Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 206038.55 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:1674.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:11
Średnia prędkość:29.28 km/h
Maksymalna prędkość:63.00 km/h
Suma podjazdów:7593 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:54.02 km i 1h 50m
Więcej statystyk
  • DST 57.60km
  • Czas 01:51
  • VAVG 31.14km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 172m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czytanie Óczy

Sobota, 11 lipca 2015 · dodano: 11.07.2015 | Komentarze 9

...a szczególnie czytanie Bikestatsa. Gdyby bowiem nie dowiedział się od Remika, który z kolei dowiedział się od StarszejPani, która z kolei... (tu już nie wiem), że jest droga do Rokietnicy przez Starzyny (i że w ogóle jest taka miejscowość), która pozwala ominąć wahadło w Kiekrzu, które jak dowiedziałem się od Dariusza zostało już opuszczone nawet przez drogowców, to... bym nie wiedział :) A jeśli ktoś pogubił się w poprzednim zdaniu to już tłumaczę - okazuje się, że można sobie jednak ułatwić życie, przy okazji zwiedzając nieznane wcześniej rejony, po gładziutkim asfalcie, przerywanym niestety co jakiś czas progami zwalniającymi - no ale nie ma co narzekać. Problem miałem tylko w praktycznym zastosowaniu instrukcji "w Kiekrzu nie skręcaj, tylko jedź prosto". Bo jak się okazało "prosto" było dwa razy - raz bardziej w lewo, raz bardziej w prawo :) Wybrałem bramkę numer dwa i o dziwo trafiłem. Chwilę później miałem jeszcze za sobą hopkę (jupi) i radośnie kręciłem aż do Rokietnicy, mijając innych rowerzystów, którzy też jakimś cudem znali ten objazd (też czytają BS?). 

Potem szło (jechało) już standardowo, do Mrowina, następnie Napachanie, Baranowo i powrót wzdłuz Bułgarskiej na Dębiec. Wiatr w końcu trochę odpuścił, ale nie przesadzajmy z pochwałami - do lekkiego zefirku delikatnie smagającego lico sporo mu brakowało. Za to w końcu - mimo jazdy w znacznej części po mieście - udało się wykręcić średnią, przy której się nie czerwienię ze wstydu.

Na odcinku między Mrowinem a Napachaniem jak zwykle niemal zmiażdżył mnie kretyn wyprzedzający z naprzeciwka jakbym nie istniał. Kilkadziesiąt metrów później minąłem samochód, do którego wsiadał mężczyzna z dzieckiem na ręku. Chwilę wcześniej stawiali znicz przy przydrożnym krzyżu. Moje przygnębienie tym widokiem trwało tylko moment, bo kolejne kilkadziesiąt metrów dalej... niemal zmiażdżył mnie kolejny kretyn wyprzedzający z naprzeciwka jakbym nie istniał. No ludzie.......


  • DST 54.30km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.62km/h
  • VMAX 54.10km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 84m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podfruwajki

Piątek, 10 lipca 2015 · dodano: 10.07.2015 | Komentarze 6

Wczoraj pływałem, dzisiaj fruwałem. Szkoda tylko, że albo do tyłu, albo na boki. Tak wiało. Jazda na ukos i/lub z głową na wysokości nypli od szprych (tych bliżej ziemi) nie pomagała. Posuwanie się do przodu zdecydowanie było dziś de mode. I przereklamowane. Miałem nadzieję, że choć podczas powrotu (trasa - Poznań, Skórzewo, Dopiewo, Więckowice, Zakrzewo, Wysogotowo, Poznań) wiatr będzie mi pomagał, ale - nie będzie zaskoczenia - no jakoś mu się specjalnie nie chciało. Stąd średnia - idealnie taka sama jak wczoraj, czyli masakryczna.

