Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 197915.40 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2016

Dystans całkowity:1417.66 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:52:10
Średnia prędkość:27.18 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Suma podjazdów:4678 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:48.88 km i 1h 47m
Więcej statystyk
  • DST 52.50km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.12km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 245m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na banana

Środa, 21 grudnia 2016 · dodano: 21.12.2016 | Komentarze 4

Stęskniłem się przez te kilka dni szosowej posuchy za wąskimi kółkami. Dziś już była okazja, bo rower w końcu wrócił do stanu używalności, ale za to z warunkami do jazdy już tak słodko nie było. Ruszałem lekko przed dziewiątą rano, gdy na termometrze było minus jeden, a drogi poza miastem fragmentami jak się okazało bardziej przypominały jednolitą skórkę od banana w formie asfaltowej niż nawierzchnię zdatną do użytku przez dwukołowców. W samym Poznaniu było trochę lepiej, ale... było to w Poznaniu, czyli o rozpędzeniu się można było zapomnieć. A na przykład na Starołęckiej wyjątkowo zdecydowałem się na jazdę śmieszką, bo żal mi się zrobiło wlokącego się za mną autobusu, jednak w związku z tym, że zgodnie z wieloletnią polską tradycją była ona położona po lewej stronie ulicy to przy manewrze skrętu poślizgnęło mi się tylne koło i gdyby nie moje doświadczenie byłaby gleba przed kołami miejskiego grubasa. Przypominam - zgodnie z teorią owa ścieżka jest po to, żeby poprawić moje bezpieczeństwo. Taaaaa.... :)

Pokręciłem sobie na południe przez Czapury, Wiórek, Rogalinek i Rogalin do Radzewic, gdzie zawróciłem i popędziłem swoimi śladami. Mimo "wesołych" warunków raz przykręciłem na jednej z górek do oszałamiającej prędkości 50 km/h, ale przy tej nawierzchni czułem się jakbym ślizgał się co najmniej dwukrotnie szybciej. Jechałem spokojnie i bez ciśnienia, słuchając sobie raz muzyczki, raz książki, a w końcu coś mnie naszło i włączyłem radio. A tam... Jaruś w tym samym czasie zaczął konferencję i podawanie łapy, przy jednoczesnym obracaniu kota kością ogonową. To było lepsze niż aktualnie konsumowany kryminał :)


  • DST 33.36km
  • Czas 01:12
  • VAVG 27.80km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 111m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Drugi pół-nie-glut serwisowy

Wtorek, 20 grudnia 2016 · dodano: 20.12.2016 | Komentarze 4

Po zostawieniu koła w domu zmieniłem rower i ruszyłem szosą do Mosiny, gdzie byłem już po słowie w temacie serwisu. Lekko się obawiałem czy piasta wytrzyma lubońskie atrakcje na trasie, więc jechałem bardzo ostrożnie, a że wiatr dawał mi kuksańce z boku to tym bardziej nie miałem motywacji do szybkiego kręcenia.

W sklepie pojawiłem się później niż zamierzałem, bo około drugiej, więc trzeba było szybko zakasać rękawy i zabrać za to rowerowe truchło. Było to moje pierwsze podejście do serwisowania u nowego właściciela przybytku, ale że dostał pochlebne opinie od poprzedniego to nie miałem obaw. I jak najbardziej jestem na tak! Darek, bo tak nazywa się ów człowiek, zdecydowanie zna się na rzeczy, szybko zdiagnozował problem i wymienił mi łożyska, ośkę w przednim i zamontował nowe tylne koło, już dawno czekające na mnie w tym miejscu. I co najlepsze - wziął za to duuuużo mniej niż się spodziewałem, mimo kilku problemów z moim (jak zwykle) sprzętem. A że sam jest praktykiem rowerowym to i gadało się ciekawie. Brawo, polecam!

Ruszyłem już w lekkiej szarówie, co było mało fajne, tym bardziej, że powoli z naprzeciwka tworzył się już długaśny sznurek "pezetów", którzy jak zwykle zamiast wybrać dojazd w 15 minut do centrum Poznania pociągiem zafundowali sobie komfortową godzinkę w puszkach. Po dotarciu do domu łączny dystans wyszedł mi dziś tylko lekko ponad 66,6 km, więc jest najlepiej jak tylko można :P A sprzęt działa na razie bez zarzutu, więc aktualnie jeszcze pomęczę stare koło ile się da.


