Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198592.90 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2020

Dystans całkowity:1741.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:61:03
Średnia prędkość:28.52 km/h
Maksymalna prędkość:61.00 km/h
Suma podjazdów:6541 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:56.17 km i 1h 58m
Więcej statystyk
  • DST 52.05km
  • Czas 01:40
  • VAVG 31.23km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 195m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Geniuś :)

Czwartek, 11 czerwca 2020 · dodano: 11.06.2020 | Komentarze 7

Dzisiaj był rowerowo genialny dzień - o czym świadczy to, że w sumie nie mam na co narzekać. Co prawda mógłbym na wiatr, który nie chciał współpracować, ale że duł słabiutko, to nie będę tego robił. Po prostu chciało się jechać. Ja też wyruszyłem najedzony, nakofeinowany, normalnie jak nie ja - sam siebie nie poznawałem :)

Trasa również ulubiona - klasyczne "kondomiunium", z Poznania przez Luboń, Łęczycę, Puszczykowo, Mosinę, Krosinko, Dymaczewo, Łódź, Witobel, Stęszew, Dębienko, Trzebaw, Szreniawę i Komorniki do domu. Relive? Chętnie bym wkleił, ale jakoś nie chce zaistnieć. Czemu? Zagadka nie do rozwiązania.

Rowerzystów o dziwo niewielu. A ci, którzy się zdarzali, sami wyrywali się do pozdrawiania. Normalnie jak zimą, albo podczas jakiejś pandemii :)

Na początek dość nietypowe zdjęcie jak na mnie :) Ale skoro miejsce było już puste, to skorzystałem. Generalnie nie trafiłem dzisiaj na żadną procesję, więc nawet kwiatki pod kołami mi nie przeszkadzały :)
Dość nietypowe otoczenie dla zdjęcia jak na mnie :)
Widoczki wokół Wielkopolskiego Parku Narodowego wciąż mają klimat...
Widok z trasy wokoła Wielkopolskiego Parku Narodowego, niestety zepsutej budowaną tu DDR-ką :/
Zbliżenie na Jezioro Dymaczewskie
...ale to, co poniżej, wciąż boli. Do tego się poszerza. Mendy jedne... :/ Myszołowy, które widywałem czatujące na tych drzewach, już nie mają gdzie się podziać.

Czaple (ta jedna "upolowana" z bardzo daleka) jeszcze ma swoje miejsce. Jeszcze.
Czapla siwa upolowana z bardzo daleka
Reszta zwierzaków pochodzi już ze spaceru po poznańskiej Dębinie. Też o dziwo nie tak zapchanej, jak jeszcze niedawno. Długi weekend z otwartymi hotelami ma swoje zdecydowane plusy. Tu kos:
Kos wśród pięknej zieleni
Zbliżenie na kosa
...a tu jeden z rodziny "Dębinellów", również podczas koegzystencji międzygatunkowej :)
Koegzystencja międzygatunkowa :)
Żółw w Polsce to żółw czujny :)
Pozostałe wielonożne foty przy innej okazji - trzeba dawkować :) A dzionek uznaję za niezwykle sympatyczny - szkoda, że jutro znów do roboty. A i pogoda jakaś taka niepewna.


  • DST 64.10km
  • Czas 02:08
  • VAVG 30.05km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 125m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

DraKońsko

Środa, 10 czerwca 2020 · dodano: 10.06.2020 | Komentarze 7

Drakońska znów była dziś próba porannego wstawania. Wszystkie siły skumulowały się nad moim łóżkiem, z misją uniemożliwienia mi postawienia stóp na ziemi. Nie udało im się - walkę wygrałem, ale wysiłkiem wręcz nieziemskim :)

Gdy już ruszyłem (na czczo, a jak), nagle zaszło słońce i zrobiło się jakoś tak chłodno. Generalnie w to mi graj (póki co tempreraturowo czerwiec uznaję za genialny), ale już cieniutkiej mżawki się nie spodziewałem. Ona w sumie chyba siebie też, bo szybko się ulotniła. Za to muszę znów (już ze trzeci raz w tym roku) pochwalić wiatr - wiał solidnie, lecz sprawiedliwie, z północny, bez żadnych wariacji. 

