Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198193.60 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2018

Dystans całkowity:1617.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:25
Średnia prędkość:28.17 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Suma podjazdów:8343 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:52.18 km i 1h 51m
Więcej statystyk
  • DST 53.10km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.06km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 207m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kórnikółko

Czwartek, 11 października 2018 · dodano: 11.10.2018 | Komentarze 16

Wczorajsze celebrowanie kolejnych osiemnastych urodzin "lekko" mi się przeciągnęło, więc na wczesny poranny rowerowy zryw nie było za bardzo szans :) Ale - główka pracuje - wolne wzięte, a co za tym idzie bezstresowy wyjazd mógł nastąpić troszkę przed południem.

Wiało mocniej niż dzień wcześniej, jednak paradoksalnie bardziej przyjaźnie, bo przynajmniej z jednego kierunku - południowo-wschodniego. Na takie coś jestem w stanie się zgodzić, szkoda tylko, że niewiele mam do powiedzenia :) Ruszyłem w kierunku Lubonia, który wyjątkowo pokonałem wzdłuż koszmarnej Armii Poznań, z jej abstrakcyjną DDR-ką. Przynajmniej na taką wyglądała z daleka, bo oczywiście pojawić się na niej nie miałem zamiaru. Za to już nie było bata na zakaz jazdy rowerem w Łęczycy i musiałem popływać sobie wśród liści.

Kawałek dalej, przy Grobli w Puszczykowie, ponownie ze smutkiem przyuważyłem poniższy komunikat, na co najmniej kilkunastu drzewach:

I chyba niestety wygląda na to, że urzędasy wygrają i zieleń tu zniknie... :( A wystarczyłoby po prostu wyciąć... śmieszkę. Jednak jakoś, o dziwo, mało kogo to przekonuje.

Potem - już bez smutnych konstatacji - zrobiłem kółko: przez Wartę, Rogalinek, Mieczewo, Kórnik, koszmarem płytowo betonowym do Borówca, następnie Koninko, Jaryszki, Krzesiny, Starołęka i Lasek Dębiński do domu.

Pogoda wciąż rewelacyjna. Coś mi tu śmierdzi - pewnie jak się skończy, to dostaniemy niezłym rykoszetem... Oby nie za szybko :)

Na koniec Relive.


  • DST 53.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.44km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 163m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powrotowo

Środa, 10 października 2018 · dodano: 10.10.2018 | Komentarze 59

Powrót na stare śmieci należał do takich najbardziej klasycznych i zaczął się od mega korka na Dolnej Wildzie. Ominąłem go jadąc przez Lasek Dębiński, ale już wiedziałem, że jestem u siebie :) No i wiaterek - obiecywano mi tu solennie, że jak znów zawitam do WLKP, to nie będzie mi przeszkadzał, co może by i było prawdą, bo nie duł silne (jednak i nie słabo), ale już to, w jaki sposób zmienił się z południowo-wschodniego na północno-zachodni jak tylko zawróciłem, jest tylko jego kwaśną tajemnicą. W każdym razie solenne dzięki za niemal sto procent wmordewindu, takie prezenty niech sobie pogoda w cztery litery (N+E+W+S) schowa :)

Trasa to "muminek" (Relive później): dom - Lasek Dębiński - Starołęka - Krzesiny - Jaryszki - Koninko - Głuszyna - Babki - Daszewice - Wiórek - Rogalinek - Mosina - Puszczykowo - Łęczyca - Luboń - Poznań. Brakowało górek, ale, do cholery, Wielkopolska tez może być ładna. O! :)


I jak w końcu, jest to rzepak czy nie jest? :)



Góroostatki

Wtorek, 9 października 2018 · dodano: 09.10.2018 | Komentarze 35


Nastąpił moment pożegnania się z górkami. Można było być trochę dłużej, ale jak się okazało, nie można było, więc dziś nastąpił powrót :)

Na ostatni trip wybrałem kreatywną destynację :) A po ludzku, nie korpo-hipstersku: ruszyłem rowerem tam, gdzie mi się zachciało, bez wstępnych założeń. A że zachciało mi się najpierw ruszyć na południe, to ulicą Sudecką dotarłem do jednej z niewielu naprawdę fajnych DDR-ek w Jeleniej Górze, prowadzącej w linii prostej do granicy z Łomnicą.