  • DST 33.60km
  • Czas 01:16
  • VAVG 26.53km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 75m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwszy pół-nie-glut serwisowy

Wtorek, 20 grudnia 2016 · dodano: 20.12.2016 | Komentarze 6

Jako że pojęcie "wolny dzień" jak zwykle oznacza u mnie ganianie z wywieszonym ozorem w celu pozałatwiania zaległych spraw, dzisiejsze wolne postanowiłem poświęcić na sprawy rowerowe. Zmotywowała mnie do tego opisywana wczoraj awaria w przednim kole.

Plan wymyśliłem sobie tak 50 na 50. A konkretnie - podzielić sobie rowerowanie na pół, czyli klasyczne glutowanie. Etap pierwszy to wycieczka crossem, tak zaplanowana, żeby do miejsca oddalonego ode mnie o dwa kilometry dołożyć brakujące trzydzieści. Prawda, że to rozsądne? :) Pojechałem więc najpierw na południe, do Lubonia, potem w Wirach skręciłem na Komorniki, potem Szreniawa, Rosnowo, znów Komorniki, Plewiska i dalej już przykry dla psychiki kurs przez zakorkowany Poznań ulicami: Grunwaldzką, Grochowską i Hetmańską, tak żeby dotrzeć do sklepu rowerowego na Traugutta. Tam specjalnie dla mnie ściągnięto na dziś zupełnie niedrogie koło, co prawda marki "takiej se", ale już dawno stwierdziłem, że nie ma co specjalnie inwestować w drogie rzeczy do taniej szosy. Kupiłem je na zaś, bo wciąż miałem nadzieję, że uda się jeszcze naprawić dotychczasowe. A zrobić sobie prezent zawsze można ;) Jedyny minus, którego nie przyuważyłem wcześniej to mocowanie na śruby, a nie na samozamykacz, co zmusi mnie do wożenia ze sobą kolejnego elementu.

Podziękowałem za szybką interwencję (szacun!) i z kołem w jednej ręce ruszyłem do domu. Zapomniałem tylko, że w crossie mam niesprawny jeden z hamulców. Szybko sobie przypomniałem na pierwszych światłach, dzięki czemu pewnie szybciej przyjdzie mi decyzja o kupnie nowych butów :)


  • DST 55.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 27.05km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 245m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piastą po oczach

Poniedziałek, 19 grudnia 2016 · dodano: 19.12.2016 | Komentarze 10

Wczoraj wieczorem po powrocie z pracy ze zdziwieniem stwierdziłem brak powietrza w przednim szosowym kole. Mimo chęci do zabawy gumami i łyżkami zbliżonej do zera absolutnego zabrałem się do wymiany. Poszło w miarę sprawnie, ale gdy już zamontowałem koło to przy kontrolnym kręceniu zaczęły się z niego wydobywać dziwne stuki i chroboty. Upewniłem się jeszcze czy wszystko jest dobrze zrobione w nieskomplikowanym jakby nie patrzeć procesie - było - więc mina mi zrzedła. Jak na moje w końcu siadła piasta lub coś bliżej w niej nieokreślonego. W sumie miała prawo - zrobiłem na niej ponad 42 tysiące kilometrów, we wszystkich możliwych w naszym kraju warunkach. Ale w perspektywie najbliższych dni, które pogodowo zapowiadają się całkiem całkiem, jest to lekka kiszka. Co prawda jak zwykle po zapytaniu dostałem wstępną ofertę pomocy w wypożyczeniu zastępczego (dzięki Dariusz), ale po przemyśleniu i ogarnięciu tego logistycznie postanowiłem dzisiaj rozejrzeć się za szybkim zakupem nowego sprzętu. A kluczowym argumentem było to, że szprychy były inne i nie dałoby się zamontować mojego aktualnego licznika :)

Temat zostawiłem na dziś, a na rano przygotowałem sobie crossa, z bólem serca, który jednak mi przeszedł gdy zobaczyłem mokre drogi i pochmurne niebo. Psychice było łatwiej. Ruszyłem na południe, przez zakorkowany Luboń, Puszczykowo, Mosinę, Sowiniec, przejechałem obok Baranówka, gdzie znajduje się Fundacja Stworzenia Pana Smolenia, potem na Baranowo, za którym wkroczyłem na leśny dukt asfaltowy, który po chwili jeszcze zamieniłem na leśno-leśny i nasycony przyrodą wróciłem na szlak.