Trasa to typowe w tę i z powrotem do Murowanej Gośliny - z Dębca przez Wartostradę, Jana Pawła, Hlonda, Chemiczną, Gdyńską, Koziegłowy, Czerwonak, Owińska i Bolechowo. Byłoby Relive, ale hmmm... nie spieszy mu się na świat. W sumie nawet nie pojawił się zarodek.

Końskie (już bez "dra") były widoki przy stadninie w Owińskach. Masakra mentalna (pozytywna), jaka radość bije z tych cudownych zwierząt, gdy mają okazję do wspólnej zabawy, iskania się, przekomarzania, wyścigów... I pomyśleć, że człowiek - jako największy szkodnik świata - dajmy na to w Polsce, jest w stanie te zwierzęta "produkować" tylko po to, żeby wieźć je w koszmarnych warunkach na przykład do Włoch, gdzie kończą zarżnięte... Nie ogarniam.

Kilka fotek - konie były tak naładowane energią, że momentami ledwo udało mi się je jakoś uwiecznić :)
Siła i godność w jednym
Zebranie barw wszelakich, stadnina w Owińskach
Jeden wzmacnia masę, drugi rzeźbę :)
Kuc zajęty konsumpcją, stadnina w Owińskach
Cztery kopyta pełne radości z życia
Tutaj ten sam, ale tak żywy, że o ostrości mogłem zapomnieć. A szkoda, bo byłaby niezła fota.
Żywy ogień, nie do wyłapania
No i najważniejsze przesłanie: punk's not dead! :)
Punks not dead! :)
Z innych widoczków: dach zespołu pocysterskiego w Owińskach...
Dachy zespołu pocysterskiego w Owińskach
...elewator-gigant w Czerwonaku...
Elewator gigant - Czerwonak
...debilne zakazy na całym odcinku od Owińsk do Murowanej, zagrażające życiu rowerzysty, tak kostką, jak i koniecznością przecięcia drogi pod kołami pędzących tirów...


...oraz dla kontrastu poznański standard.
DDR-ka z klasą - Poznań, ulica Jana Pawła
Trafił się też pakiet wyborczych ryjków, od Sasa do Lasa (była jeszcze świętej wyborczej pamięci Kidawa, ale się w kadrze nie zmieściła)...

...a w tym miejscu (Poznań Karolin) po raz pierwszy miałem okazję stać przed zamkniętym szlabanem. Ale coś długo, więc w końcu zawołałem do majstrujących przy nim panów, pytając kiedy przyjedzie pociąg. Okazało się, że... akurat nie przyjedzie, a tylko trwa zabawa w konserwację rogatek. I miałem ich otwarcie specjalnie dla mnie, ha! :)

Dystans jest - jak ostatnio często - z dojazdówką do pracy. Znów zdążyłem! Na styk, ale zdążyłem.


  • DST 62.40km
  • Czas 02:09
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 189m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Face to facelia :)

Wtorek, 9 czerwca 2020 · dodano: 09.06.2020 | Komentarze 10

Po kilku dniach względnej wolności wróciły mroczne czasy porannego wstawania - jakoś bowiem trzeba zdążyć do pracy na magiczną godzinę o kryptonimie "12:00". Znowu się udało, a że na styk? Życie :)

Za dużo czasu na rozpisywanie się dziś nie mam, więc myk, myk, miejmy to za sobą :) Trasa na północny wschód, jedna z moich ulubionych, niestety zawierająca przedzieranie się przez cały Poznań - z Dębca do Watostrady, następnie Chemiczna, Gdyńska, Koziegłowy, Kicin, Kliny, Mielno, Dębogóra, Karłowice, Wierzonka, Kobylnica, Janikowo, Milłostowo, Główna i znów Wartostradą do domu. Tak jak na Relive.

Najfajniejsze były zapachy lasu na odcinku między Wierzonką a Kobylnicą. Normalnie sztachnąłem się na cały dzionek - cudo sprawa. Poza tym pola, łąki, mniam... 
Wielkopolskie perspektywy, Dębogóra
Narciarze XXXXL tu byli :)
Jaki kraj, takie UFO :)
Gdy pojawiło się przede mną taaaaaakie oto pole, miałem pierwsze skojarzenie: lawenda. Ale chyba to jednak facelia błękitna. Chyba :)
Żyj kolorowo!
Prawdopodobnie facelia błękitna
Facelia trochę bliżej
W Karłowicach miałem dwójkę kibiców. Raz jeden patrzył, raz drugi :)
Góra mruży, doły patrzą :)
Góra patrzy, doły mrużą :)
A tutaj koronny dowód, że polska gospodarka przywraca już swoją bazową branżę i wstaje z kolan :) Pewnie kilka razy dziennie.