Było dość wcześnie, więc widoczki dopiero się kreowały i tyłka nie urywały.

Ale i tak byłem zadowolony, że widzę cokolwiek, gdyż kawałek wcześniej sytuacja wyglądała tak:

Prostą - niczym życie duchowe szarego, brudnego kibola Lecha, Legii, Śląska czy nawet Karkonoszy Jelenia Góra - drogą...

...dotarłem do Karpacza, ale że wiało mi w pysk i ruch samochodów był spory, stwierdziłem, że pchać do góry się nie będę i zawróciłem do Ścięgien, a następnie Miłkowa, stamtąd z kolei kierując się na Sosnówkę, spodziewając się jak zwykle pięknej panoramy tamtejszego zbiornika wodnego na tle gór. No ale niestety – dopiero ustępujące ze szczytów mgły pozbawiły mnie tej możliwości.

Za to zapoznałem się z koleżankami :) Uprzedzę fakty i zdradzę, że nie ostatnimi tego dnia.

Minąłem Podgórzyn i Zachełmie, pojawiłem się w jeleniogórskim Sobieszowie i zacząłem realizować plan, który zrodził mi się podczas kręcenia. Najpierw jednak sfociłem mój ukochany Chojnik, czyli zamek powstały jakby z zaprzeczeniem zasad grawitacji i ludzkiego rozsądku.

Planem owym była wspinaczka przez Jagniątków do Michałowic. Czyli kilka dobrych kilometrów rzeźni, ale na szczęście z perspektywą zjazdu swoimi śladami.



Przez chwilę towarzyszył mi nawet świniodzik, eee, to jest słodki piesek :)

Na górze, prócz widokowej poezji…

...trafiła się kolejna sympatyczna fauna – jeszcze dekadę temu widok tu nie do pomyślenia. I nie do pogłaskania :)


Czas gonił, więc i tak już zdeka przedłużony wyjazd skróciłem jak mogłem, z Sobieszowa wracając najkrótszą trasą przez Cieplice, by w końcu zameldować się w centrum.


Tym samym zakończyłem niedługi, ale owocny w pogodę i rowerowanie, górski wypad. Później postaram się jeszcze dokleić mapki dla zainteresowanych przy każdym wpisie oraz nadrobić w końcu zaległości.

EDIT: Jeszcze zdjęcie dla pewnego przyjezdnego Morsa, coby się nie wymądrzał w temacie właściwych nazw nadawanych przez autochtonów :)

EDIT 2: Tu Relive. No i przy każdym wpisie dodaję obiecane mapki.

Kategoria Góry


Z ogniem w... :)

Poniedziałek, 8 października 2018 · dodano: 08.10.2018 | Komentarze 11


Kolejny dzionek z piękną październikową pogodą. No trafiło się jak ślepej kurze ziarno, ale jeśli jest takie życie bezokiego drobiu, to w sumie nawet mógłbym nim zostać :)

Wiało najpierw ze wschodu, potem z północy i zachodu, zresztą nieważne, bo po prostu w pysk, ale na szczęście słabo. Czyli po wielkopolsku, ale jednak po sudecku :)

Wyjechałem po dziesiątej (w końcu urlop), najedzony, dokawowany, a nawet wyspany. Z Jeleniej ruszyłem w kierunku Łomnicy i Karpnik, wciąż w asyście słynnych cycuchów, bliżej i dalej.


Następnie zaatakowałem Przełęcz Pod Średnicą. Trafił mi się ciekawy motywator :)

Serpentynka za serpentyką i dotarłem do Gruszkowa, a w końcu do samej góry, skąd spojrzałem na świat, skąd pochodzę :)


Potem już świetny zjazd do Kowar, które objechałem sobie dokoła i wyjechałem do trasy na Ścięgny.


Zahaczyłem jeszcze o Karpacz i srrruuu, przez Mysłakowice i znów Łomnicę do Jelonki.

