Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198193.60 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2018

Dystans całkowity:1472.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:55:08
Średnia prędkość:26.71 km/h
Maksymalna prędkość:52.40 km/h
Suma podjazdów:5167 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:49.09 km i 1h 50m
Więcej statystyk
  • DST 53.20km
  • Czas 01:58
  • VAVG 27.05km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 136m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glizdowo oraz wieża na Szachtach

Poniedziałek, 10 grudnia 2018 · dodano: 10.12.2018 | Komentarze 24

Dzisiejsza jazda od wczorajszej różniła się głównie dwoma detalami - padało zdecydowanie mniej, bo nie przez prawie sto procent czasu, a jedynie przelotnie, łącznie może z dziesięć minut, no i za środek transportu wybrałem sobie szosę. Reszta, ze szczególnym uwzględnieniem wichur, była tożsama.

Wiało tak, że na drogach między polami (czyli praktycznie wszędzie) zdarzały się momenty, gdy ledwo udawało mi się wyciągnąć wartości na poziomie 18-20 km/h. Oczywiście powrót był zdecydowanie bardziej komfortowy, jednak ledwo pozwolił na zmniejszenie wstydu, jakim jest ostateczny wynik :) Za to od jutra... deszcz ze śniegiem od rana, czyli dokładnie wtedy, kiedy przed pracą mógłbym pojeździć, co oznacza (i to chyba niestety już przesądzone), że tego nie wykonam. Ile w końcu można oszukiwać przeznaczenie?

Trasa to glizda z przepukliną: Poznań - Plewiska - serwisówki - Dąbrówka - Palędzie - Dopiewiec - Dopiewo - Podłoziny, tam nawrotka i swoimi śladami do Palędzia, a stamtąd skorygowanym o Gołuski i Głuchowo miksem dotarłem do Plewisk i Poznania. Tak jak na Relive.

Z atrakcji - chwilę po ruszeniu musiałem się schować pod dachem stacji benzynowej, bo padało. Dwa razy pogniłem sobie na zamkniętych rogatkach. A chwilę przed metą musiałem się schować pod dachem stacji benzynowej, bo... myjka wzywała :)

A po południu, korzystając z dnia wolnego, nawiedzona została - oddana w końcu ludzkości do użytku - wieża widokowa na Szachtach. W weekend nie było sensu się tam pchać, z wiadomych, niechętnoludzkościowych względów, dziś za to poezja - cztery osoby na krzyż. Szkoda tylko, że widoczność była "taka se". No i bardzo fajne info - na górę wdrapać się można legalnie z psem, choć akurat Kropa wolałaby chyba zakaz :)







Przy okazji zrobiono sympatyczny pomost widokowy - idealny dla ciekawskich kurdupli :)




  • DST 52.20km
  • Czas 02:04
  • VAVG 25.26km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 181m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

DeWiantowo

Niedziela, 9 grudnia 2018 · dodano: 09.12.2018 | Komentarze 11

D jak deszcz, W jak wiatr - na początek rozwinę tytuł :)

Tak zróżnicowanych warunków jak dziś nie miałem już dawno - albo padało, albo lało :) O urywaniu łba nawet nie wspomninając. Specjalnie poleniuchowałem rano do grubo po jedenastej, żeby doczekać się zapowiadanej w prognozach luki w tym zestawie, a gdy się pojawiła i ruszyłem, to trwała przez... pierwsze pięć minut. Ale już byłem na siodełku, a niegodne rowerzyście jest z niego zsiadać przed wykonaniem choćby gluta, o!

I w sumie na glucie by się skończyło, bo gdy przez Luboń, Wiry, Komorniki i Szreniawę dotarłem do Rosnówka, miałem serdecznie dość i zawróciłem, ponownie przez Komorniki, następnie Plewiska, z których poczłapałem wzdłuż Grunwaldzkiej do Poznania, kierując się na Grunwald, następnie Górczyn, gdzie... podjąłem decyzję o dokręceniu tych kilometrów do jedynie słusznego dystansu. Błąd, oczywiście, bo dopiero wtedy zerwała się prawdziwa ulewa, ale jakoś przetrwałem, kręcąc się jak niepełnosprytny po Luboniu, Komornikach, Wirach, Łęczycy i znów Luboniu. I na tym skończę wpis, nie tylko dlatego, że czas nagli i trzeba odwiedzić znajomych (zaległości na BS nadrobię wieczorem), ale głównie z powodu tego, że mam tego wypadu serdecznie dość :)

Kilka fotek na koniec. Tu dobre złego początki:

...a potem widziałem już głównie taką perspektywę:

Czekała mnie kontrola prędkości...

