Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197810.70 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2020

Dystans całkowity:1741.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:61:03
Średnia prędkość:28.52 km/h
Maksymalna prędkość:61.00 km/h
Suma podjazdów:6541 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:56.17 km i 1h 58m
Więcej statystyk
  • DST 31.05km
  • Czas 01:01
  • VAVG 30.54km/h
  • VMAX 52.80km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 131m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Agropech - część pierwsza, szosowa

Niedziela, 21 czerwca 2020 · dodano: 21.06.2020 | Komentarze 14

Oj, prawa Murphy'ego zdecydowanie nie są mitem, szczególnie gdy człowiek ustawia się na jakąś godzinę. Przekonałem się o tym kolejny (miliardowy?) raz.

Ale po kolei (i w skrócie, bo wpis powstaje na tablecie tylko z jednego powodu - nie lubię mieć zaległości). Jako że do Wielkopolski zjechał na kilka dni mój Ojciec, do sprawdzonej agroturystyki w Radzewicach, oczywistą oczywistością było spotkanie. Wykombinowaliśmy, że czemu nie zjechać na jeden dzionek do wspomnianej miejscówki i nie odpocząć od miasta? Czas był, wolne było, do dzieła.

Ja oczywiście rowerem. Żeby jutro móc się pokręcić po okolicy właśnie tym środkiem transportu. A jak najszybciej? Oczywiście szosą. Głosów oporu nie było, więc rano (po ustaniu opadów) w drogę.

Początkowo żarło dobrze - lekko naokoło (zgodnie z założeniami) wybrałem trasę przez Komorniki, Rosnowo...

...Szreniawę i... no właśnie. Za nią nastąpiło to:
Drugi dzien z rzędu :( Diagnoza: jednak opona
Drugi dzień z rzędu :( Po zweryfikowaniu stanu opony znalazłem powód - coś, co przebiło antyprzebiciówkę. Wymiana nastąpiła szybko, ale decyzja co do tego, co robić dalej łatwa nie była. Wozu technicznego wzywać nie chciałem, odpuszczać rower również, wymyśliłem wiec, że dopompuję do kilku barów i wrócę najkrótszą drogą do domu, a do Radzewic dojadę Czarnuchem. Takoż zrobiłem, na szczęście bez kolejnej pany.

Relive TU. A część druga dzionka TUTAJ.


  • DST 62.40km
  • Czas 02:09
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 53.80km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 200m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łyżkobrak

Sobota, 20 czerwca 2020 · dodano: 20.06.2020 | Komentarze 17

Znów miało padać, a jakoś nie padało. Super. Problem w tym, że chmury nie dawały żadnej gwarancji, że taki stan utrzyma się dłużej, zapobiegliwie więc wziąłem ze sobą plecak, w który zapakowałem między innymi rowerową kurtkę, przynajmniej częściowo wodoszczelną. Najczęściej jeżdżę z czymś mniejszym i bardziej sportowym na plecach, więc musiałem przepakować niezbędne klamoty, które wożę ze sobą. Wydawało mi się, że w pośpiechu (bo do roboty musiałem dotrzeć w samo południe) wszystko wziąłem, jak się okazało w praktyce - niekoniecznie.

Jak się o tym przekonałem? O tym za chwilę. Najpierw o samej trasie: wiało solidnie z północnego-zachodu, kierunek w związku z tym wybrałem pokrewny, w znacznej części miejski: Dębiec - Górecka - Grunwald - Jeżyce - Golęcin - Strzeszyn - Psarskie - Kiekrz - Rogierówko - Kobylniki - Sady - Swadzim - Batorowo - Lusowo - Zakrzewo - Plewiska - Poznań. TUTAJ Relive.

Okolice koźlaka w Rogierrówku wyglądają jak plac budowy. Nie wiem, co będzie się tam konstruowało, ale aktualnie przypomina to Woodstock. Abo Wiatrostock :)

Przygód nie było, bo przecież próba zabicia mnie przez troglodytkę próbującą wymusić pierwszeństwo w Kiekrzu niczym wyjątkowym nie jest. Jedyną "atrakcją" była pana, która trafiła mi się dokładnie przy wjeździe na rondo w okolicach Strzeszynka. Ok, wymiana dętki to żadna filozofia, ale jeśli dysponuje się tylko jedną łyżką, robi się malutki problem w przypadku kół szosowych. A właśnie tej drugiej - jak się okazało - nie przełożyłem. Jakoś jednak dałem radę, choć dziesięć minut cennego czasu uciekło.