W Żabnie skręciłem na Mosinę, gdzie zawitałem do rowerowego i umówiłem się na jutro na wizytę w celu sprawdzenia czy uda się koło uratować. I tak już wstępnie zamówiłem nowe, ale może będę miał rezerwę. A czy dotrzeć tam pozwoli mi zdezelowany sprzęt - się okaże. Jednak na jutro tak czy siak swoje wykręcić będę musiał znów crossem.

PS. Znalezienie pod koniec grudnia niedrogiego koła do szosy "od ręki" to misja nierealna. Wyjaśniło się czemu Mikołaj jest grubym oblechem :)


  • DST 32.10km
  • Czas 01:14
  • VAVG 26.03km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glucik szklany

Niedziela, 18 grudnia 2016 · dodano: 18.12.2016 | Komentarze 3

Pierwotnie według prognoz miał w nocy padać śnieg, potem wersja zmieniła się na marznący deszcz. Cokolwiek miało być - nastawiałem się dziś na solidną porcję snu, spodziewając się, że rano przywita mnie za oknem albo bałwanek, albo karambol złożony z plus minus miliarda samochodów, sponsorowany przez szklankę na drodze.

Tymczasem... Śniegu nie było, za to faktycznie drogi nie należały do tych z gatunku "lider bezpieczeństwa drogowego namawia - ruszaj". Gdy już się zwlekłem z łóżka (nałóg zobowiązuje) to najpierw postanowiłem zrobić kontrolną rundkę spacerkiem, pod pretekstem wyrzucenia śmieci. Organoleptycznie stwierdziłem, że jechać się pewnie da (byle unikać kostki, bo to cholerstwo było najbardziej śliskie), ale dopiero jak temperatura przekroczy "plus zero". Nie ma co ukrywać, że do takiego wniosku doszłem również dzięki magicznemu przyciąganiu przez pewien mebel służący najczęściej do spania :)

Gdy po jakimś czasie nastąpiło powstanie 2.0 była już jedna kreska na plusie, ale też grubo po dziewiątej, więc mając w perspektywie dzionek w robocie musiałem okroić swoją dzisiejszą jazdę do krótkiego, trzydziestokilometrowego gluta z Dębca przez Luboń, Wiry, Komorniki, Szreniawę, Rosnowo, Komorniki, Plewiska i do domu. Jechałem bardzo ostrożnie, do tego crossem, więc wynik nie powala. Ale psychika dzięki temu została utrzymana w jako takim porządku.

Obyło się bez przygód, a nawet w wyjątkowej zgodzie z innymi na drogach. Dostałem kilka podziękowań za wpuszczenie innego użytkownika do ruchu, jak również uśmiechy za zapobiegliwe zatrzymanie przed przejściem dla pieszych. Ale nie ma tak pięknie - na ostatnim odcinku, podczas jazdy poboczem szeroką na maksa ulicą Głogowską na odcinku między Komornikami a Poznaniem, usłyszałem klakson, ten z tych agresywnych. Nie żeby to było coś zaskakującego w naszym kraju, ale zacząłem się mimowolnie zastanawiać o co szanownemu kierowcy chodziło. Czy wydawało mu się, że ta zwykła, choć wypasiona ulica jest jakimś przedłużeniem autostrady? Czy może ma jakieś problemy z żoną i chciał mi w ten sposób to pokazać? Czy zachwycił go widok mojego tyłka? Jak brzmi odpowiedź - nie wiem. Wiem za to jedno.

Był debilem.


  • DST 52.30km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.02km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura -0.3°C
  • Podjazdy 84m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zjawa (?)

Sobota, 17 grudnia 2016 · dodano: 17.12.2016 | Komentarze 13

Wczoraj (a w sumie dzisiaj), gdy wracałem z firmowej (laickiej, bo już czuję w powietrzu niezadane pytanie) wigilii była taka mgła, że taksówkarz wysadzał mnie na "czuja", bo nie było widać mojego bloku w momencie gdy praktycznie byłem kilka metrów od niego. Ciut mniejsze mleko w powietrzu utrzymało się aż do rana. Ja zamiast jednak pójść spać nieopatrznie włączyłem telewizor. I tak do drugiej w nocy, gdy już padłem na ryj, zmieniałem sobie kanały pomiędzy TVN, TVP Info i Polsatem, ze zdumieniem stwierdzając, że nie jest AŻ tak źle z tym naszym narodem, skoro już po roku potrafi pokazać prawie bezpośrednio wybranym wcześniej klakierom pewnego zakompleksionego frustracika, że dość, że te małpy nie pasują do tak zarządzanego cyrku...