...zakończona uśmieszkiem. Rzadko widywany tu widok, najczęściej buźka jest smutna :)

Stary doby widok wciąż na swoim miejscu.

Się nawet wyprzedziło odważnych:

A na autodromie pooglądałem sobie tych rozsądnych, którzy uczyli się wychodzić z poślizgów.

I tyle. A ja się pytam - za jakie grzechy i po cholerę mi całe to rowerowanie? :)

Relive będzie wieczorem.

No i jest.


  • DST 51.50km
  • Czas 01:53
  • VAVG 27.35km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 227m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wichurkowo

Sobota, 8 grudnia 2018 · dodano: 08.12.2018 | Komentarze 29

Pewnie miałbym szansę dziś się wyspać, ale rano musiałem jeszcze podejść z Kropą po drugi i ostatni zastrzyk, więc dzionek miałem ten z gatunku ziewających. No i już podczas spaceru wiedziałem, że do rowerowania dojdzie, bo nie padało, ale przeprawa to będzie niełatwa, by nie napisać - masakrująca.

Powód? Oczywiście ten, co najczęściej - wiatr. Albo lepiej: wichura, bo chwilami ledwo udawało mi się utrzymywać w pionie, a boczne podmuchy przekręcały mi szprychy w kołach. A przynajmniej same nyple :) Był tylko jeden plus, a mianowicie... plus. Na termometrze. Osiem stopni to całkiem fajny wynik, jednak nie pozwolił nawet na zachowanie przyzwoitości w temacie średniej. Po prostu się nie dało, no chyba że miałbym okazję jechać tylko w jedną stronę - oj, wtedy by się działo :)

A trasa? Wykonałem kolejne podejście do "kondominium", które - jak ostatnio wspominałem - znów jest w większości przejezdne. Dzisiaj wpadła wersja z Poznania przez Luboń, Komorniki, Szreniawę, Rosnówko, Stęszew, Witobel, Łódź, Dymaczewa dwa, Mosina, Puszczykowo, Łęczyca, Luboń i do domu. Korki były wszędzie, stałem też na wszystkich (dosłownie) czerwonych światłach - czyli ludzi jak zwykle (a co, nie bójmy się słów) posrało przed JEDNYM dniem wolnym od handlu.

Przyznać trzeba, że podczas jazdy było dziś na co patrzeć. Niebo oszalało :)



W ramach zabawy dla spostrzegawczych: gdzie ukrył się kotek? :)

W Stęszewie taka sytuacja... :/

A na koniec - reklama dźwignią handlu. Ja bym tylko lekko przerobił hasło i dodał coś, co sprawdza się na każdym Marszu Niepodległości i dopisał, że te wędliny są od rodzin z dziećmi :)

Relive - jak zwykle - będzie, jak będzie :)

No i jest.


  • DST 32.10km
  • Czas 01:14
  • VAVG 26.03km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 99m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut okołoweterynaryjny

Piątek, 7 grudnia 2018 · dodano: 07.12.2018 | Komentarze 21

Wskoczył dziś jednak glut, w warunkach dalekich od idealnych, ale o tym później.

Dzisiaj priorytetem stał się pies – wczoraj bowiem Kropka zaczęła niepokojąco popiskiwać, chować się w ciemne miejsca, tworzyć gniazdo z koców na posłaniu, a do tego adoptowała sobie piszczącą piłeczkę – według Doktora Google to typowe symptomy ciąży urojonej. Niestety rano doszły do tego skromne wymioty białą pianą. Popędziłem więc po dziewiątej do weterynarza, który potwierdził diagnozę, dał jej na wszelki wypadek antybiotyk i lek przeciwzapalny, zakazał przez jakiś czas nadmiernego głaskania i klepania po brzuchu oraz zalecił lekką zmianę diety (na okres urojenia) oraz dużo ruchu, więc przy okazji zaliczony został pięciokilometrowy spacer po Dębinie. Patyczkowanie odchodziło jak zawsze, więc powodów do niepokoju nie ma, jednak tym bardziej potwierdziło się to, co było oczywiste – sterylizacja to rzecz niezbędna, zarówno dla psychiki psa, jak i naszej :) Za miesiąc czeka nas więc ta mało sympatyczna akcja.

