Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Trollking z miasteczka Poznań. Od listopada 2013 przejechałem 198654.20 kilometrów i mniej już nie będzie :) Na pięciu różnych rowerach jeżdżę z prędkością średnią 27.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trollking na last.fm

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2016

Dystans całkowity:1417.66 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:52:10
Średnia prędkość:27.18 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Suma podjazdów:4678 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:48.88 km i 1h 47m
Więcej statystyk
  • DST 52.40km
  • Czas 01:53
  • VAVG 27.82km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 114m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gdyńsko

Poniedziałek, 12 grudnia 2016 · dodano: 12.12.2016 | Komentarze 3

Niestety wczorajsze prognozy się sprawdziły - cały dzień lało, więc standardowo wskoczyła tylko godzinka na chomiku (33 km, średnia lekko ponad 32 km/h, ostatni odcinek "Gro o tron" zakończony). Dziś udało się ruszyć w świat, choć nie powiem, żeby była to komfortowa wycieczka.

Miałem wyjechać wcześniej, ale - zupełnie niespodziewanie - rano znów padało. Dospałem więc to, co mi należne, a ruszyłem już gdy zrobiło się w miarę sucho, czyli równo o dziesiątej. Po kilku dniach ciepłych, ale z koszmarnie mocnym wiatrem, od dziś nastąpiła zmiana - było zimno (dwa stopnie), ale za to z...  koszmarnie mocnym wiatrem. Super. Do tego jego kierunek zmienił się na północny, co oznaczało jedno - sympatyczną jak zawsze jazdę z południa na północ Poznania i z powrotem. Łącznie prawie trzydzieści kilometrów. Było bossssko... :)

Jakoś dopchałem się do wysokości ulicy Gdyńskiej, która jak sądziłem jest już gotowa do użytku zgodnego z logiką. Ale nie. O co tam chodzi? Jakieś wiadukty, mostki, tunele, urywające się ddr-ki... Kosmos kompletny. W sumie dopiero po dzisiejszej jeździe wpadłem na to skąd wzięła się nazwa ulicy - pod koniec lipca miałem podobne problemy z wydostaniem się właśnie z Gdyni w kierunku na Władysławowo, bo tamtejszy system ścieżek wzdłuż portu był tak czytelny, że finalnie wylądowałem w jakichś krzakach, skąd wyratował mnie przypadkowy rowerzysta wskazując drogę. No ale nic, może jak już formalnie wszystko dokończą, czyli za jakieś dziesięć lat, ogarnę ten system :)

Od Koziegłów do Czerwonaka na całej długości wprowadzili system pt. "dopuszczony ruch rowerowy", czyli jak na moje najgenialniejszy na świecie, bo zadowoleni są i chodnikowcy, i ja. Miałem nadzieję, że zgodnie z tym duchem zmieniło się coś w Owińskach, ale gdzie tam - jak były zakazy, tak są i trzeba ryzykować uzębieniem jadąc po kostce. Lub mandatem. Ja dokręciłem w końcu do dzisiejszej połówki dystansu, czyli Murowanej Gośliny, osiągając podczas walki z miastem i wiatrem, a potem już "tylko" wiatrem zabójczą średnią 24,8 km/h. Zakręciłem sobie na stacji paliw i od tego momentu przypomniałem sobie na czym polega radocha z jazdy rowerem - mogłem się w miarę rozpędzić, oczywiście z przerwą na Owińska.

Końcówka to już rzeźnicza rzeź. Prawie dosłowna, bo gdy karnie odczekałem swoje na czerwonym na skrzyżowaniu Bałtyckiej i Hlonda zostałbym skasowany przez kierowcę, który widząc zieloną strzałkę jakby zapomniał, że istnieje coś takiego jak zielone dla pieszych i rowerzystów, co oboje przypłaciliśmy hamowaniem. No ale trzeba przyznać, że choć przeprosił. A mógł zabić :)

Zmarzłem, głównie stałem, a nie jechałem, średnią osiągnąłem na poziomie kontuzjowanego przedszkolaka. Ale kolejne kilosy w grudniu wpadły i to się liczy.


  • DST 52.75km
  • Czas 01:53
  • VAVG 28.01km/h
  • VMAX 51.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 66m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Prawie :)

Sobota, 10 grudnia 2016 · dodano: 10.12.2016 | Komentarze 15

Ponownie dziś zebrałem się później niż zamierzałem. Ale wolny dzień (znów się udało) ma swoje prawa. Niniejszym więc ruszyłem po jedenastej. Dżizas, jak było genialnie ciepło - dycha na plusie w grudniu. Chcę tak co roku!