Nazajutrz ze wstaniem miałem lekkie problemy :) Ale mocna kawka i upewnienie się, że nie zagrażam sobie oraz ludzkości spowodowała, że po dziesiątej mogłem ruszać. Wybrałem szosę, ale już po chwili miałem wątpliwości czy decyzja była słuszna. Po prostu fragmentami było bardzo ślisko - minimalnie poniżej zera oraz delikatna warstwa lodu na drodze to nie jest idealne połączenie. Pierwotnie chciałem jechać trasą "kondomikową". ale gdy przypomniałem sobie o wyskakujących tam co jakiś czas ddr-kach, na sto procent usyfionych, zmieniłem zdanie i pokręciłem po prostu na zachód, przez Plewiska, Dąbrówkę, Palędzie, Dopiewo, Trzcielin, Konarzewo, Rosnowo, Komorniki i znów Plewiska. Nie powiem, ciekawie było, a szczególnie na zakrętach, rondach i wiaduktach zadawałem sobie pytanie natury filozoficznej: wykopyrtnę się w końcu czy nie? Na szczęście odpowiedź była optymistyczna - nie :)

A w ogóle to było też całkiem ładnie. Szron na drzewach jak zwykle urzekał, a mrozek przy niebieskim niebie zawsze mnie nastrajał lepiej niż upał przy niebieskim niebie. Ot, takie zboczenie :)


Podczas zjazdu Chomęcic do Rosnowa znów (ostatnio to norma) aż się musiałem zatrzymać i cofnąć. Ja rozumiem, że temat opłat za parkowanie od niedawna irytuje kierowców, ale jak widać niektórzy nie wiedzą, że strefa obowiązuje tylko w mieście. A przyzwyczajenia do "nielegali" zostają :)

Co najlepsze - upewniłem się, że nikogo w środku nie ma, co prawda nie chciałem być ciekawski i oglądać samochodu dokładnie, tym bardziej, że chwilę przede mną jechała tędy policja, która (jak zakładam) jeśli się nie zatrzymała to znała temat. Jednak gdy w domu powiększyłem sobie to zdjęcie to okazało się, że w za kierownicą jest jakieś odbicie, jakby ducha, zjawy? Bo gdyby to był człowiek to zgodnie z prawami fizyki głowa osoby nieprzytomnej nie mogłaby być skierowana do góry... No i teraz mam mroczną zagwostkę czy to złudzenie czy może... :)

Do pracy się lekko spóźniłem, bo wiatr w ogóle nie chciał współpracować, ale to już znamy. Za to nie padało, czego powiedzieć nie mogę o prognozach na jutro. Zresztą już jak widzę sypie za oknem, więc na 99% nie pokręcę ;/


  • DST 52.20km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.22km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 205m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Siebzehn

Piątek, 16 grudnia 2016 · dodano: 16.12.2016 | Komentarze 4

Dziś już dzionek bez możliwości komfortowego wyspania się. Życie chłoszcze :) Ruszyłem po ósmej rano przy temperaturze minus dwa. Co chyba wytłumaczyło zaskakujące pustki na zapełnionej latem ścieżce nad Wartą w kierunku na Starołęcką. Trzeba korzystać z większej przepustowości, bo majowe poranki będą zgoła odmienne. Tak strzelam :)

Wykręciłem na spokojnie jeden z "południowo-wschodnich klasyków", przez Starołęcką, Czapury, Wiórek, Rogalinek, Rogalin, Świątniki, nawrót na Rogalinek, Mosinę, Puszczykowo, Wiry, Luboń i Poznań. Bez przygód, czysta nuda. Prócz niezdecydowanego wiatru, ale przecież to też nuda :)

Tym samym dobiłem do siedemnastu tysiaków. Jest to wynik gorszy niż w roku poprzednim, ale niewiele, poza tym starość nie radość :) W przyszłych latach więcej nie będzie, bo i tak już mi ciężko się zorganizować czasowo, ale póki mogę - kręcę. Tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy wpis pozbawiony głębszych przemyśleń, za to z tytułem po niemiecku :)