Po powrocie zostało mi trochę czasu, a że w międzyczasie przestało mocno padać i "jedynie" kropiło, to ubrałem się w najgorsze ciuchy i wykonałem wspomnianego gluta crossem – w mżawce, pod silny wiatr i z taką sobie chęcią do jazdy. Kółeczko było klasyczne: Poznań – Luboń – Wiry – Komorniki – Szreniawa – Rosnowo – Komorniki – Plewiska – Poznań. Nawet na tak krótkim dystansie skasowany mogłem zostać dwa razy: raz na światłach w Plewiskach, gdy jakiś wybitny troglo stwierdził, że wpieprzy się przede mnie dostawczakiem i skręci w prawo chwilę po zapaleniu się zielonego, drugi raz na Głogowskiej, bowiem tam kolejny bezmózg skręcił sobie ot tak przede mną na śmieszkę jakbym nie istniał, mimo że musiał mnie widzieć. Jeden i drugi usłyszał co nieco o cnocie swoich rodzicielek, a także dowiedział się o tym, jak łatwo można werbalnie zostać męskim organem płciowym :)


Na koniec dedykacja dla pewnego miłośnika TYLKO I WYŁĄCZNIE polskich sklepów - syf zwany SPOŁEM (choć trzeba przyznać, że i tak zrobił on kolosalny skok do przodu względem tego, co było jeszcze kilka lat temu) w anturażu rodzimym - z tyłu kościół, obok pińcetplusy, a przy sklepie stojaki wyrwikółka :)

Relive będzie, jak będzie. Znów się toto zaczęło ślamazarzyć ostatnio.

O, jest :)


  • DST 53.30km
  • Czas 01:54
  • VAVG 28.05km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 201m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

MuminoNorris

Czwartek, 6 grudnia 2018 · dodano: 06.12.2018 | Komentarze 40

Jako że po jednym dniu wolności znów nadszedł znienawidzony przeze mnie motyw "do pracy, rodacy", to nie miałem możliwości wyspania się (ale do tego w sumie jestem już przyzwyczajony), ani co gorsza odczekania, aż drogi przestaną się szklić. Mimo to, odważnie niczym porucznik Borewicz czy inny Chuck, ruszyłem szosą, wiedząc jedno - szarżować nie ma co.

No i nie szarżowałem. Spokojnie, powolutku i bez stresu wykonałem "muminka", czyli trasę z Dębca przez Lasek Dębiński, Starołękę, Krzesiny, Jaryszki, Koninko, Szczytniki, Sypniewo, Głuszynę, Babki, Czapury, Wiórek, Sasinowo, Rogalinek, Mosinę, Puszczykowo, Łęczyce i Luboń do domu. Mimo solidnego wiatru był to prawdziwy Muminek, nie żaden Paszczak czy Buka, bo było - co prawda lekko, ale jednak - powyżej zera.

Średnia jest masakrująco słaba, ale na lepszą nie było dziś szans. Tym bardziej, że między Łęczycą a Luboniem zakwitłem sobie za traktorem, którego nie było jak wyprzedzić, a dodatkowo trafiła się górka, którą ten genialny wymysł polskiej myśli technologicznej pokonywał ledwo zipiąc z maksymalną prędkością 10 km/h. Dzięki temu mogłem sobie poczytać naklejki na autach, między innymi na tym:

W prawym dolnym rogu szyby stało: "Nie trąb - maluję paznokcie". Nawet by mnie to śmieszyło, gdyby nie było zbyt realne :)

Jutro deszcze i chyba to będzie ten dzień, w którym przywitam się w końcu z chomikiem :/


  • DST 53.20km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.50km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 126m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szkląco

Środa, 5 grudnia 2018 · dodano: 05.12.2018 | Komentarze 10

Dziś krótko, bo wolne i czasu nie ma :)

W końcu - po ośmiu dniach w pracy pod rząd - mogłem się w miarę porządnie wyspać, zjeść śniadanie i ruszyć o jakiejś cywilizowanej godzinie, a nie skoro świt. W związku z tym start nastąpił koło jedenastej (wciąż rano), przy temperaturze lekko powyżej zera oraz - jak mi się wydawało - drogach odpowiednich na szosę, za którą już się stęskniłem.

Jak się okazało, tak różowo nie było - a bardziej szkląco-czarno. Jechałem więc nad wyraz ostrożnie, zakręty i ronda pokonując z prędkością zmulonego ślimaka. Mimo wszystko cieszyłem się z możliwości kręcenia na tych wąskich kółkach - wynika z tego, że chyba wciąż to lubię :)

Wykonałem jedną z zachodni wersji pętelek: Dębiec - Plewiska - poznańskie Junikowo - Skórzewo - Wysogotowo - Dąbrowa - Zakrzewo - Sierosław - Więckowice - Fiałkowo - Dopiewo - Dopiewiec - Palędzie - Gołuski - Głuchowo - Plewiska - Poznań.

