Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197915.40 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2018

Dystans całkowity:1390.15 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:52:21
Średnia prędkość:26.55 km/h
Maksymalna prędkość:53.70 km/h
Suma podjazdów:5556 m
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:49.65 km i 1h 52m
Więcej statystyk
  • DST 52.10km
  • Czas 02:03
  • VAVG 25.41km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 249m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powtórkowo-rozrywkowo

Niedziela, 18 lutego 2018 · dodano: 18.02.2018 | Komentarze 7

Generalnie dzisiejszy wyjazd to powtórka z rozrywki. Bardzo niskich lotów, ale jednak jakiejś tam rozrywki. Wyruszyłem tak jak ostatnimi czasy z musu przed pracą dość wcześnie, bo po ósmej rano (wiem, wiem, dla niektórych to środek dnia, ale u mnie najlepsza pora na spanie), co ma swoje plusy (w weekendy mały ruch), ale śliskie drogi sponsorowane przez noce przymrozki to przyjemność zdecydowanie średnia. Zresztą temat opisuję w tym roku dość namiętnie, więc nie będę się powtarzał – grunt, że dzięki dobrej koordynacji i ostrożnego kołowego stąpania po przeróżnych atrakcjach typu ronda czy co ostrzejsze zakręty, nie musiałem zaznajamiać swoich zębów z podłożem.

Trasa dzisiejsza to z okazji północno-zachodniego wiatru najpierw kilkanaście kilometrów po na czerwono świecącym Poznaniu (Dębiec – Górczyn – Golęcin), potem już bardziej przejezdnymi opłotkami (Strzeszynek – Psarskie – Kiekrz – Rogierówko), następnie odcinek-koszmarek z Sadów przez Lusowo do granic Zakrzewa, a końcówka to całkiem sympatyczne kręcenie z fragmentem powiewu w plecy między Wysogotowem, Skórzewem, Plewiskami i domem. Finalnie wyszło powolutku, ale z zaliczeniem najlepszego na świecie dystansu :)

Ścieżka przy Koszalińskiej świeci. Nie tylko lekko już schnącym przymrozkiem, ale i przykładem, jak powinno się robić DDR-ki.

Tu (czyli przed Sadami) natomiast brutalny powrót do polskich realiów. Pół drogi z górzystego szutru, pół to wciąż strasząca zemsta Adolfa, a na horyzoncie droga dla rowerów nad trasą szybkiego ruchu, oczywiście położona tylko po jednej stronie wiaduktu.

Na deser wiatrak w Rogierówku. Sądząc po reakcjach czworonogów o rozmiarach XXL, gdyby nie płoty oraz inne obwarowania, również mógłbym skończyć jako smakowity kąsek :)



  • DST 52.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 25.57km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 153m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jak po maśle

Sobota, 17 lutego 2018 · dodano: 17.02.2018 | Komentarze 10

Dziś o dziwo, mimo prognoz, które znów zapowiadały opady, udało się wykręcić pełne pięć dyszek. Poszło jak po maśle, co oznacza, że było ślisko jakbym jechał właśnie po tym tłuszczu, przynajmniej w pierwszej połowie dystansu - bowiem gdy wyruszałem po ósmej rano (później musiałem lecieć do pracy) asfalty jeszcze się szkliły postmżawkowo i wymuszały powolną oraz odpowiedzialną jazdę. Udało się bez glebsona.

Trasę wykonałem zachodnią, z Dębca przez Plewiska, Gołuski, Palędzie, Dopiewo, Więckowice, Sierosław, Zakrzewo, serwisówki, Plewiska i do domu. Momentami na wiaduktach, rondach i zakrętach zwalniałem niemal do zera - tę sztukę ostatnimi czasy opanowałem zresztą niemal do perfekcji :)

W Fiałkowie wszystko na swoim miejscu - Tupolew (lub coś podobnego), Poznań Główny oraz znak ostrzegający przed nisko latającymi czarownicami. Zabrakło tylko sympatycznego kundelka, który raz przywitał mnie tam tak radośnie, jakbym był personifikacją najsmakowitszego baleronu.

