Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197915.40 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2016

Dystans całkowity:1279.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:44:32
Średnia prędkość:28.72 km/h
Maksymalna prędkość:53.10 km/h
Suma podjazdów:3267 m
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:51.16 km i 1h 46m
Więcej statystyk
  • DST 53.00km
  • Czas 01:57
  • VAVG 27.18km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Obja(z)d

Czwartek, 18 lutego 2016 · dodano: 18.02.2016 | Komentarze 2

Zapewne miliardy czekają na odpowiedź: czy znaleziono wczoraj Ewę Tylman? Nie, nie znaleziono. Jakie zaskoczenie, prawda? Za to zepsuto pogodę i wieczorem spadł śnieg. Super.

Dziś rano już co prawda nie padało, ale było ślisko, mokro i paskudnie. W żaden sposób pogoda nie na rower. 

Żartowałem.

Prawie każda pogoda jest na rower, jak wiadomo :)

Zrobiłem dziś więc crossem spokojne, powolne pięć dyszek przez Puszczykowo do Żabna i z powrotem, Zweryfikowałem w końcu temat objazdu w Mosinie, który był i zniknął. Otóż sprawa jest bardziej skomplikowana. Tablic o objeździe nie ma, samego objazdu nie ma. Jest  za to zakaz wjazdu i przejazdu przez torowisko. Błąd logiczny? Żeby to pierwszy w PL. O co chodzi - nie wiem, za to dwukrotnie przejazd zamknął mi się przed pyskiem i czas, który poświęciłem na placu budowy w błocku mogłem spokojnie spożytkować na pokręcenie naokoło i byłoby szybciej. 

Jadąc dziś przesłuchałem nową płytę Kalibra 44, bo niedawno legenda wróciła. I żałuję. Słabizna straszna, psychodelii brak, klimatu brak. Jakbym miał widzieć plus i minus to zobaczyłbym tylko minus. Całość ratuje częściowo tylko ostatni utwór przed outro, z Czerwonym Kapturkiem jako podmiotem lirycznym. Szkoda...


  • DST 52.40km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.11km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 91m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto oblężone

Środa, 17 lutego 2016 · dodano: 17.02.2016 | Komentarze 2

Po jednym deszczowym dniu przerwy na walkę z katarem (tylko chomik - 32 km, średnia 31,6 km/h) dziś poczułem się lepiej i udało mi się przed pracą ruszyć w rowerowe tany. Tany te co prawda wyglądały jak radosny walc w wykonaniu słonia i mrówki, bo silny wschodni wiatr plus temperatura na minusie nie zachęcały do subtelności, ale przynajmniej nie padało, a nawet wyszło słońce,

Poznań dzisiaj miał stanąć. Powód: do Polski przyjeżdża dwóch (słownie: dwóch) niemieckich policjantów z psami i będą szukać Ewy Tylman. Ciekawostka to, bo jeśli dwóch psów z psami, wrrrrrróćć, funkcjonariuszy z czworonogami potrafi spowodować, że zamyka się 3/4 ulic w centrum sporego miasta to aż się boję myśleć co się stanie jak kiedyś zawita do nas jakiś zorganizowany autokar z mundurowymi z RFN-u. Jako że ten wpis powstaje jeszcze przed całą akcją, zaplanowaną na samo południe, to nie wiem jak się skończy, za to wiem jakie obowiązują w naszym kraju przepisy i gdzie się nie parkuje. Choćby na ścieżkach rowerowych. Tym bardziej, jeśli nie ma się ku temu powodu. Poniżej przykład. Mandacik dla panów? :)

A o dziwo w większości Poznania drogi były dziś w miarę przejezdne. Można? Można. I może to jest właśnie sposób - przestraszyć puszkowców, że będą stać w jeszcze większych korkach niż codziennie i nagle się okazuje, że jest alternatywa?

Dzisiejsza trasa to kółeczko: z Dębca przez okolice Malty, potem Swarzędz, w Paczkowie skręt na Siekierki, następnie Tulce, Żerniki, Starołęcka i do domu. Zimno, wietrznie, ale wpadło kolejne pięć dyszek, więc nie marudzę.