A tu mały kamyczek do mojego "ulubionego" ogródka spod szyldu "czemu ścieżki rowerowe zagrażają życiu i zdrowiu obywateli". Na szczęście zwykła droga była całkiem przejezdna.

Tutaj (będzie) Relive (jak powstanie). O, jest :)

No i na koniec motyw z popołudniowego spaceru po Lasku Dębińskim...

...oraz czworonożne wydanie Venoma w akcji :)



  • DST 53.20km
  • Czas 02:06
  • VAVG 25.33km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 146m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zniechęcacz

Wtorek, 4 grudnia 2018 · dodano: 04.12.2018 | Komentarze 57

Największym pozytywem dzisiejszego wyjazdu było to, że... w ogóle do niego doszło :) A poza tym - jedna wielka męczarnia, walka z cholernie silnym wiatrem, mokrymi ulicami, korkami i innymi upierdliwościami, które jakby się skumulowały, żeby mi przekazać, że to całe rowerowanie jest w sumie g...rosza (nie)warte, przecież jest tyle ciekawszych zajęć w życiu... No ale nie ze mną to numery, gnojek, tak łatwo się nie dam!

Wykonałem (crossem, bo rano jeszcze lekko padało), a bardziej wyrzygałem, zachodnie kółeczko, z Poznania przez Luboń, Wiry, Komorniki, Szreniawę, Rosnowo, Chomęcice (zapomniałem, ze tam zakwitł jakiś remont), Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Dopiewiec, Palędzie, Dąbrówkę, serwisówki i Plewiska do domu. Przewiało mnie z każdej strony, bo oczywiście kierunki podmuchu były tylko dwa - wmordewind oraz wmordewind, ale finalnie jakoś dojechałem. I na tym zakończmy opisywanie tej traumy :)


Jako że pod tyłkiem miałem czołg, postanowiłem kontrolnie (i zapewne ostatni raz w życiu) pyknąć się nowiusieńką, oddaną we władanie miliardom rowerzystów jakieś tydzień czy dwa temu śmieszką wzdłuż obwodnicy Dopiewa, które za pomysł jej wybudowania będzie już u mnie zawsze Dupiewem. Kosteczka turkoce aż miło, barierki oczywiście są, piktogramy biją po oczach...


...ale mnie najbardziej zaciekawił ten właśnie fragment stykowy z drogą.

Wykonawcy nawet zapewne chcieli obniżyć podjazd, ale... jakoś nie wyszło. Ups :)

Byłem, zobaczyłem, będę olewał - czyli zgodnie z założeniami :) Za to położony równolegle pusty asfalcik trzyma poziom - polecam!

Relive TUTAJ.


  • DST 53.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 26.28km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 189m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pan/kon/dominium

Poniedziałek, 3 grudnia 2018 · dodano: 03.12.2018 | Komentarze 19

Na początek zagadka - co się dzieje człowiekowi, któremu udaje się trafić na lukę między opadem nocnym, porannym i tym przedpołudniowym, wycyrklować prawie idealnie dwie godziny między deszczem, który według prognoz miał przestać padać, a tym, który dopiero ma zacząć, ubierze się odpowiednio na rower, a nawet zdąży wyprowadzić psa i sięgnąć po dwa kółka?

Żeby nie trzymać w napięciu odpowiadam - odkrywa on (ów anonim) w tylnym kole panę, której wieczorem nie było, więc się jej nie spodziewał. Tym samym czas mi (bo chodziło o mnie, co za zaskoczenie) się skurczył o dobre dziesięć minut, z czego wymiana gumy trwała chwilę, a szorowanie łap - zdecydowanie dłużej :)  Widziałem jednak w tym jeden plus - zawsze lepiej, jak dętka pójdzie w domu niż na dworze. I za to stwierdzenie dodaję sobie te 0,00000002% do skali optymizmu :)

Gdy w końcu ruszyłem, to kałuże częściowo obeschły, jednak warunki były dalekie od komfortowych - mokro, buro, dość wietrznie. Mimo to cieszyłem się, że w ogóle jadę. Minąłem dość płynnie (o dziwo!) Luboń, przez ścieżkę w Łęczycy dotarłem do Puszczykowa...