  • DST 61.15km
  • Czas 02:11
  • VAVG 28.01km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 163m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pan B. był jeden

Czwartek, 15 grudnia 2016 · dodano: 15.12.2016 | Komentarze 13

Mój jedyny wolny dzień w tym tygodniu rozpoczął się późną pobudką (przed dziesiątą) oraz przykrą informacją o śmierci Bohdana Smolenia. Osobiście pana Bohdana widziałem na własne oczy tylko dwa razy - pierwszy kilka lat temu, wracając z przejażdżki po Lasku Dębińskim udało mi się go przyuważyć i pozdrowić na przejściu dla pieszych, gdy w samochodzie kierował się (prawdopodobnie) na "swoje" Baranówko. Drugie spotkanie, już bezpośrednie, odbyło się jakieś trzy czy cztery lata temu, podczas "zakulisowych" odwiedzin u dobrych znajomych (zresztą jego przyjaciół "od zawsze") występujących na koncercie charytatywnym dla Fundacji Stworzenia Pana Smolenia. Tak skromnej i jednocześnie zakłopotanej twarzy się nie zapomina - tak samo jak widocznego smutku w oczach jednej z najbardziej znanych w tym kraju osobistości kabaretowej. Wielka, wielka, szkoda... :(

Ruszyłem więc w nastroju dość średnim. Zapodałem sobie kolejny audiobook Cobena na uszy i zacząłem walkę z miastem, bo w związku ze zmianą kierunku wiatru na północny (ale nie silny, proszę odnotować u mnie te słowa) wybrałem trasę przez calutki Poznań. Szło jak zwykle - z Dębca do Radojewa miałem równiutkie dwadzieścia kilosów, z czego jechałem płynnie może przez jeden. No, może dwa, bo moraskie hopki były w miarę przejezdne :) Ale za to druga w życiu jazda przez odnowioną Kaponierę skończyła się nawrotem - po prostu się zgubiłem na pasach dla rowerów. Rada dla poznaniaków - olejcie je.

Odcinek do Biedruska był poezją - w końcu kawałek przestrzeni, a i była w końcu szansa na rozpędzenie się, bo te dwadzieścia kilosów po mieście skończyło się średnią na poziomie ćwiartki. Na miejscu zmieniłem decyzję co do powrotu - stwierdziłem, że nie mam zdrowia na powtórkę gehenny i zamiast zawrócić na pięcie pojechałem dalej, kierując się na Promnice. Coś z kostki po prawej przypomniało mi, że już kiedyś kilka razy zrobiłem ten błąd, ale przecież to było dawno, na pewno się coś poprawiło względem infrastruktury rowerowej, prawda....?

No nieprawda.

Tu już nie miałem wyjścia. Polska "G" wciąż się mocno trzyma. Aha, jakby ktoś nie widział po lewej zgodnej ze standardami drogi dla pieszych i rowerów to nie musi umawiać się do okulisty. Jej tam nie ma. Jest... aaa, nie będę się wyrażał.

Czymś takim dotarłem do Bolechowa-Osiedle i w końcu do trasy z Murowanej Gośliny do Poznania, którą zresztą niedawno opisywałem, razem ze smaczkami podobnymi do tych z dzisiejszego zdjęcia. No i znów nie ogarnąłem Gdyńskiej po remoncie, więc rozdziewiczyłem ulicę Chemiczną po tym samym - tę ogarniam. Asfalt, żadnych ścieżek, lubię to :)

Końcówka poznańska to fajny kawałek Wartostradą, potem korki w centrum, na Garbarach, a następnie Dolna Wilda i wylot z miasta do Lubonia, bo musiałem wpaść do oddziału swojego kołchozu (w końcu dzień wolny...) po jeden sprzęt. Tam chwila na gadu gadu i kurs do domu. Przed którym stałem znów dobre dziesięć minut na przejeździe kolejowym. Ja dziesięć, a reszta chyba ze trzy razy dłużej, analizując zastany tam sznurek aut. Kolejarze wciąż testują widocznie nowy system zarządzania ruchem szynowym. Od tygodnia dzięki temu Poznań (a chyba i cała linia pomiędzy północą a południem Polski) stoi na każdym styku PKP-droga. Dobra zmiana!