  • DST 34.35km
  • Czas 01:13
  • VAVG 28.23km/h
  • VMAX 45.80km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 138m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut postdentystyczny

Poniedziałek, 15 lutego 2016 · dodano: 15.02.2016 | Komentarze 4

Dziś miałem wolne, więc zgodnie z wieloletnią tradycją od rana padało. Ani mnie to nie zdziwiło, ani zaszokowało - ot, norma Wyspałem się i chcąc nie chcąc zaliczyłem godzinkę z małym obkładem na chomiku, wykręcając 33 kilosy ze średnią 32 km/h. Niestety tym samym zakończyłem piąty sezon "Gry o tron" i pustka ogarnęła me trzewia i ducha. Jednak przyszło wybawienie w postaci "Wikingów" (trzy serie), które - jeśli nie pożrę ich wcześniej gdzieś oglądając na telefonie w robocie - umilą mi kilka tego typu przykrych "kursów".

To nie był koniec atrakcji przewidzianych na ten dzień. Czekała mnie jeszcze wizyta u dentysty, czyli prawdziwa jazda bez trzymanki. Odcierpiałem swoje za wszystkie popełnione grzechy (musiało ich być sporo), odchudziłem portfel i szczęśliwy, że to już za mną (przepraszam, przede mną, bo to na razie trailer, a saga się dopiero zacznie) postanowiłem wykorzystać fakt, że opady odpuściły i nawet część dróg nie była już namiastkami podmorskich głębin.

Czasu miałem niewiele, więc zaplanowałem jedynie gluta, czyli dystans w okolicach trzech dych. Mam już na takie przypadki i zachodni wiatr stałą trasę - z Poznania przez Plewiska, Skórzewo, Dąbrówkę, Palędzie, Gołuski, znów Plewiska i do Poznania. Pokręciłem crossem, bo i bezpieczniej, i tyłkowi lepiej (niech choć on nie cierpi). Przydałoby się centrowanie tylnego koła, bo aktualnie przypomina ono żula po kilku litrach denaturatu, ale kiedy znaleźć czas na kolejny serwis? No kiedy? :)


  • DST 53.70km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.77km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 199m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Psik

Niedziela, 14 lutego 2016 · dodano: 14.02.2016 | Komentarze 7

Po tych ostatnich pogodowych fikołkach mój organizm powiedział: "veto, czas się zbuntować!" i zafundował mi lekkie przeziębienie połączone z katarem. Czuje się więc "tak se". ale jako że od zawsze zamiast zalegać w łożu i udawać inwalidę wolę wypocić choróbsko, co w 99,87% przypadków okazuje się skuteczne, zafundowałem sobie zdrowotne pięć dyszek. Lekarzy, którzy jakimś cudem kiedyś niechcący wpadną na tego bloga, uprasza się o niekomentowanie :)

Oczywiście jak to zwykle ja przekombinowałem z wyborem kierunku, przez co wiatr (nie jakiś specjalnie silny, ale niezmiernie upierdliwy) wymęczył mnie koszmarnie. Z ręką na sercu (nie żeby doszły mi jeszcze problemy kardiologiczne) mogę stwierdzić, że nie pomógł mi ani przez sekundę, a wręcz przeciwnie. Rowerowe walentynki uważam więc za odbyte i nic więcej.

Musiałem znów ruszyć wcześnie, po ósmej, bo znów do roboty. Wróciłem zmarznięty i "omglony", bo na wolnych przestrzeniach wciąż zalegało w powietrzu mleko. Trasa: Poznań - Luboń - Puszczykowo - Rogalinek - Rogalin - Mieczewo oraz powrót praktycznie tak samo, tylko z małą korektą. która uwzględniła zahaczenie o Mosinę.

A psik!


  • DST 52.20km
  • Czas 01:48
  • VAVG 29.00km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 173m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mleczna droga-kolejne otwarcie

Sobota, 13 lutego 2016 · dodano: 13.02.2016 | Komentarze 7

Pierwsze co zrobiłem rano gdy spojrzałem za okno to szybki sprint do lodówki i sprawdzenie w jakim stanie jest schowane w niej zazwyczaj mleko. Kartonik stał nienaruszony, czyli wniosek nasunął się sam - to białe coś to mgła. Ha, Watsonie, ucz się od najlepszych! :)

Drugi z wniosków był następujący - muszę być w robocie na dwunastą, więc chcąc nie chcąc czeka mnie kurs przy nie do końca dobrej widoczności. Dodałem do tego jeszcze temperaturę lekko poniżej zera, oszronione drogi, ciężkie warunki do jazdy i... wsiadłem na szosę :) Jako że wiatr zmienił kierunek na wschodni to najpierw zaliczyłem Starołękę, a potem już ostrożnie i statecznie zagłębiłem się w mgłę. Widoki nie powalały:

Podobnie jak warunki do jazdy. Dokręciłem jakoś do Krzesin, potem Żerniki, Tulce, Gowarzewo i Siekierki, w których nawróciłem i pojechałem z powrotem swoimi śladami. Trzeba przyznać, że już przed dziesiątą zaczęło robić się przyjemniej i mogłem delikatnie nadrobić ostrożne kręcenie z "pierwszej połowy".