Co prawda dziś pan minister (ten, co ma brata) coś przebąkiwał, że rozpatrywane jest powrócenie do obostrzeń - brawo, może rzucajmy monetą co tydzień lub dwa, sprawdzi się to lepiej niż rządowi "eksperci" z ich prognozami. Jeśli się nie potrafi zrobić czegoś z użyciem logiki, podejmując rozsądne decyzje w odpowiednim czasie, a nie na chybił trafił, to się ma za swoje. A wystarczyło użyć tego, co poniżej. Wiem, za wiele wymagam :)
Mózg zastępczy zawsze w cenie
Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 51.80km
  • Czas 01:49
  • VAVG 28.51km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 140m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

RZęŻenie

Poniedziałek, 8 czerwca 2020 · dodano: 08.06.2020 | Komentarze 7

Znów rano padało. Ale znów mnie to nie martwiło, gdyż miałem ciut więcej czasu i mogłem zacząć być aktywnym dopiero po odespaniu. Czy tak nie może być codziennie? :)

Przed pozałatwianiem miliona zaległych rzeczy miałem okazję przejechać się rowerkiem. Dystans wybrany został kompletnie przypadkowo - stanęło na pięćdziesięciu kilometrach. Tak, żeby było inaczej niż zazwyczaj :) No dobra, na to nikt się nie nabierze.

Wiało znów mocno z zachodu i północny, więc po pierwsze odpuściłem sobie ciśnięcie, po drugie kierunek jazdy był dostosowany do podmuchów. Wykonałem pętelkę z Poznania przez Plewiska, Zakrzewo, Sierosław, Lusówko, Lusowo, Batorowo, Wysogotowo, Skózewo oraz poznańskie Junikowo i Kopaninę do domu. TUTAJ Relive.

Wspomniane tytułowe RZęŻenie. Na początek dRZewo. To moje ulubione, przy granicy Lusówka z Lusowem. Niby do wycinki, a trzyma się póki co mocno. I niech tak będzie na wieki wieków. Skoro nasi RZeźnicy tną zdrowe drzewa, może odpuszczą tym chorym i martwym?
Mroczny mrok - martwe drzewo koło Lusowa
Martwe drzewo w całej okazałości - okolice Lusowa
Za Plewiskami natomiast trafiłem na Żurawie. Bardzo daleko coś Żrące, ale jakoś udało się zrobić zbliŻenie :)
Żurawie, magazyny, las - wielkopolski klasyk
Żurawia analiza: ależ te ludzie śmiecą! :)
Zbliżenie na przybliżone żurawie
Zresztą na kolejną parę trafiłem w Lusowie, ale już nie bawiłem się w zoomowanie. Za to nad samym Jeziorem Lusowskim...
Widoczek z plaży -  Jezioro Lusowskie
Jak zwykke pomostówka - Jezioro Lusowskie
Cel jest jasny i klarowny -  Jezioro Lusowskie
...miałem okazję poŻreć JeŻyki...

...oraz obfocić łabędzie. JuŻ bez Ż :)
Sabat łabędzi :) - Jezioro Lusowskie
Gimnastyka szyi i języka :)
Łabędzi zasmarkaniec :)
W końcu odleciały. Ale nie przez mnie :)

Na koniec zgrabnie przejdę do gęsi... łabędzionosej. Z perliczką i bez.
Perliczka i gęś w dobrej komitywie
Gęś łabędzionosa w pełnej krasie
Wiem, robią zdjęcia, trzeba się ustawić - gęś łabędzionosa
Żegnam Żarliwie ;)


  • DST 51.85km
  • Czas 01:42
  • VAVG 30.50km/h
  • VMAX 52.80km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 176m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedzielne szukanie perspektyw

Niedziela, 7 czerwca 2020 · dodano: 07.06.2020 | Komentarze 18

Ku mojemu zaskoczeniu rano padało. Ale że w niedzielę, to w sumie nawet fajnie - przynajmniej mogłem się wyspać bez wyrzutów sumienia.