Dziś nie było żadnej partyjnej konwencji, a szkoda, bo chętnie bym się pobrechtał tym razem z platfusów :)

Jak zwykle Relive - tutaj.

Kategoria Góry


Rudawy, Miedzianka i "Magajwer"

Niedziela, 7 października 2018 · dodano: 07.10.2018 | Komentarze 13


Z tęsknoty obrałem dzisiejszego poranka jeden z moich ulubionych kierunków, czyli Rudawy. Zawsze mnie cieszy, gdy podczas wypadów do Jeleniej zawieje ze wschodu, bo pojawia się ku temu okazja. Dziś wiało ze wschodu, a podczas powrotu... z zachodu, ale nie marudzę, bo dmuchało wciąż w pysk, ale jednak słabo :)


Z Jeleniej ruszyłem przez Łomnicę, Wojanów, Bobrów, Trzcińsko, Janowice. Zerkając na pięknie kolory jesieni, ładnie skrzący się Bóbr i wysoko położone Sokoliki.




A że już bylem, gdzie bylem, poszedłem za zewem trolla... :)

...i wjechałem sobie do Miedzianki. Czyli krainy Wygasłych Browarów, z jednym prężnie działającym :) Po wspięciu się na górę nie od parady, zatrzymaniu się na, hmmm, rynku, zawróciłem sobie, rozpędzając do 65 km/h.





Powrót nastąpił przez ponownie Janowice i Trzcińsko, potem Przełęczą Karpnicką do Karpnik, Krogulca, Bukowca, Mysłakowic i Łomnicę do Jeleniej.


W Wojanowie spotkałem samochód nie byle kogo. Nie wiem czy widać na fotce, ale na boku jest napisane: "Auto naprawa Magajwer". Jak widać, do niczego tu nie można mieć zastrzeżeń, prócz może znajomości języków obcych :)

A po południu wybrałem się na... regionalną konwencję PiS :) Lepszego kabaretu wymarzyć sobie nie mogłem. Panie z publiki szalały i chichotały jakby znów miały sześćdziesiąt lat, panowie partyjni kłaniali się sobie nisko i gaworzyli jak na polu minowym, a poza tym lewactwo się szerzyło w ustach partyjnych ludków wszem i wobec, o dziwo nie ja byłem adresatem, a ultra prawactwo z PO. Warto było się pojawić, taki show za darmo nieczęsto się zdarza :)

Zaległości na BS i komentarze postaram się nadrobić jutro, bo padam na pysk. W końcu urlop nie jest od tego, żeby odpoczywać, prawda? :)

Relive tutaj.

Kategoria Góry


Porębane :)

Sobota, 6 października 2018 · dodano: 06.10.2018 | Komentarze 22

Jak urlop, to pierwszy wybór zazwyczaj jest jeden – moje górki :) Wczoraj wieczorem wylądowaliśmy więc w Jeleniej Górze, a dziś rano można się było przywitać z rowerowym zombie, który o dziwo wciąż jest w stanie "jeżdżalnym”, choć coraz mniej. Ale i tak wielkie brawa dla niego za wytrzymałość na mnie w tym wieku :)

Z pogodą trafiłem idealnie. Dziwne :) Nawet wiatr, mimo że zmienił kierunek i miałem go w pysk i w pysk, był słaby. Zresztą Sudety to nie Poznań, jak wiadomo, nie ma się najczęściej czym przejmować :)

Z trasą nie kombinowałem, tylko wybrałem się do Szklarskiej Poręby. Czemu? Bo tak :) A że mogę ją (trasę) wykonywać po ciemku i z zamkniętymi oczami, to za wiele nowości w tym wpisie nie zawrę. Ruszyłem koło dziesiątej, zaczynając od Cieplic, by z nich prosto dostać się na Stawy Podgórzyńskie, gdzie wykonałem zwyczajową sesję.


Następnie dołem Zachełmia i przez Sobieszów...