Oczywiście pompka ręczna ma swój limit, więc przez większość drogi kręciłem na może sześciu barach. Odpuściłem walkę :)

Zdjęć - jak widać - dziś prawie nie ma. Jakoś weny nie miałem, a i chęci. W zastępstwie więc dwa spacerowe kadry z Dębiny, w tym jeden mało wyraźny, bo ruda była nie tylko zmęczona życiem, ale i strasznie ruchliwa :)
To jaką masz maksymalną szerokość tego kadru? :)
Ruda, lekko styrana życiem wiewióra :)
Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 54.30km
  • Czas 01:55
  • VAVG 28.33km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wcześniak

Piątek, 19 czerwca 2020 · dodano: 19.06.2020 | Komentarze 19

Oj, jak dobrze, że musiałem dzisiaj wcześnie wstać. Bo gdybym ruszył jakieś pół godziny później, wracałbym w ulewie. A tak - miło, sympatycznie i komfortowo spędziłem owe pięćdziesiąt kilometrów.

Nooo, bez przesady. Tak fajnie to nie było. Wmordewinidzik znów kręcił swoje, pomagać nie chciał, coś tam delikatnie pokropiło, nad głową miałem zaś ciemne chmury. Przejechałem więc to, co należało, bez ciśnienia, bez walki, ot, jedynie w poczuciu obowiązku :)

Trasa zachodnia: Poznań - Plewiska - Skórzewo - Wysogotowo - Batorowo - Lusowo - Lusówko - Sierosław - Dąbrowa - Plewiska - Poznań. TUTAJ Relive.

Uwiesić oka na czym za bardzo nie było, więc muszą wystarczyć gęgawy znad Jeziora Lusowskiego, jak i samo jezioro.
Stała gęsia miejscówka w Lusowie
Gęgawy, już zaniepokojone moim przybyciem
Oko w oko, dziób w dziób
Synchronizacja przede wszystkim :)
Pomost nad Jeziorem Lusowskim
Aha, trafił się jeszcze jakiś kurdupel. Z ogona wygląda mi na młodą pliszkę siwą.
Młoda pliszka siwa
Maszerujący kurdupel pliszki
A na granicy Poznania i Plewisk ukazał mi się kulturalny, w końcu niezahaczający o wandalizm, przykład inteligentnej walki na sztandary :)

Jeszcze słówko o wczorajszym powrocie z pracy. Nad miastem nagle pojawiła się burza, która zalała ulice, parkingi, przejścia podziemne, torowiska, wywaliło też studzienki. Ja się oczywiście do roboty wybrałem rowerem, więc był problem. Pierwsza wersja: wrócę tramwajem, z dwoma kółkami w środku. Jednak okazało się, że z powodu awarii na Dębiec nie jechało nic. Nie miałem wyjścia - musiałem pokonać te pięć kilometrów w takich oto warunkach:


Sorry za jakość kadrowania, ale ledwo trzymałem telefon w łapie :) Nie powiem, były emocje, gdy zastanawiałem się, jak głębokie są dziury pod tymi hektolitrami wody na ulicach. Jakoś udało się dotrzeć do domu, momentami na nogach, więc w sumie triathlon mogę sobie wpisać w życiowe doświadczenie :)


  • DST 60.40km
  • Czas 02:14
  • VAVG 27.04km/h
  • VMAX 42.10km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 157m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

No i powidłowo

Czwartek, 18 czerwca 2020 · dodano: 18.06.2020 | Komentarze 21

Największy plus dzisiejszego dnia: jednak nie padało! A miało. Nawet grzmieć i straszyć. Tymczasem w nocy coś tak pokropiło, nad ranem trafiły się jeszcze jakieś ostatki, ale podczas jazdy nie spadła mi na łeb nawet kropla. Zapobiegliwie wziąłem dziś pod tyłek Czarnucha, jak się okazało, niepotrzebnie. Ale nie ma tego złego - mimo bowiem, że czas mnie gonił, miałem okazję zawitać w kilka ciekawych i dziwnych miejsc :)

Przede wszystkim, skoro już poruszałem się czołgiem, gdy już wyjechałem z Dębca i dotarłem do okolic Żegrza, postanowiłem przetestować stan infrastruktury rowerowej po remoncie. Ujdzie, ale bez cudów. Natomiast gdy znalazłem się na Spławiu i przypomniałem sobie, że tam jest dopiero koszmar, jednak ją doceniłem :) Potem kierunek Tulce, które zamierzałem szybko ominąć, ale coś przyciągnęło moją uwagę. Nie była tym czymś przydrożna wycinka sprzed kilku miesięcy, bo byłem na nią już przygotowany psychicznie. Tym razem znalazłem ścieżkę przyrodniczą "Skarby lasu". Tak się ona prezentuje:
Ścieżka przyrodnicza
Legenda do koła fortuny, Tulce
Przyrodnicze koło fortuny, Tulce
Niby spoko, ale coś mi śmierdziało. A konkretnie masa świeżo wyglądających pieńków. Postanowiłem więc zagadać pewnego pana z pieskiem:

- Przepraszam, czy w tym miejscu nie było lasu?
- No był. I to jaki!
- Czyli rozumiem, że żeby powstała ta polanka, poleciało wiele drzew?
- I to ile! A w ogóle, był pan kawałek dalej? Tam dopiero wycięli wszystko, jak leci...
- Eh, widząc nazwę Nadleśnictwa, wcale mnie to nie dziwi... Co do tego miejsca: sprawdza się?
- Tak. Żuli i pijaków tutaj nie brakuje, syf tu robią, śmiecą. Trageda.

Podziękowałem. Sympatyczny miejscowy poszedł w swoją stronę (życzyliśmy sobie lepszych czasów), ja się jeszcze pokręciłem, poczytałem i dowiedziałem się między innymi, że "las wzbogaca rynek pracy, wzmacnia obronność kraju" oraz "dostarcza drewna oraz innych płodów leśnych, zapewnia powtarzalność produkcji, co umożliwia trwałe użytkowanie drewna i surowców nierdzewnych, w tym użytków gospodarki łowieckiej". Oczywiście nie miałem wątpliwości, iż ów bełkot pochodzi od kogoś z podleśnictwa Babki. 
Nadleśnictwo Babki i jego bełkot:
Regulamin też jest inspirujący: teren rekreacyjny, czyli... zakaz wejścia z psem i obowiązek podporządkowania się (uwaga, uwaga) Straży Łowieckiej.
Teren rekreacyjny - w polskich warunkach zakaz wejścia z psem i obowiązek podporządkowania się... Straży Łowieckiej, Tulce
Zmasakrowany mentalnie ruszyłem dalej. Tym razem przez Garby do Swarzędza. 
Chwila odpoczynku przy jeszcze niewyciętych drzewach, okolice Tulec
Genialne graffiti na elewacji, ciągle zachwyca, Swarzędz
Kolejnym etapem testów była droga do Gowarzewa przez Kruszewnię. Również wyremontowana, z przyzwoitą asfaltową śmieszką. Oczywiście kompletnie niepotrzebną, ale skoro ma być, to niech będzie taka. Ale mnie zatrzymało tam coś innego, na tyle, że aż zawróciłem. Jabłkomat :)
Jabłkomat w Kruszewni! :)
Płatność w Jabłkomacie tylko gotówką, a szkoda :)
W środku akurat nie było już... jabłek. Ale za to soki i inne przetwory owszem. Niestety płatność tylko gotówką a ceny do najniższych nie należą, więc skusiłem się tylko na powidła śliwkowe za całe 9 PLN. Jestem już po testach - rewelacja!
Powidła śliwkowe z Jabłkomatu - miód w gębie :)
W tym samym budynku była też maleńka kawiarnia, więc pozwoliłem sobie jeszcze na pączka. Genialny. Polecam miejscówkę!

Z Gowarzewa dokręciłem ponownie do Tulec, natykając się już na ostatnie resztki rzepaku...
Jeszcze raz resztki rzepaku
...by we wspomnianej miejscówce po raz kolejny dać po hamulcach. Co tym razem? Ano z boku tamtejszego sanktuarium maryjnego natrafiłem na jakiś dziwny bunkier.
Taka oto dziwna miejscówka w Tulcach
Wygląda niczym wejście do bunkru, Tulce
Jakieś muzeum? Schron? Zagadkowa sprawa. Z duszą na ramieniu wszedłem do środka, a tam... grób. Go tego na kółkach. I z wystającymi kablami. Oraz (chyba) całun. Hm. Tego się nie spodziewałem :)
Tymczasem w środku owego bunkru..., Tulce
W samym Poznaniu trafił się jeszcze... eeee... Roman Dmowski naszych czasów... :)

...a z motywów zwierzęcych dzisiaj tylko krówki. Szczęśliwe, jak sądzę. I uczuciowe.
Stado zapewne szczęśliwych krów
Krowa z zezem :)
Uczucie, zwierzęta mają je tym bardziej
Sporo dziś atrakcji było, nie powiem. Relive TUTAJ, a ja o dziwo nawet zdążyłem do pracy (dystans wliczony).