Gdy jechałem w kierunku Plewisk, na ulicy Wołowskiej zagadali mnie jadący samochodem starsi państwo, pytający o ulicę Nowosolką. Mówiło mi to tyle, co nic, więc powiedziałem, żeby się zatrzymali i sprawdzimy w telefonie. Okazało się, że to niedaleko, jednak zapytałem o jakąś firmę, która tam się znajduję, żeby szybciej skojarzyć. Odpowiedź: zakład karny :) Nawet nie miałem pojęcia, że jest tam takowy. Wniosek: podróże kształcą :)


  • DST 31.70km
  • Czas 01:16
  • VAVG 25.03km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 99m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

GlutoZUS

Piątek, 16 lutego 2018 · dodano: 16.02.2018 | Komentarze 2

No i co? Miał być Armageddon w wersji light, typu nocne opady, rano ślizgawica, a przed południem lepienie bałwanka, tymczasem... Z wielkiej chmury mały deszcz. Lub bardziej: śnieg. W sumie w większości przypadków byłbym mega zadowolony z tego typu pogodowej pomyłki, ale mając świadomość, że o jedenastej muszę być w pracy (i wyjątkowo nie było opcji zaparkowania roweru), więc szaleć nie mam kiedy, a wręcz skazany jestem na wyruszenie maks o ósmej rano, chyba wolałbym jednak te zawieje i zamiecie, czyli dłuższe spanko gratis :)

No ale skoro trud i znój sam nie przyjdzie, to trzeba mu pomóc. Nawet robiąc crossowego gluta, takiego wymęczonego jak dziś. Po pierwsze znów wiatr konkret, po drugie pozostałości nocnych przyprószeń nie zniknęły jeszcze z dróg i trzeba było kręcić ostrożnie. Zrobione. A w sumie wyrzygane, na granicy przyzwoitości. Trasa to farfocel zachodni, z Dębca przez Luboń, Wiry, Komorniki, Szreniawę, Rosnowo, znów Komorniki, Plewiska i do domu.

Zdjęć nie robiłem, bo było po prostu brzydko. Żeby jednak nie było pusto na blogu, to wklejam fotę zrobioną z półukrycia w tramwaju. Jak wiadomo od dawna, owoc żywota Twojego je ZUS, a mi trafiła się tego personifikacja. I to na miarę naszych czasów, bo wychwalany jest nawet eZUS :)


  • DST 62.40km
  • Czas 02:15
  • VAVG 27.73km/h
  • VMAX 44.60km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 240m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień śnięty

Czwartek, 15 lutego 2018 · dodano: 15.02.2018 | Komentarze 9

Pewnie gdybym miał z głową (bardziej niż mam), to w ten swój wolny dzień wstałbym przed siódmą rano, ubrał na cebulę, dostosowując strój do minusowej temperatury, i pyknął jakieś sto kilometrów z nieokreślonym plusem. No ale jednak nie mam bardziej niż mam :) Wręcz przeciwnie - zgodnie z odwieczną zasadą, mówiącą, iż dzień śnięty należy śnięcić, wyspałem się za wszystkie czasy (czyli do jutra), leniwie ogarnąłem śniadanie i dopiero wtedy ruszyłem, a stało się to lekko po jedenastej, gdy był już nawet jeden stopień powyżej zera.

Zaryzykowałem kurs starszą szosą, czego dziś nie żałowałem - w kontraście do wczoraj było sucho i całkiem przejezdnie, tak jak lubię. Wiatr powoli wraca na swoje standardowe pozycje, choć dziś był jeszcze dość łaskawy, ale znów bawił się w cichacza - gdy chciałem się kilka razy rozpędzić, to dawał mi się rozkulać gdzieś do poziomu 40+, ale już powyżej nagle włączała mu się jakaś kontrola rodzicielska i mnie blokował, więc znów mój Vmax jest poniżej krytyki, a średnia po prostu słaba.

Trasa minimalnie dłuższa niż zazwyczaj, bo mogłem sobie na to pozwolić (choć i tak byłem lekko ograniczony czasowo). Zacząłem na Dębcu, potem wycierpiałem swoje w Luboniu, dotarłem do Puszczykowa, skierowałem się na Rogalinek oraz Rogalin, Mieczewo i Kórnik, w nim skręciłem do Krzyżownik, skąd stałym szlakiem dotarłem przez Tulce, Żerniki, Krzesiny, Starołękę oraz Lasek Dębiński do domu. O właśnie tak.

W Puszczykowie DDR-ka wciąż może służyć do szkolenia umiejętności przez zawodników mtb. Kiedy ktoś się za nią weźmie (a najlepiej - skasuje)? Pewnie nieprędko.