Ruszyłem... Hmmm. Duże słowo. Chwilę po tym jak wyniosłem szosę (bo tym razem właśnie ten sprzęt był pode mną) stanąłem. W gigantycznym jak na sobotę korku. Miał dokładnie kilometr i pół (z ciekawości zmierzyłem), a w jego środku znajdował się zamknięty przejazd kolejowy na Dębcu. Gdy dopchałem się pod same rogatki, klucząc między samochodami, zakwitłem właśnie pod nimi. Przejechały dwa pociągi, szlaban zamknięty. Dopiero po trzecim łaskawie można było kontynuować, w sumie jeszcze nierozpoczętą, jazdę. Na wspomnianym przejeździe spędziłem prawie dziesięć minut, podczas których ogarnięty dróżnik puściłby ruch trzy razy, tak długie przerwy były między pojawieniem się składów. No ale ten lub ta był/a bardzo odporny/a psychicznie, nic nie robiąc sobie z dźwięku klaksonów co bardziej krewkich kierowców. A w ogóle to jak wyczytałem później właśnie trasa kolejowa na południe była dziś jedną wielką masakrą - kolejarze postanowili bowiem przetestować nowy system zarządzania ruchem, dzięki czemu było tak sprawnie, że godzinne opóźnienie było najmniejszym wymiarem kary. Brawo dla tych państwa :)

Sama trasa to walka z wciąż rzeźniczym wiatrem (takim jak przez ostatnie dni, więc nic więcej chyba nie muszę dodawać) i lekką początkowo mżawką. Pojechałem na zachód, przez Plewiska, Gołuski, Palędzie, Dopiewo, Fiałkowo, Więckowice, Sierosław, Wysogotowo, Skórzewo, znów Plewiska i na Dębiec. Pod koniec opad był już całkiem konkretny, przez co dotarłem do domu mimo wszystko zmarznięty. Ale że czekała na mnie niespodzianka w postaci suto zastawionego pysznego szwedzkiego stołu od Żony na późne śniadanie to szybko odżyłem. Dzięki :) Za to jutro wedle prognoz ma lać cały dzień, więc z kręcenia zapowiadają się nici :(

Na koniec smaczek z Plewisk. Aż się musiałem cofnąć, bo kawałek drogi mi minął zanim mózg mi potwierdził: tak, widziałeś to. Ktoś tu się naczytał pewnie całkiem rozsądnych podręczników na temat budowy współczesnych dróg pieszo-rowerowych. I zrobił jedną z nich, przy chyba ślepej uliczce Zielarskiej, prawie zgodnie z zaleceniami. Prawie robi... wiadomo co :) Smakowite znalezisko.



  • DST 32.05km
  • Czas 01:13
  • VAVG 26.34km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 50m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Glut senny

Piątek, 9 grudnia 2016 · dodano: 09.12.2016 | Komentarze 10

Po raz kolejny okazało się, że spanie nie popłaca. Najlepiej w ogóle się nie kłaść, tylko 24 godziny na dobę warować przy oknie czekając na dobry moment do wyjazdu na rower. A ja, poddając się modzie oraz - jak to szło... aaa... - mainstreamowemu myśleniu głupi spałem w nocy, a nad ranem drzemałem. Zerknąłem tylko raz kontrolnie - nie padało, więc budzik w telefonie żył sobie własnym życiem, brutalnie traktowany przeze mnie paluchem co dziesięć minut.

Gdy już postanowiłem wstać, grubo po ósmej... padało. Nie jakoś mocno, ale nie był to mój ideał komfortu jazdy, więc nastawiałem się już na kolejną rowerową pauzę w tym miesiącu. A tu niespodzianka - niebo zrobiło się bardziej przyjazne, więc postanowiłem wykręcić choć symbolicznego gluta. Znów wybrałem do tej misji crossa, który pewnej nocy w zemście za te wszystkie misje pewnie wbije mi szprychę w krtań :)

No a sama jazda w takich warunkach to... sama (nie)przyjemność. Zrobiłem niewielkie kółko od Dębca przez Luboń, Wiry, Komorniki Szreniawę, Rosnowo, znów Komorniki, Plewiska i do domu. Pierwsza część to walka z wciąż masakrującym wiatrem, druga - już przyjemniej, ale na jednym z wiaduktów prawie mnie zwiało na autostradę A2. W sumie po niej jeszcze rowerem nie kręciłem :) I tak oto kolejne kilosy nadbudowy wpadły, to najważniejsze, a że w stylu mało imponującym to już szczegół.