...a następnie do Mosiny, gdzie wpadłem na pomysł wykonania miliardowego podejścia do tematu spod hasła "czy może już jakimś cudem da się wykonać moje ulubione 'kondominium'". Nie dawałem sobie wielkich nadziei, ale że te umierają ostatnie, to doczłapałem sobie przez Krosinko i Dymaczewo do granic absur... to znaczy objazdu, gdzie jak zwykle przywitało mnie wahadło. Jednak tym razem zaraz za nim zauważyłem, że jeden z pasów jest częściowo zrobiony, więc postanowiłem kontynuować eksperyment.

I - ku memu zdziwieniu - prócz kilku takich niespodzianek...

...jest całkiem ok. Nawet w Łodzi. Radujmy się :) 

Praktycznie do samego Stęszewa asfalcik gładki i pusty niczym słowotok premiera. Pięknie, prawda? No ale niestety - tak jak już kiedyś pisałem, dowiedziałem się u źródła, że zakwitnie tu śmieszka - na całej długości :( Na razie do tego momentu na szczęście daleko, ale już powstają jej podwaliny, a pewnie polecą i kolejne drzewa, żeby zrealizować ten debilny pomysł. Na dzień dzisiejszy więc w ten sposób wyraziłem swoje zdegustowanie:

To powyżej to wersja oficjalna. Zamieszczam też tę bardziej z serduszka, więc proszę o zamknięcie oczu wszystkich czytających ten wpis małoletnich, mimo lekkiego ocenzurowania :) Właśnie skończyłem "Ślepnąc od świateł" Żulczyka (rewelacja), więc dość naturalnie przyszedł mi ten sposób przekazu :)

Powrót już prostą drogą, przez Trzebaw, Rosnówko, Szreniawę i Komorniki do domu. Wiatr się oczywiście zmienił na boczny, ale kręcąc crossem mam na to ciut większą tolerancję. A za deszcz na ostatnich kilometrach specjalne podziękowania dla pękniętej dętki.

Kondominium powoli wraca, i - póki nie zrobią DDR-ki - będzie wciąż moją ulubioną podpoznańską trasą.

Relive TUTAJ.

Jutro znów deszcz, niestety z mojej analizy wynika, że na wyhaczenie podobnej dziury jak dziś szanse są bardzo małe, by nie napisać, że zerowe.


  • DST 51.40km
  • Czas 02:02
  • VAVG 25.28km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 207m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mi to lotto

Niedziela, 2 grudnia 2018 · dodano: 02.12.2018 | Komentarze 10

Dzisiejszy rowerowy dzionek sponsorować miało lotto. Kładąc się bowiem wczoraj spać nie wiedziałem, czy w godzinach porannych drogi będą na tyle przejezdne, że uda mi się we w miarę bezpiecznych warunkach pokręcić przed pracą.

Gdy otworzyłem oczy, za oknem zobaczyłem nieśmiało świecące słońce. Dobry znak. Niestety spacerek z Kropą lekko mnie sprowadził na ziemię, gdyż to ”zero plus” na termometrze nie załatwiło całkowicie sprawy gdzieniegdzie śliskich dróg, postanowiłem więc odczekać jeszcze pół godziny, a w tym czasie odskrobałem crossa z całego syfu, który pozostał po ostatnim wyjeździe. Wybór bowiem tylko tego sprzętu dawał jako takie nadzieje, że wrócę w całości.

Ruszyłem koło dziewiątej, od razu stawiając czoła nie tylko jeszcze mokrym (ale już tylko fragmentami oblodzonym) ulicom, ale przede wszystkim wmordewindowi z gatunku ”umiarkowany z plusem”. Na szczęście na początek jednak miałem od niego chwilę oddechu, bo zacząłem od małego kursu po Lasku Dębińskim.


Od Starołęki zaczęła się klasyczna trasa w tę i nazad, bez żadnych korekt. Po wyjeździe z Poznania zaliczyłem Czapury, Wiórek, Sasinowo, Rogalinek, Rogalin, Świątniki i w końcu Radzewice, w których zawróciłem.

Po drodze podziwiałem coraz śmielej pojawiający się na Warcie śryż…

...jednak kumulację fajności miałem w ulubionych Radzewicach, tam jak zwykle zawitałem do rzecznego portu, gdzie lekko zasmucił mnie widok usuniętego pomostu. Jednak poza nim – bajka. Trochę zimna, ale bajka :)





Były też i takie momenty.