  • DST 52.15km
  • Czas 01:54
  • VAVG 27.45km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 67m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

100WD

Środa, 14 grudnia 2016 · dodano: 14.12.2016 | Komentarze 4

Pod tym tajemniczym tytułowym kryptonimem kryje się jedno - 100% wmordewindu. A z takim właśnie pieszczoszkiem miałem dziś do czynienia na trasie. Wiem, wiem, zaraz się odezwą głosy, że przesadzam i mitologizuję, ale nikt mi nie wmówi, że czarne jest czarne, a białe jest białe :) Po prostu gdy jechałem na zachód to wiało mi w pysk, tak było na trasie z Dębca przez Luboń, Wiórek, Komorniki, Chomęcice, Konarzewo i Trzcielin, gdy zakręciłem na północ to wiało mi pysk już centralnie, gdy za Dopiewem skierowałem się na wschód zamiast pomocy dostałem kuksańce, a gdy już byłem na ostatniej prostej, czyli między Gołuskami, Plewiskami a Poznaniem to zaczęło duć z południa. No zes...tresować się można :)

Plusy dodatnie są takie, że było delikatnie powyżej zera na termometrze, więc mokre drogi nie wymagały szosowej ekwilibrystyki, a jedynie dość ostrożnej jazdy. Nie miałem też zapachowego motywatora, bo resztki imponujących kopczyków ziemniaków, które okazały się burakami, były dziś na moich oczach wywożone wielkimi ciężarówkami gdzieś w świat, więc woń przetrawionego alkoholu nie towarzyszyła mi na trasie. Jak nie w Polsce się czułem :)


  • DST 53.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.65km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Podjazdy 121m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mrozu

Wtorek, 13 grudnia 2016 · dodano: 13.12.2016 | Komentarze 11

Dzionek zacząłem od pobudki o 6:45 (rano!). Cel - wykonanie badania krwi. Akurat przychodnię mam pod domem, więc po powrocie lotem nurkowym znów wylądowałem w ciepłym łóżku. Na pięć minut.

Gdy obudziłem się prawie... dwie godziny później stwierdziłem, że jakiś gnojek ukradł mi czas. Niestety pod ręką nie napatoczył się żaden winny do ukarania, w związku z czym zamiast dokonać brutalnej egzekucji zrobiłem sobie w pośpiechu kawę, a po jej wypiciu ubrałem w kilka warstw rowerowych ciuchów i ruszyłem w świat.

Tam... piękne, błękitne niebo, słaby i umiarkowany wiaterek... Tylko te minus trzy na stracie lekko zaburzyły mi idyllę letniego, sympatycznego wyjazdu. No tak, mamy grudzień. Postanowiłem pokręcić na południe, najpierw zahaczając o Luboń, do którego dostałem się z racji dębieckich korków odnalezionym dziś objazdem. Potem Wiry, Łęczyca, Puszczykowo, Mosina. Tam chwila na wstępne omówienie "spraw pomocowych" z nowym właścicielem sklepu rowerowego, bo poprzedni - Bartek - postanowił wyjechać za granicę i niestety sprzedał przybytek. 

Czasu nie miałem dużo, więc prędko ruszyłem dalej. Na szczęście już trochę się ociepliło, temperatura skakała między minus dwa a zerem, ale najważniejsze, że poznikały lodowe placki, przez które poruszałem się do tej pory jak rowerowa baletnica. Gdzieś przed Witobelem usłyszałem za sobą podwójny dźwięk klaksonu. Jak ja to lubię :) Ale... okazało się, że to było pozdrowienie, bo po chwili wyprzedziła mnie jakaś niewiasta w aucie o kolorze... eee... morskim? eee... nie wiem jakim? z włosami koloru blond, pozdrawiając mnie podniesionym w górę kciukiem. Zabijcie mnie, ale nie wiem kto to był. Może ktoś tu, coś, się przyzna? :)

W Stęszewie zakręciłem na Poznań, miało być łatwiej i by było, gdybym nie władował się między ciągnik a tiry, przez spory kawałek pełznąc z prędkością 20 km/h. W końcu udało się wyminąć zawalidrogę, ale mimo szczerych chęci niedoborów nie nadrobiłem, więc do domu jechałem na spokojnie. No i bez gleby, czego obawiałem się wybierając dziś szosę.