  • DST 52.45km
  • Czas 02:01
  • VAVG 26.01km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 81m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Burakoholizm

Czwartek, 8 grudnia 2016 · dodano: 08.12.2016 | Komentarze 8

No i znowu przyszła wiosna tej zimy. W sumie fajnie, bo teoretycznie lepiej się przeciętnemu człowiekowi kręci przy pięciu stopniach na plusie niż na minusie, ale jak zwykle okazało się, że nie ma róży bez kolców. Czyli po ludzku - nie ma sympatycznej temperatury w grudniu bez wiatru. A konkretnie bez czegoś na kształt małej wichury.

Miałem spory dylemat jaki rower wybrać. Finalnie znów padło na crossa, bo jednak ciut stabilniej czuję się, gdy mam pod sobą coś, czemu bliżej do słonia niż do leciutkiej (choć i tak ciężkiej) szosy. W sumie decyzja dobra, ale przez to poruszanie się przez pierwszą połowę trasy (Dębiec-Luboń-Wiry-Komorniki-Konarzewo-Trzcielin) trwało jakiś miliard lat. Powiew praktycznie zatrzymywał mnie w miejscu, a w pewnym momencie odpuściłem sobie mocniejsze ciśnięcie na pedały, bo paradoksalnie wtedy jechałem jeszcze wolniej. Taka ciekawostka :)

W Konarzewie zaczęło mi dziwnie pachnieć. Zapach był, hmmm... Jakby go bezpiecznie opisać... O, to była woń oddechu dżentelmena proszącego pod Biedronką o jakieś "grosze" (w przybliżeniu pięć zeta). Zacząłem się w panice rozglądać czy może nie siedzi mi na kole jakiś tutejszy dziadek, zmotywowany promocją na taniego bełta. W sumie przy moich dzisiejszych osiągach byłoby to całkiem możliwe. Ale nie - plecy miałem "czyste". Odór zniknął, by pojawić się kawałek dalej, przed Trzcielinem. W tym momencie skojarzyłem go z opisywanymi już hałdami ziemniaków, które magiczne okazały się burakami. Nie wiem jakie procesy zaczęły w nich zachodzić, czy to jakaś fermentacja czy inne magiczne słowa zbliżone do gnicia, ale prawie upiłem się samym przejechaniem obok owych górek. Ciekawe ile bym wydmuchał w razie kontroli :)

Powrót przez Dopiewo, Palędzie, Dąbrówkę i Plewiska poszedł mi już ciut sprawniej, bo udało się odrobić średnią o całe trzy kilosy na godzinę, ale i tak głównie dostawałem wietrzne kuksańce z boku. Generalnie wyjazd uznaję za sympatyczny, głównie ze względu na to, że w przeciwieństwie do ostatnich dni podczas jazdy nie unosiła mi się z otworu gębowego mgiełka i nie wyglądałem jak parowóz.


  • DST 54.60km
  • Czas 02:05
  • VAVG 26.21km/h
  • VMAX 44.50km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Podjazdy 139m
  • Sprzęt Cross - ST(a)R(uszek)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zakazać oddychania!

Środa, 7 grudnia 2016 · dodano: 07.12.2016 | Komentarze 14

Mikołajki pod względem rowerowym musiałem skazać na straty. Jak zwykle dzięki uroczej pogodzie, która najpierw zafundowała mi śliskie drogi, potem śnieg, następnie deszcz, a w końcu miks jednego z drugim. W związku z tym pomęczyłem się jedynie na chomiku, z którego wykręciłem 34 kilometry ze średnią lekko ponad 33 km/h.

Dziś było już lepiej. Przynajmniej w temacie pogody. Co prawda na tyle zimno i na pierwszy rzut oka mało komfortowo jeśli chodzi o warunki drogowe, że wybrałem crossa, co w sumie jak się okazało było najlepszym wyjściem z kilku względów, o których poniżej.

Ruszyłem zgodnie z „teorią wielkiego powiewu” na południe, przez Luboń, Puszczykowo, Mosinę. W związku z wybranym środkiem transportu postanowiłem odwiedzić miejsce dawno nienawiedzane, a żeby to zrobić musiałem przepchać się całą koszmarną ddr-ką (dupa-dupa-rower) przez Krosinko do Drużyny Poznańskiej.