"Przyjemność" dzisiejszej jazdy wspomagały jeszcze trzy zamknięte przejazdy kolejowe oraz łącznie pięć wahadeł, jakie miałem na trasie. W sumie to teraz jak gdzieś wyruszam i nie ma tam objazdu to czuję się niepewnie i rozpoznaję u siebie stany lękowe. Zwycięzcą piątku zostało wahadło w Skórzewie, na którym spędziłem dobre pięć minut, przeczytałem zaległe maile, uciekłem przed skręcającą wywrotką oraz z nudów opróżniłem połowę bidonu. Czekam na kolejne tego typu atrakcje - drogowcy, nie ociągajcie, jest przecież tyle dróg do pozamykania! :)


  • DST 54.30km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.62km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 162m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kto rano wstaje...

Czwartek, 9 lipca 2015 · dodano: 09.07.2015 | Komentarze 8

...ten leje jak z cebra. Czy jakoś tak. Mogłem coś pomieszać. Ale to i tak nieważne, bo w moim przypadku przysłowie było wręcz odwrotne - dostałem nauczkę za to, że z okazji wolnego dnia postanowiłem się wyspać. Bo gdybym zwlekł się z łoża choćby pół godziny wcześniej to wróciłbym z wyjazdu może nie suchy, ale na pewno nie musiałbym pokonywać ostatnich dziesięciu kilometrów kraulem. No ale nie wstałem.

Za karę mogłem sobie powtarzać w głowie hasło: Luboń drugą Wenecją, bo to właśnie tam zastała mnie monsunowa kumulacja, która spowodowała, że ulice zamieniły się w wodne kanały. No dobra, z tą Wenecją trochę przesadziłem - bardziej pasuje Wenera ;) Do domu dotarłem na czuja, bo nie widziałem prawie nic, a jeśli dodać do tego wiatr, który dziś mordował i mordował - dostałem za swoje, a średnia z gatunków tych z paraolimpiady mówi sama za siebie. Ale - powtórzę - i tak to lepsze niż ostatni rozgrzany piekarnik, po którym mam senne koszmary do dziś.

Trasa - "kondomik" od strony Komornik i Stęszewa przez Dymaczewo, Mosinę i Puszczykowo. Z dnia wolnego miałem tyle, że do kompa w celu dodania wpisu usiadłem po dwudziestej. A w kolejnych dniach tajfuny mają trzymać poziom - sweet :/


  • DST 53.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 188m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Prawie trup

Środa, 8 lipca 2015 · dodano: 08.07.2015 | Komentarze 10

Mało brakowało, a dzisiejszy wpis dodawałbym z sali szpitalnej albo z kostnicy. W tej drugiej przynajmniej nie narzekałbym na gorąco - tę informację dodaję na wszelki wypadek, gdyby ktoś mi zarzucał zbyt duży pesymizm... Wszystko dzięki szanownemu panu puszkowo aktywnemu. I to aż za bardzo, bowiem na ulicy Głogowskiej, na wysokości giełdy odzieżowej, tak się wyrwał z przejazdem przy pełnej prędkości na drugą stronę i chciał wjechać na posesję, że nie raczył zauważyć, że przed nią znajduje się DDR-ka. Na której z kolei znajdowałem się ja, pędzący już do domu. I pewnie gdyby nie mój refleks i mało kulturalne słowo wykrzyczane z dość sporym akcentem na "rrrr" to... no właśnie - dzisiejszy wpis dodawałbym z sali szpitalnej albo kostnicy, gdzie nie narzekałbym na gorąco.

Na szczęście się udało. O milimetry. Mój skręt, pisk opon, nagłe hamowanie i przerażenie w oczach kierowcy (swoich nie widziałem) - ale bez ofiar. Gdy po chwili ochłonąłem zobaczyłem, że pan puszkin bezradnie rozkłada ręce, jakby nie wiedział co się stało. Zapytałem tylko: "może jakieś przepraszam, cokolwiek?", na co otworzył drzwi i faktycznie się zreflektował. Pożegnałem się chłodno, życząc na przyszłość włączenia funkcji "myślenie". Oj, po raz kolejny przekonałem się, że najbardziej niebezpiecznym miejscem na ziemi dla rowerzystów jest ścieżka rowerowa. Ile razy można?