  • DST 64.30km
  • Czas 02:13
  • VAVG 29.01km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 141m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rzeźnicze Babki

Środa, 17 czerwca 2020 · dodano: 17.06.2020 | Komentarze 21

Tytuł zapewne dla wtajemniczonych jest oczywisty do rozszyfrowania. Ale wrócę do niego później.

Najpierw o samym rowerowaniu - wiatr wiał z grubsza z tego samego kierunku co wczoraj, czyli S+N+W+E. Tylko że jeszcze bardziej upierdliwie. Co stanąłem na pedały, to wiał mi w pysk. Gdziekolwiek skręciłem - w pysk. Gdzie nie zawróciłem - w pysk. Normalnie byłem dziś przezeń traktowany jak dzieciak przez modelowego, rodzimego sebiksowego tatusia ze zdrowej polskiej rodziny (nie jakieś tam LGBT, czy LGTB, jak mówi poseł Żulek. Czy tam Żalek), tylko nie pachniało alkoholem :)

Trasa to "muminek": Dębiec - Hetmańska - Starołęcka - Minikowo - Krzesiny - Jaryszki - Koninko - Szczytniki - Sypniewo - Głuszyna - Babki - Czapury - Wiórek - Sasinowo - Rogalinek - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań. TUTAJ Relive.
Przydrożny punkt widokowy na WPN, Wiórek
Nadwarciańskie spojrzenie na Wielkopolski Park Narodowy
Dobra, miejmy to za sobą. Najpierw skręcając na południe od poznańskiej Głuszyny stwierdziłem, że zrobię fotkę przy Nadleśnictwie Babki. Bo dawno nie robiłem, a moje uczucia do niego wciąż są tak gorące, jak piła po ośmiu godzinach użytkowania. 

Potem jeszcze, jadąc, uwieczniłem dwie klasyczne pozycje...


...nie spodziewając się jednak, że kawałek dalej dam dwa razy po hamulcach, żeby wjechać w las. Wrrrróććć, co ja bełkoczę? Jaki las? Przecież to pola uprawne dla nienawidzących przyrody rzeźników, którym drzewo kojarzy się jedynie z zarabianiem kasy. Proszę, dzisiejsze widoczki:
Polska... taka piękna :( - kolejna rzeź wykonana przez Nadleśnictwo Babki
Krajobraz po masakrze - Nadleśnictwo Babki w akcji
Czy naprawdę ten
Ciągnie się to znów hektarami. Rozumiem, "gospodarka leśna" to logika - teraz masowo usuniemy, ewentualnie posadzimy nowe, za jakieś dwadzieścia-trzydzieści lat znów wytniemy. Czy małe drzewko daje tyle samo tlenu co to dojrzałe? Czy zapewnia tyle cienia? Daje schronienie ptactwu? Możliwość bezpiecznego lęgu? Może lepiej nie odpowiadać na te pytania... Polska, taka piękna. Szczególnie przez kilka ostatnich lat :/ Tutaj sprzęt, którym nasi bohaterscy "leśnicy" działają, oczywiście pochylając się nad każdą z potencjalnych desek, sprawdzając zapewne, czy nie ma na niej gniazda...
Nasi bohaterscy leśnicy w akcji, dbający o dobrostan przyrody, Nadleśnictwo Babki
Kilkadziesiąt sekund i kilkudziesięcioletnie drzewo odchodzi w niebyt, Nadleśnictwo Babki
Najgorsze jest to, że to zapewne nie koniec :( Do tego jeszcze przy debilnej śmieszce w Łęczycy przyuważyłem to, o czym pisał BUS - faktycznie, jakieś dwieście drzew jest oznakowanych, zapewne w wiadomym celu. Nawet nie chcę myśleć, co będzie tam planowane :/


Smutny to kraj, gdzie nie myśli się naturze, chyba że przez pryzmat kasy. Jednak nic nie jest tu przypadkiem - zgoda, a nawet nakazy, idą z samej góry.

Żeby jednak nie było tak całkowicie smętnie, na koniec obrazki z wielkopolskich pól - już mieszających kolory ze zbożowymi klimatami.
Chyba większość polnych barw w jednym :)
Zbożne rumianki :)
Dystans zawiera dojazd do pracy. Co ciekawe, mimo upału, widziałem jednego rowerzystę w zimowej kurtce i takich samych rękawiczkach.