Z kolei całą śmieszkę w Łęczycy przejechałem i dziadygi nie spotkałem (joł!). Jednak w przyrodzie nic nie ginie, i jak nic ukazał mi się on  w całej okazałości, właśnie w Puszczykowie :) Zdjęcie nieostre, bo robiłem z daleka i musiałem zzoomować, a sam obiekt nagle zatrzymał się, gdy go wyprzedzałem, jak sądzę nieprzypadkowo.

A tu podobnej jakości obrazek z okolic Mieczewa - kierowca, grzybiarka oraz dziadyga (inny). Polska w pigułce (prawdopodobnie anty).

A tak poza tym to nudno :) Nawet nikt nie chciał mnie przejechać. W sumie to chyba dobrze.

Prognozy mówią, że jutro ma wrócić śnieg z deszczem plus silny wiatr. W związku z tym, że będę musiał być wcześniej w pracy, zakładam, że nie uda mi się pokręcić. Życie. Albo raczej rzyć.


  • DST 52.70km
  • Czas 02:05
  • VAVG 25.30km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 208m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Karny klocek

Środa, 14 lutego 2018 · dodano: 14.02.2018 | Komentarze 7

Generalnie w tym miejscu, na samym początku wpisu, powinienem zgodnie z tradycją ponarzekać na to, że w południe musiałem iść do roboty i się nie wyspałem, bo zdecydowałem pokręcić. No ale wyjątkowo odpuszczam, bo dzisiaj inni mieli gorzej, mnie przynajmniej nikt nie obudził o szóstej rano i mogłem opuścić lokal bez kajdanek :)

Natomiast muszę podziękować swojej lepszej połowie za głos, a w sumie sms rozsądku wysłany z drogi do pracy. To dzięki niemu bowiem dowiedziałem się, że na drogach jest dość ślisko (nie ślizgo) i jak już planuję ruszać, to lepiej szosę zostawić w domu. Ja znów zostałbym zmylony przez pięknie rozjeżdżoną ulicę, przy której mieszkam.

Niniejszym dziękuję. Czemu? O tym za chwilę. W sumie początek wykonanej dziś trasy na północny wschód (Dębiec - centrum - Malta - Miłostowo - Janikowo - Kobylnica - Biskupice - Jerzykowo i nawrotka swoimi śladami), gdzieś do wysokości mostu Rocha, był całkiem przyzwoity.

Po przekroczeniu Warty znalazłem się w jakimś innym, gorszym świecie. Byłem przygotowany na jakieś tam może błotko, może troszkę syfu, ale na ten widok oniemiałem:


Tak wyglądała calutka Jana Pawła po dwóch stronach. Co najciekawsze - w nocy na 99,99999999% nie padał śnieg, co oznacza, że to lodowisko zalega tam od kilku dni. Oj, karny klocek ((hamulcowy) dla poznańskich służb. Szczerze - nie spodziewałem się takiej niespodzianki. Pokonanie tego odcinka (a potem jeszcze podobnie wyglądającego do granic miasta) wymagało ode mnie sporego skupienia, dzięki czemu obyło się bez gleby. Oczywiście asfalty aż zachęcały do jazdy, ale pod prąd byłoby ciężko :) Po raz kolejny postuluję co zimę zaorać wszelkie DDR-ki, zamienić na kartofliska lub pola uprawne dla roślin ozimych, a wiosną o nich zapomnieć i nie tworzyć od nowa, będzie spokój.

Generalnie po opuszczeniu Poznania zrobiło się sympatyczniej, a na pewno bezpieczniej. Choć i tak poruszałem się na wszelki wypadek ostrożnie.

Nad Jeziorem Kowalskim zatrzymałem się jedynie na chwile (czas mnie naglił). żeby cyknąć fotę silnej opcji kaczej, która jak tylko mnie zauważyła, odnotowała w ptasich móżdżkach akcję-reakcję "człowiek=żarcie" i podpłynęła, jednak niestety musiałem ją zawieść, zgłaszając nieprzygotowanie.



W sumie malowniczo było, choć trochę w kolorystyce rodem z obrazu w telewizorach marki Rubin :)

Oj, specyficzny był to wypad. Nawet nie chcę wiedzieć, ile razy bym leżał, gdybym wybrał się szosą. 

