główna - Janikowo - Kobylnica - Wierzonka - Karłowice - Dębogóra - Mielno - Kliny - Kicin - Koziegłowy - Gdyńska - Wartostrada - Dębiec. Tu Relive, dzisiaj bez zdjęć, bo niechcący po skopiowaniu na kompa skasowałem je sobie z telefonu. Brawo ja :)


Z zadowoleniem zweryfikowałem stan DDR-ki na Hetmańskiej po ostatnim remoncie. Jest godnie, szkoda tylko, że kasy z budżetu obywatelskiego nie starczyło na całą długość ulicy. Ale spokojnie, powolutku. Cieszy, że w końcu w Poznaniu człowiek jest bez stresu, że gdy budują coś dla rowerów, to będzie dało się po tym jeździć. To miła zmiana. Niestety na wiochach wciąż strach się bać.


Do pracy jechałem dziś Czarnuchem (dystans doliczony do całości), tak wyliczając czas, żeby zdążyć. Było na styku, bo znalazłem mini raj przy Dolnej Wildzie i zeszło mi trochę na babraniu się w błocku powstałym z kurtynowego prysznica :) 

No i na koniec - podróba Kropy, która w Mielnie, jak klasyczny wiejski kundel, wybiegła za mną, ujadając niczym co najmniej jakiś doberman. Oczywiście po moim hamowaniu nastąpił szybki odwrót :)

Dla porównania - oto oryginał, z dzisiejszego patyczkowania przed robotą :)



  • DST 62.60km
  • Czas 02:13
  • VAVG 28.24km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 153m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lusowanie

Czwartek, 13 czerwca 2019 · dodano: 13.06.2019 | Komentarze 5

Z zapowiadanych wczoraj kataklizmów wyszło jedno wielkie - za przeproszeniem - pierdnięcie. W nocy co prawda w Poznaniu była jakaś burza, ale na sucho. W sumie dobrze dla kwestii rowerowych, lecz dla przyrody niekoniecznie.

Plusem dzisiejszego dzionka była zdecydowanie temperatura - idealny ideał. Po ostatnich przeżyciach związanych z afrykańskimi upałami było wręcz bosko/diabelsko/niepotrzebne skreślić. Ale że - jak wiadomo - normalnie może być jedynie przez kilka dni w roku, to w zamian pojawił się (który to już raz?) mocny wiatr niby to z zachodu, a de facto i z południa, i z północy, bez żadnych przewidywalnych reguł. W związku z tym wynik finalny jest, jaki jest.

A nawet sobie wymyśliłem, że jak zrobię trasę w tę i z powrotem, to logika wymusi męczarnie w jedną, a radość w drugą stronę. To mi się zachciało logiki - oczywiście ona w tym przypadku nie działa :)

Trasa: Poznań - Plewiska - serwisówki - Dąbrowa - Batorowo - Lusowo i nawrotka. We wspomnianym Lusowie nastąpił główny punkt programu, czyli chwila relaksu nad tamtejszym jeziorem, gdzie panowała cisza i spokój, zakłócana jedynie upojnymi dźwiękami śpiewających i tokujących ptaków.



Cisza była zresztą gwarantowana już na wejściu. Ciekawy tylko jestem tylko tego miejsca w niedzielę. przy temperaturze 30+, około godziny 14 :) Aha, zakazu nie złamałem, grzecznie sobie podreptałem dróżką w kierunku wody.


Ja chcę normalności! Takich kilkunastu "dobrych dzionków" - umiarkowanego ciepła, słabego wiatru, braku deszczu. Wiem, za dużo wymagam :)

Relive TUTAJ.

Do dystansu doliczam dojazd i powrót z pracy.


  • DST 52.75km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.51km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 203m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Preapokalipsa

Środa, 12 czerwca 2019 · dodano: 12.06.2019 | Komentarze 11

Nic mnie tak nie motywuje do wczesnego wstawania jak perspektywa tego, że jeśli tego nie zrobię, umrę. No dobra, trochę przesadzam, ale że wrócę z łbem o wielkości zbuntowanego ula i podejrzeniem udaru, to już na pewno :)

Tym samym wyczołgałem się z łóżka w okolicach 6:30. Dawno już zapomniałem, że taka godzina istnieje. Kawka, ogarnięcie psa i w drogę. Już było grubo ponad 20 stopni na plusie, czyli na styku przeżywalności :) Spoko, po nawrotce trzy dychy zrobiły się normą. Udało się więc wykonać preapokaliptyczny wypad.