  • DST 62.10km
  • Czas 02:04
  • VAVG 30.05km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 128m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Oazowo

Wtorek, 16 czerwca 2020 · dodano: 16.06.2020 | Komentarze 15

Bez obaw, nie nawróciłem się. Spokojnie :)

Miałem dzisiaj napisać, że wiatr znów stał się zachodni, po wielu dniach podmuchów z północnego wschodu, ale... chyba nie mogę. Bo jak się okazało w praktyce, był z grubsza zachodniowschodniopołudniowopółnocny. Czyli zewsząd, byle w ryj. Na szczęście niezbyt mocny, więc jakoś dało się z nim walczyć.

Kurs przed pracą, na śpiocha i na czczocha :) Trasa: Poznań - Plewiska - Zakrzewo - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Plewiska - Poznań. Czyli klasyk. TUTAJ Relive.

Było tak nudno, że przez połowę drogi zastanawiałem się, gdzie się zatrzymać, żeby zrobić choć jedną fotę. Co pustynia, to pustynia. W końcu stanęło na Więckowicach i jedynej w okolicy oazie, czyli ładnie utrzymanym oczku wodnym. Szału ni ma, nie ma co ukrywać :)
Bajorko w Więckowicach, czyli oaza na pustyni na zachód od Poznania
Domek, prawdopodobnie dla ptaków. Chętnych nie przytuważono :), Więckowice

W Palędziu za to w końcu wrócił na swój słup bocian. Był wiosną, potem gdzieś zniknął, ale ważne, że znowu jest. I jak się okazuje, to chyba pani bocianowa, co wnioskuję po oczach :)
Po oczach sądząc, to pani bocianowa :)
W gnieździe była też (co najmniej) dwójka młodych, ale chyba dość irytujących, bo matka się co jakiś czas (dosłownie) unosiła.
Dziób to przydatne narzędzie do drapania
Matka się wkurzyła o coś na młodzież
Generalnie wciąż byłem pod obserwacją - i słusznie, bom człowiek, czyli zagrożenie. Więc szybko się ewakuowałem.
Widzę cię. Jedź już sobie.
Dystans zawiera dojazd do roboty.


  • DST 62.40km
  • Czas 02:09
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 190m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dziewicza facelia i łyski na widoku :)

Poniedziałek, 15 czerwca 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 11

Kolejny dzionek z karą, fuj, fuj, fuj, co ja piszę!, przywilejem pójścia do pracy. Czyli znów schemat: wstać wcześnie, ogarnąć się, pokręcić swoje, wrócić, ogarnąć się w wersji 2.0, dojechać do roboty. Błeee :)

Wiało wciąż paskudnie, wciąż z północnego wschodu, więc ponownie za mną dwukrotny kursik przez całej miasto. Trasa w konkretach: Dębiec - Wartostrada - Jana Pawła - Hlonda - Chemiczna - Gdyńska - Koziegłowy - Kicin - Kliny - Mielno - Dębogóra - Karłowice - Wierzonka - Kobylnica - Janikowo - Bogucin - Miłostowo - Główna - Hlonda - Jana Pawła - Wartostrada - dom. TUTAJ Relive.

Mimo już sympatycznych temperatur, specjalnie komfortowo to mi się nie jechało. Wmordewindzik swoje, koreczki swoje, światła tym bardziej swoje. Ot, wyjazd odbyty i tyle. Facelia wciąż trzyma się mocno...
Czerwiec wciąż mami barwami
Facelia błękitna w makro
...a wielkopolskie widoczki (między innymi na Dziewiczą Górę) są wciąż niby nudnawe, a cieszą oko kolorami.
Droga z Kicina do Mielna
Wielkopolskie fałdki w tle
Wieża na Osowej Górze w wersji bezchmurnej
Zakręty w wielkopolskim Mielnie
Dystans zawiera dojazd do pracy.

Ok, tytuł wpisu częściowo rozszyfrowany. Idziemy dalej. Obiecałem wczoraj wkleić jeszcze foty z wizyty na wieży widokowej na Osowej Górze w Mosinie, więc w te pędy nadrabiam zaległości. Cóż, mam słabość do tego miejsca :)
Spojrzenie znad glinianek, Osowa Góra, Mosina
Wieża widokowa na Osowej Górze, Mosina
Godny widok z wieży widokowej na Osowej Górze, Mosina
Spojrzenie na
Zoom na centrum Poznania z plus minus 20 kilometrów może do najwyraźniejszych nie należy, ale coś tam widać.
Zoom na centrum Poznania z odległości około 20 kilometrów
Przy okazji "upolowane" stadko łysek. Młode gnojki o mało nóżek nie połamały, żeby dorwać się do żarcia. A matka dzielnie dokarmiała "z dzioba".
Rodzina łysek w trakcie żebrania o kąski
O mało co nóg nie pogubił na widok żarcia :) - młode łyski
Matka karmiąca młode łyski
Łyska zwyczajna w pełnej krasie
No i smaczek nad smaczkami - znalezione gniazdo młodych sójek. Nie napiszę gdzie, żeby nie przeczytał tego ktoś niepowołany, kto tu przypadkiem zawita (oczywiście nie chodzi mi o żadnego z BS-owiczów). Niech maluchy dorastają w spokoju :)
Pisklaki sójki, dla ich bezpieczeństwa nie zdradzam miejscówki :)