Aha, Wartostrada już na granicy przejezdności :)



  • DST 51.40km
  • Czas 01:52
  • VAVG 27.54km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 149m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

ŚliZGo

Wtorek, 13 lutego 2018 · dodano: 13.02.2018 | Komentarze 8

Proszę nie regulować monitorów. Słowo "ślizgo" jest oficjalnie uznane jako element poznańskiej gwary. A że wygląda coś nie ten teges? No faktycznie :)

Co nie zmienia faktu, że lekko się zdziwiłem, gdy ruszyłem dziś starą szosą na swoje pięć dych. Niby nie było mrozu (zero stopni), ale na drogach zalegała cieniutka błyszcząca warstwa czegoś, co było mieszaniną parującego już lodu z jego przymarzniętymi pozostałościami. Szczególnie "ciekawie" było na wszelkiej maści DDR-kach (tu jak zwykle zresztą), mało uczęszczanych serwisówkach, wiaduktach, a już najbardziej na rondach - jedno z nich, przez Dąbrówką, pokonałem z prędkością tak na oko 0,001 km/h. I tak czując emocje :) Za to Luboń pod tym względem idealny, bo tamtejsze korki trwające 24h/dobę zrobiły swoje.

Gdybym wiedział, że będzie tak wesoło, to ruszyłbym crossem, ale zmylił mnie sympatyczny stan ulicy widzianej z okna. Choć generalnie aż takiej tragedii nie było, wystarczyło zachować trochę ostrożności, nie rozpędzać się i skupić na samej jeździe, a nie na tym, co zazwyczaj, typu pisanie smsów, wyszukiwanie najlepszych kawałków w odtwarzaczu muzycznym czy robienie zdjęć. W związku z tym dziś wpis jest na "sucho", jedyne co mogę zaproponować w razie ewentualnych wątpliwości czy wyjazd się odbył, to wynik szpiegowania przez pewną aplikację. Więc: just Relive in it :)

Trasa: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Chomęcice - Gołuski - Dąbrówka - Palędzie - Gołuski - Głuchowo - Komorniki - Plewiska - Poznań.

Aha, coś w tym jest (wystarczy powiększyć i jechać od góry).
:)


  • DST 31.55km
  • Czas 01:15
  • VAVG 25.24km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 123m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut z BGP

Poniedziałek, 12 lutego 2018 · dodano: 12.02.2018 | Komentarze 9

Zgłupieć można. Jak był mróz, to nie było śniegu. Lekko się ociepliło - zaczęło sypiać białym gów... puszkiem (BGP). Rano, gdy tylko spojrzałem za okno, wymsknęło mi się coś nieparlamentarnego (a może w sumie powinno się mówić: parlamentarnego, jeśli się weźmie pod uwagę poziom tych naszych osłów?) i zamiast szykować się na rower, wróciłem do łóżka. Czułem jednak podświadomie, że jednak dziś pokręcę.

I tak się stało. Krótko, bo krótko (w południe musiałem być w robocie), ale jednak udało się wykonać gluta, gdy tylko temperatura przekroczyła granicę zera (czyli po dziewiątej). Taktycznie najpierw nawiedziłem spacerkiem piekarnię, by pod przykrywką akcji o kryptonimie "poproszę jeden chleb z makiem oraz jeden razowy, obydwa proszę pokroić" ocenić stan dróg - wynik był umiarkowanie pozytywny, choć oczywiście wybrałem do jazdy crossa.

Sam glut to walka z chlapą i takim sobie wiatrem oraz korkami. Trasa nieskomplikowana: Dębiec - Luboń - Łęczyca - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Komorniki - Plewiska - Poznań. Nie zawiodła mnie śmieszka w Łęczycy (choć dziś ją jedynie "liznąłem") - nawet nie starano się jej odśnieżyć, a o usunięciu zakazy jazdy drogą oczywiście nawet nie zdążyłem się rozmarzyć.

A podjazd ulicą Dworcową był pewnym wyzwaniem, nie powiem :) Dałem radę, ale wyjątkowo posługując się błogosławieństwem, jaki tym razem zapewnił chodnik. Jeszcze kilkaset takich wypadów, podczas których nastąpi dalsza degeneracja mej rowerowej duszy, i sobie koszyczek zamontuję, a może nawet polubię DDR-ki? :)



  • DST 54.50km
  • Czas 02:00
  • VAVG 27.25km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 246m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

JahJah! :)

Niedziela, 11 lutego 2018 · dodano: 11.02.2018 | Komentarze 5


Mimo kosmicznych mocy, starających się siłą nie odczepiać mojej głowy od poduszki, udało mi się rano przed pracą zwlec i po obowiązkowej dawce kofeiny ruszyć na rowerowe szlaki. Po raz kolejny okazałem się bohaterem w swoim, a w sumie to na swoim, siodełku.