A sama dzisiejsza trasa po nocnej burzy, mimo bardzo silnego miażdżącego wiatru, była tak samo nieskomplikowana, jak i klasyczna - "samochodzik" przez Wiry, Komorniki, Trzcielin, Dopiewo i Skórzewo. Przetestowałem mój nowy nabytek za jedyne kilkanaście złotych - i w końcu mam to, czego tak bardzo brakowało mi na szosie. Widzę czy jedzie za mną milicja :)


  • DST 52.20km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.12km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 191m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mrówa

Wtorek, 7 lipca 2015 · dodano: 07.07.2015 | Komentarze 6

Raz na jakiś czas są takie dni, kiedy muszę pojawić się na zebraniu w robocie przed jej rozpoczęciem, w ramach zwrotnych nadgodzin. Jest to jedyna okazja, żeby dumnie wjechać do swojego zakładu pracy chronionej w pełnym rowerowym rynsztunku i na przekór wszystkiemu zaparkować dwa kółka na jego środku. I niech mi ktoś spróbuje go ruszyć! :) Dziś był właśnie taki dzień - ósma godzina dla nieprzyzwyczajonego organizmu to środek nocy, ale jakoś udało się wyrobić na czas, mimo że zafundowałem sobie dojazd naokoło, przez Górczyn i ulicę Głogowską. O dziwo całość okazała się w miarę przejezdna.

Po obgadaniu niezbędnych dla ogółu ludzkości korpospraw można było jeszcze trochę pokręcić przed popołudniowym dyżurem. Ponownie przepchałem się przez miasto i pojechałem standardowo - do Mosiny, tam skręt na Rogalinek i powrót przez Wiórek i Starołękę. Jadąc na Dębiec zaliczyłem słynną "smaczną" ddr-kę wzdłuż Dolnej Wildy, która przestała nią być zanim powstała, a aktualnie jest na niej zakaz wjazdu i ruchu pieszych. Co oznacza, że jedzie się wybornie - polecam :)

W domu zobaczyłem mapkę z trasy. Hmmmm.... Od razu zabrałem się za uzupełnienie niedoróbek :)

Pewnie jakiś behawiorysta czy inny miłośnik Freuda by napisał widząc powyższą rycinę: "Kształt takiego właśnie owada, wynikający z odwiedzenia miejsca zatrudnienia, wskazuje, że obiekt traktuje swoją pracę jako mrówczą, być może bezcelową, ale jednocześnie mimo wszystko w jakiś sposób twórczą. Wypustka w Starym Puszczykowie może świadczyć o chęci uwolnienia się z niej, ale fakt powrotu na wcześniej wybrany cel pozwala stwierdzić, że ciężko się z niej wyrwać, czy to ze względów wygodnictwa, czy być może satysfakcjonujących na swój sposób warunków. Podsumowując: obiekt jest głębokim degeneratem i należy go rozstrzelać" :) Na szczęście nie ufam psychiatrom, psychologom, polskim katolikom oraz objazdowym handlarzom odkurzaczami, więc bym się nie przejął powyższą analizą :)

Było znów gorąco, było też wietrznie (z boku). Ale do przeżycia.


  • DST 54.10km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.06km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ufff

Poniedziałek, 6 lipca 2015 · dodano: 06.07.2015 | Komentarze 2

Dziś, po powrocie do codziennego kieratu, na porannej przedpracowej objazdówce rowerowej było wszystko to, co najlepsze.

Deszcz! Jakieś 10 minut po starcie.

Silny wiatr! Praktycznie od początku, jak zwykle z fochami co do kierunku.

Chmury zbierające się nad głową i grożące mega ulewą! Przez co najmniej połowę drogi.

A czemu to wszystko, co zazwyczaj mi przeszkadza było dziś tak fantastyczne? Bo nie było upału i nie było słońca. Do tego dało się oddychać, a nie łapać każdy oddech jak ksiądz-pedofil południowoamerykańskie dzieci w dżungli. Cudownie! :)

Trasa: Poznań - Plewiska - Skórzewo - Zakrzewo - Sierosław - Drwęsa - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Gołuski - Plewiska - Poznań.