W końcu przestało, a ja moglem zacząć myśleć o rowerze. Najedzony, nakofeinowany, wypoczęty - jakoś tak nienormalnie :) Trochę zajęło mi przeanalizowanie miliarda stron z prognozami, żeby dowiedzieć się, skąd będzie wiało. W końcu wniosek był jeden, solidarnie tożsamy wśród wszystkich pogodynek: nikt nic nie wie. Na szczęście siła wiatru była dużo słabsza niż ostatnio, więc postanowiłem to olać.

Trasa wschodnia, dawno sprawdzona, polskokształtna: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Krzesiny - Jaryszki - Żerniki - Tulce - Gowarzewo - Siekierki - Paczkowo - Jasin - Swarzędz - Antoninek - Miłostowo - Warszawska - Jana Pawła - Wartostrada - Dębiec.

Jechało się całkiem fajnie, mimo sporej ilości miasta w mieście. Średnia umiarkowanie sympatyczna, choć mogła być lepsza, tyle że zdjęcia same się przecież nie zrobią, trzeba było co jakiś czas hamować, żeby coś uwiecznić :)

Na początek hałda w okolicach Żernik. Wznosi się toto dumnie, w sumie nie wiem po co, ale skoro jest okazja, żeby ją uwiecznić, to proszę. Pamiętam, że kiedyś wdrapał się na nią Grigor, dojeżdżając tam na góralu. Ja pozostałem przy podziwianiu z daleka :)
W pełnej krasie - hałda w Żernikach
Prawie jak w górach. Prawie :) - Żerniki, hałda
Widok z drogi na hałdę w Żernikach
W tym czasie byłem bacznie obserwowany :)
Pod baczną obserwacją :)
W Tulcach, kawałeczek dalej, też postanowiłem zrobić pauzę. Jest tam sanktuarium maryjne...
Sanktuarium maryjne w Tulcach
...oraz niewielkie oczko wodne. Jakby na życzenie pewnego kandydata na stolec :)
Przy stawie w Tulcach
Oczko wodne w Tulcach
Samotna mewa śmieszka
Kacza mafia w Tulcach :)
Natomiast w Siekierkach chwila dla krowy oraz kuca, choć i szpak się napatoczył :)
Rowerowe selfie z czworonogami :)
Krowa jako tako zainteresowana, kuc ma ciekawsze zajęcie
Kuc ze szpakowatym ziomkiem :)
Niby nie patrzy, a oczko lata :)
Miało być więcej maków i chabrów z różnych perspektyw? No to proszę! :)
Wszystkie barwy czerwca
Maczki, chaberki, zielsko - wersja odgóna
Na całej łące na poznańskich Krzesinach odbywało się ostre zapylanie :)
Zapylanko się odbywa :)
Na koniec jedyna korzyść z czerwonego światła - można uwiecznić perspektywę na centrum Poznania, a szczególnie na Nowy Bałtyk, bardziej szeroko i bardziej wąsko. Champs-Élysées to to nie jest, ale coś w sobie ma :)
Szeroka perspektywa na poznańskie drapaczki :)
Champs-Élysées to to nie jest, ale coś w sobie ma :) - Poznań
Uff, sporo tego weszło. Jednak nerwy mam wciąż w porządku, stwierdzam, analizując swoją reakcję na dzisiejsze koszmarne działanie PBS-a. Jestem dumny, że niczego nie rozwaliłem :)


  • DST 63.40km
  • Czas 02:11
  • VAVG 29.04km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 191m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rzeźne kondo

Sobota, 6 czerwca 2020 · dodano: 06.06.2020 | Komentarze 15

Zanim przejdę do tytułowego sedna, podsumowanie poranka. Jako że sobotę miałem pracującą i w samo południe musiałem być w robocie, a przedtem ogarnąć kilka spraw, wstawanie nastąpiło w środku nocy (lekko po siódmej). Gdy już wypiłem kawkę, zacząłem realizować plan wyliczony niemal co do sekundy. Najpierw udałem się do sąsiedzkiego serwisu, żeby pan fachowiec ogarnął tylna przerzutkę w Czarnuchu (masakra, jak teraz ciężko z terminami) - ja się z tym męczyłem kilka dni, niby wszystko robiłem zgodnie z zasadami, ale i tak niektóre biegi nie wskakiwały. Jak się okazało, miały prawo, bo do wymiany poszły linka i pancerz, a przy okazji klocki hamulcowe (prawie ich nie było). 