Mrozik jakby odpuścił, bo po ostatnich wybrykach te dzisiejsze minus jeden to niemal temperatura komfortowa. Wiatr też niezbyt silny, ale zdeka upierdliwy, z południa ze wschodnimi wariacjami. Taki też kierunek wybrałem sobie do jazdy, kierując się z Dębca przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę, Żabinko, Żabno do Sulejewa, gdzie nastąpiła nawrotka. Wyszedł z tego  glut, mimo że nie glut, bo dystans klasyczny :)

Jak widać warunki całkiem przyzwoite, jednak wciąż szkoda mi nowej szosy na solankę i piasek, więc powoli i statecznie pełzam Ventylem. Przy odpowiedniej głośności muzyki/radia/audiobooków prawie nie słychać piekielnych odgłosów, które się zeń wydobywają.

Najwięcej ze słabiutkiej średniej straciłem dziś w Mosinie, bo widocznie trafiłem na moment, gdy skończyła się msza lub promocja w dyskoncie (lub jedno i drugie) i puszki zalały tamtejsze uliczki w stopniu przeogromnym. Jedyny plus tej miejscowości jest taki, że póki co nie wpadł tam nikt na pomysł adaptacji na uruchomionym całkiem niedawno tunelu jakiejś śmieszki, bo wciąż nie mogę wyjść z podziwu nad tym, co zafundowano nam w Luboniu (no bo gdzie indziej...) na początku 2018 roku (nie 1918!). Oczywiście asfalt za barierką w stanie idealnym, kuszący i smaczny - tu tymczasem mam wrażenie, że tematem zajął się pan Zdzisiu, który jak za komuny potrafił spieprzyć kładzenie klepek, tak za kapitalizmu poszedł z pozbrukowe biznesy, z błogosławieństwem luboniomentalności. Normalnie różki opadają.

Aha, no i jeszcze niezmienny, codzienny motyw z Łęczycy. Jaki? No jak to jaki? :)

On tam chyba kursuje 24h na dobę, w tę i z powrotem. Twardy zawodnik. Kto wie, może ma nawet konto na BS-ie, ksywa Dziadyga51, lub może bardziej antybabilońsko, nowocześnie, zielono i radośnie - JahDyga? :)

A tak przy okazji... :)



  • DST 52.30km
  • Czas 01:54
  • VAVG 27.53km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Podjazdy 232m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bezmyśl(iw)ność

Sobota, 10 lutego 2018 · dodano: 10.02.2018 | Komentarze 4

Wczoraj do późnego wieczora nie wiedziałem czy będzie mi dane się wyspać, czy może będę musiał łatać korpodziury, jednak finalnie sytuacja się wyprostowała i mogłem oddać się jednej ze swoich pasji :) Jeden dzień, gdy zamiast zbierać się skoro świt, zakładać na siebie tonę ciuchów i ruszać przy temperaturze zbliżonej do zera absolutnego, a ruszyć z pełnym brzuchem i wyspany - oj, to prawdziwe błogosławieństwo.

Wyjechałem przed jedenastą, zdziwiony, że nie czuję powiewów - rzecz niespotykana. Jednak jak się okazało panował wiaterek cichacz - nie było go, ale w momencie, gdy chciałem się rozpędzić, to blokował mnie delikatnie na wymyślonym przez siebie poziomie, stąd żałosny Vmax. Do tego zimno robiło swoje, jednak nie będę narzekał, gdyż udało mi się nawet pokręcić szosą (starą), a że wolno i mimo wszystko ostrożnie - trudno.

Trasa to "muminek" w wersji: Dębiec - Lasek Dębiński - Starołęka - Krzesiny - Koninko - Sypniewo - Głuszyna - Babki - Czapury - Wiórek - Rogalinek - Mosina - Puszczykowo - Wiry - Luboń - Poznań. Zacząłem od kładki między Dębiną a Starołęką i od razu trafił mi się bonus, czyli masaż ogólny (głównie stóp) zafundowany przez skład towarowy trzęsący okolicą. Lubię to :)

Po drodze motywem przewodnim był lód i wariacje na jego temat, całkiem malownicze. Tu wciąż Poznań (wbrew pozorom).