...dotarłem do Piechowic, z których już rzut beretem - czyli banalne sześć kilometrów pod górę - i byłem na miejscu. Po drodze najpierw wyprzedził mnie młody szoszon, z którym zamieniłem kilka zdań, ale że nie chciałem go na swoim trupie spowalniać, to popędził dalej, ale w Szklarskiej Średniej znów się zrównaliśmy. Ku mojemu niezmiernemu zdziwieniu :)


Gdy robiłem zapas oscypków, zagadał mnie jeden z turystów, czy nie wiem przypadkiem, gdzie tu jest wypożyczalnia rowerów. Nie wiedziałem początkowo czy to pocisk wobec mojego super hiper pro ultra sprzętu mtb, czy szczera ciekawość (okazało się, że to drugie), ale i tak odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że… nie wiem :) Na szczęście Pani Oscypkowa pokierowała zainteresowanych w odpowiednie miejsce.

Chwilę relaksu zrobiłem sobie przy stacji Szklarska Poręba Górna. Łaskawie dałem również sobie zrobić selfie :)



Zjazd ze Szklarskiej Górnej to poezja, na szczęście mało znana, więc ruch tam znikomy i można się rozpędzić (dziś 60+ na zakręcie).


Końcówka to jeszcze zaliczenie Pakoszowa, a reszta swoimi śladami.

Po południu podjechaliśmy sobie na Stawy Podgórzyńskie. I co? Tam spotkaliśmy zajadającą sobie na tarasie restauracji Maję Włoszczowską. Jak widać w Jelonce nawet jak człowiek chce się odciąć od roweru, to nie ma jak :)

Relive tutaj.

Kategoria Góry


  • DST 53.10km
  • Czas 01:46
  • VAVG 30.06km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 169m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

D jak Dopiewo

Piątek, 5 października 2018 · dodano: 05.10.2018 | Komentarze 8


Z okazji piątku (bo to zawsze jakiś powód) wykonałem kółeczko zachodnie, w wersji: Poznań - Luboń - Wiry - Komorniki - Szreniawa - Rosnowo - Chomęcice - Konarzewo - Trzcielin - Dopiewo - Palędzie - Dabrówka - Plewiska - Poznań. Pogoda w końcu fajna, wiatr umiarkowany, ale z jednego kierunku, dość ciepło. Tyle suchych faktów, niech mam to już za sobą :)

Fajnie się jechało. Nawet samochodów jakby mniej na drogach. Również w Luboniu!

A na niebie same cudowności.


W Dupiewie (chyba ta nazwa jednak pozostanie u mnie jako oficjalna) straciłem resztki nadziei. Odważyłem się bowiem w końcu zapytać panów skupionych nad budowaną DDR-ką w kierunku Dopiewca:

- Panowie, ta ścieżka to będzie z kostki czy z asfaltu?
- No z kostki.
- Cholera jasna...
- A to źle?
- No źle...
- Ale niefazowana!
- Super...

I faktycznie, gdy jechałem sobie dalej, widziałem, że nie ma się co łudzić. Fajną, szeroką prostą już częściowo spieprzono, posypią się pewnie na wiosnę mandaty, no trudno... :/

A ja, widząc plakaty z pyszczkami, którymi usrane były okoliczne płoty, w końcu dodałem sobie dwa do dwóch. Przecież ta nadzwyczajna aktywność drogowo budowlana w tych okolicach nie jest przypadkiem - idą wybory. Zatrzymałem się, poszukałem w necie, jak nazywa się wójt, a następnie zrobiłem zdjęcie przy odpowiednim nazwisku. I cóż mi pozostaje... Życzyć, żeby po wyborach już nikt nigdy przez tego pana kostką potraktowany nie został, że tak nawiążę do klasyka. Z jakiejkolwiek partii jest (bo zupełnie nie mam pojęcia, nawet tego, czy z jakiejkolwiek). I to hasło: "Zmieniamy Gminę Dopiewo Dla Ciebie"... Dzięki, kurna, dzięki.

A teraz najważniejsze słowo tego dnia :)

Niedługo wyjazd na kilka dni, co - i czy cokolwiek - wyjdzie z rowerowania, się okaże.

Tutaj Relive.