Rzeź

Niedziela, 5 lipca 2015 · dodano: 05.07.2015 | Komentarze 10

Taktyka czyni mistrza. Według tej teorii postępowałem wczoraj na weselu - piłem na potęgę do określonego czasu, potem jedynie nawilżając się wodą i sokami. Sam Pan Bóg (który - do wyboru) wie, ile mnie to kosztowało. Prawdziwy ze mnie profesjonalista, prawda? :) Dzięki temu zabiegowi udało mi się zmobilizować i po 7:30 rano, czyli w ostatnim możliwym momencie przed spaleniem na żywca przez słońce, wyruszyć w górki. W końcu najlepszym sposobem, żeby pozbyć się procentów jest ich wypocenie.

Ale, do cholery, czemu w sekundę po wyjściu na dwór???

Chwilę po tym, jak temperatura wyssała ze mnie wszystko, co płynne, zdecydowałem się wsiąść na mojego górala. No dobra, "górala".

Nie miałem zamiaru walczyć o wynik, nie miałem zamiaru się spieszyć. Nie wiedziałem nawet czy nie skrócę sobie dystansu do trzech dych. Skierowałem się podobnie jak wczoraj - na wschód, na Rudawy, jednak tym razem z jeleniogórskiej Maciejowej wjeżdżając w okolice Jasiowej Doliny, a potem zjeżdżając do Wojanowa. Na trasie zatrzymałem się na chwilę, żeby cyknąć fotkę. Błąd. Sam sobie dzięki temu załatwiłem saunę z maksymalnym grzaniem.

W Łomnicy skręciłem do Karpnik, z których zacząłem się wspinać na tamtejszą przełęcz - czyli to samo, co wczoraj, ale zupełnie odwrotnie :) Wjazd od tej strony ma jedną genialną zaletę - prowadzi przez las. A zjazd jedną masakrującą wadę - prowadzi w słońcu. Zrobiłem sobie drugą z trzech przerwę - z Krzyżną Górą w tle. I z rowerowym trupem na pierwszym planie.

Zgrabną pętelką nawróciłem przez Trzcińsko do Wojanowa i zadałem sobie pytanie: co dalej? Postanowiłem kręcić dalej. Początkowo wydawało się to dobrą decyzją, ale w Mysłakowicach dostał mnie w końcu temperaturowy kryzys. Pod kaskiem we łbie waliło mi jak młotem, a każde tąpniecie na pedały masakrowało. Nie dla mnie taki klimat. Odległość przecież minimalna, bo co to jest zrobić pięć dych, ale po raz kolejny przekonuję się, że wolę dwie stówy zimą niż dystans mini w ukropie.

Z powrotu pamiętam, że minąłem miejsce wczorajszego wesela, a po wjeździe do Jeleniej wydawało mi się, że złapałem gumę. A poza tym - czarna plama przed oczami. Z całej jazdy najprzyjemniejsze było zniesienie roweru do piwnicy.

Wszystkich miłośników temperatur 35+ raz jeszcze informuję, że życzenie sobie takiej pogody to jak proponować niektórym wyrok śmierci. Jak jest za zimno - zawsze można się cieplej ubrać. W przypadku takiej rzezi jak dziś bardziej skóry z ciała zdjąć się nie da.

Kategoria Góry


Rudawy Piekar.... Janowickie :)

Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 04.07.2015 | Komentarze 4

Wpis na szybko, przed wyjazdem na ślub. Dziś więc nie będę nudził. Udało się jednak skorzystać z tego 0,000001% szansy na pokręcenie. Musiałem jedynie: nie dospać; wstać o 6:40 rano; zrobić lekki przegląd trupa mtb w piwnicy; zebrać się w sobie; otworzyć piekarnik, czyli drzwi od mieszkania; wyruszyć. Co to dla mnie :)

Trasa kombinowana: trasą na Wrocław do Radomierza, zjazd do Janowic, potem Trzcińsko i Przełęcz Karpnicka, dotarcie do Łomnicy i skręt na Mysłakowice, skąd powrót trasą z Karpacza do Jeleniej. Piekarnik cały czas ktoś dokręcał, więc gdy wróciłem około 9:30 przypominałem jezioro.