Pan fachman potrzebował na realizację maks pół godzinki, więc w międzyczasie wykonałem kurs do Teściowej po żarcie dla Kropy, potem dom i po odbiór roweru. Niestety, jak zwykle okazało się, że niedługo czeka mnie coś jeszcze do wymiany, bo tylna kaseta zaczyna się już powoli poddawać (pięć tysięcy w syfie zimowym zrobiło swoje), co oznacza, że łańcuch też trzeba będzie zafundować sobie nowy. Ech, urok górali. Ale póki co jeszcze dokręcę na tym, co jest, tym bardziej, że powinienem zrobić pełen przegląd, żeby utrzymać krossowe pięć lat gwarancji, ale to już temat na zupełnie inną historią.

Szosą ruszyłem w okolicach dziewiątej. Celem było wykonanie "kondominium", bo dawno nie miałem okazji z powodu zamkniętej drogi w maju. Jako że w jednym z wpisów Jacka dowiedziałem się o czymś, czego wolałbym nie wiedzieć, też niespecjalnie spieszyło mi się w te rejony - wolałem oszczędzać nerwy. Dzisiaj jednak wiatr (znów silny i upierdliwy) skierował mnie ku klasykowi (Poznań - Luboń - Mosina - Dymaczewo - Łódź - Stęszew - Komorniki - Poznań).

No i zaraz za Dymaczewem natrafiłem na to, czego się obawiałem. Co gorsza, jest tego więcej niż myślałem. O co chodzi? Ano o to - masową rzeź drzew na praktycznie całym, kilkukilometrowym odcinku do Witobla. Poleciały zdrowe, dorodne drzewa.

Rzeź z bliska (trasa Dymaczewo - Łódź)
Zdrowe, dorodne drzewa pod toporem ((trasa Dymaczewo - Łódź)
Tu było jeszcze niedawno zielono od drzew :( ((trasa Dymaczewo - Łódź)
Kolejne, kolejne i kolejne... :/ ((trasa Dymaczewo - Łódź)
Dla porównania (specjalnie odszukałem, jednak czasem archiwum BS-a się do czegoś przydaje) te same miejsca na dwóch fotografiach lat poprzednich.


Kląłem bezgłośnie. A im dalej, tym bardziej z użyciem głosu. Zaczepiłem nawet robotników, którzy akurat wyjątkowo nic nie wycinali, pytając (a co, nie miałem zamiaru szczypać się ze słowami): po kiego ta maskara? Już wiem na pewno: na lewo droga będzie poszerzana (po co?), po prawej będzie śmieszka (tym bardziej po co?). Ręce mi już opadły całkowicie. Podsumowałem: a było tu tak ładnie. Otrzymałem odpowiedź: no było... 

Zatrzymałem się też na chwilę przy Jeziorze Dymaczewskim. Mam nadzieję, że ta DDR-ka jednak jakimś cudem nie powstanie. Wiem, marzę... A już myślałem, że o niej zapomnieli...
Z budowy kolejnej niepotrzebnej śmieszki w wielkopolskiej Łodzi
Kawałek Jeziora Dymaczewskiego
W Mosinie przydybałem taki oto egzotyczny polityczny sąsiedzki duet. Najpierw zrobiłem zdjęcie, a potem (nie kłamię!) zauważyłem pewne, hmmm, detale. Ci paskudni wandale :)

Dystans zawiera dojazd do pracy.


  • DST 62.50km
  • Czas 02:24
  • VAVG 26.04km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 205m
  • Sprzęt Czarnuch :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z deszczu pod Luboń

Piątek, 5 czerwca 2020 · dodano: 05.06.2020 | Komentarze 20

Musiał w końcu nadejść ten dzionek, gdy spojrzałem rano za okno i stwierdziłem, że chyba nie wyjadę. Bo padało - nie jakoś mocno, takie klasyczne plus minus 0,5 mm, czyli ni to deszcz, ni to mżawka, niczym świnka morska: ani świnka, ani morska. Jednak po szybkim wyjściu z Kropą stwierdziłem, że chociaż gluta jestem w stanie wykonać.