Tam stanąłem przed zamkniętym przejeździe kolejowym. 

Kawałek dalej, za miejscowością Nowinki pojawiło się to, na co czekałem. Kojarzyłem "to" z wycieczki z okolic lata i byłem ciekawy czy istniejący tam zupełnie nieśmieszny drogowy żart wciąż stoi. No stoi.

Od zawsze zastanawia mnie co siedzi w głowie takiego urzędasa, który decyduje o powstaniu znaku zakazu, jednocześnie ustawiając kolejny abstrakcyjny na leśnej ścieżynce. Może bym jeszcze to był w stanie zrozumieć w mieście, na szerokopasmówkach, przy dobrej infrastrukturze rowerowej. Ale tu? I teraz najlepsze - gdy poruszamy się w przeciwnym kierunku, czyli ową ściechę mamy po naszej prawej to... zakazu nie ma. Ot, polska logika. 

Ja oczywiście jak zwykle doznałem nagłego ataku daltonizmu :) Dokręciłem sobie do Iłówca, zaliczając kolejne absurdy, nimi też wróciłem.

W Drużynie Poznańskiej stanąłem przed zamkniętym przejazdem kolejowym. Tak dla odmiany.

Zaliczyłem karnie już każdą UTWARDZONĄ ddr-kę. A co, jechałem crossem, stać mnie. Myślałem nawet przez chwilę, żeby przycisnąć trochę ze średnią gdy już wiało mi w plecy, ale w Puszczykowie najpierw stanąłem w korku, znów za sprawą naszych kochanych "drzew-źników", a potem poruszałem się tempem nieogarniętego ślimaka przez jakiś kilometr w sznurze samochodów. I to był kolejny dowód na to, że zrobiłem dobrze wybierając crossa, bo na szosie dostałbym już dawno zawalu, zgarnęłaby mnie karetka i nie wykręciłbym swoich pięciu dyszek :)


  • DST 53.45km
  • Czas 01:52
  • VAVG 28.63km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 107m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cuda, cuda...

Poniedziałek, 5 grudnia 2016 · dodano: 05.12.2016 | Komentarze 10

Średnio atrakcyjna przygoda rowerowa pod tytułem "rześko 2016" trwa. Dziś minus jeden na blacie, przejmująco zimny wiatr, białe drzewa... No znam bardziej motywujące przypadki pogodowej aury. Ale samo się nie wyjeździ, więc mimo logistycznych problemów ze wstaniem w końcu ruszyłem, lekko po dziewiątej. Wiało z południowego zachodu, co oznaczało trasę "kondomikową" od strony Lubonia, Łęczycy, Puszczykowa, Mosiny przez Dymaczewo, Łódź, Stęszew, Komorniki i do domu. W Puszczykowie trwa wciąż drzewna rzeź (drzeź?), a co za tym idzie musiałem ratować się znów objazdami. Gnojki wycinają nie tylko zieleń przy drodze, ale i sporo w lesie. I niech nikt mi nie mówi tu o bezpieczeństwie biednych kierowców, chyba że tych rozbijających się quadami.

Teraz nierowerowo. Miła niespodzianka mnie dziś czekała. W ubiegłym tygodniu pisałem o moim potencjalnie zawalonym jednym z korpozadań, który miał mnie kosztować i finansowo, i nerwowo, bo tłumaczenie się nie należy do moich ulubionych zabaw. A tu szok - okazało się, że pomimo, hmmm, alternatywnej drogi działania, mało standardowej, doceniono zaangażowanie i zachowania "na człowieka" a nie "na robota" i element został zaliczony, nawet z pochwałą. Tym samym zamiast być kilka stów w plecy będę do przodu. Cuda, cuda ogłaszają... :)


  • DST 53.30km
  • Czas 01:51
  • VAVG 28.81km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura -0.7°C
  • Podjazdy 84m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Leniolicca

Niedziela, 4 grudnia 2016 · dodano: 04.12.2016 | Komentarze 24

Jakimś cudem udało mi się załatwić wolną niedzielę, więc czwarty dzień grudnia rozpoczął się pod kryptonimem "leń". I to nawet patentowany. Śniadanie i kawa na spokojnie, niespieszne wstawanie... Czemu do cholery tak nie może być codziennie? To znaczy może, ale wtedy rower służyłby mi do transportowania złomu ze śmietników do punktów skupu, a nie do jazdy :)

Jak już ruszyłem, czyli dopiero po 11:30, temperatura daleka była od komfortowej. Za to wiatr się uspokoił, choć strasznie był upierdliwy ze zmiennością kierunku z południowego na zachodni i z powrotem. Wykonałem zestaw zbliżony do wczorajszego, tylko że odwrotnie - Dębiec, Plewiska, Dąbrówka, Palędzie, Dopiewo, Trzcielin, Konarzewo, Rosnowo, Komorniki, znów Plewiska. Na spokojnie, bez spiny i szaleństw, bo momentami było ślisko, szczególnie na zakrętach oraz podczas mojej ulubionej atrakcji zimą, czyli pokonywania rond i przejazdów kolejowych.