W tych okolicach nie było mnie jakiś miesiąc, może ciut więcej. I ze zdziwieniem stwierdziłem, że w tym czasie powstało: rondo i nowa hala w Żernikach, a w Tulcach prawie na wykończeniu jest wcześniej nieistniejący budynek (chyba) mieszkalny. Imponujące to. I przerażające, jeśli pomyśli się o jakości.

Na trasie spotkałem rowerzystów sztuk trzy. O dziwo na samym początku, na Starołęce i Minikowie, gdy warunki były najcięższe. Brawo oni, tym bardziej, że zgrabnie pozdrawiali.


  • DST 52.10km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.21km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 109m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

O drogowym hermafrodycie

Piątek, 12 lutego 2016 · dodano: 12.02.2016 | Komentarze 6

Oficjalnie uznaję wiosnę za zakończoną. Wczoraj za to mieliśmy jesień (padało, więc rower odpuściłem i wpadł tylko chomik - 33 km ze średnią 32,3 km/h), a dziś wróciła zima (zero stopni). Brakuje jeszcze tylko lata i będzie komplet spod znaku: pogoda ześwirowała. Nie ma co - nudno nie jest :)

Mimo mokrych jeszcze dróg postanowiłem wyjechać szosą, co w sumie najgorszym rozwiązaniem nie było, choć kręciłem nader ostrożnie. Zrobiłem jeden ze znanych standardów, czyli "kondomik" z Poznania do Poznania przez Komorniki, Stęszew, Dymaczewo, Mosinę, Puszczykowo i Luboń. Oczywiście w większości z mordewindem lub w najlepszym razie "boczniakiem".

Pamiętacie obrazek z hasłem "he is a cyclist?", który wklejałem kilka dni temu? Jeśli nie to proponuję nań spojrzeć i skupić się na kwadraciku lewym u góry, bo dziś trafiłem na kierowcę TIR-a, który zdecydowanie nie był "cyclist", a na moje bliższe byłoby "debil". Bowiem na skrzyżowaniu dróg w Szreniawie tak mu się spieszyło, że ignorując zwężenie tak intensywnie chciał mnie wyprzedzić, że zaczął trąbić i finalnie wyminął mnie nie o przepisowy metr, a o milimetr. Maks. Nie wiem szczerze mówiąc co chciał na mnie wymusić i gdzie miałbym mu zjechać, skoro i tak już byłem na poboczu, ale mam nadzieję, że dotarła do niego moja reakcja z wykrzyczaną propozycją co może sam sobie zrobić. Jeśli bowiem byłby hermafrodytą (a tego wykluczyć nie można) to biorąc na poważnie moją sugestię przy pewnej dozie szczęścia mógłby po dwóch próbach jej realizacji za dziewięć miesięcy odbierać 500 złotych od rządu...


  • DST 53.20km
  • Czas 01:50
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 53.10km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 76m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

DPS-ując

Środa, 10 lutego 2016 · dodano: 10.02.2016 | Komentarze 3

Wciąż mocno wieje. Ale tak sobie dziś jadąc i walcząc z podmuchami stwierdziłem, że jeż lepiej niech tak będzie, bo jak wiadomo w Polsce nie może być normalnie i gdyby przestało to mielibyśmy albo powódź, albo śnieżyce. Przy zerowym wietrze. Więc... :)

Z trasą nie kombinowałem. Na zachód - przez Luboń, Wiry, Komorniki, Szreniawę, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, Gołuski i Plewiska. Zachciało mi się w pewnym momencie do lasu (nie, nie chodziło problemy natury gastrycznej), więc postanowiłem skręcić sobie do na Lisówki, gdzie dotarłem pod bramy położonego tam w wyjątkowych okolicznościach przyrody DPS-u. Uwielbiam ten kawałek dziczy, a do dziś mam w uszach klekot czapli, które kiedyś przywitały mnie w tych okolicach.