Ruszyłem więc dziarsko, ubrany w strój na takie okazje i z woreczkami śniadaniowymi w butach. Ten patent na mały opad jest idealny, ale niestety przy ulewach nie sprawdza się kompletnie. Na dziś było ok.

Zresztą sama jazda mimo wszystko napawała skromnym optymizmem. Najpierw wykonałem założone gluciszcze, z Dębca przez Luboń, Wiry, Komorniki, Szreniawę, Rosnowo, Komorniki i Plewiska znów w okolice Dębca. Tam stwierdziłem, że skoro raz kapie, raz nie, to nie ma problemu, dokręcę do tych swoich pięciu dych. Skierowałem się więc znów na Luboń, a gdy już tam się znalazłem to... dopiero lunęło pełną parą. Przypadek? Nie sądzę :)

Jakoś płynąc doturlałem się do Komornik i szlakiem odwrotnym do pierwotnego wróciłem do domu przez Wiry, Łęczycę i znów Luboń (TU Relive). Już konkretnie mokry, więc od razu pod prysznic, ciuchy do pralki i można się było zbierać do roboty (dystans powiększony o dojazd). 

Plusy? To, że pokręciłem i to w pełnej wersji. Minus? Znów usyfiony rower. Jednak najbardziej zły byłem na siebie, gdy przed Rosnowem stwierdziłem, że zapomniałem wziąć aparatu, a w tym samym momencie kołowały mi nad kaskiem dwa dorodne myszołowy. Grrr!

Zdjęcia więc tylko z komórki, byle jakieś były. Zresztą aura nie zachęcała do interesujących kadrów :)
Most Żydowski w Komornikach

Szaro, buro, syfiasto. 

W Luboniu (no bo gdzie?) zostałem niemal skasowany przez kierowcę TransLubu, który wyprzedził mnie na taką gazetę, że prawym lustrem mogłem podrapać się za uchem. Oczywiście zero refleksji, kawałek dalej wjazd na zatoczkę i wyjazd z niej bez kierunkowskazów itp. Tak mnie zirytował, że postanowiłem go uwiecznić i wysłać maila do przewoźnika z informacją, iż należałoby jegomościa lekko przystopować, a co a najmniej przeszkolić z podstaw. Na razie bez odpowiedzi, zobaczymy czy w ogóle takowa przyjdzie. 

No i jeszcze motyw z Komornik. Miło, że właściciel pomocy drogową (chyba Moto Kapsel, jeśli się nie mylę) postawił taki baner, przerażające jest jednak to, że w ogóle musiał to robić.
Miło, że ktoś zadbał o info, tragedia, że musiał to robić; Komorniki
Jako że kącik zwierzęcy jest dzisiaj średnio aktywny, to w zamian Kropa podczas zabawy, w pozycji "na trumienkę"...
Pies w pozycji zabawowej
...oraz w pełni skupienia, gdy w myślach tylko jedno: "kijek, kijek, kijek, kijek, (...), kijek, kijek..." :)
Kijek, kijek, kijek, kijek, kijek, (...), kijek! :)
I jeszcze kot rasy osiedlowej, jak widać bez krępacji pozujący wieczorem do zdjęcia. Żyje sobie kilka takich, mieszkańcy je dokarmiają, a co najważniejsze - jeszcze (oby nigdy) żadnemu debilowi nie przyszło na myśl, żeby się ich pozbyć Tak jak człowiek potrafi najlepiej, czyli wytruwając. 
Kot rasy osiedlowej :)


  • DST 62.50km
  • Czas 02:09
  • VAVG 29.07km/h
  • VMAX 52.80km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 145m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Już nie Yeti

Czwartek, 4 czerwca 2020 · dodano: 04.06.2020 | Komentarze 11

No niestety. Fajnie było, ale się skończyło. Dwa dni ze sprawiedliwym wiatrem (mitycznym Yeti) już za mną. Dzisiaj wszystko wróciło do normy - podmuchy miałem w pysk, potem w pysk, a jeszcze fragmentami wiało mi w pysk. Oj, będę tęsknił za tą wyjątkową nienormalnością :)

Trasa wschodnia, polna, czyli orka: Dębiec - Las Dębiński - Starołęka - Krzesiny - Jaryszki - Gądki - Robakowo - Dachowa - Szczodrzykowo - Śródka - Krzyżowniki - Nagradowice - Komorniki - Tulce - Żerniki - Jaryszki - Krzesiny - Starołęcka - Las Dębiński - Dębiec. TUTAJ Relive.