W końcu zdecydowałem się przesłuchać nową Metallikę. Jakoś wcześniej nie miałem do tego serca, jednak okazało się, że niepotrzebnie bałem się rozczarowania. Żadne cudo, ale sporo tu przyzwoitej młócki. Jestem na tak.


  • DST 51.50km
  • Czas 01:48
  • VAVG 28.61km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 56m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wpis awaryjny

Sobota, 3 grudnia 2016 · dodano: 03.12.2016 | Komentarze 10

Wczoraj się rozpisałem za wszystkie czasy, więc dziś będzie krótko.

Wstałem.
Wyjechałem.
Przejechałem.
Wróciłem.

Dziękuję za uwagę :)


-----------------------------------------------------------------------------


PS. No dobra, aż tak łatwo nie będzie - wykręciłem kółeczko od Dębca przez Luboń, Wiry, Komorniki, Konarzewo, Trzcielin, Dopiewo, Palędzie, Dąbrówkę, Plewiska. Spokojnie, jak to zimą, ale czasem nawet momentami zachciewało się przyspieszyć.

PS 2. Rano trafiła się nam w mieszkaniu lekka awaria kanalizacji. Na szczęście w wersji, hmmm, light :) Ale i tak trzeba było zaprzyjaźnionego fachmana wzywać, bo tylko spirala (której się jeszcze nie dorobiłem, a nawet nie wpadłem na to, że będzie potrzebna) mogła pomóc, żadne krety i inne przepychaczki. Finalnie wszystko poszło sprawnie i szybko, ale przyznać trzeba, że dzień zapowiadał się gówniano :)


  • DST 61.30km
  • Czas 02:09
  • VAVG 28.51km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 242m
  • Sprzęt Ventyl
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Tu nie ma tolerancji" :)

Piątek, 2 grudnia 2016 · dodano: 02.12.2016 | Komentarze 5

Tak jak sądziłem nie udało mi się zainaugurować miesiąca grudnia rowerowo. Wczoraj cały dzień lało, więc mimo wolnego dnia udało mi się tylko zaliczyć popierdółkę, czyli godzinną rundkę na chomiku (33 km, średnia 32,7 km/h. Statystyka teraz klaska z radości).

Dziś już było zdecydowanie lepiej. Co prawda silny, a nawet bardzo silny wiatr jeszcze się utrzymywał, ale nie było to to, co w nocy, gdy wiało podobno do 80 km/h. Wyruszyłem dość późno, przed jedenastą, gdyż skrzętnie skorzystałem z rzadko włączanej funkcji „wyśpij się”. Poza wczorajszym dzionkiem ostatnie osiem dni spędziłem bowiem cięgiem w robocie i egzystowałem oraz wyglądałem jak niedorobione zombie.

Wybrałem kierunek „pod podmuch”, czyli północny. Jak zwykle oznacza to zaliczenie słodkości mentalnej zwanej jazdą przez miasto, więc od początku łatwo nie było. Dopchałem się jakoś do ronda Nowaka-Jeziorańskiego, a gdy z niego wyjechałem usłyszałem za sobą… no, jak zwykle zadam zagadkę – co mogłem usłyszeć? Ano klakson. I to nie byle jakie klakśnięcie. Ciągłe, donośne, niemal bez przerwy. Zerknąłem z ciekawości za siebie czy może nie trzeba pomóc, może kierowca zasłabł i czółkiem walił bezradnie w kierownicę? No nie tym razem :)

- Gdzie k... jedziesz???? Tam masz ścieżkę!!! - otworzyło się okienko, a z wnętrza puszki rozległ się tak właśnie śpiewny, aksamitny męski głos. No, załóżmy, że taki był :)

Początkowo chciałem zignorować sprawę, ale klakson oraz troglodyta się nie poddawał, więc musiałem zareagować:

- A nie widzisz, że to tylko kawałek ścieżki, która jest końcówką drogi z Grunwaldzkiej, czyli nie jest położona zgodnie z moim kierunkiem jazdy? Poza tym za chwilę się skończy na środku chodnika – i naprawdę zdążyłem to wszystko powiedzieć na jednym wydechu.