Jutro powrót do Poznania, ale rano siebie nie widzę :) więc naprawdę nie wiem czy się zmobilizuję choć na kilometr.




Kategoria Góry


  • DST 55.10km
  • Czas 01:49
  • VAVG 30.33km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Upalna zwrotka

Piątek, 3 lipca 2015 · dodano: 03.07.2015 | Komentarze 4

Wczoraj było intro, dziś już konkretne pierdyknięcie pierwszej upalnej zwrotki. Boję się refrenu. Choć zapewne nie dane mi go będzie doświadczyć na rowerze, bo weekend (wyjazd dziś po południu) spędzę co prawda pod chmurką, ale na weselu, i to w górach. Nie sądzę, żeby udało się wykaraskać kawałek czasu na jakiekolwiek podejście do kręcenia.

Dziś taktyka była jedna, najprostsza z możliwych - przeżyć. Przed dziewiątą rano jeszcze nie było "aż" tak masakrycznie, a i tak wróciłem w stanie półpłynnym. Albo bardziej religijnie - całopalnym. Każdy kawałeczek cienia był zbawieniem, a każdy odsłonięty na słońce kawałek - niezmierzoną pustynią. Jak ja nie lubię gorąca... Pewnie gdybym miał się urodzić w Afryce to jeszcze w łonie matki sam bym postulował za własną aborcją :)

Z trasą nie kombinowałem - na wschód, przez Głuszynę, Robakowo, Szczodrzykowo, Tulce, Jaryszki i Starołęcką do domu, z błogosławionymi grubymi murami. Uff. Taktyka się sprawdziła - moich zwłok wojsko nie musiało zbierać gdzieś np. w okolicach Krzesin :)



  • DST 57.35km
  • Czas 01:51
  • VAVG 31.00km/h
  • VMAX 51.90km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 175m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

First step to hell

Czwartek, 2 lipca 2015 · dodano: 02.07.2015 | Komentarze 5

"Pogodowa masakra - intro". Tak nazwałbym pierwszy utwór na koncept-albumie dotyczącym najbliższych kilku dni. Niestety w temacie muzyki posiadam dwie lewe ręce, tyle samo lewych nóg oraz zupełnie nieprzydatny organ gębowy. Mogę więc tylko delikatnie zasygnalizować, że to, co w zapowiedzi nadchodzi. Dziś jednak jeszcze między 9 a 11 rano było czym oddychać, choć jeśli wierzyć przydrożnemu termometrowi było już 27 stopni.

Za to od wczoraj miasto jednak jakby się wyludniło. Jechałem w kierunku wschodnim, więc podobnie jak w środę musiałem się dopchać do okolic Malty, ale o dziwo poszło to w miarę sprawnie. Sam byłem zdziwiony, że gdy dotarłem do Swarzędza średnia oscylowała w okolicach ponad 28 km/h, bo najczęściej po jeździe przez Poznań kreska pokazuje minus :) Jazda DK-92 - co wielu dziwi - należy do jednej z moich ulubionych, bo pasy drogi są od siebie oddzielone, co zmniejsza ryzyko zobaczenia przed sobą mijających się na czołówkę ze mną trzech tirów, choć i dziś zdarzył się "puszkin" w osobówce wyprzedzający mnie o milimetry.

Zakręciłem w Kostrzynie na Siekierki, potem Tulce, Żerniki i Starołęcka - o dziwo PRZEJEZDNA!!!!!!!!! I jeszcze raz: PRZEJEZDNA!!!!!!!! Byłem tak zdziwiony, że nie mogłem się odnaleźć, miałem w oczach jakieś powidoki, omamy. Oto skutki terapii szokowej :)

Nad Wartą upolowałem znów stateczek - w tym kierunku jeszcze nie płynąłem, musimy nadrobić przy jakimś leniwym, wolnym weekendzie (taki oksymoron).

A oto dzisiejsza mapka. Każdy, kto zauważy na niej przybliżony kształt dziwnego i dzikiego kraju o nazwie Polska będzie miał zupełną rację.