Przygód niewiele, a w sumie to zero :) Może tylko przyuważenie drepczącego zgodnie z przepisami lewą stroną drogi w okolicach Gądek... rowerzystę, którego najpierw pozdrowiłem, a po chwili się cofnąłem, bo jeśli ktoś idzie z rowerem, a nie jedzie, to jest to podejrzane :) Okazało się, że kolega złapał gumę, a zapasowa była jeszcze bardziej dziurawa. Koła miał w rozmiarze 28 cali, więc od biedy dałoby się pewnie zamontować szosową dętkę (oferowałem), ale nie było potrzeby, bo meta spaceru miała być według jego słów niedaleko.

Zdjęć niewiele i takie sobie, bo ani czasu, ani za bardzo czego nie było focić :)
Chwila rera... reks... relaksu :) - Las Dębiński, Poznań
Póki łąki tak wyglądają, nie można się nie zatrzymać
Kałuża XXL w Szczodrzykowie
Mazury to to nie są... :), między Szczodrzykowem a Śródką
Spóźnialski na zebranie :)
Dystans zawiera dojazd do pracy - oczywiście pod wiatr :)


  • DST 62.50km
  • Czas 02:02
  • VAVG 30.74km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 125m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

O rety, to jednak Yeti :)

Środa, 3 czerwca 2020 · dodano: 03.06.2020 | Komentarze 14

A jednak znów go widziałem. W sumie to nie do końca określenie to jest precyzyjne - bardziej czułem. Yeti, czyli wiatr, który nie wieje mi w pysk przez 90% (a czasem nawet więcej) czasu jazdy jednak istnieje. Dzisiaj nie tyle pomógł, ile mało przeszkadzał, znów dając mi szansę na po prostu jazdę, a nie - tak jak zwykle - walkę o każdy metr. Wciąż jestem w solidnym szoku :)

Podmuchy były z północy i wschodu, wykonałem więc sprawdzoną trasę w kształcie Polski, czyli: Dębiec - Wartostrada - Jana Pawła - Malta -  Warszawska - Miłostowo - Antoninek - Swarzędz - Jasin - Paczkowo - Siekierki - Gowarzewo - Tulce - Jaryszki - Krzesiny -Starołęka - Las Dębiński - Dębiec. Tak jak TUTAJ.

Pogoda genialna - niech nam taka trwa cały rok.
Jak zawsze zostawiam swój ślad w Poznaniu, na Malcie
Szosowy parkur :), Las Dębiński, Poznań
Na Miłostowie, na wysokości cmentarza, usłyszałem, że ktoś mnie woła z zaparkowanego samochodu. Ale że jechałem ze słuchawkami na uszach i nie dosłyszałem słów, do tego z lekkiej górki, drogą jednokierunkową, to hamowania nie ryzykowałem. Ale że miałem swoje podejrzenia, to wykonałem szybkiego smsa, dostałem odpowiedź i kawałek dalej, za Antoninkiem, miałem okazję do szybkich pogaduch z Jurkiem, kursującym z zawodowymi sprawami po Wielkopolsce. Miło było, lecz w południe musiałem być w pracy, więc za wiele czasu nie pogadaliśmy. Ale co rower sobie odpoczął, to jego :)

Średnia wyszła przyzwoita, szczególnie biorąc pod uwagę dobrych kilkanaście kilometrów jazdy przez miasto. Reszta dystansu to dojazd do pracy.