  • DST 55.20km
  • Czas 01:55
  • VAVG 28.80km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 167m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nieboziem

Czwartek, 4 października 2018 · dodano: 04.10.2018 | Komentarze 9

Pogoda dziś, a pogoda wczoraj, to jak niebo i ziemia. Czyli obie wersje do du...szy, ale jedna jakby mniej :) Dzisiaj słabiej wiało, w ogóle nie padało, było cieplej, ale wciąż chłodno. Na polach i serwisówkach monetami zmiatało mnie z asfaltu, jednak mimo wszystko dało się jechać. Więc finalnie doznania chyba optymistyczne, acz z lekkim niesmakiem, bo wynik średni :)

Obrałem znów kierunek na zachód, tworząc odwłokową (może to widać na Relive) trasę, z Poznania przez Plewiska, serwiswóki, Zakrzewo, Sierosław, Więckowice, Fiałkowo, Dopiewo, Dopiewiec, Palędzie, Dąbrówki oraz znów serwisowki i Plewiska do domu. W sumie... fajnie było móc jechać do przodu, a nie bronić się przed jazdą do tyłu, sponsorowaną przez kochany, słitaśny wiaterek :)

Zaraz, zaraz, czy ja gdzieś tam na górze napisałem Dopiewo? Wciąż mam dylemat moralny, czy nie używać na stałe wersji prawidłowej, czyli Dupiewo, jednak wciąż się jeszcze powstrzymuję - dziś bowiem czekała mnie tam kolejna zagadka: czemu zrywany jest wąski pas asfaltu po jednej stronie drogi, zaraz przy chodniku, i czemu obok sterczy odłożona kostka. Mam nadzieję, że to, co myślę, to nie to, co myślę... :/ Widziałem co prawda fachmanów, ale dla własnego zdrowia psychicznego postanowiłem nie pytać, co tu powstaje....

Z rzeczy budujących, ale inaczej: znalazłem kolejną miejscowość, której wojewoda zapewne przytnie dofinansowanie :)



  • DST 53.00km
  • Czas 02:07
  • VAVG 25.04km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 149m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Czy słońce, czy deszcz...". A huragan gratis :/

Środa, 3 października 2018 · dodano: 03.10.2018 | Komentarze 6

Dobrze, że miałem dziś wolne, bo pewnie po wyjeździe, który na szczęście już za mną, musiałbym wziąć L4 :) Ale po kolei, bo tak ciężkiego kręcenia nie pamiętam nawet z wypadów w górki.

Ruszyłem koło jedenastej, bo wszystkie prognozy jak jeden mąż twierdziły, że nocne i poranne opady wtedy właśnie się kończą. No i po raz kolejny okazało się, że skoro pogodynki coś zapowiadają, to... zapowiadają. Już bowiem na granicy Poznania z Plewiskami musiałem sięgać do plecaka, który zapobiegliwie ze sobą zabrałem, jeszcze bardziej zapobiegliwie wkładając do niego rowerową kurtkę antydeszczową. Natomiast wielkim osiągnięciem mojego wybitnie taktycznego umysłu (eh, te lata grania w Fifę) było wyjechanie nie szosą, a crossem. Oj, nawet nie chcę myśleć o opcji postawienia na pierwszą wersję...

Teraz słówko o wietrze. Albo nie, nie będę tu używał wulgaryzmów :) Ten, kto miał tę nieprzyjemność dziś wyściubić nos za drzwi lub okno, wie, z czym to się wiązało - momentami maks, który udało mi się wyciągać wynosił kilkanaście kilometrów na godzinę, przy niemałym wysiłku. Jednak gorsze było to, że podczas powrotu gnój zmienił kierunek na bardziej północny, więc zamiast pomagać, walił z boku. Na tym kończę temat, żeby się nie denerwować :)

W Plewiskach postanowiłem, że lekko zaimprowizuję i po raz pierwszy zobaczę jak wygląda jazda skrótem do Głuchowa. Cóż, myślałem, że będzie gorzej, biorąc pod uwagę, że nawierzchnia wyglądała jak wyciągnięta z księżyca :) Pokręciłem sobie po dziurach przez prawie trzy kilometry, na głos pytając siebie, czemu tego kosmiczne długiego odcinka nikt jeszcze nie wyasfaltował, żeby choćby ułatwić życie mieszkańcom. Wystarczyłaby cienka nitka, żeby nie zniszczyć jedynego ratunku od wiatru, czyli pojedynczej kępy drzew.