- Gówno mnie to obchodzi! Po tą są ścieżki, żeby nimi k… jeździć, a nie blokować ruch!

- Jedź już sobie koleś, frustruj się gdzie indziej.

Coś tam burknął i ruszył do przodu, ale przez akademikami Uniwersytetu Medycznego zatrzymały go światła, a że okno było wciąż otwarte to postanowiłem podjechać i wyjątkowo kontynuować ową uroczą konfrontację.

- I co, gdzie masz teraz tę ścieżkę? Bo jak na moje skończyła się po pięćdziesięciu metrach na środku chodnika i teraz musiałbym złamać prawo, żeby kontynuować jazdę.
- A co mnie to? Jest ścieżka to masz nią jeździć.
- Chłopie, a znasz takie słowo jak empatia?
- Eeee…
- Empatia, tolerancja, kultura na drodze… Mówi ci to coś?
- W tym mieście nie ma tolerancji! Wystarczy, że muszę przejechać przez centrum i nie mam na nią ochoty! A ty mi jeszcze blokujesz tor jazdy!
- Super. A teraz spójrz – ty masz trzy pasy ruchu, ja zajmuję może połowę szerokości twojego samochodu. Taka tragedia?
- Tragedia jest taka, że łamiesz przepisy. Ja też jeżdżę rowerem i zawsze jadę zgodnie z przepisami!
- Taaa, już widzę jak szosą zaliczasz każdą kostkową ddr-kę…
- A to już kwestia jak się buduje w tym cholernym Poznaniu…

No i tu dialog nam się urwał (a szkoda, bo jak widać wnioski na końcu były zbieżne), bo troglo ruszył z piskiem, widząc zielone światło. Ja spokojnie kręciłem dalej, rozmyślając o tym, jak ten kraj mógłby wyglądać bez takich kretynów, na co dzień pewnie paradujących w bluzie z żołnierzami przeklętymi, bo na moje to ten typ wrażliwości. No pięknie by mógł :) A w ogóle to uwielbiam argument "ja też też jeżdżę rowerem". Aż mnie kusiło żeby zapytać o login na BS lub relację z wyprawy dookoła Polski. Jednak coś czuję, że trafiłaby się raczej pełna emocji informacja o tym jak zapakowali "se z dupą górale na pakę i pojechali do Puszczykowa wykręcić te trzy kilosy w jedną stronę na lody. I jeszcze k... trzeba było wrócić".

W sumie z uśmiechem na pysku się poruszałem, spokojnie kręcąc jedną ze stałych tras przez Golęcin, potem Strzeszyn, Psarskie, Kiekrz, Rokietnicę, Napachanie, Rogierówko, znów Kiekrz, Przeźmierowo, nowy wariant powrotu z zaliczeniem lubianej ostatnio przeze mnie ulicy Batorowskiej, łączącej Wysogotowo ze Skórzewem. I tak do Plewisk, gdzie aż się cofnąłem po minięciu skrzyżowania, gdyż ze zdziwieniem zauważyłem, iż skończył się nie wiadomo kiedy remont kawałka ulicy Grunwaldzkiej. I teraz do połowy jest syf, a od drugiej połowy w miarę normalny asfalt. Ja z niepokojem zerkałem na kostkę po mojej prawej oraz pojedyncze przejścia przez ulice z sygnalizacją dla rowerzystów, ale się uspokoiłem. Ktoś pomyślał i jest to chodnik z DOPUSZCZONYM ruchem rowerowym. Ufff :)

Do domu dojechałem nawet nie za bardzo zmarznięty (były cztery stopnie na plusie), za to zadowolony. Nie ze średniej, bo co najmniej do wiosny mam ją gdzieś, ale z mimo wszystko sympatycznego wyjazdu z dyszką na górkę. No i z tego, że dowiedziałem się o tym, iż w Poznaniu tolerancja jest wyklęta :)

Na koniec standardowo podsumowanie ubiegłego miesiąca. Listopad zakończyłem o dziwo z chyba przyzwoitym wynikiem, mimo deszczu, śniegu i wiatru - 1600 kilometrów, z czego znaczna część crossem, a reszta szosą z umierającym napędem. Średnia - 28 km/h. No życie :)