Jeszcze zaległe zdjęcia z wczorajszego wypadu do Wielkopolskiego Parku Narodowego.
Piękne drogi Wielkopolskiego Parku Narodowego
Zabawa z patyczkiem z prędkością światła
Żaden elf nie wyskoczył :), Wielkopolski Park Narodowy
Czerwcowe łąki
Mak ma gościa :)
Znalazłem kolejne diabelskie drzewo :)
Diabelskie drzewo :)
W przybliżeniu można zauważyć maskę gazową. A niektórzy (no dobra, ja) widzą tu nawet Jezusa :)
Maska gazowa, niektórzy widzą tu również Jezusa :)
Gdy zwiedzaliśmy sobie Stare Puszczykowo, rzuciła mi się w oczy dumnie powiewająca przy jednej z posesji flaga tej miejscowości. Kiedyś już o niej (fladze) wspominałem, bo bardzo, ale to bardzo mi się podoba, zawierając w sobie wszystko to, z czego słynie WPN - wodę, lasy, dziką zwierzynę. Gdy robiłem zdjęcie, zagadał nas sympatyczny pan, mówiąc, że mieszkańcy dostali takie prosto do skrzynek, jako rekompensatę za to, że w tym roku nie odbędą się dni miasta. Chciał nawet poszukać, czy nie ma gdzieś schowanej jeszcze jednej, żeby nam dać, ale nie mieliśmy czasu czekać. Sama gest jednak miły, zresztą nic nowego - samo Puszczykowo uwielbiam za klimat, więc podoba mi się postawa mieszkańców kultywujących jedyny patriotyzm, który rozumiem, czyli ten lokalny :)
Dumna i jedna z najładniejszych flag - Puszczykowo :)
Na koniec upiorny kot. Naprawdę miałem wrażenie, że na mnie skoczy i zagryzie tym jednym wystającym zębem :)
Upiorny kot :)


  • DST 52.10km
  • Czas 01:44
  • VAVG 30.06km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 203m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa po deszcz plus zaległe Szachty

Wtorek, 2 czerwca 2020 · dodano: 02.06.2020 | Komentarze 14

Muszę napisać coś, co rzadko mi się zdarza: wiatr był dzisiaj... sprawiedliwy! Najpierw wiał mi w pysk, a potem w plecy. Można? Można. Tylko czemu jest to niczym Yeti - ktoś widział (dziś ja), ale wciąż ciężko uwierzyć? :)

Dzięki powyższemu nawet jazdę przez calutkie miasto jakoś udało się zniwelować i przynajmniej nie wstydzić się wyniku. Miło. Trasa to klasyk północno-zachodni: Dębiec - Górczyn - Grunwald - Jeżyce - Golęcin - Strzeszyn - Prarskie - Kiekrz - Rogierówko - Kobylniki - Sady - Swadzim - Batorowo - Lusowo - Zakrzewo - serwisówki - Plewiska - Poznań. TUTAJ Relive.

Żeby nie było za różowo, to musiało wydarzyć się coś czego w prognozach nie było. Tym razem atrakcją był deszcz, który dorwał mnie w Lusowie i zmusił do chwili odpoczynku pod wiatą autobusową. Natomiast w ogóle nie dziwiły dwa usłyszane klaksony, oczywiście bez żadnych podstaw, ale przecież już jesteśmy odmrożeni, więc i rodzime realia wróciły do normy.

Zdjęć z trasy niewiele, w sumie tylko znad Jeziora Strzeszyńskiego (nie Lusowskiego, jak w pośpiechu napisałem wcześniej), z komórki.
Parkowanie wodowanie, Jezioro Lusowskie, Poznań
Plaża pod opieką kaczek, Jezioro Lusowskie, Poznań
Pomostówka :), Jezioro Lusowskie, Poznań
Nagłe kacze hamowanie :), Jezioro Lusowskie, Poznań
Wczoraj pisałem o wypadzie na poznańskie Szachty (10 km), przyszedł czas na relację i kolejny test zooma w aparacie. Mi tam w zupełności wystarcza :)
Wieża w całej okazałości, Szachty, Poznań
Widok na Świerczewo i Dębiec, Szachty, Poznań
Instrukcja obsługi :), Szachty, Poznań
Kawałek stadionu Lecha, Szachty, Poznań
Andersia oraz kawałek centrum w zoomie, Szachty, Poznań
Grunwald, Górczyn i Junikowo, Szachty, Poznań
W końcu barwy takie, jak należy, Szachty, Poznań
Liczenie około 120 schodów, które są poniżej :), Szachty, Poznań
Konstrukcja wieży niemal kosmiczna, Szachty, Poznań
Oblot domówki :), Szachty, Poznań
Pikująca mewa śmieszka
Chciałem jeszcze dodać foty z dzisiejszego wypadu do Wielkopolskiego Parku Narodowego (ostatni wolny dzionek za mną), ale PBS działa teraz jak podpity muł, więc zostawię to na jutro. Przynajmniej będzie co wkleić jeśli na trasie będą nudy :)