Jak zwykle w okresie od grudnia do końca lutego cieszę się z każdego wyjazdu, bo czasem to istna walka. Dziś została ona po raz kolejny wygrana, choć w mało imponujących warunkach :) Jednak analiza prognoz na kolejne dni zmusza do pesymizmu – deszcz, deszcz, a poza tym jeszcze deszcz… Chomik już zaciera łapki.

Tutaj Relive.


  • DST 53.70km
  • Czas 01:58
  • VAVG 27.31km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura -3.0°C
  • Podjazdy 202m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sinusoida

Sobota, 1 grudnia 2018 · dodano: 01.12.2018 | Komentarze 17

Tytułowa sinusoida to chyba jedyne słowo, które pasuje mi do dzisiejszego wyjazdu. Ze szczególnym uwzględnieniem członu ”sin”, bo w pewnym momencie zadałem sobie pytanie – za jakie grzechy? :)

Gdy wstawałem, lekko po wpół do ósmej rano, zerknięcie za okno spowodowało, że ryj mi się uśmiechnął – wbrew prognozom bowiem nie zobaczyłem tam ulic zamienionych w lodowisko, a zwykłe, przejezdne trakty. Dla pewności jeszcze zweryfikowałem temat podczas krótkiego spaceru z psem i pełen nieplanowanego optymizmu zabrałem się przygotowania do wyjazdu, a w końcu przeszedłem do czynu.

Początkowo wydawało się, że czeka mnie całkiem sympatyczny wyjazd – było co prawda te minus cztery na termometrze, ale powoli się już do takich wartości zacząłem przyzwyczajać, do tego wiatr już nie miażdżył tak jak ostatnio. Dość zgrabnie minąłem Luboń, zjechałem do Łęczycy, przedarłem się przez Puszczykowo, ciesząc się, że w ogóle jadę. Aż tu nagle, gdzieś przed granicą Mosiny, zaczęło prószyć. Ok, pewnie zaraz przeleci, uspokajałem się. Niestety… Na asfalt zaczęło nawiewać śniegu, pojawiały się wysepki lodu, co przy wąskich oponkach było zdecydowanie średnio komfortowe. Decyzja mogła być jedyna słuszna – zawracam. Rodziła się również w głowie opcja powrotu pociągiem lub autobusem podmiejskim, jednak stwierdziłem, że luzerem nie będę i jakoś dam radę.

Zwolniłem z grubsza o połowę i wzdłuż Mocka dotarłem do Puszczykowa, gdzie częściowo drogą, częściowo śmieszką zacząłem ostrożną podróż powrotną. No i, przy zachowaniu sporej dozy rozsądku, okazało się, iż da się jechać.

Były nawet fragmenty, gdzie dzięki drzewom (ponownie – chwała im!) w ogóle śnieg nie dotarł.

Gdy wspinałem się ulicą Łęczycką do Wirów, ze zdziwieniem stwierdziłem, że te okolice zostały potraktowane o wiele lepiej, postanowiłem więc zrobić eksperyment i sprawdzić, jak będzie wyglądała sytuacja na głównych drogach Komornik i Lubonia, którymi finalnie doczłapałem do Poznania, a w sumie to pod sam dom. Tam stwierdziłem, że na liczniku jest dopiero spory glut, czyli lekko ponad 35 km, czasu przed pracą jeszcze trochę mam, mój rowerowo uzależniony mózg dodał jedno do drugiego i… Tym samym kręciłem dalej, ale już tylko małe kółko dokoła Lubonia, z zahaczeniem ponownie o Wiry. To był zdecydowanie akt desperacji, bo w normalnych warunkach jazda przez te okolice to tortury porównywalne z dźganiem miękkimi podusiami.

Finalnie skończyłem na jedynym słusznie dystansie, kilka momentów sprawiło, że mimo mrozu było mi nawet ciepło, a średnia zeszła na nie tylko daleki, ale nawet na ostatni istotny plan. Ważne jest jedno – otworzyłem grudzień na dwóch kółkach, czego w sumie się nie spodziewałem, więc sinusoida kończy się górką :) A Relive TUTAJ.

No i jak zwykle podsumowanie poprzedniego miesiąca – łącznie wszyło 1577 km, ze średnią 28,7 km/h, na co złożyła się znakomita pierwsza połowa listopada oraz koszmarna druga (wichury, mrozy, deszcze). Kręcenie głównie odbywało się szosą, ale były i epizody crossowe. Odbyte, zapomniane.