  • DST 52.70km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.75km/h
  • VMAX 55.40km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 129m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jeziorkowo oraz... drezynowo :)

Niedziela, 14 czerwca 2020 · dodano: 14.06.2020 | Komentarze 19

Oj, intensywny za mną dzionek. Niedziela w końcu. Siedzenie na dupie średnio - jak zwykle - mi wychodzi ;)

Najpierw poranne klasyczne rowerowanie, czyli kurs w tę i z powrotem na trasie: Dębiec - Wartostrada - Jana Pawła - Śródka - Zawady - Główna - Miłostowo - Bogucin - Janikowo - Kobylnica - Bugaj - Biskupice - Jerzykowo, gdzie nastąpiła nawrotka. TUTAJ Relive.

Temperatura już do przyjęcia, czyli dało się w żyć. A co w zamian? Oczywiście mocny wiatr, który wrócił z pełną parą, zniechęcając do walki. Więc nie walczyłem. Trzeba wiedzieć, kiedy zejść. Ze sceny może nie, ale z pedałów :)

Fotki z tej części jakieś są, a owszem. Najpierw południowy widok na Wartę z Mostu Rocha...
Widok na Wartę (kierunek południowy) z Mostu Rocha, Poznań
...oraz z trasy tramwajowej tamże. Mało brakowało i miałbym Grand Press Photo, ale biegaczka zdążyła :)
Było blisko i miałbym Grand Press Photo. Ale zdążyła przebiec :)
Kilka kadrów znad Jeziora Kowalskiego, które bardzo lubię.
Most nad Jeziorem Kowalskim
Czerwcowy widok na Jezioro Kowalskie
Zakola w głębi Kowalskiego
Gęsi nawet pływają gęsiego :)
Z trasy między Kobylnicą a Uzarzewem wciąż nie znika ten abstrakt. Wciąż nie wiem, co autor miał na myśli. I czy w ogóle miał jakiekolwiek myśli.
Może i fajne podpórki, ale w sumie po co? :)
Wciąż nie wiem, co autor miał na myśłi. I czy w ogóle miał jakieś myśli :)
Potem spacer z Kropą oraz przemieszczenie się do Mosiny, bo w końcu udało się zgrać ekipę na przejazd drezynami. Wolałem się spieszyć, bo nie wiadomo kiedy znów nas pozamykają, więc trzeba korzystać póki można :) I napiszę tak: mega fajna sprawa, byliśmy w szóstkę (trzy pary), ale postawiłem sobie ambitny cel przejechanie całości, zmieniając tylko pomocników. Trafi nam się pojazd nożny (cóż za przypadek), więc wiedziałem, że będzie ok :) Tym samym do dystansu dziennego nieformalnie mogę sobie doliczyć siedem kilometrów :) Zgrzany byłem masakrycznie, ale dałem radę. Średnia całości to jakieś... 11 km/h :)

Zdjęcia są, choć mi ludzie włazili w kadr. "Swoi" wiedzieli o co chodzi, ale niestety "obcy" już nie :) Coś tam jednak się zrobić udało.

Oto nasz sprzęcior, z ogóle i w szczególe. Czystszy niż wszystkie moje rowery razem wzięte :)
Drezyna nożna w pełnej krasie, Mosińska Kolej Drezynowa
Piasta gigant :) Mosińska Kolej Drezynowa
Kaseta (całe dwa biegi) w drezynie, Mosińska Kolej Drezynowa
Korba ostrokołowa w drezynie :), Mosińska Kolej Drezynowa
Tu Pani Kierownik nadzorująca ruchem :) Fajnie jest tak budzić sympatię wśród kierujących, gdy się ich zatrzymuje :)