Samochody znów - po jednym dniu uprzejmości - wróciły do zachowań standardowych. Jako że mamy podobno środę popielcową to cel był wspólny: zmasakrować rowerzystę podczas bezmyślnego wyjazdu spod kościoła.




  • DST 52.30km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.02km/h
  • VMAX 46.60km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 125m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gum-isie

Wtorek, 9 lutego 2016 · dodano: 09.02.2016 | Komentarze 10

Po pierwszych kilkunastu kilometrach, które dziś przejechałem byłem pewny, że głównym motywem przewodnim wpisu będzie coś innego. No ale niestety. Do tematu wrócę może pod koniec jeśli mi się łaskawie zachce.

A teraz do sedna. Wczoraj wieczorem ze smutkiem stwierdziłem, że w przednim szosowym kole zapanowała powietrzna impotencja. Po obejrzeniu dętki wyhaczyłem jedynie maleńką dziurę, a wnętrze opony nie wykazywało większych defektów. Gorzej z powłoką zewnętrzną - nawet w sztucznym świetle stwierdziłem, że znam tylko jeden obiekt we wszechświecie, który ma więcej rowków, dziur i nierówności. Ten, który kiedyś za bachora ukradł z bratem nasz aktualny nieoficjalny premier. Ale jako że na stanie zastępczej nie miałem wymieniłem co trzeba, zostawiłem na noc, a rano z duszą na ramieniu sprawdziłem czy powietrze nie zeszło. Nie zeszło. Uf.

Rano, lekko po ósmej ruszyłem w trasę i jechało mi się bezproblemowo, bo przecież jakim problemem może być przewracający mnie wiatr? :) Dotarłem przez Luboń i Puszczykowo do Mosiny, stamtąd zakręciłem na Dymaczewo, za którym postanowiłem ogarnąć temat "wyremontowanego" kawałka na Bolesławiec i Borkowice. Cudzysłowie nie jest przypadkowe, bo jak się okazało jakieś pół roku zamkniętej drogi pozwoliło naszym fachowcom jedynie na odnowienie małego mostku, a sam asfalt jak koszmarny był, tak jest. Ale nie o tym, nie o tym.

Gdzieś tam właśnie stwierdziłem, że z przodu jadę niemal na feldze. No to już wiedziałem co się święci. Pompka w ruch, napompowałem ile się dało i myślałem co robić dalej. Poświęcić kolejną dętkę? Bez sensu. Olśnienie: telefon do przyjaciela! Czyli szybkie połączenie na priv do połowy obsady (czyli jednej osoby) sklepu rowerowego w Mosinie i już wiedziałem, że będę uratowany i nie czeka mnie powrót pieszo. Dowiedziałem się bowiem, że dziś otworzą trochę wcześniej, a co najważniejsze - mają na stanie interesujące mnie oponki. Lekko wściekły byłem jedynie, że na kawałku z wiatrem w plecy wlokłem się jak żółw, bo w wyżej opisanej sytuacji o rozpędzeniu się nie było mowy. Wymęczony dotarłem na miejsce, szybki montaż, podziękowanie za ratunek i pędziłem już do domu, bo w robocie miałem być w samo południe. O dziwo zdążyłem. A oponka śmiga aż miło, ale finalnie dzisiejszy wynik uważam za wytłumaczalny, ale poniżej krytyki.

Zaspokoję ciekawość i łaskawie mi się zachce napisać o to, o czym miałem wspomnieć po kilkunastu kilometrach. A mianowicie - kierowcy - mimo że nie musieli - sami mnie dziś przepuścili podczas wjazdu na i zjazdu z DDR-ki w Łęczycy. A nawet na tej samej ścieżce, na której ostatnio robiłem zdjęcie samochodu zaparkowanego na pałę dziś auta grzecznie stały zaparkowane niekolizyjnie, po bokach. Świat się kończy - po raz kolejny :)


  • DST 53.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.65km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 172m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zajec