Przez Chomęcice, Konarzewo i Trzcielin jakoś dopełzłem (bo inaczej tego nazwać się nie da) do Lisówek. Tak, wiem, byłem tam wczoraj, ale jak się okazało (przyuważyłem dopiero później na mapie) przeoczyłem coś, czego odkryć nie mogłem podczas jazdy szosą. Tym czymś było Jezioro Tomickie, nad którym w życiu nie byłem. Do dziś. Dupy może nie rwie, ale droga do niego bardzo mi się podobała - teren, wiejskie realia, pagórki, mniam.





Jak widać na zdjęciach, niebo było dość niepewne, więc zerkałem nań z pewnym niepokojem. Jak się okazało, nie bez powodu. Gdy tylko wróciłem do Trzcielina, musiałem bowiem chować się pod wiatą przystankową, bo zaczął padać... lekki grad.

Po odczekaniu kilku minut ruszyłem, by parę kilometrów dalej, w Chomęcicach, znów wylądować pod daszkiem, tym razem - jak widać - nie sam. Uprzedzam pytanie - koszyczek nie jest mój :)

Końcówka to walka z bocznymi rzeźniczymi podmuchami oraz zachwyt nad... pięknym i błękitnym niebem. Po dotarciu do domu jedynym ratunkiem był ciepły prysznic i - zapobiegliwie - napar z Gripexu. Brrr... No ale nikt nie mówił, że rowerowanie będzie lekkie :)

Wybory za pasem :)

Relive z tego porąbanego pogodowo dnia TUTAJ.


  • DST 54.00km
  • Czas 01:54
  • VAVG 28.42km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 148m
  • Sprzęt T-rek(s)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Myszołowiąc

Wtorek, 2 października 2018 · dodano: 02.10.2018 | Komentarze 6

No i niestety - standardowy, klasyczny "piździernik" nadszedł. Na starcie miałem dziś może z osiem stopni, ale dzięki kochanemu wiaterkowi, który był nie tylko bardzo silny, ale i przejmująco zimny, realne odczucie było na poziomie szanującej się zimy. W związku z tym już od samego początku olałem średnią, skupiając się na przetrwaniu - jakoś się udało.

Kierunek wypadu był zachodni, a jak zachodni, to pola, pola i pola. Z Dębca ruszyłem do Lubonia, Wirów, Komornik, Szreniawy, Chomęcic, Konarzewa i Trzcielina, gdzie postanowiłem "zaszaleć" i pojechać w kierunku Lisówek, znanych głównie z opisywanego przeze mnie ładnie położonego DPS-u, jednak tym razem od drugiej mańki. Jak się okazało, mimo że asfalt znajduje się po dwóch stronach wsi, to w jej środku go.... brak. Musiałem więc się zawinąć jak niepyszny, ale i tak nie żałowałem - jak się okazało są tam genialne tereny do "polowania" z aparatem na ptaki. Podobno gdzieś można odnaleźć rezerwat Trzcielińskie Bagna, ale to nie tym rowerem - sprawa do nadrobienia czymś, co nie jest szosą. Dziś udało mi się jedynie z drogi przyłapać myszołowa, który był moim widokiem zdziwiony bardziej niż ja widokiem jego :) I jak zwykle żałowałem, że nie mam przy sobie porządnego sprzętu i wyszła pikseloza...



A dokoła widoczki typowo sielskie i anielskie :)

Powrót nastąpił znów przez Konarzewo, ale potem z korektą już przez Dopiewiec, Palędzie, Gołuski i Plewiska. Zmarzłem solidnie, przewiało mnie godnie, ale nie żałuję, czas się hartować :) A jesień mimo wszystko jest piękna.

Relive (niestety pocięte, bo znów Endo zawiodło) będzie jak wrócę z "Kleru" :)

EDIT: tutaj Relive, pod koniec zamiast właściwej trasy jest linia prosta. Dzięki, Endo :)