Ciekawe były manewry nawrotu i mechanizm pozwalający podnieść pojazdy, gdyż drezyna najpierw jedzie z Mosiny w kierunku Puszczykowa, po jakichś dwóch kilometrach zawraca i znów przez Pożegowo kieruje się na stację Osowa Góra.
Pani Kierownik Drezyny zmienia kierunek jazdy, Mosińska Kolej Drezynowa
Drezyna odlatuje! :) - Mosińska Kolej Drezynowa
Reszta zdjęć poniżej. Zajęty byłem pedałowaniem, więc są po prostu dokumentacyjne, wartości artystycznych brak :)
Wzajemne pozdrowienia między ludźmi z drezyn a maszynistą pociągu :)
Nie ma wyjścia, trzeba zawracać, Mosińska Kolej Drezynowa
Wjazd w gąszcz, trasa na Osową Górę Mosińskiej Kolei Drezynowej
Kolejowa szopa ma tajne przejście ;) Mosińska Kolej Drezynowa
Kierownictwo Drezyn przy stacji Osowa Góra, Mosińska Kolej Drezynowa
Peron na drezynowej stacji Osowa Góra, Mosińska Kolej Drezynowa
Tory prowadzące z Osowej Góry, Mosińska Kolej Drezynowa
Jednym słowem, a w sumie to kilkoma: bawiłem (bawiliśmy) się świetnie :) Warto za 12 zeta od łebka zostać napędowym!

Kilka ciekawostek, które udało mi się ustalić podczas zabawy:
- kursy pociągów zostały wstrzymane w 1999 roku, od tego czasu trasa niszczała, zapewne gdyby nie pasjonaci z MKD to PKP rozebrałoby torowisko;
- drezyny są produkcji polskiej, robione na zamówienie, przez firmę, która specjalizuje się w konstruowaniu wyjątkowych rowerów na specjalne życzenie, między innymi dla osób niepełnosprawnych;
- hydraulika działa genialnie - raz się zagapiłem i gdyby nie ona, ręczna drezynka przed nami miałaby na sobie nakładkę :);
- Pani Kierownik jest pełna podziwu, jak ludzie mogą tak wjeżdżać i zjeżdżać ulicą Pożegowską :)

Skoro już byliśmy blisko, to jeszcze wpadła wieża widokowa przy Osowej, a potem jeszcze jeden spacer z Kropą, żeby towarzystwu pokazać jednego z zaprzyjaźnionych żółwi na Dębinie :) Podsumowanie dnia: 50+ na szosie, 7 drezyną, 11 spacerem. Może być :) Foty widokowe oraz przyrodnicze zostawię sobie na jutro, bo już jestem na granicy dziennego wykorzystania limitu na PBS, hehe.


  • DST 51.50km
  • Czas 01:46
  • VAVG 29.15km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maltańskie ukropy

Sobota, 13 czerwca 2020 · dodano: 13.06.2020 | Komentarze 14

Eh. Tliła się gdzieś głęboko we mnie niczym nieuzasadniona nadzieja, że w tym roku jakimś cudem upały ominą ten piękny (przyrodniczo) kraj. No ale niestety - przyszły, na razie chyba na szczęście na krótko, już teraz nieźle mnie traumatyzując. Zapomniałem, jak to jest jechać z jajecznicą pod kaskiem, poruszając ledwo noga za nogą, mając kilka razy ochotę pieprznąć rowerem gdzieś w krzaki. Nie zrobiłem tego chyba tylko dlatego, że wyruszyłem na wschód, gdzie nie tylko krzaczka, ale nawet większej kępy trawy nie za bardzo uświadczysz, za to pola mieszają się z polami, gdzieniegdzie ewentualnie jeszcze zahaczając o pola. Jednym słowem: patelnia.

Trasa standardowa, choć sprawdzana głównie w normalniejsze dni: Dębiec - Wartostrada - Jana Pawła - Malta - Warszawska - Miłostowo - Antoninek - Swarzędz - Jasin - Paczkowo - Siekierki - Gowarzewo - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Starołęka - Las Dębiński - dom. TUTAJ Relive.