Natomiast w Rogalinku, który wczoraj pokazywałem w swej rozlewności, hmm... Jestem ostatni, który by oceniał ludzkie zachowania... No dobra, nie oszukujmy się, jestem do tego pierwszy :) W związku z tym, jeśli taki obrazek jeszcze od biedy rozumiem, bo w takiej zatoczce wody jest niewiele...

...to to uważam za czysty i nieskrępowany debilizm. Waćpan kręcił sobie na łyżwach zaraz przy cienkiej granicy lodu z wodą. Cóż, jego decyzja, mam nadzieję, że ta fota nie jest ostatnią, którą mu w życiu zrobiono.

W Łęczycy zrobiło się całkiem przejezdnie. W związku z tym na swoje stałe szlaki wrócił i dziadyga - tu znikający w oddali :)

Natomiast z okazji BS-owej integracji udało się poznać na żywo z Huannem, który wizytuje w Poznaniu zawodowo. W piątek wykonałem to będąc jedną nogą w robocie (co nie zmienia faktu, że spotkanie było bardzo sympatyczne), dziś było już luźniej, bo korzystając z uprzejmości kolegi (dzięki raz jeszcze!) wbiliśmy się na MTP, gdzie trwają Targi Pięciu Pasji. Co prawda chodziło głównie o część turystyczną, jednak z ciekawości zawitaliśmy też do jednej z hal, gdzie królował czysty testosteron, adrenalina, duch sportu, szlachectwo... Dobra, żartuję. Była to mekka spasionych kretynów, czerpiących satysfakcję oraz przyjemność z zabijania. Nawet nie próbujących tego kryć:

Jedynym plusem tej części targów była możliwość podziwiania stoiska sokolników. Tak blisko i bez klatek jeszcze nie widziałem tych (i jak widać nie tylko tych) pięknych drapieżników.


Reszta imprezy była bezkrwawa i bardzo pozytywna (np. Adam Wajrak przemawiający z czterema literami skierowanymi w kierunku myśliwych). Panie Huannie, zapraszam na dłużej do Poznania, najlepiej z rowerem, miło było (nomen omen) poznać :)


  • DST 52.20km
  • Czas 02:02
  • VAVG 25.67km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura -5.0°C
  • Podjazdy 318m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

KPIĆ

Piątek, 9 lutego 2018 · dodano: 09.02.2018 | Komentarze 7

Atak saharyjskich upałów trwa. Problem w tym, że tych, które nastąpiły przed wymarciem dinozaurów, fundując Saharze globalne ochłodzenie. Tym samym ruszałem dziś rano w temperaturze minus siedmiu stopni, ale wracałem już w mega komfortowych minus pięciu. W tej sytuacji cztery pary skarpetek oraz kominiarka były prawie niepotrzebne :)

Znów kręciłem corssem i znów tego nie żałowałem. Niby suche drogi to jedno, ale szklące odblaski na nich - drugie, niezachęcające do zabawy na wąskich kółkach. Tym bardziej, że miałem świadomość, iż czeka mnie pewien uroczy element na trasie, a mianowicie DDR-ka w Łęczycy. Tam jednak miłe zaskoczenie - jest już prawie że przejezdna, co oznacza, że leży okazyjnie śnieg, a nie lód. Do tego prykał sobie po niej wóz z piaskiem, zgrabnie mi się usuwając z toru jazdy, czekając aż przemknę bokiem. Panowie dostali ode mnie podziękowanie, tak samo odpowiedzieli - normalnie idylla :) A sama ścieżynka, gdyby nie była rowerowa, byłaby całkiem sympatyczna.


Trasa dzisiejsza to w tę i z powrotem: Poznań - Luboń - Puszczykowo - Mosina - Rogalin - Świątniki i nawrotka. Nad Wartą w okolicach Rogalinka wciąż utrzymuje się stan wody taki, że śmiało można zbierać zapisy na regaty śródlądowe o podwyższonym ryzyku :)



Aha, w Świątnikach natrafiłem na takie coś:

Z ciekawości sprawdziłem w telefonie, czy mnie nie poniosło i na wyświetlaczu nie pojawiło się "Witamy w Republice Czeskiej". Nie pojawiło się. W związku z tym, jeśli ktoś mi zamierza coś SPREDAĆ, to ja nie omieszkam KPIĆ :)