Miałem co prawda myśl o wyruszeniu Czarnuchem w las, ale zadziałała logika przeżycia - jeśli to zrobię, to co prawda ładnie skryję się w lasach WPN-u, ale i tak będę musiał wrócić do Poznania, przez zakorkowany i nasłoneczniony Luboń, tylko że dużo później niż w wypadku jazdy szosą. Decyzja była więc prosta.

Z trasą nie kombinowałem: ruszyłem z Poznania przez Luboń, Wiry, Łęczycę, Puszczykowo, Rogalinek, Rogalin i Świątniki do Mieczewa, gdzie zawróciłem i ponownie jak mucha w smole poczłapałem do domu, a docelowo do pracy.

Starałem się jechać w cieniu. Częściowo się nawet udawało, ale najczęściej nie :)


Wpadłem też na chwilę na salony. Pałac w Rogalinku stoi jak stał, dęby również :)


Spotkałem też twardego zawodnika, o którym już kiedyś wspominałem. I wciąż nie mogę wyjść z podziwu nad determinacją tego Pana, który pokazuje jeżdżąc przez cały rok, że w temacie rowerowania wszystko dzieje się w głowie - a my, fizycznie zdrowi, szukamy jedynie wymówek. 

Aha, specjalnie ruszyłem dokładnie swoim śladem do Puszczykowa, mając mikroskopijną nadzieję na znalezienie zguby, czyli połowy pompki. Oczywiście nic takiego nie nastąpiło, mimo googlowania terenu na poziomie najwyższym. Zapewne zadziałało rodzime podejście do tematu, na zasadzie: "o, widzę, że ktoś zgubił jakiś - być może dla niego ważny - element rowerowy, który do niczego mi się nie przyda. To se wezmę".

Po południu zostałem zbombardowany takimi oto smsami. Trzema w ciągu godziny, znaczy: troszczą się, ale system mają do dupy :)

Nie, nie mogę - wieczorem pracuję. Drzew już prawie nie ma. Dziękuję za takie ostrzeżenie :)

Relive TUTAJ.


  • DST 53.75km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.32km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 224m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wypompowany

Wtorek, 11 czerwca 2019 · dodano: 11.06.2019 | Komentarze 6

Pewnie jeśli napiszę, że dziś był nieziemski upał, nie będę oryginalny. W sumie stanę się konformistą, więc... Może tak - nie potrzebowałem dzisiaj zimowego zestawu ciuchów :)

W związku z sytuacją pogodową udało mi się wstać całe pół godziny wcześniej. A wyjazd nastąpił w środku nocy, czyli o ósmej. Jakoś o trzy za późno, żeby kręcić w komforcie :)

Udało się jakoś przeżyć (choć do gorąca doszedł paskudny wiatr, kompletnie nie chłodzący, za to wkurzający) dzięki wybranemu kursowi, głównie przez WPN i Rogaliński PK, czyli z Poznania przez Luboń, Wiry, Łęczycę, Puszczykowo, Mosinę, Rogalin, Rogalinek i Świątniki do Radzewic, tam nawrotka i powrót swoimi śladami, choć z pominięciem Mosiny. 

Cel - jak zwykle, gdy kursowałem w te rejony - był jeden: port w Radzewicach, gdzie na chwilę usiadłem, obejrzałem grążele, obmyłem łapy i... zbierałem się do powrotu, bo każda sekunda była jak szansa na przeżycie w ataku nuklearnym. Cenna :)




W Luboniu spotkałem anarchistę 60+. Swój człowiek, szacun :)

A poniższe zdjęcie nie ma w sobie nic ciekawego, prócz jednego elementu - to ostatnie, na którym widnieje w całości moja super hiper fajna pompka Lezyne.

W domu zorientowałem się, że musiała się jakoś odkręcić jej dolna część, a ja nawet nie zauważyłem momentu, gdy odpadła - upał i słuchawki na uszach widocznie zrobiły swoje :/ Niniejszym mam zupełnie bezużyteczne... pół wypasionego sprzętu do pompowania szos. Użyłem go do tej pory... raz (jednak co dobre opony to dobre opony). Wielka szkoda, bo był do tej pory najlepszy, jaki miałem. No właśnie - miałem. Chlip :/

Relive TUTAJ.