Poniedziałek, 8 lutego 2016 · dodano: 08.02.2016 | Komentarze 8

Niezwykle rzadko (średnio zaledwie raz na trzy-cztery dni - :) -) zdarza się, że zostaję tak zmasakrowany na trasie, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Fizycznie, bo wiatr rzucał mną, szargał me dobre imię i odbierał cześć wiejąc non stop (na moje oko) minimalnie 30 km/h, a podczas powrotu zdecydowanie nie chciał współpracować. Psychicznie, bo już po pierwszych kilometrach wiedziałem, że z kierowcami w poniedziałek jest jeszcze bardziej "nie tak" niż "nie tak" jest codziennie. Co w praktyce oznaczało, że gdyby ktoś ze znajomych spotkał mnie po drodze to mógłby pomylić z wystraszoną surykatką lub zającem-szarakiem - tak wyostrzone miałem wszelakie narzędzia służące do percepcji. Tylko uszy krótsze, poza tym i tak pod kaskiem niewidoczne :)

Jakby tego było mało to mój dzisiejszy kurs zgłaszam do najbardziej frajerskiego w tym roku. Bowiem mając ochotę kręcić na południe, czyli docelowo do Żabna, jak zwykle na czuja skręciłem w Mosinie objazdem przez Krosno. Tam wymęczyłem się na koszmarnej ścieżce, bo asfaltem nie można (zakaz jazdy rowerem co kilkaset metrów - oczywiście dla mojego bezpieczeństwa) i kilka razy mógłbym robić za musztardę, gdyby nie refleks w temacie DDR+wjazdy/wyjazdy do/z posesji (dla mojego bezpieczeństwa). Nadrobiłem drogi, straciłem morale, a podczas nawrotu skojarzyłem dopiero, że czegoś mi brakowało. Tablic z informacją, że objazd jeszcze istnieje! Reasumując - wymęczyłem się niepotrzebnie, bo prawdopodobnie przejazd kolejowy został przywrócony do żywych. Jedyne co mnie tłumaczy to fakt, że nikt zdrowy na umyśle nie uwierzyłby, że PKP zdecyduje się na taki ruch, żeby udogodnić życie obywatelowi :) Ale temat będę musiał obadać przy kolejnym wyjeździe w te strony.

Żeby nie było, że frajerem jestem tylko w tym temacie to dziś rano stwierdziłem, że zgubiłem gdzieś kartę PEKA, czyli okno na poznański świat komunikacji publicznej. Po przeszukaniu całego mieszkania, a nawet klatki schodowej, poddałem się i zmuszony zostałem do wyrobienia sobie duplikatu. W tym celu zrobiłem sobie ponad 13. kilometrowy spacerek po Poznaniu (bo już zapomniałem jak się kupuje papierowe bilety) i dostałem (zadziwiająco sprawnie i szybko) glejt z hologramem, że w razie kontroli kanary mogą mnie pocałować w d... owód osobisty. Lżejszy o 21 PLN płatne przy odbiorze za milion lat tak właśnie spędziłem swój pierwszy i ostatni dzień wolny w tym tygodniu.

Poniżej mural przyuważony na Górczynie. Uprzedzam pytanie - ani po lewej, ani po prawej, ani nawet po środku - to nie ja :)



  • DST 54.10km
  • Czas 01:48
  • VAVG 30.06km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Luto :)

Niedziela, 7 lutego 2016 · dodano: 07.02.2016 | Komentarze 4

Co tu dużo pisać. Bosko dziś było! Luty? Jaki luty? Lato prawie. Luto :)

Dycha na termometrze, wiatr upierdliwy, ale do ogarnięcia, sucho, ładnie i och ach. Nawet ja nie miałem powodów do narzekania. A to się rzadko zdarza.

Rozpisywać się nie będę - pokręciłem na południe, przez pustą o dziwo Starołęcką, potem Wiórek, Rogalinek, skręt na Rogalin, potem Świątniki, za którymi zawróciłem (na wysokości baru z grochówą) i nawiedziłem jeszcze Mosinę, Puszczykowo i Luboń. Czyli klasyk.

Jadąc mijałem chyba cały rowerowy Poznań i okolice. Rowerzyści byli wszędzie - za mną, przede mną, obok mnie, na asfaltach, drogach przy nich, lasach, a w pewnym momencie zacząłem uważniej patrzeć na niebo. Tam luz :) Większość uśmiechnięta, radosna - super. Choć nie powiem, gdy nauczony zimowym doświadczeniem odwróciłem się przed nawrotem i zamiast ciągu samochodów zauważyłem kilkaset metrów za mną dwóch kolarzy, a za nimi jeszcze peleton im podobnych - zrobiło mi się dziwnie, Jak nie w Polsce :)

No i w końcu jakaś normalna średnia się udała...