Jedynym miejscem, przy którym się zatrzymałem, była poznańska Malta. Raz, że o dziwo tłumów tam dziś nie znalazłem, dwa, że tylko tam była jakakolwiek zieleń, trzy, że wtedy jeszcze miałem siły na cokolwiek :) Kilka fotek wpadło, do tego pojawiło się sporo statystów, bo jakieś treningi wioślarskie trwały w najlepsze. Jeśli taka normalność ma tam wracać, to jestem za.
Tak, tak, to wciąż Poznań :) Jezioro MaltańskieWidok na Jezioro Maltańskie ze wschodniego brzegu, Poznań
Póki co rodzaju roweru nie zmieniam, Poznań, Jezioro Maltańskie
Milcząca tablica wyników, Jezioro Maltańskie, Poznań
Rowerowe selfie z kajakarkami :), Jezioro Maltańskie
Malta Ski, o dziwo bez śniegu :), Jezioro Maltańskie, Poznań
Najbardziej szeroka uchwycona perspektywa nad wiosłami, Jezioro Maltańskie, Poznań
Poznań pod kontrolą, od wody strony, Jezioro Maltańskie
Malta na planie pierwszym, Bałtyk (Nowy) z tyłu - ot, cały Poznań :)
Rodacy drodzy, wszystko już dobrze, nie martwmy się wirusami, problemami wielkiego świata. Najpierw nauczymy się ogarniać proste komunikaty zawarte w piśmie obrazkowym. Wiem, za wiele wymagam :)
Jak zwykle nawet pismo obrazkowe jest dla niekórych zbyt skomplikowane, Jezioro Maltańskie, Poznań
Wróciłem tak zmasakrowany temperaturą oraz wiatrem, który wzniósł się na swoje największe wmordewindowe możliwości, że musiałem się na pół godziny połóżyć. Dobrze, że dziś wolne, Nienawidzę upałów, zdecydowanie wolę mrozy, które są mniej groźne dla mojego życia. A dzisiaj był nawet przerażający moment, gdy temperatura byłą równa aktualnej prędkości. Brr...

W związku z powyższym koniec wpisu na dziś. Moja kreatywność jest w takie dni równa zeru. Odwrotnie niż wskaźnik na termometrze :)


  • DST 57.10km
  • Czas 01:54
  • VAVG 30.05km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 160m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bo to złe fusy były

Piątek, 12 czerwca 2020 · dodano: 12.06.2020 | Komentarze 19

Wróżki zajmujące się prognozami pogody znów przedawkowały niewłaściwe fusy. Zanim dzisiaj wyjechałem, przeanalizowałem z pięć czy sześć pogodynek, każda twierdziła coś innego, w tym jedna popisała się wybitną przenikliwością, twierdząc, że akurat za oknem mam burzę, gdy tymczasem ładnie świeciło słońce. Ot, nic nowego :)

Jeśli jednak mają się powyżsi mylić w tę stronę, to niech robią to zawsze. Udało mi się dziś przejechać swoje pięć dyszek na sucho, choć nie do końca, bo było tak parno i duszno, że burzę miałem wewnętrzną :) Oj, już zdecydowanie za ciepło dla mnie - pod koniec łeb mi parował konkretnie.Wiatr też życia nie ułatwiał, ale jakoś udało się dojechać w granicach przyzwoitości.

Trasa wschodnia: Dębiec - Hetmańska - Starołęcka - Minikowo - Krzesiny - Jaryszki - Żerniki - Tulce - Komorniki - Nagradowice - Krzyżowniki - Śródka - Szczodrzykowo - Dachowa - Robakowo - Gądki - Jaryszki - Krzesiny - Minikowo - Starołęka - Las Dębiński - dom. Tym razem jest nawet Relive, normalnie szaleństwo.

Zanim wkleję zdjęcia, pilne info z okolicach Owińsk (pisałem kilka dni temu po raz tysięczny o tamtejszych absurdach). W środę został tam potrącony rowerzysta, który stał się ofiarą debilnego zakazu jazdy rowerem i konieczności przejechania na śmieszkę po drugiej stronie drogi. Dzisiaj POD TYM LINKIEM pojawił się artykuł z filmem z całego zdarzenia. To się musiało w końcu stać, równie dobrze mogłem być to ja. Masakra.

Dobra, fotki, coby łyso nie było. Na początek coś, czego wciąż nie brakuje:
Wiosenna wiązanka
Bajorko w Szczodrzykowie nie zostało ominięte :)
Szczodrzykowo - oczko wodne XXL
A tam rodzinnie, familijnie :)
Cokolwiek to jest, mewy i rybitwy to lubuą
Kurduple w lewo, mama za nimi
Mama w prawo,kurduple za nią
Idziemy na czołówkę :)
Wygląda trochę jak drop, ale to chyba młoda mewa
Dębiny oczywiście też nie zabrakło. Więc typowe klasyki po raz kolejny.
Jak zwykle zaliczona Dębina
Ponownie moja ulubiona nadwodna współpraca
Widok tego kolegi nigdy mi się nie nudzi
Z nowości: z baaaaardzo daleka (sorry za jakość) siedzący na drutach drapieżnik. Zapewne pustułka, bo na sokoła był za mały.
Drapieżnik widoczny z oddali, zapewne pustułka
Prawdopodobnie pustułka, a na pewno coś niewyraźnego :)
Dystans zawiera dojazd do pracy.